Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

niedziela, 29 grudnia 2024

Od Sybira ciąg dalszy Tegai ~ "Opatrzność losu"

 Sybir, dopiero od tak długiego czasu, mógł zaznać porządnego snu. Bez koszmarów, które zwyczaj miały dręczyć go każdej nocy. Koszmar o bitwie, ofiarach jakie zbierała, niby żniwiarz dojrzałe plony. Tymi plonami byli polegli. Stanął w progu, rozczochrawszy nieco grzywkę, bo skroń swędziała go nieznośnie. Tegaja musiała usłyszeć jego kroki, bo podeszła do niego z ciepłym, niemalże matczynym uśmiechem.
— Jak minęła noc? Śniadanie gotowe, jedz tyle, na ile masz ochotę. Jeśli zabraknie, zrobię więcej.
Sybir wyszczerzył kły w lekkim, zadziornym uśmieszku i wydał z siebie chichot, wraz z wtórującym mu cichym, przeciągłym mruknięciem. Podziękował wdzięcznym skinieniem głowy i pozwolił sobie zająć miejsce obok Tegai, co najwyraźniej się tego nie spodziewała. Przysunął do siebie wiklinową miseczkę z bochenkami świeżego chleba, nachyli się, powąchał i momentalnie poczuł, jak ślina falą napływa mu do pyska. 
— Na śpiew wodniczek, jak to pachnie - oznajmił z zachwytem samiec i urwał sobie kawałek miękkiego chleba, nałożył nań masło, miód i śmietanę, po czym wchłonął go z lubością na twarzy. Skórka przyjemnie chrupała, miód i śmietana zadziałały na kubki smakowe, jak symfonia dla uszu. Wyśmienicie. Samiec nie mógł tego wiedzieć, bo obecnie był zajęty jedzeniem, że Tegaja z ciepłem w oczach zerkała na niego i co jakiś czas, obdarzała go stłumionym chichotem. 
— Musisz mieć apetyt.
— Niemalże wilczy - zerknął na nią z ukosa, posłał jej tajemniczy uśmiech, mrugając figlarnie do niej okiem. Tegaja, jak się tego samiec spodziewał, spaliła buraka na policzkach. Był ciekaw jednak tego, co samica myślała o nim, i czy jakieś plany wobec niego ma. Kiedy wchłonął szósty kawałek chleba z miodem, poczuł się pełen sił i nabrał mnóstwo pozytywnych myśli, a co za tym szło, wpadł w całkiem wyśmienity humor. 
— To co dzisiaj będziemy robić? 
— Pomyślałam, że dzisiaj zajmę się strychem. Muszę tam trochę posprzątać, bo pozostałości po poprzednim właścicielu walają się tam i niepotrzebnie kurzą. 
— Z chęcią Ci pomogę. W końcu obiecałem - dodał pośpiesznie, kiedy spostrzegł, że wadera miała już zareagować wymijająco — zaoferuję Ci moje łapy do pomocy. Chcesz z tym wszystkim męczyć się sama? 
— No nie, ale...
— Nie chcę słyszeć żadnych "ale"... nie mieszkam tutaj za darmo. 
A przynajmniej do czasu, aż otrzymam odpowiedź od dowództwa, pomyślał w duchu Sybir, ale nie tracił swojego uśmiechu. Dopóki u niej mieszkał, miała prawo czuć się przy nim bezpieczna. Był przygotowany na każdą ewentualność użycia siły, jeśli zajdzie taka potrzeba - żaden bandzior albo okoliczny domokrążca nie odważy się zagrozić tu komukolwiek. 
Samica, wiedząc już, że nic nie wskóra, uśmiechnęła się jedynie. Dopiwszy ostatni łyk soku, Tegaja zagryzła jeszcze kawałkiem chleba i odrobiną wędliny, proponując samcowi to samo. 

— Najadłeś się? Miód i śmietana utrzymają cię w sytości? 
Sybir spojrzał na samicę spokojnie, zadarł lekko głowę i uniósł lewy kącik ust. 
— Bywałem w takich sytuacjach, że do wieczora musiałem dotrwać o czerstwym chlebie, soli i wodzie. Nie było jednak tragedii. Wojownik nie może pozwolić sobie na sytość przed walką. 
— To takie okrutne jest być wojownikiem - stwierdziła wadera, przekrzywiając lekko usta. 
— Nie jest wcale tak źle. Żołd jest całkiem przyzwoity i jeśli się lubi przepływ adrenaliny... A poza tym, ktoś musi poświęcać się, by inni mogli spać spokojnie. 
— W to nie wątpię, ale... wojownik musi jeść, by mieć siły walczyć. 
— Niekiedy walka - odparł z przekonaniem Sybir - nie idzie w parze z pełnym żołądkiem. Niespodziewany uraz żołądka bądź przewodu jelitowego może drastycznie wpłynąć na walkę. A poza tym pełny żołądek powoduje, że ruchy są powolne, ociężałe i niezdarne. Ponadto stres i buzująca adrenalina niekiedy powodują, że aż ma się uczucie nieprzyjemnego ucisku... Jeść pozwalano nam dopiero po bitwie. A uwierz mi, że wtedy wszystko smakuje wyśmienicie. Nawet chleb z błotem. 
— Ale ty nie wyruszasz w bój - zauważyła Tegaja, popisując się przy tym niebywałą cierpliwością i chęcią do dyskusji. — Jesteś mi potrzebny w sprzątaniu strychu. Z kimże mógłbyś tam stoczyć walkę? Z roztoczami? 
— Choćby nawet - odparł Sybir uśmiechnięty tajemniczo - to nie ośmielą się nam zagrozić. Nie dopuszczę do tego. 
Tegaja roześmiała się, unosząc wysoko głowę. Śmiała się dość długo, a samiec mógł słuchać ją bez ustanku. Jej śmiech wzbudzał jego uszy w stan błogiego zadurzenia. 
— No dobrze, wojaku. Zjedz coś jeszcze i chodźmy na górę. 

*
— No i co o tym powiesz? - zapytała Tegaja, spoglądając porozumiewawczo na zebrany w jeden punkt stos rupieci. Były tam między innymi pokryte kurzem meble wszelakiego rodzaju, książki, pergaminowe rulony zwojów, puste, tajemniczo wyglądające naczynia i wiele, wiele innych dziwactw, pod którymi, aż dziw, że podłoga się nie zawaliła. Pod kamiennymi ścianami stały w równym rzędzie półki z niezidentyfikowanego drewna, które dawno nie spotkało się ze ścierką do kurzu. Między półkami, gdzieniegdzie rozpięte były pajęczyny, a na niej czatujące bez ruchu stare, tłuste pająki. Podłoga, również z niezidentyfikowanych drewnianych desek wyglądała, jakby lata swej świetności miała za sobą już od bardzo dawna, skrzypiała nieznośnie.  
— Ale burdel - odpowiedział Sybir, wspinając się oczami, aż po sam szczyt góry gratów. Jej szczyt zwieńczało stare krzesło, dość misternie zdobione. Przez ten cholerny kurz trudno było stwierdzić, z jakiego drewna było wykonane. — Porządkowanie tego wszystkiego chyba zajmie nam do wieczora. 
— Ej, nie przesadzajmy. Może do późnego popołudnia, tak zgaduję. 
— Nie dowiemy się, jeśli się nie przekonamy - oznajmiła ochoczo Tegaja, zaczynając się powoli wspinać na wspomnianą wcześniej górę gratów. 
— Co robisz? - zapytał Sybir z ukrytym zdziwieniem. 
— Chciałabym dokładnie zbadać, co dokładnie znajduje się na tej kupce i odseparować te rzeczy, które mogą być użyteczne od tych, co nadają się do wyrzucenia. 
— Jesteś pewna - odezwał się Sybir, przyglądając się każdemu ruchowi samicy, i miał przy tym niemiłe przeczucie, że zaraz coś się wydarzy — że to dobry pomysł? 
— Gdybyśmy zaczęli od dołu - odparła Tegaja, opierając łapę na oderwanym oparciu krzesła - wszystko zwaliłoby się nam na głowy. 
Sybir kiwnął głową porozumiewawczo, z przygryzioną wargą obserwował poczynania wadery, będąc gotów w każdej chwili wyskoczyć jej na pomoc. Tylnymi łapami badała stabilność powierzchni, wspinała się, wprawiając przy tym zmysłowo swe ciało w ruchy, które niejednemu skojarzyłyby się dwuznacznie. Sybir przełknął jedynie śliną i odegnał gorące myśli w dal umysłu. Do podświadomości.  Zdecydowanie brakowało mu towarzystwa wader... choć w tym przypadku, dopóki Tegaja traktuje go tu, jak współlokatora, a nie jak kogoś więcej... przynajmniej ma z tego tytułu przyjemne widoki. 
W pewnym momencie Tegai omsknął się spod łapy wystająca książka, której z pewnością nie zauważyła i z krótkim piskiem zjechała w dół. Sybir przygotowany był na taką ewentualność i wystrzelił na przód, gotowy złapać samicę. W dwóch susach dopadł do niej - jeden sus wykonał, będąc na skrzypiącej podłodze, a drugi odbijając się od zakurzonego zagłówka łóżka - pochwycił ją mocno, ale stracił przy tym równowagę i fason. Polecieli oboje do tyłu i Sybir zaliczył twarde lądowanie na plecy, zderzając się z podłogą. Kurz wzbił się obficie spod szpar między starymi deskami, ale przy tym wywołali taki rumor, że aż półki z książkami zadrżały niebezpiecznie. Kilka książek zleciało z nich, a Sybir, nim zdał sobie sprawę z nadciągającego zagrożenia, prędko wykręcił się, wyprężył, niczym wystrzelona na powierzchnię ryba, i Tegaja, która wcześniej była na górze, znalazła się w cieniu ciała basiora. Sybir przyjął na swój grzbiet spadające pociski, uchronił tym samym Tegaję przed bolesnym wypadkiem... 
Sam był zaskoczony swych wyczulonych reakcji i zmysłów, ale jeszcze bardziej tym, że po raz kolejny Sybir pozwolił sobie na taką bliskość z Tegają. Nim ta zorientowała, co się święciło, pokręciła lekko głową, jak gdyby wstrząsała z futra osadzony zewsząd kurz. A potem spojrzała w górę, ku wpatrzonym w nią rozpłomienionym oczom Sybira. Młody zdał sobie sprawę z dwuznaczności tej sytuacji i dopadło go znajome ciepło, które eksplodowało ogniem w okolicy podbrzusza. 
— Yghmmm, Sybir? 
Sybir zamrugał i pokiwał z namaszczeniem głową. Odsunął się posłusznie, jak skarcony szczeniak i próbował ukryć rumieńce. Niezdarnie i nieskutecznie. 
— Cóż... ekheem, to by było chyba na tyle z zagrożeniami. I ten... ten,,. yhmmmm... - Sybir był tak zakłopotany, że sam nie wiedział, co mógłby w tej sytuacji zrobić. W końcu podniósł upadłe książki i ustawił jedną na drugą, po czym ustawił w kąt biblioteczki. Jego ruchy były powolne i niepewne. Bo czuł na sobie jej spojrzenie. 
— Tak... yhmmm - odparła Tegaja, równie co on, zakłopotana aż po czubki własnych uszu. — Dziękuję Ci za pomoc... 
— To nic. Poza tym... poza tym... 
Sybir nie mógł pojąc, co się z nim działo. Nigdy nie przedstawiał wobec płci pięknej takiej nieśmiałości i skrępowania, zwłaszcza gdy sytuacja była dość gorąca od emocji. Przypuszczał tylko, że wszystkie wadery, z jakimi umawiał się w jednostce, nie były takie, jak Tegaja. Ona była ciepła, uczynna i miła. Tamte zaś surowe, wymagające i bezkompromisowe, bowiem tak zostały wychowane. Ciężką, żołnierską łapą. Dlatego więc sam nie wiedział, jak miałby zachować się wobec Tegai. 
<Tegaja?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1399
Ilość zdobytych PD: 700 PD + 130 PD  + 150% ~ 1050 PD
Łącznie: 5018 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz