Wycieczka w góry okazała się być naprawdę udanym pomysłem. Asenath doceniała swego rodzaju
wyzwanie, jakie oferowały wąskie ścieżki wśród skał. Wędrówka obfitowała w piękne widoki i przyjemne uczucie oddalenia od świata, które tak często wilczyca odczuwała, studiując magię. Miała nawet szansę zobaczyć gryfa, w dodatku dwukrotnie. Na terenach jej dawnej watahy były widywane rzadko, więc tym chętniej przyglądała mu się z uwagą, kiedy ostrożnie mijali go z Kaberu, klucząc między skałami. Gdy w trakcie schodzenia zostali zaskoczeni przez polującego osobnika, Asenath zaczęła zastanawiać się, jak duże szanse mieliby w walce z tym zwierzęciem. Przewagą gryfa był jego rozmiar, a także para uzbrojonych w szpony łap, mocny dziób i umiejętność latania. Wilki, nawet mimo swojego wysokiego wzrostu i pokaźnej ilości mięśni w przypadku Kaberu, były mniejsze i uzbrojone jedynie w kły, przynajmniej w przypadku Asenath, która nie miała ze sobą broni. Na ich korzyść działała ilość i zdolności magiczne, które, odpowiednio wykorzystane, mogłyby pomóc zdobyć im przewagę. Wilczyca doszła do wniosku, że mogliby mieć nawet szansę pokonania gryfa, jednak na pewno nie byłaby to łatwa walka. Całe szczęście, że ich ominęła. Po znajomej trasie bez problemu wrócili na plażę, nawet mimo zapadającego już zmroku. Kolory zaczęły powoli znikać z nieba, zastępowane przez głęboki granat nocy i rozrzucone po nim gwiazdy, a nad horyzontem zawisnął księżyc.
– Jeśli mam być szczery, nasze dzisiejsze zwiedzanie było wspaniałe – oznajmił Kaberu. – Poza tym zgłodniałem nieco. Masz na coś ochotę?
Dopiero, kiedy jej towarzysz wspomniał o jedzeniu, Asenath poczuła, jak bardzo jest głodna. Dokładnie
tak samo przydarzało jej się w rodzinnej watasze, gdzie skupiona na badaniach często zapominała o posiłkach. Gale przynosił wtedy zająca albo bażanta i razem zjadali zdobycz, rozmawiając o zdobytej tego dnia wiedzy. Wilczyca niemal czuła, jak przyjaciel uśmiecha się na widok, że w nowej watasze znalazł się ktoś, kto przypomniałby Asenath o posiłku.
– Zadowolę się czymkolwiek, co złapiemy pierwsze – odpowiedziała. – Wycieczka była wciągająca niczym studiowanie magii i teraz...
Przerwało jej burczenie jej własnego brzucha. Spojrzała w jego kierunku z dezaprobatą. Od strony
Kaberu dobiegł cichy śmiech.
– Jestem bardzo głodna – dokończyła, kładąc nacisk na środkowe słowo.
– W takim razie ruszajmy – odpowiedział basior i zaczął węszyć. – Tędy, chyba wyczułem zapach sarny.
Poprowadził ją w głąb lasu. O ile dobrze się orientowała, od centrum Dailoran oddzielało ich teraz jezioro. Chociaż słońce zdążyło już skryć się za horyzontem, księżyc świecił wystarczająco jasno, by bez problemu znajdywali drogę między drzewami. Po przebiegnięciu truchtem kilkudziesięciu metrów Asenath wyczuła niesiony przez lekki wiatr zapach saren. Skorygowali nieco kierunek i teraz wilczyca wysunęła się na prowadzenie, lustrując wzrokiem ziemię w poszukiwaniu potencjalnych przeszkód. Raz tylko musieli zwolnić, napotykając na swojej drodze powalone drzewo. Kiedy Asenath stanęła na przewróconym pniu, zapach saren nasilił się. Przeszkoda pojawiła się w
idealnym momencie – wilczyca dostrzegła między drzewami sylwetki kilku saren spokojnie pasących się na polanie.
– Są przed nami – szepnęła cicho, odwracając się do Kaberu. Jej towarzysz wyjrzał znad pnia, mrużąc oczy, a potem skinął głową.
– Dobrze się skradasz? – zapytał.
– Przyzwoicie. Moje futro jest dość zauważalne w nocy, ale jeśli wiatr się nie zmieni, powinnam dać radę podkraść się dość blisko – odpowiedziała.
– W takim razie idź w lewo. Ja zakradnę się od prawej strony. Spróbuj zagonić je do mnie.
– Kaberu, nie! – krzyknęła, chcąc zasugerować mu odstąpienie zdobyczy. Słysząc jej głos, basior spojrzał w jej stronę, uśmiechnął się, po czym zaatakował gryfa, widocznie źle interpretując wołanie wilczycy. Asenath zwyzywała go w myślach od idiotów – przecież dużo bezpieczniej byłoby oddać gryfowi zdobycz, albo nawet spróbować zabrać ją z polany podstępem – ale od razu przyspieszyła, by móc jak najszybciej wesprzeć go w walce. Kaberu udało się uniknąć ciosu szponów i pozbawić gryfa kilku długich piór ze skrzydła. Kiedy bestia spróbowała go zaatakować, wykorzystał magiczną zdolność, którą wcześniej tego dnia pokazywał Asenath – zaświecił końcówkę ogona, skutecznie oślepiając przeciwnika w półmroku. Wilczycy udało się dobiec do walczących i w skoku chwyciła ogon gryfa, ciągnąc go za sobą. Bestia odwróciła się z krzykiem, próbując dosięgnąć nowego napastnika, ale w tym momencie na jej grzbiet wskoczył Kaberu i zacisnął szczęki u nasady jej karku. Ugryzienie było dalekie od śmiertelnego na tak dużej ofierze, ale, sądząc po wrzasku gryfa, bardzo bolesne. Asenath skorzystała z okazji i złapała upolowaną sarnę, po czym zaczęła ciągnąć ją w stronę lasu. Gryf w tym czasie zamachał skrzydłami, próbując zrzucić Kaberu z grzbietu, ale basior był zbyt ciężki, by jego przeciwnik mógł wzbić się w powietrze. Wilczycy akurat udało się skryć zdobycz w krzakach, utrudniając odebranie jej wilkom przez gryfy, gdy Kaberu postanowił zeskoczyć na ziemię. Po sposobie, w jaki to zrobił, Asenath widziała, że to on sprawuje kontrolę nad tą walką. Może jednak walka o zdobycz nie była takim złym pomysłem? “Imponujące”, pomyślała, po czym podkradła się bliżej walczących, z uwagą lustrując niebo wzrokiem. W górze mignął ciemny kształt.
– Drugi wraca! – zawołała. – Chodźmy!
Ostrzegła Kaberu, to prawda, ale też za bardzo odwróciła jego uwagę od przeciwnika. Gryf wykorzystał
rozproszenie wilka i zaatakował. Szpony sięgnęły barku wilka, przebijając skórę. Basior syknął z bólu,
cień przemknął po niebie nad nimi, a Asenath skuliła się, gotowa do skoku. Czekała tylko na reakcję
Kaberu, by zdeterminować kierunek – albo w stronę gryfa, pomóc towarzyszowi w walce, albo w głąb lasu, by uciec w bezpieczne miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz