Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 28 kwietnia 2023

Od Naharys'a do Atrehu ~ " Czerń i biel "

    Sędziwa ćma nieruchomo skrywała się w najgłębszym cieniu, rzucanym przez koronę drzew wysokiego dębu. Naharys wpatrywał się w nią z lekkim zainteresowaniem. Z oddali nasłuchiwał też z uwagą odgłosy, niosące się od strony Varony. Nie chciał jeszcze tam iść. Nie, dopóki nie wróci z owocnych łowów, zgodnie z zamieszczonym zleceniem. Napisane było: „Upolować pięć dorodnych zająców”. To teraz zasadził się w gęstwinie leszczyn. Czekał i nasłuchiwał. Ofiary nieświadome zagrożenia stawiają w końcu pewne, odważne kroki, łamiąc przy tym suche gałęzie i szeleszczą zbrązowiałymi liśćmi, które opadły poprzedniej sosny.
    Jego biała sierść była dostrzegalna nawet w najsłabszym świetle. Nie miał więc innego wyjścia, jak czatować wyłożony na ziemi niczym placek. Pułapka czekała na aktywację. Chował się w mroku, a obok niego towarzyszyła mu ta ćma, spokojnie czekając na nadejście nocy. Naharys polubił ją nawet, ba! Przyzwyczaił się do jej obecności, bowiem tkwił w jednym miejscu już jakieś dwie godziny z hakiem. Zaczął od świtu, a więc musiał zbudzić się o brzasku i kompletnie się przez to nie wyspał. Mrugał intensywnie piekącymi oczami, które wydawały mu się wypełnione piaskiem.
Aby zabić czas, zaczął myśleć o tym, ile ciekawych postaci spotkał na swej życiowej drodze.
Istnieją na tym świecie różne osobniki o niespotykanych aparycjach, rzadkich mocach. Najczęściej jednak były to złe drapieżniki, przepełnione goryczą, zemstą czy też chęcią władzy i zysku. A co najgorsze jednego poznał dawno temu, a który później był mu przyjacielem. Kompletny paradoks, prawda? Złote ślepia osadzone na twardej czaszce, wygięte w łuk rogi i czarna, jak płynna smoła sierść, na zawsze pozostaną w pamięci Naharysa.. Ów wilk nazywał się Hazer.
~ Jedna wataha, jedno motto, które prowadziło nas przez życie. A mimo tego widział we mnie wroga. ~
    Naharys wspominał jego zapalczywość i upartość w dążeniu do celu. Był takim samym młodzieńcem, co on sam. — pełnym energii i ambicji, która prawie omal nie doprowadziła go do śmierci. A jedyną deską ratunku w tamtym momencie był Naharys.
Tajemniczy szelest rozproszył jego wspomnienia. Zamrugał kilka razy piekącymi oczami i skupił się na pułapce. Zaklęcie ognia powinno zadziałać. Rzucone było między stertą niepozornie leżących gałęzi, przysypanych złotymi, suchymi liśćmi z tamtej jesieni. Naharys wychylił się lekko z kryjówki. Sprawcą owego szelestu okazał się samotny bażant, który harcował w wysokiej trawie tak, aby nikt nie mógł go dostrzec.
    Basior ziewnął przeciągle i wyłożył się wygodnie na delikatnej kołderce z mchu. Momentalnie tego pożałował, bowiem powieki opadły mu na oczy, niczym ciężki płaszcz. I tak nasz łowca przespał cały ranek. Zerwał się dopiero koło południa. Otępiale uniósł głowę. Pomasował bolącą skroń. Musiał źle spać, ale drzemka na miękkim mchu nie była jednak taka zła. Przyznał w myślach, a potem wnet przypomniał sobie o pułapce. Gorączkowo wyłonił łeb z kryjówki i z ulgą spostrzegł, że udało mu się usmażyć trzy zające i młodą sarnę. To nic. Pozostało jeszcze złapać dwie sztuki, a sarnę pozostawi dla siebie. Ewentualnie sprzeda mięsiwo w gospodzie, gdzie tamtejszy gospodarz skupował pożywienie najróżniejszego rodzaju, pod warunkiem, że było ono świeże. Tak czy siak, miał szczęście do łowów. W jeden poranek nie robiąc prawie nic, wykonał większą część zlecenia.
    ~ Gdyby w życiu wszystko szło tak łatwo, byłoby ono zbyt piękne, ale tym razem to było chyba zwyczajne szczęście nowicjusza. A sędziwa ćma jak spała, tak śpi w najlepsze w cieniu korony dębu.
Gdy Naharys dotarł do mieszkania zleceniodawcy, którą okazała się być samotna starsza wadera o pięknych purpurowych oczach, sierści mieniącej się bielą i złotem. Musiała należeć do jakiegoś niemalże wymarłego rodu, bowiem przedstawiła się jako Sekira z Denucair, ale co było ciekawe dla Naharys'a, wadera była samotna. Nie miał się nią kto zaopiekować ani tym bardziej nakarmić, gdyż w gruncie rzeczy lekko podeszły wiek, nie pozwalał jej na to. Za to na majątek nie mogła narzekać, więc... jedzenie zdobywała ze zleceń, które regularnie wystawiała, bo czemu nie? Kto bogatej zabroni?
— Oh, dziękuję ci, kochany! - Na dzień dobry powitał Naharys'a wysoki, łamliwy ton staruszki, która z wdzięcznością na pysku przyjęła dar od Naharys'a. — W końcu znalazł się ktoś, kto odpowiedział na moje zlecenie. Cztery Agaty i Nefer, zgodnie z umową! - Sekira z rodu Denucair w uroczym i wdzięcznym uśmiechu uwidoczniła rząd swoich pożółkłych, zniszczonych starością zębów. Inna też była sprawa, że niektórych brakowało w kilku miejscach. Staruszka wcisnęła do łapy Naharys'a wymienione kamienie. — Może napijesz się czegoś, kochaniutki? - zapytała przymilnym tonem, ponaglając basiora łapą w stronę kuchni, skąd wydobywały się różnorodne zapachy. To zaproszenie na herbatę było tak nagłe, że Naharys nie wiedział nawet, co powiedzieć. Język dosłownie zatrzasnął mu się za zębami w chwili, gdy Sekira Denucair uchwyciła go za ramię, jak towarzysza do tańca.
— Emmm, bardzo chętnie. - wydusił z siebie w końcu basior, gdy starsza wadera posadziła go przy stole obok swojego miejsca. Stół był półokrągły, noszący znamiona po ogniu. Wyglądało to tak, jakby ktoś, kto nie do końca potrafił panować nad ogniem, próbował wypalić litery na pergaminie. A robił to bardzo nieudolnie.
— Wybacz mi, kochaniutki, że sadzam cię przy takim stole, któremu blisko do spalonej szczapy, niż mebla. - rzekła starsza, kiedy spostrzegła minę zdziwionego Naharys'a. — Ale mój wnuk to kompletny imbecyl, który nadal nie nauczył się pisać ogniem. Zamiast tego woli hulanki i swawole od świtu do zmierzchu. Eghh, czemu Sol pokarała moją Sarę takim nicponiem. - staruszka pokręciła z dezaprobatą głową. — Próbował pomóc mi napisać ogłoszenie, ale gdy widziałam, że prędzej puści moją kuchnię z dymem, niż napisze cokolwiek, wywaliłam go do pokoju. Może ty mi pomożesz, skarbeńku? Znasz się na ogniu?
— Yyy... tak, znam się, proszę pani. - odparł uprzejmie Naharys, popijając łyczek herbatki. Była dobra, pomyślał w duchu.
— To może będziesz taki miły i pomożesz mi napisać kolejne zlecenie? Tak bardzo cię proszę. Moja znajoma z sąsiedniej watahy skarży się, że w jej stronach dzieje się coś dziwnego, a nie ma u nich dobrego piromanty, który pomógłby w pisaniu zlecenia.
— No cóż... kim bym był, gdybym odmówił damie? - odparł z uśmiechem Naharys, tłumiąc jednocześnie nerwowy grymas zakłopotania, zanurzając pysk w wonnej herbacie.
— Ah, dobre masz serce, skarbie. Zaczynam żałować, że nie jesteś moim wnuczkiem. W jeden dzień zrobiłeś dla mnie tyle, ile ten nicpoń nie zrobiłby przez rok. Leń patentowany.
Sprawnym, lecz nie tak płynnym krokiem, jak to się robiło za młodu, Sekira chwyciła z kredensu pusty pergamin i ochoczym ruchem łapy podsunęła go pod nos Naharys'a. Basior mógł zgadywać, że staruszka była skoczną waderą, gdy cieszyła się jeszcze młodym wiekiem.
— Ja będę ci dyktować, co masz pisać, dobrze?
Naharys kiwnął zdecydowanie głową i skupił swoją moc na pergaminie, który złocił się w świetle słońca, wlewającego się przez okno.
*
Zlecenie: Zaginieni
"Do wszystkich zainteresowanych ogłoszeniem informuje się, że w okolicach sąsiedniej WATAHY REACHOWER zaobserwowano tajemnicze zniknięcia wilków — basiorów, wader, a także szczeniąt! Jeden ze świadków owego zdarzenia wyjaśnia, że zaginieni sami opuszczają tereny, jakby ich jakaś moc niepojęta prowadziła. Chętni podjęcia się zadania, zlitujcie się nad dolą nieszczęśników i odnajdźcie źródło dziwnej anomalii, która im w umysłach mąci. Jeśli to będzie możliwe, zniszczcie ją, a jeśli będzie to ponad wasze siły, sprowadźcie zahipnotyzowanych z powrotem do domu.
Uczyńcie tak, jak przyzwoitość nakazuje, a nie poskąpię zapłaty, a jako premię za dobrze wykonaną pracę, prastary rodowy naszyjnik z szafirem dołożę, który noszącego przed złym urokiem strzeże".
    Przeczytał jeszcze raz po tym, jak wadera przypięła zlecenie na tablicy ogłoszeń, między informacjami o nadchodzącym święcie przesilenia wiosennego a obwieszczeniem głoszącym o skupie zużytych futer i innych, przestarzałych precjozów. I uczyniła to tak, by zlecenie zasłaniały wszystkie inne i było w łatwo dostrzegalnym miejscu. Niektórzy przechodnie z zainteresowaniem spoglądali na dwójkę wilków. Jeden czy drugi zatrzymywał się na chwilę, by zerknąć na nowo przypięte zlecenie, lecz z pokręceniem głową, odeszli po chwili, zajmując się swoimi sprawami.
~ Może ja mógłbym się zająć tym zleceniem? ~ Jednakże wiedział, że aby wziąć zlecenie, które dotyczy innej watahy niż ta, do której przynależy, musi zgłosić się do Alfy o pozwolenie na opuszczenie Dailoran na czas misji.
— Nie sądzisz, że to zlecenie niezbyt brzmi interesująco? - zapytała Sekira jakby niepewnie, przekrzywiając lekko głowę z miną zamyślenia.
— Nie, myślę, że ktoś się znajdzie chętny na to zadanie... Choćby ja! Potrzebuję zarobić, a przy okazji urozmaicę sobie dzień.
— Jesteś wspaniałym młodzieńcem. - odparła wadera, z zadowoleniem merdając ogonem. — Kiedy możesz zaczynać?
— Nie od razu. - zaczął Naharys, przybierając dość stanowczy ton. - Muszę iść do mojego Alfy i poprosić o pozwolenie opuszczenia Doliny. Sama pani rozumie, prawo i te sprawy.
— Rozumiem cię, słodziutki, rozumiem. - powiedziała, przyjacielsko klepiąc Naharys'a po ramieniu. Nagle spostrzegła, że mięśnie basiora są imponująco zbudowane, zaczęła je badawczo i bezwstydnie macać. - Noo, przydasz się do tej pracy jak ulał! Ah, taki silny i odważny basior przydałby się mojej córce, nie co to ten nieudacznik, który pozwolił wyjść na świat drugiemu nieudacznikowi.
— Miło mi to słyszeć. - powiedział basior zakłopotany, odsuwając się o krok w bok, przy okazji rozglądając się, czy żaden ciekawski gapowicz się im nie przyglądał. - W takim razie widzimy się po wykonanej pracy! Do zobaczenia!
— Trzymaj się, słodziutki! - zawołała za nim i z delikatnym uśmiechem na skalanych zmarszczkami ustach pokręciła głową i ruszyła w stronę swojego domu.
*
    Oczywiście idąc za przykładem zgrzybiałych starców, Alfa Salem miał z tego coś w sobie. Zanim wydał pozwolenie na opuszczenie watahy — A uczynił to dość niechętnie, wprzód naprzeklinał na Naharys'a i jego pomysł. Potem oszczędzając dość obfitą wiązankę słów, swoje niezadowolenie skierował w stronę pokrzywdzonych z Watahy Reachower, zarzekając się, że ich problem to nie zmartwienie Dailoran. Naharys z niemal stoickim spokojem obserwował miotającego się w te i we w tę wielkiego Alfę Salem'a. W trakcie, gdy w głowie rodziła się mu nieodparta chęć zamknięcia mu pyska jednym porządnym trzaśnięciem. Zrobiłby to, gdyby nie fakt, że za ten czyn wylądowałby w najciemniejszej celi.
    Zamiast tego siedział bez ruchu, a jego ucho zaś niczym żywy radar, chwytał każde słowo Salem'a, przetwarzał je w swoim umyśle i uwierzcie mi moi mili, że tylko milimetry dzieliły Naharys'a od krzyknięcia, by jego jaśnie z dupy oświecony Alfa zamknął swój niewyparzony pysk! W końcu, ku radości basiora zdobył pozwolenie. Po czym niedbałym i lekkim gestem łapy Alfa odesłał Naharys'a, oznajmiając tym samym, że audiencja właśnie się skończyła. Naharys nic nie mówiąc, pokłonił się z należytym szacunkiem i odwróciwszy się na palcach, wyszedł z pokoju. Gdy przechodził przez próg, minęła go niska wadera o kręconym bujnym futrze koloru żywego płomienia. Jej olśniewająco delikatny wyraz zielonych oczu skierowany był w stronę Alfy, który powitał przybyłą dwuznacznym, namiętnym uśmiechem.
— Wzywałeś mnie Alfo, więc przybyłam.
— Mhm, dobrze, dobrze... zaczynałem już się nudzić...
    I tyle zdołał usłyszeć, nim podwójne potężne drzwi zamknęły się za nim ze stonowanym trzaskiem. Przeszedł przez całą długość korytarza, obłożonego dywanem z białych futer, które tłumiły jego głośne skrobanie pazurów o marmurową posadzkę w trakcie chodu. A szedł spokojnie i powoli, nieśpiesznie, choć wewnątrz niego kipiał gniew, który jak dzika bestia rwała się do walki, ale zręcznie trzymał ją na wodzy. Bestia złagodniała wraz z wielkim wdechem świeżego powietrza, które wypełniło po brzegi jego płuca. W końcu na dworze. Od tych duszących perfum i zapachów kwiatów, wypełniających wnętrze pałacu, chciało mu rzygać, kolokwialnie mówiąc. Przepych panujący w pokojach nie odpowiadał jego stylowi bycia. Siedziska zbyt wygodnie zaścielone futrami, że aż od ich siedzenia dupa swędziała niemiłosiernie, a jedzenie zbyt obfite, którym Alfa zażerał się, słuchając prośby Naharys'a. Ogólnie rzecz biorąc, cała ta audiencja swą komicznością i zażenowaniem wprawiła go w niezbyt przyjemny humor, ale osiągnął to, co chciał, nie wysilając przy tym swej elokwencji ani na jotę. To Alfa cały czas gadał i narzekał, jego strata czasu. Mógł od razu się zgodzić, a nie suszyć mu łeb swym narzekaniem na cały świat i jego problemami w Dailoran. No, chyba że staruszek lubił sobie w życiu ponarzekać. Jednakże los, jak gdyby jeszcze nie było mu dość, rzucił na drodze kolejną atrakcję, a mianowicie omal nie zderzył się z jakimś rudym basiorem, który widocznie zanurzony we własnych przemyśleniach, szedł na oślep, w ogóle nie bacząc na drogę. Wilk przyhamował gwałtownie, aż spod jego łap wzleciał tuman kurzu i dosłownie brakowało milimetra, aby ten nie pocałował go w usta. Jego oczy płonące jasnym ogniem, intensywnie rzucały swój blask, jakby rzeczywiście czaiły się w nich piekło. Jakby rzeczywiście przyglądał mu się smok.
  
    Cierpliwie czekał, aż rudy osobnik zejdzie mu z drogi, a w międzyczasie zmierzył go spokojnym wzrokiem, oceniając stan umięśnienia owego basiora. Mięśnie dosłownie uwydatniły się pod jego skórą, gdy ten w napięciu stał w miejscu i czekał na ruch Naharys'a. Mocna szczęka kreśliła się wyraźnie na jego masywnym, krótkim pysku i Exan mógł się spokojnie założyć, że ów osobnik niejednokrotnie pokazywał oponentom, gdzie ich miejsce. Ta duma i jednocześnie drwina w jego oczach dała swe znaki, ale też uspokoił się nieco. Nic mu nie groziło z jego strony, bowiem niejednokrotnie widział podobne wyrazy w oczach tych, którzy po dziś dzień swymi gnijącymi truchłami użyźniali glebę.
— Odsuniesz się, czy mam to zrobić za ciebie? - powiedział groźnie Naharys, co też zaskoczyło go lekko, bowiem planował ująć to bardziej w łagodny sposób, aczkolwiek nie ukrywał też swojego gniewu. Rudy wilk stał jak wbity słup, przyglądał mu się ze zdziwieniem, jakby odkrył nowy rodzaj gada, albo innego ptaka, aż Exan miał ochotę zapytać "Mam coś na pysku?". W końcu obcy drgnął, zamrugał swymi badawczymi oczętami, ale nie zamierzał opuszczać gardy. — Nowy? - rzucił krótko Exan.
— Co?
— Pytałem, czy jesteś tu nowy. - rudy wilk nie odpowiedział od razu, wprzód zmierzył Naharys'a nadawczym wzrokiem, co też uznał za lekką bezczelność, ale trudno — mógł poczekać.
— Zgadza się. Jestem. Przybyłem tu wczoraj.
— Rozumiem. - i z jego słowami nastała dziwna cisza między nimi, w trakcie, gdy wokół szumiały liście, szepcząc coś siebie, ptaki śpiewały dźwięcznie skryte za ich zbitą masą zieleni — zwyczajna melodia lasu. Nie musiał już czuć niepokoju, gdyż gdyby ów samiec chciał rzucić się na niego, zrobiłby to już dawno. Naharys ruszył się z wolna, pewnie stawiając swe kroki, obszedł basiora, aby mu się bliżej przyjrzeć. Długi tułów dźwigający na sobie masywne mięśnie grzbietu i piersi, zakończony był bujnym ogonem. Ogólnie jego płomieniste futro odbijało promienie słoneczne, co też dawało imponujący efekt zderzenia się złota z ogniem, lśniąc przy tym intensywnie.
— Z kim mam... przyjemność? - zapytał po chwili rudzielec, nabierając w tonie lekką nutkę drwiny, co nie do końca spodobało się Naharys'owi. Rzucił mu w pysk ciche warknięcie, zmrużywszy uprzednio swe zielone oczy. Było widać, że ten nie robił sobie nic z jego zachowania, aż chciało mu się pokazać, gdzie pieprz rośnie.
— Naharys. Wojownik Dailoran. - przedstawił się zdawkowym tonem. — Byłeś już u naszego Alfy?
— Jeszcze nie. Właśnie wybieram się na spotkanie z waderą, która ma mnie do niego zaprowadzić. - Naharys tym razem zdał się na lekki, dość ciepły uśmiech i rzekł już luźnym tonem.
— Dobrze. Nie zwlekaj z tym. Nie lubimy tu obcych.
— Co ty nie powiesz? - drwina nie opuszczała rudego basiora, na co Naharys odpowiedział mu cichym śmiechem. Co jak co, pomyślał Naharys, ale drwina w jego wydaniu wychodziła dość zabawnie. — Co cię bawi?
— ...nie zrozumiałbyś. - rzekł Naharys, minąwszy go luźnym, wolnym krokiem, rzucił w jego stronę ostatnie dość ciepłe spojrzenie. — No to na razie.
*
    Idąc za głosem rozsądku, pełne przygotowania do misji rozpoczął następnego dnia, bowiem sama Wataha Reachower znajdowała się niecałe pół dnia drogi stąd. Spakował jedynie same najpotrzebniejsze rzeczy, jakie mogłyby okazać się niezbędne w jego podróży — mapa, kompas to jedynie podstawowe rzeczy, które bezdyskusyjnie musiał zabrać. Ostatecznie stanął w progu z jedynie grubo wypchanym skórzanym tobołkiem, który zarzucił sobie na mocny bark. Nie mógł też zapomnieć o Neferze, zawieszonym na srebrnym łańcuszku, którego ogniwa przybierały kształt trójkątów. Noce bywają mroczne i mimo wyczulonego wzroku, na który nie chwaląc się, Naharys nie mógł narzekać. - lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność.
    Kiedy dotarł do miasta, nie był świadom szczęścia, jakie rzucił w jego stronę los, gdy przy tablicy ujrzał dwójkę wilków. Rudowłosego basiora i towarzyszącą mu niską waderę, która w gruncie rzeczy rzeczywiście nie imponowała wzrostem ani budową. Można by ją porównać do drobnego skowronka o niebieskich lśniących oczach i długim lśniącym czarnobiałym futrze. Jej policzki były drobno nakropione ciemnymi piegami, co jedynie podkreślało jej uroczą aparycję i jeśli Naharys dobrze pamiętał, ich pierwsze spotkanie zapieczętowali w lecznicy, kiedy biały wilk wymagał jej troskliwej opieki medycznej. Tylko zaczął się zastanawiać, co też robi w towarzystwie tego rudowłosego wilka?
~ Byłeś już u naszego Alfy? Jeszcze nie. Właśnie wybieram się na spotkanie z waderą, która ma mnie do niego zaprowadzić. ~ Przypomniawszy sobie ich wczorajszą rozmowę, kojarzył pewne fakty i uśmiechnął się pod nosem. A więc tą waderą okazała się Itami. Jej wysoki towarzysz przyglądał się rozmieszonemu przez Sekirę Denucair zleceniu. Obwieszczającym, że za jego wykonanie czeka sowita nagroda, co też Naharys mógł podejrzewać, że głównie ona była powodem ich uwagi.
— No cześć! - przywitał się ciepło Naharys, starając się również, by tak samo odebrał to rudy basior. Zwrócił w jego stronę swój przenikliwy wzrok, wyszczerzył się w lekkim uśmiechu. — Znowu się widzimy.
— Tak, właśnie. - odparł zdawkowo rudowłosy. — Jeśli zamierzasz przyjąć zlecenie, to zapomnij. Jest nasze.
W jego tonie Naharys odczuł nieprzyjemny roszczeniowy ton, ale biały wilk zignorował to. Wzruszył jedynie ramionami, lecz na zachowanie rudego zareagowała niska wadera.
— Atrehu, nie bądź taki! Z pewnością znajdzie się miejsce jeszcze dla jednego wilka, prawda? - Naharys uśmiechnął się tkliwie do wadery, obdarzając ją serdecznym, pełnym ciepła spojrzeniem, pod którym Itami omal nie oblała się rumieńcem.
— Atrehu? W końcu poznałem twoje imię. - odparł Naharys, podając mu swą łapę, a ten po chwili zastanowienia, uścisnął ją lekko. Na jego krótkim, masywnym pysku w końcu pojawił się serdeczny uśmiech. — No, na to liczyłem! - odrzekł zadowolony Naharys, jakby tylko na to czekał. Na ten niewinny, niewymagający wysiłku ani kosztów grymas, który od razu wprawił resztę w pozytywny nastrój.

< Atrehu >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2896
Ilość zdobytych PD: 1448 + 280 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 2172 PD
Łącznie: 3900 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz