Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

czwartek, 5 czerwca 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Druga strona róży"

Nie wiedziałem, jak długo leżeliśmy w milczeniu, ale każda sekunda z jej czołem wtulonym w moją pierś była dla mnie czymś więcej niż chwilą spokoju. To był rodzaj ciszy, która nie potrzebowała słów – miękka jak mech, ciepła jak letni wiatr. Moja łapa mimowolnie sunęła po jej szyi, chcąc dać jej tyle ukojenia, ile sam od niej otrzymywałem. A jednak… coś nie grało. Itami drżała. Nie z zimna. Nie z przyjemności. Coś w niej było spięte jak struna. Delikatnie uniosła głowę, a ja dostrzegłem w jej oczach coś, czego nie potrafiłem nazwać – jakby blask księżyca za mgłą. Zauważyłem, że coś ją dręczyło. Była niespokojna, cicha, aż za bardzo jak na Itami, a ten westchniony szept wśród naszych oddechów nie brzmiał jak ulga, tylko jak próba zduszenia czegoś głębszego. Nie potrafiłem już udawać, że tego nie widzę.
— Maleńka, co się stało? - Zapytałem cicho, nie chcąc jej przestraszyć. Nie odpowiedziała od razu. Wsunęła się bliżej, jej wargi musnęły moje, czuły pocałunek — taki, który miał coś ukryć, nie wyrazić. Czułem, jak jej serce bije nierówno. Kiedy w końcu odezwała się, głos miała drżący, niepewny.
— Atrehu... czy mogę ci zaufać? - Zamarłem. Jej głos drżał, jakby każda litera była cięższa od poprzedniej, a słowa rwały się z gardła wbrew jej woli. „Czy mogę ci zaufać?” — tak proste pytanie, a jednak coś we mnie się ścisnęło. Słowa wbiły mi się w duszę jak szpony. Odsunąłem lekko głowę i zdezorientowany spojrzałem jej prosto w oczy, chociaż starała się je ukryć pod grzywką. Mimo to widziałem... lęk. Zwątpienie? Ciężko było określić, co to dokładnie. Przyjrzałem się jej. Dlaczego zadała mi to pytanie? Z początku pomyślałem, że chodzi o coś poważnego, zdrowotnego. Może poczuła się źle? Ale nie. Gdyby to była choroba, nie zadałaby tego pytania w ten sposób. To nie była troska o siebie, ale o coś... większego. Poczułem, jak między nami pojawia się coś ciężkiego, niewidzialnego, co przygniatało naszą wspólną ciszę. Zabrałem łapę z jej szyi i uniosłem ją delikatnie za podbródek, by spojrzała mi w oczy. Jej spojrzenie nie uciekło, a to znaczyło więcej niż tysiąc słów.
— Itami... - Powiedziałem miękko, ale z przekonaniem, jakie wypływało z głębi mojego serca. — Kochanie, możesz mi ufać we wszystkim. W każdej sprawie. Niezależnie, co się wydarzyło, chcę to wiedzieć… bo tylko wtedy będę mógł być naprawdę przy tobie. I… chronić cię, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Widziałem, jak oddycha szybciej. Wzięła głęboki wdech, długi, jakby potrzebowała go, by stawić czoła temu, co ma za chwilę powiedzieć. Jej oczy zaszkliły się ledwie dostrzegalnie. Zanim odezwała się, jeszcze przez krótką chwilę mierzyła się sama ze sobą. W końcu zaczerpnęła tchu jeszcze raz, a potem zaczęła mówić. Cicho, powoli, jakby każde zdanie ważyło zbyt wiele. Mówiła o łące, o ziołach, o samotnym poszukiwaniu czegoś rzadkiego. O nieznajomej.
— Wiem, że mogę ci ufać… - Stwierdziła z przekonaniem, wtulona w mój tors. — Tylko... nie wiem, czy dobrze robię, mówiąc ci o tym. Przecież obiecałam, że nikomu... ale nie mogłam... - Gubiła się w słowach, aż w końcu potrząsnęła głową. Dałem jej chwilę na zebranie myśli. — Zbierałam zioła na łąkach, tych za starymi granicami. Wiem, że nie powinnam, ale... tam rośnie senna trawa, której potrzebowałam. Wszystko było dobrze... Ale nagle... ona tam była. - Zamilkła na chwilę. — Wadera. Chyba starsza ode mnie, piękna... niesamowicie dystyngowana. Jakby nie z tego świata. Mówiła, że cię zna... że jesteście przyjaciółmi. Powiedziała, że powinnam się trzymać z dala... Że nie jesteś tym, za kogo cię uważam. - Słowa zawisły w powietrzu jak burzowe chmury. Serce w jednej chwili przyspieszyło. Uderzenia stawały się coraz cięższe, jakby krew zamieniała się w ołów. Zacisnąłem zęby tak mocno, że szczęka aż mnie zabolała. — Nie... nie powiedziała dokładnie, kim jesteś. Ani co masz na sumieniu, jeśli w ogóle coś masz... Ale wyznaczyła mi spotkanie. Nad jeziorem. O północy. Zachodnia strona. Sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się słuchać. Może... może to ten jej ton. Ta pewność siebie, to... coś, co sprawiało, że chciałeś słuchać, choć przeczucie mówiło, że robisz coś głupiego. — Itami zamilkła, nie patrząc mi w oczy. Słusznie, bo czułem, jak moje zapłonęły żywym ogniem. Nie z gniewu wobec wadery – o nie, ale wobec tego, co mnie dogoniło. Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale... jeszcze nie teraz. Nie byłem gotowy na wyznanie jej prawdy o sobie. O... swoim pochodzeniu. A z drugiej strony Itami zasługiwała na światło, na bezpieczeństwo. Nie na wilka, którego imię skandowano z nienawiścią. Jeśli pozna całą prawdę... czy zostanie? Czy uwierzy w moją niewinność i nie oceni? — Przepraszam... Nie wiem, kim ona była. Mówiła, że ma na imię Liliana, ale to nic mi nie mówi... - Imię. To jedno przeklęte imię wystarczyło, by coś we mnie pękło. W głowie pojawiły się dawno zatarte wspomnienia. Oddech się załamał. Nie powinna była tu być. Nie powinna była mnie znaleźć. Miałem być duchem, cieniem, dawnym wspomnieniem, które zniknęło z kronik. Przysiągłem, że to życie będzie inne. Daleko od przeszłości, od... wyroków. Zadrżałem. Itami spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pochyliłem głowę i przyciągnąłem ją do siebie mocniej, jakby jej ciepło mogło odgonić wszystko, co właśnie zaczynało wracać.
— Itami... - Wyszeptałem, chrapliwie, jakby każde słowo ważyło tonę. — Jeśli ona tu jest… jeśli naprawdę cię znalazła, a w tym i mnie… to znaczy, że ktoś ją przysłał. Albo… że mnie śledziła. - Zamilkłem. Przez chwilę wydawało mi się, że cały świat wokół zamarł. Wiedziałem jedno: wszystko, czego tak pilnie strzegłem, wszystko, co zakopałem w przeszłości, teraz... zaczynało odgrzebywać się samo... Leżeliśmy wciąż w milczeniu, choć świat wokół nas zdawał się niepokojąco ożywiony. Wiatr za oknem, wcześniej delikatny, teraz szarpał konarami, jak wierzba liściami. Niebo zmętniało. Cienie poruszały się zbyt szybko, a serce biło mi zbyt mocno, zbyt nierówno. Itami przytuliła się do mnie mocniej, jakby czuła, że walczę nie tylko z tym, co było powiedziane — ale i z tym, co nie zostało. Wstrzymałem oddech. Każda część mojego ciała krzyczała, żeby ją ochronić. Od wszystkiego. Zwłaszcza ode mnie samego. — Nie pójdziesz tam... - Powiedziałem w końcu cicho, ale ton miałem nieznoszący sprzeciwu. — Nie spotkasz się z nią... Przepraszam. - Dodałem ciszej, przysuwając się znów, muskając nosem jej policzek. — Ale… nie możesz tam pójść. Nie sama. I nie… z nią.
— Atrehu… - Zaczęła, ale nie dałem jej dokończyć.
— Proszę. - Spojrzałem jej w oczy i zadrżałem, bo w jej spojrzeniu było więcej zaufania, niż zasługiwałem. — Proszę cię, Itami. Dla mnie. Nie idź. - Itami nie odpowiedziała od razu. Nie zapytała też „dlaczego?”. Może przeczuwała, że nie odpowiem. A może widziała to, czego sam nie byłem gotów wypowiedzieć. Czułem jednak w niej pytania. Milion pytań, które cisnęły się na jej język, a których nie zadała. Bo kochała. Bo ufała. Albo… bała się, że odpowiedź rozedrze nas na pół.
— Ona… kim ona jest, Atrehu? — zapytała w końcu, ledwie szeptem.
Zamarłem. Przez chwilę miałem ochotę powiedzieć prawdę. O wszystkim. O tym, kim jestem. Zamiast tego milczałem, a każda sekunda była jak cięcie ostrzem po przeszłości, której nie potrafiłem pogrzebać. Bo jak miałbym jej powiedzieć? Mój ojciec był Alfą — potężnym, nieugiętym, dumnym do granic ślepoty. A jednak został zabity. Przyszła śmierć. Nagle. Niespodziewanie. Żywot zakończył się dramatycznie. W jego własnej jaskini, gdy spał po ciężkim dniu. Nie było walki, nie bronił się. Krtań przegryziona, wykrwawił się, nie będąc w stanie zawołać o pomoc. A spojrzenia padły na mnie — z mieszaniną strachu i gniewu. "To on. Musiał to być on." Nie miałem dowodów na swoją niewinność, bo... nie byłem tam, lecz wystarczyło, że istniałem. Kozioł ofiarny. Zbędny balast. To wystarczyło, by oskarżyć. By usunąć z oczu i z pamięci. Nie wiedzieli tylko, że znałem prawdziwego sprawcę. Wiedziałem, byłem święcie przekonany, kto naprawdę zabił, ale... Nikt by nie uwierzył. Bo to właśnie on był tym, który pierwszy podniósł alarm. Niby przypadkiem znalazł ciało. Starszy brat — Lupus. Duma ojca, najdoskonalsze szczenie. I najbardziej zadufany w sobie wilk. Żądny władzy i uwielbienia. Cień zatańczył w moich oczach na jego wspomnienie. Dlaczego? Przyszły Alfa, dobrze wychowany. Po co zabił, skoro i tak miał otrzymać władzę? Czemu skazał mnie? Zostałem wygnany. Z imieniem, które kiedyś znaczyło szacunek, a teraz tylko nienawiść. A ja... nie mogę pozwolić, by Itami się w to wplątała. Nie może poznać mojego nazwiska. Mojej przeszłości. Tego, że... że pokochała wyrzutka, uznanego za mordercę i bękarta.
— To tylko ktoś z przeszłości... - Powiedziałem w końcu, głosem zbyt spokojnym, ale zmęczonym. — Nieistotny cień. Ktoś, kto chce namieszać i wie doskonale, jak to zrobić... - Zamilkła, lecz czułem, jak jej oddech się zmienia. Była czujna. Zaniepokojona. I miała rację. Bo to nie był koniec. To był początek. I obym tylko zdołał zapobiec prawdzie.
*
Noc wciągnęła mnie bez pytania. Pachniała wilgocią i zagrożeniem. Gdzieś w oddali, wśród drzew, poczułem ją — Lilianę. Jej obecność była jak stary zapach, który wraca nieproszony, gdy najmniej się go spodziewasz. Ruszyłem szybciej. Gałęzie smagały mnie po pysku, ale nie zwalniałem. Znałem ten las jak linie własnej łapy, choć tej ścieżki unikałem. Teraz prowadziła mnie wprost w paszczę wspomnień. Z każdym krokiem wracały obrazy, których nie chciałem widzieć. Mimo ciężaru przeszłości, mimo lęku, który zaciskał mi żebra. Musiałem działać. Czas się z tym zmierzyć. Sam. Zacisnąłem zęby. Nie mogę pozwolić, by ta suka namąciła. Nie teraz. Nie, kiedy... kiedy po raz pierwszy od lat czułem, że mogę być kimś więcej niż cieniem wygnanego wilka. Burza w moim umyśle szalała, ale nie zamierzałem się zatrzymać. Liliana może znać moje sekrety. Może nawet trzymać je przy sercu jak broń. Ale Itami nie może ich poznać z jej ust. Nie w taki sposób. Jeśli mam spłonąć — niech to będzie z mojej winy.
Itami... Myśl o waderze nieco mnie uspokoiła. Wystarczyło szepnąć jej imię, by serce zwolniło bieg. Uśmiechnąłem się do siebie. Zamruczałem, jednak niepewność natychmiast mnie opatuliła. Myśl, że spotka się z nią... W końcu...  Itami wyszła wcześniej, mówiąc tylko krótko, że musi coś sprawdzić, że obowiązki... że ktoś czeka na nią z raportem. Wierzyłem. Musiałem. Ale coś w jej spojrzeniu — zbyt łagodnym, zbyt równym — krzyczało we mnie. Nie wracała. Byłem jak zwierzę w potrzasku. Chodziłem w kółko, po tej samej ścieżce między wejściem a oknem, jakbym mógł w ten sposób skrócić dystans między myślą a działaniem. Każdy odgłos na zewnątrz był podejrzany. Każdy cień za szybą — zagrożeniem. Nie mogłem dłużej czekać. Wyszedłem bez słowa, ale z determinacją w oczach. Tylko z tą jedną myślą, jak pieprzoną modlitwą: Nie pozwolę, by Itami zapłaciła za mój grzech.
< Itami? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1682
Ilość zdobytych PD: 841 PD + 160  PD  + 30% ~ 252 PD
Łącznie: 1253 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz