Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

wtorek, 29 lipca 2025

Od Naharysa do Lumy ~ "Spisane w wodzie"

Obudził się w półmroku, który był mu doskonale znany. Nefery skrzyły się jedynie przymrużonym, pomarańczowym światłem, a za oknem słońce wynurzało się ze wschodniego horyzontu, wśród poczerwieniałych, poszarpanych chmur. Wschód słońca powitał z lekkim westchnieniem. Wstał z myślą o powrocie do łóżka, zakopaniu się pod gęstą warstwą futer i zapomnieniu o dzisiejszym dniu. Zwłaszcza, że dzisiaj będzie musiał wytrenować swoje wraz z innymi wojownikami Watahy. Później służba do późna w mieście, na co nie miał najmniejszej ochoty. To nie tak, że Naharys nigdy nie miał w zwyczaju do narzekania na każdy kolejny dzień, jednakże przydałaby mu się jakaś odskocznia od rutyny, jaką wyrobił sobie przez cały ten czas. Nie miał ochoty na jedzenie, pomyślał więc, że dopiero po treningu zamówi sobie coś dobrego w Varonie. Żołd wojowniczy nie był tak niski, więc mógł sobie na co nieco pozwolić, mimo, że z natury Naharys jest oszczędny - tylko dzięki temu był w stanie spiąć domowy budżet do kolejnego miesiąca. Nie był ani rozrzutny, ani chciwy - ot zwyczajnie nie chciał od życia czegoś ponad to, co teraz obecnie posiadał.
Leniwie wygramolił się z łóżka, podreptał powolnym chodem do łazienki i wziął orzeźwiającą, pobudzającą umysł i ciało, ciepłą kąpiel. W jej trakcie obmyślił plan na dzisiejszy dzień - kiedy tylko wyskoczy z bali, po osuszeniu futra, wybierze się na mały maraton biegu. Cały ten modus operandi pozwalał mu rozgrzać się przed kolejną sesją treningów, poza tym nie myślał o tym, co wydarzy się w przyszłości - po prostu będzie biegł, ciesząc się lipcowym, łagodnym powietrzem, przesiąkniętym zielenią, żywicą i runem leśnym.
Stresem się nie przejmował - zawsze wmawiał sobie, że to taka sama ważna część życia. Jest ważnym fragmentem popapranej układanki, która w każdej chwili może się rozsypać. Na dworze wiał lekki, jak trzepot motylego skrzydła wiaterek, jednakże był on jedynie przedsmakiem tego, co ma wkrótce nadejść. Poszarpane, nieco bure chmury, nadciągające od wschodniego horyzontu, zwiastowały ulewę. Naharys'a to nie zdziwiło ani nie zniechęciło. Lubił urządzać sobie biegi na długie dystanse, nawet gdyby lało, jak z cebra. Nic nie powinno go ograniczać, no chyba, że ten dzień przyniesie mu cholernego pecha i w drodze skręci łapę...
Znów pesymistyczne myślenie, które powinien wybić sobie z głowy.
Wiatr, tak jak przypuszczał, pachniał kwieciem i łąką, na której rosły. Trasę miał stałą i niezmienną; pokona dystans od domu do porośniętego drzewami podnóża góry Dailoran, odbije na południe, ku Jeziorowi Arkane, skąd zrobi sobie małą przerwę, zaczerpnie powietrza, napije się i da odpocząć mięśniom. Tak precyzyjnie ustalona przez niego trasa powinna mu wystarczyć, jako rozgrzewka przed czekającymi go treningami. Poza tym bieganie poprawia mu humor, który jest mu niezbędny, gdy będzie musiał wysłuchiwać szczekania jego opryskliwego Alfy - Salem'a.
Aż cud, że chce mu się ruszyć to rozpasane dupsko i nadzorować przebieg ćwiczeń wojowników - cóż, w gruncie rzeczy jest głównym wodzem, i chcąc, czy nie, każdy musi się z nim liczyć.
Do treningów zostało jeszcze trzy godziny - idealnie. 

*
Kiedy dobiegł do jeziora Arkane, był mocno zdyszany, ale czuł w sobie końską dawkę endorfin, które miały ochotę wręcz eksplodować. Nabrał kilka głębokich łyków orzeźwiającej wody, dając ukojenie wysuszonemu na wiór przełykowi. Kiedy tak pił, nie zdawał sobie sprawy z czegoś dziwnego. Uniósł głowę, przełknął ostatni łyk wody i dopiero wtedy zorientował się, co się stało. Woda skapywała mu z brody drobnymi kroplami, które wpadając do tafli, zakłócały odbity w niej obraz czegoś - a raczej kogoś - czego nie powinno tu być. Na wszelki wypadek obrócił się, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym znów z niedowierzaniem zerknął na odbicie w wodzie. 
Dziwne, pomyślał Naharys, kiedy chciał zidentyfikować odbicie kogoś, kogo nie było. Obok jego odbicia, było kolejne, należące zapewne do wadery - podpowiedziały mu delikatne rysy, łagodne spojrzenie seledynowych oczu. 
Nadal nie umiał wytłumaczyć sobie tego w realny sposób - albo ze zmęczenia miał już jakieś zwidy, albo ktoś robi mu całkiem nieśmiesznego psikusa. To przeczyło wszelkim prawom realizmu. 
Rozejrzał się jeszcze raz, tym razem wyostrzając wzrok - nic podejrzanego nie zauważył, co też przyprawiło go o małą dezorientację. Był tu sam, a mimo wszystko czuł się obserwowany, ale przez kogo? Tego nie wiedział. Odbicie wadery nie znikało. Wpatrywała się w niego ciekawie, aczkolwiek grymas jej był zdawkowy i jakby... chłodny. To wyglądało tak, jakby znajdowała się pod powierzchnią, ale to było niemożliwe, biorąc pod uwagę fakt, że woda w tym miejscu była zbyt płytka.
Odsunął się od brzegu i postanowił kontynuować bieg, wbrew stręczących go myśli o tajemniczej waderze, choć mógłby dać sobie łeb uciąć, że to albo figle jakiejś znudzonej ślicznotki, albo... sam nie wiedział, jak mógłby to wyjaśnić w racjonalny sposób. 
 — Może to przez słońce? - mruknął do siebie, kiedy w drobny chód przeszedł w trucht. 
Ten poranek może i jest słoneczny, ale przez wzbierającą się ze wschodu nawałnicę burych chmur, ten stan rzeczy może ulec zmianie. Nagle zza wysokiej, przybrzeżnej trawy ktoś wyszedł mu na spotkanie, ale... Naharys nie zdołał w porę wyhamować, nawet gdyby miał zaorać pazurami w ziemi. Potem usłyszał krzyk wadery... tak, to była wadera. Poczuł, że stracił grunt pod łapami, potem przeturlał się kilka dobrych kilka metrów i zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, uderzył grzbietem o pień płaczącej wierzby.
— Ughhh... - burknął kiedy chciał się podnieść. Poczuł jednak dziwny opór i nim otworzył oczy, posłyszał westchnienie wadery na którą wpadł. 
— Moja głowa... - burknęła wadera. 
Naharys uniósł powoli głowę, zamrugał kilkakrotnie, by wyostrzyć obraz; obok niego leżała drobnej postury samica, której futro o grafitowej barwie lśniło i mieniło się, jakby skropione wonnymi oliwkami. Kiedy próbowała wstać, Naharys dostrzegł w niej lisie geny, nie tylko w wyglądzie, lecz także w sposobie jej ruchów - pełnych gracji. A gdy ich oczy się spotkały, samiec od razu rozpoznał twarz wadery... te same seledynowe, piękne oczy, obramowane ciemnymi obwódkami. 
— To ty... - Naharys wstał i wstrząsnął futrem, z którego wzbił się pył i drobinki piasku. — To ciebie widziałem w odbiciu wody. 
— Brawo, cóż za wnikliwa dedukcja - odparła na przywitanie wadera. Była niezwykle drobnym chucherkiem, które ledwo sięgało Naharysowi do kłębu. A mimo wszystko w tym chucherku nie brakowało ironii ani uszczypliwości w głosie. 
— Nawinęłaś mi się na łapy, nie miej do mnie żadnych pretensji. 
— A ty mogłeś łaskawie patrzeć pod łapy, a nie lecieć, jak wariat na złamanie karku. Gdzieś się tak śpieszył? No chyba nie uciekałeś przed deszczem? - odparła wadera i ostentacyjnie zerknęła w górę, na mknące ku zachodowi bure chmury, które niebawem przysłonią złoty talon słońca. 
— Po prostu biegłem. Przed siebie. - Naharys nie wiedział, co powiedzieć, ale też nie zamierzał z tego powodu okazywać skruchę. By zachować dumę, uniósł wysoko podbródek i spojrzał przenikliwie waderze w oczy. Tak, to te same, które ujrzał w odbiciu wody. — Może ty mi opowiesz, co takiego robiłaś nad brzegiem jeziora i... czemu cię widziałem w wodzie? To znaczy się twoje odbicie?
< Luma?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1106
Ilość zdobytych PD: 553 PD + 110 PD + 30% ~ 166 PD
Łącznie: 829 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz