W swojej chatce mieszka sama, ale widziała, że zaraz obok także ktoś podobno nowo przybyły do watahy również zamieszkuje. Zanim zasnęła wczorajszym wieczorem, zastanawiała się, w jaki sposób ugryźć temat i poznać swojego sąsiada bądź sąsiadkę. Aktualnie ta myśl została jedynie z tyłu głowy, a obecnym zmartwieniem był nasilający się głód.
Dolly wstała z wygodnego łoża i przystąpiła do porannej toaletki. Zawsze chce wyglądać dobrze, więc porządnie przyczesała odstające kosmyki na futrze, poprawiła fryzurę i napuszyła ogon. Była gotowa do wyjścia.
Ku niemiłemu zaskoczeniu wadery, nie napotkała się na nikogo, z kim mogłaby nawiązać znajomość. Waderę przywitał za to poranny, zimny wiatr, zapowiadający nadchodzący deszcz. Przez grzbiet Dolly przeszedł lodowaty dreszcz. „Lepiej się pospieszę” - pomyślała i rozejrzawszy się nerwowo, spróbowała obrać jakikolwiek kierunek, w który mogłaby się udać. Grymas malujący jej pyszczek jednak wyraźnie zdradzał, że nie ma pojęcia, w którą stronę powinna iść. Kompletnie nie znała okolicy. Westchnęła ciężko i niepewnie poszła na wprost, trzymając się wydeptanej przez inne psowate ścieżki. Rozglądała się zainteresowana otaczającym ją nowym, nieznanym światem. Z lekkim niepokojem patrzyła w niebo; chmury deszczowe coraz mocniej gromadziły się nisko, zaraz nad koronami najwyższych drzew iglastych. Zapatrzona w ten zwiastujący zimną ulewę obraz, Dolly kompletnie zapomniała o jakimkolwiek „Bożym Świecie” i uważaniu, gdzie stawia łapy. Skręciła głębiej w las, schodząc z do tej pory prowadzącej ją naprzód ścieżki, a gdy po raz kolejny obrała gwałtownie inny kierunek podążania, z hukiem usiadła.
– Ała.. – mruknęła nadąsana, pocierając się po boku pyszczka. Uderzenie było dość mocne. Nagle otworzyła szeroko oczy. – Ojej…
– Hej, wszystko okej? Głowę miałaś w chmurach, ale chyba zapomniałaś, że jesteś nadal na ziemi. – odparł nieznajomy, szczupły samiec. Pomimo lekkiej dogryzki, na jego pysku malował się lekko rozbawiony uśmiech, więc wadera nie miała tu tego za złe. Miał w końcu rację.
– Oh... ja... no, tak. Zgadzam się, jestem dość nieuważna. Ale myślałam, że jesteś drzewem. Nie chciałam. – zaśmiała się zakłopotana.
– Wolałabyś wpaść na drzewo? – skrzywił się nieznajomy. W jego mimice było coś, co podpowiadało Dolly, że mogą się dogadać. Pomimo poważnego tonu, wciąż żartował. Wadera zaśmiała się krótko.
– Nie. Oczywiście, że nie! Byłoby bardziej twardo. – uśmiechnęła się szeroko. – Przepraszam, jestem Dolly. I jestem tutaj kompletnie zielona, nie wiem, co gdzie jest i nie znam nikogo. Jestem tu od wczoraj. A do tego jestem strasznie głodna!
– Witaj Dolly, Carlos z tej strony. Nie martw się, nie jesteś sama. Też jestem tu od dość niedawna. – uśmiechnął się (już nie taki) nieznajomy. Dolly cieszyła się, że pierwszym z członków watahy, którego poznała, był właśnie ten sympatyczny osobnik. Coś jej podpowiadało, że może polubić jej głupie żarciki i nie do końca normalne pomysły. Ale w tej chwili jedyne, na co miała nadzieję, to że pokaże jej, gdzie najlepiej udać się na późne śniadanie…
< Carlos? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 529
Ilość zdobytych PD: 245 PD + 50 PD+ 150% ~ 368 PD
Łącznie: 663 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz