„To wszystko zaczęło się 3 lata temu...co konkretnie? Moje życie, rzecz jasna. Przyszłam na świat jako druga córka ognistego basiora Morghula i wodnej wadery Ciel. Ich małżeństwo było zaaranżowane i nigdy nie popierałam ich relacji. Było widać, że nie kochają się, a są razem z przymusu. Mimo wszystko rodzice starali się zapewnić nam wszystko, co najlepsze. Mnie i mojej siostrze Morrigan. Odziedziczyła ona moce naszej mamy i mam wrażenie, że przez to była nieco bardziej przez nią kochana. Ja z kolei byłam faworytą ojca — te same moce, ta sama budowa, nawet głosy mamy podobne! To znaczy, mieliśmy, ale do tego dojdziemy. Zawsze byłam posłuszna rodzicom i starszej siostrze. Tak mnie, nauczyli, że tak musi być. Chociaż gdy o tym pomyślę, bardziej niż nauką nazwałabym to wpajaniem. Morghul nie szczędził siły, gdy chodziło o wychowanie. W obawie przed wybuchem z jego strony byłam po prostu posłuszna — tak jak każda z nas. Chodzenie po cichu miałyśmy wszystkie opanowane, żeby nie drażnić go. Wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam się robić starsza — weszłam wówczas w okres buntu, o ile tak to można nazwać. Zaczęłam wymykać się, oddalać się, wracać później niż prosiła mnie mama. Standardowe rzeczy, coś, przez co każdy musi przejść. Ojciec przestał mnie dyscyplinować, gdy zrozumiał, że ja mogę odpowiedzieć mu tym samym — ogniem. Gdy jego terror nie trzymał mnie w ryzach, nie miał kto. Ciel zawsze była zbyt łagodna, a Morrigan to w końcu siostra, która młodsza siostra się słucha starszej? Pewnej nocy wymknęłam się z naszego terenu i oddaliłam się dalej, niż powinnam. Nie byłam w zasięgu wzroku ani słuchu. Ciel zawsze mnie prosiła, bym wracała przed zmrokiem, ale nie zamierzałam marnować takiej pięknej rozgwieżdżonej nocy na słuchanie od rodziców i siostry, jaka to ja jestem nieodpowiedzialna. Zostałam zatem poza naszymi terenami i walczyłam z dziwnym uczuciem. Coś mnie cały czas kłuło w sercu i nie potrafiłam się pozbyć tego uczucia. W końcu dałam za wygraną i wróciłam...ale było już za późno. Gdy przybiegłam do jaskini, gdzie zazwyczaj spędzaliśmy noce, zastałam pozbawionych życia rodziców. Ktoś ich napadł lub zaatakował. Byłam tak przerażona, że nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Chciałam uciec jak najdalej stamtąd, ale nie mogłam się ruszyć. W tym momencie przybiegła Morrigan. Najwyraźniej udało jej się uciec przed napastnikami. Niezbyt delikatnie uderzyła pyskiem w mój bok, dzięki czemu otrząsnęłam się i rzuciłam się do ucieczki. Dobiegłyśmy na skraj wzniesienia, gdzie znajdowały się nasze tereny, gdy z cienia wyłoniła się nieznana mi postać. Była cała brudna, a jeden pisk Morrigan wystarczył mi, aby wiedzieć, że to jest jeden z nich. Jeden z tych, którzy to zrobili. Z jednej strony byłam wściekła, to chyba zrozumiałe. Chciałam ich rozszarpać, ale z drugiej strony, nie mogłam się ruszyć. Znowu przerażenie zabrało mi możliwość ruszenia się. Morrigan próbowała mnie ocucić z transu, ale nie zauważyła, że napastnik rozpoczął bieg w jej kierunku. Prawdopodobnie do końca życia będę nienawidzić siebie za to, że wtedy po prostu stałam. Chciałam się ruszyć, biec dalej, przeprosić Morrigan, że mnie nie było — cokolwiek. Zamiast tego patrzyłam, jak ten czarny wilk dobiega do mojej starszej siostry i przewala ją na ziemię. Moja siostra od zawsze nie była zwolenniczką agresji i była delikatna. Nie było więc trudno temu basiorowi zepchnąć ją z klifu. Potem pamiętam ciepło i dziki bieg. Prawdopodobnie używałam swoich mocy, ale nie potrafię sobie przypomnieć nic więcej.„Otworzyłam oczy i podniosłam się, po uprzednim przeciągnięciu. Choć dawno nie śniły mi się tamte wydarzenia, to co jakiś czas moja przeszłość wraca pod osłoną nocy. Nie ma co się dziwić, nigdy nie wróciłam w rodzinne strony i uciekałam przed wyrzutami sumienia. Ruszyłam w drogę, która nie ma końca i pozwoliłam sobie zanurzyć się we własnych myślach. Po kilku godzinach bezcelowego marszu wryło mnie w ziemię. Poczułam coś, czego nie doświadczyłam od bardzo dawna. Zainteresowanie i delikatne poczucie bezpieczeństwa. Tak jakbym znalazła się w domu, ale dało się wyczuć, że zawędrowałam przypadkiem na teren jakiejś watahy.
— Co to za miejsce... - powiedziałam cicho sama do siebie. Od prawie roku z nikim nie rozmawiałam i konwersacje z samą sobą weszły mi w nawyk. Delikatny szmer za moimi plecami przyprawił mnie o ciarki i spowodował natychmiastowe odwrócenie się w tamtą stronę.
— Kto tam jest? - spytałam, ostrzej niż planowałam.
< Ktoś? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 698
Ilość zdobytych PD: 349 PD + 60 PD + 150% ~ 524 PD
Łącznie: 933 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz