Słysząc jej słowa, zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób powinienem ją pocieszyć. Czułem, że powinienem to zrobić. Rozumiałem, że mogła myśleć o sobie w ten sposób, ale w moim mniemaniu, było to błędne myślenie.
— Itami. Proszę, nie mów tak. - odparłem i spojrzałem jej głęboko w oczy. Moje łapy spoczęły na jej pięknych policzkach. Była taka drobna i krucha, ale jednocześnie emanowała siłą.
— Nie jesteś tu tylko dla pracy. A jeśli powiesz tak jeszcze raz, to na tobie usiądę. - spróbowałem zażartować, a porównując nasze wielkości i ciężary, mogłem ją skutecznie uziemić. Samica zachichotała uroczo, aż poczułem dziwne ciarki na kręgosłupie. Następnie jej urocze policzki zarumieniły się i spojrzała w bok. Domyśliłem się, że być może wyobraziła sobie taką sytuację. Starałem się odszukać jakiejś drogi w moim umyśle. Drogi, która pomoże mi osiągnąć cel i uświadomi jej, że jest ważną częścią wszystkiego. W pocieszaniu byłem... Ujmując to w jednym słowie chu**wy. Zawsze byłem typem egoisty lub introwertyka unikającego wszystkiego, ale ostatecznie coś dziwnego się ze mną ostatnio działo. To tak jakby wpływ tej jednej wadery sprawił, że w mgnieniu oka pękały wszelkie bariery, które były przeze mnie budowane przez lata. Cóż mogłem na to poradzić? Chyba tylko pogodzić się z tym faktem, bo nie wyobrażam sobie, bym mógł ją odepchnąć. Nie po tym ile dla mnie zrobiła.
— Miquel... - zaczęła, ale ja położyłem łapę na jej uroczym pyszczku, przeszkadzając w dokończeniu zdania.
— Ani mi się waż sprzeciwić. Wiem, co mówię Itami. Gdybyś była tu tylko dla pracy, nie pomogłabyś mi. Owszem, uratowałaś mi życie, gdy prawie umarłem z powodu ran, ale nie licząc tego, pomogłaś mi otworzyć, chociaż w jakiejś części mój umysł. Może i dalej jestem typem samotnika, ale teraz mam wrażenie, że jestem w stanie kogoś wypuścić bliżej. Byłem zdecydowany nigdy nie wrócić do życia w watasze, a ty to zmieniłaś. Więc nie jesteś tu tylko dla pracy. Jesteś tu, szerząc swoje serce dla innych.
— Co powiesz na spacer? Zasługujesz na trochę świeżego powietrza. Jeśli chcesz, możemy przejść się wokół lecznicy. - zaproponowałem i ruszyłem w kierunku wyjścia. Zatrzymałem się zaraz przy wyjściu i spojrzałem na Itami. Kąciki moich ust uniosły się odrobinę w geście lekkiego, ledwo widocznego uśmiechu.
— Mogę liczyć na twoje towarzystwo, Pani Medyk? - spytałem i uniosłem łapę w zapraszającym geście. Itami uśmiechnęła się w uroczy sposób i podeszła do mnie. Razem wyszliśmy przed lecznicę. Gdy świeże, wiosenne powietrze uderzyło w nasze nosy, odetchnąłem z ulgą. Wszelkie medyczne zapachy pozostały w lecznicy, teraz okrążały nas wonie kwiatów i liści. Spojrzałem na swoją towarzyszkę, która chłonęła promienie słońca. Te tańczące promyczki idealnie rozświetlały jej pyszczek, podkreślając, ile trudu znosi każdego dnia. Poczułem dziwne mrowienie w kręgosłupie, ale starałem się je ignorować. Zdarzało mi się coraz częściej i obawiałem się w sumie najgorszego. Całe życie rezygnowałem z jakichkolwiek interwencji w związki. Nie czułem nigdy pociągu do szukania drugiej połówki. Gdy umysł pogodził się z tym faktem, moje ciało prawdopodobnie nie do końca. Im częściej spoglądałem na Itami... Tym coraz częściej czułem się dziwnie. Zaczynałem się orientować, że moje chęci chronienia jej, mogą nieco wykraczać poza przyjacielską relację. Starałem się to tłumić, jak tylko mogłem. Ona jest jak delikatny kwiat, niepotrzebny jej zgorzkniały samiec, który ma problemy ze sobą. Możliwe, że zbyt długo na nią patrzyłem, ponieważ chyba to wyczuła i spojrzała na mnie.
— Coś nie tak? - spytała melodyjnym głosem. Chrząknąłem i wyprostowałem się gwałtownie.
— Wszystko w porządku. - odparłem jak oparzony. Zdałem sobie sprawę, że zabrzmiałem, jak nastolatek, który ukrywa coś przed rodzicami. Zrobiło mi się głupio. Oblizałem pysk i spojrzałem w bok.
— To nic, naprawdę. - odparłem, wciąż unikając spojrzenia na samicę obok mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz