Gdy wróciłam do pokoju słowa Calema dalej dzwoniły mi w uszach, jednak upartość pozwoliła również zrealizować jeden z punktów mojego planu na dziś. Rozstawiłam sprzęt i rozpoczęłam pracę nad wywarami wzmacniającymi odporność i regenerację w nieznacznym stopniu. Idealne na niewielkie zadrapania, czy otarcia, albo proste przeziębienie. Po kilku godzinach skończyłam pracę. Obecnie płyn musi odstać całą noc. Sprawdziłam swoje oszczędności i stwierdziłam, że przez jakiś czas będę Nocować po norach albo jaskiniach, nim ostatecznie będzie mnie stać na jakiś nieduży domek, czy mieszkanie.
Przez ostatnie dni z noclegiem w karczmie oszczędzamy choćby na jedzeniu. Polowałam dla siebie i przy okazji realizowałam nieliczne zlecenia, które udawało mi się zdobyć z tablic. Sprzedałam również napary, które przyrządziłam wcześniej. Następne tygodnie spędziłam bezpośrednio na terenach łownych naszej watahy. Mój grafik treningów oraz pracy był szczerze mówiąc dobijająco ubogi. Trzy dni w tygodniu po kilka godzin to naprawdę niewiele. Płaca była równie smutna co mój zakres obowiązków. Niemniej jednak była stała. Na całe szczęście codzienny trud wkładany w polowania czy też nocne przygotowywanie ziołowych olejków, gdyż te okazały się najbardziej przychodowe, przyniosły swoje efekty. Jesienią, przed pierwszymi drastycznymi spadkami temperatury dorobiłam się upragnionego gruntu. Ziemia ta była podejrzanie tania, jak się później okazało, był to skutek wylewów pobliskiej rzeczki. Przy pewnej opłacie dwuosobowa ekipa budowlana pomogła mi postawić niewielki domek na drzewach, abym nie musiała się już martwić zalaniem dobrobytu. Jedyny, acz nieistotny problem to częste ryzyko kąpieli błotnej oraz drobne problemy ze wspinaczką. Basiory specjalizowały się w magii ziemi oraz natury, dzięki czemu nagieli nieco kierunek rozwoju drzew. Ich gałęzie zostały przesunięte na tyle by były w stanie utrzymać jeden poziom niewielkiego mieszkania oraz umożliwiły zbudowanie dachu i lekkich, aczkolwiek szczelnych ścian. Moja przeprowadzka, choć skromna narobiła nieco hałasu, dzięki czemu miałam możliwość poznać moich sąsiadów. Kolorową i wesołą Amber wraz z jej pociesznym (i z lekka niepokojącym mnie) kompanem Bobem. A co z Calemem? Jak na razie nie miałam sposobności porozmawiać z nim od naszego ostatniego spotkania. Nie chodziłam również do gospody, gdyż nadzwyczajnej w świecie nie było mi to po drodze. Oziego natomiast spotykam regularnie, co miesiąc. Były to krótkie, acz owocne spotkania. Następne odbędzie się już w moim nowym domu.
<Koniec wątku “Wulkan z Głębin”
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 506
Ilość zdobytych PD: 253 PD + 50 PD +150% ~ 380 PD
Łącznie: 683 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz