Leżąc, próbowałem się zdrzemnąć. Chciałem jakoś skrócić sobie czas leczenia w bezruchu. Niestety, gdy tylko zamykałem oczy, mój umysł karmił mnie makabrycznym widokiem, którego byłem świadkiem. Te wszystkie ciała... Jak mogłem ich wszystkich zawieźć? W końcu po długich próbach udało mi się zasnąć.
*
Stałem pośrodku ciemności. Zaskoczony domyśliłem się, że to sen, lecz nie rozumiałem, dlaczego właśnie ciemność. Przez moment stałem w miejscu, lecz gdy nic się nie działo, postanowiłem ruszyć naprzód. Wolno stawiałem łapy, gdyż nie wiedziałem, co czyha na mnie z każdym krokiem. W pewnym momencie dobiegły do moich uszu jakieś niewyraźne dźwięki. Po chwili zaczęły stawać się coraz to wyraźniejsze. Dzięki temu rozpoznałem w nich wilcze głosy. Zamarłem jednak, gdy stały się na tyle wyraźne, bym mógł je całkiem zrozumieć.— Zawiodłeś nas.
— Ufaliśmy ci.
— Ty nas zabiłeś.
Słowa powtarzały się w koło, a ja poczułem jak jeży mi się futro. Narastał we mnie niepokój, a łapy niewidocznie drżały pod moim ciężarem. Poczucie winy? Cholernie upierdliwe i zawzięte. Pokręciłem łbem i ruszyłem dalej przed siebie. Głosy narastały, a ja coraz bardziej poznawałem w nich moim zmarłych towarzyszy. Pot pojawił mi się na karku. Do głosów dołączyły ciche śmiechy, lecz nie należały do przyjemnych, lecz złowieszczych.
~ Chyba zwariowałem ~ pomyślałem i szedłem dalej. Po chwili poczułem, jak coś oplata się wokół moich łap. Wzdrygnąłem się, widząc czarną maź. Zirytowany próbowałem wyrwać łapy, a następnie ruszyłem biegiem przed siebie. Jednak czułem, że co chwilę coś mnie łapie. W pewnym momencie potknąłem się i upadłem.
— Ufałam ci. - usłyszałem nad sobą. Łzy stanęły w moich oczach mimowolnie. Znałem ten głos. Gdy podniosłem wzrok, spotkałem się z nią...
— Mira? - spytałem, a mój głos niekontrolowanie się załamał. Zamrugałem kilkukrotnie, czując, że łzy stanęły mi w oczach. Pierwszy raz od bardzo dawna. Nie potrafiłem pojąć co się ze mną dzieje.
— Zawiodłeś mnie! - krzyknęła, a ja spiąłem się na to.
— K***a. - warknąłem i podniosłem się na równe łapy. Otrzepałem się z niewidzialnego kurzu i ruszyłem dalej. Biegłem na oślep, póki nie usłyszałem własnego imienia.
— Miguel. - zatrzymałem się i rozejrzałem w koło. Czułem się tak, jakby ktoś szeptał mi moje imię do ucha. Przeszedł mnie dreszcz. Po chwili głos znów się odezwał, a ja ruszyłem w jego kierunku. Biegłem i nasłuchiwałem. Głos odezwał się jeszcze kilkukrotnie, nim nie dostrzegłem światła. Zacząłem biec w jego stronę. Głos stawał się wyraźniejszy. W pewnym momencie miałem wrażenie, że światło zaczyna znikać.
— Nie! - krzyknąłem i ruszyłem szaleńczo biec. Zaraz przed światłem, które okazało się wyjściem, potknąłem się i obudziłem.
*
Otworzyłem gwałtownie oczy i zerwałem się do pół siadu. Ciężko oddychałem i walczyłem sam ze sobą, by złapać oddech.— Miguel? - usłyszałem znajomy szept, który wyprowadził mnie z mroku. Spojrzałem na jego właściciela.
— Wszystko w porządku? - spytała Itami, zbliżając się do mnie. Wtedy wszystko zrozumiałem. Nie odpowiedziałem jej. Obrazy koszmaru i słowa wypowiedziane przez martwych powróciły. Zacisnąłem powieki, lecz to nic nie dało.
— Nie podchodź! - odparłem ostro. Itami zamarła. Spuściła wzrok, ale mogłem dostrzec troskę wymalowaną na jej pyszczku. Po chwili ciszy odezwała się cicho.
— Rozumiem, że miałeś koszmar i masz prawo być pobudzony. - szepnął.
— Po prostu daj spokój ! - warknąłem głośniej, nie panując nad sobą. Wszystkie emocje szalały wewnątrz mnie, a ja nie potrafiłem ich uspokoić.
— Kim-kim ty jesteś, by podnosić na mnie głos. - odparła, a ja gwałtownie oprzytomniałem. Zrobiło mi się cholernie głupio. Wadera stała przede mną wciąż skulona, choć widziałem, jak wiele emocji mieszało się na jej obliczu. Spojrzałem w bok i westchnął.
— Itami... Ja... Ja przepraszam. - szepnąłem i spojrzałem na nią. Ignorując ból, wstałem i podszedłem do niej. Z początku zrobiła kilka kroków w tył, więc zatrzymałem się, nie chcą gwałcić jej przestrzeni osobistej.
— Ja naprawdę przepraszam. - szepnąłem i spojrzałem w jej piękne oczy. Westchnąłem cicho. — Nie chciałem cię urazić. Po prostu... Jestem nauczony, że sam muszę sobie ze wszystkim radzić.
— Teraz już nie jesteś sam. Są wilki, które się tobą opiekują. Dołączając do watahy, stałeś się jej częścią, elementem działającego organizmu.
— Wciąż muszę się tego nauczyć.
— Działania w watasze? - spytała.
— Tego, że ktoś się mną opiekuje. - odparłem.
— Tak, masz rację. A skoro mówimy o opiece, to natychmiast wracaj odpoczywać. Mam nadzieję, że nie poluzowałeś bandaży.
— Tak jest szefowo. - odparłem i wolnym krokiem wróciłem na leże. Mruknąłem obolały, karcąc samego siebie w duchu. Ułożyłem się wygodniej. — Jest... Jest jakieś zioło na spokojny sen? - spytałem cicho.
Itami?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 706
Ilość zdobytych PD: 353 PD + 70 PD+ 150% ~ 529 PD
Łącznie: 952 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz