— Mamo? - głos Niko przebił się przez chaos panujący w głowie Renesmee.
— Tak? - spytała, a jej wzrok zatrzymał się na synu. Mimo iż brązowy samiec miał już dwa lata, ona wciąż widziała w nim swoje ukochane szczenię, którego nie spodziewała się posiadać, ale pokochała je całą sobą, choć nie było jej biologicznym potomkiem.
— Myślisz, że już niedługo znajdziemy ślady jakiejś watahy? - spytał brązowy samiec. Rene przez dłuższą chwilę milczała. Przymknęła oczy i zaciągnęła się głęboko powietrzem przez nos. Westchnęła, gdy poczuła brak jakiegokolwiek śladu obecności innego psowatego, nie licząc ich.
— Może jeszcze kilka dni.- odparła łagodnym, ciepłym głosem i uniosła kącik pyska. Niko odwzajemnił jej uśmiech, choć zdecydowanie szczerzej niż ona. Rene szybko wróciła do swojego neutralnego wyrazu pyska. Jej łapy przeczesywały źdźbła trawy, tworząc trop ich śladów. Lekki, wiosenny wietrzyk zerwał się, doprowadzając do ich nozdrzy znajome zapachy kwiatów i zwierzyny.
— Czuję, królika? - spytał Niko, analizując poszczególne wonie. Rene uśmiechnęła się i przygarnęła mi skinięciem głowy.
— Zając, zgadza się. Szarak idealny na posiłek, jeśli jesteś głodny. - odparła, a jej zielone ślepia powędrowały do fioletowych oczu jej syna.
— Wciąż mylę woń zająca i królika. - odparł cicho Niko, a zawód pojawił się na jego pysku. Rene szturchnęła podopiecznego barkiem i spojrzała na niego zachęcająco.
— Nie poddawaj się. Te dwa gryzonie mają podobne wonie. Gorzej, gdybyś mylił woń zająca i niedźwiedzia. - spróbowała zażartować, co udało się jej, gdyż Niko po chwili wesoło chichotał. Czas płynął im szybko i miło we własnym towarzystwie. Niko dobrze wiedział, co robić podczas rozmowy z Rene. Wiedział, kiedy należy przestać pytać, kiedy należy okazać wsparcie. Renesmee była dumna z tego powodu, ponieważ to był niepodważalny dowód więzi, którą wspólnie zbudowali. Rene już od dłuższego czasu męczyła się z myślami, czy aby na pewno dobrze zastąpiła matkę Niko. Samiec nigdy nie wyglądał na smutnego z powodu jej towarzystwa, ale czarne myśli atakują każdego. Rene właśnie z takimi zmagała się od dłuższego czasu. Może to dlatego, że miała teraz na to czas? Może przejście na emeryturę z bycia Alfą dobrze jej zrobi? Miała taką nadzieję.
Kolejną noc spędzili w lesie. Noc była dość chłodna, więc Rene starała się jak najdłużej podtrzymać ogień, który rozgrzałby ich ciała. Niko leżał wtulony w bok szarej samicy, a ona obserwowała niebo.
— Proszę cię Sol, pomóż nam odnaleźć nasze miejsce. - szepnęła Rene, wpatrując się w migoczące gwiazdy. Nagle na polu jej widzenia pojawiła się spadająca gwiazda. Renesmee pomyślała, że być może to znak od bogini. Znak nadziei.
Następnego ranka wadera wstała szybciej od syna i zapewniła posiłek w postaci dwóch bażantów. Były dość młode, więc także niedoświadczone. Idealne dla wilka zmęczonego wędrówką. Rene wciąż się śmiała, że połowę życia ma już za sobą, więc ma prawo narzekać na stawy. Niko zawsze protestował, że ma ona przed sobą jeszcze całe życie.
Wędrując kolejnego dnia natknęli się na niespodziewaną woń. Rene zatrzymała się w miejscu, a jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Bogini ją wysłuchała? Zdecydowanie zapach należał do psowatego, ale czy bogini była dla nich tak łaskawa?
— Mamo? Ty też to czujesz, prawda? - spytał Niko, badając nosem woń. Rene stanowczo skinęła głową.
— Tak, zdecydowanie. - odparła z przekonaniem.— Miejmy nadzieję, że nie jest wrogo nastawiony. - dodała i ruszyła ostrożnie w kierunku zapachu. Łapy znów przemierzały ściółkę leśną, odgarniając źdźbła traw i resztki liści, które przetrwały od czasu jesieni. Niko podążał za nią, uważnie rozglądając się po okolicy. Wiosenny wiatr tylko przez chwilę działał na ich korzyść. Potem zmienił kierunek, a woń psowatego znikła, poprowadzona w inną stronę. Teraz to Rene wraz z Niko byli wyczuwalni.
— Zachowaj ostrożność Niko. Teraz to on ma nas jak na tacy.
— Też wyczułem zmianę kierunku wiatru.- przyznał samiec. Zwolnili kroki i zachowali czujność. Niedługo potem przed nimi stanął wysoki wilk o pewnym siebie spojrzeniu.
— Stać! Jesteście na terenie watahy! Czego tu szukacie? - spytał ostro, sztywno stojąc na łapach, gotów do przepędzenia intruzów.
— Jestem Renesmee, wraz z moim synem szukamy nowego miejsca do zamieszkania. Czy granicę waszej watahy są otwarte dla nowych członków? - spytała Rene, wychodząc przed syna i przejmując inicjatywę. Nieznany samiec o czarnym jak smoła futrze ocenił ją spojrzeniem. Rene dobrze to znała, gdyż niejednokrotnie postępowała w ten sam sposób.
— Pragniemy dołączyć do watahy. Nazywam się Renesmee, a to mój syn Niko. Wędrujemy od kilku tygodni. - odparła Rene. Czarny basior zmierzył ich swoim spojrzeniem. Czerwone ślepia wpatrywały się głęboko w zieleń oczu Rene, przez co samica cofnęła się ukazując uległość, czego nie robiła zbyt często.
— Jestem Orion. Zwiadowca terenów watahy. - odparł samiec i dumnie rozłożył swoje czarne skrzydła. — Zaprowadzę was do Salema, Alfy Watahy Dailoran. - dodał po chwili. Gdy Renesmee zgodziła się skinięciem głowy, Orion ruszył przed siebie. Rene machnęła głową, dając znak brązowemu samcu, by szedł blisko niej. Całą trójką zaczęli przemierzać nieznaną część lasu. Orion szedł przodem bez wahania. Renesmee w milczeniu podążała za nim, a Niko zaraz obok niej. Całą trójką dotarli do celu podróży, centrum Dailoran. Renesmee rozglądała się po otaczających ich budynkach, podziwiając ich zapierający dech w piersiach wygląd. Niecodzienna architektura przykuła uwagę zarówno samicy, jak i Niko, który podniósł uszy z zainteresowaniem. Orion kątem oka zerknął na prowadzonych przez siebie towarzyszy, lecz bez słowa jego wzrok znów powędrował naprzód. Czerwone ślepia bacznie obserwowały otoczenie, jasno podkreślając doświadczenie samca w jego fachu. Wzbudziło to pierwsze przebłyski szacunku Renesmee. Rene szanowała wilki, które w pełni oddają się swoim obowiązkom. Orion właśnie taki się wydawał. Doświadczony i oddany pracy. Mijając kilka budynków, po chwili całą trójką znaleźli się na dziedzińcu pięknego pałacu. Renesmee zatrzymała się w miejscu, gdyż widok wydał się jej niezwykle atrakcyjny pod względem architektury. Pałac zdecydowanie można było wpisać do księgi sukcesów architektury. Niko, który równie namiętnie wpatrywał się w budowlę, wpadł w bok samicy, powodując u niej ciche westchnienie. Niko natychmiast spuścił uszy i głowę, a Orion zatrzymał się, a następnie zwrócił częściowo do wędrowców swoje ciało.
— P-przepraszam. - szepnął Niko, a Rene spojrzała na syna.
— Pięknie wykonany pałac. - wyznała, a skinięciem głowy uspokoiła syna.
— Pałac ma długą historię swojej świetności, lecz to innym razem. Nie możemy pozwolić, by Alfa czekał. Jest to niezwykle zajęty samiec. - wyznał Orion, lecz coś w tonie Oriona wzbudziło podejrzliwość Renesmee. Samica jednak nie drążyła tematu i znów podążyła za czarnym basiorem. Gdy weszli do środka, pałac także zapierał dech w piersiach. Wielka przestrzeń, ozdobiona licznymi ozdobami i żyrandol, który przyjemnie pieścił oko. Podążając za Orionem, Rene wraz z Niko mijali liczną ilość strażników. Rene dostrzegła, że Alfa zdecydowanie dba o bezpieczeństwo swego cichego zakątka. Strażnicy niejednokrotnie zdawali się oceniać Rene i jej syna wzrokiem, lecz główne emocje, które Renesmee zdążyła zarejestrować na ich pyskach, krążyły wokół obojętności lub nuty pogardy. Rene nie wzruszyło to, gdyż była przyzwyczajona do wszelakich ocen w jej stronę, ale kątem oka dostrzegła, że Niko traci nieco pewności siebie. Rene zwolniła kroku, by iść równi z synem, co było dla niego jasnym znakiem otuchy. Można śmiało rzec, że Rene i Niko mieli swoje bez słowne rytuały, które we dwoje rozumieli doskonale. Przemierzając marmurkową posadzkę, która wyłożona była białą skórą, co cieszyło oko, zdecydowanie najbardziej wybrednego krytyka. Orion zatrzymał się obok jednego ze strażników i rozpoczął z nim rozmowę. Rene z szacunku zatrzymała się nieco dalej, by nie wzbudzać podejrzeń ani złych myśli o niej i synu. Renesmee jako była Alfa znała zasady dobrego wychowania. Po niedługiej chwili Orion znów wrócił do samicy i młodszego samca.
— Alfa was przyjmie. Każe wam poczekać na jego osobę. - odparł Orion i zaprowadził pozostałą dwójkę do oddzielnej sali. Ruchem głowy wskazał na sofę, otuloną białym futrem. Rene wdzięcznie podziękowała i usiadła na sofie, ciesząc się jej komfortem. Czekając na Alfę Rene analizowała urządzenie pałacu. Wiele rzeźb i wszelakich osób, lecz także równowaga w postaci zielonych palm. Wszystko musiało być starannie projektowane przez zwinne łapy drogich i znanych architektów, lecz Rene nigdy nie zagłębiała się w takie tematy. Była przyzwyczajona do życia w jaskiniach, a pałace pozostawały dla niej niczym wytwory bajek. Jednak w tej chwili jej ciało relaksowało się otulone futrem na sofie. Niko stanął przy jej boku, nie czując się na tyle swobodnie, by usiąść. Orion przysiadł na podłodze, bacznie ich obserwując. Rene rozejrzała się po komnacie. Przy wejściu dostrzegła strażników, którzy dumnie stali w nienagannej pozycji. Samica w głębi poczuła nutę podziwu dla nich oddania. Niko położył po sobie uszy w niepewności. Wszystko jasno wskazywało na to, że tutejszy alfa musi wzbudzać wiele szacunku i respektu. Czas mijał na oczekiwaniu, aż w końcu wrota otworzyły się, a w nich stanął samiec o czerwonych ślepiach. Pierwszą myślą Renesmee było to, że samiec ten ma za sobą wiele lat rządów. Jego oczy błyszczy łagodnością i doświadczeniem zdobytym przez lata życia.
— Przybył Salem z rodu Svarigów, Alfa Watahy Dailoran! - oznajmił donośnym głosem jeden z wilków, którzy trzymali straż.
— Kogo my tu mamy? - spytał otyły basior, a jego wzrok powędrował na Rene i Niko. Wraz z wejściem Alfy Rene wstała z sofy, a teraz, gdy została obdarowana jego spojrzeniem, zbliżyła się nieco i pochyliła głowę z szacunkiem. Niko poszedł w jej ślady, także pochylając się nieco.
— Szanowny Salemie, jestem Renesmee, a tuż obok stoi mój syn Niko. Jesteśmy wędrowcami. Przybyliśmy z daleka. Pragnę cię prosić o możliwość schronienia się i przyjęcia do twej watahy. - odparła, a jej wzrok znów powędrował do ślepi samca. Salem nie zerwał kontraktu wzrokowego. Wpatrywał się w nią, a jego myśli pozostały dla niej nieznane.
— Cóż zyskam, jeśli was przyjmę? - spytał, a Renesmee wyprostowała się dostojnie.
— Oddanych członków, którzy będą na każde twoje skinienie. - odparła Renesmee ze stanowczością w głosie. Salem wpatrywał się w nią intensywnie, a jego kącik pyska uniósł się nieco.
— Cóż, to zdecydowanie warte mojej uwagi. Nie lubię, gdy mój czas zajmują niepotrzebne drobnostki. Jestem zajętym wilkiem. - odparł i zbliżył się nieco do Renesmee.
— Powiedz mi moja droga, musiałaś pełnić jakąś wysoką funkcję wcześniej, prawda? Masz nienaganne maniery. - odparł.
— Dziękuję za komplement. Byłam wcześniej Alfą w mojej watasze, lecz zdecydowałam się oddać ją w dobre ręce. Żyję w przekonaniu, że silny alfa to silna wataha. Dlatego, gdy poczułam, że potrzebuję przerwy, wybrałam dobrego zastępcę i odeszłam wraz z synem.
— Powiedz mi, nie chciałabyś być znów blisko takiej funkcji? - spytał z niskim pomrukiem Salem. Renesmee wyczuła, że coś kryje się za tą propozycją. Sugestia, której nigdy nie śmiałaby wypowiedzieć na głos. Dyskretnie spojrzała na Oriona, licząc na to, że choćby skinięciem potwierdzi jej obawy, lecz czarny basior stał niewzruszony, a jego skrzydła pozostały złożone na jego grzbiecie. Niko także wydawał się zauważyć sugestię wiszącą w powietrzu, lecz na szczęście milczał, wiedząc, że Rene umiejętnie rozegra sytuację.
— To byłby zaszczyt, lecz muszę podziękować. Zależy mi jedynie na posłudze na stanowisku. - odparła z wyważoną nutą stanowczości. Mimo wyraźnego spokoju na jej pysku, Rene w głębi nieco się bała. Czuła, że jeden zły krok może ich sporo kosztować. Byłaby gotowa do zapłacenia, lecz wciąż troszczyła się o Niko. To właśnie podsycało jej obawę, że przez jej wybory Niko także mógł ucierpieć.
— Jeśli zmieniłabyś zdanie, znasz drogę do mojego pałacu. Teraz możecie odejść, macie moje pozwolenie na pozostanie w watasze, lecz chcę widzieć owoce mojej decyzji.
— Ręczę swoim życiem, że poświęcimy się dla rozwoju watahy.
— Patrzą na waszą dwójkę, sugerowałbym zostanie powietrznymi zwiadowcami. Nawet poznanie starszego zwiadowcy macie za sobą. Jeśli zdecydujecie się na to stanowisko, Orion przygotuje was do posługi. - odparł Salem, a jego wzrok przytrzymał się na Rene nieco dłużej niż to konieczne. Następnie Salem spojrzał na Oriona.
— Dopilnuję wszystkiego. - oznajmił Orion. Salem bez słowa opuścił salę, a Rene poczuła jak gula, która mimowolnie uformowała się w jej gardle, zaczęła zanikać.
— Jaka jest wasza decyzja? Macie czas na jej podjęcie, jeśli jeszcze się nie zdecydowaliście.
— To nie będzie koniecznie. Sugestia alfy była trafna. Przyjmę stanowisko powietrznego zwiadowcy. - oznajmiła Rene i spojrzała na Niko, który także skinął głową.
— Też przyjmę to stanowisko. Idealnie wpasowujemy się w wymagania. - oznajmił Niko i nieco rozłożył swoje skrzydła.
— Dobrze, jeśli chodzi o zakwaterowanie, powinniście udać się do miast Varona. Tam udacie się do karczmy lub kurortów. Możecie ubiegać się o dofinansowanie, ale będziecie musieli na początku każdego tygodnia wracać tutaj do centrum po dofinansowanie. - Zaczął czarny samiec. Orion wytłumaczył dwójce najważniejsze zasady panujące w watasze, a następnie zadeklarował, że zaprowadzi ich do miasta Varona.
Po wszystkim Renesmee skinęła głową gotowa znów stać się częścią tętniącej życiem watahy. Wędrówka całej trójki zakończyła się, gdy ich łapy przekroczyły mury miasta, po około półtorej godziny spaceru. Renesmee rozejrzała się po ruchliwych ulicach. Niko przyspieszył kroku i zrównał się z nią. Orion zaprowadził ich do fontanny, a następnie wskazał na poszczególne budynki, wymieniając ich nazwy. Spojrzenie Rene zatrzymało się na poszczególnych budynkach, które najbardziej interesowały ją na tamtą chwilę, karczmy. Jedna położona w pobliżu fontanny, druga zaś ukryta pośród budynków. Wtedy w Rene odezwała się jej wewnętrzna wadera i zadecydowała ostać w karczmie przy fontannie. Orion skinął głową. Następnie wręczył Rene nieco Neferu, by starczyło na nocleg.
— W porządku, teraz was zostawię. Muszę wracać do moich obowiązków. Po tym, jak zostaniecie oficjalnie przyjęci na młodszych powietrznych zwiadowców, wezmę was pod swoje skrzydła. - oznajmił Orion i wzbił się w powietrze. Rene wzięła głęboki wdech i wydech.
— Chodźmy, musimy spytać, czy mają wolne pokoje. - odparła do syna i weszli do środka karczmy. Za barkiem stała starsza wadera, która sprawnie wycierała blat. Jej wzrok powędrował w górę na Rene i Niko. Staruszka uśmiechnęła się ciepło, z pewnością wyczuwając zbliżający się zysk.
— Dzień dobry. Jestem Renesmee, a to mój syn Niko. Chcielibyśmy spytać, czy są wolne pokoje w waszej karczmie. - spytała Rene zbliżając się do starszej wadery.
— A jakże, coś się znajdzie. Zarówno dla ciebie, jak i młodzieńca. - odparła staruszka, a jej uśmiech poszerzył się nieco.
— W takim razie jesteśmy zainteresowani pokojem.
— Dwoma złociutka. Mamy pokoje jednoosobowe. - oznajmiła staruszka. Rene zmarszczyła nos, gdyż wydawało jej się, że staruszce zależy po prostu na zysku. Jednakże Rene nie chciała budować złego wizerunku już pierwszego dnia. Przystanęła na propozycję starszej samicy i wynajęła dwa pokoje, płacąc garścią Neferu, którą otrzymała od Oriona. Starsza wadera z uśmiechem przyjęła zapłatę i zaprowadziła ich do pokoi. Na szczęście pokoje były obok siebie. Renesmee zajęła pokój bliżej schodów, a Niko zaraz obok niej. Tak rozpoczęła się ich nowa przygoda.
*
Nastał kolejny dzień, w którym to Rene należała do nowej watahy. Dziś trening z Orionem został odwołany, ponieważ samiec miał coś do załatwienia. Rene nie narzekała z tego powodu. Dzięki temu mogła poświęcić czas na to, by udać się do miejsca, które od samego początku zakorzeniło się w jej głowie. Biblioteka. Renesmee czuła się przyciągnięta do niej jak ćma do ognia. Po posiłku pożegnała się z Niko, który w tym czasie postanowił ruszyć do lecznicy. Gdy spytała syna, czy wszystko w porządku, samiec odpowiedział, że prawdopodobnie otarł się o jakieś cholerstwo i nabawił się reakcji alergicznej. Rene nieco spokojniejsza ruszyła do biblioteki. Zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami. Jej oczy błysnęły zachwytem i ruszyła gotowa poznać tajemnice skrywane za wrotami. Już czuła przyjemny zapach książek i nutę kurzu, który podkreślał ilość skrywanych wewnątrz książek. Gdy ciężkie drzwi ustąpiły jej miejsca, aromat papieru i tuszu uderzył w jej nozdrza, powodując lekkie zawroty głowy. Przez długi czas wędrówki Rene nie miała styczności z książkami. Tęskniła za ich zapachem i fakturą pod opuszkami łap. Wchodząc w głąb dostrzegła liczne regały, które miały poukładane na sobie skarby świata. Renesmee odetchnęła i podeszła do pierwszego regału. Powoli podniosła łapę i położyła ją na jednym z grubych grzbietów książek.— Literatura roślinna? Czyżby zawitał do nas przyszły zielarz lub medyk? - usłyszała głos za sobą. Rozproszona obecnością książek, straciła czujność. Podskoczyła i pospiesznie zwróciła się do właściciela przyjemnego dla ucha głosu. Okazał się nim masywny, wyższy od niej samiec o płonącej czerwienią sierści z rzucającymi się w oczy białymi elementami.
— Ah nie, tak się składa, że jestem uczącym się zwiadowcą powietrznym. - odparła Rene prostując postawę.
— Więc może coś z rodzaju o budowie skrzydeł lub taktyk powietrznych powinno przykuć twoją uwagę? - spytał nieznajomy.
— Cóż, muszę przyznać, że każda z książek jest kusząca dla oka. Wiedzy nigdy za wiele. Zwłaszcza że dobrze byłoby dokształcić się na temat nowego domu. - wyznała Renesmee. Samiec przechylił głowę na bok, a jego pysk przyozdobił delikatny uśmiech.
— A więc jesteś nowa? - spytał, a Rene skinęła stanowczo głową.
— Zgadza się. Jestem w watasze zaledwie kilka dni. Dziś wyjątkowo trening się nie odbył, więc postanowiłam zawitać do biblioteki. Już od dłuższego czasu zdawała się mnie wołać. - wyznała Renesmee, a na jej pysku zalegał lekki, ledwo widoczny uśmiech. — Wcześniej nie miałam możliwości zatopić nosa w papier. Wędrówka to uniemożliwiała.
— Jesteś z daleka? - spytał samiec i podszedł do regału, zauważając książkę, która nieco odstawała od reszty. Silną łapą pchnął ją, wyrównując z całym szeregiem okładek.
— Można tak powiedzieć. Wędrówka trwała naprawdę długo. Po drodze rzadko spotykałam jakieś wilki. - wyznała Renesmee, cofając się nieco, by nie przeszkadzać samcowi, ale wciąż patrzyła na niego, zachowując szacunek wobec rozmówcy.
— Wybrałaś dobre miejsce. Biblioteka to idealne miejsce, by odpocząć psychicznie. Książki nie oceniają i nie wymagają, po prostu są. - wyznał zielonooki. Renesmee złapała się na tym, że dosyć długo się mu przyglądała, poddając go analizie. Nawyk, który wyrobiła sobie, będąc jeszcze Alfą. Nieznajomy wyglądał na masywnego, dobrze zbudowanego samca. Jego futro było zdrowe, dzięki czemu czerwień jego sierści zdawała się błyszczeć. Białe elementy prowokowały swoim wyróżnieniem, a o losie pokrywały łapy, pierś i brzuch wraz z podbrzuszem. Gdy Renesmee to pojęła, jej wzrok wystrzelił ponownie na jego pysk. Zieleń jego oczu zdawała się niemal hipnotyzować. Rene zdawała sobie sprawę, że taka intensywność koloru, jest dosyć rzadka.
— Tak, ciężko nie przyznać ci racji. - wyznała, a jej głos ugiął się lekko, ale szybko ukryła to odwracając się do regału i znów przebierając wzrokiem okładki. Chciała szybko uspokoić galopujące myśli. Tłumaczyła to tym, że prawdopodobnie wpłynęła na nią długa wędrówka w towarzystwie jedynie syna.
— Jestem Renesmee, powinnam była się przedstawić na samym początku, wybacz. Zazwyczaj jestem bardziej taktowna. - wyznała Renesmee, znów zwracają się do samca. Jej oczy odnalazły oczy nieznajomego. - A ty? Jakie imię skrywasz? - spytała i znów delikatnie pogłaskała grzbiet książki.
< Kaberu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2970
Ilość zdobytych PD: 1485 PD + 290 PD + 150% ~ 2228 PD
Łącznie: 4003 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz