Rozmowa z Miguelem, zranionym i nieufnym nieznajomym, którego znalazła umierającego w śnieżnej zaspie, teraz otwartym i pogodnym wojownikiem była iście budująca. Z tematów tak przyziemnych, niebawem wznieśli się na takie, które można by je nazwać "wartościowymi".
— Twierdzisz, że jestem duszą barbarzyńcy?
Zapytał wtedy, gdy ta oznajmiła mu, że nie byłby w stanie porzucić szlak walki.
~ Barbarzyńcy to bezmyślne maszyny destrukcji. Wojownicy zaś są kimś więcej. Są ponadto - pomyślała i chciała to powiedzieć. Zaskoczenie jednak wzięło górę nad logiką.
— Miałam na myśli, że masz duszę wojownika! Nie barbarzyńcy!
Kiedy bywały chwile, gdy waderę ktoś zrozumiał opatrznie, próbowała - niekiedy na siłę - nieco prościej wyjaśnić to, co miała na myśli. Najczęściej wyglądało to na tłumaczenie się małej waderki, która coś spsociła. Nierzadko jąkając się i zalewając policzki czerwieniącym się wstydem. Dlatego przez większość wilków - najczęściej basiorów - uchodziła za osobę iście wstydliwą, uroczą i bezbronną, a ona zaś, miała powód, by unikać rozmów.
— Chodzi o to, co cię spotkało?
Samiec westchnął tylko i mruknął pod nosem jakiś żartobliwy komentarz, ale sądząc po tonie jego głosu, wyjątkowo starał się, by to tak zabrzmiało. Mimo wszystko Itami zrozumiała, przyglądała się samcowi z rosnącą troską, ocierając przy tym opuszkami swojej łapy o szorstkie włosie na ramieniu Miguela. A potem spytał. Itami tym razem nie zdołała wyczuć nic żartobliwego, czy nawet uchodzącego za przebłysk dobrego nastroju.
— Miałaś kiedyś coś lub kogoś, kto z początku był dla ciebie całkiem obojętny, ale nagle przywiązałaś się do tego tak bardzo, że nie wyobrażałaś sobie życia bez tej jednej rzeczy, tego elementu? A potem nagle ktoś wyrwał go z twojego życia, na zawsze, bez możliwości cofnięcia tego, co nastąpiło?
Spojrzał w jej morskie oczy, jak gdyby miał nadzieję, że odczyta z nich odpowiedź na nurtujące go pytanie. Itami natomiast nie potrafiła jej udzielić wprost bez wcześniejszego zastanowienia.
— Wiesz... - zaczęła łamliwie. Opowiadanie o własnych uczuciach nigdy nie przychodziło jej z łatwością. — Miałam kiedyś, jak byłam mała, taką małą szklaną kulkę... wiesz, taką z zamkniętą z jakąś rzeczą w środku. Tam był wyobrażający głowę wilka kawałek drewna. Spodobała mi się bardzo. Bo, wiesz... ehmm, chciałam być takim wilkiem... to znaczy się, ehmmm... wybacz, muszę się zastanowić.
— Spokojnie, Itami - odparł z rozrysowującym się przyjemnym uśmiechem Miguel. — Nigdzie mi się nie śpieszy.
— Chodziło mi to, że yyy... dzięki tej kulce miałam nadzieję, że pomoże mi ona odkryć w sobie moc, jaką mają magiczne wilki. A potem, kiedy chodziłam do szkoły, złośliwe szczeniaki ukradły mi ją i na moich oczach rozbiły o kamień. Ot, po kulce został mi już tylko ten kawałek drewna. Wtedy też, yghhmmm, straciłam nadzieję, że kiedyś odkryję w sobie moc. A potem jeszcze ta prawda, że w moich żyłach jest tyle z wilka, co u głupika z rekina. Bez tej kulki poczułam się brudna i bezużyteczna.
Chciała coś powiedzieć, ale głos się jej złamał, jak drobna gałązka. Żal zabolał ją w piersi tak bardzo, że po policzkach popłynęły jej łzy. A potem, jakby zrozumiała, w jakim stanie się znalazła, szybko potarła nadgarstkiem powieki i odwróciła głowę. Nie mogła znieść na sobie spojrzenia samca, przed którym znów pokazała, jaką jest słabą i żałosną beksą.
— Ja... przepraszam.
Itami nie wiedziała, ale basior niemal znieruchomiał. Nerwowo postukawszy pazurami o kubek z wodą, oblizał pysk zgodnie ze swoim niezdrowym nawykiem. Usłyszała to, jak język szorując po ustach, zniknął za cicho zatrzaskującymi się zębami.
— Itami, ja...
— Już jest w porządku - Itami zarzuciła grzywkę do góry, odsłaniając poczerwieniałe od płaczu oczy. Bez śladów łeb na piegowatych policzkach. — To tylko nic nie warte szczenięce wspomnienie. Nie jest ono warte łez czy żalu, uczę się żyć tak, jak jest teraz obecnie. Tu i teraz. Staram się nie myśleć, co będzie za dwa dni albo trzy tygodnie, bo to wyłącznie tajemnica losu.
Itami pociągnęła nosem, nie zdając sobie sprawy z przepływu elokwencji, niezmąconej żadnym zająknięciem.
— Itami?
— Tak?
— Dobrze się czujesz?
— A czemu miałabym się źle czuć? - zapytała już spokojniej, choć wydawało jej się, że tym pytaniem, Miguel mógł ją wziąć za wariatkę. Albo przynajmniej za niezrównoważoną psychicznie wariatkę. — Czuję się znakomicie. Ty pewnie też czujesz się dobrze... więc o co Ci chodzi?
Zabrzmiało ostrzej niż zamierzała. Westchnęła tylko, odchyliła głowę do tyłu. Westchnęła znowu.
— Miguel, ja cię bardzo przepraszam.
Odsunęła od siebie krzesło i bezwiednie odwróciła się w stronę okna, nie uraczywszy basiora nawet lekkim spojrzeniem. Wyśledziła ruch kiwających się w rytmie wiatru drzew, oparła podbródek o łapę, a łokieć wsparła na parapecie. Wyłączyła się kompletnie z rozmyślań i tępo obserwowała ruchy gałęzi i targanych przez wiatr liści. Chwilę później skonstatowała, że Miguel zjawił się blisko niej. Nieśmiało - wyczuła to z ruchów jego łapy - objął ją za szyję, zapewne by wesprzeć ją i pocieszyć, po czym przygarnął do siebie i powoli tulił. A ona zatopiła się w cieple jego futra, ześlizgując się spojrzeniem na parapet, pokryty skruszałą, starą farbą.
— Nie gniewaj się na mnie, jeśli odebrałeś to negatywnie. - wymruczała cicho i westchnęła, któryś raz z kolei, nie mogła wiedzieć, bo nie liczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz