— Głodna, co? - zapytał Naharys. Starał się, by jego ton brzmiał dość przyjaźniej, niż wtedy, gdy dane mu było spotkać waderkę pierwszy raz. Uśmiechnął się w duchu, bowiem odniosło to pozytywne wrażenie na Miraż.
— I to potwornie. - westchnęła z uśmiechem. - Nie dokończyłam ryby.
— W takim razie zapraszam Cię do siebie na posiłek, a potem... - urwał po chwili basior, wykrzywił nieco usta, jakby zastanawiał się nad odpowiednim doborem słów. Miraż obserwowała go w oczekiwaniu. — Rozejrzymy się za twoim opiekunem.
— Ale... dlaczego ty nie możesz nim być? - zapytała smutno Miraż. — Czy zrobiłam coś nie tak?
— Nie, wręcz przeciwnie. - Basior zatrzymał się i spojrzał małej Miraż w różnokolorowe oczka. Posiadały w sobie tyle blasku, ile w pełnym miesiączku, jak u każdego szczeniaka, który dopiero poznawał świat. Jedno oko było czerwone, drugie zaś fioletowe, co też mogło nieco zaniepokoić na pierwszym spotkaniu. Naharys wiedział jednak, że w Miraż było tyle zagrożenia, ile urody w pękniętym moście, ale poza tym cechowała się uroczym poczuciem humoru. Po chwili rozmyślania, Naharys kontynuował.
— Po prostu nie nadaję się do opieki. Poza tym mieszkam sam, nie byłoby nikogo, kto zająłby się tobą, kiedy ja będę na służbie. Nie chciałbym cię zostawiać samą, i to nie jest tak, że Ci nie ufam, tylko... to nie byłoby zbyt odpowiednim posunięciem.
— Ale ja jestem przyzwyczajona do samotności. Pan sobie nie wyobraża, ile czasu spędziłam na samotnej wędrówce. Dość sporo, nie powiem dokładnie, bo straciłam po drodze rachubę.
— Nic nie szkodzi i mów mi Naharys. Dla przyjaciół Exan. No dobrze, pomyślimy jeszcze nad tym, a teraz chodź, trzeba Ci dać coś do zjedzenia.
Na tę propozycję Miraż odpowiedziała uśmiechem na swym długim, smukłym pyszczku i jakby zapomniawszy o wcześniejszej rozmowie, nie dopytywała już o możliwość ewentualnej zmiany opiekuna. Miraż musiała być na prawdę bardzo głodna i choć Naharys nie uwidaczniał tego, bardzo mu ją było żal. Kiedy weszli do środku - Naharys wpuścił małą waderę przodem - i polecił Miraż, by rozejrzała się po mieszkaniu, w trakcie gdy on zdobył nieco czasu, by przyrządzić coś smakowitego. Tę chwilę spędzili ze sobą na rozmowie na temat podróży waderki, ni to z ciekawości ani wścibskości, po prostu, aby uprzyjemnić sobie czas. Szczerze powiedziawszy, nie lubił gotować, większość posiłków jadał w dailorańskiej karczmie - bądź w "Prymusie" jeśli najdzie go ochota i okazja - ale tym razem dla małej Miraż zrobił wyjątek. Po niecałej godzinie tłuczenia garów, posiłek był już gotowy. Miraż nie mogła oderwać wzroku od mocno parującego, ociekającego tłuszczem i brązowym gęstym sosem grubego steku z dzika. W zanadrzu miał jeszcze jeden, gdyby mała zażyczyła sobie dokładkę, ale był pewien, iż jedna solidna porcja powinna jej wystarczyć.
— Stek a'la Exan, smacznego - podsunął jej drewniany talerz pod nos, a ona wygięła usta w dość szeroki uśmiech, że basior był gotów pomyśleć, że ich kąciki wyjdą poza nawias. Zamachała raźno ogonem, obijając nim lekko o oparcie krzesła i przystawiła bliżej nos, by powąchać ulatniającą się woń mięsa, która zdążyła już wypełnić cały dom.
— Dziękuję - powiedziała i rzuciła się do szybkiego pałaszowania.
— Jedz powoli, bo się udławisz, mała! - zaśmiał się cicho.
Za każdym razem, gdy waderka brała dość potężne kęsy, ani na moment się nie zadławiła. Jak się okazuje, rzeczywistym było to, że musiała nie jeść od paru dni, widać to było choćby po zakreślających się żebrach na skórze Miraż. Zlizała nawet gęsty sos z talerza i basior był już nawet gotów zapytać, czy życzy sobie dokładkę, ale Miraż pokręciła wolno głową.
— Jeju, to było przepyszne. I jestem mega syta. Nawet nie marzyłam, by najeść się czymś tak dobrym!
— A tu się okazuje, że posiłek przekroczył twoje najśmielsze oczekiwania. Nie ma za co. - odparł Naharys, zniżając nieco głowę, by zrównać wzrok z waderką. — A teraz, skoro już najadłaś się do syta, może chciałabyś się trochę zdrzemnąć? Nie czujesz się zmęczona?
Wadera mrugnęła oczami, dostrzegł w nich jeszcze żywy błysk w ich kolorowych tęczówkach, oparła się nieco na krześle i pomasowała się po pełnym brzuchu.
— Co prawda, zmęczona to nie, ale położyłabym się, bo raczej z takim brzuchem nigdzie się już nie ruszę.
— W takim razie szoruj do łóżka, pokażę Ci, gdzie będziesz spać.
Wadera niezgrabnie i leniwie zgramoliła się z krzesła, Naharys obserwował ją do samego końca ich drogi do sypialni. Miraż przybierała już powoli kształty dojrzewającego owocu, typowy dla wader w wieku, które zbliżają się do okresu, w którym są zdolne do rodzenia szczeniąt. Co prawda, nie jest powiedziane, że teraz by nie mogła, ale są pewne zasady, których łamać nie można, zwłaszcza, że waderka, bądź co bądź, sama była szczeniakiem. Naharys sam był zwolennikiem tego typu rozwiązania, by Miraż dopóki nie osiągnie pełnoletności, nie rozglądała się zbytnio za potencjalnym partnerem. Na przekór temu, jakie zasady praktykowała jego rodzinna Wataha, nie potrafił spojrzeć na tego typu związki zbyt pochlebnym wzrokiem. Pewnego razu zaczął też nawet podejrzewać, iż miał dość nowoczesny światopogląd, odmienny od tego, jaki wyznawała jego rodzina. Naharys pchnął drzwi i przepuścił małą waderkę do przyjemnie zaciemnionego, skromnego pokoju. Okno było nieco przysłonięte przez równo ścięty kwadratowy fragment skóry jelenia.
— Jeśli potrzebujesz, prześpij się, a potem przyjdź do mnie, to sprawdzimy, na co Cię stać - poinformował ją basior.
— Ale... jak... na co mnie stać? - zapytała niepewnie Miraż.
— Sprawdzę, czy znasz jakieś podstawy walki. Jeśli nie, nie bój się, nauczę cię ich, jasne? - Naharys posłał jej ciepło perskie oczko.
<Miraż? Wybacz, że takie krótkie XD>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 932
Ilość zdobytych PD: 466 PD + 90 PD + 30% ~ 140 PD
Łącznie: 1696 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz