Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

sobota, 22 kwietnia 2023

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Cień Róży"

    Cała ta rozmowa o niechcianym związku, stanowcza, wręcz stalowa wola surowego ojca doprowadzała ją bardziej do przygnębienia, niźli złości. Do tego czasu przypominała sobie wyraz w oczach swego przyszłego męża — ogniki pełne zwierzęcej żądzy krwi. Były one przyzwyczajone do widoków walk i śmierci. Skórze i sierści znane były rany i blizny. Nie wyobrażała sobie życia z nim. Ta wizja była wręcz mętna i nie potrafiła jej zaakceptować w swoim życiu. ~ "Te czasy już minęły. Wadery mają prawo wybierać sobie partnerów."~ Przypomniała sobie słowa rudego basiora. Może i powinna, ale jej uległa natura dosłownie nakazywała skrywać się w cieniu. Ugiąć się pod naciskiem ojca. Nigdy jej nie uderzył, mimo wybuchowego i zadzierżystego charakteru. Nigdy nie podniósł na nią głosu, mimo iż codziennie wydzierał struny, wykrzykując rozkazy do swych podopiecznych. Mimo wszystko ojciec potrafił ugiąć jej wolę samym wzrokiem. Było w nich coś zimnego, nieprzewidywalnego, surowego.
— Itami? - z rozmyślań wyłonił ją głos Atrehu. Spoglądał na nią z lekkim zmartwieniem, troską iskrzącą w płomienisto złotych oczach. Biła od nich także sympatia, podsycana ciepłem i przyjaźnią.
— Tak, Atrehu? - mruknęła wadera.
— Ja... przepraszam... zachowałem się niestosownie. - wadera zerknęła na niego ze zdziwieniem. Zamrugała kilka razy, zakładając, że chyba się przesłyszała. — To twoje życie, nie powinienem się wtrącać.
Naprawdę? Basior myślał, że ja się na niego gniewam za to, że wyciągnął w jej stronę rady, powiedziane z głębi serca. Podpowiedziane przez rozsądek. Zdrowy rozsądek. ~"Żyjemy w czasach, gdzie samice same mogą o sobie decydować. Wybierać partnerów i spełniać marzenia. " ~ Była mu wdzięczna za te słowa. Za to, że miała do czynienia z basiorem, który nie uważa za wadery jedynie ich ciało, którym można kupczyć i wykorzystywać do rodzenia szczeniąt. Ciała do zaspokajania swych pierwotnych żądz. Uśmiechnęła się do niego. Wdzięcznie, ciepło na tyle, ile umiała.
— W porządku, nic się takiego nie stało. Przeprosiny przyjęte. Nie wracajmy do tego.
— Mhm... - Czy ona powiedziała coś nie tak? Jej oczom ukazał się uśmiech basiora, pełny przyjaźni i ciepła, ale także coś innego. Czy on ją uwodził? Na tę myśl podejrzliwie przyjemne ciepło zapłonęło w pobliżu jej podbrzusza, jak i ulokowane pod żołądkiem i sercem. Zakładała, że basior wiedział, jak obchodzić się z waderami. Pewnie miał już niejedną u swego boku. ~ Ojeju, jak mi bogini świadkiem, jakiż on szwarny! Urodziwy. ~ Wbrew jej woli oblała się niesamowitym rumieńcem, spuściła nieśmiało wzrok, dyskretnie podgryzając dolną wargę. Przyspieszyła kroku. Basior nie miał problemu ze zrównaniem się z nią — jej trzy kroki odpowiadały jego jednemu krokowi. Momentalnie poczuła, jak bok Atrehu ociera się o jej brzuch. Odkryła też, że przez większość czasu przyglądał się jej z wyraźnym zainteresowaniem. ~ Czyżbym mu się podobała? Co za szczeniackie myślenie. Itami, ogarnij swój zgrabny tyłek i nie zawracaj sobie nim głowy. ~ Mówił jej wewnętrzny głos. Musiała pamiętać o woli ojca. Dyskretnie westchnęła z żalu.
— Tam znajduje się Centrum watahy. - powiedziała, kiedy dotarli na miejsce. — Obecnie możesz wejść tylko do pałacu. Pójście gdziekolwiek indziej, skutkować będzie obserwacją ze strony straży.
— Hm? Dlaczego? I co w tym złego, że ktoś przechadzałby się po mieście?
— U nas jest ciut inaczej niż wszędzie. - odparła poważnie Itami, przyjrzawszy się ponownie basiorowi. Na jego twarzy widocznie malowało się lekkie zdziwienie. Była więc pewna, że nie wie nic o tutejszych zwyczajach ani... cóż... o tutejszej nieufności wobec obcych. Varona to już co innego. Owszem miasto znajdowało się pod jurysdykcją Dailoran, jeśli chodzi o system karny i podatkowy, lecz jest ona obszarem otwartym dla cudzoziemców, podobnych do Atrehu. Musiałby sprawy załatwić z tutejszym Alfą. Salem akceptował hybrydy, ale... miał nieco sceptyczne podejście do nich.
— Obcy są niezbyt mile widziani. I nieakceptowani. - dopowiedziała Itami.
— Ale...
— Daj mi skończyć. - poprosiła Itami z nieśmiałym uśmiechem.
— Dailoran ma za sobą dość... długą i nieprzyjemną historię.
— Opowiedz. - Atrehu przysiadł koło niej. Tak blisko, że aż brzuchem stykał się z jej bokiem. Tak blisko, że woń, jaką wydzielał basior, była tak intensywna, że wydawać się mogła posiadać swoistą materię. Materię, którą można było spróbować dotknąć językiem... zakręciło się jej w głowie, dlatego zwiększyła nieco dystans między nimi. Nie to, że się jej nie podobało, lecz... sama nie umiała tego opisać w racjonalny sposób. Szybko zajęła myśli opowieścią o Królu Tristanie II i jego bestialskich podbojach i wynikających z tego powodu skutkach. Niewolnicy zakuwani w kajdany, wymuszanie na nich katorżniczej pracy, aby tacy czystokrwiści, jak Salem na ten przykład, mógł cieszyć się dobrem. Dobrem, nie zastanawiając się nawet, przez czyje łapy zostało ono wzniesione, bo cóż znaczy życie tysiąca niewolniczych mieszańców w obliczu królewskiej potęgi?
— Słyszałem o tym. Okrucieństwa nie było końca. Maltretował ich. Pracowali do wycieńczenia, w pełnym słońcu i burzy. Umierali z głodu i pragnienia.
Itami z wrażenia uniosła głowę, spojrzała Atrehu w oczy i uśmiechnęła się do niego z uznaniem. Przystojny, silny i do tego wykształcony. Aż strach pomyśleć, cóż ten osobnik miałby jeszcze do zaoferowania. Nigdy nie była z żadnym basiorem, ku strapieniu rodziców, którzy od jakiegoś czasu zarzekali się, że jak Itami sobie kogoś nie poszuka, to skończy z losem starej panny. ~ Gadanie wilków starszej daty. ~ Pomyślała z niewinnym uśmiechem. Nie wiedząc kiedy, basior zbliżył się do niej ponownie. Wysunął nieco łapę na bok, jakby z zamiarem objęcia ją mocno. Tak się wczuła w opowiadaną historię, że nawet nie zwróciła na to najmniejszej uwagi, kontynuując, skierowała wzrok na zalaną złotym strumieniem promieni słońca polanę, widzianą z góry skarpy.
— Od zarania dziejów każdy król z rodu Nora potępia mieszanie krwi. To się wciąż dzieje...
— Byłem tego świadkiem, gdy przez jakiś czas stacjonowałem w stolicy. Lorund co prawda nie zabija, ale wygania mieszańce z dala. Oczyszcza miasto. Tych, którzy ośmielą się mu przeciwstawić i pod jego nosem połączyć z inną rasą, zamyka w klatce.
— Tak... Nasze miasto również powstało z niewolników. Czas naszego wyzwolenia tak naprawdę nie twa długo. Mój prapradziadek pamięta, jak to było. Obecnie wataha ceni sobie swoich. Wspólnotę, rodzinę. Dopóty, dopóki nie otrzymasz przynależności przez Alfę, jesteś tu obcy. Zagrożeniem. Do tego dochodzi twoja rasowość. Z jednej jesteś wilkiem, z drugiej lisem. Nasz przywódca nie krzywdzi i nie wygania. Toleruje, ale także nie pozwala na pełną swobodę. Jeśli chcesz tu zostać, to z nim musisz porozmawiać.
— Rozumiem... Ale zaraz... wystarczy, że porozmawiam z Salem'em i będę mógł tu być?
— Tak, zgadza się! - pokiwała z uśmiechem głową. Basior również podzielił jej radość, która zrodziła się z nadziei na dłuższy pobyt samca, którego szczerze polubiła. Był wysoki od niej, silniejszy. Był idealnym materiałem na przyjaciela, któremu mogłaby poświęcić czas i swoje odczucia. Nie, żeby patrzyła tylko na jego wygląd i tężyznę, lecz... miał przyzwoity charakter, aczkolwiek bywały chwilę, gdy z niepokojem spoglądała na Atrehu. Wydawało jej się, że pragnie pożreć ją wzrokiem.
— Dobrze, w takim razie chodźmy dalej. Dziś już za późno na audiencje, więc odprowadzę cię do miasta. Tylko... masz czym zapłacić?
— Tak. Bez obaw. Mam kilka dość rzadkich kamieni i Nefer. Do tego na wymianę kilka rzeczy.
— W porządku, zatem w drogę.
— Zanim pójdziemy... spotkamy się jutro?
~ Że co? ~ Rzuciła w myślach Itami, wywalając na wierzch swoje błękitne oczy, a później znienacka niczym szybujący orzeł, dorwał ją przyjemny dreszcz. Przegryzła wargę, tym razem na jego oczach. Zacisnęła mocno palce na wystającym kamieniu, próbując powstrzymać ekscytację.
— Czemu nie. - wydała z siebie jednym tchem. — Byłoby mi bardzo miło.
— Obiecujesz?
— Wiesz, kiedy byłam mała, szczeniaki w Smoczym Zaciszu składały sobie obietnice poprzez złapanie się za łapę i złączenie ze sobą palców.
Z tymi słowy, uniosła swoją łapę. Atrehu podążył za nią i uniósł swoją łapę, którą później chwycił Itami, a potem spletli palce w delikatnym uścisku. Wadera z trudem panując nad jąkaniem, wyszeptała formułkę przysięgi.
— Uroczyście przysięgam, że nie złamię danego słowa. - potrząsnęła lekko łapą, po czym uwolniła ją z uścisku basiora, który nie szczędził jej ciepła, uroku i dziwnego blasku w swoich oczach.
— No to jesteśmy umówieni. - oznajmił po chwili milczenia Atrehu.
*
    Spotkanie umówili następnego dnia przy brzegu jeziora Arkane. Tam, gdzie spotkali się pierwszy raz. Po południu. Mieli dużo czasu, aby przygotować się na następny raz, a za każdym razem, gdy Itami pomyślała o tym, ekscytacja przemieszana z kłującym dokuczliwie stresem, wzrastała na sile. Ekscytacja, że będzie znów mogła zobaczyć się z basiorem, który od samego początku był dla niej miły i uprzejmy. Wiedział, jak obchodzić się z waderami, jak na nie patrzeć, aż jej zapierało dech. A stresowała się tym, że w pewnym momencie zrobi coś głupiego. Coś, na co Atrehu zacznie na nią spoglądać pod innym kątem. Pod tym złym, negatywnym.
~ Ah, ja głupiutka. Zawsze budzi się we mnie ta ciepła klucha, gdy wydarzy się w moim życiu coś ekscytującego. Co mogłoby pójść nie tak? To mądry, wyrozumiały i na swój sposób, miły samiec. Na pewno zaakceptuje moje błędy, jeśli takowe się pojawią. ~
Zanim jednak ich drogi się rozdzieliły, Itami postanowiła, że będzie towarzyszyć basiorowi aż do samej gospody "Prymus". Słynąca z dobrego jedzenia, czystych pokoi no i... cielesnych uciech. Ta atrakcja akurat jest skrycie realizowana, albowiem z tego, co było Itami wiadome, Salem nie pochwalał wszelkich praktyk miłosnych za pieniądze. Aczkolwiek słyszała plotki, że on sam nie szczędzi klejnotów dla pięknych wader.
— No, jesteśmy na miejscu. - oznajmiła w końcu Itami, gdy stanęli przed szyldem z napisem nazwy gospody, wypalonym na kawałku stalowej prostokątnej blachy.
— Ciekawa nazwa. Będziemy dzisiaj prymusami. - skomentował z uśmiechem basior.
Kiedy weszli do środka, w ich nosy uderzył intensywny zapach pieczonego mięsa, a dźwięk skocznych melodii dało się już słyszeć jeszcze za leśną granicą. Czarny, monstrualnie umięśniony basior z czerwoną opaską, podtrzymującą mu włosy, pogrywał na iluzorycznej lutni i harfie, w skupieniu się im przyglądając. To był ten nowy basior — Calem. Itami skrywała to, ale jego widok bardzo ją niepokoił. Sama nie wiedziała, czy to wina jego fizjonomii, która już samym wyglądem odbiera myśli o walce z nim, czy też jego... szorstkiego charakteru. Z tego, co słyszała, nie był miły. Kiedy podeszli do szynku gospodarza, Itami zaniemówiła. Zatrzasnęła język za zębami, bowiem wiedziała, że nie jest dobra w interakcjach międzywilczych, więc pozwoliła, aby Atrehu przejął pałeczkę.
— Witam, szanownych klientów. - powitał ich z uśmiechem basior za szynkiem.
— Chciałbym wynająć pokój. - powiedział Atrehu z pewnością w tonie, który chwycił Itami gorączkowo za serce. Odwróciła głowę na bok, skrywając rumieńce. Jego baryton zabrzmiał tak męsko i jednocześnie władczo, jakby należał do Alfy. Itami znowu dyskretnie przygryzła dolną wargę.
— Oczywiście! Dla jednej osoby? - zapytał, niepewnie spoglądając na małą, zawstydzoną Itami.
Nie trzeba było się obracać, by poczuła na sobie wzrok Atrehu, który odparł po pewnym czasie.
— No cóż, ja to nie miałbym nic przeciwko, gdyby moja przyjaciółka podzieliła ze mną pokój. - odparł żartobliwie Atrehu, uśmiechając się przy tym głupkowato. Itami miała nadzieję, że w tym momencie rudy basior pogrywał sobie z nią, ale w żartach czy też nie, twarz wadery omal nie przybrała pomidorowej kolorystyki.
~ Itami, spokojnie... on żartował przecież... prawda? ~ Spojrzała na Atrehu dość niepewnie, przez co on, widząc jej zafrasowanie, jego oczy natychmiast przybrały łagodniejszy, cieplejszy ton, po czym dodał.
— Spokojnie, żartuję przecież.
*
    Pokój dla Atrehu był przestronny, tonący w złotym świetle słońca, które wpływało przez otwarte okno. Łoże starannie rozścielone ciepłymi futrami, idealnie pomieściłoby na sobie dwójkę, jak nie trójkę wilków. Zgodnie z informacjami gospodarza, posiłek zostanie wydany za piętnaście minut, jeśli taka będzie osobista wola rudego basiora. Atrehu jednak stanął w progu, przyglądając się każdemu kątowi pokoju, jakby chciał się upewnić, czy gdzieś nie czai się niebezpieczeństwo. Wyrobiony odruch, czy coś w tym stylu? A po chwili wszedł pewnym krokiem, bez frasunku rzucił się na futra, rozkoszując się ich miękkością.
— Jak to dobrze znów leżeć w łóżku. - i z tymi słowy, zerknął miło na Itami. — Powiem ci szczerze, że miałem już dość leżenia na zaschniętej trawie.
— Zawsze to miła odmiana. - odparła tonem pełnym sympatii. — To ten... ja już będę musiała iść, bo jeszcze gospodarz sobie pomyśli, że bez zapłaty chcę zamieszkać w twoim pokoju. Widziałam, jak się na mnie dziwnie patrz...
— Zaczekaj. - Atrehu kocim ruchem wstał z łoża i krokami pełnymi gracją, zbliżył się do niej... Szczerze, Itami nie spodziewała się takowego ruchu z jego strony, bowiem gdy ten zbliżył usta do jej ucha, niemal poczuła jego przyjemny oddech, od którego ciarki przeszyły ją na wskroś.
— Dziękuję. - wyszeptał jej to jedno słowo, tonem pełnym wdzięczności i rozpalonej do białości zadziorności, po czym bez żadnego ostrzeżenia złożył na policzku Itami ciepły, wilgotny pocałunek.
Drogi czytelniku, nie chciałbyś widzieć czerwonej twarzy Itami, która aż zadrżała od namiętnego gorąca, który zapłonął w klatce piersiowej i okolicy podbrzusza. Zacisnął się na sercu, które szalało niczym pędzący przez pola rumak. Podejrzewała, że wystarczyłby jeszcze jeden taki pocałunek, aby Itami straciła przytomność.
— Nie.... nie... ma za co. - było widać, że wadera z trudem się wysławiała, jakby na jej gardle zaciskała się niewidzialna dłoń albo pętla.
Jednak akt wdzięczności wobec Itami był nieco większy, gdyż Atrehu szperając coś w swoich rzeczach, wyjął niewielki, lecz wyglądający na drogocenny kamień, zwany szerenitem. Itami nie chciała go przyjąć, było jej zbyt głupio, ale Atrehu zarzekał się, że ma ich mnóstwo. Szerenit był rzadką odmianą jadeitu, więc szczerze wątpiła w prawdomówność basiora, ale z drugiej strony czułaby się źle, że odtrąciła taki ładny podarek, dany z dobroci serca.
— Ładny klejnot dla pięknej wadery. - jak mawiał basior, wręczając jej do łapy jadeit. Kamień miał piękną jadowicie zieloną szatę, po której roztaczały się złote rozgałęziające się pręgi. A gdy Itami spróbowała zacisnąć palce na kamieniu, poczuła, jak w kamieniu pulsuje jakaś moc. Zupełnie jakby trzymała bijące serce. Albo tak jej się tylko wydawało.
— Teraz to ja muszę podziękować tobie.
— Nie trzeba. Odwdzięczysz się, jak spotkamy się znowu.
— Mówiłam, nie łamię danej przysięgi. - z tymi słowy, posłała w stronę basiora perskie oczko. Nie widziała, jak zareagował na ten gest, bowiem odwróciwszy się na piętach, wadera wyszła z pokoju Atrehu. Dało się usłyszeć jej zawołanie z korytarza drugiego piętra.
— Do zobaczenia!
Opuściła gospodę, nawet nie przejmując się towarzystwem i zapachem innych wilków, bowiem w głowie kręcił się jej ten jeden samiec. Mącił jej myśli, wspomnienie jego oczu wprawiały naszą nieśmiałą bohaterkę w niemały zachwyt. Zupełnie jakby przyglądał się jej dumny, potężny smok.
Droga do watahy zajęła jej jakieś półgodziny z hakiem, a trwałaby krócej, gdyby nie stanął na niej nie kto inny, jak...
— Sagel? Co ty tu robisz?
— Itami, moja droga. - powitał ją bez cienia zmartwienia jej zaskoczeniem. — Przyszedłem zobaczyć, jak się moja przyszła partnerka miewa, ale w domu cię nie było...
— Nie możesz się tutaj pokazywać. Jesteś rebeliantem poszukiwanym listem gończym! Zaraz po moim ojcu. Ukryj się, zanim ktoś cię zobaczy!
— Nie boję się. - oznajmił ostro basior, przybliżając się do Itami dwoma pewnymi krokami. — Nikt nie stanie mi na drodze, aby spotkać się z tobą.
Itami westchnęła tylko, od razu złamana jego ostrym tonem, cofnęła się o krok.
— Ukryj się, proszę cię. - odparła cicho.
Sagel jednak nie ustępował i bez cienia wątpliwości, skracał dystans między nimi swymi odważnymi krokami, a Itami zaś niepewnie cofała się, kuląc uszy pod naporem jego pożądliwego wzroku.
— Nikt nie stanie mi na drodze. - powtórzył i zbliżył swoje usta do jej ust, lecz Itami zrobiła zręczny unik. Zaskoczony reakcją basior, przyparł Itami do pnia drzewa, którego nawet nie zauważyła. Swą mocno umięśnioną łapę wraził za delikatną szyję wadery. Wystarczył tylko jeden silny ruch, aby Itami skończyła ze skręconym karkiem, lecz ten czule wpił palce w jej bujne futro. — Chciałbym móc cię poślubić. Tu i teraz! - wyszeptał jej na ucho słowa pełne zadziorności.
— Ale ja cię nie kocham, Sagel. - odparła Itami, próbując odciągnąć go od siebie łapą, napierając na jego masywną, szeroką pierś, lecz to było na nic. Zupełnie, jakby usiłowała przesunąć ogromny głaz. Był o wiele większy, silniejszy i bardziej zdeterminowany w swoich uczuciach do niej.
— Ale pokochasz. Zobaczysz, będę dla ciebie dobry. Starać się będę każdego dnia, abyś była bezpieczna, żeby niczego ci nie brakowało. Będziesz ze mną szczęśliwa, obiecuję ci to.
~ Ale nie będę szczęśliwa. Nigdy nie będę przy tobie bezpieczna. ~ Mruknęła w myślach, bowiem nie odważyła się czegoś takiego powiedzieć Sagel'owi w twarz. Bała się jego gwałtownej natury i wynikających z tego konsekwencji. Nie wiedziała, jak zareagowałby na te słowa. Sagel widząc, że Itami jest w potrzasku, zbliżył ponownie swe usta do jej ust, tym razem z sukcesem dopiął swego. Całował ją łapczywie, mocno, jakby wgryzał się w soczysty owoc i pił jego słodki sok — tylko on w tym układzie korzystał, a ona zaś trzęsła się z odrazy i strachu. Naparł na nią bardziej, czując jego szorstkie futro, wydawało jej się, że jest przez nie pochłaniana. Co więcej, zapach samca mącił jej zmysły, dusiła się nim, robiło się jej niedobrze. Sagel zbliżył się jeszcze bliżej, tak by wadera poczuła jego narastający wzwód. Zapach, sierść.... zapach, sierść... Dusiła się. Sagel odsunął usta, a Itami łapczywie chwyciła powietrze jednym wielkim haustem, że omal się nim nie zachłysnęła. Dyszała ciężko, jej policzki płonęły w szkarłatnym rumieńcu. — Chciałbym pobyć z tobą jeszcze trochę... ale... - wymruczał podniecony basior, odsuwając się nieznacznie. — Ale zmierzam z twoim ojcem na bitwę. Jego rozkaz też jest dla mnie ważny, ale nie martw się, droga Itami. Jeszcze wrócę do ciebie.
~ Nie chcę, żebyś wracał! Obyś tam... ~ Z tymi myślami odprowadzała basiora z niemym krzykiem na ustach i szklącymi się od łez oczami, w trakcie, gdy on pożerał ją swym dzikim wzrokiem. To było dla niej za wiele, nawet nie zauważył jej cierpienia. Jest ślepym głupcem, który myśli tylko o tym, jak ją... dalsze myśli doprowadzały ją do strachu, jak nie zbliżającej się coraz to większymi krokami paniki. Była odczuwalna w okolicy brzucha, zapętlająca się w okolicy serca, które chciało jej wyskoczyć z piersi. Bała się go panicznie.
~ Atrehu, gdzie jesteś?! ~ Myśl o nowo zapoznanym samcu, uspokoiła ją nieco, lecz nie powstrzymała u wadery płaczu. Smutek. Odraza i strach.
*
    Następny dzień przywitał ją wraz ze śpiewem ptaków i radośnie sypiącymi się promieniami słońca przez okno. Mimo tego, wspomnienie z wczorajszego spotkania doskonale popsuło jej humor. Poranne śniadanie z trudem przecisnęło się przez jej zasuszone gardło. Napiła się naparu uspokajającego, przygotowanego przez matkę, lecz i to niewiele pomogło. Pocieszała się jedynie tym, że niebawem spotka się z Atrehu. On by zrozumiał jej problem, wiedziała i czuła to. Mogła się mu zwierzyć, ale...
~ Itami, ty go ledwo znasz... ~ Lecz mimo wszystko wcześniej wziął sobie jej problemy do serca. ~ Nie. Nie chcę go zadręczać swoimi bolączkami, z pewnością ma swoje własne. ~ Kiedy jednak przypomniała sobie wyraz jego ciepłych oczu, od razu poczuła niemałą ulgę, które rozgromiła niepokój, gnieżdżący się w okolicy serca. Jego bicie uspokoiło się znacznie.
— A o czym tak marzysz, siostrzyczko? - zapytała z żartobliwym uśmieszkiem, gdy ujrzała Itami wpatrzoną nieobecnym wzrokiem gdzieś w kąt pokoju, z zawiśniętym kawałkiem mięsa, sterczącym w jej pazurach. Atrehu rozpłynął się jej w myślach niczym rozpuszczony w ciepłej wodzie cukier.
— A nie, o niczym.
— Pewnie o swoim narzeczonym, co?
Sagel... znów pojawił się on. Jej myśli nawiedził ten sam dziki wyraz jego oczu, zadziorny uśmieszek i poczucie duszności, gdy tak przyciskał swe ciało do niej. Chandra wróciła, zmora jej życia wróciła na nowo i odebrała chęci do wszystkiego. Nawet do jedzenia. Powiem więcej, zbierało się jej na wymioty. Zadrżała tylko, gdy przypomniała sobie dotyk Sagel'a na swej szyi, zacisnęła zęby, tłamszona obrzydzeniem. — Itami, dobrze się czujesz? - spytała zmartwiona siostra, przyglądając się Itami z narastającym niepokojem. — Chcesz iść do medyka?
— Przecież to ja jestem medyczką. - kochała swoją siostrę, ale czasami więcej mówiła, niż myślała, a teraz jeszcze miała za złe Muiri, że przywróciła pamięć o nim. — Nic mi nie jest. Po prostu chcę być sama. Chcę się przewietrzyć, zanim zajrzę do lecznicy.
— Jesteś tego pewna?
— Tak - odparła krótko.
Było jej niedobrze nawet przed samym spotkaniem z Atrehu. Siedziała przy skrzącym się w promieniach słońca, spokojnie szumiącym jeziorze Arkane, więc pomyślała, aby tę chwilę umilić sobie kąpielą. Zsunęła z biodra swą torbę na lekarstwa, prezent od siostry. W jej wnętrzu natknęła palcami na zimny metal naszyjnika, który zamówił dla niej Gaspar. Tak bardzo chciała poczuć jego dotyk, pomyśleć o bracie...
Chłodna woda orzeźwiła jej drobne ciało, wprawiając w niewielkie drżenie, westchnęła cicho i zanurzyła się w niej, aż po szyję. Zmoczyła przyjemnie jej futro, pieściła chłodno skórę, pozwalając, aby zmyła z niej ten zapach... to wspomnienie z wczorajszego feralnego dnia. Oparła się plecami o najbliższy głaz, tkwiący samotnie przy brzegu Arkane i całkowicie poddała się przyjemności z kąpieli.
Tej chwili nawet myśl o Sagel'u nie była w stanie zakłócić jej relaksu, pragnęła się odciąć od wszystkiego...
— Widzę, że zamieniliśmy się rolami. - odezwał się nagle znajomy głos kogoś, o kim niemal kompletnie zapomniała. Zerwała się nagle, niemal nie zachłystując się wodą, która napłynęła jej do ust. — Teraz to mi przyszło podglądać cię.
— Do końca będziesz mi to wypominać?
— Hmm... Pomyślmy... Tak! - odparł z głupkowatym uśmiechem, który od razu przywrócił ciepło w sercu Itami. Przyznać musiała, że brakowało jej widoku samca, jego podejścia do życia i przyjaznego, aczkolwiek płomiennego temperamentu.
— W takim razie przyłącz się do mnie, wtedy nie będzie mowy o żadnym podglądaniu.

< Atrehu? >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3408
Ilość zdobytych PD: 1704 + 340 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 2556 PD
Łącznie: 8730 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz