— Kiedy to się stało? - zapytała Itami, kiedy z drgającą trwogą przed obcymi, zbliżyła się nieśmiało. Przyjrzała się śladom drapania na brzuchu. Odgarnąwszy sierść, by przyjrzeć się lepiej skórze, ujrzała drobne wysypki, które nie przekraczały zaczerwienionego obrębia.
— Wczoraj. Musiałem się o coś otrzeć, ale wcześniej nie swędziało tak mocno, jak teraz - odparł
— Wczoraj. Musiałem się o coś otrzeć, ale wcześniej nie swędziało tak mocno, jak teraz - odparł
— Nie pamiętasz chyba, co spowodowało taką reakcję, prawda?
— Niestety, nie pamiętam. To musiał być jakiś kwiat, bo jakiś czas spędzałem na łące.
Itami kiwnęła pewnie głową przytomna tego, co powinna teraz zrobić. Wprowadziła samca do sali, gdzie poleciła mu usiąść na żeliwnym blacie operacyjnym, a ona sama zajrzała do schowka po lewej, w poszukiwaniu odpowiedniego leku. Kiedy znalazła, minęło kilka minut, a to wszystko przez to, że w środku panował istny armagedon. Niko dzielnie znosił chwile oczekiwania, wiercił się w miejscu, ale starał się nie drapać objętego alergią miejsca. Ogarnąwszy sierść na brzuchu pacjenta, nabrała niewielką ilość maści, zielonej jak mięta i wonna, niczym kamfora. W istocie była tam kamfora, aby schłodzić miejsce swędzenia. Powoli wcierała i wmasowywała drobne porcje maści w skórę, a robiła to sprawnie i z wyczuciem, tak jak miała w zwyczaju. Innych leków niestety nie miała w zapasie, ale myślała, że odrobina tego specyfiku choć trochę złagodzi uczucie swędzenia.
— Myślisz, że to pomoże?
— Bądź dobrej myśli. Może to nie jest lek z górnej półki, ale powinno pomóc. Czujesz się nieco lepiej?
Itami rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie odważyła się popatrzeć na niego zbyt długo, by nie zachować się wobec niego impertynencko. Był to samiec nieco mikrej budowy, ale to wcale nie była wada. Futro brązowe niczym miedź, a gdy spojrzała przelotnie w oczy samca, ujrzała, że zza bujnej grzywki lewe spoglądało obramowane białą plamą. Nie wytrzymała spojrzenia młodego samca, spuściła wzrok na to, co miała przed sobą. Rumień może i nie zniknął, ale samiec powinien niebawem odczuć nieco ulgi.
— Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam. Powiedzmy, że jesteś dla mnie nową twarzą.
— Cóż, jak dotąd nie udało mi się osiąść w jakimś stałym punkcie. Alfa przyjął mnie i moją matkę w wasze szeregi, i jak na razie, nie jest tak źle. Cóż... nie licząc tego uczulenia. Swoją drogą nikogo tu nie znam.
— Jestem Itami - odezwała się Itami. Wzniósłszy się na szczyt swej odwagi, Itami podała samcowi łapę, a on uścisnął ją bez ani chwili wahania. Cóż, uznała więc, że najgorsze miała już za sobą. Teraz wystarczyło w spokoju przełamywać pierwsze lody z samcem.
— Mów mi Niko.
— Miło poznać - powiedziała ściszonym tonem Itami, zawijając gliniany pojemnik maści we fragment skóry. — Po niecałych pięciu minutach powinno przestać swędzieć i szczypać.
Niko odpowiedział na to kiwnięciem głową i uśmiechem tak pogodnym, jak wiosenny poranek.
— Niestety, nie bardzo mam jak się odpłacić za pomoc.
— Nic nie trzeba płacić, na prawdę - odparła Itami, nieśmiało mrucząc pod nosem. — Wszelkie należności otrzymuję w żołdzie od Alfy, a że należysz do Dailoran, nic nie musisz płacić.
Samiec nie wydawał się ani zaskoczony, ani zbyt przesadnie rozradowany tą informacją - kiwnął jedynie w podzięce głową, przyglądając się jej z ciekawością. Natychmiast w takich okolicznościach Itami zapewne opuściłaby głowę i spaliła nieśmiałego rumieńca, ale w tamtym momencie, o dziwo wytrzymała jego spojrzenie, po czym usiadła, nie tracąc z samcem kontaktu wzrokowego.
— Urodziłaś się tutaj? - zapytał Niko.
— Pytasz z ciekawości, czy tak, o, żeby przerwać ciszę?
Niko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
— W jednym i drugim przypadku. Jestem tutaj nowy i wypadałoby zapoznać się z kimś nieco bliżej. Zawsze to jedna znajoma twarz więcej.
— Tak, urodziłam się tutaj. - odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech. — A ty co ciekawego powiesz o sobie?
— Niestety, nie pamiętam. To musiał być jakiś kwiat, bo jakiś czas spędzałem na łące.
Itami kiwnęła pewnie głową przytomna tego, co powinna teraz zrobić. Wprowadziła samca do sali, gdzie poleciła mu usiąść na żeliwnym blacie operacyjnym, a ona sama zajrzała do schowka po lewej, w poszukiwaniu odpowiedniego leku. Kiedy znalazła, minęło kilka minut, a to wszystko przez to, że w środku panował istny armagedon. Niko dzielnie znosił chwile oczekiwania, wiercił się w miejscu, ale starał się nie drapać objętego alergią miejsca. Ogarnąwszy sierść na brzuchu pacjenta, nabrała niewielką ilość maści, zielonej jak mięta i wonna, niczym kamfora. W istocie była tam kamfora, aby schłodzić miejsce swędzenia. Powoli wcierała i wmasowywała drobne porcje maści w skórę, a robiła to sprawnie i z wyczuciem, tak jak miała w zwyczaju. Innych leków niestety nie miała w zapasie, ale myślała, że odrobina tego specyfiku choć trochę złagodzi uczucie swędzenia.
— Myślisz, że to pomoże?
— Bądź dobrej myśli. Może to nie jest lek z górnej półki, ale powinno pomóc. Czujesz się nieco lepiej?
Itami rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie odważyła się popatrzeć na niego zbyt długo, by nie zachować się wobec niego impertynencko. Był to samiec nieco mikrej budowy, ale to wcale nie była wada. Futro brązowe niczym miedź, a gdy spojrzała przelotnie w oczy samca, ujrzała, że zza bujnej grzywki lewe spoglądało obramowane białą plamą. Nie wytrzymała spojrzenia młodego samca, spuściła wzrok na to, co miała przed sobą. Rumień może i nie zniknął, ale samiec powinien niebawem odczuć nieco ulgi.
— Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam. Powiedzmy, że jesteś dla mnie nową twarzą.
— Cóż, jak dotąd nie udało mi się osiąść w jakimś stałym punkcie. Alfa przyjął mnie i moją matkę w wasze szeregi, i jak na razie, nie jest tak źle. Cóż... nie licząc tego uczulenia. Swoją drogą nikogo tu nie znam.
— Jestem Itami - odezwała się Itami. Wzniósłszy się na szczyt swej odwagi, Itami podała samcowi łapę, a on uścisnął ją bez ani chwili wahania. Cóż, uznała więc, że najgorsze miała już za sobą. Teraz wystarczyło w spokoju przełamywać pierwsze lody z samcem.
— Mów mi Niko.
— Miło poznać - powiedziała ściszonym tonem Itami, zawijając gliniany pojemnik maści we fragment skóry. — Po niecałych pięciu minutach powinno przestać swędzieć i szczypać.
Niko odpowiedział na to kiwnięciem głową i uśmiechem tak pogodnym, jak wiosenny poranek.
— Niestety, nie bardzo mam jak się odpłacić za pomoc.
— Nic nie trzeba płacić, na prawdę - odparła Itami, nieśmiało mrucząc pod nosem. — Wszelkie należności otrzymuję w żołdzie od Alfy, a że należysz do Dailoran, nic nie musisz płacić.
Samiec nie wydawał się ani zaskoczony, ani zbyt przesadnie rozradowany tą informacją - kiwnął jedynie w podzięce głową, przyglądając się jej z ciekawością. Natychmiast w takich okolicznościach Itami zapewne opuściłaby głowę i spaliła nieśmiałego rumieńca, ale w tamtym momencie, o dziwo wytrzymała jego spojrzenie, po czym usiadła, nie tracąc z samcem kontaktu wzrokowego.
— Urodziłaś się tutaj? - zapytał Niko.
— Pytasz z ciekawości, czy tak, o, żeby przerwać ciszę?
Niko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
— W jednym i drugim przypadku. Jestem tutaj nowy i wypadałoby zapoznać się z kimś nieco bliżej. Zawsze to jedna znajoma twarz więcej.
— Tak, urodziłam się tutaj. - odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech. — A ty co ciekawego powiesz o sobie?
< Niko, wybacz, że tak krótko. >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 583
Ilość zdobytych PD: 292 PD + 50 PD + 30% ~ 88 PD
Łącznie: 1272 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz