– Filonoe. - Powtórzył. – Filonoe. Piękne i niespotykane imię. Twoi rodzice muszą być bardzo kreatywnymi wilkami.
Zanim wadera zdołała powiedzieć cokolwiek, z góry dobiegł ich nagłe nawoływanie grupki paru wilków, którzy nachylali się nad poszarpanymi krawędziami przepaści. Naharys widział ich jako niewyraźne, rozmazane punkciki, jakby wyłaniali się z gęstej mgły. Mdłości nadal ściskały mu gardło i żołądek, w każdej chwili mógł znów puścić pawia, nawet jak jego żołądek był pusty, jak skorupka wyżartego orzechu.
– Bądźcie cierpliwi! - Krzyknął do nich wysoki, ciemnowłosy basior o niezwykle mocnych, niebieskich oczach, które mimo niewyraźnego obrazu, Naharys widział ich przebijający się przez mgłę blask. – Zaraz was stąd wyciągniemy!
– Tylko proszę, pośpieszcie się! - Odkrzyknęła Filonoe wielce zmartwionym tonem, choć Naharys zdawał sobie sprawę, że ona sobie tylko pogrywa – miała to bowiem wymalowane na swym licu. A z wymalowanym, teatralnie zmartwionym grymasem i tonem, lico miała jeszcze bardziej piękniejsze. Nie miał jednak sił, by utrzymać głowę w powietrzu, oparł ją więc o wystający kamień, sycząc przy tym z promieniującego bólu. Ból był paraliżujący i otępiający. ~ W tym przypadku to myślenie nawet boli... ~
– I raz! I dwa! I trzy! Jeszcze raz, z życiem, panowie i pani. I raz! I dwa!
Leże obijało się o ściany przepaści co jakiś czas, obraz nadal wirował mu przed oczami, co jeszcze bardziej wzbudzało w nim wymiotne spazmy, dlatego zamknął oczy.
Kiedy w końcu wciągnęli ich na górę – leże o dziwo wytrzymało ich ciężar – grupka czterech wilków zebrało się obok, aby ustalić, co dalej.
– Ðrago i Amber. - Odezwał się głos piątego wilka. – Zanieście go do lecznicy. Tam zajmą się nim medycy. Czy szanownej pani nic się nie stało?
– Nic, nic. Ten tutaj, uratował mnie przed połamaniem sobie łap, ale jak sami widzicie, on jest w nieco gorszym stanie.
– Precyzyjnie sformułowane. - Skomentował Naharys z drobnym uśmiechem.
– O tym już zadecyduje medyk, nalegam, byś poszła z nami, pani. Silvan będzie wam towarzyszyć, a ja natomiast idę do Alfy, by złożyć mu raport z akcji ratunkowej. Czy wszystko jasne? Są jakieś pytania?
Nikt nie miał żadnych pytań, toteż dowódca pożegnał ich skinieniem głową i nie zwlekając dłużej, szybkim truchtem pobiegł na wschód, ku wysokim wieżom ratuszu Dailoran.
– Trzeba będzie załatać tę przepaść. - Oznajmił któryś z basiorów. Naharys nie widział dokładnie, nadal nie chciał otwierać, aby nie wywołać nawrotów mdłości. – To groźna pułapka. Dla nieostrożnych może okazać się śmiertelna.
Nie zamierzali jednak marnować czasu, najwyżej wskaże się inżynierom odpowiednie miejsce przepaści i nakaże się im wyposażyć się w odpowiednie narzędzia. Basiory wnieśli zaś leże na swe grzbiety i w powolnym marszu zmierzali ku północnej drodze, która wijąc się wśród pól, a później mknąc ku ścianie lasu, powinna doprowadzić ich do lecznicy. Szli w milczeniu, pośród pochyłych starych drzew, których grube korzenie wyłaniały się z ziemi, jak sparaliżowane, pozbawione łusek ciała węży. Niektóre spływały ze zbocza niewielkiego wzgórza, wzdłuż którego szli ku grzbietu leśnego wzniesienia. Las latem był istną skarbnicą ziół i bogata w zwierzynę, był tego pewien, choćby po ryknięciach jeleni brzmiących w oddali – nadszedł okres ich godów. Stukot dzięcioła o pobliski pień rozchodził się po okolicy, niby perkusyjny dźwięk instrumentu. A w przerwach między nimi, słowiki śpiewały swe smutne, łkające melodie.
– Hej, żyjesz? - Szepnęła mu do ucha Filonoe.
– Żyję, tylko po prostu nie chcę pawia puścić. - Odparł, nie otwierając oczu.
– Przyjazne jest to twoje ugrupowanie. - Oznajmiła wadera. – Takie... uczynne.
– Jesteśmy wilkami z Dailoran. Tutaj każdy dba o każdego. - Wyznał Naharys.
– Dailoran. - Powtórzyła Filonoe takim tonem, jakby owe słowo usłyszała po raz pierwszy. – Ciekawa nazwa. Co ono oznacza?
– Z tego, co mi opowiadał tutejszy Alfa, słowo Dail oznacza krew, a Orano – więź. Po naszemu więc oznacza Więź Krwi.
– Pokrzepiająca nazwa. - Przyznała wadera z lekkim rozbawieniem w tonie. – Czyli jesteście tutaj jakby rodziną?
– Rodziną, to cóż trafnie jest powiedziane, ale uwierz mi, nie z każdemu jest tutaj po drodze z rodziną. Ciągle się słyszy, że w Varonie, albo w jej obrębie dochodzi do zamieszek na tle rasowym, a Alfa nie angażuje się w ukaraniu sprawcy i zbadaniu sprawy. Nawet tutaj hybrydy muszą radzić sobie same i liczyć na dobry gest ze strony innych. Chociaż tyle dobrze, że Alfa je toleruje i daje zajęcie, by mogli w miarę godziwie żyć. Wszędzie indziej są wypędzani, albo mordowani, oczywiście są wyjątki, jak na przykład wataha Reachower na zachodzie. Dziwny jest ten świat.
– Bardzo dziwny. - Zgodziła się Filonoe.
Naharys miał ochotę spojrzeć na waderę, ale wolał tego nie robić – przez świdrujący bólem i zawrotami czerep przeszła dziwna myśl, którą postanowił zachować dla siebie. Wadera coś łatwo ze wszystkim się zgadzała i krótko, aczkolwiek rzetelnie odpowiadała na wypowiedzi samca. Lekkie zdziwienie przeszło w dojmującą podejrzliwość. ~ Może jestem po prostu przewrażliwiony. ~ Starał się uspokoić, ale mimo tego nie mógł. To jak przechodzenie obok pełnego gniazda szerszeni i wmawianie sobie, że to jedynie pszczeli ul. Myślał jednak, że będzie w stanie obdarzyć samicę pewnym pakietem zaufania, z jednoczesnym zachowaniem ostrożności. W końcu, jakby nie było, pomogła mu, gdy ten leżał w potrzebie, tam na dnie urwiska, żeby je tak szlag jasny trafił. Jednakże czy za tę pomoc wadera zażąda coś w zamian, nic bowiem na tym świecie nie ma za darmo. Świat rządzi się wieloma prawami, ale jedno z nich zajmuje szczególne miejsce – waluta. Pożyjemy, zobaczymy.
– Nie powinnaś już iść? - Zapytał, choć wiedział, że zabrzmi to dość obcesowo.
– A niby gdzie? Z waszego ugrupowania znam tylko ciebie, a w zamian za tak sprawnie przeprowadzoną pomoc medyczną chyba należy mi się coś.
Wiedział, że się o coś upomni, pomyślał kreśląc pod nosem zadziorny uśmiech. No po prostu to było do przewidzenia, ale zanim basior zdążył w myślach dopowiedzieć sobie kilka słów więcej, Filonoe zbliżyła swe usta blisko ucha basiora i szepnęła.
– Ktoś o tak uderzającej orientacji w terenie, jak ty, powinien mi pokazać wszystko, co i jak. To chyba niezbyt wyszukana cena, prawda?
Naharys cofnął nieco głowę, ale prędko tego pożałował, bowiem ból rychło upomniał się promieniującą falą. Spojrzał jednak na waderę ze zdziwieniem.
– Chcesz tutaj zostać?
– Czemu nie? Skoro już zapoznałam się z tobą, to już świetny początek w tej waszej watasze. Tylko do tego czasu wydobrzej, chyba że z uszkodzonym czerepem chodzisz równie dobrze, co na niego spadasz.
– Języczek też masz cięty. - Samiec wyszczerzył się nieco. Już ją zaczynał lubić, ale ostrożność nadal podpowiadała mu, by trzymać się na dystans. Zaufa jej, gdy będzie pewien, że decyzja dołączenia do Dailoran to nie będą żadne tanie sztuczki. – Ale zanim wydobrzeję, minie pewnie z dobry tydzień. Albo dwa. Do tego czasu musisz zatrzymać się w Varonie, w pobliskiej gospodzie, bo w Dailoran nie toleruje się obcych. O pracę nie musisz się martwić, tam każdego dnia wilki różnorodne zlecenia; na futra między innymi. Co zlecenie to dziwniejsze fanaberie, ale da się z nich wyżyć.
– Rozumiem. Ale chyba nie masz nic przeciwko, abym posiedziała z tobą jeszcze chwilę?
– Nie mam, aczkolwiek ciekaw jestem, czym sobie zasłużyłem na takie zainteresowanie z twojej strony?
– Po prostu wolę zachowywać zdrowy i przyjazny kontakt z kimś nowo poznanym. Będziesz mi później potrzebny. - Znów szepnęła ostatnie zdanie na ucho basiora, ale ten nie odsunął się już od niej. Kiwnął tylko głową, ale nie miał pojęcia, czy wadera sobie z nim niewinnie pogrywa, czy mówi całkiem serio.
– Nic się nie bój. Możesz być spokojna o przewodnika. Z chęcią się na niego zgłoszę, a za ten czas może zapoznasz kogoś innego. W watasze jest masa innych wilków, którzy zapytają w twoim imieniu o audiencję u Alfy.
– Spokojnie. - Odparła, uśmiechając się ciepło. – Nigdzie mi się nie śpieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz