Dopiero idąc za lisem, Wichna poczuła jak bardzo wstrząsnął nią wypadek. Od dawna nie uniosła na nikogo głosu, nie mówiąc już o ledwie powstrzymanym zamiarze skoczenia mu do gardła. Była obolała i głodna. Straszliwie głodna. Czuła jak ciśnie ją w dołku, a gdy tylko wychylała głowę do słońca, przed oczami śmigały jej gwiazdy. Odsuwała się więc ku krawędzi lasu, który raczył ją chłodem. Co chwilę sondowała, co robi Dante, ale ten kroczył w pełnym słońcu, ciesząc się gorącymi promieniami. Nie widziała go dokładnie i mogła tylko śledzić jego kroki.
W pewnym momencie Dante zwolnił, gdy weszli na wzniesienie. Przypatrywał się czemuś, a w jego zapachu Wichna wyczuła ślad ekscytacji. Musieli zbliżać się do celu. Wadera nie przypominała sobie, kiedy ostatni raz była w mieścinie większej niż kilka starych domostw. Może nigdy. Jak duża okaże się Varona?
Gdy WIchna dotarła do miejsca, gdzie cień znikał niemal całkowicie, usłyszała ciszy szelest z lewej strony. Zastrzygła uszami. Dante również to zauważył. Odwrócił się szybko w jej stronę w oczekiwaniu na kolejny dźwięk. Przezornie odsunęła się kilka kroków od malinowych krzewów i wypuściła ku nim cienką linię mroku. Była jak żyłka, łącząca waderę ze światem. Nęcąca to, co mogło czyhać w zaroślach o ile to coś potrafiłoby wyczuwać magię dość dobrze. Znała ryzyko, ale nie mogła obejść się bez niego.
Przypomniała sobie o rudym towarzyszu. Wilczyca swoje możliwości i wiedziała, że bez większego trudu zdoła unikać ataków, nawet mimo obolałego ciała, ale nie wiedziała, jak sprawny jest lis. Wolała nie tracić przyjaznej duszy w przedbiegach, nieważne, jak bardzo nie pasowało waderze jego towarzystwo. Bo tak - lis nie przypadł jej do gustu. Było w nim coś śliskiego.
Odwróciła się, strzygąc uszami i próbując wyłapać lisa wśród rabanu. Słyszała zwinne uskoki i świst długiego ogona w powietrzu.
– Czy Dama ma jakiś plan? - Wichna usłyszała spokojny, acz lekko zdyszany głos.
Nie miała. Jak miałaby mieć, skoro nie wiedziała, czym ten stwór jest. Korzystając z tego, że knur całą swoją uwagę skupił na lisie, posłała ku niemu falę mocy. Jej czarne macki badały nienaturalnie napęczniałe mięśnie, przerośnięte kości i szczecinę, która nie wydzielała zapachu.
– Musimy uciekać! - zawołała do lisa – Nie damy mu teraz rady!
– Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać! - usłyszała szelest łap na piachu, a po nim głośne uderzenie wielkiej masy o coś twardego. Wichna domyśliła się, że Dante uniknął ciosu rozdrażnionego zwierzęcia, jednocześnie posyłając go na spotkanie z przydrożnym głazem.
W jednej chwili wszystko ucichło, a oni bez słowa ruszyli biegiem przed siebie.
– Co to było? - zapytał, nie odrywając wzroku od miasta przed nimi.
– Nie wiem, ale nie był to zwykły dzik - powiedziała, choć była pewna, że to już wiedział – Co było z nim nie tak. Nie wyczuliśmy go, nie słyszeliśmy, a on… był bardzo wrażliwy na magię.
– Co to może oznaczać?
– Tego zamierzam się dowiedzieć, ale - urwałam, słysząc w oddali za naszymi plecami ciężkie stąpnięcia, zmierzające z powrotem w stronę lasu – najpierw potrzebuję uzupełnić zapasy i zjeść porządny posiłek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz