Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

niedziela, 30 kwietnia 2023

Od Indiany ciąg dalszy Atrehu ~ "Szczenięce igraszki"

Był wczesny ranek, gdy obudziły mnie promienie słońca… Nie. Stop… To było wczoraj, kiedy miałam spokój i nie odwiedzał mnie mój młodszy brat Wakiza. Że też akurat wczoraj wieczorem musiał do mnie zawitać… Przeciągnęłam się, ziewając i spoglądając na skaczącego dookoła mnie brata. Niby jest młodszy ode mnie o rok, a jednak różnica charakteru między nami jest ogromna.
– Siostrzyczko! Wstawaj! Wstawaj, już ranek! Dziś Święto Wiosny! - Skakał przede mną dosłownie jak potłuczony. Przewróciłam oczami, podnosząc się wreszcie na równe łapy i podeszłam do lustra. Dobra w sumie wyglądam normalnie, ale trzeba się uczesać i wpiąć moje piórka w sierść. Ja rozczesałam górę swojego futerka, natomiast Wakiza zajął się moim ogonem. Nie wiedzieć czemu, zawsze uwielbiał mi go rozczesywać.
– Wakiza, wracaj bezpiecznie do domu i żeby tylko nikt obcy Cię nie zauważył. - Poprosiłam, wstając od lustra i podchodząc powoli do wyjścia z mojej jaskini. Tak. Owszem, mieszkałam w jaskini, którą sobie urządziłam, ale czasami spałam poza nią na łonie natury. Po prostu tak mi było wygodniej. Spojrzałam na swojego brata i ucałowałam go w czoło. Ten jak na zawołanie mruknął pod nosem, wycierając łapą swoje czoło.
– Indiana! Nie jestem już szczeniakiem! - Warknął oburzony zaistniałą sytuacją.
– Głuptasie… Dla mnie zawsze będziesz szczeniaczkiem! - Zaśmiałam się i rozczochrałam mu łapą grzywkę, a następnie odsunęłam się od brata i ruszyłam w kierunku Smoczego Zacisza.
*
Co do jedzenia to i tak nie zdążyłam nic sensownego przegryźć, ale to nie miało znaczenia. Zjem coś dopiero, jak już zacznie się Święto. Teraz trzeba dotrzeć szybko na miejsce, gdzie należy wszystko przygotować! Zerwałam się biegiem, widząc, że, zostało mi 10 minut do tego, aby pojawić się w wyznaczonym miejscu. Zdyszana, dotarłam minutę przed umówionym czasem i stanęłam przed strażnikami na baczność. Wtem między nimi stanęła Lilya moja zwierzchniczka, spoglądając na mnie poważnym wzrokiem. Zmierzyła mnie od góry do dołu i pokręciła zniesmaczona głową.
– Mogłaś pojawić się chociaż chwilę wcześniej. Albo się spóźniasz… Albo jesteś punktualnie. Może kiedyś wreszcie przyjedziesz wcześniej? Pamiętaj, że gdy zostaniesz pełnoprawną nauczycielką Magów, będziesz musiała przed zajęciami przygotowywać materiały – Mruknęła, wskazując pyskiem, bym ruszyła za nią. Bez namysłu zrobiłam to, o co jej chodziło i w ciszy podążyłam za swoją zwierzchniczką.
– W takim razie co będziemy robić Lilyo? - Zapytałam niepewnie, rozglądając się po dziedzińcu, gdzie dosłownie NIE BYŁO NIC!?!
– My? Właściwie to ty przygotujesz to Święto. Ja mam spotkanie z Radą Magów przed Świętem, więc nie mam możliwości pomocy w organizacji. - Wyjaśniła, pewnie wchodząc do budynku. Stanęłam w drzwiach, patrząc na nią, a właściwie na jej zadek … z niedowierzaniem. Zostało ile? 5 godzin do przyjęcia i ja mam to wszystko ogarnąć sama?!
– Chwileczkę. Nie, żebym zrozumiała Cię źle, ale mam to wszystko sama przygotować? Czy może dostanę kogoś do pomocy? - Zapytałam niepewnie. No bez przesady… Mam zostać ze wszystkim sama? To by było delikatne chamstwo z jej strony. Lilya spojrzała na mnie przez ramię.
– Masz kilku basiorów do pomocy. Za 10 minut 5-ciu Panów powinno czekać przy strażnikach. Idealnie będziesz miała trochę czasu, aby zastanowić, się jak ma wszystko wyglądać. Do zobaczenia na przyjęciu! - Uśmiechnęła się do mnie i zniknęła na pierwszym piętrze budynku. Stałam wpatrzona w punkt, gdzie zniknęła moja zwierzchniczka i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam…
– Że co k*rwa?! – warknęłam pod nosem, odwracając się i wychodząc na dziedziniec. Westchnęłam ciężko, chcąc zacząć już wszystko organizować… Gdy nagle dostałam zwojem w łeb…DOSŁOWNIE! Spojrzałam w górę, widząc swoją zwierzchniczkę machającą mi z balkonu budynku. Rozwinęłam papier, czytając, że mamy w ogrodach rozłożyć namiot i rozpalić ognisko oraz trzeba to wszystko udekorować. Stoły nie stoły, ozdoby, girlandy, jedzenie…ZABIJE JĄ! Otrzepałam się, próbując uspokoić nerwy i wyszłam w stronę strażników, gdzie dosłownie teraz powinni się pojawić Panowie, którzy mieli pomóc w przygotowaniach. Spojrzałam na straż i przed siebie… Wyjrzałam zza strażnika to w lewo i to w prawo… Pusto… ~ NIKOGO NIE BYŁO?! ŻE CO?! ~ Skuliłam się trochę, wbijając wzrok w ziemię… No chyba mnie coś trafi… Odetchnęłam głęboko, patrząc na straż. – Jeśli ktoś się pojawi, proszę, pokierujcie go w stronę ogrodów. - Zarządziłam. Basiory skinęły głową, a ja odeszłam w stronę kuchni. Na szczęście kucharze od rana już wzięli się do pracy, przygotowując jedzenie, które miało być smażone na ognisku. Przeszłam przez kuchnię, patrząc na mięso, które wyglądało naprawdę apetycznie, aż zaburczało mi w brzuchu. Przystanęłam, zasłaniając swój brzuch i rozglądając się, aby upewnić się, że nikt nie słyszał tego dźwięku. Nikt jednak na mnie nie spojrzał, więc ruszyłam dalej, ale dosłownie ktoś wsadził mi do buzi kawałek mięsa. Zjadłam go w sekundę i oblizałam pyszczek. Uniosłam wzrok na starego już basiora.
– Jak zwykle przychodzisz bez śniadania. - Burknął, patrząc na mnie. – Za niedługo to ty mi się moja droga wykończysz!
– Marco… Znasz mnie. Poza tym brat był na noc u mnie. Nie miałam czasu nic jeść. - Wyjaśniłam. – Ale co do jedzenia. Na ciebie zawsze można liczyć. Jest przepyszne!
– Wiem. Nie musisz mi tego mówić. A teraz zmykaj szykować miejsce na imprezę. Bo będzie problem, jeśli nic nie będzie gotowe. - Burknął stanowczo i wygonił mnie do wyjścia. Zamknął za mną drzwi. Pokręciłam z uśmiechem głową, wychodząc do ogrodu, rozkładając samodzielnie wielki namiot. Zajęło mi to dobrą godzinę. Tak. Dla wadery nie jest to łatwe zadanie! Następnie przygotowałam miejsce pod ognisko i zebrałam wszystkie odpowiednie rzeczy, aby je rozpalić, natomiast rozpalenie zostaje na sam koniec. Weszłam do składzika, gdzie znajdowały się kwiaty, które miałam zamiar ułożyć w ładne bukiety. Oczywiście kwiaty, czy też rośliny lecznicze nie są dla mnie obcą rzeczą, więc na spokojnie mogłam zająć się tym. Wzięłam małą przyczepkę, którą mogłam pociągnąć, aby włożyć do niej bukiety, za które niedługo miałam się zabrać. Wróciłam się na chwilę do ogrodu, rozglądając się dookoła… Trzeba jeszcze wziąć stoły i przybrać je obrusami… kwiaty na stoły i do tego trzeba w namiocie i dookoła porozwieszać girlandy. Muszę jeszcze znaleźć jakieś słupy, które będę mogła wbić w ziemię, by rozprowadzić na nich światełka. Wróciłam się do składzika z nadzieją, że znajdę tam potrzebne rzeczy! Na szczęście się udało, ale nie były to lekkie rzeczy. Wzięłam jeden metalowy słup w łapy, ciągnąc go po ziemi, gdy nagle zauważyłam rudego basiora, który stał na środku dziedzińca, rozglądając się na wszystkie strony. Puściłam więc słup, delikatnie zakradając się w jego stronę i przyglądając się jego poczynaniom, jednak basior… Nie robił nic.
— Zamiast się rozglądać, pomógłbyś przy dekoracjach. - mruknęłam, a basior odwrócił się jak na komendę. Wreszcie zauważył mnie w cieniu i chyba próbował cokolwiek dostrzec, ponieważ nawet otworzył pysk. Trochę śmiesznie wyglądał, ale byłam zbyt zdenerwowana, bo nikt nie przyszedł do pomocy! — Co tak rozdziawiasz pyszczek? - Jak na zawołanie zamknął swój pysk, a następnie potrząsnął głową.
— Wybacz, jestem tu nowy. Nie wiedziałem, gdzie mam iść. - Wyjaśnił basior. Zmierzyłam go wzrokiem trochę oburzona jego słowami.
— Strażnicy mieli cię pokierować. - warknęłam, w końcu sama im mówiłam, że mają to zrobić!
— Ja... chyba mi te informacje umknęły.
— Nie słuchałeś. – Stwierdziłam, wychodząc wreszcie z cienia, przyglądając się uważnie basiorowi, a zwłaszcza jego wielkim łapom. Widać było po nim, że jest silny.
— T... Tak... Przyznam się bez bicia. Nie słuchałem. - jęknął, próbując się wyjaśnić. Zaśmiałam się, kręcąc głową. — Jestem Atrehu, z kim mam przyjemność?
— Indiana. Nauczycielka Magów. Miałam otrzymać wsparcie przy organizacji święta Wiosny, ale spodziewałam się większej ilości wilków. - Wyjaśniłam zniesmaczona faktem, że nadal nikogo do pomocy nie było!
— Ja ci nie wystarczę? - Wypalił dwuznacznie. Spojrzałam na niego, uśmiechając się półgębkiem. No to ciekawy okaz mi się trafił. Skinęłam szybko głową i odwróciłam się, kierując się powoli w stronę ogrodu. — To się okażę. Chodź, zaprowadzę cię.
— Wedle życzenia, moja pani. - Ruszył za mną, dosłownie jak na zawołanie. Hmmm, może jednak będzie on pomocnym osobnikiem? Podeszłam pod namiot i rozejrzałam się dookoła. Słupy po pierwsze pasowałoby wziąć po wbijać w ziemię albo może jednak najpierw stoły?
— Potrzebuje wpierw, abyś przyniósł tutaj wszystkie stoły z drugiej sali bankietowej, jest ona w środkowej części budynku. Tam nikt nie będzie zaglądał. Potrzebujemy z 20 stołów? - Wyjaśniłam szybko
— Ile?! M-Moment... - Zaczął, chcąc mi przerwać, jednak ja kontynuowałam swoją wypowiedź.
— Do tego w składziku, gdzie byłam… Ale to pokażę Ci dokładnie, gdzie on jest, musisz przynieść jak największą ilość słupów, aby je wbić w ziemię. Na razie to są twoje obowiązki, a potem będziemy się zastanawiać gdzie rozstawiać stoły… Dasz sobie radę czy Ci pomóc? - Spojrzałam na niego z poważną miną. Basior nie był zachwycony ilością stołów, nie mówiąc już o tym, że nie mam pojęcia, ile słupów będzie mi potrzebnych, żeby rozwiesić girlandy, ale w tym czasie jak on będzie przynosił wszystko, ja zajmę się wystrajaniem środka namiotu. – Jeśli nie potrzebujesz pomocy, to na co czekasz? Rusz się. Nie mamy całego dnia na twoje zastanawianie się! - Mruknęłam, popychając go powoli do przodu, żeby wreszcie ruszył swój łaskawy zadek.

< Atrehu? >
Liczę że moje wypociny są gites XD Cziłki z ingrusa zabrały mi mózg XD

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1431
Ilość zdobytych PD: 715 PD + 140 PD (bonus za każde 100 słów) + 150% (bonusowy Booster) ~ 1072 PD
Łącznie: 1927 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz