Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 10 października 2025

Od Białego ciąg dalszy Shori ~ "Nie denerwuj starego wilka"

Mały wilczek podchwycił jego zanętę. Tak jak Biały przewidział. Zaprowadziła go na targ, chociaż on dobrze wiedział, gdzie się znajduje. Ponoć małe wilczki lubią, gdy mogą się w czymś wykazać. To buduje ich samoocenę. Ledwo co przekroczyli bramę miasta, a już ktoś nad nimi zaczął krążyć niczym sęp. Białemu to się nie podobało, czuł na sobie wzrok. Bez niepoznaki spojrzał w górę. To był kolejny z tych latających wilków. A nuż to jej rodzina, pomyślał. Prawdopodobnie tak, ale nie dałby sobie łapy uciąć. Ze skupienia nad podlotkiem wyrwała go ta mała, chcąc się przedstawić. Niestety ów latający przerwał jej, krzycząc ciągle "Shori, Shori". Sądząc po reakcji małej, która tylko uśmiechała się nerwowo, to jej imię. "Shori" przechlapane. Ów wołający ją wilk wylądował tuż przed nimi, aż wzbił się kurz. Z bliska był szary, z czarnymi podpaleniami na łapach. Coś napomknął o matce, coś pokarcił małą wilczycę.
— Przepraszam za siostrę. - powiedział szary wilk. — a Pan to?
— Jam jest zwykły włóczęga. - burknął. Nie zamierzał oddawać małej w niepewne łapy. To, że oboje mają skrzydła i on zna jej imię, jeszcze nie świadczy, że może ją mu oddać. Spojrzał na nią, wyglądała na poddenerwowaną.
— Znasz go? - spytał z przekąsem. Wadera spojrzała trochę zdenerwowana raz na szarego samca, raz na siwego. Przytaknęła lekko skinieniem głowy, po czym spuściła głowę w dół i nerwowo zaczęła drapać łapką ziemię. To zachowanie wydało się Białemu nieco podejrzane. Przez pustelniczy tryb życia ciężko odczytywał emocje, dlatego teraz był bardzo niepewny. Czy ona się bała? Jeśli tak, to kogo albo czego? Tego wilka? Przeskrobała coś poważnego? Tyle pytań, na które nie pora dostać odpowiedzi.
— Kto to dla ciebie? - zniżył się do jej poziomu. — Boisz się go?
— Nie boję się go, to jeden z moich braci. Yoshimitsu. - odpowiedziałą waderka. — Nie powinnam była się oddalać od domu... - dodała ciszej.
— Uhum, rozumiem. - mruknął, odwracając się do szarego wilka. — Yoshimitsu, tak? Tej małej nie trzeba już karać za nieposłuszeństwo. Już poszorowała tyłkiem po ziemi. Słowna reprymenda powinny wystarczyć.
Szary wilk skinął głową ze zrozumieniem i ze współczuciem spojrzał na siostrę.
— Obawiam się, że w domu nie ominie jej poważna rozmowa. - powiedział, bardziej kierując te słowa do skrzydlatej, niż do samca. — Mam nadzieję, że nie sprawiła Panu większych problemów. Dziękuję również za odprowadzenie małej do miasta. - powiedział, patrząc już na Białego.
— Yoshi... - Wilczyca szturchnęła szarego w łapę, aby ten zniżył ku niej pysk. — Zepsułam Panu zapas cennych grzybów... - Wyszeptała. Samiec westchnął ciężko.
— Oczywiście zrekompensujemy Panu szkody. - powiedział i sięgnął do swej sakwy. — Jaką formę zadośćuczynienia Pan preferuje?
Biały chwilę pomyślał. Nie przyszła mu na myśl żadna konkretna suma. Lada moment musi pójść poszukać hodowcy grzybów, by nadrobić swoje straty. Ten konkretny hodowca nie mieszka w okolicy, to włóczykij. On zaraz może spakować manatki i odejść z miasta.
— Pan powie sam, ile warte jest to szczenię? Za doprowadzenie jej tutaj.
Samiec wyciągnął z torby niewielką sakiewkę. Sprawdził jeszcze szybko jej zawartość, po czym mruknął cos niezrozumiałego Shori do ucha. Wilczyca położyła po sobie uszy, a gdyby tylko mogła to by pobladła. Skinęła jednak głową, zgadzając się.
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy zarówno za fatygę, jak i za straty.
Biały przejął od niego sakiewkę. Na samo uczucie jej wagi zaniemówił. Wprawdzie nie przystaje patrzeć w podarunek przy darczyńcy, ale ten bardzo go kusił. Przez materiał mógł poczuć coś ostrego.
— Oh, to aż... - uciszył siebie, zanim powie coś nie tak. — Dziękuję. - wykrztusił. — No cóż... - nie wiedział, co powiedzieć. — W takim razie ja już pójdę... Mała, nie psoć już.
— Miło było Pana poznać, Panie... - waderka przechyliła głowę w zamyśleniu. Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zna imienia Starszego wilka, a przynajmniej nie pamiętała, jak ono mogłoby brzmieć. Jednak wilk nie mógł jej go już powiedzieć, ponieważ szybkim krokiem wtopił się w tłum. Czym prędzej poszedł szukać handlarza. Gdy oddalił się nieco dalej, przystanął za beczkami ziół, by obejrzeć zawartość sakiewki. Jego oczy zalśniły. Rubiny, szmaragdy, diamenty. Klejnotów do koloru do wyboru. Wziął je do łapy i każdego z kolei podgryzał, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. I takie były, co do najmniejszego. Spojrzał jeszcze raz w stronę, gdzie stała mała wilczyca z bratem. Oboje odeszli już stamtąd. Biały nie przystał na ruszenie za nimi w nieznanym mu kierunku, od razu skierował się w uliczki z jeszcze otwartymi straganami z ziołami. Skręcił za kościołem w prawo i doszedł do samego końca. Tuż przy wejściu do zakrystii stał mały, dziurawy parawan, za którym siedział brunatny wilk. Przed nim leżały ususzone grzyby różnych gatunków. Biały podrzucił mu pod łapy małego szafirka.
— Ile za to dostanę?
Wilk popatrzył na niego, jakby nigdy na oczy takiego bogactwa nie widział. Wziął chustę, na której leżały grzyby, i zwinął ją w torbę.
— Wszystko. - uśmiechnął się. Nie próbował sztuczek, bo Biały go za dobrze znał. Wiedział, że tym klejnocikiem dobije jego dzienny utarg. Zadowolony wilk mógł już wracać do domu. Biały złapał za guza prowizorycznej torby i zarzucił ją sobie na plecy. Teraz wyłącznie myślał nad szybkim powrotem. Słońce stało wysoko, czyli było już południe. Musiał jeszcze zapolować sobie na kolację, a do tego musiał pierw odstawić dzisiejszy zakup w swojej norze.

wtorek, 23 września 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Reiko | Itami ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Obserwowałem scenę z lodowatą cierpliwością, której nauczyły mnie lata patrolowania granic. Znałem ten wzrok, tę pianę nienawiści na pyskach. Widziałem ją setki razy — w oczach intruzów, w oczach fanatyków czystej krwi, w oczach tych, którzy nie znali niczego poza ślepym gniewem. Czułem, jak coś zaciska się we mnie od środka. Ta nienawiść… tak łatwa, tak płytka, tak zakorzeniona w pustych słowach powtarzanych od pokoleń. Te słowa… „Czysta krew” — ile razy sam je słyszałem? Jakby w tym jednym sformułowaniu kryła się cała wartość życia. Patrzyłem na tych samców i nie mogłem pojąć — skąd to przekonanie, że hybrydy są czymś gorszym?
Przecież nie prosiłem się na świat. Nie ja wybierałem. To mój ojciec — czysty wilk, silny, dumny — zakochał się w lisicy. To oni podjęli decyzję. To oni połączyli krew. A ja? Ja byłem tylko owocem ich miłości. Dlaczego miałbym płacić za coś, co nigdy nie należało do mnie?
Ich krzyki znów rozbrzmiały przy bramie. "Hybrydy to zakała. Brud. Plugastwo". Opuściłem wzrok na bruk, na własne łapy, jakbym jeszcze raz miał przypomnieć sobie, że jestem jednym z tych, których chcieliby widzieć na kolanach. Ile razy już tak było? Ile razy byłem ich celem, ich zabawą, ich wyrzutem sumienia?
Im dłużej patrzyłem na nich, tym bardziej melancholia we mnie gęstniała, aż w końcu ustąpiła miejsca gniewowi. Nie był to zwykły gniew — bardziej jak rzeka, co zrywa tamy, rwący nurt, który chce porwać mnie i rozszarpać na kawałki. Znałem to uczucie zbyt dobrze. Jakim prawem? Jakim prawem ktoś decyduje, kto jest czysty, a kto nie? Jakim prawem oceniają mnie, Itami, kogokolwiek — na podstawie krwi, której nawet nie mogliśmy wybrać? Jeśli sama Bogini, matka życia, nie potępiła nas i jeśli pozwala, byśmy oddychali, biegali, kochali i cierpieli tak samo jak oni — to czym są te wyjące błazny przy bramie? Niczym. Zwykłymi śmiertelnikami, którzy nie mają prawa sądzić innych.
Moje barki napięły się tak, że aż czułem, jak włosy na karku stają dęba. Wszystko we mnie krzyczało, żeby skoczyć na nich, zatopić kły w ich gardłach i uciszyć to szczekanie raz na zawsze. Widziałem oczami wyobraźni, jak krew barwi kamienie pod bramą, a ich pycha rozsypuje się w proch pod moimi łapami. Ale wiedziałem też, że to niczego by nie zmieniło.

sobota, 13 września 2025

Od Reiko ciąg dalszy Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

    Wnętrze namiotu pachniało ciężkimi kadzidłami, mieszaniną palonej żywicy i czegoś, co miało przypominać egzotyczne zioła, a w praktyce dusiło w nozdrzach. Przez ułamek sekundy Reiko poczuła się jakby weszła do obcej rzeczywistości. Migoczące świece rzucały na płachtę namiotu poszarpane cienie, a na niskim stoliku leżały karty i kryształ, który wyglądał bardziej jak źle oszlifowany kamień niż magiczny artefakt. Jej ślepia błyszczały ciekawością. To był jej pierwszy raz w takim miejscu. Wychowana surowo, bez miejsca na zabobony, spodziewała się jednak… czegoś więcej. Prawdziwych czarów. Słów, które sięgają głębiej niż powierzchnia, dotykających duszy. A nie tandetnego teatrzyku. W środku była rozdarta — między sceptycyzmem a tym dziecięcym, dobrze skrywanym pragnieniem, że może jednak… może gdzieś kryje się magia.
    Siedzący przy stoliku basior uniósł łeb, wytrzeszczając gały na jej widok. Jego wzrok z lubieżnością prześlizgnął się po jej sylwetce, zbyt długo zatrzymując się tam, gdzie nie powinien. Miał futro w kolorze myszo-szarym, miejscami poszarzałe i zaniedbane, a w jego zwykłych, brązowych oczach tlił się cień chciwości. Uszy miał lekko rozchylone na boki, jakby próbował sprawiać wrażenie otwartego i godnego zaufania, lecz ich niespokojne drgania zdradzały napięcie. Ogon, widoczny kątem oka, uderzał raz po raz o podłogę — nerwowo, bez rytmu, jak u kogoś, kto przywykł do kłamstw. Wadera wszystko to widziała, dzięki ciężkim treningom. Wszakże dla jej ojca nie było miejsca na błędy. Musiała być uważna, dostrzegać najmniejsze ślady i różnice w zachowaniu. ~ W sumie przydatna umiejętność. ~ pomyślała, wchodząc głębiej.
    Samica przysiadła naprzeciw, nie spuszczając wzroku z wróżbity. Przez krótką chwilę obserwowała jego ruchy, sposób, w jaki przesuwał łapy nad kartami, jak unosił brew, udając, że zna tajemnice przyszłości. Jej serce zabiło szybciej, kiedy zaczął coś nieskładnie mamrotać pod nosem. Brzmiało to bardziej jak powtarzana na pamięć formułka niż zaklęcie. Choć się na tym nie znała, słyszała opowieści o światłach, reakcji wszechświata na wejście w Fatamorganę i cenie, jaką powinno się zapłacić, by zobaczyć przyszłość. Tutaj natomiast nie było nic. Powietrze nie drgnęło, a powinno się nagrzać i zafalować. Jego oczy winny zrobić się białe, a wszechświat miał ukazać swe oblicze. Wszystko to wyglądało jak tania sztuczka kuglarza. Zadrwiła w duchu. Jej cierpliwość jednak skończyła się, gdy niespodziewanie zbliżył się, a jego łapa „przypadkiem” spoczęła zbyt blisko, a potem bezceremonialnie na jej piersi. Czas stanął w miejscu. Cisza, jaka nastała, była gęsta jak woda. 
— Jesteś taka piękna... - szepnął prawie do jej ucha. Oczy zaszły mgłą, a odór pożądania nieprzyjemnie drażnił jej węch. Skrzywiła się nieznacznie. ~ Ach, więc tak wygląda magia w jego wydaniu. Żałosne. Ale jeśli chce grać, to zagra. ~ Reiko nie drgnęła, nie wciągnęła gwałtownie powietrza. Nie dała mu tej satysfakcji. Zamiast tego pochyliła się powoli do przodu, pozwalając, by jej pysk zbliżył się niebezpiecznie blisko jego.
— Wiesz, mój drogi… - jej głos był miękki, szeptany, pieszczący uszy jak jedwab. Uśmiech wyglądał niemal figlarnie, ale w oczach pojawił się błysk — ostry, niebezpieczny, taki, od którego gardło samo się ściskało. — Masz całkiem odważne łapy. 
Zanim zdążył się odezwać, jej pazury musnęły go po udzie i zsunęły się niżej. Niby lekko, niby przypadkiem, a jednak z wyczuciem, które sprawiło, że mięśnie basiora napięły się jak struny. Pazury ledwie drasnęły jego przyrodzenie, ale nacisk był wystarczający, by zrozumiał, co mogłoby się stać, gdyby poruszył się choć o milimetr za szybko. Wróżbita zesztywniał, zdecydowanie zbity z tropu. Jego uszy opadły, a oddech urwał się w połowie. Spojrzenie, jeszcze przed chwilą bezczelne, zamigotało czystym strachem. Ewidentnie spodziewał się reakcji, ale nie takiej.
— Ale wiesz, co jest jeszcze odważniejsze? - ciągnęła, niemal mrucząc. Uśmieszek nie zniknął z jej pyska, wręcz się pogłębił, nadając słowom jeszcze bardziej niepokojący wydźwięk. W chwili, gdy Reiko pochyliła się nad nim mocniej, powietrze w namiocie jakby zgęstniało. Ciepły zapach palonych ziół został nagle przytłumiony przez coś o wiele cięższego — złowieszczą aurę, której nie sposób było nazwać. Uśmiechała się, spokojna niczym tafla lodu, a jednak w jej oczach tlił się żar, który wróżbita poczuł na karku jak dotyk płomieni. Nie musiała warczeć, nie musiała grozić słowami — jej obecność sama w sobie niosła obietnicę bólu. Basior poczuł, jak łapy drżą mu niekontrolowanie, a zimny pot spływa po karku. Nigdy wcześniej zwykłe spojrzenie nie ścisnęło go tak za gardło. Reiko czuła, jak rośnie w nim przerażenie. I w dziwny sposób dawało jej to satysfakcję. To ona tu rozdawała karty. Pazury pozostały tam, gdzie były, muskając skórę w sposób bardziej groźny niż intymny. Wystarczyłoby jedno płynne cięcie.
— Fakt, że ktoś mógłby ci odciąć nie tylko łapy, ale też tego ptaszka niżej — tak nisko, że nigdy więcej nie poznałbyś smaku samicy, a i żadna wadera nie spojrzałaby na ciebie tak, jak pragniesz.
Wróżbita przełknął głośno ślinę. Ogon zastygł mu w nienaturalnym bezruchu, a łapy natychmiast cofnęły się z jej piersi, jakby dotknął rozżarzonego żelaza. Było w niej coś diabelnie pięknego — takiego, co sprawia, że serce jednocześnie przyspiesza i zamiera. Jakby sama śmierć przybrała postać anioła, a on miał czelność położyć łapę na jej ciele.
— Dziękuję za… "wróżbę". Wystarczy mi na dziś. - wyprostowała się powoli, cofając pazury, jakby nigdy nic. Jej ton był spokojny, opanowany, wręcz uprzejmy. Wróżbita padł na ziemię, płaszcząc się przed nią i bełkocząc przeprosiny za własne istnienie. Reiko uśmiechnęła się drwiąco, dociskając jego łeb do ziemi. — Nigdy więcej nie wchodź mi w drogę. - szepnęła, wycofując się. Po chwili opuściła namiot spokojnym krokiem, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Tylko subtelna iskra satysfakcji oczach zdradzała, że to ona wyszła z tej gry zwycięsko. Za jej plecami pozostał ciężki, rwany oddech wróżbity, który nie odważył się nawet drgnąć.

piątek, 12 września 2025

Od Lumy ciąg dalszy Naharys'a ~ "Spisane w wodzie"

— Może ty mi opowiesz, co takiego robiłaś nad brzegiem jeziora i... czemu cię widziałem w wodzie? To znaczy się twoje odbicie. - Akurat otrzepywałam się z kurzu, który na mnie osiadł podczas zderzenia, ale na jego słowa zamarłam i zmrużyłam oczy. Basior, dość spory na dodatek, nie dość, że nie uważał, gdzie biegnie i lazł jak święta krowa, to jeszcze bezczelnie wyjeżdża do mnie z urojonymi pretensjami. No czyste chamstwo po prostu. I te jego śmieszne, pożal się boże roszczenia. Co robiłaś? A czemu tak? Dlaczego srak? Zdecydowanie za mocno uderzył się w ten swój pusty łeb, jeśli myśli, że cokolwiek mu powiem. Nic z tego, nie ze mną takie bajery.
— To, co robiłam nad jeziorem to totalnie nie twoja sprawa. - niby z jakiego powodu miałabym się komukolwiek tłumaczyć. A już zwłaszcza komuś takiemu jak on? — A ty gdybyś widział coś więcej niż czubek własnego nosa, bez problemu zauważyłbyś, że stoję obok ciebie. Więc tak, geniuszu, to naturalne, że widziałeś moje odbicie. - To co, gdzie i z kim robię, to jest moja prywatna i osobista sprawa, jemu kompletnie nic do tego. Niech więc nie myśli sobie, że może czegokolwiek ode mnie sobie żądać. Bo zdecydowanie nie może i nigdy nie będzie mógł.
— Nie wciskaj mi tu kitu, dobrze? Nikogo obok siebie nie widziałem, a twoja słodka buźka jakimś cudem świeciła odłogiem w odbiciu wody. Więc wybacz, ale to, co tu robisz, jest moją sprawą… - gdyby nie moja pewność co do mojego perfekcyjnego słuchu to miałabym wątpliwości w to co słyszę. Może jednak mój zmysł zaczął szwankować, a ja powinnam zacząć rozglądać się za inną profesją? Albo to ja zbyt mocno uderzyłam się w głowę i przez wstrząśnienie mózgu mam jakieś zwidy i przesłyszenia? Ale no błagam, on tak na poważnie? To było stuprocentowo na serio? Żadnej próby wkręcenia, zrobienia ze mnie idioty i planowanego wyśmiania prosto w oczy? Naprawdę miał czelność pultać się o w gruncie rzeczy moje prywatne sprawy? Większego bezczelna już dawno nie spotkałam. Należało go jak najszybciej sprowadzić na ziemię. A tacy jak on zwykle mierzą wysoko i spadają bardzo boleśnie.
— Nawet matce się nie spowiadam z tego co robię, a ty sądzisz, że tobie powiem? Zapomnij. - prychnęłam i leniwie machnęłam ogonem, z którego posypał się pył z drogi leśnej. Wyglądało to, jakbym chciała odgonić muchę postaci basiora przede mną, a zamiast tego wzbudziłam do życia mini piaskową burzę — I nie dość, że zadufany w sobie to jeszcze ślepy. To niezbyt dobre połączenie. - coraz bardziej mnie irytował i jeszcze na dodatek to jego parsknięcie śmiechem. Takich jak on zjadam na przystawkę bez zbędnego gryzienia. To, że myśli, że może patrzeć z góry, nie oznacza, że jest to prawda objawiona.
— W przeciwieństwie do ciebie, ślicznotko, ja nie oceniam nikogo przy pierwszym spotkaniu. - i jeśli miał nadzieję, że tania bajera i wątpliwy urok osobisty w jakiś sposób dadzą mu przewagę, to się chłopina srogo przeliczy.
— Dla ciebie to może faktycznie być nasze pierwsze spotkanie, wcześniej twoje ego ci mnie zasłoniło. - znowu machnęłam ogonem i po raz kolejny posypał się pył. Aż kichnęłam, gdy kurz wpadł mi do nosa. Przez tego pajaca byłam cała brudna, aż ciarki przechodziły po plecach. Musiałam jak najszybciej pójść się wykąpać i dokładnie wyczyścić futerko, by znowu lśniło. No ale najpierw obywatelski obowiązek. Pokazanie basiorowi, gdzie jego miejsce.
— Hoho, uważaj, żebym ja ci zaraz nie powiedział, co tobie przysłoniło twoje śliczne oczęta. - natychmiast wypaliłam.
— Narcyzowaty laluś? Uważaj, bo jak będziesz się tak ciągle sobie przyglądał to popadniesz w samo zachwyt. - po raz kolejny otrzepałam się, wzbudzając kłęby kurzu. Pył poleciał bezpośrednio na basiora, ale zdążył uskoczyć i nie skomentował tego. Zresztą, on też był brudny po naszym zderzeniu się.
— Na razie czemu się przyglądam, to twoim seledynowym oczętom i na razie, to nie mogę wyjść z zachwytu z ich powodu. - zmiana strategii na pochlebstwa, może i by się sprawdziła, gdyby natknął się na kogoś innego. No ale, na jego nieszczęście wpadł na mnie, jestem totalnie odporna na takie głupie gadanie.
— Och, czyli jednak masz gust. Już myślałam, że potrafisz zachwycać tylko się samym sobą
— To następnym razem zacznij myśleć, nim zaczniesz oceniać kogoś pochopnie, jasne? A co do twojego odbicia w wodzie, to jakaś twoja sztuczka? Iluzja? - robił się męczący z tym swoim wypytywaniem. No i zdecydowanie nie powinien dowiedzieć się o mojej małej sztuczce. Miała to być tajemnica handlowa, a w tym przypadku zawodowa.
— Przecież ci powiedziałam, że stałam obok ciebie. Jesteś  głuchy czy głupi, bo to, że ślepy to już wiem. - Jako szpieg doskonały, nie mogłam sobie pozwolić, by jakiś łachudra paplał o mojej umiejętności na prawo i na lewo. To byłoby nieprofesjonalne wypstrykać się ze swoich asów tak po prostu. No i Alfa byłby wściekły. Wyraźnie uzgodniliśmy, że nie powinno to być coś, co krąży jako informacja powszednia. Nie wiadomo, do czyich uszu trafi, a wywiadowczą przewagę zawsze warto mieć.
— Och, uwierz mi, że ślepy nie jestem, a tym bardziej głupi. Za to ty jesteś kiepską kłamczuchą. - spojrzałam z widocznym politowaniem na niego, oskarżanie mnie o bycie kiepskim kłamcą to tak jakby rasową kurtyzanę oskarżyć o bycie dziewicą. To śmieszne i niedorzeczne. Powinien trzy razy się zastanowić, zanim coś palnie i zacznie się kompromitować na całego.

poniedziałek, 1 września 2025

Od Itami ciąg dalszy Reiko | Atrehu ~ "Tam, gdzie wieje wiatr"

— Poczekaj - zawołała Itami, dość nieśmiało, bo mimowolnie ściszyła głos. Wadera jednak musiała ją usłyszeć, bo momentalnie odwróciła się w ich stronę, błyszcząc z zaciekawieniem swymi fioletowymi, pięknymi oczami. — Możemy oprowadzić Cię po mieście.
— Oh, niee, nie chciałabym wam zawracać niepotrzebnie głowy - odparła z namaszczeniem kręcąc głową.
— To nie jest żaden problem - oznajmił Atrehu, przystępując pewnym krokiem do przodu. Itami w sumie była mu wdzięczna, że się przyłączył do rozmowy. Jej myśli były tak zaprzątnięte wokół zakupów, że nie miała głowy, by utrzymać konwersację. Za wszelką też cenę nie chciała okazać przed waderą słabości ciągłym jąkaniem i szukaniem odpowiednich słów. Z pokorą pozwoliła samcowi mówić, zdobywając się jedynie na delikatny, nieśmiały uśmiech.
— My i tak musimy jeszcze dokupić kilka rzeczy, więc międzyczasie możemy Cię oprowadzić.
— Czy w tej watasze wszyscy są tacy uczynni? - zapytała, odwracając się do nich pewnie.
— Cóż, ostatnie czego bym spodziewał się po tutejszych mieszkańcach, to uczynność, ale trafiają się wyjątki - odparł Atrehu. Itami wsłuchiwała się w jego ton, który jak zwykle był wyluzowany i śmiały, i nadal nie mogła uwierzyć, że nie potrafiła wykrzesać z siebie, choćby słówka. Pozwalała samcowi mówić, kryła się w jego cieniu i jedynie słuchała rozmowy, której niektóre fragmenty wpadały jej jednym uchem i wylatywały drugim. Choćby nawet chciała się odezwać, to nie potrafiła z powodu błąkających się myśli. Wpatrzyła się gdzieś w bok, już nawet tracąc zainteresowanie rozmową - która swoją drogą nieźle się rozwinęła między Atrehu a tą waderą - a padające słowa były już tylko szczątkami, które jej umykały.
— ... prawda, Itami? - zwrócił się do niej Atrehu. Jego kojący, a zwłaszcza ciepły ton wyłowił ją z natłoku własnych myśli. Zamrugała nerwowo oczami i zdołała wykrzesać z siebie tylko krótkie "Hmmm?"
— Pytałem, czy to nie jest prawda, że gdyby Reiko się z nami przeszła, mogłaby poznać wiele ciekawych miejscówek.
Nie pamiętała momentu, w którym wadera się przedstawiła. Albo była tak zajęta natłokiem myśli, że kompletnie jej to umknęło.
— Tak, tak... myślę, że tak - wymruczała nieśmiało pod nosem i odbiła spojrzeniem w bok.
Wadera imieniem Reiko wykrzywiła usta w lekki uśmiech, niewyraźny i tajemniczy, ale nie to zastanawiało Itami. Ciekawe były jej fioletowe oczy, przeszywające i wyraziste, poprzetykane fiołkowymi pręgami. Kiedy Atrehu polecił, by Reiko szła przy jego prawicy. Przy lewicy zaś szła zagubiona we własnych myślach Itami, którą niebawem ocknął lekki dotyk łapy Atrehu.
— Skarbie, czy wszystko w porządku? - zapytał tonem jak zwykle przepełnionym troską.
— Nie, wszystko jest dobrze, a dlaczego pytasz?
— Wydajesz się taka nieobecna. - stwierdził samiec, przybliżając się. Teraz, kiedy szli, ocierali się o siebie, co wywołało elektryzujące wrażenie, dość uspokajające i zmysłowe. Itami już jako szczenię, kiedy jeszcze uczyła się czytać, przeglądając książki i zwoje, które naznosiła jej matka, wyczytała, że takie czułe i ciepłe zbliżenia potrafiły działać cuda - odprężały i uspokajały. Czuć bliskość kochanego wilka to było coś, czego teraz potrzebowała. Przy nim nie musiała się niczego bać. Samiec, jak dorodny owoc, potrafił obdzierać ją ze skorupki, którą mimowolnie się otaczała. Skorupki, która skutecznie izolowała ją od problemów tego świata, ale wiedziała jednak, że z nią, czy bez niej, nie ominą ją kłody rzucane przez los. Myśl o tym przyprawiło ją o lekkie przygnębienie, co nie uszło uwadze Atrehu.
— Ciągle nad czymś myślisz.
Itami nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Chciała mu wyjawić swoje przemyślenia, ale nie potrafiła tego ująć w słowa. Po prostu taka już była i chyba nic nie zdoła tego zmienić.
— Powiem Ci później, dobrze?
Kiedy mijali kolejne stragany, przy których handlarze wychwalali swoje produkty, szczeniaki bawiły się na środku ulicy w zabawę, którą Itami nie znała - zabawa polegała na lekkim stuknięciu ogonem w metalową kulkę, która musiała zapewne wpaść do otworu, powstałego po wydartym fragmencie kostki brukowej. Reiko przyglądała się pełna zainteresowaniu mijanym wilkom, zajętymi swoimi sprawami i idącymi w tylko sobie znanym kierunku. Mijali szeregi domów, których kominy wydobywały z siebie bure smugi dymu. Były wciśnięte pod samym murem, na szczyt którego prowadziły kamienne schody, których strzegła straż miejska. Niedaleko od nich, ktoś rozłożył dość obszerny namiot, opatrzony w dość wytartą drewnianą tabliczkę, uroczyście informującą, że wewnątrz można skorzystać z usług wróżbity. Reiko zatrzymała się i z zainteresowaniem zerknęła w stronę ciągnącego się sznura zgromadzonych pod namiotem interesantów, szepczących coś pod nosem z ekscytacją. Itami wykrzywiła nieco usta w grymasie niesmaku. Itami, jak przystało na waderę racjonalnie rozumną i wykształconą, uważała takie praktyki za zwyczajne zdzierstwo w biały dzień, oszustwo i szarlatanerię.

czwartek, 21 sierpnia 2025

Od Asenath ciąg dalszy Kaberu ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

Wycieczka w góry okazała się być naprawdę udanym pomysłem. Asenath doceniała swego rodzaju
wyzwanie, jakie oferowały wąskie ścieżki wśród skał. Wędrówka obfitowała w piękne widoki i przyjemne uczucie oddalenia od świata, które tak często wilczyca odczuwała, studiując magię. Miała nawet szansę zobaczyć gryfa, w dodatku dwukrotnie. Na terenach jej dawnej watahy były widywane rzadko, więc tym chętniej przyglądała mu się z uwagą, kiedy ostrożnie mijali go z Kaberu, klucząc między skałami. Gdy w trakcie schodzenia zostali zaskoczeni przez polującego osobnika, Asenath zaczęła zastanawiać się, jak duże szanse mieliby w walce z tym zwierzęciem. Przewagą gryfa był jego rozmiar, a także para uzbrojonych w szpony łap, mocny dziób i umiejętność latania. Wilki, nawet mimo swojego wysokiego wzrostu i pokaźnej ilości mięśni w przypadku Kaberu, były mniejsze i uzbrojone jedynie w kły, przynajmniej w przypadku Asenath, która nie miała ze sobą broni. Na ich korzyść działała ilość i zdolności magiczne, które, odpowiednio wykorzystane, mogłyby pomóc zdobyć im przewagę. Wilczyca doszła do wniosku, że mogliby mieć nawet szansę pokonania gryfa, jednak na pewno nie byłaby to łatwa walka. Całe szczęście, że ich ominęła. Po znajomej trasie bez problemu wrócili na plażę, nawet mimo zapadającego już zmroku. Kolory zaczęły powoli znikać z nieba, zastępowane przez głęboki granat nocy i rozrzucone po nim gwiazdy, a nad horyzontem zawisnął księżyc.
– Jeśli mam być szczery, nasze dzisiejsze zwiedzanie było wspaniałe – oznajmił Kaberu. – Poza tym zgłodniałem nieco. Masz na coś ochotę?
Dopiero, kiedy jej towarzysz wspomniał o jedzeniu, Asenath poczuła, jak bardzo jest głodna. Dokładnie
tak samo przydarzało jej się w rodzinnej watasze, gdzie skupiona na badaniach często zapominała o posiłkach. Gale przynosił wtedy zająca albo bażanta i razem zjadali zdobycz, rozmawiając o zdobytej tego dnia wiedzy. Wilczyca niemal czuła, jak przyjaciel uśmiecha się na widok, że w nowej watasze znalazł się ktoś, kto przypomniałby Asenath o posiłku.
– Zadowolę się czymkolwiek, co złapiemy pierwsze – odpowiedziała. – Wycieczka była wciągająca niczym studiowanie magii i teraz...
Przerwało jej burczenie jej własnego brzucha. Spojrzała w jego kierunku z dezaprobatą. Od strony
Kaberu dobiegł cichy śmiech.
– Jestem bardzo głodna – dokończyła, kładąc nacisk na środkowe słowo.
– W takim razie ruszajmy – odpowiedział basior i zaczął węszyć. – Tędy, chyba wyczułem zapach sarny.
Poprowadził ją w głąb lasu. O ile dobrze się orientowała, od centrum Dailoran oddzielało ich teraz jezioro. Chociaż słońce zdążyło już skryć się za horyzontem, księżyc świecił wystarczająco jasno, by bez problemu znajdywali drogę między drzewami. Po przebiegnięciu truchtem kilkudziesięciu metrów Asenath wyczuła niesiony przez lekki wiatr zapach saren. Skorygowali nieco kierunek i teraz wilczyca wysunęła się na prowadzenie, lustrując wzrokiem ziemię w poszukiwaniu potencjalnych przeszkód. Raz tylko musieli zwolnić, napotykając na swojej drodze powalone drzewo. Kiedy Asenath stanęła na przewróconym pniu, zapach saren nasilił się. Przeszkoda pojawiła się w
idealnym momencie – wilczyca dostrzegła między drzewami sylwetki kilku saren spokojnie pasących się na polanie.
– Są przed nami – szepnęła cicho, odwracając się do Kaberu. Jej towarzysz wyjrzał znad pnia, mrużąc oczy, a potem skinął głową.
– Dobrze się skradasz? – zapytał.
– Przyzwoicie. Moje futro jest dość zauważalne w nocy, ale jeśli wiatr się nie zmieni, powinnam dać radę podkraść się dość blisko – odpowiedziała.
– W takim razie idź w lewo. Ja zakradnę się od prawej strony. Spróbuj zagonić je do mnie.

sobota, 16 sierpnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Niko ~ "Nowe Dusze"

— Kiedy to się stało? - zapytała Itami, kiedy z drgającą trwogą przed obcymi, zbliżyła się nieśmiało. Przyjrzała się śladom drapania na brzuchu. Odgarnąwszy sierść, by przyjrzeć się lepiej skórze, ujrzała drobne wysypki, które nie przekraczały zaczerwienionego obrębia. 
— Wczoraj. Musiałem się o coś otrzeć, ale wcześniej nie swędziało tak mocno, jak teraz - odparł 
— Nie pamiętasz chyba, co spowodowało taką reakcję, prawda? 
— Niestety, nie pamiętam. To musiał być jakiś kwiat, bo jakiś czas spędzałem na łące. 
Itami kiwnęła pewnie głową przytomna tego, co powinna teraz zrobić. Wprowadziła samca do sali, gdzie poleciła mu usiąść na żeliwnym blacie operacyjnym, a ona sama zajrzała do schowka po lewej, w poszukiwaniu odpowiedniego leku. Kiedy znalazła, minęło kilka minut, a to wszystko przez to, że w środku panował istny armagedon. Niko dzielnie znosił chwile oczekiwania, wiercił się w miejscu, ale starał się nie drapać objętego alergią miejsca. Ogarnąwszy sierść na brzuchu pacjenta, nabrała niewielką ilość maści, zielonej jak mięta i wonna, niczym kamfora. W istocie była tam kamfora, aby schłodzić miejsce swędzenia. Powoli wcierała i wmasowywała drobne porcje maści w skórę, a robiła to  sprawnie i z wyczuciem, tak jak miała w zwyczaju. Innych leków niestety nie miała w zapasie, ale myślała, że odrobina tego specyfiku choć trochę złagodzi uczucie swędzenia. 
— Myślisz, że to pomoże?
— Bądź dobrej myśli. Może to nie jest lek z górnej półki, ale powinno pomóc. Czujesz się nieco lepiej? 
Itami rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie odważyła się popatrzeć na niego zbyt długo, by nie zachować się wobec niego impertynencko. Był to samiec nieco mikrej budowy, ale to wcale nie była wada. Futro brązowe niczym miedź, a gdy spojrzała przelotnie w oczy samca, ujrzała, że zza bujnej grzywki lewe spoglądało obramowane białą plamą. Nie wytrzymała spojrzenia młodego samca, spuściła wzrok na to, co miała przed sobą. Rumień może i nie zniknął, ale samiec powinien niebawem odczuć nieco ulgi. 
— Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam. Powiedzmy, że jesteś dla mnie nową twarzą. 
— Cóż, jak dotąd nie udało mi się osiąść w jakimś stałym punkcie. Alfa przyjął mnie i moją matkę w wasze szeregi, i jak na razie, nie jest tak źle. Cóż... nie licząc tego uczulenia. Swoją drogą nikogo tu nie znam. 
— Jestem Itami - odezwała się Itami. Wzniósłszy się na szczyt swej odwagi, Itami podała samcowi łapę, a on uścisnął ją bez ani chwili wahania. Cóż, uznała więc, że najgorsze miała już za sobą. Teraz wystarczyło w spokoju przełamywać pierwsze lody z samcem. 
— Mów mi Niko. 
— Miło poznać - powiedziała ściszonym tonem Itami, zawijając gliniany pojemnik maści we fragment skóry. — Po niecałych pięciu minutach powinno przestać swędzieć i szczypać.
Niko odpowiedział na to kiwnięciem głową i uśmiechem tak pogodnym, jak wiosenny poranek.
— Niestety, nie bardzo mam jak się odpłacić za pomoc. 
— Nic nie trzeba płacić, na prawdę - odparła Itami, nieśmiało mrucząc pod nosem. — Wszelkie należności otrzymuję w żołdzie od Alfy, a że należysz do Dailoran, nic nie musisz płacić. 
Samiec nie wydawał się ani zaskoczony, ani zbyt przesadnie rozradowany tą informacją - kiwnął jedynie w podzięce głową, przyglądając się jej z ciekawością. Natychmiast w takich okolicznościach Itami zapewne opuściłaby głowę i spaliła nieśmiałego rumieńca, ale w tamtym momencie, o dziwo wytrzymała jego spojrzenie, po czym usiadła, nie tracąc z samcem kontaktu wzrokowego. 
— Urodziłaś się tutaj? - zapytał Niko. 
— Pytasz z ciekawości, czy tak, o, żeby przerwać ciszę? 
Niko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. 
— W jednym i drugim przypadku. Jestem tutaj nowy i wypadałoby zapoznać się z kimś nieco bliżej. Zawsze to jedna znajoma twarz więcej. 
— Tak, urodziłam się tutaj. - odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech. — A ty co ciekawego powiesz o sobie?

< Niko, wybacz, że tak krótko. >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 583
Ilość zdobytych PD: 292 PD + 50 PD + 30% ~ 88 PD
Łącznie: 1272 PD

piątek, 8 sierpnia 2025

Od Reiko ciąg dalszy Naharys'a | Kaberu + Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Zamilkła. Przez krótką chwilę przyglądała się herbacie, jakby parujące z niej ciepło przypominało mgły snujące się po rodzinnej dolinie. Uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na jej pysku, teraz złagodniał, niemal zgasł, ustępując miejsca zamyśleniu. Oczy – te iskrzące ametysty – straciły swój zawadiacki błysk. Wydawało się, że nie usłyszała pytania nowo poznanego wilka, głęboka zatopiona w swoich myślach.
— To wszystko… brzmi jak bajka, prawda? - odezwała się cicho, głosem bardziej miękkim, niż dotąd. — I tak też to pamiętam. Piękno tej wyspy... wżarło się we mnie jak zapach letniego deszczu. Wciąż czuję pod łapami chłód górskich strumieni, a dźwięk wiatru wśród błękitnych liści śni mi się w nocy. I szum wodospadu. Litry wody spływające kaskadą z wysokich skał. Mimo, że zawsze dużo padało, nigdy nie doszło do powodzi. Woda z rzek wpływała wprost do oceanu. - zrobiła krótką pauzę, a oczy zalśniły jasnym blaskiem.
Nie zauważyła, kiedy spuściła głowę, tępo wpatrując się w filiżankę przed sobą. Upiła łyk herbaty, jakby potrzebowała czegoś, co ukoi ściskające gardło wspomnienia. Westchnęła, kręcąc głową. Chciała pamiętać tylko to, co dobre i żywe. Obiecała sobie, że nie będzie wspominać bolesnej przeszłości. Lecz ta jak zmora, nawiedzała jej umysł, wprowadzając wszystko w chaos. Wciąż pamiętała ryk ojca, stojącego nad nią niczym widmo. I zmuszający do uległości warkot. Nacisk tak bolący, że utkwił w jej umyśle na dobre.
I wtedy obraz powrócił — nieproszony, jak zawsze.
Szorstki żwir wżynający się w opuszki łap. Metaliczny smak krwi, sączący się z rozciętego pyska. Przenikliwe zimno świtu, który nie przynosił wytchnienia, tylko nową porcję krzyku.
— Jeszcze raz! - ryk ojca rozbrzmiał w jej głowie jak grzmot. Stał nad nią jak cień górskiego szczytu, niewzruszony, nieustępliwy. Jego spojrzenie nie znało litości, tylko oczekiwanie. Zawsze za dużo. Zawsze za szybko. Zawsze za cenę, której młoda wadery nie powinna płacić. Każdy upadek kończył się karą. Każdy błąd – pogardą. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz zemdlała podczas treningu. Nie z głodu. Z bólu, z przeciążenia i z wycieńczenia psychicznego. A on... nawet wtedy nie okazał nic poza chłodną wzgardą. Rzucił tylko: — Słabi nie przetrwają. Ty nie masz prawa być słaba. - odtąd uczyła się wstawać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Głęboki wdech nad parującym, aromatycznym naparem ukoił jej zmysły. Wróciła spojrzeniem do swoich rozmówców, znów lekko się uśmiechając, choć w tym uśmiechu było coś nieuchwytnego — jakby kawałek duszy zostawiła gdzieś daleko, w cieniu gór, których nigdy już nie zobaczy.
— Wszystko w porządku Reiko? - głos Naharysa zabrzmiał blisko jej ucha. Choć bardziej przypominał niepewny szept, odpowiedziała na niego ledwie skinieniem głowy.
— Każdy ma swoje demony. Moje zostawiłam właśnie na wyspie. I dlatego nie będę w stanie wam towarzyszyć, ale wy... wy możecie się tam udać. Choć będzie to trudne, zwłaszcza, że tratwa — a raczej zbitek desek, połączonych ze sobą — kursuje tylko raz w miesiącu. I raczej niebezpiecznie się na niej płynie. Nie licząc tego, to jeśli dotrzecie tam w jednym kawałku, mogę zapewnić, że będzie to niezapomniana przygoda!

czwartek, 7 sierpnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

Itami nie mogła uwierzyć w to, co opowiadał jej Atrehu. Z wytrzeszczem słuchała, ile bólu i zawodu było w opowieści o Lilianie. Swoją drogą to dziwne mieli zwyczaje wilki z watahy Atrehu. Nie kryli się przed innymi w stosunkach do swoich partnerów. Ale nie to przejmowało ją najbardziej - Atrehu mówił, że Liliana nie odpuszcza. Nigdy. Czy to oznaczało, że trzeba będzie uważać, bo jakaś zazdrosna, chciwa i natrętna żmija pragnie odzyskać to... czego jej się nie należy - serce Atrehu. Jej kochanego Atrehu...
— Kocham cię, Itami - szepnął jej do ucha. Wyczuła w tonie nieśmiałość, co też zupełnie nie pasowało do samca. Pozwoliła mu jednak na pieszczotliwe dotyki; po policzku, szyi... a także na rozczesanie grzywki między jego palcami. Znowu poczuła to wiążące ją z samcem ciepło, które nie opuszczało ją nawet wtedy, gdy wtulona w pierś Atrehu, pieściła jego dołki między żebrami. Po czym rozległo się stłumione jęknięcie, a dumna z siebie Itami wiedziała, co robić, aby doprowadzić samca do przyjemności z chwili. W następnym momencie, Itami była już na górze, szeroko rozkraczona siedziała na podbrzuszu Atrehu, podpierając się łapami o jego szeroką, masywną pierś.
— Itami, bądź ze mną... przy mnie.
— Będę - z tymi słowy schyliwszy się, musnęła językiem nos basiora, a potem czule złożyła pocałunek na jego czole. — Bo jesteś dla mnie kimś więcej.
A potem złożyła policzek na jego szerokiej, masywnej piersi, wysłuchując rytmiczną melodię serca. Westchnęła cicho, marząc o tym, aby w tym momencie zatrzymał się czas, świat zapadł w sen, z którego nie obudziłby się nigdy. Potem poczuła, jak samiec pieści ją czule wzdłuż kręgosłupa.
Ostatecznie, mimo chęci, zasnęła otoczona cielesnym ciepłem tak przyjemnym, że znużonej od razu powieki opadły na dobre. Sen, jak miękka i delikatna kołderka, opadł na nią i zaczęła marzyć.
Marzenia nie były wyraźne, ale na tyle spokojne, że Itami przespała większość nocy i obudziła się dopiero, gdy słońce wychynęło zza gór i wzniosło się ponad ich ośnieżonymi szczytami. Westchnęła cicho i zorientowała się, że nadal leżała na piersi Atrehu, który pochłonięty snem, szeptał coś niezrozumiałego... ale brzmiało to, jakby coś sprawiało mu przyjemność. Uśmiechnęła się i złożyła mu delikatny, czuły pocałunek na policzku, zsunęła się z niego ostrożnie, by nie zakłócić snu ukochanego, po czym zwróciła się do kuchni, aby przygotować sobie coś do picia. Nie była głodna, ale postanowiła przygotować sobie śniadanie do lecznicy.   
— Dzień dobry, maleńka - powiedział samiec.
Itami odwróciła się i obserwowała, jak zbliżał się powoli i zachodząc ją od tyłu, otarł się piersią o jej grzbiet, po czym rozczochrał bujną grzywkę Itami.
— Obudziłam cię? Jest jeszcze wcześnie, a służbę zaczynasz później. Wracaj do łóżka, przygotuję Ci coś pysznego.
— Nie, nie obudziłaś mnie. A co do śniadania, to bardzo miło z twojej strony. Bardzo lubię, jak ktoś o mnie dba.
— No widzisz - Itami zadarła głowę do góry, by spojrzeć samcowi w oczy - dbanie o swoich pacjentów to moja największa specjalność.
— Z racji, że jestem twoim jedynym pacjentem, oczekuję więc twojej pełnej uwagi.
— Jestem cała twoja - odparła z miłym uśmiechem i z westchnieniem przyjęła od samca namiętny, długi pocałunek. — Kocham cię, Atrehu.
Miała nadzieję, że tego dnia nie wrócą do wydarzeń z wczoraj... nadal ciążyło nad nią przeczucie, że są obserwowani. Liliana nie odpuści, pomyślała Itami. "Przestań tak na mnie patrzeć! " "Dlaczego? Nie mogę sobie popatrzeć na to, co moje?" "Zdradziła mnie z bratem. Wziął ją wtedy przed całym stadem. Pieprzył ją, gdy skazywał mnie na wygnanie. "W głowie nonstop kotłowały się słowa Atrehu, gdy jej o tym wszystkim opowiadał. Swoją drogą, dziwne zwyczaje ma Wataha do której należał Atrehu. Dość dziwne przyzwyczajenia do cielesności obu wilków... odejście od skrytości i spektakularność... Pomyślała nawet, by uzbroić się w coś, gdyby Lilianie przyszło do głowy spotkać się z nią ponownie. Atrehu twierdził, że jest niebezpieczna, a jej bronią są słowa, podszeptywane od ucha do ucha. Plotki były jej orężem, który ciął równie głęboko, co dobrze naostrzony nóż.
A może powinni zgłosić Alfie o nieproszonej waderze... Ale Liliana równie dobrze mogła być w Varonie i nikt nie mógł jej tego zabronić. Dopóki, aż nie złamie prawa.

środa, 6 sierpnia 2025

Od Naharys'a | Kaberu ciąg dalszy Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

~ Naharys
Kiedy się obudził, poranek powitał go złocistymi promieniami, wpływającymi przez otwór namiotu. Był to poranek, jak każdy inny; wnet zarejestrował dźwięk dzięcioła, stukający rytmicznie w pień pobliskiego drzewa. Śpiew ptaków brzmiał kojąco, lecz to nie ono zaskoczyło go tak, jak fakt, iż obok niego nie było nikogo. Niósł głowę z myślą, że wadera prawdopodobnie uciekła. A powód jej ucieczki pozostawał dla basiora tajemnicą. A być może Reiko po prostu suszy teraz o coś pustelnikowi głowę. Jego słuch jednak nie zarejestrował niczyich głosów, zaledwie szept liści, poruszanych lekko przez łagodny wiatr, a w jego rytmie, gałęzie, niczym zdrewniałe, pokrzywione palce, drapały się nawzajem. Wstał i zsunął z siebie futra, które nosiły woń wadery, dość łagodny i przyjemny dla nosa.. ot tylko to po sobie zostawiła. Żadnej kartki, żadnej wiadomości wyjaśniającej. Nic.
Tego ranka pustelnik postanowił pospać nieco dłużej, dlatego Naharys postanowił sam rozpalić ognisko i przygotować wodę na śniadanie. Wrzucił mięsiwa do wrzątku, trochę przypraw i pokrojonych w różnorodne kształty warzywa, nieco przecieru, co by wywar nabrał koloru. Kiedy wywar był prawie gotowy, Naharys postanowił za ten czas rozejrzeć się za Reiko. Nie śpieszył się, wiedział, że zwabiony zapachem wywaru pustelnik zbudzi się, prędzej czy później, i to on przejmie pałeczkę. Wadera zostawiła za sobą świeżą woń, za którą Naharys podążał ochoczo, przedzierając się przez wysoką trawę i żywopłoty krzewów dzikich malin, jeszcze mokrych od porannej rosy. Gdy ją ujrzał, ulga, choć nieznaczna, była na tyle odczuwalna, że uśmiechnął się na widok Reiko.
— Myślałem, że odeszłaś... - powiedział. Starał się, aby jego ton zabrzmiał rzeczowo.
— Gdybym chciała odejść, zrobiłabym to w nocy.
Reiko była ciekawą rozmówczynią. Zwłaszcza, że w jej tonie dawało się poznać kokieteryjny ton, co w gruncie rzeczy nieco śmieszyło Naharys'a. Reiko też cieszyła się sporym poczuciem humoru, z chęcią przekomarzała się z samcem, nawet w drodze powrotnej do legowiska pustelnika.
Jak wcześniej przypuszczał Naharys, wzbudzony zapachem parującego wywaru, starzec wybudził się i w tym momencie krzątał się po kuchni polowej, mrucząc coś pod nosem.
— Jeszcze chwila i zacznę do was rzucać przyprawami.
Naharys stwierdził, że z pustelnikiem nie można się nudzić. Cała trójka w mig pochłonęła się w przygotowaniu śniadania, które... omal nie spaprali doszczętnie. Niebawem smród spalenizny rozniósł się po leśnej kniei, jak przeklęty grzech. Przekomarzaniom i żartom nie było końca, co też starcowi wyszło na dobre, bo śmiał się razem z nimi, a nawet rzucał od czasu do czasu różnymi anegdotkami.
Kiedy zjedli niezbyt udane śniadanie, pożegnali się z pustelnikiem, po czym ruszyli przez bezdroża ku zachodowi. Południowe krańce to dolina ciągnącego się lasu, drzewa w tych okolicach rosły niemalże przytulone do siebie, przez co niemalże szczelny baldachim rozciągał się nad ich głowami. Korzenie, szarozielone i powykręcane w różne pozycje, wystawały z miękkiej ziemi, a nazbierane od niepamiętnych wieków próchno skrzypiało pod ich łapami. Nie rozmawiali zbytnio, co najwyżej posyłali sobie zdawkowe, aczkolwiek ciepłe spojrzenia, z czego jedno z nich oblewało się gorącym rumieńcem. Niekiedy opowiadali sobie żarty, a ich śmiechy wnosiły się ponad korony wysokich, starych drzew. Skryte między gałęziami puszczyki odprowadzały dwójkę wilków uważnymi, błyszczącymi w cieniu spojrzeniami.

czwartek, 31 lipca 2025

Od Kaberu ciąg dalszy Asenath ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

 Po wymianie kilku zdań i prezentacji przez waderę jej niezwykłych umiejętności - a także wyjaśnieniu koloru jej oczu - ruszyli w dalszą podróż, ku Górom Mglistym, których pasma rozciągały się od samej plaży, chroniły Smocze Zacisze i Centrum Dailoran przed zachodnim wiatrem. Ich koniec zaś łączył się z pasmem Gór Camell, których zębate szczyty niknęły w masie puchatych, białych chmur. Już po niecałych półgodzinach, widok piaszczystych wydm i wysokich palm, ustąpiły skalistym, spadzistym terenom, na których wysoki cień Gór Mglistych opadał niepokojąco, złowrogo. Zanurzyli się wpierw w gęstej leśnej kniei, przez bezdroża przebijali się wśród wysokich paproci i trawy, niejednokrotnie klnąc przy tym na rój komarów. Kiedy dotarli, u podnóża Góry Mglistej zjeżdżał skalisty, wysoki stok, po którym musieli się wspiąć. Potem, kiedy już stanęli na grzbiecie wysokiego wzgórza, ich oczom ukazała się głęboka kotlina, otoczona zewsząd skalistymi wzgórzami, a na jej dno spływała woda, której źródło zapewne było gdzieś w trzewiach Góry. W ich uszach dźwięczała melodia gór; wiatr, świszczący w szczelinach skał, osuwające się skądś kamienie i drobny szum wody, a nad sobą mieli gęsty baldachim chmur, tak szczelny, że promienie słoneczne nijak nie zdołały się przebić.
– No, ciekawy widok, nie powiem - powiedziała po chwili wadera, obejmując wzrokiem kotlinę i zatrzymała się na najwyższym wzniesieniu.
– Może pójdziemy tędy, zobaczymy, dokąd prowadzi ta przełęcz - Kaberu z entuzjazmem wskazał na drobną ścieżkę, rozciągającą się kręto między dwoma zębami gór. Ścieżka najpierw wznosiła się ku górze, aby później opaść nisko, zakręcała to w prawo, a potem w lewo, aż w końcu szli prosto, coraz to rozszerzającą się drogą. Spod łap osuwały się im drobinki kamieni, omijali pęknięcia w skałach, w których ziała kompletna ciemność, a Kaberu raczej nie był ciekaw miejsca pod nimi. W końcu dotarli do miejsca, gdzie po raz pierwszy spotkali górskiego gryfa; majestatyczna bestia, która umościła sobie gniazdo na wysokiej grani i pilnie strzegła zniesionych na szczycie jaj. Zanurzyli się wówczas w cieniu skalistego występu i bezgłośnie, trzymając się bliżej ściany, posuwali się do przodu, do czasu, aż nie stracili gryfa z oczu.

wtorek, 29 lipca 2025

Od Naharysa do Lumy ~ "Spisane w wodzie"

Obudził się w półmroku, który był mu doskonale znany. Nefery skrzyły się jedynie przymrużonym, pomarańczowym światłem, a za oknem słońce wynurzało się ze wschodniego horyzontu, wśród poczerwieniałych, poszarpanych chmur. Wschód słońca powitał z lekkim westchnieniem. Wstał z myślą o powrocie do łóżka, zakopaniu się pod gęstą warstwą futer i zapomnieniu o dzisiejszym dniu. Zwłaszcza, że dzisiaj będzie musiał wytrenować swoje wraz z innymi wojownikami Watahy. Później służba do późna w mieście, na co nie miał najmniejszej ochoty. To nie tak, że Naharys nigdy nie miał w zwyczaju do narzekania na każdy kolejny dzień, jednakże przydałaby mu się jakaś odskocznia od rutyny, jaką wyrobił sobie przez cały ten czas. Nie miał ochoty na jedzenie, pomyślał więc, że dopiero po treningu zamówi sobie coś dobrego w Varonie. Żołd wojowniczy nie był tak niski, więc mógł sobie na co nieco pozwolić, mimo, że z natury Naharys jest oszczędny - tylko dzięki temu był w stanie spiąć domowy budżet do kolejnego miesiąca. Nie był ani rozrzutny, ani chciwy - ot zwyczajnie nie chciał od życia czegoś ponad to, co teraz obecnie posiadał.
Leniwie wygramolił się z łóżka, podreptał powolnym chodem do łazienki i wziął orzeźwiającą, pobudzającą umysł i ciało, ciepłą kąpiel. W jej trakcie obmyślił plan na dzisiejszy dzień - kiedy tylko wyskoczy z bali, po osuszeniu futra, wybierze się na mały maraton biegu. Cały ten modus operandi pozwalał mu rozgrzać się przed kolejną sesją treningów, poza tym nie myślał o tym, co wydarzy się w przyszłości - po prostu będzie biegł, ciesząc się lipcowym, łagodnym powietrzem, przesiąkniętym zielenią, żywicą i runem leśnym.
Stresem się nie przejmował - zawsze wmawiał sobie, że to taka sama ważna część życia. Jest ważnym fragmentem popapranej układanki, która w każdej chwili może się rozsypać. Na dworze wiał lekki, jak trzepot motylego skrzydła wiaterek, jednakże był on jedynie przedsmakiem tego, co ma wkrótce nadejść. Poszarpane, nieco bure chmury, nadciągające od wschodniego horyzontu, zwiastowały ulewę. Naharys'a to nie zdziwiło ani nie zniechęciło. Lubił urządzać sobie biegi na długie dystanse, nawet gdyby lało, jak z cebra. Nic nie powinno go ograniczać, no chyba, że ten dzień przyniesie mu cholernego pecha i w drodze skręci łapę...
Znów pesymistyczne myślenie, które powinien wybić sobie z głowy.
Wiatr, tak jak przypuszczał, pachniał kwieciem i łąką, na której rosły. Trasę miał stałą i niezmienną; pokona dystans od domu do porośniętego drzewami podnóża góry Dailoran, odbije na południe, ku Jeziorowi Arkane, skąd zrobi sobie małą przerwę, zaczerpnie powietrza, napije się i da odpocząć mięśniom. Tak precyzyjnie ustalona przez niego trasa powinna mu wystarczyć, jako rozgrzewka przed czekającymi go treningami. Poza tym bieganie poprawia mu humor, który jest mu niezbędny, gdy będzie musiał wysłuchiwać szczekania jego opryskliwego Alfy - Salem'a.
Aż cud, że chce mu się ruszyć to rozpasane dupsko i nadzorować przebieg ćwiczeń wojowników - cóż, w gruncie rzeczy jest głównym wodzem, i chcąc, czy nie, każdy musi się z nim liczyć.
Do treningów zostało jeszcze trzy godziny - idealnie. 

sobota, 19 lipca 2025

PODSUMOWANIE MIESIĄCA ~ MARZEC | KWIECIEŃ | MAJ | CZERWIEC

CZEŚĆ I CZOŁEM!
Po długim, zdecydowanie zbyt długim okresie ciszy, znów witamy Was z otwartym sercem. Wiemy, że czas milczenia mógł się dłużyć jak marsz przez bagna bez mapy — dlatego na początek ogromne przeprosiny za brak wieści. Czasem nawet najwierniejsi kronikarze potrzebują zniknąć na moment, by zebrać myśli... lub przynajmniej porządnie się wyspać.

Gratulacje dla tych, którzy dobrnęli do końca szkolnych ścieżek!
Czy to ostatni egzamin, obrona pracy, czy po prostu zamknięcie kolejnego roku nauki — brawo, o dzielni! Zasłużyliście na odpoczynek, radość i mnóstwo inspiracji na dalszą drogę. Niech ten nowy rozdział przyniesie Wam mnóstwo weny i zapału na następny rok!

Z przyjemnością witamy także wszystkich nowych mieszkańców naszej magicznej przestrzeni! Wasza obecność dodaje koloru każdemu zakątkowi bloga. Mamy nadzieję, że znajdziecie tu miejsce, by oddychać swobodnie, dzielić się swoimi historiami i zanurzyć w opowieściach innych. 
WIĘCEJ WIEŚCI
Nasza medyczka, opoka spokoju i ciepła łapa w każdej sytuacji, oficjalnie osiągnęła poziom 9 i tym samym objęła zaszczytną rolę Bety! Od teraz pełni funkcję głównej medyczki watahy, zyskując nie tylko więcej obowiązków, ale też ogromny szacunek całej społeczności. Itami to nie tylko uzdrowicielka ciał, ale i dusz — pierwsza, do której biegnie się z rozbitym nosem, ostatnia, która wychodzi z lecznicy. Zawsze gotowa ocierać łzy, pouczyć, przytulić (lub opieprzyć z troską) — jak prawdziwa watażka z ziołami za uchem i sercem większym niż cały las. Gratulujemy z całych ogonów, Itami!

Dodatkowo w szeregi NPC 
z powodu braku czasu właścicielek wstąpiły wadery Wichna oraz Tuna, aczkolwiek informowały nas, że zamierzają jeszcze kiedyś do nas wpaść.

A lato nadeszło z przytupem!
Upał rozlał się po krainie jak miód na świeżym chlebie — słodki, lepki i nie do zignorowania. Powietrze aż drży od żaru, a słońce nie bierze jeńców. Trawy wyschły na złoto, ptaki milkną w samo południe, a niebo od czasu do czasu zagrzmi gwałtownie, zrzucając krótką, lecz intensywną burzę — jakby chciało przypomnieć, że ma jeszcze coś do powiedzenia. Lato w pełni, a wraz z nim zaszły drobne zmiany w codziennym rytmie naszej społeczności. Obowiązki skrócone, łapy odciążone — sam Alfa uznał, że w taki żar nie wypada zmuszać nikogo do stania w pełnym słońcu zbyt długo. Zalecenie? Pijcie dużo wody, otwierajcie okna nocą i nie zapominajcie o cieniu — zarówno fizycznym, jak i metaforycznym.
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - MARZEC
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 1 opowiadanie;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 2 opowiadania. Postać awansuje na poziom [4]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
Dante Eziosso - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [3]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
Atrehu - 1 opowiadanie;
Itami - 2 opowiadania;
Naharys - 0 opowiadań;
Tuna - 0 opowiadań;
Wichna - 0 opowiadań;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 0 opowiadań;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 0 opowiadań;
VOLAR
 
- 0 opowiadań;

PODSUMOWANIE MIESIĄCA - KWIECIEŃ
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 0 opowiadań;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 0 opowiadań;
Dante Eziosso - 0 opowiadań;
Atrehu - 0 opowiadań;
Itami - 2 opowiadania. Postać awansuje na poziom [9] i zyskuje rangę Gammy. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
Naharys - 0 opowiadań;
Tuna  - 0 opowiadań. Postać za decyzją właścicielki ląduje w NPC. Wciąż jest członkiem watahy, choć nie odpisze na wątki;
Wichna - 0 opowiadań. Postać za decyzją właścicielki ląduje w NPC. Wciąż jest członkiem watahy, choć nie odpisze na wątki;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 1 opowiadanie;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [4]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
VOLAR 
- 0 opowiadań;
BIAŁY 
- 1 opowiadanie;
LUMA 
- 1 opowiadanie;
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - maj
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 1 opowiadanie;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 1 opowiadanie;
Dante Eziosso - 1 opowiadanie;
Atrehu -  1 opowiadanie;
Itami - 2 opowiadania;
Naharys -  1 opowiadanie;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 0 opowiadań;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 0 opowiadań;
VOLAR 
-  0 opowiadań;
BIAŁY 
-  1 opowiadanie;
LUMA 
-  0 opowiadanie;
Reiko - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [2]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - czerwiec
Silvan -  1 opowiadanie;
Tegaja -  0 opowiadań;
Miraż -  0 opowiadań;
Calem -  0 opowiadań;
Miguel -  0 opowiadań;
Dante Eziosso - 0 opowiadań;
Atrehu -  5 opowiadań;
Itami - 3 opowiadania;
Naharys - 0 opowiadań;
Midnight -  0 opowiadań;
DOLLY -  0 opowiadań;
CARLOS -  0 opowiadań;
SHORI - 1 opowiadanie;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 1 opowiadanie;
VOLAR 
-  0 opowiadań;
BIAŁY 
-  0 opowiadań;
LUMA 
-  0 opowiadań;
Reiko - 1 opowiadanie;
Asenath - 1 opowiadanie;
Kaberu - 2 opowiadania;
Niko - 1 opowiadanie;
Renesmee - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [2]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;

niedziela, 13 lipca 2025

Od Reiko do kogoś ~ "Gdy chaos jest mile widziany"

Reiko wyrwał ze snu wrzask. Nie taki dramatyczny, pełen bólu czy grozy — nie. Ten był najgorszym z możliwych: wilczy, radosny, pełen bezczelnego życia. Zamrugała, pyskiem wtulona w szorstką poduszkę ze skór, pachnącą kurzem i ziołami. Zamknęła oczy, próbując wrócić do snu, ale hałas za oknem urósł do rangi osobistego afrontu. Było wcześnie rano, a miasto już tętniło życiem. Wilczy instynkt nie znał pojęcia „cierpliwość”, a tym bardziej „godzina handlowa”. Zirytowana spojrzała na uchylone okno. Firanka ledwo powiewała od przeciągu. Za nią krzyczał jakiś szczeniak, przekrzykując kogokolwiek, kto próbował go uciszyć. Głos miał krzykliwy, niczym mewa na wybrzeżu, powodując bolesne pulsowanie w skroniach. Jej pokój miał nieszczęście wychodzić na główną uliczkę. Miała jeszcze cień nadziei, że to wszystko tylko sen. Ale nie — z każdą chwilą było coraz głośniej.
Z jękiem przewróciła się na grzbiet, patrząc na sufit — wysoki, z widocznymi belkami, które skrzypiały przy każdym ruchu budynku. Pokój był przestronny jak na standardy podróżnych: łóżko z kocem ze skóry niedźwiedzia, stolik, drewniana skrzynia i jedno krzesło, na którym wczoraj rzuciła swój tobołek z niewielkim dobytkiem. Podniosła się do siadu, rozglądając się po wnętrzu. W kącie, przy małym kominku, ktoś zostawił zapas drewna i kosz z jabłkami — Reiko zjadła jedno poprzedniego wieczoru. Było kwaśne. I niedojrzałe. Skrzywiła się nieznacznie. Siedząc teraz półprzytomna, z rozwichrzonymi włosami i wzrokiem ostrym jak nóż, Reiko wyglądała jak coś pomiędzy boginią zemsty a bardzo głodnym drapieżnikiem. Westchnęła ciężko i powoli uniosła się z łóżka, jakby nawet grawitacja chciała ją zatrzymać na miejscu. Przeciągnęła się leniwie, a w stawach strzeliło przyjemnie.
"Czas na kąpiel!". Jej pazury stuknęły lekko o drewno podłogi, gdy przeszła do oddzielonego parawanem kąta, gdzie stała duża, drewniana bala. Włączyła mechanizm, obserwując, jak woda spływa z bambusowych rur. Ciepła, ale nie gorąca. Woda parowała, otulając ją jak dym. Przymknęła oczy i zanurzyła się powoli, najpierw przednimi łapami, potem całym ciałem, aż woda sięgnęła karku. Futro uniosło się na powierzchni, a ona westchnęła cicho, niemal w mruczeniu. Ciepło otuliło ją jak kożuch — wygrzany słońcem mech albo brzuszysko hucznej watahy w środku zimy. Idealne. Z bocznej półki zsunęła pyskiem gliniany dzbanek. Nalewała ostrożnie, przechylając go zębami, aż zielonkawa maź spłynęła na łopatkę. Wyciąg z liści i żywic — własnoręcznie wymieszany i przefermentowany. Pachniał jak deszcz na igliwiu. Tarła się powoli o krawędź basenu, wmasowując miksturę w gęste futro: zaczynała od karku, potem brzuch, boki, grzbiet, aż po ogon — jakby głaskała własną skórę z nabożnością. To nie była tylko higiena. To był rytuał. Krew płynęła szybciej, ciało budziło się z odrętwienia, a świadomość wracała na swoje miejsce — niczym księżyc wynurzający się zza chmur. ~ Żebyś lśniła jak księżycowa suka na zlocie, a nie jak zabłocona ścierka. - mruknęła do siebie, uśmiechając się pod nosem.

środa, 2 lipca 2025

Od Asenath ciąg dalszy Kaberu ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

Pogoda była piękna – promienie słońca podkreślały zieleń roślin i przyjemniej grzały grzbiety, a rozmówca Asenath, cóż, w istocie okazał się być całkiem interesujący. – Ach, mocno wyczuwalna moc – skomentowała występ basiora. Zaprezentowana moc obronna Kaberu zmusiła ją do odwrócenia wzroku, choć ani na chwilę nie przerwała dokonywanej przez nią w myślach analizy. Czy moc była przydatna? Niewątpliwie. Wielu przeciwników skutecznie by zdezorientowała, dając broniącemu się wystarczająco dużo czasu na ucieczkę, przygotowanie do defensywy lub atak. Oczywiście nie powstrzymałaby każdego – osobniki takie jak jej ojciec, traktujące walkę jak improwizowany, morderczy taniec, nie zrezygnowałyby z zadania ciosu tylko dlatego, że są oślepieni. Ataki magiczne o większym polu rażenia, wyczuwanie ciepła albo zaatakowanie pod takim kątem, żeby ciało broniącego się zasłoniło częściowo rażące światło – wszystkie te techniki mogłyby okazać się skuteczne na skontrowanie mocy, jaką dysponował Kaberu. W walce każda moc powinna być wsparta innymi umiejętnościami, a jej siła, wbrew pozorom, nie zależy tak bardzo od potęgi i wytrzymałości właściciela, a raczej od jego zaznajomienia z nią i kreatywnego...
– Mam nadzieję, że nie masz przez to problemów z oczami, co? – zapytał Kaberu, wyrywając ją z rozmyślań. Było coś dziwnego w jego tonie, nie wydawał się pytać z troski, a przynajmniej nie wyłącznie. To oczywiste, że obraz jest nieco zniekształcony po wystawieniu na intensywne światło, że w polu widzenia pojawiają się ciemne plamy. O co więc chodziło basiorowi? Czy to jakiś rodzaj reakcji na jej kolor oczu? Wiedziała, że ich intensywna czerwień wprawiała czasem inne wilki w dyskomfort, zwłaszcza w półmroku. Teraz jednak świeciło słońce, a Kaberu nie wydawał się spięty... Chociaż nie była aż tak dobra w odczytywaniu emocji, może jednak coś jej umykało. Przyjrzy się temu w przyszłości, jeśli nadarzy się okazja.
– Nie, wszystko w porządku. - Odpowiedziała na pytanie. – Przyznam, że to całkiem przydatne... zwłaszcza w trakcie pojedynku. Uważnie dobierała słowa, starając skupić się na pozytywach. Wiedziała, że bywała zbyt bezpośrednia, a inne wilki często raziły szczere i krytyczne opinie o ich talentach i zachowaniu, zwłaszcza, jeśli były to znajomości powierzchowne. Rozkładanie magicznych zdolności na czynniki pierwsze i komentowanie ich niedoskonałości raczej nie było dobrym tematem rozmów na pierwsze spotkanie, to zdążyła już zrozumieć. Wydawało się jej, że w takim razie dobrze poszło jej z wyrażeniem opinii... Chociaż następne słowa Kaberu wywołały u niej zwątpienie.
– Miałem okazję i zaszczyt poznawać tych, dla których moje moce były nijakie, w porównaniu z ich mocami. Ale to byli weterani wielu ciężkich bitew. Mordercze treningi pozwoliły im wyważyć nieco kunszt swoich mocy. A ty? Pochwalisz się czymś? Czy powiedziała coś, co kazało mu przyznać, że jego zdolności można odeprzeć albo zignorować, jeśli jest się wystarczająco potężnym? Czy też zrobił to sam, wykazując docenianą przez wilczycę samoświadomość? Asenath zawsze była zagubiona w takich sytuacjach i miała problem ocenić, na ile jest za nie odpowiedzialna. Kaberu dał jej na szczęście okazję do skierowania tematu na jej własne zdolności. Na szczęście jak na szczęście. - Moce Asenath nie były wybitnie efektowne ani potężne, zwłaszcza jak na wybrane przez nią stanowisko maga. Były po prostu przydatne, a ona wiedziała, jak korzystać z nich możliwie najskuteczniej. Potrafiła sprawiać wrażenie potężniejszej, niż była w rzeczywistości – jedyny rodzaj manipulacji, jaki w miarę jej wychodził. Nie wydawało jej się jednak, by w tej sytuacji było to potrzebne. Może po prostu być szczera.

niedziela, 29 czerwca 2025

Od Shori ciąg dalszy Białego ~ “Nie denerwuj starego wilka”

Targ, targ… Shori doskonale wiedziała, gdzie znajduje się najbliższy i zarazem największych targ w regionie. Było to na dodatek jedno z pierwszych miejscach, do których zabrała ją Matka. Pytanie starszego wilka nie było więc sporym wyzwaniem.
– Oczywiście, że wiem, gdzie jest targ. - Odpowiedziała i dumnie podniosła głowę, śmiejąc się przy tym. – W Varonie, naszym mieście. Na Północny zachód stąd. - Przerwała swoją wypowiedź, by się lekko rozejrzeć, po czym skrzydlata waderka wskazała skrzydłem w odpowiednią stronę. – W tamtym kierunku. Gdzieś za tamtą ścieżką powinna być główna droga. - Powiedziała pewnie, a futerko na jej piersi napuszyło się dumnie. Starszy basior przytaknął skinieniem głowy.
– Dobrze. Chodźmy na ten targ. - Na jego pysku widniał nieodgadniony wyraz, niby uśmiech, a może bardziej zaduma? Skrzydlata wadera nie umiał go odgadnąć. Wzięła w pysk, resztki swego koszyka, po czym powoli ruszyła w stronę miasta. Co jakiś czas zatrzymywała się i spoglądałą na starszego wilka, czy za nią podąża. Szli w ciszy, wokoło słychać można było śpiew różnorodnych ptaków. Wiał lekki wietrzyk, a zielone liście drzew i krzewów szumiały przyjemnie. Słońce szczytowało, gdy łąpy psowatych wkorzyły do miasta. Droga ułożona z dość sporych otoczaków, pozyskanych z pobliskiej rzeki, mieniła się brunatnymi odcieniami. Była dość szeroka. Na oko z osiem wilków mogłoby iść w szeregu, a jeszcze znalazłoby się miejsce, by minąć przechodnia z naprzeciwka. Proste i sympatyczne dla oka budynki górowały nad ulicami. Atmosfera pełna była aromatycznych zapachów, a gwar przechodniów zamieniał się w szum. Shori nie przepadała zbytnio za hałasem, położyła uszy lekko po sobie licząc na to, że jej grube futro stłumi dźwięki i staną się one choć trochę znośniejsze.
– Tak w ogóle to nazywam się… - Nie dokończyłą, gdyż dobiegłą ją doskonale znany głos, wołający jej imię.
– Shori?! Shori?! - Cień wilka krążył nad tłumem psowatych. Po chwili przed siwymi wilkami wylądował Yoshimitsu. Szary basior, z ciemniejszymi “podpaleniami” na końcach kończyn. Tak jak waderka, posiadał on parę pierzastych skrzydeł, a na jego plecach znajdował się komplet skórzanych pasów, które służyły do podtrzymywania sakw, powieszonych po bokach wilka, pod skrzydłami. Samiec był wyraźnie poddenerwowany. – Tu jesteś urwisie. Matka zaczynałą się martwić. Na za wiele sobie ostatnio pozwalasz. - Wyrzucił z siebie, patrząc na młodszą siostrę z wyrzutem. Waderka uśmiechnęła się nerwowo. Wzrok Błękitnych oczu samca powędrował ku górze, by spotkać się z czerwienią oczu siwego wilka, stojącego przy boku Shori. – Przepraszam za siostrę, a Pan to?

< Biały >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 387
Ilość zdobytych PD: 194 PD + 30  PD  + 150% ~ 291 PD
Łącznie: 515 PD

niedziela, 22 czerwca 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Druga strona róży"

Ciało spięło się pod wpływem jej pytania — zadrżało w miejscu, które dawno temu powinno już być martwe. Niechciane wspomnienia, niczym senne duchy, podniosły się z mroku i zaczęły snuć swoje opowieści w moim umyśle. Zamarłem — łapa wciąż spoczywała na jej biodrze — ale gest, który chwilę wcześniej był czuły, nagle stał się ciężki, jakby należał już nie do mnie. Wypuściłem z siebie długie, przeciągłe westchnienie, próbując zapanować nad chaosem, który właśnie zaczął kotłować się pod skórą. Nie odpowiedziałem od razu. Może dlatego, że nie wiedziałem, co powiedzieć. A może dlatego, że bałem się otworzyć drzwi, które z takim trudem udało mi się zatrzasnąć. Słowa krążyły mi po głowie jak ptaki w klatce, ale żadne nie chciało usiąść. Choć myślałem. Analizowałem. W mojej głowie roiło się od słów, ale żadne nie brzmiało właściwie. Pragnienie, by zamknąć ten temat raz na zawsze, było niemal namacalne. Tak... kuszące. Ale wiedziałem też, że to nie będzie takie proste. Liliana nie odpuszczała nigdy. Można ją było porównać do ciernia — niewielkiego, ale zawsze trafiającego w najwrażliwsze miejsce. Albo do pokrzywy — nieproszona, rosła tam, gdzie nie trzeba, a wystarczyło jedno muśnięcie, by długo piekło. Czasem była jak mucha w izbie — niegroźna, ale nie do zniesienia. Innym razem — jak drzazga w serdecznym palcu. Niby nic wielkiego, ale potrafiła zatruć cały dzień. Zawsze nie w porę. Zawsze boleśnie. Zawsze tak, że wilk nie wiedział nawet, kiedy się wbiła.
Czułem, że przyszła, by mnie dopaść. Zburzyć to, co mozolnie próbowałem odbudować z popiołów. Ale po co? Przecież już mnie wygnali. Wyrzucili z domu, jak martwy mit, który przestał pasować do ich opowieści. Odszedłem daleko, niemal na sam kraniec kontynentu. Trafiłem na wygwizdów, gdzie nawet wiatr zdaje się zapominać, że powinien wiać. Próbowałem zacząć od nowa. Zbudować coś własnego. Cichego. Mojego. A jednak przeszłość wciąż mnie doganiała. Raz za razem. Śledzi każdy krok, jak uparty cień, który nie zna zmierzchu. Dlaczego? Dlaczego nie chce mnie wypuścić ze swoich szponów? Czy aż tak bardzo się boi, że wrócę?

sobota, 21 czerwca 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

 Jeszcze nigdy nie widziała Atrehu tak wściekłego. I do tego na nią. Wystarczyło tylko, by stanął nad nią, przycisnął do ściany i patrzył tak karcącym spojrzeniem, że aż bała się przy nim oddychać. Po tym, jak wyłuszczył jej prosto w oczy, kim jest i jaką przeszłość zostawił za sobą, Itami po raz pierwszy widziała, że jej ukochany płakał. Przypuszczała, że miał ku temu jasne powody. Po pierwsze; niepotrzebnie naraziła się Lilianie, która okazała się być niebezpieczną waderą. Po drugie po tym, czego dowiedziała się o Atrehu, ten zapewne martwił się, że nie będzie chciała dłużej utrzymywać z nim kontaktu. Bo w końcu, kto chciałby kochać ojcobójcę? Sęk w tej całej historii był taki, że Itami nie wierzyła, nie wierzy i nie będzie wierzyć w to, że Atrehu byłby w stanie dopuścić się tak podłej zbrodni. Wierzyła natomiast w to, że samiec jest kimś więcej - Alfą! 
Wystarczyło choćby nawet spojrzeć na to, jak Ci wierni Lilianie opryszkowie zareagowali na jego podniosły baryton. Kiedy sama się w niego wsłuchała, przeszył ją piorunujący dreszcz, który wręcz nakazywał jej ugiąć się przed samcem. 
— Otworzyłbyś się, albo i nie - odparła po chwili ciszy Itami. — Bo niby po co miałbyś to robić? Gdybyś chciał, już dawno byś to zrobił, zanim jeszcze oświadczyłeś mi, że jestem twoja. A ja być może do tej pory żyłabym w nieświadomości tego, z kim przystało mi się zadawać. Chociaż mogłam tylko podejrzewać, że jesteś inny, niż reszta. Chciałabym, byś wiedział jedno - nie wierzę Lilianie w to, że jesteś mordercą. 
Kiedy to mówiła, nie miała odwagi patrzeć Atrehu w oczy. Wiedziała, że źle zrobiła i miała sobie za złe też to, że nie posłuchała. Jednakże coś jej mówiło, że Atrehu nie byłby w stanie otworzyć się przed nią - być może martwił się o to, jak Itami zareaguje na wieść o rzekomym morderstwie jego ojca. Czy uznałaby go za ojcobójcę i tym samym przekreśliła już i tak dobrze kiełkujący związek? 
Próbowała minąć samca i skierować się ku wyjściu - nie potrafiła w spokoju być przy samcu, nie po tym, jak go potraktowała i nie czuła się już mile widziana. Samiec z początku zaskoczony, zastąpił Itami drogę i pytająco spojrzał na nią. 
— A ty gdzie idziesz? 
— Do domu. Jakoś tak... nie umiem dalej być przy tobie.. nie po tym, jak cię potraktowałam. 
— Ale ja już Ci mówiłem. Będę bronił Cię, choćby miał walić się świat. Zostań tu ze mną. 
— Jesteś tego pewien? Nie czuję się już tutaj mile widziana. 
— Ale jesteś mile widziana. Zostań, proszę Cię.
Spojrzała na swoje łapy, a potem po woli, nieśmiało jej wzrok wzbijał się ku górze, aż nie zatrzymał się na oczach Atrehu - przygaszonych i zrezygnowanych. A potem objęła go łapami wokół szyi - musiała się nieźle natrudzić przy swoim wzroście - przyciągnęła do siebie, aż policzek Atrehu nie dotknął jej piersi. Pieszczotliwie gładziła go po czuprynie, zanurzając palce w gęstych i zdrowych włosach.
— Nie jesteś żadnym mordercą, Atrehu. Nikomu w to nie uwierzę, wiesz? Choćby dlatego, że zbyt długo Cię znam i zbyt dużo nas łączy, bym w to ot tak uwierzyła. 

czwartek, 19 czerwca 2025

Od Kaberu ciąg dalszy Renesme ~ "Tam, gdzie nieodkryty ląd"

 Kaberu nie odrywał spojrzenia od stronnicy opasłego tomu, opisującego historię zamierzchłych czasów. Dotyczyły one rządy nowopowstałej dynastii i tom wciągnął go do takiego stopnia, że zapomniał o bożym świecie. Rzadko kiedy miał okazję, musiał przyznać, rozkoszować się kunsztem pisarskim, ale Roderyk V miał, co do tego, istotny talent. W końcu to autor cieszący się niejednym uznaniem wśród znawców historii, który wiedział, jak zacząć, by czytelnik mógł zagłębić się w tekście i przy okazji nie znudzić go, jak to zwykli robić inni, mniej znani historycy. Póki miał wolną głowę od pracy, lubił przeglądać skarbnicę tutejszej biblioteki, choćby dla samego zabicia czasu i relaksu. Poza tym jutro miał mieć intensywny dzień treningów, więc wolał korzystać z okazji. Podniósł głowę znad księgi dopiero wtedy, gdy bibliotekę odwiedziła nowa twarz - nigdy wcześniej jej nie widział. A pamiętałby kogoś, kto z takimi włosami odstaje od ogółu. Wadera miała bujne, płomieniste włosy, które nijak miało się do jej pozostałej szarości. Na prawdę zwracała na siebie uwagę - jak nie włosami, to równie imponująco płomienistymi skrzydłami. Zaznaczywszy stronę na której skończył, Kaberu zatrzasnął cicho książkę i podszedł śmiało do nowoprzybyłej. Dowiedział się, że to nowa członkini powietrznego zwiadu, która miała się uczyć pod okiem starego dobrego Oriona. Na pytanie, czy pochodzi z daleka, samica odparła twierdząco, kiwając głową. Przy okazji swobodnej rozmowy, Kaberu spostrzegł, że skrzydlata samica taksowała go uważnym spojrzeniem - co zresztą przyjął dość obojętnie. Nie było w tym ani krzty przesady, że lata treningów i to, w jakich okolicznościach się wychowywał ukształtowały go solidnie pod względem budowy. Pomijając też fakt, że dbał, aby jego menu było obszerne od żywności bogate w witaminy, które wzmacniały i poprawiały wygląd futra.
— Jestem Renesmee, powinnam była się przedstawić na samym początku, wybacz. Zazwyczaj jestem bardziej taktowna. A ty? Jakie imię skrywasz? 
Samiec wykrzywił usta na kształt kokieteryjnego uśmiechu i zaśmiał się cicho. Przelotnie spojrzał, jak Renesmee gładziła delikatnie książkę, którą wcześniej się tak bardzo zainteresowała.
— A co? Planujesz poderwać mnie na jakąś randkę? 
Efekt był w stu procentach taki, jaki wyobraził sobie Kaberu. Renesmee wytrzeszczyła na niego swoje piękne zielone oczy, które idealnie pasowały do płomienistych włosów, jak miód do mleka. Zanim zaskoczona zdołała cokolwiek powiedzieć, samiec wyprzedził ją momentalnie. 

środa, 18 czerwca 2025

Od Niko do Itami ~ "Nowe dusze"

Tego dnia, gdy Niko otworzył oczy, zamiast odczuć słodką nutę odpoczynku, doznał karcącego doznania swędzenia całego ciała. Samiec z trudem wstał z łóżka i zaczął próby obejrzenia swojego ciała. Jednakże nie był w stanie niczego dostrzec.
~ Pierwsze dni w watasze, a ja już zdążyłem coś załapać?~ pomyślał i z ciężkim westchnieniem wyszedł z pokoju. Najgorsze uczucie swędzenia towarzyszyło mu na brzuchu. Co chwilę unosił tylną nogę i zdesperowany próbował złagodzić swędzenie drapaniem. Gdy opuścił pokój, spotkał się z matką. Oznajmił jej, że dzisiejszy dzień prawdopodobnie spędzi w lecznicy. Zapewnił ją, że to nic poważnego i po chwili był już w drodze do lecznicy.
— Przepraszam. - zaczął Niko, zbliżając się do jednego z mijanych wilków. Samiec spojrzał na niego z wyzwaniem, ale postawa Niko pozostała łagodna i spokojna.
— Czego? - spytał wilk, a Niko pojął, że trafił na zły dzień tego samca.
— Mógłby mi Pan wskazać drogę do lecznicy? - spytał spokojnie brązowy samiec. Starszy widząc, że to nie próba zaczepki uspokoił się nieco. Niko zauważył to, gdy ogon nieznajomego rozluźnił się podobnie jak uszy.
— Idź w tę stronę. Na twoje szczęście to prosta droga. - odparł zrzędliwie nieznajomy i ruszył dalej swoją trasą.
— Dziękuję Panu. - zawołała Niko, nie czekając na odpowiedź nieznajomego, ponieważ wiedział, że takowa nie nadejdzie. Szedł we wskazanym przez niego kierunku. Mijał wysokie trawy i bujne krzaki. Wiosna wyraziście oznajmiła o swojej obecności. Niekiedy Niko zatrzymywał się, by powąchać poszczególne kwiaty, które widział w swoim życiu po raz pierwszy. Zawsze był ciekaw świata, a nieskorzystanie z takiej sytuacji, gdzie po raz pierwszy widzi się nieznany kwiat, było dla niego grzechem. Dlatego droga znacząco mu się wydłużyła. Miał tylko nadzieję, że to nie będzie martwić Renesmee. Niko niechętnie godził się z myślą, że musi rozłożyć własne skrzydła i zacząć iść własną drogą. Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się to niesamowicie trudne. Zawsze, gdy chciał oznajmić Rane, że pragnie od niej odejść, słowa nagle stawały mu w przełyku, a on nie był w stanie ich wypowiedzieć. Może bał się, jak zareaguje Renesmee? W końcu tak wiele dla niego poświęciła, ale nadszedł już ten moment, by zapracować na własną łapę. Większym prawdopodobieństwem było to, że to Niko nie chciał się oddalić od przybranej matki. W końcu to ona jako jedna z nielicznych obdarowała go uczuciem miłości. Niko zastanawiał się, czy to silne przywiązanie nie osadziło się głęboko w jego głowie. Dlatego nie mógł sobie poradzić z rozłąką. Uczucie silnego swędzenia wybudziło go ze zbyt chaotycznych myśli. Pokręciła głową i westchnął.

środa, 11 czerwca 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Druga strona róży" [+16]

[UWAGA! OPOWIADANIE ZAWIERA DUŻĄ ILOŚĆ PRZEKLEŃSTW, A TAKŻE OPIS WALKI, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ]

Gniew buzował we mnie, gdy pędziłem przez las w stronę jeziora Arkane. Już z daleka czułem smród tej dziwki, ale to, co mnie uderzyło najmnocniej, to woń Itami. Delikatny niczym wanilia, ale słodki jak miód. Wszędzie bym go rozpoznał. ~ Przyszła! Mimo moich błagań, postanowiła zaufać jej, zamiast posłuchać moich ostrzeżeń. Zobaczyłem czerwień. ~ Cholera! - krzyknąłem w myślach, wpadając w gąszcz krzewów. Wiatr działał na moją korzyść, więc pozostawałem niezauważony. Ostrożnie się wychyliłem. I wtedy ją zobaczyłem. Ją. I... ją. Lilianę oraz Itami.
Siedziały przy brzegu jeziora, w znacznej odległości. Napięcie wyczuwalne było w powietrzu. Liliana, z tą samą fałszywą słodyczą, którą niegdyś mnie zwabiła, patrzyła na Itami z góry. Gdy mówiła, jej ton był arogancki i przesycony jadem. I nienawidziłem tego dźwięku. Zamarłem z wyczekiwaniem, przysłuchując się, z szokiem na pysku, jak bezczelnie kłamała o mnie Itami! Moje łapy aż drżały od powstrzymanego gniewu. ~ Co za kłamliwa suka! Każdy mięsień rwał się do skoku. Do rozerwania tej sceny na strzępy. ~ Kurwa! - zacisnąłem zęby. Itami wpatrywała się w nią. Słuchała. Nie odwracała wzroku, lecz nawet stąd czułem jej strach i niepewność.
— Jest mordercą. - Głos Liliany rozniósł się echem po okolicy i dotarł do mych uszu. ~ Kurwa, kurwa, kurwa! Tylko nie to! — I nie tylko ja tak twierdzę. Zapytaj się o niego kogokolwiek, kto przybył do waszej watahy z dalekich krajów. Imię Atrehu do dziś jest wymawiane z pogardą. A to dlatego, że wolał zamordować własnego ojca i przejąć po nim władzę.
— Atrehu nie jest taki! 
— Atrehu jest taki, bo chce, byś widziała go takiego, jaki jest obecnie. To krętacz i manipulator. Dla ciebie będzie dobrze, jeśli odsuniesz się od niego... - poczułem, jak energia w mim ciele buzujuje. Oddychałem ciężko, wbijając pazury w ziemię.
— Dlaczego mi to wszystko mówisz? Dlaczego chcesz mnie przed nim strzec? Jaki masz w tym interes? - głos Itami drżał wyczuwalnie. Serce ścisnęło się z bólu. Strach, że jednak uwieży w jej manipulację, że... nie mogłem na to pozwolić. Nie mogłem jej stracić.
— Dlatego, że nie dam temu bydlakowi zniszczyć kolejnej niewinnej ofiary. Zapobiec tragedii...
— Ale bzdury. - Z impetem wyszedłem z zarośli. Ziemia pod moimi łapami zadrżała. Itami odwróciła się pierwsza, ale to jej spojrzenie zignorowałem. Nie chciałem się rozpraszać. Nie teraz. Byłem skupiony tylko na jednej. Liczyła się tylko ona. Tylko Liliana i jej fałszywy uśmiech.
— Ah, oto i on. Nasz kochany Atrehu. Jak Ci się żyje w nowej Watasze?
— Na tyle dobrze, by pozwolić Ci to wszystko zniszczyć, rozumiesz? - syknąłem wściekle, posyłając jej nienawistne spojrzenie i gdyby mogło zabijać, wadera byłaby już martwa.
— Ah, czyli jednak złamałaś mój warunek. Miałaś mu nie mówić o tym spotkaniu, rozumiesz?!
— Nie podnoś na nią głosu, Lili - nie krzyknąłem, lecz syknąłem, a aura dominacji opatuliła mnie jak płaszcz. Liliana zadrżała minimalnie, wyczuwając to, o czym zapomniała. — Nie odbierzesz mi tego, co udało mi się zdobyć i nie wracaj do tego, co już pochowałem.
— Jak tam sobie chcesz, ale pamiętaj - od przeszłości nigdy nie uciekniesz. Nie wyszczerzaj na mnie tych swoich kiełków, bo nic nie zdziałasz, Atrehu. Wystarczy, że krzyknę, a moi przyjaciele, oddaleni nieco na pewno mnie usłyszą, a wtedy zrobią z ciebie krwawą miazgę. Z ciebie i tej twojej Itami. Choć podejrzewam, że zabawę z nią mieliby przednią. - Zobaczyłem cholerną czerwień, a z gardła wydobył się warkot.

wtorek, 10 czerwca 2025

Od Renesmee do Kaberu ~ "Tam, gdzie nieodkryty ląd"

Las wykazywał oznaki panującej wiosny. Zielone liście kołysały się pośród gałęzi, na których co jakiś czas przysiadł dorodny przedstawiciel ptasiej rodziny. Głową szarej samicy, niczym radar kierowała się w kierunkach każdego nowego dźwięku.
— Mamo? - głos Niko przebił się przez chaos panujący w głowie Renesmee.
— Tak? - spytała, a jej wzrok zatrzymał się na synu. Mimo iż brązowy samiec miał już dwa lata, ona wciąż widziała w nim swoje ukochane szczenię, którego nie spodziewała się posiadać, ale pokochała je całą sobą, choć nie było jej biologicznym potomkiem.
— Myślisz, że już niedługo znajdziemy ślady jakiejś watahy? - spytał brązowy samiec. Rene przez dłuższą chwilę milczała. Przymknęła oczy i zaciągnęła się głęboko powietrzem przez nos. Westchnęła, gdy poczuła brak jakiegokolwiek śladu obecności innego psowatego, nie licząc ich.
— Może jeszcze kilka dni.- odparła łagodnym, ciepłym głosem i uniosła kącik pyska. Niko odwzajemnił jej uśmiech, choć zdecydowanie szczerzej niż ona. Rene szybko wróciła do swojego neutralnego wyrazu pyska. Jej łapy przeczesywały źdźbła trawy, tworząc trop ich śladów. Lekki, wiosenny wietrzyk zerwał się, doprowadzając do ich nozdrzy znajome zapachy kwiatów i zwierzyny.
— Czuję, królika? - spytał Niko, analizując poszczególne wonie. Rene uśmiechnęła się i przygarnęła mi skinięciem głowy.
— Zając, zgadza się. Szarak idealny na posiłek, jeśli jesteś głodny. - odparła, a jej zielone ślepia powędrowały do fioletowych oczu jej syna.
— Wciąż mylę woń zająca i królika. - odparł cicho Niko, a zawód pojawił się na jego pysku. Rene szturchnęła podopiecznego barkiem i spojrzała na niego zachęcająco.
— Nie poddawaj się. Te dwa gryzonie mają podobne wonie. Gorzej, gdybyś mylił woń zająca i niedźwiedzia. - spróbowała zażartować, co udało się jej, gdyż Niko po chwili wesoło chichotał. Czas płynął im szybko i miło we własnym towarzystwie. Niko dobrze wiedział, co robić podczas rozmowy z Rene. Wiedział, kiedy należy przestać pytać, kiedy należy okazać wsparcie. Renesmee była dumna z tego powodu, ponieważ to był niepodważalny dowód więzi, którą wspólnie zbudowali. Rene już od dłuższego czasu męczyła się z myślami, czy aby na pewno dobrze zastąpiła matkę Niko. Samiec nigdy nie wyglądał na smutnego z powodu jej towarzystwa, ale czarne myśli atakują każdego. Rene właśnie z takimi zmagała się od dłuższego czasu. Może to dlatego, że miała teraz na to czas? Może przejście na emeryturę z bycia Alfą dobrze jej zrobi? Miała taką nadzieję.
Kolejną noc spędzili w lesie. Noc była dość chłodna, więc Rene starała się jak najdłużej podtrzymać ogień, który rozgrzałby ich ciała. Niko leżał wtulony w bok szarej samicy, a ona obserwowała niebo.
— Proszę cię Sol, pomóż nam odnaleźć nasze miejsce. - szepnęła Rene, wpatrując się w migoczące gwiazdy. Nagle na polu jej widzenia pojawiła się spadająca gwiazda. Renesmee pomyślała, że być może to znak od bogini. Znak nadziei.
Następnego ranka wadera wstała szybciej od syna i zapewniła posiłek w postaci dwóch bażantów. Były dość młode, więc także niedoświadczone. Idealne dla wilka zmęczonego wędrówką. Rene wciąż się śmiała, że połowę życia ma już za sobą, więc ma prawo narzekać na stawy. Niko zawsze protestował, że ma ona przed sobą jeszcze całe życie.
Wędrując kolejnego dnia natknęli się na niespodziewaną woń. Rene zatrzymała się w miejscu, a jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Bogini ją wysłuchała? Zdecydowanie zapach należał do psowatego, ale czy bogini była dla nich tak łaskawa?

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

Nie chciała złamać danego słowa, ale druga jej strona wręcz wołała, by iść na spotkanie. Choćby nawet dlatego, że przysięgła przyjść. Wadera wyglądała na taką, co nie znosiła jakichkolwiek przejawów sprzeciwu. Biło od niej siłą, dość rzadko spotykaną - na pewnie nie u pierwszego lepszego wilka. To w jaki sposób mówiła, było uzależniające i dość mocne. Poza tym była ciekawa, co też mogłaby zdradzić o Atrehu rzekoma Liliana... skąd się znają... jakie miała relacje z samcem oraz kim ona była - albo jest - dla niego. Z drugiej strony to niemalże błagalne gadanie Atrehu, zupełnie jakby ostrzegał ją przed zagrożeniem. "Nie możesz tam pójść". Wnętrze podpowiadało jej, że mimo wszystko postanowiła nie złamać danego słowa waderze, kimkolwiek by ona nie była. Jednakże strasznie się tym wszystkim denerwowała - nawet tej Liliany nie znała, nie wiedziała, czego powinna się po niej spodziewać, ani jak powinna prowadzić rozmowę, aby w razie wpadki nie zdenerwować wadery...
Wyglądała na taką, co często dawała upust swojemu niezadowoleniu. To był typ samicy, wokół której wszystko powinno toczyć podłóg jej rytmu, twardo stąpającej po ziemi. A także takiej, która wiedziała, czego chce od losu. Nie była tak zagubiona i cichutka, jak ona.. mała Itami. I jak mała Itami czuła się, gdy wychodząc z mieszkania Atrehu, kompletnie sama, wraz ze swoimi myślami, które kotłowały się w niej, jak wściekły rój os. "Nie możesz tam pójść". Cholernie się bała - z jednej strony dlatego, że obawiała się Liliany, a z drugiej, że nigdy nie będzie mieć pewności, co do Atrehu.
" Jestem tutaj, aby przestrzec cię przed Atrehu." - wciąż ta sama myśl kotłowała się w niej, jak zamknięty w klatce bulterier. Kłótnia myśli nie dawała jej spokoju i to właśnie w takich momentach czuła się najbardziej bezradna - wahała się między jedną a drugą myślą. "Iść czy nie iść" W takich właśnie momentach żałowała, że nie ma przy niej Atrehu... 
Ale on jej w tej bitwie myśli nie pomoże - on jakby coś ukrywał. W końcu nie wyjaśnił jej, kim dla niego była ta cała Liliana. Musiała być dla niego kimś bliskim, skoro wie o przeszłości Atrehu. Wie to, czego ona nie wiedziała. Wiedziała coś, co Atrehu przed nią ukrywał i raczej nie zapowiadało się, aby to miało się zmienić. Nie łudziła się, że samiec zdradzi jej swoje sekrety po dobroci. Dowiedzieć się tego podstępem też nie chciała, bo też nie wiedziała, jak podejść do tego typu sprawy. Mimo wszystko chciała posłuchać Atrehu i nie przejmować się Lilianą - być może to jakaś oszustka albo zazdrosna stalkerka, która pragnie odebrać jej to, co tak los obdarzył ją z uśmiechem - jej ukochanego Atrehu. 
Nie wiedzieć kiedy, Itami spostrzegła, że znajduje się na drodze, wiodącej ku lecznicy - tak mocno zaaferowała się we własnych myślach, że nawet nie zorientowała się, gdzie idzie. Księżyc już dawno zajął godne mu miejsce na niebie, wśród rozsypanych wokół mrugających gwiazd. Wzięła głęboki wdech, aby uspokoić myśli, dać ukojenie skołatanym nerwom, choć miała niemiłe przeczucie, że każdy jej ruch jest śledzony. Jeśli wcześniej Liliana wiedziała, gdzie jest, może to wiedzieć i teraz... być może skryta gdzieś za szatą mroku, która opadła na okolicę, nie wiedząc gdzie, Liliana obserwowała ją. Mówiła, że będzie na nią czekać przy Jeziorze Arkane... Przy zachodniej stronie. A mimo wszystko szła, nie wiedząc czemu, prowadzona przez tajemniczy impuls - spowodowany może chęcią wiedzy albo strachem przed gniewem? "Bądź punktualna, bowiem nie przywykłam do tego, by nadwyrężać moją cierpliwość, jasne?" przypomniały się jej kolejne słowa, których nie powinna bagatelizować. Ten natłok myśli stawał się nie do zniesienia, miała ochotę uciec i to jak najprędzej. Odwołać to spotkanie i w ogóle, nie miała ochoty niczego wiedzieć, ale nie wydawało się jej, by na tym cokolwiek zdziałała. Takim samicom, jak Liliana nie powinno się odmawiać. 

niedziela, 8 czerwca 2025

Od Kaberu ciąg dalszy Asenath ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

 Kaberu nie odrywał spojrzenia od wystawionych na widok klientów pancerzy - ich kunszt może i nie powalał na ziemię, ale widać było, że kowal dołożył swych starań, by robiły chociaż minimalne wrażenie. Był w Dailoran już od dwóch dni i Kaberu postanowił pokręcić się - to tu, to tam - byleby zaznajomić się z nowym otoczeniem, zapoznać się z ciekawymi i pomocnymi osobistościami. Jego ojciec wiecznie powtarzał, że znany grunt to dobry grunt, na którym można budować, co Ci tylko w duszy zagra. No, trochę racji miał, zwłaszcza, że Kaberu potrzebował niewiele czasu, by zapoznać się okoliczną ludnością. Wilki były gościnne i otwarte, choć jak w każdej watasze, trafiały się czarne owce, które gotowe były zamordować samca samym spojrzeniem. Były to oczy zmęczone życiem, sfrustrowane i pełne jadu. Zapoznał się już z tutejszymi wojownikami, miał też okazję z nimi potrenować na pobliskim poligonie. Wydawali się mu całkiem zgraną i porządną paczką. 
Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o tutejszym dworze Watahy oraz jego rezydencie. Ci, którzy obracali się w najbliższym kręgu władzy, bywali nadętymi snobami i zadufanymi w sobie bufonami, do których nic nie docierało. Rozmowa z takimi od razu wydawała się równie bezsensowna, co niepotrzebna - takim wystarczy przytakiwać byleby mieć ich wszystkich z głowy. Audiencja minęła mu w dość napiętej atmosferze - chłód wyzierał się z oczu obserwujących go gwardzistów oraz mijających go dworzan. Całe szczęście, że miał już tę całą farsę za sobą i mógł się cieszyć pełną swobodą.
– Przepraszam, czy miałbyś kilka godzin wolnego czasu? 
Kaberu zaskoczony uniósł głowę znad jednego z wystawionych pancerzy i przyjrzał się dość wysokiej, szczupłej wilczycy. Futro miała białe, lekko wpadające w kremowy odcień, lecz to nie ono przyciągało uwagę na pierwszy rzut. Oczy były wypełnione czerwienią, przez co nasunęła się samcu myśl, czy aby Kaberu miał do czynienia z kimś, kto cierpi na ciekawą chorobę oczu. Pysk miała zaś ozdobioną barwnikiem z ochry, jeśli wzrok go nie mylił.
– To chyba zależy, na co chciałabyś poświęcić te kilka godzin. - odpowiedział. Starał się zabrzmieć swobodnie, ale czerwień wypełniająca oczy wadery nie dawały mu spokoju. Miał nawet ochotę zapytać się jej, czy z jej oczami wszystko w porządku, ale uznał, że na tym etapie rozmowy mogłoby to złamać wszelkie prawa grzeczności. Wziął więc lekki oddech i ugryzł się w język.
– Jestem nowa w watasze, nazywam się Asenath. 
Kaberu próbował nie uśmiechnąć się z wrażenia. Nietypowy wygląd i nietypowe imię, to nie coś, co spotyka się na co dzień. 
– Szukam kogoś, kto mógłby oprowadzić mnie po terytorium.
– Ja jestem Kaberu. Niestety sam jestem nowy i znam tylko kilka najważniejszych miejsc. Ale...
~ Co dwie głowy to nie jedna, pomyślał Kaberu, uśmiechając się powoli i znacząco zerknął na Asenach. 
– Może miałabyś ochotę na wspólne odkrywanie terenów?
Samica jednak nie przystała na jego propozycję od razu. Zastanowiła się przez krótką chwilę, a grymas kazał sądzić, że toczyła wewnętrzną walkę na argumenty "za i przeciw". Kaberu chyba nie musiał zgadywać, co zadecydowała Asenath. Wadera wykrzywiła nieznacznie usta w lekkim uśmiechu i powiedziała.
– W zasadzie domyślałam się, że jesteś tu krótko, tutejsze zbroje zdawały się dla ciebie nowością. A w