Całkiem pogrążyłam się w tych wszystkich myślach, lecz wyrwał mnie z nich Atrehu. Ruch rudego basiora wydał mi się niespodziewany. Ruszył przed siebie, a ja nie oczekując tego, że od razu skieruje się w jakimś kierunku, postanowiłam dowiedzieć się, jakie ma zamiary.
— A ty dokąd? - Głos zdradzał moje zaskoczenie. Wstałam i szybkim krokiem podeszłam do Atrehu. Zrównałam z nim kroku, spoglądając na jego oblicze i starając się odczytać cokolwiek z jego spojrzenia, mimiki pyska, czy też samym sposobie chodu.
— Do wodopoju. Tylko... Gdzie się one zaczynają? - Odparł. Zamyśliłam się na chwilę. Musiałam przyznać, że skupienie się w chwili, gdy poszukujesz czegoś, co odpowiada za chorobę wielu istnień, jest niebywale trudne.
— Myślisz, że to wodopój może być źródłem choroby? - Spytałam, wciąż spoglądając na rudo-biszkoptowego samca. Z początku Atrehu nie od razu udzielił mi odpowiedzi. Zdawał mi się nie do końca obecny. Zrozumiałam, że wciąż błądzi myślami wokół tego, co należałoby czynić.
— Nie zaszkodzi sprawdzić.- Powiedział, a ja przytaknęłam mu skinieniem głowy na znak, że pojęłam, o co chodzi. Musiałam przyznać, że uczucie, które towarzyszyło mi w tej chwili, było całkiem przyjemne. Ta ekscytacja pomieszana z nutą adrenaliny. Nigdy wcześniej nie miałam okazji, by czuć coś takiego z powodu naturalnego. Po prostu martwiłam się o chorych i czułam chęć odnalezienia przyczyny całego zamieszania, które spadło na watahę.
— Za jakie winy spotyka nas coś takiego. - Mruknęłam do siebie, lecz nie zdałam sobie z początku sprawy, że Atrehu to usłyszał. Spojrzał na mnie kątem oka, by następnie odwrócić głowę w moim kierunku.
— Jeśli znajdziemy źródło, może się dowiemy. - Odparł, a ja zerknęłam na niego lekko zaskoczona.
— Tak, lecz nie tylko chorobę mam teraz na myśli. Rozważam także życie, w którym hybrydy są skazane na lęk o własne życie. - Odparłam cicho. Atrehu spoglądał na mnie przez chwilę.
— Hej, starajmy się spojrzeć na wszystko nieco bardziej optymistycznie, okej? Jeśli chodzi o hybrydy, to jestem pewien, że prędzej czy później wywalczymy sobie równość. A jeśli chodzi o chorych. Sama widzisz. Staramy się im pomóc, jak tylko możemy.
— Masz rację. Może nie potrzebnie martwię się na zapas. - Przyznałam. Samiec posłał mi czarujący uśmiech, a ja uśmiechnęłam się wdzięczna. Nie wiem, w jaki sposób to robił, ale nie potrafiłam przy nim być dłużej smutna. Między nami zapadła cisza, lecz nie należała ona do tych niezręcznych. Była to cisza, w której zarówno Atrehu, jak i ja pogrążyliśmy się w rozmyślaniach. W pewnym momencie znów "obudziłam" się i wróciłam do rzeczywistości.
— Wiesz... zastanawiam się, co by było, gdybym cię dziś nie spotkała. - Zaczęłam, a rudy samiec spojrzał na mnie i uniósł jedną brew. — No wiesz. To dzięki tobie moja rutyna uległa zmianie. Teraz pewnie nudziłabym się na farmie.
— Cieszę się, że mogłem przerwać twoją rutynę. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wcześniej sama jej nie zmieniłaś. - Odparł, a ja spojrzałam w dół. Spoglądałam na ruch swoich łap. Nie wiem, dlaczego tak nagle poczułam wstyd.
— Po prostu... ja nigdy nie miałam okazji, by poznać kogoś jeszcze. Tak naprawdę znam tylko Vertilo. Tak ma na imię wilk, który pomaga mi się przygotować do przyszłego stanowiska.
— Naprawdę znasz tylko go? - Spytał Atrehu, a w jego głosie usłyszałam nutkę zaskoczenia.
— Tak. Teraz jeszcze poznałam ciebie i Itami. - Odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem. Atrehu odwzajemnił mój uśmiech.
— A co z twoimi bliskimi? - Spytał. Ciche westchnienie wydostało się z mojego pyska.
— To długa historia. A my jesteśmy już prawie na miejscu. - Odpowiedziałam. Nie chciałam brzmieć niemiło, ale nie byłam gotowa, by wyjawić całą prawdę o sobie. Dopiero co poznałam Atrehu i nie chciałabym opowiadać mu o tym, że nazywali moją rodzinę przeklętą, a mnie samą traktowano, jak nieczysty pomiot.
— W porządku. Wiem, co masz na myśli. Nie będę naciskać. Jeśli będziesz chciała kiedyś mi opowiedzieć, chętnie cię wysłucham. - Odparł, a ja poczułam, jak kamień spada mi z serca. Odetchnęłam z ulgą. Byłam wdzięczna za to, że Atrehu był dla mnie tak wyrozumiały i mimo mojego dość chaotycznego charakteru, wciąż ze mną wytrzymywał. Nie okłamałam samca. Przed nami było widać most na drugi brzeg jeziora Arkane. Wchodząc na drewnianą budowlę, zatrzymała się na jej środku. Oparłam swe przednie łapki na bok mostu i wyjrzałam poza jego krawędź. Woda pięknie mieniła się w świetle promieni słonecznych. Tafla delikatnie falowała, co wydało mi się wręcz hipnotyzujące.
— Naprawdę uwielbiasz naturę. - Zauważył Atrehu, zatrzymując się kawałek dalej. Zaśmiałam się na jego słowa i spojrzałam na niego wymownie.
— Słyszałeś kiedyś powiedzenie "Cicha woda brzegi rwie?" - Spytałam rozbawiona, a mój ogon delikatnie kołysał się na boki.
— Niejednokrotnie. - Odparł z szerokim uśmiechem, a ja znów parsknęłam wesoło.
— Widzę, że naprawdę jesteś miłośnikiem wader. - Powiedziałam, śmiejąc się i podchodząc do niego.
— Skąd to stwierdzenie? - Spytał, patrząc na mnie z uśmiechem.
— Widać to po twoim sposobie bycia i po twoich oczach. - Odparłam wesoło i puściłam mi oko.
— Czy to źle, że doceniam piękno wader? - Spytał, czym wywołał na moich policzkach rumieniec. Dlaczego? Sama nie byłam do końca pewna. Lubiłam się z nim drażnić, lecz czasem jego spojrzenie lub słowa powodowały, że właśnie tak reagowałam. Dziękowałam za to, że miałam gęste futro, lecz pewnie i tak, nie umknęło to uwadze rudego basiora. W końcu znał się na paniach, prawda?
— Ruszajmy dalej. Chorzy czekają. - Powiedziałam, idąc dalej. Słyszałam za sobą śmiech samca, a po chwili zrównał ze mną kroku. Szliśmy dalej w poszukiwaniu początku wodopojów.
— Może zacznijmy od tego w pobliżu miasta Varona. - Zaproponował Atrehu w pewnym momencie. Możliwe, że nie chciał dłużej iść w ciszy. Ja sama jakoś nie mogłam odnaleźć propozycji do rozmowy.
— Zgoda. Myślisz, że wilki, które spożywały tamtą wodę, mogły się zarazić? - Spytałam.
— Nie przekonamy się, póki nie upewnimy się samodzielnie. - Odparł z uśmiechem.
— Gdyby jednak okazało się, że choroba jest przenoszona drogą wodną, oznaczałoby to albo noworozwinięty wirus, albo ktoś specjalnie starałby się otruć watahę. - Zastanawiałam się na głos. Atrehu westchnął cicho i spojrzał w niebo.
— Gdyby druga opcja okazała się prawdą... ten, kto to zrobił, nie miałby serca. - Mruknął basior, a ja przytaknęłam mu skinieniem głowy.
— Ogrywać niewinnych członków watahy... Ale jaki byłby w tym cel? - Spytałam.
— Sam nie wiem. Może ktoś chciałby zmniejszyć liczbę psowatych? - Odparł, a ja spojrzałam w bok.
— Nie potrafię sobie tego wyobrazić... - Odparłam cicho.
— Masz dobre serce. Nie chcesz ranić innych i wierzysz, że w każdym tkwi, choć odrobina dobra. - Odparł z uśmiechem, a ja zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
— Znamy się zaledwie jeden dzień, a ty już wszystko o mnie wiesz? - Spytałam z lekkim uśmiechem. Atrehu spojrzał na mnie. Przez to, że był wyższy, musiałam patrzeć wyżej. Zdawało mi się, że dostrzegłam w jego bursztynowych oczach pewien błysk.
— Jestem spostrzegawczy Tega. Twoje oczy wiele zdradzają. - Powiedział, a ja nie wiedząc czemu, poczułam ciepło w piersi. Spojrzałam zawstydzona w bok, a moje myśli stworzyły chaos w głowie. Na chwilę zapomniałam o całym świecie. Nie pamiętałam o niczym, jedynie o jego słowach, które wywołały ową reakcję.
< Atrehu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1310
Ilość zdobytych PD: 655 +130 PD + (bonusowy Booster) 150% ~ 982 PD
Łącznie: 1767 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz