Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

poniedziałek, 11 września 2023

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Cień róży"

— Ja... Cóż... Bo widzisz... Ja... - W milczeniu przysłuchiwała się jego urywanym dukaniem, dosłownie jakby stracił całą swą pewność siebie. Wzrok mimo tego nie odrywał się od jej ust i wadera w lot pomyślała, że to ona jest powodem jego zakłopotania. Miała już opuścić wzrok, kiedy poczuła delikatny i stanowczy jednocześnie dotyk łapy basiora na swym podbródku, która poderwała jej głowę do góry. Atrehu wpił się w jej usta, jak w soczysty owoc. Silny język kochanka rozwarł jej usta i złączył się z jej językiem, które stykały się ze sobą w rytmie ruchu jego głowy. Podłoga miała ochotę osunąć się jej spod łap, kiedy przyjęła od Atrehu ten gorący pocałunek. Przy nim czuła się taka lekka, uległa urokom jego przenikliwego wzroku. Wytarła nadgarstkiem mieszankę ich ślin z podbródka i uśmiechnęli się do siebie. Dość głupkowato, jakby byli zaledwie smarkaczami, bawiącymi się na plaży wśród szumu morskich wód. Uchwycił ją delikatnie, musnął opuszkiem kciuka po spalonym rumieńcem policzku i poczuła na nim jego przyjemny oddech.
— Yhm... Cóż, masz już odpowiedź dlaczego. - Odparł po chwili ciszy, jaką poświęcił na napawaniem się błękitem jej oczu, których błysk ożywił się momentalnie.
— Straciłeś swój wolny czas po pracy, byleby tu przyjść i mnie pocałować? - Zapytała nieco zdziwiona, czując nadal w swych ustach smak jego śliny. Przegryzła lekko dolną wargę, nie tracąc basiora z oczu. Na ten widok Atrehu przełknął głośno ślinę i westchnął cicho, widocznie pobudzony. Już wiedziała, jak go podniecić.
— Cóż mogę rzecz. Przy tobie zapominam języka w gębie, że nie wspomnę o racjonalnym myśleniu.
Itami odchyliła głowę do tyłu i wybuchła śmiechem. Melodyjnym i dźwięcznym, w którym zakochałby się niejeden. Co, jak co, ale Itami nigdy nie chwaląc się tym, posiadała dosłownie piękny głos.
— Jesteś kochany, Atrehu. - Odparła cicho, przykładając swój piekący od rumieńców policzek do masywnej piersi basiora, zanurzyła się w jego futrze i zaciągnęła się zapachem ciała. Rudy przyjął ją do siebie, zmysłowo mrucząc do ucha.
— Ale teraz tak na poważnie. Co się stało? - Nie odsuwając policzka od piersi basiora, zerknęła mu prosto w oczy.
— Czemu miałoby się coś dziać? - Odpowiedział pytaniem, uśmiechnął się lekko, podrywając brwi.
Itami zaniosła się cichym chichotem.
— Powiedzmy, że mówi mi to szósty zmysł. Więc? - Nacisk nałożyła na ostatnie słowo, puszczając basiorowi perskie oczko.
— Chodzi o to, że... Eh... - Dopiero teraz ujrzała w jego płomiennych oczach blask zmęczenia. Wezbrane napięcie, zebrane z całodniowej służby odcisnęło na nim wyraźne piętno. Westchnął ciężko i opuścił nieco powieki, zerkając na Itami z przygaszonym płomieniem. Stres także nie ulitował się nad nim, bowiem wyraźnie słyszała łomot jego serca, odkąd przybliżyła policzek do jego piersi.
— Proszę, powiedz...
Atrehu zanurzył palce we futro na szyi, blisko bujnej grzywki i z wyraźnym grymasem zadowolenia, sycił się jej dotykiem. Po chwili odsunął ją od siebie i nie odrywając od niej oczu, zastanawiał się nad odpowiedzią.
— Gdy się rozdzieliliśmy, otrzymałem zastępstwo za kolegę, któremu urodziło się szczenię. Tyle tylko, że był on z innej grupy, niż ja, więc musiałem być w duecie z jego partnerem... A ten... Nienawidzi hybryd, więc możesz sobie wyobrazić, jak mocno musiałem się męczyć. Wywiązała się mała walka. Zmusił mnie do obrony, a w konsekwencji sprowadziłem go do parteru. Pewnie trwałoby to dłużej i skończyło się gorzej, gdyby nie głównodowodzący mojej zmiany. Kazał mu za przeproszeniem spierdalać albo zgłosić się do Alfy, który przecież akceptuje hybrydy na swoim terenie, więc tamten odpuścił, rzucając na końcu, że nigdy nie będę jednym z nich.
Atrehu opowiadał to z takim napięciem w głosie, ale Itami podejrzewała, iż to wyłącznie zmęczenie. Nie wierzyła bowiem, aby samiec równie pewny siebie, co odważny, przejmował się takimi sprawami. Nikt jednak nie jest niezniszczalny, nawet taki silny wilk, jak Atrehu, widziała to w jego oczach. Choćby to zmęczenie, które wykrzywiało mu twarz w nieprzyjemny grymas. Zaproponowała, że usiądą na łóżku i wysłucha resztę historii do końca.
— Chodzi o to, że... Nie wiem, czemu się tutaj znalazłem, ale pomyślałem, a raczej nie myślałem, ale coś mnie tu wzywało, więc... Oto jestem. - Itami spostrzegła kolejną oznakę niepewności. Bez słowa przytuliła się do jego piersi, wsłuchiwała się w bicie jego serca, jak w melodię którą pragnęła, aby grała tylko dla niej do końca życia.
— Już dobrze, jestem przy tobie. - Wymruczała, zbliżając łapę do szorstkiego policzka basiora, pieszczotliwie nakreśliła opuszkiem linię wzdłuż przyciemnionych zmęczeniem powiek Atrehu, jej wzrok mówił mu, że jest dla niej wszystkim. Że w życiu nie spotkała basiora, przy którym mogłaby się tak otworzyć, jak księga przed czytelnikiem. Potem... zbliżyła swe usta do jego ust. I całowała go wdzięcznie, delikatnie i zmysłowo. Powoli, by delektować się jego ustami, a on nie protestował, tylko przyjmował od niej pocałunki z lekko otwartym pyskiem.
— Itami... - Szepnął jej do ucha, kiedy musnęła językiem jego podbródek, a potem odważnie zjeżdżała nim w dół do piersi. Schodziła coraz niżej, mając na uwadze rytm jego serca, które zaczęło walić o żebra, jak młot. Łup- bup, łup-bup, z każdym łupnięciem język Itami zjeżdżał coraz niżej. Atrehu chciał się odsunąć, poczuła to w jego napinających się mięśniach brzucha i łap, więc zerknęła w górę, wzrokiem pytającym "czy zrobiłam coś źle?". Lecz oczy basiora odpowiedziały jej "Wszystko jest dobrze, nie przerywaj". Z jego gardła wydobyło się pełne rozkoszy westchnienie, gdy Itami pochwyciła w usta koniuszek jego schowanej męskości, ruchem języka chciała doprowadzić go do wzwodu. Wyobraziła sobie wtedy następujący obraz, jak do zamkniętych wrót dobijał się masywny taran, z każdym łomotem gruchotał drewniane fragmenty. Z tą różnicą, że Itami robiła to delikatnie, zmysłowo i wdzięcznie. Wiedziała... i widziała, jak basior zmęczył się tą historią, a napięcie nie opuszczało jego spracowanych mięśni, pragnęła więc, aby choć na moment dał upust temu wszystkiemu, tu i teraz.
Z gruchotem jednak otwarły się nagle drzwi do jej pokoju, a w progu stanęła Muiri. Itami poderwała nagle głowę do góry, ciągnąc za sobą strugę własnej śliny, ściekającej jej z ust. Oczy rozszerzyły się szeroko, zastygły w niewytłumaczonym dla niej przestrachu i czym prędzej odsunęła się od jeszcze osłupiałego tym, co przed chwilą zaszło rudego samca. Odsunęła się tak gwałtownie, że grunt osunął się jej spod tyłka i z donośnym gruchnięciem wylądowała na podłodze, uderzając głową o nocny stolik, dźwigający niewielki, ręcznie rzeźbiony stojak na zwoje. Stojak zakołysał się niebezpiecznie i zrzucił całą zawartość na Itami, zasyłając jej ciało rycinami, dotyczącymi narządów wewnętrznych wilków.
— No proszę, proszę... - Zamruczała z perfidnym uśmiechem Muiri. — Czy jest jakiś powód, dla którego mam nie wezwać brata, by cię wywalił stąd na zbity pysk, Atrehu?
— Co... ja... ja nic takiego... - Itami słyszała w głosie Atrehu wielkie zakłopotanie. Natychmiast jej oczom ukazał się on, płomienne oczy, grymas zmartwienia... basior zgarnął z jej ciała resztę pergaminu i pomógł wstać, otrzepując przy okazji rozczochrane futro wadery z kurzu. Itami zgarnęła z ramienia ostatnią rycinę, przedstawiającą budowę oraz przekrój wewnętrzny nerki, wraz z dopiskami po boku, które wyszły spod łapy najwyższych autorytetów z dziedziny medycyny.
— Czy nasza mama cię nie uczyła Muiri... - Itami przybrała bardziej ostrzejszy ton. —... że jak wchodzisz do czyjegoś pokoju, to pukasz i czekasz na odpowiedź, a nie wchodzisz, jak krowa do obory!
— Ojej, uważaj, żebym ja tobie nie wypomniała, czego uczyła nas nasza mama, gdy zapraszasz obcego basiora do domu.
— Tak dla ścisłości... - Atrehu odzyskał rezon w głosie. — to ja sam przyszedłem do Itami.
— I bardzo się z tego powodu cieszę. - Podjęła za Atrehu wściekła Itami. — Jesteś największą mąciwodą w tej rodzinie, wiesz o tym?
— Oczywiści.e - Odparła, nie ścierając swego perfidnego uśmieszku z ust. — I jestem z tego bardzo dumna. A ty? Ciekawa jestem, co na to powie nasz ojciec, jak się dowie, że chadzasz się z innymi basiorami, gdy w tym czasie masz narzeczonego.
— Hej, hej... drogie panie! - Odezwał się nagle Atrehu, unosząc w górę łapę w pokojowym geście. — Spokojnie. Uspokójcie się obie, proszę. Możemy też spokojnie porozmawiać i załagodzić spór. Co wy na to?
— A o czym ty tutaj chcesz rozmawiać? - Zwróciła się Muiri w stronę Atrehu. — Zamąciłeś w głowie mojej siostrze! Jeszcze mi powiesz, że to co widziałam, robiła z pełną świadomością!
— Oczywiście, że tak! - Oparła hardo Itami. — A ty jak zwykle, jak na świnię przystało, wtrącasz ryja tam, gdzie nie potrzeba!
— Cisza! - Odezwał się stanowczo Atrehu, tonem godnym wysokiego oficera wojsk watahy, a nie troskliwego, czułego przyjaciela, a nawet kochanka. Obie wadery nagle zapomniały języka w pysku, na dodatek Itami zjeżył się włos na karku. Choć skrycie spodobała się ta dominująca postawa Atehu, aż poczuła przyjemne ciepło, zjeżdżające od serca w dół. Muiri natomiast zniżyła nieco głowę i położyła uszy po sobie. Basior, widząc co narobił, westchnął cicho przymykając nerwowo oczy. — Proszę... uspokójmy się. Porozmawiajmy.
Nastała kompletna cisza. Za zamkniętymi oknami nawet szum liści pobliskich drzew nie zdołał jej przerwać, a gdyby na środek pokoju, z zakamarka między drewnianymi deskami wychynął samotny karaluszek, dałoby się słychać cichy stukot jego chitynowego pancerzyka o powierzchnię paneli. I właśnie małe, karaluchowate coś maszerowało bez skrępowania przez pokój, nie zmartwione agresywną aurą trzech wilków. ~ Będę musiała w końcu zrobić coś z tym pokojem ~ Rzuciła w myślach Itami.
— No dobrze. - Odparła po chwili zastanowienia Muiri, wkraczając do środka. Robaczek czmychnął przed opadającą obok łapą waderki do pobliskiej cienistej szparki między szafą na futra do spania a nocnym stolikiem. — O czym chcielibyście porozmawiać?
— O tym, że to nie jest tak, jak myślisz. - Oświadczyła oficjalnym tonem Itami, obejmując Atrehu za ramię. Samiec siedział z niewzruszoną miną i z aprobatą pokiwał głową. — Atrehu to mój przyjaciel... no teraz chyba ktoś więcej, ale... słuchaj, to chyba nie jest grzech, że zależy mi na nim, prawda?
— Ależ skądże znowu? - Mruknęła Muiri, beztrosko wymachując łapą, choć wiedziała, że w jej tonie czaił się sarkazm. — Tylko co na to powie nasz ojciec, gdy się dowie.
— Najpierw ustalmy sobie kilka spraw. - Wtrącił się Atrehu. — Zacznijmy od tego, że wasz ojciec, bez urazy dla niego, nie zwykłem obrażać kogoś, kogo nie znam, ale źle robi. Chce Itami sprzedać jakiemuś Sagelowi, który ją nawet nie szanuje. Nie słyszałaś jakimi obelgami ciskał w stronę twojej siostry. Zwyzywał ją od dziwek i zarzucił niewierność, a prawda jest taka, że po prostu jej nie zależy na nim.
— Niech zgadnę. Zależy jej na tobie?
— Daj mu skończyć, Muiri. - Powiedziała już nieco przygaszonym tonem. Itami nie miała już sił ani ochoty na wszczynanie kolejnej kłótni, więc wolała zniżyć ton.
— Nikt nie pytał się jej o zdanie. Czy w ogóle pragnie tego Sagel'a, czy go kocha i czy chce z nim żyć. Wszystko to odbyło się poza wpływem Itami, która ewidentnie nie potrafi się sprzeciwić.
— Oczywiście, że nie. Jak to nasza mała Itami twierdzi, nie potrafi, bo się boi. - Sprecyzowała Muiri.
— Czemu miałaby się niby bać? - Zapytał nieco bardziej stanowczo, w trakcie gdy Itami bez słów wpatrywała się w swoje i jego łapy, jakby rozmyślała nad czymś smutnym.
— To proste. Nasz ojciec nienawidzi sprzeciwu, a bardzo też zależy mu na związku między Itami a Sagelem.
— Nadal ta układanka mi się nie klei. Sam widziałem, jak Sagel traktuje twoją siostrę. W związku liczy się miłość i zaufanie, a ten palant nie zachowywał się tak, jakby zależało na jej szczęściu i miłości.
— A więc nie wiesz nic o życiu tutejszych wilków. - Stwierdziła Muiri, wzruszając ramionami. — Sagel to syn przywódcy kolejnej rebelii, która siłowo może równać się z tą, która jest pod dowództwem naszego ojca. Sojusz poprzez małżeństwo Itami i Sagel'a, zapewni mu niemal nieograniczone środki na dozbrojenie swoich żołnierzy, ich wsparcie, a co najważniejsze — ich lojalność.
— Ale ja nadal nie widzę sensu w tej całej rebelii. Jak ona niby wygląda? Zbieranina wygłodzonych, pozbawionych mocy hybryd może zrobić cokolwiek wilkom, obdarzonymi potężnymi mocami? Armia Króla Lorunda jest liczna i bardzo silna. Wasi rebelianci są niczym w porównaniu z siłą, jaką dysponuje władca.
— Czyżby? - Muiri uniosła brew. — Nie lekceważyłabym rozwścieczonej hybrydy, która dla lepszego juta jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Nawet takich rzeczy, o które się je nawet nie podejrzewało. Tatko opowiadał nam, jak w dwa dni zdobyli Dolinę Wysokich Dębów i bez wytchnienia pokonali ich obrońców, a miał jedynie pod swą komendą garstkę hybryd. Nasz ojciec, mimo że nie ma żadnego wykształcenia, jest wielce utalentowanym strategiem i silnym dowódcą. Jak nam raz opowiadał... "W walce nie liczy się tylko siła mięśni. Ważne jest dopatrywanie się słabych punktów przeciwnika i precyzyjnie je zaatakować"... on to jakoś ujął dość nieskładnie, ale zrozumiałyśmy lekcję. Czy teraz już rozumiesz, po co ta cała farsa? Zdziwiłbyś się, co potrafi dobrze wyszkolona w zabijaniu hybryda, skryta w cieniu lasu.
— Teraz już nieco rozumiem. - Odparł Atrehu, drapiąc się po klatce piersiowej. Itami czuła też, jak stykające się z jej brzuchem udo basiora nieco drżało, co świadczyło, że napięcie jakie wywołała, nie była już pewna, czy nieumyślnie, nadal w nim tkwiło, gdy pozostawiono ich samych. — Ale to nie powód, aby obrażać twoją siostrę. Dopóki będę nad nią czuwać, dopóty nie zmęczy się moim towarzystwem, nie pozwolę, by byle obszarpaniec ją skrzywdził.
— Rób jak uważasz. - Któryś raz z kolei Muiri wzruszyła ramionami, jakby chciała dać samcowi do zrozumienia, że ten temat jest jej kompletnie obojętny. — Nasz ojciec dowie się o tym, co zaszło między tobą a Sagelem. Nie omieszka się z tobą rozmówić w tej kwestii.
— Jak dla mnie... może być. Z chęcią wyśpiewam mu, jakiemu głupcowi powierzył los i przyszłość Itami.
— On cię nie posłucha. Ba! Nawet nie da ci się wytłumaczyć. Zabije cię bez mrugnięcia okiem, chyba że... Na jakiś czas nie będziesz pokazywał się w mieście.
— A co wasz ojciec może mi zrobić? - Zapytał hardo Atrehu, lecz w tym momencie Itami zmusiła go, by spojrzał jej w oczy. W błękitnych pierścieniach błądził gdzieś błysk niepokoju, dosłownie jakby chciała mu przekazać " Błagam, nie masz z nim najmniejszych szans". Po czym pokręciła głową, przez co chyba Atrehu zrozumiał przekaz, bo dodał.
— Tak samo, jak wasz ojciec, umiem o siebie zadbać i wiem, jak walczyć.
— Ty to nazywasz walką. On zaś uważa to za zabawę. To stary pies wojny, walkę ma we krwi. Dlatego posłuchaj mojej siostrzyczki i nie wychylaj się przez jakiś czas. Dla własnego bezpieczeństwa.
Itami widziała, że basior mimo wszystko chciał się wykłócać z waderą o swych bezkompromisowych umiejętnościach bojowych, ale wadera dotknęła jego ramienia, lekko zacisnęła palce na twardych mięśniach Atrehu. Z roztargnieniem przyglądał się smutnej Itami, która w niemy sposób błagała go, by się nie narażał. Aby nie popełniał żadnej głupoty przez swą próżność. Westchnął w końcu i pocałował ją namiętnie w czoło, co nieznacznie wywołało uśmiech na jej pyszczku. Był to mimo smutny uśmiech. Muiri nie śmiała nawet skomentować tego widowiska, więc czekała z wyraźnym zainteresowaniem.
— Znacie może kogoś - Podjął po chwili Atrehu. — Kto nazywa się Pedro?
— Tak, znamy go. - Odpowiedziała Muiri z wyraźnym przekąsem w tonie. — Gdy uczyłyśmy się w Zaciszu, wiedziałyśmy, że wraz ze swoją paczką lubił znęcać się nad takimi, jak my. I nie ma się co dziwić. Jego rodzice wywodzili się z bliskiego kręgu znajomości Salem'a. Byli, można by się tak wyrazić, jego zausznikami, więc pewnie od małego wbijali mu do łba o tym, jakie my, hybrydy jesteśmy ohydni, brudni i niegodni życia na tym świecie. Świecie zbudowanym wyłącznie dla czystokrwistych. A jeśli już o tym mowa, rodzina Pedro ma fioła na tym punkcie i lubią okazywać się z tej najlepszej strony. - Muiri jakby zamyśliła się, przejechała kciukiem po swym drobnym podbródku. - Pedro zmienił się na najgorsze dopiero wtedy, jak dowiedział się o śmierci rodziców. Co tu dużo mówić. Zabili ich buntownicy pod dowództwem Szkarlatyny, przez co jeszcze bardziej podsyciło w nim nienawiść do hybryd. Nasz tatko wielokrotnie nam mówił, że tacy idioci, jak Pedro, nie zdają sobie nawet sprawy, ilu czystokrwistych posiada w swej rodzinie hybrydę. Wystarczy rzut kamieniem w najbliższy dom, by wskazać takową rodzinę.
— Właśnie zauważyłem... miałem z nim dzisiaj służbę. Powiedzmy, że przeholował w pewnym sensie. Poza tym nie słuchał żadnych argumentów, sam nic logicznego nie był w stanie powiedzieć. Paplał jedynie coś o wyższości czystej rasy.
— Fanatyzm nigdy nie pójdzie w parze z logiką. - Odezwała się dotychczas milcząca Itami. — A tacy, jak Pedro, nie chcą ani nigdy nie zrozumieją tego, że hybrydy, z której strony by nie spojrzeć, mają pewne powiązania z czystokrwistymi.
Rozmowa ciągnęła się dość długo, którą za namową Muiri, postanowili zakropić ją czymś mocnym, aby potem potoczyć ją na nieco przyjemniejszy tor. Wadera wyciągnęła spod poluzowanej deski niewielką butelkę dobrego, nieco słodkiego wina, wyjątkowa specjalność varońskiej winnicy. Po kilku łykach, nasi bohaterowie zaczęli umilać sobie chwile żartami oraz anegdotkami na temat prywatnego życia seksualnego niektórych władców.
— Ej, a wiecie dlaczego na Alfę Kodego mówiło się "Szybkim"? - Zapytała Muiri nieco już wstawiona. - Bo zanim zdąży cokolwiek zrobić, było już po wszystkim! Albo Vasela "Tylnym trębaczem"?
— Nie chcę wiedzieć. - Wymruczała Itami, kołysząc lekko głową.
— Bo był w stanie wypierdzieć całą zwrotkę królewskiego hymnu!
— Fuuj! - Wzdrygnęła się Itami, na co Atrehu objął ją za szyję i przytulił do masywnej piersi, na co ona zamruczała, niczym kotka, sycąc się jego zapachem, co też nie umknęło uwadze Muiri.
— Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na swój ślub, co?
Atrehu zdębiał na komentarz wadery, co też niespecjalnie dotarło do Itami, bo nadal, jak gdyby nigdy nic, ocierała policzek o futro na piersi samca, mrucząc coś pod nosem. Upojenie to iście niebezpieczny stan, powiem wam moi drodzy.
— Skąd to stwierdzenie, że...
— Atrehu... - Przerwała, przybierając dość poważny ton, ale perfidny na jej smukłym pyszczku pozostał. — Głupia ani ślepa nie jestem. Widzę, jak się do siebie kleicie, a Itami odkąd cię poznała, o nikim innym nie mówi, tylko o tobie.
— Huuh? - Itami, jakby doznała nagle boskiego oświecenia — no! W samą porę odsunęła policzek od piersi Atrehu i wlepiła senne oczy w siostrę. Alkohol działał na nią, jak dobry lek usypiający.
Atrehu miał już otworzyć usta i odpowiedzieć, gdy nagle, jak trzask z armaty, z dołu wydobył się głośny harmider. Ku zdziwieniu całej trójki, ktoś krzyknął na cały dom, prosząc o pomoc. Rudy samiec zerwał się z miejsca, a za nim, siostry pobiegły za nim ramię w ramię schodami w dół. W pogrążonym w półmroku salonie dostrzegli dwa niewyraźne kształty, a przez ich lekkie upojenie wydawały się lekko rozmyte. Do uszu Itami, prócz mocno bijącego serca siostry, doszły też głośne dyszenie basiora, który okazał się jej bratem. Nefery rzuciły nagle mocniejsze światło na środek stołu, na którym leżał nieruchomo czyjaś sylwetka. Itami wychynęła zza pleców Atrehu i z podskakującym sercem w gardle spostrzegła nieprzytomną matkę, strasznie przemoczoną i... poranioną.
— Mamo! - Krzyknęły jednocześnie siostry. - Gaspar, do cholery jasnej, co się stało z mamą?
Gaspar dyszał głośno, musiało minąć dobrą chwilę, nim odzyskał siły, by wykrzesać z siebie, choćby zdanie. Itami jednak poznała od razu, że brat nie dyszał ze zmęczenia, tylko ze wściekłości. Ze skrajną furią wpatrywał się w matkę, dyszał niczym rozjuszony byk, gwałtownie wciągał powietrze przez usta i z głośnym fuknięciem wydychał je przez nos. Jego bujne długie futro, zazwyczaj bujne i sterczące, przylegały teraz przemoczone do ciała, nosiły ślady czyjejś krwi. Po zapachu Itami nie miała wątpliwości.
— Gaspar! Co się stało mamie?! - Wycedziła przez zęby. Atrehu z niemiłym zaskoczeniem spostrzegł, jak grube krople łez ściekają po policzku Muiri.
— Znalazłem ją pobitą... poranioną.., leżała w leśnym rowie... raniona... - Mówił z trudno do opanowania tonem, w przerwach między wściekłymi dyszeniami. - Z tym... napisem na jej... policzku...
Itami bała się zbliżyć do stołu, a o spojrzeniu na paskudne rany matki nie było nawet mowy - znów obudziła się w niej ta dawna, wiecznie przerażona wszystkiego mała Itami. Przerażona do tego stopnia, że nie wytrzymawszy ciśnienia, narastającego w okolicy serca, wtuliła się w futro siostry i rozpłakała się na dobre. Muiri objęła ją i obie, wtulone w siebie, zaczęły płakać.
— Kto jej to zrobił? - Zapytał Atrehu, próbując nie dać ponieść się emocjom, bo z trudem mówił spokojnie, ale Itami nie zwróciła na to uwagi. Szlochała z pyskiem wetkniętym w szyję Muiri.
— Skąd to mam, kur*a jego mać wiedzieć?! Zanim dotarłem do niej, było już po wszystkim. Ktoś musiał ją nieźle skatować, bo krew była wszędzie!
— Ktoś?! To nie był ktoś, tylko jakiś skur**syn! - Wysyczał Atrehu. — Oby karma wróciła do niego i żeby zdechł, zasraniec!
— To nie twoja sprawa, Atrehu. - Oznajmił stanowczo Gaspar. — Najlepiej będzie, jak sobie już pójdziesz.
— Nie! - Itami odsunęła pysk od szyi łkającej Muiri, by spojrzeć na brata. Przez napad szaleńczej rozpaczy wyglądała, jakby postarzała się o kilka lat . Z przekrwionymi oczami świdrowała brata, podobnie jak ich matka, kiedy w ich czasach szczenięcych przyłapała na czymś niegrzecznym. — Atrehu to mój gość i może tu zostać tak długo, jak chce... rozumiesz?
— To nie jego sprawa! - Podkreślił twardo Gaspar.
— On jest ze mną i nie wyrzucisz go, rozumiesz? - Odparła, prawie krzyknęła, ukazując bratu rząd zębów. Ktoś, kto znałby Itami od samego początku jej życia, zadziwiłby się mocno, bowiem ta mała, nieśmiała i strachliwa myszka nigdy nie wyskoczyła na nikogo z zębami. Ktoś, kto znałby Itami od kołyski, wiedziałby, że w tym przypadku podkuliłaby ogon i wycofała się w cień swojej siostry. Nie zrobiła tego.
— Niech będzie. - Odparł Gaspar, choć po jego tonie dało się stwierdzić, że nie podobało się mu to. Spróbował podnieść nieruchome ciało matki, lecz Atrehu, nie zważając na fakt, że Gaspar przed niecałą chwilą, stanął przeciwko niemu, i przyjął nieprzytomną na swój grzbiet. Gdy bez trudu wnosił ją na górę, kątem oka Itami dostrzegł dziwny, koślawy napis, wycięty na policzku Zuri, zrobiony najpewniej jakimś ostrym narzędziem. Napis głosił " Zdrajczyni rasy".

*
Gaspar, po tym, jak wyszedł z pokoju Zuri, stwierdził, że w życiu widział już wielu wojowników po walce z niedźwiedziem, a i tak wyglądali lepiej od niej. Itami w końcu przełamała się i wpadła do środka, oznajmiając, by opatrzenie ich matki zostawili jej. Kiedy podeszła do nieprzytomnej Zuri, wydawało się jej, że leżąca przed nią postać jest jej kompletnie obca - pewnie dlatego, że nigdy w życiu nie widziała własnej matki w tak krytycznym stanie. Miała rozległe obrażenia brzucha, niosące ślady kopania i bicia. Posiniaczone, opuchnięte policzki Zuri przyprawiały Itami o niemiłosiernie piekący żal i smutek. Chciało się jej płakać. Płakała i doglądała dalszych, coraz to paskudniejszych ran. Szyja, ramiona, grzbiet nosiły krwawe znamiona, pozostawione najpewniej przesz sztylet. Rany były płytkie, poszarpane, zadane w taki sposób, by sprawiały ból, a nie po to, aby uśmiercić. Rany były posypane solą.
Ktokolwiek to zrobił, pragnął by cierpiała długo i męczyła się ponad wszelkie wyobrażenie. Napastników musiało być przynajmniej dwóch; trudno uwierzyć w to, aby jedna osoba byłaby w stanie przytrzymać szamoczącą się w amoku waderę, jednocześnie posypując nań sól. Nie mogła też uwierzyć w to, by ktokolwiek byłby w stanie wyrządzić coś takiego bezbronnej waderze...
Lewe oko Zuri było kompletnie zmasakrowane, ale do odratowania - pokryte pod siną opuchlizną powieką było całe czarne... źrenica oka zajmowała prawie całą jej powierzchnię. Łzy ściekały jej obficie z policzków, ale nie kontynuowała oględzin, które poczęły budzić w niej coraz to gorsze myśli. Teraz przyszedł czas, aby sprawdzić, czy aby wobec Zuri nie dopuszczono się rzeczy najgorszej dla każdej wadery.
— No? No i co?! - Zapytał zniecierpliwiony Gaspar, gdy Itami wyszła z pokoju matki, po tym, jak zaaplikowała jej sól fizjologiczną, maść na opuchliznę i oktynidynę na skaleczenia.
— Żadnych śladów gwałtu. - Oznajmiła po chwili wypalona zmęczeniem i smutkiem Itami. — Ma mnóstwo rozległych ran. Żadnych złamań. Podejrzewam jednak, że doszło do uszkodzeń wewnętrznych. Jakiś skur**el ją tak sprał, że jej mięśnie nadają się jedynie na kotlety.
— Szlag by to trafił! - Warknął przez zęby jej brat.
— Wszystko w porządku? - Odezwał się Atrehu ze zmartwionym grymasem. Spojrzała mu w oczy i nie mogła powstrzymać płaczu. Oparła czoło o ramię basiora i trzęsła się, jak mała waderka, pozwalając łzom ściekać z policzka obfitym strumieniem.
— Nic nie jest w porządku... - Załkała cicho, nie mając już sił, aby próbować nawet zapanować nad tonem. — Wszystko się, kur*a mać, spier***iło. Gdzie jest ojciec, gdy go potrzebujemy?! Gdzie jest ten drań, który to zrobił, kiedy jego miejsce jest w lochu?!
Poczuła na sobie silną łapę, która objęła ją wokół szyi i przygarnęła do ciepłego ciała, zmuszała do wsłuchiwania się rytmu serca jej najbliższego przyjaciela. Basior objął ją czule, wlewając w to tyle ciepła, ile zdołał z siebie wykrzesać. Itami nie ukrywała to, jak bardzo teraz tego potrzebowała; czyjegoś wsparcia kogoś, kto nie dopuści, by taka mała waderka, jak ona, popadła w kompletne załamanie.

<Atrehu?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3941
Ilość zdobytych PD:1970 PD + 390 PD + 30% (podstawowy bonus) ~ 591
Łącznie: 2951

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz