Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

wtorek, 18 kwietnia 2023

Od Itami do Atrehu ~ "Cień róży"

    Przez dwie minuty, a przynajmniej tak się jej zdawało, słuchała pieśni urodzinowe na jej cześć, z jasnych powodów, dla których wadery takie jak ona, wkraczają w wiek dorosłości. Doczekała się swych dojrzałych dwóch lat w towarzystwie jej najbliższych. Jej matka Zuri, niska lisica o brązowo-kremowej, bujnej sierści siedziała obok niej, przy wysoko pnącym się ciepłym ognisku. Nad nią górował wysoki, masywny mieszaniec, który specjalnie na tę okazję osobiście upolował i przytargał pokaźną lochę, obecnie skwierczącą nad jęzorami ognia. Wilk nazywał się Tiru i w tym szczególnym dniu, szczycił się przywilejem bycia ojcem jubilatki — złoty blask ognia uderzał wręcz w jego czarno-beżowe, gęste futro, co też dla niektórych była to okazja na wgląd niektóre blizny basiora, które ledwo niknęły pod włosiem. Niektóre były szpetne, a niektóre nawet ładnie zagojone. Tiru nosił je z dumą, jako niby odznaki, symbole jego wielu odważnych walk. Tiru zniżył ku Itami głowę, złożył ciepły i troskliwy pocałunek na jej czole, po czym mruknął dumnie.
– Moja mała medyczka — i nie wiedzieć kiedy, silne i masywne ramię ojca przygarnęło Itami do jego ciała. Itami z westchnieniem wtuliła policzek w pierś ojca, z miłością wsłuchiwała się w bicie jego serca. Jej ojciec był wilkiem o dość pospolitej urodzie, co nie oznacza, że kompletnie szpetnej. Jego policzki obrastała gęsta warstwa futra, jakby bokobrody, szczyt jego głowy zaś zdobiła misterna, czarna jak noc grzywa, która opadała na lewe oko, jak u ogiera. I miał też siłę ogiera.
Niebawem miał wyruszyć w dalszą, buntowniczą drogę, jako dowódca rebelii, więc prawdę powiedziawszy, to spotkanie urodzinowe odbywało się w tajemnicy i do nikogo innego nie mogło trafić do wiadomości, poza rodziną i garstką zaufanych członków rebelii ojca. A jeśli chodzi o rebeliantów, to Itami poznała dziś jednego z nich — był to Sagel. Postawny, smukły, aczkolwiek masywnie zbudowany basior, którego kolor długiego futra można było porównać do ziemistego brązu. Miał czarujące, szarostalowe oczy, które gdyby tylko mogły, obdarłyby Itami z futra. Oczywiście w innym, bardziej przyjemniejszym znaczeniu, gdyż mówiąc wprost, basior rozbierał ją wzrokiem.
Później, jak się okazuje...
– Itami... - zwrócił się nagle jej ojciec. - Z mamą pomyślelim... - tata Itami nie był wykształconym wilkiem, albowiem obecny ustrój i nienawiść do niego, uczyniła z niego to, kim teraz jest. Uniemożliwił mu kształcenie, więc nie dysponował pełnym wachlarzem słów, ani prawidłową dykcją. - Pomyślelim, że to czas, abyś miała przy sobie basiora. Jak na prawdziwą waderę przystało.
– Tato. - odparła z uśmiechem Itami. - Wiem, ubolewasz moje nastoletnie lata, w których trakcie ani razu nie przedstawiłam wam żadnego basiora, ale to tylko dlatego, że... nie związki były mi w głowie.
– My to wiemy, ale trza ci w końcu znaleźć odpowiednią partię. Poznaj Sagela, mojego zaufanego przyjaciela i zastępcę. Szystko jest do załatwienia, jeśli się ma chęci i możliwości, skarbie.
Sagel zbliżył się znacznie. Tak blisko, że nie wiele brakowało, a Itami mogłaby pocałować go w klatkę piersiową. Był tak wysoki, że musiała zadrzeć głowę wysoko, ku jego surowym, szarym oczom. W ich głębiach, pełnych kotłującej się bezwzględności, nabytej latami surowego życia rebelianta, dało też wypatrzeć w nich nutkę miłości i uczucia. Dzikiego, ale szczerego uczucia. Itami przełknęła głośno ślinę, niepewnie spoglądając na ojca.
– Będzie dla ciebie dobrym basiorem, skarbie. - oznajmił. Jej matka milczała, z równie widoczną niepewnością wymalowaną na ustach, przyglądając się tańczącym płomieniom nad mięsem lochy.
Po zjedzonej kolacji pozwolono Sagel'owi zbliżyć się do Itami w trakcie snu. Wadera niepewnie czuła się, leżąc obok ciepłego brzucha basiora, który w gruncie rzeczy zabijał wraz z ojcem w imię wolności dla wszystkich, niezależnie czy byłeś czystokrwisty, czy hybrydą. Jednak czuła się tak, jakby leżał obok niej morderca. Basior na szczęście nie myślał jej tknąć. Takie sprawy dopiero po ceremonii zaślubin, którą, jak się później okazało, również rozplanowano poza wiedzą Itami. Nie chciała z tego powodu rozpętywać żadnych kłótni, bowiem to było powyżej jej sił. Chciała przedstawić obiekcje swemu ojcu, lecz kierując się duszą pesymistki, tak czy siak, wyląduje przed obliczem kapłana, aby połączył ją razem z mordercą. ~ Mordercą w dobrej wierze... Z tą myślą przekręciła się nerwowo na drugi bok w stronę śpiącego już ojca, który z uczuciem tulił do siebie Zuri. Wadera wyglądała przy nim tak pięknie, że jej serce w drobnej piersi biło podekscytowane. Pasowali do siebie. I tak z myślą o nich, zmorzył ją głęboki sen.
*
    Obudziło ją szturchanie jej o rok starszej siostry, Muiri, która w towarzystwie ich brata — Gaspara, trzymała w pyszczku długi tulipan. Wetknęła go bez wyjaśnień siostrze za ucho, kiedy ta rozwarła oczy i uniosła głowę. Itami ziewnęła głośno, zorientowała się wprzód, że miejsce obok zajęte wcześniej przez Sagel'a, jest puste. Mimowolnie odczuła irracjonalną ulgę, aczkolwiek będzie musiała pogodzić się z tym, że wkrótce będzie jej partnerem. I któremu z rozsianego nasienia będzie rodzić szczeniaki. Zacisnęła zęby na tę przerażającą dla niej wizję. Wstała powoli, leniwie przeciągnęła się z wyraźnym trzaskiem kręgów i ziewnęła jeszcze raz — stanowczo się nie wyspała. Potarła zaspane oczy.
– Coś się stało? Dlaczego nie daliście mi spać, a miałam taki piękny sen...
W rzeczywistości Itami skłamała o pięknym śnie, bowiem takowego nie było, lecz w ten sposób chciała pokazać, w dość teatralny sposób swoje niezadowolenie. Potem uśmiechnęła się raźno.
– Chodź z nami, Itami. - odparł jej brat, nie zważając na humorki najmłodszej siostry. Był to basior równie wysoki co ojciec, o długiej beżowo kremowej sierści, lecz gdzieniegdzie na imponująco długiej, zaczesanej do tyłu grzywce, rozlewała się czerń. Bez wątpienia Gaspar podobał się waderom. Nawet jej, gdyby nie był jej bratem...
– Gdzie mnie chcecie zaciągnąć? - zapytała zaspanym tonem, kontynuując pocieranie oczu.
– To niespodzianka! - mruknęła śpiewnie Muiri.
Była bardzo słodką waderą, nieco wyższą od Itami z równie widocznymi lisimi genami co ona, lecz jej futro było idealnie zadbane, puszyste, mieniące się barwami kremu i lekkiej czerni.
Itami z uśmiechem uniosła się z miejsca, a jedyną jej motywacją była ciekawość, co też jej kochane rodzeństwo mogło wykombinować w trakcie jej snu.
    Opuścili przyjemnie ciepłą chatkę, aby wejść na polanę, w pełni ozłoconą promieniami słońca, które w gruncie rzeczy niebawem osiągnie punkt zenitalny. Spała do bardzo późnej ranka — po naszemu, gdzieś grubo po dziesiątej. Waderze bardzo chciało się spać, ale jeszcze bardziej pragnęła odkryć, dokąd też rodzeństwo ją prowadzi. Być może skorzystają z okazji na wspólną kąpiel, którą tak rzadko miewali. Gaspara ciągle brakowało w domu, z powodu ciężkiego żywota wojownika. Spędzał czas na treningach i patrolu okolicy, ale była z niego bardzo dumna. To między innymi dzięki takim wilkom jak Gaspar, w watasze można poczuć się bezpiecznie. Kiedy dotarli do jednego z drzew, będącego zwiastunem rozpoczęcia się lasu, który mienił się mglistą zielenią w oddali. Przystanęli obok, a zdziwiona Itami, zaczęła się przyglądać im obojgu.
– Śmiało, siostrzyczko. Kop. - poradził brat, wskazując miejsce między wyglądającymi z ziemi grube korzenie dębu. Itami uwielbiała kopać. - czuć pod pazurami i między palcami to przyjemne ciepło ziemi. Przy okazji była z tego niezwykła frajda. - można było aktywnie wykorzystać energię. Bez dalszych zachęt, wadera przystąpiła do dzieła. Chwilę później tumany ziemi strzelała spod jej łap, jakby wyrzucane przez wydajną maszynę, a napędem wadery stanowiła ciekawość, której nie mogła zaspokoić. Kiedy dokopała się do celu, okazał się nim skórzany, starannie zawiązany pakunek ze skóry. Wadera spojrzała ze zdziwieniem na rodzeństwo, chwyciła w zęby pakunek, po czym wyłowiła go z głębokiego wykopu. Pakunek skrywał w sobie małą, skórzaną torebkę na udo, zapewne do przechowywania leków i ziół, a także amulet — połyskujący, błękitny klejnot górski, zamknięty w stalowej, okrągłej oprawie, przykuwał jej uwagę. Brat uśmiechał się szeroko, zdradzając tym samym, iż amulet to jego sprawka. Twarz siostry nie zdradzała niczego, poza zdawkowym uśmiechem, ale Itami wiedziała, że dołożyła do tej biodrowej torebki swoje trzy grosze. - Ah, nie dość, że słodka, to jeszcze skromna.
– W dniu urodzin, najszczersze życzenia i podarunki! - mruknął z uśmiechem Gaspar.
– Ojaaa! - wydała z siebie podekscytowana wadera. - ... ale jak? Skąd?
– Amulet wykonano na moje specjalne zamówienie, a Muiri spędziła godziny nad tą torebką, więc mamy nadzieję, że podoba Ci się.
– Jeszcze śmiesz pytać? Pewnie, że mi się podoba! O mój... ojaaa... nie mogę! - zachwytom wadery nie było końca, przynajmniej do południa.
*
    Wadera chciała zrobić pożytek z torebki, więc przechadzała się samotnie po łące, umajonej przeróżnymi ziołami, które w tym roku intensywnie obrodziło - pachnące lawendy, ozłocone mniszki, piołuny, szałwie, dziurawce. Nazbierała wszystkiego po trochu, a jej późniejszym celem podróży była lecznica - chciała donieść zioła, jak najszybciej. Droga ciągnęła się zygzakowato, przez obrodzonej w krzewy polanę, graniczącej z jeziorem Arkane, której woda połyskiwała od złocących się promieni. Zazwyczaj minęłaby je bez podziwu, gdyby nie to, że w pewnym momencie posłyszała pewien plusk. Itami zwróciła głowę w bok - jako hybryda lisa i wilka, mimo iż nie posiadała żadnych mocy, była przez tę mieszankę genów, obdarowana czymś innym. Jej słuch był nad wyraz wrażliwy. Dla zwyczajnego wilka mógłby to niewyraźny szmer w oddali, dla niej zaś, sprawiało wrażenie, jakby to wydarzyło się tuż obok niej. Miała szczerą chęć sprawdzić, co takiego się stało, ale po chwili namysłu, nie powinna plątać w pobliżu podejrzanych sytuacji. Już miała ruszyć dalej, gdy jej nos zarejestrował zapach - bardzo przyjemny, przywodzący na myśl liście herbaty, zapach należący do... samca. Była zbyt nieśmiała, aby podejść i sprawdzić.
    ~ A kto powiedział, że musi mnie zobaczyć? - pomyślała przelotnie Itami, przykucając w wysokiej trawie i przedzierając się w stronę jeziora, dotarła do samego skraja, zaznaczonego przez gęste krzewy dzikich malin. Wyłoniła nieco głowę zza kurtyny zieleni, by nagle ujrzeć postać wilka, wyłaniającego się z wody. Zwrócony był do niej tyłem, lecz to dla Itami wystarczyło, aby stwierdzić iż samiec był nad wyraz imponująco umięśniony - mięśnie szyi dosłownie pracowały pod porośniętą rudym futrem skórą. Długie na kilkanaście metrów uszy miał położone po sobie, jakby się bał, że woda się do nich naleje. Jego rude, rozmokłe futro było pokryte brudem - prawdopodobnie błotem. Woda sięgała mu do krańca szyi. Itami musiała przyznać, wyczekiwała z zapartym tchem momentu, aż basior się odwróci, by spojrzeć mu w oczy. Minęło kilka chwil - w tym czasie, tajemniczy osobnik zanurkował parę razy, tylko po to, aby spłukać z siebie pozostałości po błocie i kurzu, nieznanego pochodzenia. Jest tutaj nowy, więc musiał przebyć daleką, ciężką podróż, jednakże Itami nie zastanawiała się nad tym.
Kiedy doczekała się danego momentu i wilk odwrócił nieco głowę, Itami schowała się nieco w obawie, że zostanie wykryta, lecz chwilowo spostrzegła profil samca - tyle wystarczyło, aby dech zamarł w gardle wadery. Jego twarz, pomimo że umazana w błocie, należała do osobnika iście przystojnego - do takiego stopnia, że Itami mimowolnie przygryzła dolną wargę. To brudne od ziemi futro na domiar złego - albo nie - dodawało mu także dzikiego uroku. Basior był zajęty dalszym myciem, a ona zaś z każdą sekundą poznawała jego wygląd - płomienisto złote oczy potrafiły przykuć uwagę, skrywały w sobie coś, co posiadać może tylko jeden, na kilkaset tysięcy wilków. Przypatrując się im, Itami dostawała nagłego ataku przyjemnych dreszczy, serce zaś przyspieszało, napędzane ekscytacją. I uwierzcie mi, że gdyby wzrok potrafił podpalić, Itami w tamtym momencie stałaby się żałosną kupką popiołu, którą prędzej czy później, zdmuchnie wiatr. Zamknęła oczy i pozwoliła się objąć dłoniom wyobraźni - widziała siebie... jej łapę, dotykającą basiora w szyję... niemal czuła twardość jego mięśni. Połyskujące futro, w które mogła zatopić palce... poczuć ciepło, bijące od umięśnionej klatki piersiowej. Usta. Chciała je dotknąć, poczuć ich ciepło...
– ...a kogo my tu mamy? - ciepły, czysty męski głos brutalnie wyrwał ją ze świata wyobraźni. Itami otworzyła oczy i pierwsze, co się im rzuciło, to para umięśnionych, masywnych łap, uzbrojone w długie pazury. Unosząc powoli, nieśmiało głowę, przewijały się przed nią dalsze partie ciała basiora - nawet te, które potrafiły wzbudzić u wadery niemały rumieniec - aż zatrzymała się na jego oczach. I chciała krzyknąć. Jedynie, co uczyniła, to w akcie paniki, przewróciła się na grzbiet i poczęła desperacko posuwać się do tyłu.
– Ja przepraszam... nie chciałam... to znaczy się... proszę, nie miej mi tego za złe...
Z nerwów wydawała z siebie pojedyncze słowa i krótkie zdania, częściowo zniekształcone przez zabawne jąkanie.
– Hej, hej, hej, spokojnie, moja droga, uspokój się. - Basior zbliżył się do niej, w mgnieniu oka - z jego długimi łapami, wystarczyło kilka kroków - i zaoferował jej swoją pomocną dłoń. Samica, dysząc chaotycznie, spoglądała to na łapę, a to na oczy, pełne litości, współczucia i co najważniejsze... ciepła. Basior stał tak, do czasu, aż wadera nie zebrała resztki odwagi, aby chwycić go za łapę - basior był niewyobrażalnie silny, bowiem wystarczył tylko jeden ruch łapy, aby Itami wylądowała z powrotem na cztery łapy.
– Wszystko w porządku? - zapytał basior. Stał przed nią, cały mokry, ociekający wodą, która skrzyła się w świetle słońca, niczym płynny diament. Wręcz w bezczelny sposób przyglądała mu się, z niemałym szokiem, wymalowanym na jej smukłym pyszczku. Basior zachichotał po chwili i to ją przywróciło częściowo do porządku.
– Tak, dziękuję bardzo, panie...
– Mów mi Atrehu! - przedstawił się, wykonawszy wprzód ukłon pełen gracji, po czym, bez żadnego ostrzeżenia, chwycił w delikatny uchwyt jej łapę i złożył na niej swój pocałunek. Itami zaniemówiła. Kiedy odsunął usta od jej łapy, zwrócił ku Itami swe płomienne, lekko przymrużone oczy - dostrzegła w nich zmęczenie, aczkolwiek nie umknęła jej uwadze tajemniczość, czająca się w jego płomieniach.
– A tobie, jak ci na imię, słońce? - z tym pytaniem, uśmiechnął się delikatnie, czule, przekrzywiając lekko głowę w bok. To sprawiło, iż wadera momentalnie poczuła się nieco bezpieczniej w jego towarzystwie - nie wydawał się jej jakimś psychopatycznym zabójcą, wyjętym żywcem z opowiadań, jakich raczył ją brat, gdy była mała. Ani też natarczywego zboczeńca.
– I-Itami - jąkała się nadal, bowiem niepewność, mimo wszystko, nie odstępowała ją, ani na krok. Basior, imieniem Atrehu, wyczuł to momentalnie i jego reakcja zaskoczyła waderę. Ułożył swą łapę na jej drobnym ramieniu, pod którą ciężarem ugięła się nagle. Siła zaskoczyła ją porażająco.
– Nie bój się - powiedział łagodnym, iście uspokajającym tonem. - Nic Ci nie zrobię, Itami. Ładne imię.
– Twoje też - odparła, kierując głowę w bok, nie ośmieliła się mu patrzeć w oczy. To ją krępowało. - Takie szlachetne i... rzadko spotykane.
– Dziękuję, a teraz muszę iść się osuszyć, odejdę trochę. Nie chcesz chyba, żebym zrobił ci prysznic?
Z tymi słowy, Atrehu odwrócił się od niej i przystanął przy samym brzegu jeziora. Wstrząsnął futrem, wystrzeliwując w powietrze tysiące kropli wody, we wszystkie strony. Obserwowała, jak jego rudo- złociste futro faluje, jak bujna grzywa ogiera w trakcie galopu - lśniła jakby był zaklęty w nich słoneczny blask. Nie spodziewała się, że Atrehu powróci do niej - przypuszczała, że obierze sobie całkiem inny kierunek.
– No, gotowe - powiedział pewnie - teraz czas znaleźć coś do jedzenia. Podróże potrafią przyprawić o głód.
– Futro masz zmierzwione - zauważyła niepewnie Itami, zastanawiając się, czy dobrze zrobiła, że poruszyła tę uwagę przy nim.
– Ah, rzeczywiście, nie przejmuj się tym, z czasem ułoży się samo.
– Jeśli chcesz, mogę ci je uczesać.
Basior uraczył ją jednym ze swoich ciepłych uśmiechów.
– Jeśli chcesz, nie będę miał nic przeciwko.
Itami bez dalszego gadania, sięgnęła łapą do swej torby biodrowej, chwile poszperała w jej trzewiach, po czym wyjęła drewniany, ładnie wykonany dwustronny grzebień o grubych zębach i szerokiej szczęce. Futro bez problemu prześlizgiwało się między zębami grzebienia, a wadera mogła skorzystać z okazji, aby zatopić w nie swe palce - niepoprawna romantyczka, skarciła się w myślach. Basior siedział spokojnie, zagadując waderę od czasu do czasu, a temat był zawsze błahy, jak to zwykle bywa.
– Od jakiego czasu jesteś w tej watasze? - zapytał z zaciekawieniem.
– Ja się tutaj urodziłam - odparła śmiało. Śmielej, niżby miała spoglądać basiorowi w oczy. Pociągnęła spokojnie grzebieniem po grzbiecie samca. Futro było posłuszne, łatwo się układało, a świetlisty połysk nie znikał, ani na moment. Ze skupieniem i lekkim uśmiechem czesała kolejne partie futra basiora.
– Lubisz to robić? - zapytał, tym razem ton odmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Brzmiał on uwodzicielsko, a kiedy wadera uniosła głowę, ich oczy zderzyły się ze sobą. Ona pierwsza, ogarnięta nieśmiałością, spuściła pyszczek w dół, zalewając się rumieńcami.
– Czy lubię to... nie no, chciałam pomóc, a że przy sobie noszę grzebień...
– Rozumiem - odparł Atrehu. Jego ton się nie zmienił. Odwrócił głowę, lecz wprzód rzucił waderze urokliwy uśmiech. Kiedy uporała się z długim i niezwykle puszystym ogonem, Itami skryła grzebień z powrotem do torebki i z uznaniem dla siebie, przyglądała się swemu dziełu.
– Dziękuję. Czy w ramach wdzięczności, urocza dama da się zaprosić na śniadanie?
– Noo.. nie wiem, czy mogę...
– A któż miałby zabronić mi postawić Ci zająca, albo...
– Nie obraź się, ale źle by się stało, gdyby ktoś z mojej rodziny zobaczył mnie przy tobie. - Atrehu przekręcił głowę na bok, uniósł ze zdziwienia wysoko brew.
– Dlaczego?
– Jakby to powiedzieć... ehmmm, ktoś może opacznie to zrozumieć. Jestem już zaręczona z jednym...
– Rozumiem. Dlatego nic nie stanie nam na przeszkodzie, gdzie w spokoju zjemy.
Ton basiora sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście zależało mu na posiłku w jej towarzystwie. Wahała się dość długo, aby zdecydować, ostatecznie Atrehu podjął, że nikt z moich bliskich się nie dowie. Obiecał.
– No dobrze... - odpowiedziała, aczkolwiek niepewność nadal trzymało ją za kark.
Po upolowanym posiłku, usiedli na przeciw siebie - Atrehu dało się pochwycić dwa dorodne zające, więc nie można było już narzekać na pusty żołądek. Zwierzę smakowało lepiej, niż kiedykolwiek, a obecność rudego basiora przyjemnie wypełniała czas. Po krótkiej chwili ciszy, przerywanej jedynie odgłosami rozrywanego mięsa, Itami przyłapała się na zerkaniu w jego stronę.
– Kochasz go? - zapytał niespodziewanie, zaskakując tym waderę i sprawiając, że na moment straciła wątek.
– Kogo? Aa... mojego narzeczonego? Szczerze to nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Na prawdę, to poznałam go dopiero wczoraj. Tatko nalega na małżeństwo, a ja nie potrafię się mu sprzeciwić.
– C..Co? Naprawdę chcesz wyjść za mąż za basiora, którego ledwie co poznałaś, o ile w ogóle go poznałaś? Zdajesz sobie sprawę, z czym to się wiążę? Małżeństwo to nie coś, co można w jednej chwili zakończyć. Póki śmierć was nie rozłączy. Do tego z pewnością skorzysta ze swoich praw do ciebie i nawet jeśli nie zrobi tego siłą, to w końcu zacznie domagać się potomstwa. Myślisz, że będziesz szczęśliwa?
– Nie rozumiesz...
– A nie potrafisz się sprzeciwić, bo? - Atrehu wydał z siebie mocno agresywny zdziwiony ton. - To nie jest twój obowiązek. Żyjemy w czasach, gdzie samice same mogą o sobie decydować. Wybierać partnerów i spełniać marzenia. To... wybacz, nie pojmuje tego. Nie powinien Cię zmuszać, a ty musisz przeciwstawiać się temu, co tobie nie jest miłe.
– Myślisz, że nie próbowałam? Znaczy... chciałam zaprotestować, ale nie chciałam wywoływać żadnej kłótni. Tak bardzo źle to znoszę.
– Moim zdaniem, o ile jesteś w stanie je wysłuchać, powinnaś się postawić. To wygląda trochę tak, jakby twój tato cię sprzedał. Wybacz, za określenie, ale tak to wygląda. Chce cię oddać, niczym rzecz, czy zabawkę komuś, kogo nie darzysz uczuciem. Kompletnie nie licząc się z Twoim zdaniem i pragnieniem. Nawet jeśli miłość miałaby przyjść póź....
– Skończmy z tym. Ty, Atrehu pewnie masz swoje zmartwienia. Jeśli chcesz, mogę oprowadzić cię po mieście, znaleźć dla ciebie jakiś przytulny pokoik. Chciałbyś?

< Atrehu? >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3064
Ilość zdobytych PD: 1532 + 300 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 150% ~ 2298 PD
Łącznie: 4130

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz