A ja? Ja miałem inne życie. Do czasu wygnania, niczego mi nie brakowało. Pałace, nauczyciele, dostęp do wiedzy, do władzy, do przyszłości. Moja największa tragedia polegała na tym, że za późno nauczyłem się, jak bardzo te rzeczy są ulotne. Ale od zawsze uczono mnie jednej rzeczy: jeśli czegoś nie rozumiesz – słuchaj. I to właśnie robiłem. Słuchałem. Uważnie i dokładnie.
Zerknąłem na Calema kątem oka. Samiec zrzucał z siebie przeszłość jak mokrą, cuchnącą skórę – ale chyba jeszcze nie do końca wiedział, co ma pod spodem. Może właśnie dlatego tak mocno chciał to wszystko wyszorować, aż do czystego betonu. Moje palce drgnęły lekko na trzonku szczotki. Jakby coś chciały zrobić. Ułożyć słowo, dotknąć ramienia, przerwać ciszę. Nie zrobiły nic. Mimochodem zerknąłem także na Naharysa, który wciąż stał jak rzeźba, z twarzą nieruchomą, z napiętym karkiem, jakby każde słowo Calema wpuszczał do środka i trzymał tam, by się nie rozlewało. Ten chłód... ten sposób, w jaki Calem mówił o przeszłości... Kurwa. Nie byłem lepszy. Nie byłem. I tylko czasem mi się wydawało, że to, co mnie ciągnęło do warknięcia, do kąśliwego żartu, do podsycania ognia, to nie była nienawiść. Tylko coś jak lęk. Albo... może cholerny żal, który nie wiedział, gdzie się podziać.
Pamiętam, jak mój nauczyciel zwykł mawiać: „Nie wszystko, co milczy, nie ma głosu”. Wtedy tego nie rozumiałem. Dziś... widzę ten głos w oczach Calema. I w oczach Naharysa też, choć ukryty głębiej, między warstwami opanowania.
Szorowałem dalej, rytmicznie, bez specjalnego pośpiechu. Nie robiłem tego na pokaz. Nie zatrzymywałem się. Nie było w tym złośliwości – po prostu miałem dość siedzenia w tej pierdolonej dziurze, brudu pod pazurami i napięcia między nami. Nie byłem naiwny. Widziałem, że opowieść o rodzinie to nie była zwykła anegdota. To była broń. I nie wiedziałem, czy właśnie jej nie oddał Naharysowi, czy też po prostu miał dość trzymania jej przy sercu. Nie moja sprawa. Ale... teraz już wiedziałem, dlaczego nosił w oczach taką dzikość. W końcu zamilkł. Cisza między nami była gęsta i niezaprzeczalna. Nikt nie ważył się jej zakłócać, bo w gruncie rzeczy, nie było powodu. Basior nie oczekiwał przecież współczucia, albo przytulasów na pocieszenie, a zrozumienia. I to właśnie otrzyma.Westchnąłem ciężko. W świetle wpadającym przez kratę unosił się kurz. Tańczył, jak niewypowiedziane słowa. Jakby próbował ułożyć z siebie sens — ale rozpraszał się, nim cokolwiek zdołało się złożyć. Nie potrafiłem już udawać, że wszystko jest po staremu. Że mogę po prostu rzucać kąśliwymi uwagami, droczyć się, prowokować — jakbyśmy byli tylko bandą znudzonych wygnańców, a nie poranionych wilków, które próbują nie rozpaść się od środka. Zrobiło mi się głupio. Cholernie głupio. Nie znałem Calema. Nie wiedziałem nic o jego świecie. A mimo to grzebałem patykiem w jego ranach, jak dziecko, które nie rozumie, że boli. Po co? Żeby sprawdzić, czy się poruszy? Żeby poczuć, że mam nad nim przewagę? Zamknąłem oczy na ułamek sekundy. „Jeśli czegoś nie rozumiesz – słuchaj.” No właśnie. A ja? Robiłem wszystko, byle tylko nie słuchać. W myślach przeklinałem samego siebie. I nagle nie wiedziałem już, co mam powiedzieć. Jak się zachować. Czy przeprosić? Czy zamilknąć? Czy... po prostu zniknąć na chwilę, by pozwolić tej chwili oddychać. Zamarliśmy wszyscy W tej ciszy, dziwnie gęstej, jakby czas na moment zatrzymał się w bezdechu. I wtedy właśnie... drzwi zaskrzypiały. Wszyscy drgnęliśmy, jakby ktoś nagle zapalił światło.
– Znalazłam szczotkę! Tylko chyba trzymała kiedyś zwłoki, bo coś się do niej klei... - Indiana w końcu wróciła z czymś, co przypominało szczotkę i co najwyraźniej ktoś wcześniej używał do czyszczenia zbrodni. Naharys mruknął coś pod nosem o „niezaskoczeniu” i wrócił do grzybów – tych na ścianie, nie w głowie. Calem zacisnął zęby i w ciszy zabrał się za sprzątanie brudnej celi. Wadera odprowadziła go wzrokiem. Zdezorientowana zamrugała oczami, nim wzruszyła ramionami, poczęła szorować podłogę. Zaś zostałem jedynym, który nic nie robił. Biorąc więc w pysk wiadro wody i szmaty, ruszyłem do drugiej celi obok Calema. Nasze spojrzenia na moment się spotkały, nim basior odwrócił wzrok, wracając do pracy. Zapach stęchlizny i śmierci wypełniał powietrze. Z trudem oddychałem, próbując nie zwrócić posiłku, po czym wziąłem się do dzieła.
Woda była lodowata, szmata szorstka i przesiąknięta czymś, czego nie chciałem nawet rozpoznawać. Zgiąłem się w pół i zacząłem szorować podłogę, jakbym mógł w ten sposób zetrzeć z siebie tamtą głupotę. Szur—szur. Rytm działał uspokajająco. Jak bicie serca. Jak oddech. Jak kara, którą sam sobie wymierzyłem i której, dziwnie, nie zamierzałem unikać. Nie wiedziałem, co powinienem teraz powiedzieć. Czy w ogóle coś mówić. Cisza między nami była nadal napięta, ale już inna — nie tak bolesna, raczej... wyczekująca. Jakby każdy z nas próbował na nowo odnaleźć miejsce dla siebie w tej układance. Spojrzałem ukradkiem na Calema. Nie przerywał pracy. Poruszał się precyzyjnie, metodycznie, jakby wiedział, że tylko w działaniu można się teraz ukryć. Ale było w nim coś mniej twardego. Jakby ta warstwa lodu pękła — nie całkiem, tylko tyle, by przez szczelinę zajrzała wątła nić światła. Nawilżyłem szmatę. Przeciągnąłem nią po kamieniach. Westchnąłem cicho i powiedziałem — półgłosem, w jego stronę, nie patrząc mu w oczy:
– Przepraszam za tamto. Nie myślałem, że masz taki dom. - Rzuciłem cicho. Głos miałem zaskakująco łagodny, sam siebie nie poznałem. Nie spojrzałem na niego. Nie chciałem, żeby znowu pomyślał, że próbuję go stłamsić. – Myślałem, że jesteś jednym z tych... wiecznie spiętych, którym wszystko przeszkadza. Ale jak teraz patrzę, to może ci po prostu nigdy nie dano prawa, żeby coś ci nie pasowało. - Nie oczekiwałem odpowiedzi. Nie potrzebowałem jej. Między nami zapadła cisza – ale pierwszy raz od początku tej farsy nie była wroga. Raczej ciężka. Nasycona. I tak pracowaliśmy przez kilka długich godzin, aż większość cel lśniła, a w kafelkach można było się przejrzeć. Jeszcze tylko troszkę...
< Calem, Naharys? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1036
Ilość zdobytych PD: 518 PD + 100 PD + 30% ~ 155 PD
Łącznie: 2634 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz