Itami spostrzegła natomiast, że mimo nieufności, Miguel ciągle się jej przyglądał. Z początku jednak myślała, że to notoryczne oblizywanie się miało być przejawem jakiejś alergii albo zakażenia. Uspokoiła się jednak po zapewnieniach samca.
— Mam tak od małego. Głupi, wyrobiony przez lata nawyk. - odparł nieco spokojniej i westchnął cicho, co też często zdarzało się mu to robić. Jakby coś go gnębiło - jakaś myśl czy coś w ten deseń. Nie chciała już drążyć nieprzyjemnego dla Miguela tematu, więc zeszła na nieco neutralny tor rozmowy i zapytała.
— Bandaże dobrze się trzymają? - samiec w odpowiedzi kiwnął głową. W dalszym toku rozmowy, ciągnącej się szybko, jak z bicza strzelił, ale w jej trakcie basior zdołał się na nieco cieplejsze wyznanie wobec niej, co nieczęsto zdarzało się jej słyszeć od pacjentów.
— Nie często to mówię, ale... Jesteś wyjątkowo przyjemna, jeśli chodzi o towarzystwo.
Zazwyczaj takie komplementy prawił jej Atrehu. Rudy samiec jednak był bardziej pochłonięty swoimi obowiązkami. Aż nadto, że nie mogła go zastać w domu nawet po zmroku, gdy chciała złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Jak potem się dowiedziała, Alfa zlecił mu bardzo ważne zadanie poza granicami Watahy, co też wręcz zgadzało się z obecnie panującą sytuacją w sąsiednich nacjach. Zaprzyjaźnione watahy miały problem z zamieszkami, a głównymi sprawcami ich powstawania były nagminnie napływająca fala uchodźców z północy.
A gdy nie był zajęty pracą, to większość czasu zaczął spędzać w towarzystwie Watahowej Ratowniczki Medycznej - Tegają. Itami nie drążyła tematu, nie miała ku temu żadnych pretensji, bowiem sama preferowała poligamię, ale na wielką Sol, niech nie zachowuje się tak, jakby nagle stała się dla niego obcą osobą.
—... Itami?
Miguel wyrwał ją z rozmyślań. Samica pokręciła lekko głową i zająknęła się przez chwilę.
— Tak? Mówiłeś coś?
— Czy na pewno mogę liczyć na pomoc twojego Alfy?
Wydawało jej się, że już dobitnie omówili tę kwestię, mimo tego Miguel nadal nie dawał temu wiary. Rozumiała go doskonale. Ciepło oparła łapę o jego silne ramię, ale nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
— Możesz być pewien, że otrzymasz należytą pomoc - odpowiedziała ciepło, zaciskając lekko palce na futrze Miguela. — A sprawców, jeśli wciąż kręcą się w okolicy watahy, spotka surowa kara. Nikt obcy ma prawa bezkarnie wałęsać się po Dailoran, a tym bardziej w nim mordować. Kara może być tylko jedna.
— Bardzo dobrze - oznajmił Miguel. — Te bydlaki nie mają prawa oddychać tym samym powietrzem. Chciałbym to zrobić osobiście, ale nie pogardzę też i taką opcją.
— Miguel - odparła już nieco poważniej. — Samosąd to przestępstwo. Kim my jesteśmy, by wymierzać sprawiedliwość? Zostawmy to odpowiednim osobom, a teraz odpoczywaj, dobrze? Za niedługo dostaniesz coś do jedzenia.
Samiec kiwnął porozumiewawczo głową i oparł głowę o miękką poduszkę.
Nic nie mogła więcej powiedzieć, bo i też nic nie przychodziło jej do głowy. Zwyczajne "Wszystko będzie dobrze" w obecnej sytuacji brzmiało tak głupio, że wolała już nie mówić nic. Jedynie, co jej pozostaje to wspierać samca w trakcie leczenia i czekać na odpowiedni moment, by postawić Miguel'a przed obliczem Alfy, by ten mógł mu przedstawić swoją sprawę. Alfa niechętnie jednak udzielał pomocy obcym. Gdyby jednak Miguel stanął pod Dailorańskim sztandarem i obiecał wierną służbę Watasze, wówczas Salem mógłby przychylniej spojrzeć na problem Miguela. Nic dodać, nic ująć.
<Miguel?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 534
Ilość zdobytych PD: 267 PD + 50 PD 30% ~ 80 PD
Łącznie: 397 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz