Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 8 sierpnia 2025

Od Reiko ciąg dalszy Naharys'a | Kaberu + Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Zamilkła. Przez krótką chwilę przyglądała się herbacie, jakby parujące z niej ciepło przypominało mgły snujące się po rodzinnej dolinie. Uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na jej pysku, teraz złagodniał, niemal zgasł, ustępując miejsca zamyśleniu. Oczy – te iskrzące ametysty – straciły swój zawadiacki błysk. Wydawało się, że nie usłyszała pytania nowo poznanego wilka, głęboka zatopiona w swoich myślach.
— To wszystko… brzmi jak bajka, prawda? - odezwała się cicho, głosem bardziej miękkim, niż dotąd. — I tak też to pamiętam. Piękno tej wyspy... wżarło się we mnie jak zapach letniego deszczu. Wciąż czuję pod łapami chłód górskich strumieni, a dźwięk wiatru wśród błękitnych liści śni mi się w nocy. I szum wodospadu. Litry wody spływające kaskadą z wysokich skał. Mimo, że zawsze dużo padało, nigdy nie doszło do powodzi. Woda z rzek wpływała wprost do oceanu. - zrobiła krótką pauzę, a oczy zalśniły jasnym blaskiem.
Nie zauważyła, kiedy spuściła głowę, tępo wpatrując się w filiżankę przed sobą. Upiła łyk herbaty, jakby potrzebowała czegoś, co ukoi ściskające gardło wspomnienia. Westchnęła, kręcąc głową. Chciała pamiętać tylko to, co dobre i żywe. Obiecała sobie, że nie będzie wspominać bolesnej przeszłości. Lecz ta jak zmora, nawiedzała jej umysł, wprowadzając wszystko w chaos. Wciąż pamiętała ryk ojca, stojącego nad nią niczym widmo. I zmuszający do uległości warkot. Nacisk tak bolący, że utkwił w jej umyśle na dobre.
I wtedy obraz powrócił — nieproszony, jak zawsze.
Szorstki żwir wżynający się w opuszki łap. Metaliczny smak krwi, sączący się z rozciętego pyska. Przenikliwe zimno świtu, który nie przynosił wytchnienia, tylko nową porcję krzyku.
— Jeszcze raz! - ryk ojca rozbrzmiał w jej głowie jak grzmot. Stał nad nią jak cień górskiego szczytu, niewzruszony, nieustępliwy. Jego spojrzenie nie znało litości, tylko oczekiwanie. Zawsze za dużo. Zawsze za szybko. Zawsze za cenę, której młoda wadery nie powinna płacić. Każdy upadek kończył się karą. Każdy błąd – pogardą. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz zemdlała podczas treningu. Nie z głodu. Z bólu, z przeciążenia i z wycieńczenia psychicznego. A on... nawet wtedy nie okazał nic poza chłodną wzgardą. Rzucił tylko: — Słabi nie przetrwają. Ty nie masz prawa być słaba. - odtąd uczyła się wstawać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Głęboki wdech nad parującym, aromatycznym naparem ukoił jej zmysły. Wróciła spojrzeniem do swoich rozmówców, znów lekko się uśmiechając, choć w tym uśmiechu było coś nieuchwytnego — jakby kawałek duszy zostawiła gdzieś daleko, w cieniu gór, których nigdy już nie zobaczy.
— Wszystko w porządku Reiko? - głos Naharysa zabrzmiał blisko jej ucha. Choć bardziej przypominał niepewny szept, odpowiedziała na niego ledwie skinieniem głowy.
— Każdy ma swoje demony. Moje zostawiłam właśnie na wyspie. I dlatego nie będę w stanie wam towarzyszyć, ale wy... wy możecie się tam udać. Choć będzie to trudne, zwłaszcza, że tratwa — a raczej zbitek desek, połączonych ze sobą — kursuje tylko raz w miesiącu. I raczej niebezpiecznie się na niej płynie. Nie licząc tego, to jeśli dotrzecie tam w jednym kawałku, mogę zapewnić, że będzie to niezapomniana przygoda!
Naharys milczał przez chwilę, a w tym jego milczeniu Reiko wychwyciła coś miękkiego. Ciepły ciężar spojrzenia, który nie parzył, a raczej otulał. Jakby bez słów chciał dać do zrozumienia, że... wie. Albo przynajmniej rozumie tyle, ile można zrozumieć, patrząc z zewnątrz.
— Gdybyś kiedyś… zechciała porozmawiać. - powiedział cicho, prawie mimochodem. — To wiesz, gdzie mnie znaleźć. - Reiko drgnęła lekko. Nie była pewna, czy bardziej zdziwiło ją to, że to powiedział, czy że powiedział to tak… naturalnie. Żadnego nacisku. Żadnego współczucia, którego nie znosiła. Tylko ciche zapewnienie, które przez moment zagrzało miejsce gdzieś pod żebrami.
Uniosła wzrok. Na moment jej ametystowe oczy skrzyżowały się z jego, a potem szybko wróciły do filiżanki. Kąciki jej pyska uniosły się w lekkim uśmiechu — wdzięcznym, ale powściągliwym. Tak, jak potrafi tylko ktoś, kto nauczył się ważyć każdą emocję przed tym, zanim pokaże ją światu. Miała wrażenie, że uśmiech rozkwitł na pysku sam, zanim zdążyła się zastanowić, czy powinna.
Dziękuję — chciała powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Zamiast tego, pokiwała tylko głową.
— Ale wróćmy do tematu tratwy! - odezwała się z udawaną lekkością, niemal teatralnie, poprawiając się w siadzie i potrząsając kubkiem z herbatą. Spodziewała się zdziwionych spojrzeń, a nawet zmieszania, lecz o dziwo, zarówno Naharys, jak i Kaberu, przyjęli to jak gdyby nigdy nic i z szacunkiem nie drążyli tematu. — Jeśli serio chcielibyście się tam wybrać, musicie pamiętać o jednej zasadzie: nie drażnijcie sternika. Nie lubi, gdy ktoś próbuje mu doradzać. Jego tratwa, jego zasady. A jak go zdenerwujecie… to macie szansę skończyć w wodzie szybciej, niż powiecie „kąpiel”. Ten stary dziad jest bardziej uparty niż całe stado jeleni na wiosnę.
Posłała im łobuzerski uśmiech, wyraźnie odzyskując kontrolę nad przebiegiem rozmowy. Ton jej głosu był już znacznie lżejszy — z charakterystycznym dla niej pazurem i humorem. Może i w środku jeszcze coś się kotłowało, ale nie miała zamiaru już dziś zagłębiać się w to bagno. Nie przed nimi. Nie teraz. Nie była słaba. Była tylko… ostrożna.
— Jestem jak najbardziej za, o ile nasz szanowny Pan Wilkie Sadło zezwoli na opuszczenie watahy.
— Pan Wielkie Sadło? - Reiko spojrzała na Kaberu z nieukrywanym zdziwieniem. – O kim mowa?
— Zgadza się. Jeszcze go nie poznałaś, choć jeśli zamierzasz dołączyć do watahy, niewątpliwie przyjdzie ci stanąć przed jego Wielkim Obliczem.
Reiko wzdrygnęła się na to określenie. Kaberu wypowiedział to imię z pogardą tak wyraźną, że nie musiała zgadywać, jaką opinię miał o tym kimś. Wrodzona spostrzegawczość pozwoliła jej precezyjnie określić, że samiec mówił o Alfie. I chociaż nie znała Przywódcy Dailoran, to sama nazwa wywołała w niej coś na kształt ostrożnej niechęci. Czego mogła się spodziewać po wilku, którego przydomek brzmiał niczym szyderstwo? Pan Wielkie Sadło... Zabrzmiało to bardziej jak kpina niż tytuł.
— Wielkie oblicze? - Reiko powtórzyła z lekkim uniesieniem brwi, jakby testowała na języku dziwny smak tych słów. — Brzmi… zachęcająco. - W odpowiedzi Kaberu tylko prychnął, krótko, z nieskrywaną pogardą.
— „Wielkie” to chyba jedyne, co się w nim zgadza. Gdybyś go zobaczyła, sama byś stwierdziła, że bliżej mu do spasionej świni niż do wilka. Stado bardziej się go boi, niż szanuje. Lubi mieć kontrolę, a jeszcze bardziej lubi, jak mu się kłaniają do ziemi. - Reiko przechyliła głowę, z zaciekawieniem przypatrując się Kaberowi. Miała dziwne wrażenie, że samiec swoimi słowami próbuje zniechęcić ją do dołączenia do watahy. W gruncie rzeczy, nie zamierzała nigdzie dołączać, a tym bardziej komukolwiek się kłaniać. Nigdy więcej.
— Mówisz o alfie?
— Nie zasługuje na to miano... - mruknął z goryczą. — Ale tak, oficjalnie to on tu rządzi. Salem z Dailoran, jego wiecznie spocony majestat. Choć osobiście wolę mówić na niego Pan Wilkie Sadło. - z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, lecz kącik jej pyska drgnął zdradziecko. Bawiło ją, że nawet stali mieszkańcy watahy, tak otwarcie pogardzają głową sfory.
— Nie wygląda mi na typ, który chętnie przyjmuje nowych. - Reiko zmarszczyła lekko brwi, unosząc filiżankę. Napar zdążył ostygnąć, lecz nadal smakował wyśmienicie.
— A właśnie że wręcz przeciwnie... - rzucił Kaberu z kpiącym uśmiechem. — Nowych łapie w ramiona jak długo wyczekiwaną zdobycz. O ile jesteś czystym wilkiem. Samicą. Młodą. Wtedy nawet ścieżkę ci posypie płatkami kwiatów... choć obstawiam, że tylko po to, żeby potem móc ją zadeptać. - Reiko skrzywiła się nieznacznie. Znała ten typ. Obleśny, który wykorzystuje swoją pozycję, by ugrać jak najwięcej.
— A jeśli nie jesteś czystym wilkiem?
— Wtedy jesteś dla niego brudem, który z jakiegoś powodu wlazł do jego pałacu. Niech tylko wyczuje w tobie lisa, szakala czy cokolwiek innego... To nie tylko cię nie przywita. On cię nawet nie nazwie. Będziesz "tym czymś", "mieszańcem", "zlepkiem".
— Miło. - Reiko odłożyła filiżankę z lekkim stuknięciem. — Naprawdę zachęcające perspektywy. - Naharys westchnął cicho.
— Salem to ktoś, kto zbudował swoją władzę na bierności innych. Nikt go nie kocha. Nikt nawet nie szanuje. Ale ma swój tron, swoją watahę... i tylu, którzy nie mają dokąd odejść. - Reiko spojrzała na niego uważnie. Temat Alfy był chyba dla niego niezręczny, czemu się nie dziwiła. Zapewne mieszka tu od dawna, jeśli nie od zawsze. Wydaje się być ostrożnym wilkiem w kwestii nowych, ale po bliższym poznaniu ukazuje swój głębszy charakter. Z pewnością nie chce dla niej źle. Zdążyła go polubić.
— Czyli znowu problem.
— I bardzo dobrze. - Kaberu posłał jej szybki, drapieżny uśmiech. — Może czas najwyższy, żeby ktoś mu pokazał, że nie wszystko da się zastraszyć albo kupić za tani komplement. - Reiko zachichotała, zgadzając się z nim. Może rozważy dołączenie, by przekonać się na własnej skórze, jak "potężny" jest Salem i co ma do zaoferowania. Wszakże Reiko nie była byle kim. I z pewnościa nie pozwoli po sobie deptać. Choćby był silniejszy od niej, nic nie usprawiedliwia braku szacunku. Samica uśmiechnęła się przebiegle. Miała swoje metody, by inni ją szanowali. Niech tylko spróbuje. Przez chwilę nic nie mówiła. Na pysku Reiko błąkał się cień uśmiechu, ale w oczach tliła się iskra... czegoś starszego niż gniew. Czegoś ostrego, niebezpiecznego.
— Nie jestem tu po to, by się komukolwiek kłaniać... - powiedziała w końcu cicho, ale stanowczo.
— W takim razie… pasujesz tu bardziej niż myślisz.- Naharys uniósł łapę, jakby chciał stuknąć kubkiem o jej filiżankę.
*
Rozmowa potoczyła się dalej, schodząc z tonu pełnego kpiny na nieco bardziej przyziemne tematy. Kaberu z chęcią opowiedział Reiko o podziale terenów — o tym, które miejsca należą do watahy, gdzie zaczyna się miasto, a gdzie kończy się bezpieczeństwo. Mówili o zwyczajach mieszkańców Dailoran, o prawach, które tu obowiązują i o niepisanych zasadach, których łamanie miało swoją cenę. Reiko słuchała uważnie, nie tylko słów, ale i ukrytych znaczeń. Te drobne, pozornie nieważne szczegóły, potrafiły zdradzić więcej niż cały wykład.
Naharys dorzucał co rusz praktyczne porady — gdzie można coś zjeść, który cieśla zna się na swoim fachu, a które kąty miasta omijać po zmroku. Nawet jeśli nie powiedział tego wprost, między wierszami dało się wyczytać, że nie wszyscy w tym miejscu są warci zaufania.
Rozmowa przeciągnęła się na tyle, że nim się spostrzegli, późne popołudnie zaczęło leniwie rozlewać się po ulicach miasta. Złote światło słońca filtrowało się przez korony drzew, a ciepły wiatr poruszał firanki w oknie.
W końcu Naharys i Kaberu podnieśli się niemal równocześnie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Czas wracać do obowiązków. Jeszcze parę zdań na pożegnanie, obietnica, że spotkają się później — może jutro, może za kilka dni — i Reiko została sama.
Wstała powoli, przeciągając się leniwie, po czym chwyciła swoją sakiewkę. Nie czuła się gotowa wracać do pokoju. Wciąż było zbyt wcześnie, by zamknąć się w czterech ścianach. Postanowiła się przejść. Tutejsze ulice były inne od tych, które znała z rodzinnej wyspy — bardziej chaotyczne, bardziej różnorodne, ale na swój sposób tętniące życiem. Idealne miejsce, by wtopić się w tłum... i przyjrzeć temu nowemu światu, który właśnie uchylił przed nią drzwi. Wilcze głosy mieszały się z nawoływaniami kupców, brzękiem kamieni szlachetnych i dźwiękami drewnianych kół na bruku. W powietrzu unosił się zapach pieczonych orzechów, słodkiego ciasta z daktylami, mięty i czegoś jeszcze — bardziej ziemistego, gorzkawego. Reiko sunęła między straganami bez wyraźnego celu. Przystanęła jednak przy jednym, gdzie w wiklinowych koszach piętrzyły się suszone zioła i przyprawy. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnozielonych liściach, zbrązowiałych kwiatach i drobnych fiolkach z olejkami. Skinęła głową w geście powitania, przyglądając się chwilę właścicielowi kramu. Kupiec był postawnym, starszym basiorem o szerokich barkach i futrze w kolorze przyprószonego srebrem brązu. Pachniał mieszanką korzennych przypraw i suszonych ziół, a w jego ruchach kryła się swoboda kogoś, kto znał każdego w okolicy i potrafił rozpoznać klienta po kroku. Pysk miał poorany drobnymi zmarszczkami — jedne od słońca, inne od częstego uśmiechu.
— Macie coś na ból głowy? - zapytała, mrużąc lekko oczy od popołudniowego słońca. Kupiec skinął głową, już sięgając po jakiś pęczek.
— Na napięcie — liście melisy i korzeń kozłka. Ale jeśli to z przemęczenia... Spróbuj z wiązówką i rumiankiem. - odezwał się kobiecy głos, spokojny, ale pełen wiedzy. Reiko odwróciła się lekko, nieco zaskoczona. Za jej plecami stała wadera — smukła, o biało-czarnym futrze z bordowym połyskiem. Miała przy sobie płócienną torbę pełną suszonych roślin i fiolek. Jej oczy były jasne w odcieniu błękitu. — Zaparz wszystko razem. Dodaj szczyptę korzenia mniszka, jeśli masz dostęp. - wadera uśmiechnęła się nieśmiało, wyraźnie tracąc pewność siebie. Jeszcze przed chwilą wydawała się tak pewna, teraz pod przenikliwym spojrzeniem Reiko, nieznajoma przygryzła wargę.
— Dziękuję, z pewnością skorzystam z twojej rady. - mruknęła Reiko, pozwalając, by na jej pysku zagościł ledwie zauważalny cień uśmiechu. Wadera kiwnęła głową. Kupiec w międzyczasie przytaknął.
— Racja, racja. Kto jak kto, ale nasza główna medyczka zna się na lecznictwie, jak nikt. Proszę, zrobię mieszankę. - Reiko jeszcze raz spojrzała na nowo przybyłą — z uznaniem, choć z lekkim dystansem. Zanim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, do straganu podszedł kolejny osobnik. Przystanął tuż obok wadery, trącając ją lekko bokiem pyska w znajomym, czułym geście.
— Których ziół ci znowu brakuje, zanim wykupisz cały targ? - zapytał półżartem, spoglądając na swoją towarzyszkę. Głos miał głęboki, męski, przyjemny w sposób, od którego po grzbiecie przebiegły jej drobne ciarki. Brzmiał jak ktoś, kto potrafi mówić zarówno ostro, jak i... cicho, tak że słuchacz sam pochyla się bliżej, by usłyszeć więcej. Wadera odpowiedziała mu cichym chichotem, melodyjnym i miękkim, niemal jak dźwięk przesypywanych w dłoniach ziaren. Wyglądali razem zaskakująco słodko — jak para, która od dawna zna swoje przyzwyczajenia i potrafi się z nich droczyć. Samiec miał w sobie coś... dziwnie magnetycznego. Niby spokojny, ale był w nim ogień pod powierzchnią. Pachniał zresztą jak ogień i żywica. Jego krok był pewny, ale nie wymuszony. Wtedy jego spojrzenie uniosło się — i zawisło na Reiko. I przez ułamek sekundy świat się zatrzymał. Jego bursztynowe oczy, przypominające smocze, zatrzymały się na niej na ułamek sekundy dłużej, niż wypadało i skrzyły się blaskiem, ale pod tą powierzchnią coś się poruszyło. Ogień, którego nie próbował ukrywać. Prześlizgnął się wzrokiem po jej sylwetce — nie z oceną, a raczej jak ktoś, kto chce wiedzieć, z kim ma do czynienia. Reiko, nieświadomie, również mu się przyglądała. Był... inny. Nie wyglądał na watażkę, nie grał twardziela. Ale w jego ruchach było coś pewnego. Zbyt pewnego. Na jego pysku zatańczył lekki uśmiech. Był... rozbawiony, tajemniczy? Jakby właśnie znalazł nową zabawkę. Albo przeciwnika do słownej potyczki. Reiko rzuciła jeszcze jedno spojrzenie, nim odebrała gotowy produkt na ból głowy. Nie była pewna, czy polubi tego samca. Ale była pewna jednego. Zaciekawił ją. A to — to zdarzało się naprawdę rzadko. Kupiec, korzystając z chwili ciszy, uśmiechnął się do Reiko szeroko.
— A ty, pani, to pewnie nowa w Varonie? U nas się wszyscy znamy, więc miło poznać nową twarz. - Reiko skinęła głową.
— Wczoraj przybyłam. Obecnie zwiedzam. 
— To dobrze trafiłaś. - wtrącił kupiec. — Ci dwoje to porządne wilki, można im ufać. Mogliby cię oprowadzić. - ona jedynie lekko uniosła kącik pyska, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając. Wyglądali na w porządku, ale jej wrodzona ostrożność podpowiadała, by nie brać niczego za pewnik. Kupiec odłożył na bok pęczek suszonej mięty i uśmiechnął się pod nosem.
— Itami i Atrehu, najlepsi klienci w całej Varonie. Jak już przyjdą, to pół straganu pustoszeje. - Rudy uniósł brew, a w kącikach ust zatańczył mu uśmiech. 
— Fernando, to tylko dlatego, że wreszcie masz towar, który nie pachnie jak wczorajsze ryby. - Kupiec parsknął śmiechem, machając na niego łapą, jakby chciał odgonić muchę. Reiko zapamiętała jego imię, tak samo jak imiona wilków stojących obok. Miała w zwyczaju notować w myślach takie szczegóły — mogły się kiedyś przydać, zwłaszcza w miejscu, gdzie wciąż była obca.
— Z tobą zawsze tak samo. Jedna uwaga i już cały rynek wie. - Itami tymczasem przesuwała łapą po słoiczkach, szepcząc pod nosem nazwy roślin.
— Rumianek, skrzyp, dziurawiec… o, i jeszcze kora wierzby. - zatrzymała się przy półce, uśmiechając się do kupca. — Tyle mi wystarczy. - Reiko, stojąc nieco z boku, pozwoliła im prowadzić tę drobną wymianę zdań, przyglądając się ukradkiem. Wydawali się swobodni, naturalni, jakby życie w mieście i jego zgiełku było dla nich codziennością. Oboje mieli w sobie coś, co wzbudzało sympatię… Kupiec zawinął wybrane zioła w skrawek pergaminu i podał je Itami, mrugając porozumiewawczo. Atrehu w tym czasie rzucił jeszcze krótki, zaczepny komentarz, który wywołał u medyczki kolejny cichy chichot. Starszy basior odwrócił się do niej z pytającym spojrzeniem, jakby oczekiwał, że powie coś jeszcze. Reiko postanowiła jednak skinąć wszystkim głową na pożegnanie. Miała w planach odwiedzić główny plac, a może i okolice wokół. Nie uszła jednak daleko, gdy za nią rozległ się znany jej już głos wadery - Itami.
< Itami, Atrehu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2621
Ilość zdobytych PD: 1311 PD + 260 PD + 150% ~ 1967 PD
Łącznie: 3538 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz