Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. ZIMA WZIĘŁA W POSIADANIE NASZĄ KRAINĘ | NOWY ROK JUŻ NIEBAWEM, A WRAZ Z NIM POSTARZANIE POSTACI | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

czwartek, 9 maja 2024

Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"

 — Cóż... Nie chcę być wścibska, ale jak ci się to stało? - spytała basiora dość nieśmiało, a on, jakby powiedziała coś obraźliwego, znów spojrzał na nią swoim chłodnym spojrzeniem. Ciarki ponownie zadrżały ciałem małej wadery.
— Myślisz, że ci się wygadam? Może jeszcze poklepiesz mnie po ramieniu i zaczniesz wmawiać, że wszystko będzie dobrze? - spytał widocznie już zirytowany. Itami miała ochotę obrócić oczami już lekko zmęczona wrogim nastawieniem pacjenta, ale bała się, że to go może rozgniewać jeszcze bardziej. ~ Nie, chcę tylko ustalić, jak zostałeś zraniony! - pomyślała z przekąsem Itami. Pozostało jej tylko skulić się w niemocy na nagłe huknięcie basiora na nią, ale jak się potem okazało, zrozumiał co zrobił i zmieszał się lekko. Usłyszała tylko westchnienie, a zaraz potem nieco spokojniejszy ton Miguela.
— Wybacz... Nie jestem przyzwyczajony do tego, że jestem w centrum uwagi - samiec zerknął w bok, na wyłożone w starannym ładzie szklane naczynia z lekami na niewielkim, dębowym regale. Jakby chciał uniknąć spojrzenia Itami. Wypuścił ciężko powietrze i zamarł tak przez niedługą chwilę.
— Wędrowałem razem z moim stadem po okolicach. Nie byliśmy do końca watahą. Prowadziliśmy koczowniczy styl życia. Naszą przewodniczką była Stella, starsza wadera, która widziała w nas swoje dzieci. Dziwne nie powiem, ale to ona sprawiła, że zbłąkane wilki odnajdywały swoją oazę. - zaczął swoją opowieść, przerywając ją, co prawda, kilkoma pauzami. Na twarzy basiora zaczął jawić się cień rozpaczy, co nie umknęło uwadze Itami. Potrząsnął głową.

sobota, 4 maja 2024

Od Miguela ciąg dalszy Itami - "Światło w ciemności"

Podsumowując, jestem uziemiony. Myśl ta wciąż krążyła po moim umyśle, powodując, że irytowałem się na wszystko, co mnie otacza. Uważnie patrzyłem na Itami. Wciąż czułem niepokój względem niej. Czy naprawdę mogłem jej zaufać? To było dość ryzykowne. Z drugiej strony, gdyby chciała mnie dobić, nie trudziłaby się z bandażami. Położyłem pysk między łapani i wciąż uważnie ją obserwowałem. Wyczuwałem jej niepokój i napięcie. Mimo to wciąż robiła swoje. Nie znam się na tych rzeczach, ale wiedziałem, że mają na celu jakieś medyczne skutki. Może przygotowywała leki? Nie mam pojęcia, byleby nie truciznę. Cisza trwała, a ja nie za bardzo planowałem ją przerywać. Moje myśli powędrowały do jej wcześniejszych słów.
~ Zgłosić to do alfy? ~ pomyślałem. Ale czy naprawdę wyrok byłby sprawiedliwy? Na moment zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że zapłacą za to, co zrobili. Nagle poczułem silne pieczenie na grzbiecie. Spiąłem się i gwałtownie otworzyłem oczy. Spojrzałem na grzbiet. Itami podskoczyła nieco, pewnie zaskoczona moją gwałtownością. Widziałem, że przykładała mi coś do rany na grzbiecie.
— To cholernie piecze. - warknąłem.
— Wybacz, ale muszę się tobą zająć. Jeśli odpowiednio nie oczyszczę ran, może być tylko gorzej. - odparła, a ja westchnąłem.
— Czasem mam wrażenie, że medycy czerpią radość z cierpienia pacjentów. - mruknąłem, choć wcale nie miałem na myśli tego, by ją obrazić. Ona jednak chyba odebrała to w ten sposób.
— Co?! Wcale nie! Zależy mi na twoim zdrowiu! - zaprotestowała moim słowom. Spojrzałem na nią beznamiętnie. Samica wydawała się spiąć i położyła po sobie uszy.
— Powiedzmy, że w pewnym stopniu ci wierzę. - mruknąłem. Położyłem się wygodniej. Mimo iż zamknąłem oczy, czułem, że wciąż na mnie spoglądała. W pewnym sensie było to dość niekomfortowe. Nie przywykłem do tego, że znajdowałem się w centrum uwagi.
— Coś jeszcze? - mruknąłem. Usłyszałem jej niespokojne przystanięcie z łapy na łapę.
— Cóż... Nie chcę być wścibska, ale jak ci się to stało? - spytała cichym głosem. Westchnąłem i otworzyłem oczy. Spojrzałem na nią chłodno.

środa, 1 maja 2024

Od Atrehu ciąg dalszy Amber ~ "Niespodziewane spotkanie"

Nie wiem, co było bardziej zabawne. Fakt, że zielone stworzenie pojawiło się znikąd i zaatakowało moje ucho swoim długim, wysuwanym a do tego lepkim jęzorem, czy to, że posiadało właścicielkę? W obu przypadkach uśmiech sam pojawiał się na pysku. Obserwowałem tę dwójkę jednak z lekkim zdziwieniem. Fioletowo-różowa wadera obchodziła się z nim niczym z jajkiem. Delikatnie, jakby był to jakiś cenny zabytek, który w każdej chwili mógłby się rozpaść.
– To na pewno żaba? - zapytałem, spoglądając na płaza, który chyba był zbyt leniwy, by samemu się poruszać. Jego duże ślepia spoglądały... w sumie nie byłem w stanie określić, gdzie. W przestrzeń?
– Tak, przynajmniej mi się tak zdaje. Zielony, jak żaba, śluz, jak żaba więc wszystko wskazuje na żabę. - otrzepała go ze śniegu, po czym posadziła na głowie. Chyba to jego stałe miejsce, bo oklapł niemal natychmiast. Przypominało to trochę rozpuszczanie się lodu na słońcu, tylko zdeczka szybsze. Albo takie odniosłem wrażenie, w końcu miał takie krótkie nóżki. Uśmiechnąłem się delikatnie. Słodko razem wyglądali.
– Dziękuję, że go nie skrzywdziłeś. - spojrzała mi w oczy, które skrzyły się ogniem. Szczęście z niej wręcz emanowało. Ogon poruszał się rytmicznie w prawo i w lewo.
– Czemuż miałbym?
– Bo jest taki...
– Niecodzienny? - oboje parsknęliśmy śmiechem. Wadera przytaknęła, oblizując swój pysk, z którego wydobywała się para wodna. O tej porze roku trzeba było szczególnie uważać.
– Tak... można go tak nazwać. Bob to mój przyjaciel. Opiekuję się nim. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go straciła...
– Rozumiem. W takim razie musisz na niego uważać. - rzekłem, robiąc krok w jej stronę. Potem jeszcze jeden. Śnieg skrzypiał pod moimi łapami. Prawie się w nim zatapiałem. Podszedłem do samicy blisko, spojrzałem na nią uważnie, a następnie powąchałem futro. Zapach był przyjemny dla zmysłów, ale ewidentnie obcy.
– Co... co robisz?
– Sprawdzam. Nie jesteś tu zbyt długo, prawda?
– Nie... Niedawno przybyłam do watahy.
– W porządku. Czeka cię pewnie nieco papierkowej roboty. Sam przez to niedawno przechodziłem. - uśmiechnąłem się, puszczając jej perskie oczko. Zarumieniła się uroczo. Łapą poprawiła grzywkę. – Jak ci na imię?
– Jestem Amber, a ciebie jak zwą?
– Mów mi Atrehu. Masz ochotę na spacer?

<Amber?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 342
Ilość zdobytych PD: 171 PD + 30 PD + 30% ~ 51 PD
Łącznie: 252 PD

środa, 24 kwietnia 2024

Od Itami ciąg dalszy Miguel'a ~ "Światło w ciemności"

 — Skarbie - zwróciła się do niej Zuri, kiedy uniosła powoli głowę znad stronnicy szerokiej księgi. Gdy kartkowała kolejne strony, przed oczami Itami przewijały się ryciny niektórych ziół i treściwe ich opisy. Bywały też takie, które nazywały się tak dziwnie, jakby nie pochodziły z tego świata.
— Będę potrzebowała jeszcze Szkarlatnicy. Zdaję mi się, że jeszcze kilka suszy pozostało w lecznicy.— Tak, mamo - odpowiedziała z uśmiechem Itami. 
Zuri już od najmłodszych lat Itami, jak sama wspominała, wpajała jej podstawową wiedzę o alchemii, tak samo, jak reszcie swoim pociechom. Pewnie też dlatego nikt nie miał problemów z przyswajaniem jej w szkole, a przynajmniej tych poważniejszych. W końcu, co jak co, ale w rodzinie Zuri, to wadery przekazywały sobie tę wiedzę, z pokolenia na pokolenie. Itami, mimo że dostała znaczące wykształcenie medyczne, musiała uczyć się dalej, a w jej zawodzie było to wręcz wskazane!
Zuri w zamyśleniu podrapała się w podbródek, przejrzała jeszcze raz wszystkie składniki, niezbędne do sporządzenia naparu. Szturchnęła palcem, wskazując na rycinę rozłożystego kwiatu o niezwykle cienkiej, porośniętej drobnymi pręcikami łodyżce.
— Bez niego raczej nam się nie uda - stwierdziła ostatecznie jej matka. — Dałabyś radę zdobyć przynajmniej kilka płatków... powiedzmy pięć, to powinno wystarczyć. W księdze napisane jest, że cztery i pół, ale te starsze tłumaczenia potrafią być mylne. Eh, nie wzięłam pod uwagę tego, że niektórych ziół nie mamy w zapasie. Idź, ja tymczasem zajmę się obgotowaniem korzenia mandragory. Itami wiedziała, co to za korzeń i ile potrafił wyrządzić rabanu przy nieostrożnym obejściu. Zamknąwszy za sobą drzwi, wyszła na zaśnieżone, kompletnie wybielone podwórze. Nieugotowana mandragora, przypominała sobie Itami, zachowywała w sobie składnik halucynogenny. Sprawnie paraliżujący ośrodki centralnego układu nerwowego, przez co zmysły ulegają drastycznemu omamieniu - nieszczęśnik słyszy to, czego słyszeć nie powinien. Sparaliżowany ośrodek wzroku odbierał obraz zniekształcony, pełny różnorodnych, najczęściej przerażających wizji. Mówi się nawet, że korzeń mandragory to wykrywacz najgorszych wspomnień i myśli i lęków, skrywanych w najgłębszych trzewiach pamięci. Itami zadrżała, uderzona gwałtownym, dojmująco lodowatym północnym wiatrem. Nieprzyjemna fala ciarek wstrząsnęła drobnym ciałem, zniechęcała do dalszej drogi, lecz mimo wszystko, szła dalej. Nagromadzony z wielodniowych opadów śnieg sięgał jej do łokci, a niekiedy musiała bacznie stawiać kroki, by nie wpaść w zagłębienia i nie zaryć pyskiem w biały puch. 

sobota, 20 kwietnia 2024

Od Miguela do Itami ~ "Światło w ciemności"

 Szaleńczy bieg wciąż trwał. Łapy już dawno osiągnęły swój limit wytrzymałości, lecz jakimś cudem były w stanie nieść mój ciężar dalej. Ignorowałem wszystko wokół. Metaliczny smak w pysku, zimno, które otulało moje zakrwawione futro. Rany chyba nie były mocno głębokie, ale średnio się na tym znałem. Wiedziałem, że rana na karku była mocno ograniczająca. Pulsujący ból, jaki z niej płynął, mocno ograniczał mój oddech. Dlatego też ciężko dysząc, walczyłem o każdy dech. Musiałem mieć też ranę gdzieś nad okiem, bo krew przysłaniała mi obraz prawego oka. Przez to, niejednokrotnie obijałem się o rosnące wokół drzewa. Dodatkowo kilka ran na grzbiecie, pogryzione łapy i ogon. Cudem uszedłem z życiem. Te cholerne... Jak tylko odzyskam siły, przysięgam, że przerwę ich gardła i przeciągnę ich truchła przez cały kontynent. Przed oczami wciąż miałem ten obraz, ten makabryczny obraz moich bliskich... Mira... Moja mała, drobna Mira... Pierwsza wadera, do której się przywiązałem po śmierci mojej matki. Przecież ona była jeszcze szczeniakiem. Niestety, ich to nie obchodziło. Zamordowali z zimną krwią wszystkich, młodych, starszych, zdrowych, chorych, wszystko, prócz mnie. Cholera! Czemu musiałem pomylić drogę?! Może wtedy, może gdybym tam był! Oni by żyli... Nigdy nie zapomnę tego ohydnego rechotu. Ich to nie ruszyło... Zabili bezbronne wilki... Wciąż zastanawiam się dlaczego. Przecież nie szukaliśmy kłopotów. Byliśmy po prostu wędrowcami, bez własnego miejsca na ziemi. Stella, najdelikatniejsza samica, jaką znałem, ona nigdy nie szukała kłótni czy wojny. Widok jej wnętrzności będzie mnie prześladował, póki nie zemszczę się na tych pchlarzach. Zadbam o to, by zapłacili za wszystko. Zapłacą za wszytko, co zrobili! Za każdego martwego wilka! Zadbam o to! Póki sam nie znajdę się w piachu!
Jedna z moich łap trafiła na nierówność pod śniegiem. Nieprzygotowana na to, łapa ugięła się, a ja poleciałem prosto w zaspę. Głośne i bolesne warknięcie wydobyło się z mojego pyska. Miałem wrażenie, że słyszę tych sukin***ów za sobą. Zebrałem resztę sił, by się podnieść. Miejsce mojego upadku było poplamione moją krwią.
~ Cholera... Zostawiam ślady ~ Pomyślałem, lecz nie miałem czasu na ich zacieranie. Ruszyłem biegiem, lecz czułem teraz ogromny ból w łapach. Adrenalina przestała działać, a moje ciało, coraz bardziej wyczerpane, domagało się odpoczynku i regeneracji. Niestety zatrzymanie się i odpoczynek byłoby równe śmierci. Zostawiałem jasne wskazówki w postaci śladów łap i krwi. Mogłem liczyć tylko na to, że coś ich zatrzymało. Starałem się zachować podczas biegu czujność. Nie znałem tych terenów, nie wiedziałem, co czyha za rogiem. Starałem się ich zgubić, to był mój priorytet. Nie mogłem dać się zabić. Martwy nie dokonam zemsty. Metaliczny smak i zapach krwi to jedyne co zakodowało się w moim umyśle. W pewnym momencie znów upadłem. Tym razem śnieg rozpylił się na mój pysk. Chłód od razu skojarzył mi się ze śmiercią. Z trudem wstałem. Dostrzegłem, jak bardzo moje łapy się trzęsą z wysiłku. W pewnym momencie ugięły się pode mną, przez co prawie upadłem.

czwartek, 11 kwietnia 2024

"Bądź gotów do poświęceń"

Miguel 
 Zazwyczaj jego imię jest skracane do Mig, innych przezwisk nie zna 

Płeć: Basior | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk | 
Ranga: Albadio |  Profesja: Młodszy łowca | Poziom: 1 (0/3.000 PD) | 

KONTAKT: | [POCZTA] ALGREUSIA@GMAIL.COM |
Autor:  Lineart | Profil
Kolorystyka stworzona przez właścicielkę postaci

wtorek, 26 marca 2024

Od Tegai ciąg dalszy Amnisa ~ "Leśne spotkanie"

~ Ta część opowiadania dzieje się jesienią ~
Opuszczając swoje zacisze, spojrzałam w niebo. Pogoda była typowa dla pory roku. Mimo przygnębiającej aury, charakterystycznej dla jesieni, ja czułam zachwyt tymi pięknymi złoto-czerwonymi barwami. Wiedziałam, że mimo iż nastała jesień, ja wciąż mam wiele obowiązków. Ruszyłam zatem w las, by najpierw nacieszyć oczy jesiennym krajobrazem. Mijałam drzewa, które zrzucały swoje złote liście. Kilka z nich szczególnie mi się podobało. Postanowiłam, że będę wracać tą samą drogą i zabiorę je na farmę. Kawałek dalej zauważyłam ciekawie wyglądającego grzybka. Zaciekawiona pochyliła w jego kierunku głowę, a nosem zaczęłam badać jego woń. Moje łapy ruszyły liście, leżące na ziemi, powodując przyjemny szelest. Moje "badania" przerwał odgłos łamanej gałęzi. Gwałtownie uniosłam łeb i spojrzałam w kierunku, z którego dobiegł odgłos.
— Ktoś tam jest? - spytałam, czując zaniepokojenie. Nagle zauważyłam nieznanego mi basiora. Mieszanka ciekawości i obawy pojawiła się na moim pysku. Obawa wzmocniła się, gdy samiec się zbliżył. ~Jak oni to robią, że są tacy wielcy?~ przemknęło mi przez myśl.
— Wybacz, nie miałem zamiaru ci przeszkodzić. Już stąd idę. - powiedział. Zauważyłam, że zaczął się wycofywać. Nie chciałam, by tak szybko odszedł.
— Hej, zaczekaj! - zawołałam. Samiec zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego spojrzenie sprawiło, że przez mój kręgosłup przeszedł lekko dreczsz.
— Jestem Tegaja, mieszkam niedaleko na farmie, co cię tu sprowadza? - spytałam i zaczęłam się mu przyglądać. Byłam pewna w stu procentach, że wcześniej go nie widziałam. Cisza między nami wydała mi się trochę krępująca. Czekałam na jego odpowiedź z nadzieją, że uda mi się go bliżej poznać.
— Nazywam się Amnis, rekrut. Kilka dni temu przybyłem na terenach Watahy Dailoran.
— Więc dlatago jeszcze cię nie widziałam. Dawno nie ruszałam się dalej niż farma i jej okolice. Jak ci się podoba w watasze? - spytałam z ciepłym uśmiechem doprawionym radością. Zawsze lubię poznawać nowe wilki. Każdy z nich ma całkiem inną historię i całkiem inny charakter do odkrycia. Amnis już na pierwszy rzut oka zdaje się być dość chłodny i zdyskwalifikowany, lecz liczyłam na to, że uda nam się chwilę porozmawiać.
— Jest dobrze. - odparł, a ja skinęłam ruchem łba. Liczyłam na nieco dłuższą wypowiedź, lecz nie miałam zamiaru marudzić. Wiedziałam, że czasem rozmowa może być trudna, zwłaszcza gdy się kogoś poznaje pierwszy raz. Sama często miewam problemy, ale nie zamierzałam się poddawać.

sobota, 23 marca 2024

Od Naharys'a ciąg dalszy Amber ~ "Osobliwy znajomy"

 Do treningu walki zostało mu jeszcze niecałe dwie godziny - jak stwierdził po układzie słońca na niebie - więc bez mniejszych zwlekań postanowił, że odrobinę przed nim rozgrzeje. Godzinny bieg truchtem powinien załatwić sprawę, a potem półgodziny strawi nad ćwiczeniami motorycznymi przy brzegu skutego lodem jeziora Arkane. A stamtąd już krótka droga do poligonu, gdzie militarna część Watahy będzie sobie wypruwać mięśnie i wypluwała płuca w katordze, niewinnie zwanej treningiem. Alfa Salem nie lubił rozpieszczać ani oszczędzać nikogo. Każdy, kto aspirował na stanowisko wojownika, musiał przygotować się na wyboje i kłody rzucane przez los i wymagających trenerów, nad którymi wisiał niemiłosierny ciężar wytycznych od Alfy, który dyktując je, zapewne zapychał się mięsem albo innymi łakociami... 
Albo wciskał kut**a jednej z jego wielu tajemniczych nałożnic do ust. Romanse jednak były tak tajemnicze, jak piękny potrafił być pryszcz na jego tłustym tyłku, bowiem plotki i fakty potrafiły roznosić się po okolicy równie sprawnie, co smród po gaciach. 
A cóż, pomyślał Naharys, władza wie lepiej. 
A potem biegł wzdłuż wyścielonego śniegiem grzbietu wysokiego wału, próbując unormować oddech. Wtedy też stwierdził, że powoli tracił formę, ale wątpił, że to wina przetrenowania. Aktualnie jego harmonogram zajęć wojowników nie przewidywał tak zmasowanego nawału treningów w tym tygodniu. Już prędzej patrole ulic Dailoran i sporadycznie Varony. Mimo, że burmistrz miasta zatrudniał swoich strażników, nigdy nie pogardził od Alfy Salem'a dodatkowych par łap. I nie wyobrażał sobie też, by zbytnio przeciążać i trwożyć energię na ćwiczeniach siłowych, kiedy planował zachować ją na resztę dnia. Być może zaprosiłby Itami albo Atrehu... albo obojga, na mały sparing. W raz z Atrehu dobrze wiedzieli, że forma wojownika, to rzecz niezwykle ulotna, więc może razem przećwiczyliby na spokojnie wszystko, co poznali na szkoleniu. A Itami mogłaby obserwować dwójkę wojowników w akcji i być może samej się czegoś nauczyć. Naharys zdawał sobie sprawę z mikrej postury i niskiego wzrostu Itami, ale nawet takie samice, jak ona, mogą nauczyć się walczyć. 

piątek, 22 marca 2024

Od Itami ~ "W kręgu podejrzanych" [+16]

Jesień dawała jasne znaki panowania. Korony drzew targane gwałtownym wiatrem, który wyrywał im bez litości liście, mknęły w powietrzu swobodnie, opadały na ziemię. Niebawem cała ta kraina zostanie zaścielona złoto czerwonym, szeleszczącym dywanikiem. Mahoniowy Wilk był dla Itami surowym oprawcą. Sam jego widok przyprawiał o bicie serca. Szedł wyprostowany, z głową dumnie uniesioną, jak na głowę rodziny i władcę narkotykowego królestwa przystało.  Nigdy jednak nie podniósł łapy na Itami. Najwyżej targał ją za sobą, jak niewolnicę, na rzemieniowej smyczy. Kiedy Mahoniowy Wilk był zajęty, nie miał czasu pilnować Itami, a wtenczas ów obowiązek przyjmowali jego strażnicy. 
Wtedy pozwalano jej zdjąć smycz i zabawiać nowonarodzone pociechy rodu Harley. Zimne i zobojętniałe spojrzenia strażników nie opuszczały ją ani na sekundę. Mimo, że nie miała smyczy, miała zakaz zdejmowania obroży. Uciskała ją jak cholera, utrudniała przełykanie i oddychanie. 
Jako, że miała zaszczyt cieszyć się tytułem zakładniczki narkotykowego barona, mogła liczyć na przepyszne posiłki, o których nawet nie śniła w najszczerszych snach. Tłuste, pieczone i wędzone kawałki wieprzowiny, polane słodkim miodowym sosem, kuropatwy uduszone we własnym tłuszczu i jasnej, gęstej polewie, miały tak soczyste mięso, że Itami miała ochotę je jeść całymi dniami. Do tego służba naniosła mnóstwo flambirowanych owoców, pieczonych warzyw ze smakowitymi dodatkami, w naczyniach z czystego złota, wysadzanych rozmaitymi precjozami. To wszystko jednak przypadało jej w nieco mniejszych porcjach, niż reszcie stołującej się w jej towarzystwie rodziny. Itami zastanawiała się, czy to może dlatego, że Mahoniowy Wilk mimo wszystko starał przekazać jej, że nie jest tutaj mile widziana. Wtedy też wróciła wspomnieniami do wczorajszego upokorzenia. Eh, mogła w drodze powiedzieć Corlen'owi, że musi skorzystać z ubikacji... a efekt końcowy był taki, że zsikała się na środku pokoju. I straciła w oczach oprawców poważanie. ~ Ty idiotko, o jakim poważaniu mowa? Jesteś ich zakładniczką, a oni twoimi oprawcami. Nie licz na taryfę ulgową~ pomyślała ze zgryzotą. Jedyny wilk, jaki zdołał obdarzyć ją jakimkolwiek uczuciem, był Corlen. Syn Mahoniowego Wilka - Tak go nazwała, bo nie była w stanie przypomnieć sobie jego imienia. Bała się też o nie zapytać. Kiedy nie czuła się w pełni syta po obiadowym poczęstunku, basior jakby słysząc jej myśli, donosił jej coraz to smaczniejsze kąski z kuchni. Był dla niej nie tyle miły, co nadopiekuńczy. I wydawać się mogło, że ojciec hamował swój gwałtowny temperament w jego obecności, ale nie mógł odmówić sobie uszczypliwości i dwuznacznych uwag.
— Rozczulasz się nad nią, jakby co najmniej była z tobą w ciąży.

piątek, 15 marca 2024

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Cień róży"

 Odkąd jej matkę napadł jakiś zwyrodnialec, jej ojciec, Tiru, od dłuższego czasu nie opuszczał progu domu. Dowództwo nad swoim komandem buntowników przyznał jednemu z najwierniejszych - i co ciekawe - i najbrutalniejszych oficerów, jakich nosiła ta przeklęta ziemia. I to był jeden z powodów, dla których Atrehu nie pojawiał się w jej domu od tak wielu miesięcy. A gdyby tego było mało, ojciec udzielił jej niezłą reprymendę, bogatą w pikantne inwektywy, których sam Alfa nie powstydziłby się ich użyć. Wiedział, że Atrehu był w jej pokoju, bowiem rudy samiec zostawił na to zbyt wiele dowodów - między innymi woń na pościeli Itami, jak i na jej futrze. Gdyby miała choć odrobinę rozsądku, zagłuszyłaby na sobie zapach jednym ze swoich ziołowych olejków. No, ale jak to mówią miejscowi... mleko się rozlało. 
 — Czy już zapomniałaś, z kim zawiązałaś narzeczeństwo? Czy ty wiesz, ile znaczy twój związek z Sagelem dla całej walki? Nie mojej, ani nie dla tej całej przeklętej Watahy. Dla nas, mieszańców! W tym świecie nikt szacunku ani wolności nam nie zwróci po dobroci, dlatego musimy ją sobie wywalczyć, ale nie zrobimy tego sami, rozumiesz? Potrzebujemy armii, a ten związek nam ją zapewni. 
— Tylko, że ja go nie chcę... 
— Córko, ja nawet nie chcę tego słuchać. Jesteś za młoda, by wiedzieć, czego ty możesz chcieć od losu. Pozwól, że ci w tym pomogę. 
— To ty nie wiesz, czego ja chcę, bo nigdy z mamą mnie o nic nigdy nie zapytałeś. Skąd o tym możesz wiedzieć? 
— Zostałaś już obiecana Sagel'owi i nie zamierzam łamać danego słowa. - Tiru wymierzył w córkę palec lewej łapy, ale widząc jej zrezygnowane, poddańcze spojrzenie, zmienił nieco ton, ale twarz nadal pozostawała niewzruszona, kamienna i bezlitosna. — Minie trochę czasu, zanim przywiążesz się do Sagela. Czas sprawi, że go pokochasz i będziesz dla niego kochającą żoną. Ale jak to się mówi... po wielkiej burzy nadejdzie tęcza, ale także i ty musisz ją przeczekać, by ją ujrzeć, jasne? Nie mogę Ci jednak zakazać spotykania się z tym... samcem - Tiru ostanie słowo wypowiedział dość gniewnie, z wyraźnie zaciśniętymi zębami. — Jesteś bardzo młoda, ale też dorosła, więc jakiś rozum w sobie masz, by umieć dobierać sobie znajomych, ale... jeśli się dowiem, że Cię splugawił... 
— Nie musisz dokańczać. Nie zrobił tego. Atrehu potrafi to uszanować, w przeciwieństwie do Sagela...

poniedziałek, 11 marca 2024

Od Itami ciąg dalszy Dante/Tuna ~ "Jak Lis do Lisa"

Skrzydło basiora zawisło nagle nad głową wadery, jak pierzasta parasolka. Słyszała już tylko puste uderzenia opadających kropel deszczu. Była mu nawet wdzięczna za ten gest, uśmiechnęła się nieznacznie, próbując też ukryć oznaki zawstydzenia. Robiła się czerwona, jak dojrzewający burak. Ulice i dzielnice momentalnie opustoszały, ostatnie wilki, które usiłując skryć się przed deszczem, biegły w znane tylko im kierunki. Reszta znalazła schronienie w karczmie. Jedynie oni kroczyli przez kałużystą brukowaną ścieżkę, wyszli przez południową bramę, mimochodem słysząc rzucane pod nosem strażników przekleństwa, obrażające ten okrutny deszcz. Przedmieścia, gdy niebo zaczerniło się od burych chmur, stało się takie ponure, że aż przygnębiające, ale Dante wydawał się jednak być skupiony na czymś innym. Na lesie. Kroki stawiał pewnie, tempo miał dość szybkie, ale Itami zdołała się do niego dopasować. Skrzydlaty lis zdawał się podziwiać pokryte wrzosami wzniesienia, zarośnięte paprociami wykroty i soczyście zielone, okrywające czule grube pnie starych dębów, stróżujących przy skraju lasu. Spojrzał na nią. Może nie wprost. Zerkał na nią ukradkiem, a ona zastanawiała się, czy aby nie miała czegoś na pysku, że tak się jej przygląda. W końcu odbiła wzrokiem w bok, ku gęstniejącej ścianie drzew. Przekroczyli już skraj lasu. Dante chyba pomyślał, że Itami, równie co on, podziwiał piękno przyrody, bo skomentował to następującymi słowami. 
 – Nawet w tak niezbyt ciekawą pogodę, las może być piękny, prawda? Co o tym myślisz, Panienko Itami? - Zagaił licząc na odpowiedź ze strony samicy. Itami zamyśliła się chwilę po czym skinęła głową.
– Ma pan rację. - Odpowiedziała z całą uprzejmością.
– Widzi Panienka. Czasami w taką pogodę zastanawiam się, jakby to było być kroplą deszczu. Nad tą podróżą z chmur na ziemię, aby w wyniku parowania z powrotem wznieść się w górę tylko po to, by spaść. 
Samiec w zamyśleniu spojrzał w górę, a ona kompletnie nie wiedziała, jak odpowiedzieć mu na ten dość skomplikowany wywód. Tutaj jej wachlarz słów - co prawda niemały - kompletnie się zwinął i zapomniała języka w pysku. Pozostało jej jedynie słuchać ciągu dalszego głośnego rozmyślania Dantego. 

środa, 28 lutego 2024

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Cień róży"

< Początek wiosny >
— Nie pytaj, tylko zabieraj się stąd! - Jak małe ciele, wpatrywałem się nierozumiejącym wzrokiem w Itami, nim zirytowana i mocno przestraszona, szepnęła ściszonym głosem. — Mój ojciec tu jest i nie może cię zobaczyć, rozumiesz? Uciekaj stąd! - Tylko tyle potrzebowałem, by zrozumieć sytuację i podjąć drastyczne kroki. W mig znalazłem się przy drzwiach balkonowych, a te po chwili stały już przede mną otworem. Zimny podmuch wiatru wdarł się gwałtownie do niewielkiego pokoju wadery.. Poukładane pergaminy zaszeleściły, po czym z głośnym łoskotem spadły z wysokiej półki. Po chwili ciszy dało się słyszeć zamieszanie w innym pomieszczeniu. Huk zaalarmował zapewne Gaspara i ich ojca. Musiałem wiać - natychmiast.
Spojrzeliśmy na siebie z Itami. Nie potrzebowaliśmy słów, rozumieliśmy się perfekcyjnie bez nich. Nim wyszedłem, podbiegłem do niej. Zdezorientowana nie zdążyła zareagować, gdy wpiłem się w słodkie usta, pozostawiając swój smak na podniebieniu. Niech pamięta, że tu byłem. I że zawsze może na mnie liczyć.
Za drzwiami doszedł nas już głośny i pośpieszny stukot pazurów. Nim obaj panowie wparowali do pomieszczenia bez pukania, puściłem jej perskie oczko, po czym przeteleportowałem się w pobliskie krzaki.
— Coś się stało?! - W drzwiach stanął samiec, szczerząc swoje kły. Masywna postura prawie że nie mieściła się w futrynie, a postawa pozostała napięta i gotowa do ataku. Jego oczy świdrowały pomieszczenie, zatrzymując się po chwili na waderze.
— N..nie. Wszystko w porządku. Potrzebowałam tylko świeżego powietrza, a wiatr strącił zwoje. - Z dołu dobiegł mnie jeszcze jej słodki głosik. Schowany w gąszczu krzaków, przez dłuższą chwilę nasłuchiwałem i obserwowałem rozwój wydarzeń. Nie wierzyłem, że ojciec mógłby jej cokolwiek zrobić, ale wolałem się upewnić. Basior wyszedł po chwili na balkon. Był wyraźnie poddenerwowany. Oczy lśniły mocnym blaskiem, a aura wrogości dotarła nawet do mojej kryjówki. Otaczała go maska pewności siebie. Stał niczym kamień. Jego wzrok uważnie skanował okolicę. Minę miał nietęgą, a w źrenicach czaiło się niebezpieczeństwo. Wdychał zapach, najwidoczniej wyczuwając obcego osobnika - mnie. Musiał wiedzieć, że byłem w środku. Zostawiłem przecież swój zapach. Woń znajdowała się także na futrze Itami, posłaniu. Nie byłem też pewien, czy dokładnie ogarnęliśmy wszystko po porannych igraszkach. Jeśli znajdzie dowód.... Przełknąłem ślinę, wpatrując się w niego. Nie wiem, o czym myślał i nie byłem pewien, czy chcę wiedzieć. Na logikę, czy nie wystarczyło zapytać pozostałe ze swoich dzieci? Przecież wadera nie była sama w domu. Miło by jednak było, gdyby nie zdradzali o mnie informacji. Wciąż nie wiedziałem, czy mogę im ufać, ale... wszystko w ich łapach. Mnie pozostało ukrywanie się w krzakach, aż się jaśnie panu nie znudzi szukanie.
W końcu po dłuższej chwili nie znalazłszy niczego, ojciec Itami zawrócił. Wyszedł z pokoju od razu, o czym świadczył odgłos zamykanych drzwi. Odetchnąłem z wyczuwalną ulgą, po czym wbiłem pazury w ziemię. Cała ta sytuacja nieźle dała mi się we znaki. Miałem tylko ją odwiedzić, odpocząć psychicznie, a zostałem wplątany w sieć głębszych wydarzeń. Nie licząc złego traktowania przez rodzeństwo Itami, o co nie miałem do nich pretensji, było nawet całkiem przyjemnie. No, poza stanem ich matki, rzecz jasna. Dobra, bo się tu rozwodzę o błahostkach, zamiast wziąć się za coś. Wycofałem się w głąb lasu, znikając w ich ciemnościach.

poniedziałek, 12 lutego 2024

Od Tuny ~ “Notatki z życia codziennego”

    Barwna wadera, jak co dzień wstała sporo czasu przed promieniami słońca. Rozciągnęła się leniwie, ziewając, po czym udała się do niewielkiego, acz przytulnego pomieszczenia robiącego za łazienkę, gdzie to rozpoczęła swój codzienny rytuał. Zdolność kontrolowania wody znacząco ułatwia dbanie o higienę osobistą oraz o czerpanie przyjemności z tychże zabiegów. Pozwalało to np. podgrzewać ciecz w pomieszczeniu obok i bez problemu przetransportować ją do drewnianego mebla okutego stalą pełniącego funkcję wanny. Nad nim, na półce, przymocowane za pomocą prostego mechanizmu, stało wiadro z zapasem czystej wody z miętą. Służyła ona do spłukiwania ewentualnych pozostałych nieczystości. W przeciwległym rogu pomieszczenia, stała z kolei spora misa, szmateczka oraz dzbanek z wodą. Obok niej niewielkie naczynie z wonnym olejkiem do pielęgnacji, a za tym wszystkim sporej wielkości, stojące, obramowane w miedź lustro. To niewielkie, acz przytulne pomieszczenie świetnie spełnia swoją funkcję. Drobne okienko z okiennicami, dostarcza świeżego powietrza, za dnia odprowadzając nadmiar wilgoci. Ze zdolnościami tkania wody, utrzymywanie porządku w tym miejscu również było proste. Zużyta, niezdatna już do niczego woda służyła natomiast do podlewania roślin.
  

sobota, 3 lutego 2024

Od Amber do Atrehu ~ "Niespodziewane spotkanie"

Spacerowałam normalnym skocznym chodem po terenach watahy. Kochałam zimę, biały puch oraz ślicznie wyglądające przebiśniegi. Moja siostra Karmel szła koło mnie, rozmawialiśmy o moich przygodach w innych watahach i o tym, czego się tam nauczyłam.
– Pamiętasz Watahę Wschodzącego Słońca ? - zapytała Karmel.
– Tak pamiętam, to tam Jelia nauczyła mnie łowić ryby. - zachichotałam lekko. Bob jak zwykle siedział na moim grzbiecie.
– Pamiętam, jak nie umiałaś złapać pyskiem ryby. - zaśmiała się. Jej śmiech zawsze był niczym chichot anielski.
– Tak pamiętam. - pomasowałam policzka. - Wiele razy uderzona przez ryby, to nie było miłe! - odparłam oburzona, udając focha.
– Oj nie fochaj się, stajesz się silniejsza, jestem z Ciebie dumna. - odparła.
– Dziękuje Karmel, nie wiem, co bym zrobiła bez Ciebie. Najprawdopodobniej nie wyruszyłabym z naszego stada. - uśmiechnęłam się słodko, wystawiając języczek. Usiedliśmy w lesie, niedaleko były krzaki, za którymi był spadek jak z górki. Tam była właśnie polana z zamarzniętą rzeką i jeziorkiem.

czwartek, 25 stycznia 2024

Od Drago ciąg dalszy Miraż ~ „Szczenięcy entuzjazm”

Minęły dwa lata, odkąd dołączyłem do Watahy Dailorian. Jako najemnik, przyjmowałem wszystkie zlecenia związane z ochroną, strażą czy innymi. Przez ostatnie dni byłem wynajęty do służby razem z Ozyrysem. Jego partner do ćwiczeń oraz służby, się rozchorował. Zapłacono mi, by z nim trenować oraz pilnować porządku. Byłem znudzony już ciągłą monotonna w tej pracy z nim. Na szczęście jego partner wrócił i mogłem wrócić, do codzienności. Mimo tego, że wyglądam na groźnego i bezdusznego, który bierze kasę za zalecenia jak najwięcej, to bywa i tak, że biorę się zadań za niższe stawki. Niedawno wynajęła mnie pewna staruszka, bym towarzyszył jej w zakupach i zaniósł je do jej domu. Nie miałem z tym problemu. Chciała mi zapłacić, nawet jak, już rozpakowałem zakupy, lecz nie mogłem przyjąć pieniędzy, więc ona postanowiła dać mi coś cennego, dla niej samej. Sama robiła naszyjniki, które sprzedawałaby, by się utrzymać. Usłyszałem od niej, że jej córka zmarła, lecz ma wnuki, które jej nie odwiedzają i nie martwią się o nią, bo mają własne życia. Choć buzowała we mnie złość, gdy o tym mówiła, nie mogłem nic z tym zrobić. Chętnie nauczkę bym im dał, lecz nie mogę się wtrącać do cudzego życia. Dała mi do łapy naszyjnik, który sama wykonała. Powiedziała, że chciała dać go swojej córce na urodziny, lecz wtedy zmarła. Powiedziałem jej, że nie mogę go przyjąć, niech przekaże komuś, kto zasługuje. Wtedy ona uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:

środa, 24 stycznia 2024

Od Amber ciąg dalszy Tuny ~ “Sąsiadka”

Usiadłam wygodnie i posadziłam koło siebie Boba. Wadera zadała mi pytanie o to, jak długo tu jestem i jak mi się tu żyje.
– Jestem tutaj od kilkunastu tygodni, a żyje mi się tu dobrze, o ile podoba się Bobowi to mi też. Praca nie jest ciężka, ale na dwa etaty już tak hah. Dlatego staram się jakoś wyrabiać. Bob mi we wszystkim pomaga. Mam w nim wsparcie. - odparłam, głaskając Boba.
– Rozumiem to świetnie, że masz w nim oparcie. - dodała Tuna.
– A ty? Skąd jesteś? Czemu dołączyłaś do watahy ? - zaciekawiona zaczęłam merdać ogonkiem.
– Pochodzę ze stolicy. - wadera zawahała się chwilę. – Postanowiłam wspierać brata w jego podróży i jakoś tak wyszło, że dołączyłam do Dailoran. - upiła spory łyk, już chłodnawej herbaty.
– Rozumiem, dobrze tak we dwoje zawsze raźniej. - odparłam. – Zawsze może ci pomóc w czymś. - dodałam i napiłam się łyk herbaty, oraz spróbowałam ciasta.
– Prawda. Cieszę się, że rozumiesz. - uśmiechnęła się szczerze. Również poczęstowała się ciastem. – Naprawdę smaczne. - dodała, oblizując się. – Sama upiekłaś? Mogę prosić przepis albo wpadać do Ciebie na nie czasami?
– Pewnie wpadaj, kiedy będziesz mieć wolne. - odparłam zadowolona. Rozmawiało się z waderą bardzo miło, lecz czas minął nieubłaganie. – Wybacz, ale muszę się zbierać, jest już późno. A rano muszę wstać i pozbierać zioła. - odparłam.
– Dobrze więc nie zatrzymuję już Ciebie. - odparła Tuna.
Posadziłam Boba na plecach i wyszłam z jej domu, wróciłam do siebie i poszłam spać. Nie miałam siły na nic, rano obudziło mnie chrapanie Boba. Wstałam i zaczęłam szykować się do wyjścia. Umyłam się, wysuszyłam futro oraz je uczesałam. Wykąpałam boba i go również przypudrowałam. Posadziłam go na grzbiecie i ruszyłam do budynku Zielarza. Dziś miałam pozbierać kilka ziół, by zapasy uzupełnić. Zrobiłam listę tego, czego brakowało w magazynie, i zawiesiłam dwie torby po bokach mojego brzucha. Ruszyłam wesołym krokiem po zioła.
< Tuna? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 295
Ilość zdobytych PD: 148 PD + 20 PD + (bonusowy Booster 150%) ~ 222 PD   
Łącznie: 390 PD

piątek, 19 stycznia 2024

PODSUMOWANIE MIESIĄCA ~ LISTOPAD + GRUDZIEŃ

Z nieba sypią drobne śnieżki, każdy z nas zna leśne ścieżki.
Ku największemu skarbu naszej zimy, przy ognisku razem siedzimy.
Trzaska miło nad drewnem spalonym, a za oknem wicherek mknie w pędzie szalonym.
Zatrzymać go nie lza, kiedy nawet w oku kręci się łza.
Usiądźmy wokół paleniska, blisko przyjemnego ogniska.  

Cześć i czołem kochane wilczki!
Jak powyżej wierszyk głosi, zimowa moc zasnuła śniegiem i lodem naszą cudowną krainę, a co za tym idzie? Temperatura wciąż spada, a na zewnątrz dojmujący ziąb, mróz i chłód, że nawet piekło zamarzło. Wicher srogi świszczy między drzewami, śnieg niemal sięga aż do kolan! Mimo że zewsząd tak ponuro i zimno, trzeba jednak doszukiwać się pozytywów.

Administracja bardzo przeprasza za brak eventu Świątecznego. Wszystko było już prawie gotowe, lecz niestety nie wyrobiliśmy się w czasie. Mamy jednak nadzieję, że to nie wpłynie negatywnie na waszą aktywność i wciąż będziecie wraz z nami przeżywać kolejne przygody <3 

Z wielką radością powitajmy również nowych towarzyszy naszej Watahowej Ferajny, czyli nasz przeuroczy, lecz nieśmiały Amnis, pozytywnie zakręcony Korlen oraz przeurocza i kochana Lovie. Mamy nadzieję, że Dailoran stanie się dla was ostoją spokoju, w której nie zabraknie ciepła domowego ogniska.
~ PODSUMOWANIE MIESIĄCA ~ LISTOPAD ~
Naharys ~ 3 opowiadania;
Amber ~ 0 opowiadań;
Miraż ~ 2 opowiadania. Postać awansuje na poziom 2. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
Filonoe ~ 0 opowiadań;
Itami ~ 1 opowiadanie;
Dante Eziosso ~ 0 opowiadań;
Amaru ~ 0 opowiadań;
Calem ~ 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom 3. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
Tegaja ~ 0 opowiadań;
Atrehu ~ 1 opowiadanie;
Tuna ~ 1 opowiadanie;
Drago ~ 0 opowiadań;
Silvan ~ 0 opowiadań;
Amnis ~ 1 opowiadanie;

~ PODSUMOWANIE MIESIĄCA ~ GRUDZIEŃ ~
Calem ~ 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom 4. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;;
Tuna ~ 1 opowiadanie 
Naharys ~ 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom 8. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
Itami ~ 1 opowiadanie;
Miraż ~ 1 opowiadanie;
Atrehu ~ 0 opowiadań;
Korlen ~ 0 opowiadań;
Amaru ~ 0 opowiadań;
Amnis ~ 0 opowiadań;
Silvan ~ 0 opowiadań;
Ðarögon ~ 0 opowiadań;
Dante ~ 0 opowiadań;
Amber ~ 0 opowiadań;
Tegaja~ 0 opowiadań;
Filonoe ~ 0 opowiadań;
Administracja uprzejmie prosi wszystkich członków o w miarę możliwości zakończenie aktywnych wątków lub przyśpieszeniu czasu do zimy. Niedługo Nowy Rok, a wiele z nich trwa jeszcze w czasie wiosny. Z tego też względu postarzanie postaci zostaje wstrzymane, a zima przedłuży się do końca Marca.

czwartek, 18 stycznia 2024

Od Dante ciąg dalszy Itami ~ “Jak Lis do Lisa”

Rudy lis przyglądał się z zainteresowaniem poczynaniom, siedzącej obok niego Itami. Wadera wydawała się basiorowi wielce oddana swej wizji, bądź myśli, gdyż momentami mrużyła brwi i przygryzała nieznacznie wargę. W tym samym czasie z pióra, które trzymała nad pergaminem pomału kapał atrament, robiąc coraz to większego kleksa. Zadaniem Eziosso młoda wadera zmagała się z brakiem pewności i wiary w siebie, czego świetnym dowodem mógł być jej uciekający i zawstydzony wręcz wzrok. ~ Momentami dodaje jej to nawet uroku ~ Przeszło mu przez myśl. Szybko jednak odstawił tę myśl na bok, stwierdzając, że to smutne iż tak miła i piękna wadera lękała się czegoś i wstydziła na każdym kroku. ~ Może to jakieś trudne doświadczenie? Nie będę jej więc o to pytać… Chłodno się zrobiło. Może zaproszę Panienkę Itami na rozgrzewającą herbatę? ~ Z zamyślenia wyrwały go przepraszające słowa wadery. Wzrok lisa przeniósł się z pergaminu na zdenerwowaną Itami. Dante od razu stwierdził, że nacisk z jego strony w sprawie pisania, może niepotrzebnie skrępować zakłopotaną już i tak waderę.
– Co powie Panienka na rozgrzewającą herbatę i może coś słodkiego do tego, tak dla relaksu? - Spytał uprzejmie, próbując odczytać odpowiedź z pyska wadery. Nie długo i tak powinien “zamknąć” bibliotekę, to znaczy mija godzina funkcjonowania wypożyczalni. Można jednak dalej przebywać w budynku i delektować się literaturą, aczkolwiek tylko na miejscu. W szukających czegoś za jego plecami oczach Itami, dostrzegł nutę dyskomfortu, ale i też lekki róż na jej policzkach.
– Ja podziękuję. - Powiedziała po chwili tak cicho, że prawie szeptała. – Teraz naprawdę powinnam się zbierać do domu. Gdy tylko wypowiedziała te słowa w szklane szyby uderzyły krople gwałtownego deszczu, zwiastując kolejną fazę ulewy. Skrzydlaty spojrzał na okno po czym ponownie na waderę. Uśmiechnął się nieznacznie i pokręcił głową.