Spoglądał na nią z góry i oblizując powoli pieczołowicie swój lewy policzek, darzył Itami ciepłym wyrazem swych płomiennych oczu, które wręcz zachęcały do śmielszych kroków ~ " Tak, dokładnie tak, maleńka. Zbliż się, nie bój się mnie dotknąć". ~ Lecz zanim zdążyła zrobić cokolwiek, ten powoli zbliżył swoje usta, które delikatnie musnęły jej wargi. Usta same złożyły się do pocałunku, basior ją idealnie w tym poprowadził. Jego wargi były ciepłe i mokre od śliny. Coś przyjemnego chwyciło ją za serce, coś jakby delikatne skrzydełka motyla muskały jego ścianki, zmuszając do coraz to szaleńczego bicia. Niewiarygodne ciepło graniczące z podnieceniem zapłonęło wzdłuż ciała od klatki piersiowej, aż do podbrzusza... w tamtym momencie zdała sobie sprawę, że zaczęła wilgotnieć... i to nie była sprawka wody, w której stali, aż po szyję. Czy basior czuł to samo? Jakieś odruchy ciała na podobne doznania?
~ Czy ja go podniecam? ~ Rzuciła w myślach, gdy ten swym językiem rozwarł delikatnie jej usta i zaczął nim ocierać się o podniebienie. W rytmie jego pocałunków ruszała lekko głową, stykając się z nim językiem, aż przy tym wszystkim brakowało jej tchu. Czy tak to właśnie wygląda? Pocałunek kogoś, kogo darzyła nieco cieplejszym uczuciem, niż swego narzeczonego? ~ Jeśli tak, do diabła z Sagel'em i moim ojcem! ~ Ich usta i języki się rozłączyły. Z rosnącym gorącem spoglądała, jak drobna struga śliny ścieka z ust Atrehu, a oczy były niemal zamglone. Czyżby go naprawdę... no wiecie...
Odkąd go ujrzała, marzyła o tym, aby móc go dotknąć, cieszyć się nim całą sobą. Przejechała łapą od mocno umięśnionej szyi, zjeżdżając w dół, kreśliła opuszkami palców niewidoczne symbole wzdłuż przegród międzyżebrowych, okrytych sporą warstwą mocnych mięśni piersiowych. Palce wręcz niknęły w jego przemoczonym futrze — nie mogła uwierzyć własnym oczom.
~ Dlaczego pozwala mi na taką zuchwałość? ~Rzuciła w myślach wadera, nie wiedząc, nawet kiedy zjechała łapą coraz to niżej, ku jego rozpalonemu podbrzuszu... ~ Na wszystko, co święte, co ja wyrabiam?! ~ Z tymi myślami odbiła łapą w bok, ku umięśnionym biodrom, ale mogła jedynie podejrzewać, że basior czekał na to, aż... aczkolwiek Itami nie ukrywała, że przez ułamek sekundy pragnęła go dotknąć. Poczuć jego wzwód, lecz wiedziona głosem rozsądku, który w końcu przekrzyczał barierę jej rozkoszy, zrezygnowała. Zamiast tego wtuliła policzek w pierś basiora, słysząc melodię jego serca, które podobnie jak u niej, waliło mocno, aż dziw iż nie rozwaliło przy tym kościanej klatki i nie wydostało się na zewnątrz, barwiąc jezioro Arkane burgundowym strumieniem. Jednakże wydawało się jej, że jego organ zamiast krwi, pompuje żywy ogień. ~ Nie zostawiaj mnie. Bądź przy mnie, już na zawsze, mój przyjacielu! ~ Z tymi myślami trwała w jego objęciach, ciesząc się tą chwilą, która wydawała się wiecznością.
*
Kiedy jej futro wreszcie wyschło, wsunęła na zgrabne biodro swą skórzaną torbę medyczną, poprawiając przy tym paski i regulując ich ucisk. Atrehu przyglądał się tej czynności z nieodpartym rozochoceniem. Śledził ożywionym wzrokiem ruchy jej bioder, zatrzymał się przez pewien czas na jej pośladkach, kiedy ta, zajęta siłowaniem się z zaciskami, nie zwracała na niego żadnej uwagi.— Daj, pomogę ci. - zaofiarował się Atrehu tonem ciepłym, iście przyjaznym. Itami bez słowa sprzeciwu, zerknęła na niego zachęcająco. Basior pomimo niedźwiedzich łap zręcznie się nimi posługiwał, a Itami nie chcąc utracić nadarzającej się okazji na niewinny psikus, musnęła jego nos swym długim, puchatym ogonem, pilnując jednocześnie, aby nie odkryć przed nim zbyt wiele. Czuła, jak basior sycił się jej zapachem i z zakreślającym się powoli psotnym uśmiechem na smukłym pyszczku, pacnęła go końcówką ogona w nos. Czmychnęła przed nim z wesołym piskiem i zaśmiała się głośno, gdy ten chciał pochwycić ją w swój mocny uścisk.
— Złap mnie, jeśli umiesz! - zawołała dziarsko wadera, dumnie unosząc podbródek.
— Uciekaj, póki możesz! - oznajmił Atrehu, zbliżając się powoli, jak czujny łowca do swej ofiary i oblizując swoje umięśnione policzki. — Bo gdy cię złapię, nie będę znał litości.
— Oh, nie! - zawołała i umknęła przed nim w gąszcz rosnących olch. Cichy bieg, szelest liści i ich głośne oddechy, te odgłosy współtworzyły w tym momencie jedną melodię dla ich uszu. Serce Itami wręcz chciało skakać z radości, że spotkała na swojej drodze kogoś takiego, jak... on. Czyżby to było zauroczenie? Czyżby niewinne zauroczenie? Takie, które zazwyczaj pojawia się u wader w wieku nastoletnim, gdy ich oczy na swej drodze napotkały młodzieńców w podobnym wieku... ale on był starszy od niej. Dojrzalszy... a to oznacza, że... ~ Mogłabym mieć z nim szczeniaki. ~ Pomyślała skrycie Itami. Nie. Nie chciała na razie o tym myśleć. Była jeszcze młoda na rodzenie, a tym bardziej za wcześnie na planowanie z rudym basiorem cokolwiek. Rozsądek zwyciężył nad emocjami. Za krótko się znali, aby próbować wejrzeć w dalszą przyszłość, która i tak była dla Itami jedną wielką niewiadomą. Równie dobrze na miejsce Atrehu może wskoczyć ten Sagel. Tylko od niej zależy, czy to się zmieni, czy też ulegnie pod naciskiem ojca i z pokorą zgodzi się na swój los... Los wadery, która będzie zmuszana rodzić szczeniaki basiorowi, który jest jej niemalże śmiertelnie obojętny. Los wadery, która budząc się każdego ranka, będzie czuć jego zapach, który zostawił na niej poprzedniej nocy. Los wadery, która będzie zerkać obojętnie na powroty swego partnera i zapomni, co to jest śmiech. Chciałaby, aby przy konfrontacji z ojcem, towarzyszył mu on — Atrehu. Przy nim byłaby pewna, że dopnie swego i tym samym przekreśli dalsze plany, co do zaręczyn z Sagel'em. A gdyby sprawy przybrały całkiem odmienny obrót, pragnęła, by Atrehu bronił ją przed narzeczonym, który w gruncie rzeczy, mógłby być zdolny do wszystkiego. To morderca. Zabójca.
— Stój! - oboje stanęli jak zaklęci w kamień. Itami w dodatku wygięła kręgosłup w delikatny łuk ze strachu, który przeszył ją nagle. Z początku myślała, że to jakiś zwiadowca bądź czujka, patrolująca okolicę, która nie rozpoznała zapachu Atrehu. Samiec jak na razie był obcy dla watahy i nie mógł swobodnie poruszać się po tych terenach — no, chyba że jest w towarzystwie kogoś z Dailoran. Okazało się ostatecznie, że to nie była żadna czujka, lecz Amaru we własnej osobie! Nie bardzo czuła komfort przy tym osobniku, zawsze był dla niej taki oschły i niemiły. Itami lubiła sobie wmawiać, iż to kwestia jego skomplikowanego charakteru, spowodowany trudnym dzieciństwem bądź innym urazem. Tutaj w Dailoran prawie każdy dźwigał na swych barkach bagaż trudnych doświadczeń. — Nie ruszaj się! - z głośnym warknięciem Amaru zbliżył się do nich. Mocne zdziwienie dorwało waderę, gdy widząc jak ten nieprzyjemny osobnik, podszedł do Atrehu, rzucił jej szybkie, niezbyt przyjemne spojrzenie, po czym się schylił sztywno. Z początku wydawało jej się, że Amaru przed zabawą w zielarza musiał uderzyć się mocno w czerep, bowiem na własne oczy widziała, jak basior o postrzępionych piórach bije pokłon przed rudym basiorem. Dopiero po chwili zorientowała się, że ten dziwny ruch Amaru oznaczał coś innego — to była wina samotnie rosnącego ziela, którego Atrehu omal nieumyślnie zgniótłby pod swoją łapą. — O mało go nie zdeptałeś. - rzucił gniewnie pod nosem i ostrożnie pazurem uciął roślinę w połowie cienkiej łodyżki i zaczął ją badać wzrokiem, czy nigdzie nie została uszkodzona. Itami momentalnie rozpoznała tę roślinę po jej strzelistych turkusowych płatkach i wystających, niezapylonych pręcikach, wyrastających ponad centrum kilka milimetrów.
— Co to za roślina? - zapytał Atrehu.
— Lupux Exilitus. Nie sądzę, by ktoś taki jak ty, wiedział, do czego służy.
~ No co za cham! ~ Rzuciła w myślach, bowiem powiedzieć tego odwagi nie miała, lecz nie ukrywała, iż nie spodobało jej się to, w jaki sposób odezwał się do przyjaciela. ~ Nawet go nie znasz, a już oceniasz jego wiedzę na podstawie jego wyglądu? Że w przeciwieństwie do ciebie jest wysokim i umięśnionym basiorem? ~
— Frędzel pięciolistny, stosowany do leczenia zakażeń. W małych dawkach uśmierza także ból, a w dużych niszczy tkanki niczym kwas. - Itami z wielkim zaskoczeniem i podziwem spojrzała na Atrehu, który z uwagą śledził reakcję Amaru na jego błyskotliwą wiedzę. Znają się od wczorajszego dnia, a już zdołała zebrać o tym osobniku tak sporo informacji. Normalnie ideał basiora. Amaru jednak nie robił sobie nic z jego odpowiedzi, rzucił Atrehu szybkie spojrzenie i chciał już odejść, lecz zatrzymała go Itami krótką zaczepką.
— Amaru, zaczekaj! Czy miałbyś może...
— Do rzeczy! - warknął zniecierpliwiony basior!
— Nie podnoś na nią głosu! - zagrzmiał Atrehu, aż niemal podskoczyła z niepokojem, wyginając kręgosłup w niewielki łuk. Czuła nieprzyjemny przewrót w żołądku, kiedy słyszała czyjeś wrzaski gniewu. Kątem oka pozwoliła sobie zerknąć na oczy rudego basiora. Kipiały ostrzegawczym gniewem i zimną pogardą, więc chcąc załagodzić jego zapędy, zbliżyła się nieco, otarła się dyskretnie o jego brzuch i szepnęła.
— Atrehu, proszę. - złagodniał, jak baranek, ale spuścić wrogiego wzroku z Amaru nie miał zamiaru — widać było, że chce zachować dominację w tym sporze, oko w oko, co niezwykle spodobało się waderze.
~ Silny, dumny, szarmancki, romantyczny, wykształcony, mądry i władczy... ~ Pomyślała Itami i miała ochotę jęknąć, dając tym samym upust swemu już i tak wielkiemu zachwytowi, ale powstrzymała się wszelkimi siłami swej woli. Westchnęła szybko i kontynuowała.
— Czy masz może jeszcze te zioła, które ostatnio brała od ciebie moja siostra? Rogożmijca jaskrawego.
— Tak. U siebie. Będę wieczorem w lecznicy. Masz czas do osiemnastej.
— W porządku. - Itami mruknęła ściszonym, przygaszonym tonem, okazując tym samym swą uległość. Z niemym zmartwieniem i przygnębieniem obserwowała, jak basior odchodzi bez dalszego słowa pożegnania, z dumnie uniesioną głową i nadąsaną miną. — Atrehu...
— Wszystko jest ok. Wybacz. - odezwał się po chwili. W jego tonie przebudziła się troska i spokój, który zadziałał na skołatane serce wadery, niczym plaster miodu na gorycz, wzbudzoną opryskliwością samca. I tym, że tak ulegle zgadzała się na wszystko. — Już niedaleko. Idziemy?
— Ja... Ja też przepraszam, że zabrałam ci ten czas. Chodź, bo znów nie zdążymy na audiencję, a tutaj już południe za nami.
*
Pałac górował nad wszystkimi budynkami w Centrum Dailoran, rzucając na nie swój monstrualny cień. Czerwone dachówki pałacu, zalane promieniami słońca lśniły niezwykle bogato, jakby zostały wykonane z krwawego złota. Okna wysokich wież bez ustanku wpatrywały się w zatłoczone ulice, skąd Alfa miał widok na całe życie miasta i mógł obserwować jego rutynowy tok. Zanim stanęli przed wysokimi, inkrustowanymi złotem drzwiami, musieli pokonać pnące się w górę marmurowe białe schody, które trafnie kontrastowały się z balustradami, wykonanymi z czerwonego mahoniowego drewna. Itami nieśmiało zapukała w twarde drewno i wyczekiwała na dźwięk czyichś kroków za drzwiami, wtulając się w bok samca, któremu ufała bezgranicznie. Nie każdy może liczyć na taki sam gest. Po chwili otworzył im rosły, imponująco umięśniony basior z obojętnie wykrzywionym wyrazem twarzy i powitał ich chłodem swych stalowoszarych oczu.— Witaj. - wyskoczył Atrehu, zanim Itami zdołała cokolwiek powiedzieć. Otworzyła pysk i po chwili go zamknęła, wybierając milczenie. Strażnik z niemym zainteresowaniem przyglądał się im, czekał jedynie na powód ich wizyty. — Chciałbym się spotkać z Salemem...
— Mówisz o Alfie tej watahy! Bacz na swój język i zwracaj się do niego, odpowiednio go tytułując! Jesteś tutaj nowy. - to było stwierdzenie niż pytanie. — Pewnie chcesz z nim omówić kwestie przynależności do watahy? Chodź ze mną... a ty gdzie, moja droga? - zwrócił się do Itami, która chciała krok za Atrehu wejść do środka, ale jej drogę zastąpiła silna łapa strażnika. — Masz jakąś sprawę do Alfy?
— N... nie. - wyjąkała Itami, spuszczając przerażony wzrok na stopy strażnika, uzbrojone w długie pazury, w każdej chwili gotowe do cięcia. — Ja... chciałam tylko towarzyszyć mojemu przyjacielowi.
— Dobrze, ale bez żadnych psikusów, moja droga. Pamiętaj, że jesteś w pałacu czcigodnego Alfy i procedury zwracania się do niego z szacunkiem, ciebie też obowiązują!
W przeciwieństwie do tego, jak zwracał się do Atrehu, jego ton nieco zmienił się w stosunku do Itami. - brzmiał on pobłażliwie, jakby zwracał się do małej dziewczynki. Aczkolwiek zwracał się z pełną powagą, która zmuszała do stanowczego posłuszeństwa. Itami była taka słaba, że nie umiała się przeciwstawić.
Szli szerokim korytarzem, w którym było pełno drzwi z czerwonego, starannie rzeźbionego drewna, które skrywały za sobą mnóstwo pokoi, przystrojonych takim przepychem, jakim nawet Itami nie była w stanie sobie wyobrazić. Bogato zdobione meble, dźwigające flakony z drogiej porcelany, mijali długie, podpierające łukowate sklepienie marmurowe kolumny, pokryte głębokimi żłobieniami, na których dnie zostały wyryte złote litery, których ciąg tworzył zdania kantyczki religijnej pieśni do Sol. Każda pominięta kolumna, to koniec jednej zwrotki i zaczęcie drugiej, która znaczyła następną kolumnę i tak dalej, aż znaleźli się w okrągłej sali, przeznaczonej dla gości czekających na audiencję.
— Tutaj możesz usiąść. - zwrócił się do Atrehu przyboczny strażnik, wskazując na bogato wyścieloną białym futrem sofę. — Alfa Salem niebawem powinien się zjawić.
Atrehu wydawał się być pod napięciem, bowiem jego mina nie wyrażała już niczego, jedynie przyglądał się z uwagą w oczach stojących na baczność, niewzruszonych niczym strażników, którzy swoją postawą przypominali posągi. Ich wzrok był nieruchomy, mięśnie sztywno napięte pod grubą skórą, jak u słoni. Itami mogła jedynie pocieszać Atrehu swym niewinnym, pokrzepiającym uśmiechem.
~ Wszystko będzie dobrze, Atrehu. Zobaczysz!
*
Audiencja była długa, przepełniona katorżniczą biurokracją. Atrehu dostał pokaźny stos dokumentów, zwojów i innych ksiąg, z którymi musiał się zapoznać, nim zostanie oficjalnie ogłoszony członkiem watahy. Ona, czy jej matka, nie mieli takich problemów, bowiem same ich narodziny na owych ziemiach, oznaczało natychmiastowe przynależenie do Dailoran. Ciągnęło się to w nieskończoność, a Itami jedynie, co mogła, to duchowo wspierać Atrehu i pomagać mu zapoznawaniu się z zasadami, informacjami, wypalonymi na pożółkłych pergaminach.
Po złożeniu paru podpisów we wskazanych miejscach, ku zdziwieniu Itami, dowiedziała się, że Atrehu potrafi panować nad ogniem, bowiem nie potrzebował niczyjej pomocy przy składaniu własnego pisma. A gdy wyszli, zastał ich pomarańczowe niebo i skrywające się za Górami Kirana zachodzące słońce. Alfa dopilnuje, że całe Dailoran dowie się o jego członkostwie w watasze, a jemu nakazał zapoznanie się z pozostałymi jej członkami. I wtedy Salem rzucając Itami szybkie spojrzenie, choć wiedziała, że za ich zasłoną czai się wzgarda hybrydami, takimi jak ona. Dodał, że skoro wadera jest u jego boku, równie dobrze sama może mu ich przedstawić i tak skończyła się audiencja.
Salem był starszym, rozleniwionym basiorem o bujnej, zdrowej sierści mieniącej się we wszystkich odcieniach szarości, lecz jego ciemno - bursztynowe oczy obserwowały ich z nieprzerwaną uwagą. Wiedziała, że nie jest w stanie zaufać hybrydom, lecz chwała mu za to, że ich toleruje pod dachem swojej watahy. Każdy bowiem wiedział, że Salem miewał podobne poglądy i prowadził taką samą politykę antyhybrydową, co Król Lorund, lecz nie wyganiał ich z watahy. Okazywał im swoją niechęć tym, że zabraniał im zajmować znaczące stanowiska, pozwalając tym samym na ich poniewierkę, lecz jak Itami stwierdziła po minie Atrehu, spodobała mu się funkcja wojownika. Zawsze wiedziała, odkąd go ujrzała, że swoją fizjonomią nadaje się do tej fuchy, aczkolwiek wiedzę też miał bogatą. Zastanawiała się, czemu więc nie zajął stanowiska zielarza, Z tego, co pamiętała Itami, było jeszcze wiele miejsc na tę pracę. Nie była ona jakaś nerwowa, zabierająca sporo stresu. Praca przy ziołach bywała relaksująca i uspokajająca, a także wielce satysfakcjonująca! Chyba, że wadera jeszcze czegoś o Atrehu nie wiedziała?
— I jak? Cieszysz się, że należysz do watahy? - spytała ze szczerym uśmiechem Itami, podskakując w trakcie chodu.
— Pewnie! Aczkolwiek ten cały Salem... nieprzyjemny z niego typ. Zwracał się do mnie, jak do niepełnosprawnego i obracał nerwowo oczami, gdy czegoś nie do końca zrozumiałem.
— Nasz Alfa to trudna postać. - odparła Itami wyrozumiałym tonem. — Zawsze był krytykowany przez swojego ojca, który faworyzował jego siostrę...
— Ale to nie zmienia faktu, że powinien jakoś... no wiesz? Zachowywać się jakoś uprzejmie w stosunku do nowych wilków. Ah, nieważne. Przeszliśmy to, co mieliśmy przejść. - mruknął Atrehu i po chwili obdarzył Itami psotnym, aczkolwiek jednocześnie tajemniczym spojrzeniem. — I co by tu porobić?
— Chodźmy jeszcze na spacer! Albo... pójdziesz ze mną do Amaru po te zioła dla mojej siostry? Byłabym zobowiązana.
— Jasne i nie musisz się czuć zobowiązana. Zrobię to z przyjemnością. - i po tych słowach puścił Itami perskie oczko. Wadera, jakby miała zakodowane w systemie na podobne wybryki samca, reagowała tym samym — przygryzała wargę.
— W takim razie chodźmy.
Lecznica znajdowała się nieco zatopiona w głąb lasu, który ciągnął się aż do samej Varony, a dalszą część ich wędrówki spędzili na pogaduszkach o byle czym. Zwyczajne błahe tematy, dotyczące pogody, dni w pracy. Lecznica była pusta, brakowało w niej pacjentów, więc jedynie czym mogła się Itami cieszyć, to zobowiązującym urlopem. A w rzeczywistości musiała spędzać czas z Amaru, pomagając mu przy hodowaniu i pielęgnowaniu ziół. Wiedziała, że jest oschły i nieprzyjemny, ale starała się przyzwyczaić do jego burzliwych humorków. Nagle pasek jej biodrowej torby poluzował się i spadł na ziemię. Itami chcąc ją podnieść, nieświadomie uczyniła coś, czego nie powinna była czynić przed samymi oczami Atrehu. Wadera miała wpojony jakiś dziwny nawyk, którego nabawiła się w dzieciństwie, że gdy schylała się po coś, uginała też lekko kolana, co też w oczach Atrehu mogło kojarzyć się dość... cóż... jakby to powiedzieć...
Kiedy wadera chciała poprosić basiora o pomoc przy założeniu torby, spostrzegła, że ten dziwnie się na nią wpatrywał. Jego wzrok był ożywiony, strzelał zamglonymi iskrami, jakby przed chwilą nawdychał się perfum o niespotykanej woni.
— Atrehu? - spytała niepewnie Itami.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3071
Ilość zdobytych PD: 1535 PD + 300 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 2302 PD
Łącznie: 12867 PD
Po złożeniu paru podpisów we wskazanych miejscach, ku zdziwieniu Itami, dowiedziała się, że Atrehu potrafi panować nad ogniem, bowiem nie potrzebował niczyjej pomocy przy składaniu własnego pisma. A gdy wyszli, zastał ich pomarańczowe niebo i skrywające się za Górami Kirana zachodzące słońce. Alfa dopilnuje, że całe Dailoran dowie się o jego członkostwie w watasze, a jemu nakazał zapoznanie się z pozostałymi jej członkami. I wtedy Salem rzucając Itami szybkie spojrzenie, choć wiedziała, że za ich zasłoną czai się wzgarda hybrydami, takimi jak ona. Dodał, że skoro wadera jest u jego boku, równie dobrze sama może mu ich przedstawić i tak skończyła się audiencja.
Salem był starszym, rozleniwionym basiorem o bujnej, zdrowej sierści mieniącej się we wszystkich odcieniach szarości, lecz jego ciemno - bursztynowe oczy obserwowały ich z nieprzerwaną uwagą. Wiedziała, że nie jest w stanie zaufać hybrydom, lecz chwała mu za to, że ich toleruje pod dachem swojej watahy. Każdy bowiem wiedział, że Salem miewał podobne poglądy i prowadził taką samą politykę antyhybrydową, co Król Lorund, lecz nie wyganiał ich z watahy. Okazywał im swoją niechęć tym, że zabraniał im zajmować znaczące stanowiska, pozwalając tym samym na ich poniewierkę, lecz jak Itami stwierdziła po minie Atrehu, spodobała mu się funkcja wojownika. Zawsze wiedziała, odkąd go ujrzała, że swoją fizjonomią nadaje się do tej fuchy, aczkolwiek wiedzę też miał bogatą. Zastanawiała się, czemu więc nie zajął stanowiska zielarza, Z tego, co pamiętała Itami, było jeszcze wiele miejsc na tę pracę. Nie była ona jakaś nerwowa, zabierająca sporo stresu. Praca przy ziołach bywała relaksująca i uspokajająca, a także wielce satysfakcjonująca! Chyba, że wadera jeszcze czegoś o Atrehu nie wiedziała?
— I jak? Cieszysz się, że należysz do watahy? - spytała ze szczerym uśmiechem Itami, podskakując w trakcie chodu.
— Pewnie! Aczkolwiek ten cały Salem... nieprzyjemny z niego typ. Zwracał się do mnie, jak do niepełnosprawnego i obracał nerwowo oczami, gdy czegoś nie do końca zrozumiałem.
— Nasz Alfa to trudna postać. - odparła Itami wyrozumiałym tonem. — Zawsze był krytykowany przez swojego ojca, który faworyzował jego siostrę...
— Ale to nie zmienia faktu, że powinien jakoś... no wiesz? Zachowywać się jakoś uprzejmie w stosunku do nowych wilków. Ah, nieważne. Przeszliśmy to, co mieliśmy przejść. - mruknął Atrehu i po chwili obdarzył Itami psotnym, aczkolwiek jednocześnie tajemniczym spojrzeniem. — I co by tu porobić?
— Chodźmy jeszcze na spacer! Albo... pójdziesz ze mną do Amaru po te zioła dla mojej siostry? Byłabym zobowiązana.
— Jasne i nie musisz się czuć zobowiązana. Zrobię to z przyjemnością. - i po tych słowach puścił Itami perskie oczko. Wadera, jakby miała zakodowane w systemie na podobne wybryki samca, reagowała tym samym — przygryzała wargę.
— W takim razie chodźmy.
Lecznica znajdowała się nieco zatopiona w głąb lasu, który ciągnął się aż do samej Varony, a dalszą część ich wędrówki spędzili na pogaduszkach o byle czym. Zwyczajne błahe tematy, dotyczące pogody, dni w pracy. Lecznica była pusta, brakowało w niej pacjentów, więc jedynie czym mogła się Itami cieszyć, to zobowiązującym urlopem. A w rzeczywistości musiała spędzać czas z Amaru, pomagając mu przy hodowaniu i pielęgnowaniu ziół. Wiedziała, że jest oschły i nieprzyjemny, ale starała się przyzwyczaić do jego burzliwych humorków. Nagle pasek jej biodrowej torby poluzował się i spadł na ziemię. Itami chcąc ją podnieść, nieświadomie uczyniła coś, czego nie powinna była czynić przed samymi oczami Atrehu. Wadera miała wpojony jakiś dziwny nawyk, którego nabawiła się w dzieciństwie, że gdy schylała się po coś, uginała też lekko kolana, co też w oczach Atrehu mogło kojarzyć się dość... cóż... jakby to powiedzieć...
Kiedy wadera chciała poprosić basiora o pomoc przy założeniu torby, spostrzegła, że ten dziwnie się na nią wpatrywał. Jego wzrok był ożywiony, strzelał zamglonymi iskrami, jakby przed chwilą nawdychał się perfum o niespotykanej woni.
— Atrehu? - spytała niepewnie Itami.
< Atrehu? >
Ilość napisanych słów: 3071
Ilość zdobytych PD: 1535 PD + 300 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 2302 PD
Łącznie: 12867 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz