Kaberu nie odrywał spojrzenia od stronnicy opasłego tomu, opisującego historię zamierzchłych czasów. Dotyczyły one rządy nowopowstałej dynastii i tom wciągnął go do takiego stopnia, że zapomniał o bożym świecie. Rzadko kiedy miał okazję, musiał przyznać, rozkoszować się kunsztem pisarskim, ale Roderyk V miał, co do tego, istotny talent. W końcu to autor cieszący się niejednym uznaniem wśród znawców historii, który wiedział, jak zacząć, by czytelnik mógł zagłębić się w tekście i przy okazji nie znudzić go, jak to zwykli robić inni, mniej znani historycy. Póki miał wolną głowę od pracy, lubił przeglądać skarbnicę tutejszej biblioteki, choćby dla samego zabicia czasu i relaksu. Poza tym jutro miał mieć intensywny dzień treningów, więc wolał korzystać z okazji. Podniósł głowę znad księgi dopiero wtedy, gdy bibliotekę odwiedziła nowa twarz - nigdy wcześniej jej nie widział. A pamiętałby kogoś, kto z takimi włosami odstaje od ogółu. Wadera miała bujne, płomieniste włosy, które nijak miało się do jej pozostałej szarości. Na prawdę zwracała na siebie uwagę - jak nie włosami, to równie imponująco płomienistymi skrzydłami. Zaznaczywszy stronę na której skończył, Kaberu zatrzasnął cicho książkę i podszedł śmiało do nowoprzybyłej. Dowiedział się, że to nowa członkini powietrznego zwiadu, która miała się uczyć pod okiem starego dobrego Oriona. Na pytanie, czy pochodzi z daleka, samica odparła twierdząco, kiwając głową. Przy okazji swobodnej rozmowy, Kaberu spostrzegł, że skrzydlata samica taksowała go uważnym spojrzeniem - co zresztą przyjął dość obojętnie. Nie było w tym ani krzty przesady, że lata treningów i to, w jakich okolicznościach się wychowywał ukształtowały go solidnie pod względem budowy. Pomijając też fakt, że dbał, aby jego menu było obszerne od żywności bogate w witaminy, które wzmacniały i poprawiały wygląd futra.
— Jestem Renesmee, powinnam była się przedstawić na samym początku, wybacz. Zazwyczaj jestem bardziej taktowna. A ty? Jakie imię skrywasz?
Samiec wykrzywił usta na kształt kokieteryjnego uśmiechu i zaśmiał się cicho. Przelotnie spojrzał, jak Renesmee gładziła delikatnie książkę, którą wcześniej się tak bardzo zainteresowała.
— A co? Planujesz poderwać mnie na jakąś randkę?
Efekt był w stu procentach taki, jaki wyobraził sobie Kaberu. Renesmee wytrzeszczyła na niego swoje piękne zielone oczy, które idealnie pasowały do płomienistych włosów, jak miód do mleka. Zanim zaskoczona zdołała cokolwiek powiedzieć, samiec wyprzedził ją momentalnie.
— Chyba lubisz rośliny, co?
— Wybrałam pierwszą lepszą książkę, choć jeśli mam być szczera, to lubię je.
— W takim razie rozsiądź się wygodnie i miłej lektury. Jakbyś chciała, po pracy mam jeszcze wolnego czasu to opowiedziałbym Ci co nieco o Varonie. Sam niedawno dołączyłem, ale przez ten czas sporo się nauczyłem. Jeśli oczywiście nie będzie to dla ciebie problem.
— Nie widzę przeciwwskazań - oznajmiła z uśmiechem Renesmee, biorąc wybraną przez siebie książkę z regału. — A kiedy kończysz pracę?
— Gdzieś tak za niecałe dwie godziny. Jeśli wystarczy nam dnia, możemy też pozwiedzać Dailoran.
— Każda okazja, by poznać okolicę i przy okazji kogoś nowego, jest dla mnie najważniejsza. To może ja przysiądę się gdzieś i zajmę się czytaniem.
— Sporego ruchu tu i tak nie ma. Skoro wolisz czytać, nie będę Ci się narzucać, ale gdybyś?
— Tak? - Zapytała po kilkuchwilowej ciszy.
— Gdybyś chciała porozmawiać, jestem tutaj cały czas.
— Dziękuję, że mi to mówisz.
Kaberu, jak sobie założył, skończył pracę w miarę spokojnych warunkach - akurat wtedy, gdy pojawił się Dante. Skrzydlaty basior dowiedział się od Kaberu wszystko, co działo się podczas jego zmiany, Renesmee tymczasem, jak zapewniała, czekała na niego z tajemniczym uśmiechem.
— A więc... co skłoniło Cię do pracy w bibliotece? - zapytała, kiedy schodzili po szerokich drewnianych schodach.
— Cóż... bibliotekarstwo to spokojne zajęcie. Nie wymaga takiego napięcia, jakie miewam na treningach. Pozwala odetchnąć od rozkazów i wzajemnego przekrzykiwania się bez sensu. Kiedy jest spokojnie i nie ma, aż tak wielkiego ruchu, mogę siąść spokojnie i zająć się czytaniem. Rozmawiałaś z Alfą?
— Tak - odparła Renesmee i wykrzywiła nieznacznie usta na wzmiankę o Salemie. — Niezbyt ciekawy typ. Złożył mi dość... nietypową propozycję.
— Chyba nie chcę wiedzieć jaką.
— Posadziłby mnie na stołku Alfy... w zamian...
— Ale z niego gawędziarz, proszę państwa - zaśmiał się Kaberu. — Z goła propozycja wręcz kusząca. Może ja się do niego wybiorę. Może zaproponuje mi to samo?
Samica roześmiała się cicho, a Kaberu jej zawtórował.
— No co? Myślisz, że nie nadawałbym się na Alfiego kochanka?
— Myślę, że masz na tyle oleju w głowie, by nie ryzykować. A poza tym skąd pomysł, że ja... no wiesz? Mogłabym być jego kochanką?
— Salem, z tego, co słyszałem, miewa koło siebie wiele wader, które obdarowuje względami na swoim dworze... w zamian... no wiesz, za co.
— A to Ci dopiero rewelacja. Nie wiedziałam, że w swoim wieku jeszcze potrafię... no wiesz.
— Wzbudzić u kogoś zachwyt? A czemu nie? W sumie, ile możesz mieć lat? Trzy? Cztery?
— Muszę przyznać, że nieźle mnie odmłodziłeś. Mam już piątkę na karku.
— I muszę podzielić opinię Salema. Trzymasz się na prawdę nieźle - puścił ku niej perskie oczko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz