Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. ZIMA WZIĘŁA W POSIADANIE NASZĄ KRAINĘ | NOWY ROK JUŻ NIEBAWEM, A WRAZ Z NIM POSTARZANIE POSTACI | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

wtorek, 31 października 2023

Od Miraż do kogoś ~ "Początek drogi"

Była to druga jesień ciemnoszarej wadery. Gdy rok temu przyszła na świat, złoty krajobraz widziała jedynie przez mgłę szczenięcych, niedowidzących oczu. Teraz napawała się soczystymi barwami drzew oraz poszycia lasu, którym zmierzała, a jeszcze bardziej ciepłym deszczem otulającym jej aksamitną, młodą sierść. Choć zdarte opuszki doskwierały samicy od kilku księżyców, dzielnie i z zapałem kroczyła dalej, tylko nocami zatrzymywała się w potencjalnie bezpiecznym schronieniu, by odespać dzień i nabrać sił na kolejną dobę. Samotna wędrówka nie była jej obca, nie raz udawała się na wyprawy, prowadzona ciekawością świata jej dziecięcego ducha, gdy żyła wcześniej na terenach rodzimej watahy. Jednak teraz, gdy od około tygodnia pokonała niezliczoną ilość kilometrów, powoli zaczynało ją to dręczyć. Brak przyjaciół, czy jakiejkolwiek duszy, do której mogłaby zamienić słowo, bądź wylać wręcz potok monologu, odbijał się na umyśle wadery i kuł ją w serce jak cień. Pragnęła tej wyprawy. Marzyła o nowym, większym miejscu do życia, przygodzie, stawieniu pierwszych dorosłych kroków. Nie często zdarza się by osobnik stadny, tak silnie potrzebujący społeczeństwa dookoła, jak właśnie Miraż, oddalał się z własnej woli od watahy, w której przyszedł na świat. Jednakże pozostanie w domu, nie wchodziło w plany młodej samicy od wielu księżyców. Nie pomyślała jedynie o tym, jak daleką wędrówkę będzie musiała podjąć, by ostatecznie zwalczyć samotność.
Był wieczór. Słońce już chowało się za horyzontem, ustępując miejsca na niebie ciemności. Nie bała się. Ciemność nigdy nie była dla niej wrogiem. Jej drogę zawsze oświetlały przecież gwiazdy i księżyc. Miraż znalazła się na kolejnych nieznanych terenach. Prawdę mówiąc, teraz, nawet gdyby zawróciła, nie była pewna, czy w ogóle znalazłaby drogę do domu. Do watahy, w której przyszła na świat. Nie, poprawka. To już nie był jej dom. Odeszła, a więc nie należała już do watahy.

"Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach"

Miraż
Nie posiada zdrobnień

Płeć: Wadera | Wiek: 1,5 roku | Rasa: Wilk | 
Ranga: Albadio |  Profesja: Rekrutka | Poziom: 2 (932/4000 PD) | 

Kontakt: [Discord] asystoliaa |
Autor:  Lineart Snow-Body | desing Asystolia | 

sobota, 21 października 2023

"Zdrowie to czynnik, który daje nam poczucie, że jesteśmy w najlepszym okresie życia. Nie ma pacjentów nieuleczalnych, tylko nasza wiedza jest niewystarczająca"

Cren Salvaro
Nie posiada zdrobnień

Płeć: Basior | Wiek: 5 lat | Rasa: Wilk | 
Ranga: Beta |  Profesja: Ratownik medyczny | Główny medyk | Poziom: 8 (0/10.000 PD) | 

STATUS: WOLNY DO ADOPCJI
WYMAGANIA: PEŁNA ZNAJOMOŚĆ UNIWERSUM
Autor:  Shira & Exan | 

Od Amber do Tuny ~ "Sąsiadka"

Piękny sobotni dzień, wolne od obowiązków, można było dłużej poleżeć w łóżku. Wyciągnęłam się i ziewnęłam. Przetarłam oczy, by móc cokolwiek zobaczyć. Spojrzałam na Boba w swojej drewnianej skrzyni. Miał tam wygodną poduszkę, a na oczkach zaś słodką opaskę.
Opaskę miał dlatego, że nigdy nie zamykał oczu, nawet podczas snu. Zakładała mu opaskę, odkąd w nocy się wystraszyła.
— Wstawaj Bob! Śliczna dziś pogoda jest. - Odparłam i pomiziałam go noskiem po brzuszku.
Bob momentalnie podniósł się sam do pozycji siedzącej. Ściągnęłam mu opaskę. Jego wielkie oczy znów patrzyły w różnych kierunkach. Poszłam coś przekąsić, miałam wczorajszego królika nieskończonego. Szybko się najadłam. Spojrzałam na Boba, który już był koło mnie. — Też jesteś głodny? - Odparłam.
Zamyśliłam się, co by mu dziś podać do jedzenia. Miałam wiele opcji: babeczki ze świerszczami, placuszek z chrząszczy lub mus z owadów. Poszłam do magazynku, gdzie przechowywałam złapane przez siebie owady. Niestety zostały tylko świerszcze, było pusto. — No cóż, Bob wygląda na to, że musisz się zadowolić babeczkami ze świerszczy.
Ruszyłam z miską martwych owadów do kuchni. Zaczęłam piec babeczki dla Boba. Nagle usłyszałam hałas na zewnątrz. Poszłam wyjrzeć, co tam się dzieje. Ktoś się wprowadzał koło mnie. Patrząc po wyglądzie i posturze, była to jakaś samica. Wpadłam na pomysł, by zrobić ciasto powitalne, a tak dokładnie to MIĘSNE CIASTO ! Szybko ruszyłam do kuchni i wyjęłam babeczki dla Boba. Postawiłam wysoko na szafce, by nie mógł dosięgnąć. — Musisz jeszcze trochę poczekać mały. - Uśmiechnęłam się do niego.
Nie wiedziałam, od czego zacząć. Zawsze siostra robiła przepyszną szarlotkę z mięsa.
Nagle usłyszałam za sobą głos.
— BUU! - Krzyknął zanany mi głos. Podskoczyłam momentalnie niczym żaba, która boi się ogórka.
— Na wielką Sol! Karmel przestraszyłaś mnie. - Próbowałam wziąć oddech.
— Wybacz, że Ciebie nie odwiedzałam dawno, lecz w zaświatach jest duży bałagan.
— Rozumiem siostro, to zrozumiałe. Mam do Ciebie sprawę, czy pomożesz mi upiec szarlotkę ?
— Pewnie kochana! - Uśmiechnęła się. Z pomocą siostry szło mi o wiele łatwiej. Mówiła mi, co mam robić, a ja po prostu robiłam to. Po około półtorej godzinie była gotowa pyszna i pachnąca szarlotka.
— Bob szykuj się, idziemy w gości! - Odparłam i posadziłam go na plecy. Szarlotkę spakowałam w ręcznik i chwycilłam w pysk za wiązanie. Poszłam do mieszkania obok i zapukałam do drzwi.

<Tuna?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 365
Ilość zdobytych PD: 182 PD +30  PD  + 150% = 273 PD
Łącznie: 985 PD

czwartek, 12 października 2023

Od Naharys'a ciąg dalszy Filonoe ~ "Niebezpieczne połączenie"

 — Jeszcze jeden! Jeszcze raz! - Zgromadzeni w gospodzie hucznie i w zgranym chórze odśpiewali krótką pieśń. Niekiedy słyszano wydźwięki zderzanych kufli, chluśnięcie wylewanego piwa na stół i gromkie śmiechy. — Oni temu winni, oni temu winni, pocałować się powinni!
Od samej chwili, kiedy naszą dwójkę powitała nagła salwa śmiechu, Naharys stanął wryty w podłogę. Łapy kompletnie sparaliżowane, odmówiły posłuszeństwa, a na twarzy natomiast malowało się niemałe zdziwienie, które mimo woli, nie potrafił zamaskować. Zerknął na Filonoe kompletnie oszołomiony, zupełnie jakby dostał od kogoś porządnie w łeb. Być może to efekt kacu albo niedawno przebytej rekonwalescencji rozwalonej głowy, ale jednego był pewien, wpakował się w coś po same uszy i pomyśleć, że zaczęło się od niewinnej propozycji do picia. Jego towarzyszka odpowiedziała na jego spojrzenie i wykrzywiła usta w podejrzliwie słodki uśmiech. 
— To jak kolego? Spełnimy prośbę publiczności? 
Naharys otworzył szerzej oczy i rozwarł lekko pysk, kompletnie nie mając pojęcia, co uczynić. Był z krwi i kości basiorem, miał prawo poczuć się nieco skonfundowany nagłą propozycją wadery, którą znał zaledwie kilka godzin, nie licząc tych dwóch tygodni rozłąki. Zaczęło się od przyjemnego łaskotania, rozpływającego się wzdłuż klatki piersiowej, sięgało coraz niżej i głębiej, zupełnie jak u głupiego szczeniaka na widok czegoś przyjemnego. A potem musiał toczyć wewnętrzną walkę z pierwotnymi pragnieniami, jakie basior mógłby czuć do wadery, choćby nawet dlatego, że nie znali się zbyt dobrze. Pochodził z północy, wiedział jak w tamtych stronach patrzy się na stosunki damsko-męskie, jeśli chodzi o pocałunki czy też o sam seks. Jak to u północnej młodzieży bywa, króluje swoboda, ryzykanctwo, zaburzenie równowagi emocjonalnej i pierwotna chęć rozładowania wszelkiego napięcia, jakie potrafiło rozbudzić każdego, kto choć raz zasmakował prawdziwego życia. A czy istniało równie dobre remedium na podobne dolegliwości, jak niezobowiązująca, pełna emocji noc pod futrem? Naharys był jednak inaczej wychowany; w skuteczny i długotrwały sposób oduczono go zerkania na wadery, jak na obiekt seksualny, który mógłby doprowadzić prawdopodobnie do rozciągłej ścieżki konfliktów i nieprzyjemnych konsekwencji. Nauczył się spoglądać na wadery, jak na istoty równie uczuciowe i delikatne, jak płatek kwiatu, zerwany na silnym wietrze. Długo w swych rodzinnych stronach doskwierała mu samotność, którą w gruncie rzeczy, starał się wypełniać towarzystwem starszych od siebie wojowników. Nie potrafił jednak być obojętnym na swą naturę, to było bezcelowe - bez żadnych ceregieli i owijania w bawełnę; to było tak bezcelowe, jak zawracanie kijem rzeki. I do tego kijem cienkim i łamliwym, jak jego wstrzemięźliwość, gdy w jego życiu pojawiła się Lea... ale to już historia na inny rozdział. Filonoe nie ścierała z siebie swego prowokującego uśmiechu, nachyliła ku niemu, widząc zakłopotanie odbite na twarzy basiora.

wtorek, 3 października 2023

Od Naharys'a ciąg dalszy Amaru ~ "Kulawa znajomość"

 – Amaru, zajmij się naszym pacjentem. Ja idę tylko po bandaże i zaraz wracam. - powiedział jakiś starszy basior, kiedy Naharys wreszcie stanął pośrodku niewielkiej sali, ustrojonej skórami roślinożerców, a także suszem ziół polnych, które omal nie skończyły marnie, gdyby nie nagła interwencja Amaru. To one wypełniły wnętrze swym zapachem - które w gruncie rzeczy przywodziły na myśl lekarstwa i choroby. Łaciaty basior zmierzył Naharys'a dość krótkim, zobojętniałym wzrokiem, wskazał mu skrzydłem wyłożone futrem łóżko, odkładając resztę suszu, uratowanego przed gwałtowną ulewą. 
– Siadaj - mruknął cicho i krótko. Z jego tonu Naharys odczytał wyraźnie, że wolałby zostać sam. Biały basior zignorował to przeczucie i bez zbędnego gadania zajął wskazane przez łaciatego basiora miejsce. Wyglądał mu na nieco starszego, na oko gdzieś o dwa lata i wyraźne stygmaty zmęczenia życiem i pracą dawały o sobie znać w jego bursztynowych chłodnych oczach. Spostrzegł to, gdy medyk w końcu podszedł do niego, badawczo przyjrzał się jego naderwanej łapie, ale jego mina nie zdradzała żadnych, nawet najmniejszych emocji.
– Dobrze… Zatem rozumiem, że masz problem z łapą? - zapytał tonem nieco znudzonym i zmęczonym. Od jego futra bił świeży zapach czegoś, co Naharys nie mógł porównać do czegokolwiek. Nie, to nie była woń ziół ani ziołowych olejków, lecz coś specyficznego i o dziwo łagodzącego napięcie nieprzyjemnej aury, której ten osobnik roztaczał wokół siebie. Pojął bowiem, że Amaru do przyjemniaczków nie należy.
– Tak, właściwie to z przedramieniem. Uszkodziłem je sobie na treningu. Chyba je naderwałem - odparł Naharys swym typowo spokojnym, aczkolwiek dość rzeczowym tonem.
– Pozwolisz, że ja to ocenię - odparł medyk dość szorstko. – Możesz poruszać tą łapą?
~ Chyba dobrze wiem, co mówię - mruknął w myślach Naharys, ale nie chciał wszczynać dyskusji z

poniedziałek, 2 października 2023

Od Amber ciąg dalszy Silvana ~ "Rajski ptak"

Wilk, którego spotkałam i zajęłam się, był bardzo cichy i małomówny. Nie wiedziałam dlaczego, ale czy to moja sprawa? Każdy ma swoje problemy niemusze o nich wiedzieć, lecz chciałam zawsze zrobić komuś uśmiech na pysku, zawsze wtedy czułam ciepło na serduszku. Bob uważnie obserwował z tyłu idącego wilka. Od tamtej pory, gdy się przedstawiłam uparty jak osioł wilk, nie podał swojego imienia, denerwowało to mnie.
*
Po dotarciu do jeziora Arkane, a było to duże jezioro, odstawiłam mojego przyjaciela na kamień i spojrzałam prosto w jego oczka, a przynajmniej w jedno.
─ Zostań Bob. - Zrobiłam mu pat pat i zaczęłam wchodzić powoli do wody. Odwróciłam się, by spojrzeć na nieznajomego mi wilka. ─ Wchodzisz czy się boisz? - Zachichotałam. Wilk niepewnie wszedł do wody. Widać było, że reaguje trochę jak kot, lecz jakoś udało mu się przezwyciężyć ten strach. ─ No to teraz czas na mycie. - Zaczęłam pluskać wodą w wilka, by całego go zmoczyć.
─ Ej co ty wyprawiasz?! - Odparł zdenerwowany samiec.
─ Co chciałeś się umyć tylko do połowy? Nie na mojej zmianie! - Odparłam i zanurkowałam w wodę. Dopłynęłam do łap wilka i zaciągnęłam go pod wodę. Moje futro przez swój kolor nie było zbyt dobrym kamuflażem, więc wilk dostrzegł mnie. Zareagował od razu, gdy chwyciłam go za łapę i odepchnął mnie. Wynurzyłam się, gdyż zabrakło mi powietrza.
─ Jeśli się cały nie umyjesz, nie zaprowadzę Cię dalej. - Udałam obrażoną.
Wilk przewrócił oczami i wskoczył do głębszej wody. Po wyjściu wyglądał jak szczur, mokry szczur. Zachichotałam cicho. Zaczął się otrzepywać z wody. Po chwili ja również wyszłam i zaczęłam się otrzepywać. Część wody poleciała na wilka, który nie był z tego powodu zadowolony.
─ Ojć... Wybacz. - Uśmiechnełam się słodko.
─ Yh... - Otrzepał się ponownie z wody. Stanęłam naprzeciw wilka, patrząc mu w oczy i powiedziałam.
─ Teraz to musisz mi zdradzić swoje imię. - Odparłam.
─ Nic nie muszę. - Odpowiedział wilk.
Bardzo mnie zdenerwowała ta odpowiedź. Skoczyłam na niego, by znaleźć się nad nim.
─ Mów albo nie puszczę Ciebie! - Odparłam.
Po chwili role się odwróciły i on był nade mną. Zapomniałam, że nie jestem dostatecznie silna. ─ Mów! - odparłam
─ Yh, jesteś denerwująca... - Odparł. ─ Jestem Silvan. - Powiedział po chwili.
─ W końcu. - Odparłam i wysunęłam się spod niego.
Podeszłam do Boba, wsadziłam go na grzbiet i ruszyłam w dalszą drogę. Nie obchodziło mnie już, co mówi wilk, szłam przed siebie szczęśliwa.
<Silvan?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 377
Ilość zdobytych PD:188 PD + 30 PD + (Bonusowy Booster) 150% ~ 282 PD
Łącznie: 500 PD

niedziela, 1 października 2023

EVENT WAKACYJNY ~ PRACE ARTYSTYCZNE

Od Tegai ~ "Event wakacyjny (pisemny ~ "SKRZYNIA CENNEJ NIESPODZIANKI")

Stałam na plaży, rozkoszując się ciepłym słońcem i przyjemnym szumem fal, rozbijających się o brzeg plaży Sol Illustris. Niebo było czyste, jedynie od czasu do czasu można było dostrzec maleńką, puchatą chmurkę, lecz była ona zazwyczaj samotna. Spoglądając na horyzont, dostrzegłam, że coś dryfuje samotnie w morzu. Zdziwiłam się, ponieważ nie spodziewałam się niczego podobnego. Przechyliłam głowę na bok w zamyśleniu.
~ Co powinnam zrobić? ~ Zastanawiałam się, lecz nie długo. Ciekawość była silniejsza i już po chwili przebierałam łapami w wodzie. Im bliżej się znajdowałam, tym bardziej widziałam, że ów przedmiot jest niewielkich rozmiarów. W końcu rozpoznałam w nim szklaną butelkę. Z pewnością czułabym zawód, gdyby nie jej zawartość. Nie wiedziałam, co dokładnie skrywa, ale plus był taki, że nie okazała się pusta. Chwyciłam ją w pysk i przypłynęłam z nią na brzeg. Otrzepałam futro z wody i podeszłam do swojego znaleziska.
~ Ciekawe co skrywa się wewnątrz niej. ~ Pomyślałam, przyglądając się jej uważnie. Zauważyłam, że dostęp do jej wnętrza blokuje mi zamknięcie. Chwyciłam je i starałam się wyciągnąć. W końcu udało mi się, lecz o mały włos nie zostałam poważnie ranna. Korek przeleciał milimetry od moich oczu. Gdy upadł w piach, skarciłam go wzorkiem… Jakby to miało go zmusić do żałowania… Wróciłam spojrzeniem do butelki. Zajrzałam w jej wnętrze i wyciągnęłam z niego pergamin. Przechyliłam głowę na bok.
─ Pergamin? – Spytałam na głos samą siebie. Rozwinęłam go ostrożnie. Okazało się, że jest to mapa naszych terenów. Nie przyjrzałam się jej zbytnio. Postanowiłam najpierw pokazać ją moim przyjaciołom. Schowałam pergamin do butelki, zamknęłam ją lekko i pobiegłam w kierunku lecznicy. Na miejscu wpadłam na Itami.
─ Itami! – Zawołałam z uśmiechem. Wadera zaśmiała się krótko na moje zachowanie.
─ Witaj Tega. Widzę, że dziś humor wyjątkowo ci dopisuje. – Powiedziała, spoglądając na mój ogon, który szalał z podekscytowania. Ja zaśmiałam się na jej słowa i lekko zawstydziłam. Cóż mogę poradzić, że tak łatwo się ekscytuję?
─ Tak. Nie uwierzysz, co znalazłam! – Odparłam wesoło.
─ Nie mogę się doczekać, aż mi powiesz. – Powiedziała z uśmiechem.
─ Najpierw mam do ciebie pytanie. Wiesz, gdzie jest Atrehu? – Spytałam. Itami zamyśliła się na moment.
─ Pewnie spaceruje tu i tam. Może uda nam się go spotkać po drodze. – Odparła. Skinęłam z uśmiechem na jej słowa.
─ Więc ruszajmy, a ja opowiem ci, co znalazłam. – Odparłam i wraz z Itami ruszyłyśmy przed siebie. ─ Byłam dziś na plaży Sol Illustris. Pogoda jest tak piękna, że grzechem byłoby nie pójść. – Zaśmiałam się.
─ Masz rację. Pogoda dziś jest zdecydowanie idealna.
─ Dokładnie! Gdy podziwiałam niebo, będąc na plaży, zauważyłam, że w wodzie coś jest. Błyszczało w promieniach słońca. Włączył się mój sroczy instynkt. Po prostu musiałam zobaczyć, co to takiego jest. Wskoczyłam do morza i okazało się, że pływało w niej to. – Ukazałam waderze szklaną butelkę. Ta wzięła ją ode mnie i przyjrzała się jej zaciekawiona.
─ W środku coś jest. – Zauważyła, a ja skinęłam jej głową.
─ Tak, mapa naszych terenów.
─ Naprawdę? – Spytała, a ja przytaknęłam.
─ Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego butelka z pergaminem, na którym są nasze tereny, dryfowała samotnie w morzu. – Odparłam.
─ Dzień dobry drogie panie! – Zawołał wesoło Atrehu, pojawiając się znikąd. Obie podskoczyłyśmy zaskoczone, jego nagłym pojawieniem się.
─ Atrehu! Niech cię! – Zaśmiałam się, a Itami wraz ze mną.
─ Wybaczcie. Byłyście tak zajęte, że musiałem skorzystać z cudownej okazji. Kto wie, kiedy pojawi się kolejna? – Odparł z szerokim uśmiechem.

Od Naharys'a ~ Event wakacyjny (pisarski ~ "Skrzynia Cennej Niespodzianki")

Woda z głośnym, donośnym szumem rozbijała się o skały u stóp niskiego klifu. Aż krople wzburzonej morskiej wody spadały wprost na jego białe futro. Mewy latały na tle błękitu nieba, kreśliły jakieś znane tylko im powietrzne znaki, płacząc głośno. Wybrał się tu samotnie, by przemyśleć kilka spraw, a dzień, w którym Alfa ogłosił wszem i wobec, że zwalnia wszystkich członków Watahy z pełnionych obowiązków, wydawał się do tego idealny. Może zabrzmieć to w jego mniemaniu dość dziwne, ale zaczął zastanawiać się nad sensem jego przynależności do tego świata. Jakim jest elementem puzzli w tej całej życiowej układance? Niby myślenie dość normalne u każdej dorosłej osoby. Oczywiste i naturalne, a mimo to, czuł się dość dziwnie z tymi myślami. Z natury był wojownikiem i też nim pozostał, co akurat niezmiernie mu pasowało. Od zawsze kręciło go życie w ciągłej adrenalinie, w zawrotnym pędzie stąpając po krawędzi... ale do czego to wszystko go prowadziło?
Kiedyś być może skończy się to jego rychłą śmiercią, albo zderzy się z losem wegetującej rośliny. Z drugiej strony nie miał u boku ukochanej, nie spłodził żadnych szczeniąt, więc co miał do stracenia, poza rozwojem swej militarnej pasji?

Od Tegai ~ "Event wakacyjny (pisemny ~ "BO NIGDY NIE MOŻE OBYĆ SIĘ BEZ PROBLEMÓW")

~ Jak ja kocham lato! ~ Pomyślałam wesoło, po raz ostatni spoglądając ku słońcu. Właśnie zbierałam się do krótkiego spaceru. Musiałam udać się do różowego drzewa w centrum Dailoran. Tam czekali na mnie Itami razem z Atrehu. Jakże moja ekscytacja rosła z każdą chwilą. Wspomniałam ostatnio rudemu samcowi, że nie miałam jeszcze okazji udać się na plażę Sol Illustris. On zaś stanowczo oznajmił, że trzeba to jak najszybciej nadrobić. Dlatego też właśnie szłam w wyznaczone miejsce. Radość rozpierała moje serce, a uśmiech nie chciał zejść z mojego pyska. Najprawdopodobniej przez ekscytację, znalazłam się na miejscu wiele szybciej, niż zazwyczaj. Zbliżając się do pięknej różowej rośliny, zauważyłam, że Atrehu już pod nią siedzi. On także mnie dostrzegł i posłał w moim kierunku uśmiech. Wstał i ruszył w moim kierunku.
— I jak? Gotowa na plażowanie? - Spytał, a ja podskoczyłam radośnie.
— Oczywiście! Jeszcze nigdy nie czułam się tak podekscytowana! - Odparłam wesoło. Mój ogon energicznie merdał na boki, co spowodowało krótki śmiech ze strony basiora.
— Właśnie widzę. Zaraz mi tu odlecisz. - Odparł rozbawiony i przysiadł. Ja uczyniłam to samo.
— Itami się spóźnia? - Spytałam.
— Nie. Będzie punktualnie. To my jesteśmy przed czasem. - Odparł z tą samą nutą rozbawienia.
— Jak to? - Spytałam zaskoczona.
— Ja jestem wcześniej, ponieważ nie miałem nic do roboty. Postanowiłem więc przyjść wcześniej i poczekać na swoje damy jak prawdziwy dżentelmen. - Odparł z wymownym uśmiechem. Zachichotałam i pokręciłam głową rozbawiona.
— Masz rację. Prawdziwy dżentelmen z ciebie. Jestem pewnie wcześniej z powodu podekscytowania.
— Niewykluczone. - Odparł i spojrzał za mnie. — A oto i najmłodsza z naszej trójki. - Odparł. Obróciłam głowę, na tyle ile mogłam, by spojrzeć za siebie. Widząc zmierzającą w naszym kierunku Itami, wstałam gwałtownie i pognałam w jej kierunku. Z impetem wyleciałam w nią, z łapali otwartymi do najmocniejszego objęcia z mojego "katalogu". Samica zaśmiała się i również mnie objęła.
— Dwie piękne panie u moich łap. - Zaśmiał się Atrehu, podchodząc do nas. Obie spojrzałyśmy na niego w tym samym czasie karcąco. To spowodowało, że Atrehu znów zaczął się z nas śmiać. Wstałyśmy z ziemi i otrzepałyśmy się z niej. Spojrzałam na Itami z wesołym uśmiechem.
— Dziękuję, że idziesz z nami. - Powiedziałam podekscytowana. Ktoś śmiało mógłby oznajmić, że jestem teraz w ciężkim stanie i nie ma takiej siły, która pomogłaby mi się uspokoić.
— Nie zostawiłabym cię na łasce Atrehu. - Zaśmiała się, a rudy samiec teatralnie przewrócił oczami. Po chwili całą trójką zaczęliśmy się śmiać. Po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy ku plaży. Atrehu prowadził, a ja wraz z Itami szłyśmy nieco z tyłu. Zaczęłyśmy rozmawiać o medycynie. Obie interesowałyśmy się medycyną i to sprawiło, że przegadałyśmy razem całą drogę.
— Czuję się zapomniany. - Wtrącił w pewnym momencie dla żartów Atrehu. Zaśmiałyśmy się obie.
— Wybacz Atrehu, ale wiesz, jak to jest, gdy spotkają się dwie wadery z pasją do ratowania życia. - Zażartowała Itami.
— Tak, tak. Wiem. Na szczęście jesteśmy na miejscu. - Odparł. Gdy to usłyszałam, jak strzała popędziłam na przód. Widząc piękny, mieniący się w świetle słońca piasek i palmy rosnące wokół, zabrało mi dech w piersi.