— Przepraszam za siostrę. - powiedział szary wilk. — a Pan to?
— Jam jest zwykły włóczęga. - burknął. Nie zamierzał oddawać małej w niepewne łapy. To, że oboje mają skrzydła i on zna jej imię, jeszcze nie świadczy, że może ją mu oddać. Spojrzał na nią, wyglądała na poddenerwowaną.
— Znasz go? - spytał z przekąsem. Wadera spojrzała trochę zdenerwowana raz na szarego samca, raz na siwego. Przytaknęła lekko skinieniem głowy, po czym spuściła głowę w dół i nerwowo zaczęła drapać łapką ziemię. To zachowanie wydało się Białemu nieco podejrzane. Przez pustelniczy tryb życia ciężko odczytywał emocje, dlatego teraz był bardzo niepewny. Czy ona się bała? Jeśli tak, to kogo albo czego? Tego wilka? Przeskrobała coś poważnego? Tyle pytań, na które nie pora dostać odpowiedzi.
— Kto to dla ciebie? - zniżył się do jej poziomu. — Boisz się go?
— Nie boję się go, to jeden z moich braci. Yoshimitsu. - odpowiedziałą waderka. — Nie powinnam była się oddalać od domu... - dodała ciszej.
— Uhum, rozumiem. - mruknął, odwracając się do szarego wilka. — Yoshimitsu, tak? Tej małej nie trzeba już karać za nieposłuszeństwo. Już poszorowała tyłkiem po ziemi. Słowna reprymenda powinny wystarczyć.
Szary wilk skinął głową ze zrozumieniem i ze współczuciem spojrzał na siostrę.
— Obawiam się, że w domu nie ominie jej poważna rozmowa. - powiedział, bardziej kierując te słowa do skrzydlatej, niż do samca. — Mam nadzieję, że nie sprawiła Panu większych problemów. Dziękuję również za odprowadzenie małej do miasta. - powiedział, patrząc już na Białego.
— Yoshi... - Wilczyca szturchnęła szarego w łapę, aby ten zniżył ku niej pysk. — Zepsułam Panu zapas cennych grzybów... - Wyszeptała. Samiec westchnął ciężko.
— Oczywiście zrekompensujemy Panu szkody. - powiedział i sięgnął do swej sakwy. — Jaką formę zadośćuczynienia Pan preferuje?
Biały chwilę pomyślał. Nie przyszła mu na myśl żadna konkretna suma. Lada moment musi pójść poszukać hodowcy grzybów, by nadrobić swoje straty. Ten konkretny hodowca nie mieszka w okolicy, to włóczykij. On zaraz może spakować manatki i odejść z miasta.
— Pan powie sam, ile warte jest to szczenię? Za doprowadzenie jej tutaj.
Samiec wyciągnął z torby niewielką sakiewkę. Sprawdził jeszcze szybko jej zawartość, po czym mruknął cos niezrozumiałego Shori do ucha. Wilczyca położyła po sobie uszy, a gdyby tylko mogła to by pobladła. Skinęła jednak głową, zgadzając się.
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy zarówno za fatygę, jak i za straty.
Biały przejął od niego sakiewkę. Na samo uczucie jej wagi zaniemówił. Wprawdzie nie przystaje patrzeć w podarunek przy darczyńcy, ale ten bardzo go kusił. Przez materiał mógł poczuć coś ostrego.
— Oh, to aż... - uciszył siebie, zanim powie coś nie tak. — Dziękuję. - wykrztusił. — No cóż... - nie wiedział, co powiedzieć. — W takim razie ja już pójdę... Mała, nie psoć już.
— Miło było Pana poznać, Panie... - waderka przechyliła głowę w zamyśleniu. Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zna imienia Starszego wilka, a przynajmniej nie pamiętała, jak ono mogłoby brzmieć. Jednak wilk nie mógł jej go już powiedzieć, ponieważ szybkim krokiem wtopił się w tłum. Czym prędzej poszedł szukać handlarza. Gdy oddalił się nieco dalej, przystanął za beczkami ziół, by obejrzeć zawartość sakiewki. Jego oczy zalśniły. Rubiny, szmaragdy, diamenty. Klejnotów do koloru do wyboru. Wziął je do łapy i każdego z kolei podgryzał, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. I takie były, co do najmniejszego. Spojrzał jeszcze raz w stronę, gdzie stała mała wilczyca z bratem. Oboje odeszli już stamtąd. Biały nie przystał na ruszenie za nimi w nieznanym mu kierunku, od razu skierował się w uliczki z jeszcze otwartymi straganami z ziołami. Skręcił za kościołem w prawo i doszedł do samego końca. Tuż przy wejściu do zakrystii stał mały, dziurawy parawan, za którym siedział brunatny wilk. Przed nim leżały ususzone grzyby różnych gatunków. Biały podrzucił mu pod łapy małego szafirka.
— Ile za to dostanę?
Wilk popatrzył na niego, jakby nigdy na oczy takiego bogactwa nie widział. Wziął chustę, na której leżały grzyby, i zwinął ją w torbę.
— Wszystko. - uśmiechnął się. Nie próbował sztuczek, bo Biały go za dobrze znał. Wiedział, że tym klejnocikiem dobije jego dzienny utarg. Zadowolony wilk mógł już wracać do domu. Biały złapał za guza prowizorycznej torby i zarzucił ją sobie na plecy. Teraz wyłącznie myślał nad szybkim powrotem. Słońce stało wysoko, czyli było już południe. Musiał jeszcze zapolować sobie na kolację, a do tego musiał pierw odstawić dzisiejszy zakup w swojej norze.