Dziś Itami spała wyjątkowo źle, mimo że tak, jak zalecił jej pustelniki, godzinę przed snem, wypiła dwa trzy łyki leku nasennego. Nigdy nie lubiła jego smaku, ale zmieszany z jakimś słodkim owocem, momentalnie dawał o sobie zapomnieć. Sama nie wiedziała, czy to przez to, że pomimo upalnego dnia, przeszywały ją zimne dreszcze. Dziwne uczucie niepokoju kłuło ją w piersi, przyspieszyło tętno, a uczucie zaś, podobne do tego, gdy spada się z wysokości, potęguje fakt, że nie potrafiła wyjaśnić, czego tak na prawdę się lęka. W końcu usiadła, usiłowała uspokoić się kilkoma haustami głębokiego wdechu. Oddychała tak, jak ją szkolono... płynny głęboki wdech, krótka, kilkusekundowa pauza i wydech. Gdy to nie pomogło, zacisnęła mocno palce na futrze między jej drobnymi, dojrzewającymi sutkami. I też nic. Ostatecznie wczepiła spojrzenie w najbardziej zanurzony w mroku nocy punkt jej pokoju. Myślała nawet, czy aby doprawić się dodatkową dawką leku uspokajającego - ale z punktu widzenia medycznego wiedziała, że to był zły pomysł.
Zasnęła może dwie... może trzy godziny przed świtem, ale i tak obudziła się z worami tak widocznymi, że musiała maskować je pomadką. Choć i to dało mierny efekt. W kuchni zjadła mierne śniadanie i wyruszyła na służbę do lecznicy, zachowując w głowie kompletną pustkę. Na miejscu zażyła jeszcze leki pobudzający centralny układ nerwowy, by chociaż przez chwilę zachować szczątki procesu jasnego myślenia. I zaś w tyle głowy odezwał się pełny niezadowolenia ton Atrehu - jej najdroższego przyjaciela. Nie za bardzo trujesz się tymi lekami, skarbie? To niezbyt zdrowe. Mówię to, bo martwię się o ciebie. Cóż... on nie potrzebował leków, by w swoim życiu zachować choćby pozory normalności.
środa, 30 października 2024
Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"
wtorek, 29 października 2024
Od Wichny ciąg dalszy Sybira ~ "Za przelaną krew"
W mroku pomieszczenia rozległo się wściekłe syknięcie, a po nim huk przerzucanych, którym udawało prześlizgnąć się przez nie dość szczelnie zasunięte zasłony. Promyki tańczyły po kruczej szacie wilczycy, która walczyła z przytłaczającą ją zawartością schowka. Mimo porannego chłodu w domu panował zaduch. Powietrze trąciło dymem i ostrymi aromatami dekoktów, które od kilku dni panowały nad myślami Wichny. Wszystko zaczęło się, gdy natrafiła w bibliotece miejskiej na tajemniczy rękopis. Miała szczęście, że światła w rzadko odwiedzanych zakamarkach przybytku nie były regularnie zapalane, inaczej najprawdopodobniej nawet by go nie zauważyła. W mroku jednak poczuła jego elektryzującą obecność i nie musiała długo zastanawiać się nad podniesieniem go. Ku zdziwieniu jej, jak i bibliotekarza, zwoju nie było w katalogu bibliotecznym. Wzięła go zatem ze sobą, zostawiwszy wcześniej w bibliotece swoje miejsce pobytu, gdyby jednak odnalazł się właściciel. Nie spodziewała się, żeby to się jednak wydarzyło. Rękopis był stary i nie czuć było na nim zapachu żadnych żywych stworzeń, jakby nikt nie dotykał go od lat.
W powietrze wzbiła się chmura gęstego kurzu, gdy Wichna szarpnęła za coś leżącego na dnie sterty czegoś, co było niegdyś prawdopodobnie czyjąś garderobą. Po przyłączeniu się do watahy wadera podjęła decyzję o zajęciu stanowiska młodszego maga i uczeniu się od innych wilków w okolicy. Nie miała zbyt wielu obowiązków, przynajmniej na razie, więc korzystała z wolnego czasu, badając zaklęcia i zwoje, które do tej pory pozostawały zakopane w jej jukach i czekały, aż Wichna odkryje ich tajemnice. Wadera zawsze miała słabość do nauki, do której prawa odmawiano jej w dzieciństwie.
Długi ogon zadrgał, naprężył się i nagle stos materiału, pod którym znajdowała się wilczyca, runął. Zakurzone szmaty walały się już po całym domu, ale Wichna nic sobie z tego nie robiła. Tak naprawdę prawie nie zauważała brudu panującego w pomieszczeniu, które wynajęła przelotnie i to za bezcen. Dla niej liczył się tylko wschodni kąt pokoju, w którym rozłożyła swoją przenośną pracownię. Tam, jak żołnierze w równych rządkach, poukładane były fiolki, moździerz, mały kociołek, kilka deseczek do krojenia i misek zapełnionych drogocennymi składnikami. Leżał tam i on, ów tajemniczy zwój. Wichna otrząsnęła głowę z pajęczyn i piachu i uśmiechnęła się do siebie. Pierwszego dnia, gdy weszła do tego zapyziałego mieszkania, podejrzewała, że tylko kwestią czasu jest, aż ktoś ją tu okradnie. Schowała więc kilka niezbędnych rzeczy na później, w jedynym miejscu, którego sama wolała nie tykać. Nakazała cieniom przenieść kamienie runiczne, roślinne rzemienie i zęby na blat. Poczuła drugą parę zadowolonych oczu za sobą, ale zdecydowała się je zignorować. Istota podążyła jednak za nią.
Od Sybira do kogoś ~ " Za przelaną krew"
Do wszystkich zainteresowanych wątkiem Sybira. Jeśli nie interesuje was tak szczegółowa historia Sybira, zacznijcie czytać od <Dorosłość> by dojść do czasów obecnych
Tego dnia zima była o wiele surowsza, niż mały Sybir mógł przypuszczać. Doskonale zapamiętał ten dzień, gdy spowita śniegiem i lodem kraina, nagle stała się jedną wielką pustynią. Mieszkańcy ów doliny tego dnia woleli nie wychodzić ze swoich domów, a jak się później okaże, choćby dlatego, by nie skończyć, jak dwójka zamarzniętych wilków. Znaleziono ich pod schodami okolicznej karczmy i wydawać by się mogło, że w drodze do ciepła, dzielące ich dosłownie milimetry przyczyniły się do ich paskudnej śmierci.
Tego też dnia, a to jest dziesiątego grudnia, brygada zjednoczonych pod jednym sztandarem wędrownych wojowników, zawitała do jego rodzinnej watahy, szukając dodatkowych szabli do swej kompanii. Sybira ciągnęło do wielkiego świata - choćby ze względu na fakt, że w swoim życiu nie widział niczego innego, poza skute lodem okolice i otaczający je półpierścień wysokich Gór Rwistych - toteż gdy jeden z wojowników załomotał w drzwi rodzinnego domu, basior wyłonił się zza pleców matki, by dokładnie przyjrzeć się przybyszowi.
Był to postawny, wysoki basior z oszronionym białym futrem, skrytym pod grubym materiałem lnianego płaszcza, obszytego niedźwiedzią garbowaną skórą. Spod kaptura, którego cień ogarniał ponaznaczany bliznami pysk, błyskały wyraziste, ostre spojrzenie jadowitych oczu.
— Witam mieszkańców tego domu.
Wypowiedział znajomą w tych okolicach formułkę powitalną. Ton miał szorstki i nieprzyjemny, niewątpliwie należący do kogoś, kto w życiu nie wyznaje zasady "litość ponad każdego". Wzrok przejrzysty, dość trzeźwy lustrował wszystkich zgromadzonych domowników z minami tak obłędnymi, jak gdyby ten powitał ich w kompletnie obcym języku. Za nim weszło jeszcze dwóch, podobnie odzianych wojowników o czystej magicznej krwi - tak bynajmniej się określali o niebywale masywnych sylwetkach.
— Poszukujemy ochotników do naszej dzielnej kompanii - kontynuował starszy basior, gdy nie usłyszał żadnych słów powitań, czy choćby nawet zaproszenia do miejsca przy płonącym wesoło ognisku — W zamian za sowite wynagrodzenie i zapas żywienia dla rodziny.
Sybir - jeszcze wtedy nazywał się Kazan - zdawał sobie sprawę, pomimo tak młodego wieku, że tacy wojownicy, jak oni, nie działają za zwyczajne "dziękuję". Równie dobrze mogliby kogoś zostawić na śmierć, gdyby nieszczęśnik sprawiał tylko wrażenie nieśmierdzącego groszem. Takich bywalców niesławnie nazywano najemnikami. Pogardliwie żołdakami zwani. Gdy wilk nadal nie doczekał się spodziewanego efektu, zamlaskał coś pod nosem i bezwstydnie splunął w ogień, który zaprotestował przeciągłym syknięciem. A potem jego spojrzenie zatrzymało się na Kazanie, który jako jedyny z pozostałego rodzeństwa, przyglądał się przybyszowi bardziej z ciekawością, niźli niepokojem. To przykuło uwagę wojaka i zniżył głowę, by spojrzeniem zrównać się z oczami malca. Rodzice próbowali interweniować, ale powstrzymali ich pozostali wojownicy.
— Jak Ci na imię, mały?
— Kazan - odpowiedział cicho samczyk, nie ruszając się z miejsca. Chwilę później opuścił głowę. Nie potrafił dłużej znieść zimnego spojrzenia dorosłego wilka, miał wrażenie, że od dłuższego patrzenia, ze strachu serce wykopyrtnie mu się na drugą stronę. Później zwrócił się do jego rodziców.
— Chcę tego malca - oznajmił komandor najemników zdecydowanym i nieznoszącym sprzeciwów tonem.
— Ale... - mruknęła matka, urwała już na początku, jak gdyby sama nie wiedziała, co powiedzieć. — Nie ma takiej możliwości.
poniedziałek, 28 października 2024
Od Tuny Ciąg dalszy Callas ~“Samotny Płomień”
Odskoczyła gwałtownie, gdy z nosa ognistej wilczycy wyleciał dym i płomienie. Nie podpaliły niczego, ale sam ich widok był wyraźnym znakiem na to, że należy uważać z rozmówczynią. Ogień to niezwykle potężny i niebezpieczny żywioł. Tuna zjeżyła sierść i warknęła ostrzegawczo.
– Co to ma znaczyć? To była próba ataku? – Spytała, dając jasno do zrozumienia, że kończy jej się cierpliwość. Cassaluba wydała się wyraźnie zaskoczona pytaniami Tuny. Zamyśliła się głęboko, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. Po chwili namysłu ognista przerwała dość napiętą ciszę.
– Ah! Chodzi Ci o płomienie? – Kolorowa przytaknęła, skinieniem głowy i uważnie przyglądała się Callas.
– Przepraszam, nie chciałam Cię przestraszyć. Potrafię podnieść temperaturę swojego ciała. Wydmuchując wtedy powietrze powstaje dym, a nawet płomienie. – Wyjaśniła, po czym odchyliła głowę lekko do góry i zademonstrowała zdolność jeszcze raz, tym razem nie budząc już większego niepokuju Tuny. Różowa wilczyca jednka nie umiała ukryć szoku. Zdolność owszem jest imponująca, ale nieco przez to wilczyce odbiły od głównego tematu. Zdecydowanie wyższa od niej wadera, albo była zwykłym podróżnym i stroiła sobie z niej żarty, albo była wabikiem wilków, które chciały wejść na tereny watahy. Westchnęła, głośno wypuszczając powietrze.
– Spróbujmy jeszcze raz, bo widzę, że mimo wszystko dalej nie bardzo orientujesz się w swojej
sytuacji. – Stwierdziła kolorowa. – Tak, czyjaś aktywność została zgłoszona. Twoja albo twoich pobratymców, czy też innych wilków. To niezbyt rozsądne zapuszczać się tak głęboko w czyjeś terytorium. Granicę przekroczyłaś na pewno jakieś 15 km temu. Wiesz co Ci za to może grozić? Na Twoje szczęście albo i nie, trafiłaś na mnie, a nie na któregoś z najemników lub czujek. – Wyjaśniła Tuna i nie ukrywajmy, że w tym momencie czuła się jakby tłumaczyła szczeniakowi dlaczego to co zrobił było złe i jaka czeka go kara. Cassaluba wyglądała, jakby jakaś zakładka w jej umyśle nagle przeskoczyła na inny tor rozumowania, bo jej mina wyraźnie spoważniała. Być może przypomniała sobie właśnie, dlaczego tak właściwie, miały przyjemność rozmawiać. W sumie to teraz bardziej przypominała zaginione i smutne szczenię (Co w obecnym mniemaniu Tuny nie było dalekie od prawdy, zważywszy na nietypowe zachowanie ognistej). Dała jej chwilę ciszy na przemyślenia, po czym zaczęła mówić powoli i wyraźnie.
– Jeśli nie jesteś wrogiem, to co zamierzasz? Nie możesz tu tak po prostu przebywać. Na pewno nie bez eskorty. Mogę Cię zaprowadzić do Varony, czyli najbliższego, neutralnego miasta. Będziesz tam mogła bezpiecznie odpocząć i zebrać siły. Jeśli zdecydowałabyś się np. na dołączenie do watahy, co jest jak najbardziej możliwe, nie mogłabyś jednak tego zrobić dzisiaj. Alfa nie przyjmuje nikogo o tej godzinie. Musiałabyś poczekać do jutra na jego audiencję, a ja mogłabym Cię na nią umówić. – Tuna czuła jak mimo wszystko buzuje w niej adrenalina. Obcy wilk może dołączy do watahy, a może tylko się zgubił i szuka miejsca do pobierania myśli. Przez cały ten czas Callas, milczała, uważnie się przyglądając mniejszej od siebie wilczycy. Tuna odnosiła nawet wrażenie, że mimo iż ognista na nią patrzyła, jej wzrok był momentami jakby nieobecny. Kolorowa jednak nie była jej dłużna i również uważnie badała ją wzrokiem. Po chwili wyrwała Cassalubę z zamysłu i spytała:
– To jaka jest Twoja decyzja? Odprowadzić Cię do miasta, gdzie stwierdzisz, co dalej, czy może zaprowadzić Cię tylko do granicy i wskazać Ci jakiś konkretny kierunek lub drogę?
środa, 16 października 2024
Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"
— Dzień dobry. - odparłem, patrząc w jej kierunku.
— Dzień dobry. Jak się dziś czujesz? - spytała, zatrzymując się przy mnie. Widziałem, jak przygląda się moim ranom i bandażom. Choć wciąż trzymała bezpieczny dystans. Wiedziałem, że wczoraj musiałem mocno na nią wpłynąć. Nie byłem z tego dumny, ale co się stało, już się nie odstanie. Musiałem pogodzić się z wynikami moich zachowań.
— Jest dobrze. Tylko lekki ból przy karku. - odparłem, a ona skierowała swoją uwagę na mój kark. Przyjrzała się mu uważnie, po czym skinęła głową.
— Miałeś tam dość głęboką ranę, trochę zajmie, zanim całkiem się zagoi, ale na razie wszystko goi się prawidłowo.
poniedziałek, 14 października 2024
Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ " Światło w ciemności"
— Po prostu daj spokój ! - Basior warknął, a Itami poczuła nagły ucisk w gardle, promieniujący od piersi w górę paraliż strachu, jaki wywołał ostry ton Miguela. Myśli zaczęły szaleć, niby rój wściekłych os, aż w końcu starły się z nicością. Nagły przepływ strachu odebrał jej mowę, zagłuszył rozsądek, stłumił myśli. Pragnęła się zakopać pod ziemię ze wstydu i strachu. Jedynie, co w tamtym momencie przychodziło jej do głowy, to z trudem stłumiony bełkot. Zaledwie strzępek myśli, jaki jej pozostał na obronę przed agresywnym samcem.
— Kim-kim ty jesteś, by podnosić na mnie głos. - wymamrotała pod nosem. Mrugnęła dyskretnie i poczuła, jak pod powiekami wzbierają się łzy. Nie potrafiła spojrzeć na samca. Bała się to uczynić, wyczuwała bowiem napięcie w powietrzu. Niebezpieczna aura wokół była niemalże namacalna. A potem usłyszała już tylko jego łagodny szept.
— Itami... Ja... Ja przepraszam. - zaczął jąkać się, jak ona, gdy się przestraszyła jego tonu, ale towarzyszyło temu już zakłopotanie. Spojrzała na niego ukradkiem, on wstał z wygniecionego już łóżka i próbował zbliżyć się do niej. Niebezpieczna aura kipiała między nimi, że aż odepchnęła waderę na kilka kroków. Samiec zatrzymał się, jak gdyby nie wiedząc już, co ma zrobić, by załagodzić sytuację. Obecnie byłoby lepiej, gdyby zostawił Itami w spokoju i dał jej pracować w ciszy.
— Ja naprawdę przepraszam. - próbował spojrzeć w jej oczy, ale ta unikała go za wszelką cenę - może nie tak, jak gdyby zależało od tego jej życie, ale po prostu bała się - i gdy nie spotkał się z aprobatą wadery, westchnął zrezygnowany. — Nie chciałem cię urazić. Po prostu... Jestem nauczony, że sam muszę sobie ze wszystkim radzić.
Itami miała problemy z opanowaniem tonu, serce z żalu galopowało w piersi, jak oszalały mustang, wzdychała co jakiś czas. By nabrać oddechu i uspokoić chaos pustoszący myśli w głowie.
Potem powiedziała mu, że od tamtej pory nie jest już sam, a gdy stanie przed Alfą i przedstawi mu swoją sprawę, zostanie potraktowany łagodnie, i wstąpi na łono Dailoran. Rozpocznie nowe życie, bo tylko w ten sposób mógł zdobyć sprawiedliwość za śmierć bliskich, którą tak pragnął.
Po krótkiej i dość niezręcznej dla niej rozmowie poprosiła - nie kazała, nie miałaby śmiałości komuś tak po prostu wydać polecenia - aby wrócił do łóżka.
niedziela, 13 października 2024
"Zaakceptuj swój los. Uczyń z niego swą zbroję, a już nikt nie będzie w stanie cię skrzywdzić" ~ George R.R. Martin
Płeć: Basior | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk | Ranga: Albadio |
Profesja: M.Najemnik/M.Wojownik | Poziom: 1 (0/3000 PD) |
Kontakt: [DC] wolfexan |
Autor: WolfExan ~ Art należy do właściciela postaci
czwartek, 10 października 2024
Od Callas ciąg dalszy Tuny ~ "Samotny Płomień"
— To ja powinnam zadać Ci to pytanie. - Powiedziała wadera po wyjściu ze swojego schronu, w postaci krzewu.
Pewnie każdy rozsądny wilk odpowiedziałby na pytanie, ale ja zaczęłam rozmyślać nad jej futrem. Morrigan miała podobny odcień niebieskiego na futrze.
— Jestem Tuna, Młodszy Zwiadowca watahy Dailoran, A Ty wkroczyłaś na nasze terytorium. Kim jesteś i w jakiej sprawie przychodzisz? - Zapytała nieznajoma, stając naprzeciwko mnie.
A więc nazywa się Tuna i jest jakimś zwiadowcą watahy Dali…znów ponoszą mnie własne myśli. Podeszłam bliżej do niej, pochyliłam i spojrzałam z góry zaciekawiona.
— Ponawiam pytanie! - Powiedziała głośniej waderka i cofnęła się o krok.
Czyżbym ją spłoszyła? Nic nie zdążyłam przecież zro…a no właśnie. Powinnam jej odpowiedzieć, zapomniało mi się.
— Jestem Cassalouba. - Powiedziałam i usiadłam na ziemi.
Czułam, że mój wzrok wbija się w nią jak sztylet, ale nie byłam w stanie zapanować nad tym. Tak dawno z nikim nie rozmawiałam, że nie wiedziałam jak się zachować. Między Bogami a prawdą to liczyłam, że jak usiądę i zmniejszę swój wzrost, to będę wyglądać bardziej przyjaźnie. Tak na oko to dzieliło nas pewnie z 20 centymetrów, a mój puch dodaje mi kolejnych.
— W jakiej sprawie przychodzisz, Cassalouba? - Powiedziała cierpliwie, ale ostrożnie wilczyca.
Hm, dobrze wypełnia swoje obowiązki. Tak mi się przynajmniej zdaje. Na marginesie, czy to niesprawiedliwe, że ona zna moje imię, ale ja jej nie znam?
— Może być też Callas. - Szepnęłam niepewna czy powinnam to mówić.
Dlaczego kontakty z innymi psowatymi są tak skomplikowane? Wyglądam, jakbym chciała ją zamordować, a nie wiem jak się zachować inaczej!
— Po co przyszłam? Nie wiem. Coś mnie tu skierowało. - Dodałam pewniejszym głosem.
Przez chwilę wpatrywałam się w nią i badałam język jej ciała. Na pierwszy rzut oka wyglądała na radosną personę. Nie wyczuwałam od niej wrogości w głosie, ruchach ani wzroku więc po chwili ciszy zadałam ważne pytanie.
— A Ty? - Powiedziałam szybciej, niżbym chciała.
Te dwa słowa spotkały się ze zdziwieniem nowo poznanej wilczycy i zażenowaniem z mojej strony.
— Chodzi mi o cel przyjścia, nie imię. - Dodałam jeszcze szybciej.
Próba naprawy mojej sytuacji nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. W tym momencie ta kolorowa chmurka wpatrywała się we mnie badawczo, jakby analizowała czy jestem niebezpieczna, czy po prostu dziwna.
— Chciałam się po prostu zapytać, co przywiodło Cię tutaj. Patrolujesz czy moja obecność była zgłoszona? - Powiedziałam powoli, marząc o zapadnięciu się pod ziemię.
Po chwili ciszy czułam, jak frustracja podnosi mi ciśnienie. Nie byłam zła na zwiadowcę, tylko moją nieudolność w kontaktach z innymi.
~ Złość Ci nie pasuje, Callas. ~ Przypomniały mi się słowa, które mawiała mi siostra.
Gwałtownie wypuściłam powietrze przez nos i poczułam, jak wylatują mi płomyki, wraz z dymem.
Od Tegai ciąg dalszy Miraż ~ „Powrót”
— Pewnie, ale też zachowajmy ostrożność. - odparłam z uśmiechem. — Wiesz mam pomysł. Chodźmy do mnie. Zrobimy sobie damski wieczór. - dodałam z uśmiechem. Wiedziałam, że Miraż wróciła i domyśliłam się, że pewnie jeszcze nie miała okazji się urządzić. W końcu znalazłam ją śpiącą na skale. Z jednej strony nie przeszkadzało mi jej towarzystwo. Domek na farmie był spory, sama nawet nie skończyłam go urządzać lepiej. Mój ojciec bardzo chciał, bym była w nim szczęśliwa. Wróciłam do obecnej chwili i uśmiechnęłam się ciepło do Miraż.
— Okej, w takim razie prowadź. - odparła z lekkim uśmiechem. Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku farmy. Z początku biegłam ostrożnie, omijając kałuże, ale w pewnym momencie niechcący w jedną wbiegłam. Woda rozlała się na boki, a ja zaśmiałam się cicho. Usłyszałam śmiech Miraż za sobą. Po chwili zatrzymałam się, a ona uczyniła to samo.
— Coś się stało? - spytała.
— Wiesz. I tak jesteśmy całkiem przemoczone. Masz ochotę się trochę po wygłupiać? - zaproponowałam z uśmiechem. Widziałam, że Miraż jest trochę niepewna. Dla zachęty sama zaczęłam skakać po kałużach, lecz wciąż powoli przesuwałam się w kierunku farmy. Po chwili Miraż dołączyła do mnie. Teraz zmierzałyśmy razem susami przez kałuże do mojego domu. Po nieco dłuższej drodze w końcu dotarłyśmy do celu.
— Nie przejmuj się śladami. - odparłam z uśmiechem, wchodząc do środka. Przyniosłam naczynie, byśmy mogły się nieco przemyć oraz materiał do wytarcia łap.
— Jesteś może głodna? Może herbaty? Śmiało mów czego ci trzeba. - odparłam z uśmiechem.
Od Carlosa ciąg dalszy Dolly ~ „Nietuzinkowe osobistości”
— Na co to komu? - spytałem sam siebie i spojrzałem w bok na drogę, którą zwykłem zmierzać w dni robocze na trening. Ale nie dziś, dziś wolność! Kątem oka zauważyłem waderę, lecz nie zwróciłem na nią szczególnej uwagi, póki ta nie wpadła na mnie.
Po wymianie kilku zdań przekonałem się, że Dolly to całkiem sympatyczna i miła wadera. Dodatkowo miała poczucie humoru, dzięki czemu od razu poczułem przy niej wielką swobodę.
— Jak mnie moje uszy nie mylą, wspominałaś, że jesteś głodna, nie? - spytałem z uśmiechem, ukazując szereg kłów. Wadera skinęła z uśmiechem na moje słowa.
— Tak, zjadłabym jelenia z kopytami. - odparła.
— Czy ja wiem? Jeszcze by ci jakieś stanęło w przełyku. Preferuję kopytka zostawić na boku, a skupić się na czymś dużo smaczniejszym. - odparłem z uśmiechem i przysiadłem naprzeciw niej.
— Widzę, że humor dopisuje z rana?
— Masz zaszczyt poznać Pana „Żartowniś w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie". - odparłem z uśmiechem, lekko kołysząc ogonem.
— Przyznam, że mi to odpowiada. - odparła samica, a ja zaśmiałem się serdecznie. Spojrzałem w niebo, a następnie na nią.
— Świat staje się dużo piękniejszy, gdy żyjesz w ciągłym śmiechu i pozytywności. - odparłem. Po chwili oblizałem pysk, przypominając sobie, że jest pora śniadania.
— No dobrze moja pani. Jak wspominałaś, jesteś głodna prawda? Mogę zaoferować polowanie lub też spacer do miasta do jakiejś knajpki. - odparłem.
— Cóż, ciężko wybrać.
— A więc pozwól, że zaproponuję plan działania. Stanę się twoim rycerze w siwej zbroi i upoluję dla ciebie coś w miarę przyzwoitego, a następnie przejdziemy się wspólnie do miasta. Będę mógł ci pokazać nieco okolicę, jednocześnie samemu zapamiętując szczegóły. Co ty na to? - spytałem z uśmiechem i uśmiechnąłem się do niej szczerze.
Od Tuny ciąg dalszy Callas ~ “Samotny Płomień”
– Panna Tuna?! - Wadera zatrzymała się, gwałtownie odwracając głowę w stronę wołającego. Ledwo przez to uniknęła ostatniej przeszkody. Zeskoczyła z podwyższenia i podeszła do posłannika.
– Słucham. W czym mogę pomóc? - Spytała już na spokojnie. Bury wilk przekazał jej dokument w postaci zwoju skóry oraz pokrótce streścił jego treść.
– Jak panienka wie, ostatnio na naszej granicy robi się coraz bardziej niespokojnie. W zamian za odpowiednią dopłatę do pensji jest panienka skierowana do patroli nieco większych terenów w tym również tych, które znajdują się już za granicą naszej watahy. Ponadto zaczyna panienka od zaraz. Tymczasowo jest również panienka zwolniona ze wszystkich treningów, oprócz walki. Czy wszystko jasne? - Spytał na końcu basior, z dość obojętnym wyrazem pyska.
– Jasne. Ruszam więc od razu. - Skinęłam głową na pożegnanie, po czym z pomocą swej zdolności Słonecznego Doładowania, nieznacznie zmniejszyła tym zmęczenie w trakcie długiego truchtu.
Ogólnie patrol nie był zbyt dużym wyzwaniem. Tuna “odgoniła” 3 wilków partyzantów, którzy zapuścili się zbyt blisko granicy, dając im przy tym cenną radę, aby na przyszłość byli bardziej spostrzegawczy, po czym miała zamiar już wracać z wyznaczonego na dzisiaj odcinka pracy, gdy nagle poczuła całkiem nową, obcą jak na te rejony woń. Zaszła więc w jej kierunku i zatrzymała się, słysząc głos wadery.
– Kto tam jest? - Rozległo się pytanie. Zza liści Tuna dostrzegła gwałtowny ruch jaskrawego, ognistego wręcz futra.
– To ja powinnam zadać Ci to pytanie. - Zaczęła, wyłaniając się ze swej pseudo kryjówki. – Jestem Tuna, Młodszy Zwiadowca watahy Dailoran, A Ty wkroczyłaś na nasze terytorium. Kim jesteś i w jakiej sprawie przechodzisz? - Tuna stanęła pewnie naprzeciwko “ognistej” wilczycy i przyglądała się jej uważnie, czekając na jej odpowiedź.
środa, 9 października 2024
Od Itami ciąg dalszy Dante/Tuna ~ "Jak lis do lisa"
Tuna była zadbaną i pełną energii samicą i Itami nawet nie podejrzewała, że w trakcie tych kilku zamienionych słów szczerości i życzliwych uśmiechów, będzie w stanie ją polubić. Można by powiedzieć, że ów wadera była jej kompletnym przeciwieństwem. Była gotowa na wszystko. A Itami w życiu nie potrafiła na nic liczyć. Nawet na siebie. Mimo, że profesjonalnie zadbała, aby niedawno skręcona łapa Tuny wylądowała w pieczołowicie sporządzony gips.
I od tamtej pory, aż do obecnej wiosny, nie zdarzyło się Itami ujrzeć Tunę po raz kolejny. Itami nie przepadała zbytnio za poznawaniem nowych wilków, toteż zapomniała o Tunie. W innych okolicznościach, gdyby spotkania wader były by dość częste, mogłaby ją nawet śmiało nazwać przyjaciółką.
Wraz z nadejściem wiosny, jej kobieca natura dość szybko dała znać o sobie. Z dniem pierwszych zielonych liści, wadera odkryła, że na rozścielonej pościeli czerwieniły się plamy krwi. To już ten okres, gdy samcom w jej towarzystwie będzie odbijać palma. Nastanie czas istnego wariactwa i hormonalnych eksplozji i to wszystko przez to, że... ciało Itami już dostatecznie dojrzało do tego, by mogła w końcu wnieść na swój karb miano pełnoprawnej samicy. Jakkolwiek by to nie tłumaczyć, krótko mówiąc, miała przegwizdane. Można by to jakoś przeżyć, gdyby nie ten promieniujący w podbrzuszu ból, zmora każdego, kto miał szczęście - albo nieszczęście - urodzić się tylko po to, by za dwa lata rodzić kolejne pokolenie córek z tymi samymi problemami... cholera, chyba za daleko wyjechała myślami, stwierdziła Itami. Jedno było pewne. Nie mogła się pokazywać żadnemu samcowi na oczy. To by było cholernie ryzykowne... jak nie niebezpieczne. A po tych kilku dniach krwawienia, jej ciało i tak będzie wręcz wymuszać na niej czulsze kontakty z samcami, choćby przez nieznośne turbulencje, które nie pozwolą jej nawet zasnąć.
poniedziałek, 7 października 2024
Od Wichny ciąg dalszy Dantego ~ “Przystań za mgłą”
Dopiero idąc za lisem, Wichna poczuła jak bardzo wstrząsnął nią wypadek. Od dawna nie uniosła na nikogo głosu, nie mówiąc już o ledwie powstrzymanym zamiarze skoczenia mu do gardła. Była obolała i głodna. Straszliwie głodna. Czuła jak ciśnie ją w dołku, a gdy tylko wychylała głowę do słońca, przed oczami śmigały jej gwiazdy. Odsuwała się więc ku krawędzi lasu, który raczył ją chłodem. Co chwilę sondowała, co robi Dante, ale ten kroczył w pełnym słońcu, ciesząc się gorącymi promieniami. Nie widziała go dokładnie i mogła tylko śledzić jego kroki.
W pewnym momencie Dante zwolnił, gdy weszli na wzniesienie. Przypatrywał się czemuś, a w jego zapachu Wichna wyczuła ślad ekscytacji. Musieli zbliżać się do celu. Wadera nie przypominała sobie, kiedy ostatni raz była w mieścinie większej niż kilka starych domostw. Może nigdy. Jak duża okaże się Varona?
Gdy WIchna dotarła do miejsca, gdzie cień znikał niemal całkowicie, usłyszała ciszy szelest z lewej strony. Zastrzygła uszami. Dante również to zauważył. Odwrócił się szybko w jej stronę w oczekiwaniu na kolejny dźwięk. Przezornie odsunęła się kilka kroków od malinowych krzewów i wypuściła ku nim cienką linię mroku. Była jak żyłka, łącząca waderę ze światem. Nęcąca to, co mogło czyhać w zaroślach o ile to coś potrafiłoby wyczuwać magię dość dobrze. Znała ryzyko, ale nie mogła obejść się bez niego.
piątek, 4 października 2024
Od Miraż ciąg dalszy Tegai ~ „Powrót”
– Tegaja! - krzyknęła ciemnoszara, wstając pewnie na tyle łapy. – To ja, Miraż! Miałyśmy okazję się już poznać. Może na krótko, może raz lub dwa razy się widziałyśmy, ale tak właśnie myślałam, że skądś Cię znam!
– Ojej, Miraż! Tyle czasu! Gdzie Cię wywiało? - Tegaja chyba powoli również przypomniała sobie dawne czasy.
Miraż opowiedziała waderze w dużym skrócie o swoim wędrowniczym życiu i coraz bardziej cieszyła się, że tutaj wróciła. Pomimo zaprzeczania ciemnoszarej, że nie potrzebuje konsultacji medycznej, chcąc nie chcąc i tak łapy poniosły obie wadery do Itami. Medyczka podała Miraż zioła na regenerację i pobudzenie po podróży oraz zastosowała okłady na zdrapane od skał opuszki łap. Siedziały teraz w trójkę, popijając gorący i słodki, nieznajomego pochodzenia dla Miraż, napar i rozmawiały. Głównie trajkotały Tegaja z Itami, gdyż nowo przybyła po ogromnej ilości czasu wadera, nie miała za bardzo pojęcia na temat wszystkich dziejących się obecnie sytuacji w życiu watahy. Słuchała więc po prostu uważnie, próbując wyłapać jak najwięcej szczegółów, aby możliwie szybciej ponownie wpasować się w życie stada. Napar, którym podzieliła się z waderami Itami, porządnie rozgrzewał od środka. Miraż napawała się tym uczuciem. Brakowało jej już od długiego czasu ciepła.
(…)
– Dziękuję bardzo za pomoc i ciepłe przyjęcie. - uśmiechnęła się Miraż do Itami. Właśnie miały zbierać się do wyjścia z Tegają. Nastał już wieczór, więc najwyższa pora, aby się zbierać do siebie. Tylko, czy Miraż ma w zasadzie gdzie iść? Wadera na tę myśl lekko się skrzywiła. Ostatecznie mieszkała zwykle pod czyjąś opieką, bo była wciąż w szczenięcym wieku, gdy tutaj po raz pierwszy dotarła. Teraz jest dorosła i powinna gdzieś zadomowić się sama. Westchnęła, zdawszy sobie sprawę, że czeka ją masa pracy przy szukaniu, a następnie urządzaniu chatki, w której mogłaby zamieszkać. W tym samym momencie jej wzrok napotkał zmartwione spojrzenie Tegai. Chyba rozumiała obawę Miraż. Tym bardziej problem obecnej sytuacji dopadł wadery, gdy wyjrzały na zewnątrz i zobaczyły potężną ulewę.
– To… co robimy? Biegniemy? - zapytała niepewnie, lecz z lekkim uśmiechem Miraż.
Od Dolly do Carlosa ~ „Nietuzinkowe osobistości”
W swojej chatce mieszka sama, ale widziała, że zaraz obok także ktoś podobno nowo przybyły do watahy również zamieszkuje. Zanim zasnęła wczorajszym wieczorem, zastanawiała się, w jaki sposób ugryźć temat i poznać swojego sąsiada bądź sąsiadkę. Aktualnie ta myśl została jedynie z tyłu głowy, a obecnym zmartwieniem był nasilający się głód.
Dolly wstała z wygodnego łoża i przystąpiła do porannej toaletki. Zawsze chce wyglądać dobrze, więc porządnie przyczesała odstające kosmyki na futrze, poprawiła fryzurę i napuszyła ogon. Była gotowa do wyjścia.
Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"
Leżąc, próbowałem się zdrzemnąć. Chciałem jakoś skrócić sobie czas leczenia w bezruchu. Niestety, gdy tylko zamykałem oczy, mój umysł karmił mnie makabrycznym widokiem, którego byłem świadkiem. Te wszystkie ciała... Jak mogłem ich wszystkich zawieźć? W końcu po długich próbach udało mi się zasnąć.
— Zawiodłeś nas.
— Ufaliśmy ci.
— Ty nas zabiłeś.
Słowa powtarzały się w koło, a ja poczułem jak jeży mi się futro. Narastał we mnie niepokój, a łapy niewidocznie drżały pod moim ciężarem. Poczucie winy? Cholernie upierdliwe i zawzięte. Pokręciłem łbem i ruszyłem dalej przed siebie. Głosy narastały, a ja coraz bardziej poznawałem w nich moim zmarłych towarzyszy. Pot pojawił mi się na karku. Do głosów dołączyły ciche śmiechy, lecz nie należały do przyjemnych, lecz złowieszczych.
~ Chyba zwariowałem ~ pomyślałem i szedłem dalej. Po chwili poczułem, jak coś oplata się wokół moich łap. Wzdrygnąłem się, widząc czarną maź. Zirytowany próbowałem wyrwać łapy, a następnie ruszyłem biegiem przed siebie. Jednak czułem, że co chwilę coś mnie łapie. W pewnym momencie potknąłem się i upadłem.
środa, 2 października 2024
Od Itami ciąg dalszy Miguel ~ "Światło w ciemności"
Itami spostrzegła natomiast, że mimo nieufności, Miguel ciągle się jej przyglądał. Z początku jednak myślała, że to notoryczne oblizywanie się miało być przejawem jakiejś alergii albo zakażenia. Uspokoiła się jednak po zapewnieniach samca.
— Mam tak od małego. Głupi, wyrobiony przez lata nawyk. - odparł nieco spokojniej i westchnął cicho, co też często zdarzało się mu to robić. Jakby coś go gnębiło - jakaś myśl czy coś w ten deseń. Nie chciała już drążyć nieprzyjemnego dla Miguela tematu, więc zeszła na nieco neutralny tor rozmowy i zapytała.
— Bandaże dobrze się trzymają? - samiec w odpowiedzi kiwnął głową. W dalszym toku rozmowy, ciągnącej się szybko, jak z bicza strzelił, ale w jej trakcie basior zdołał się na nieco cieplejsze wyznanie wobec niej, co nieczęsto zdarzało się jej słyszeć od pacjentów.
— Nie często to mówię, ale... Jesteś wyjątkowo przyjemna, jeśli chodzi o towarzystwo.
Zazwyczaj takie komplementy prawił jej Atrehu. Rudy samiec jednak był bardziej pochłonięty swoimi obowiązkami. Aż nadto, że nie mogła go zastać w domu nawet po zmroku, gdy chciała złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Jak potem się dowiedziała, Alfa zlecił mu bardzo ważne zadanie poza granicami Watahy, co też wręcz zgadzało się z obecnie panującą sytuacją w sąsiednich nacjach. Zaprzyjaźnione watahy miały problem z zamieszkami, a głównymi sprawcami ich powstawania były nagminnie napływająca fala uchodźców z północy.
A gdy nie był zajęty pracą, to większość czasu zaczął spędzać w towarzystwie Watahowej Ratowniczki Medycznej - Tegają. Itami nie drążyła tematu, nie miała ku temu żadnych pretensji, bowiem sama preferowała poligamię, ale na wielką Sol, niech nie zachowuje się tak, jakby nagle stała się dla niego obcą osobą.
—... Itami?
Od Callas do kogoś ~ "Samotny płomień"
„To wszystko zaczęło się 3 lata temu...co konkretnie? Moje życie, rzecz jasna. Przyszłam na świat jako druga córka ognistego basiora Morghula i wodnej wadery Ciel. Ich małżeństwo było zaaranżowane i nigdy nie popierałam ich relacji. Było widać, że nie kochają się, a są razem z przymusu. Mimo wszystko rodzice starali się zapewnić nam wszystko, co najlepsze. Mnie i mojej siostrze Morrigan. Odziedziczyła ona moce naszej mamy i mam wrażenie, że przez to była nieco bardziej przez nią kochana. Ja z kolei byłam faworytą ojca — te same moce, ta sama budowa, nawet głosy mamy podobne! To znaczy, mieliśmy, ale do tego dojdziemy. Zawsze byłam posłuszna rodzicom i starszej siostrze. Tak mnie, nauczyli, że tak musi być. Chociaż gdy o tym pomyślę, bardziej niż nauką nazwałabym to wpajaniem. Morghul nie szczędził siły, gdy chodziło o wychowanie. W obawie przed wybuchem z jego strony byłam po prostu posłuszna — tak jak każda z nas. Chodzenie po cichu miałyśmy wszystkie opanowane, żeby nie drażnić go. Wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam się robić starsza — weszłam wówczas w okres buntu, o ile tak to można nazwać. Zaczęłam wymykać się, oddalać się, wracać później niż prosiła mnie mama. Standardowe rzeczy, coś, przez co każdy musi przejść. Ojciec przestał mnie dyscyplinować, gdy zrozumiał, że ja mogę odpowiedzieć mu tym samym — ogniem. Gdy jego terror nie trzymał mnie w ryzach, nie miał kto. Ciel zawsze była zbyt łagodna, a Morrigan to w końcu siostra, która młodsza siostra się słucha starszej? Pewnej nocy wymknęłam się z naszego terenu i oddaliłam się dalej, niż powinnam. Nie byłam w zasięgu wzroku ani słuchu. Ciel zawsze mnie prosiła, bym wracała przed zmrokiem, ale nie zamierzałam marnować takiej pięknej rozgwieżdżonej nocy na słuchanie od rodziców i siostry, jaka to ja jestem nieodpowiedzialna. Zostałam zatem poza naszymi terenami i walczyłam z dziwnym uczuciem. Coś mnie cały czas kłuło w sercu i nie potrafiłam się pozbyć tego uczucia. W końcu dałam za wygraną i wróciłam...ale było już za późno. Gdy przybiegłam do jaskini, gdzie zazwyczaj spędzaliśmy noce, zastałam pozbawionych życia rodziców. Ktoś ich napadł lub zaatakował. Byłam tak przerażona, że nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Chciałam uciec jak najdalej stamtąd, ale nie mogłam się ruszyć. W tym momencie przybiegła Morrigan. Najwyraźniej udało jej się uciec przed napastnikami. Niezbyt delikatnie uderzyła pyskiem w mój bok, dzięki czemu otrząsnęłam się i rzuciłam się do ucieczki. Dobiegłyśmy na skraj wzniesienia, gdzie znajdowały się nasze tereny, gdy z cienia wyłoniła się nieznana mi postać. Była cała brudna, a jeden pisk Morrigan wystarczył mi, aby wiedzieć, że to jest jeden z nich. Jeden z tych, którzy to zrobili. Z jednej strony byłam wściekła, to chyba zrozumiałe. Chciałam ich rozszarpać, ale z drugiej strony, nie mogłam się ruszyć. Znowu przerażenie zabrało mi możliwość ruszenia się. Morrigan próbowała mnie ocucić z transu, ale nie zauważyła, że napastnik rozpoczął bieg w jej kierunku. Prawdopodobnie do końca życia będę nienawidzić siebie za to, że wtedy po prostu stałam. Chciałam się ruszyć, biec dalej, przeprosić Morrigan, że mnie nie było — cokolwiek. Zamiast tego patrzyłam, jak ten czarny wilk dobiega do mojej starszej siostry i przewala ją na ziemię. Moja siostra od zawsze nie była zwolenniczką agresji i była delikatna. Nie było więc trudno temu basiorowi zepchnąć ją z klifu. Potem pamiętam ciepło i dziki bieg. Prawdopodobnie używałam swoich mocy, ale nie potrafię sobie przypomnieć nic więcej.„
"Żal jest żywiołem równie palącym, jak ogień"
Płeć: Wadera | Wiek: 3 lata | Rasa: Wilk | Ranga: Albadio |
Profesja: Młodszy łowca | Poziom: 1 (1598/3000 PD) |
Kontakt: [DG] Mistle | [HOW] Mistle | [DC] woah8805 |
Autor: @Listek |
Art robiony na zamówienie | Należy do właściciela postaci