Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

niedziela, 17 września 2023

Od Amaru ciąg dalszy Naharys’a ~ "Kulawa znajomość"

Ten dzień nie należał do łatwych. Już wchodząc dziś do lecznicy, wiedziałem, że lekko nie będzie. Takie rzeczy się po prostu czuje. Choć początek nie był aż tak zły, tak później stał się on koszmarem, który przeżywałem niemal każdego dnia, odkąd objąłem stanowisko (młodszego, ale jednak) medyka. Już w momencie, gdy do gabinetu wszedł drący pysk szczeniak ze swoją matką, wiedziałem, że po tej wizycie dostanę nerwicy. Nawet jeśli to Weugo był głównym medykiem, który się nim zajmował, to ja też musiałem wysłuchiwać ryków tego dzieciaka, a potem reprymend mojego starszego kolegi po fachu na temat tego, co robię nie tak.
Szczególnie zdenerwował się, gdy nagle zaczęło lać jak z cebra, a ja zorientowałem się, że przecież zostawiłem suszące się na zewnątrz zioła. W pośpiechu zerwałem się na zewnątrz, a gdy wróciłem, Weugo od razu przeszedł do suszenia mi głowy. Byłem zirytowany jego towarzystwem, dobrze wiedziałem, jak powinno się leczyć i byłem absolutnie przekonany, że mogę to robić samodzielnie jako oficjalny medyk. Niestety, ta decyzja nie należała do mnie.
Już miałem odetchnąć z ulgą, gdy postanowił pójść do składzika po bandaże, których zabrakło w gabinecie, lecz wtedy natknął się na obcego, białego wilka z wyraźnym urazem łapy. O dziwo jednak Weugo postanowił dać mi szansę na wykazanie się. Prawdopodobnie jednak tylko dlatego, że kontuzja nie wyglądała zbyt poważnie.
– Amaru, zajmij się naszym pacjentem. Ja idę tylko po bandaże i zaraz wracam. - Powiedział, a wychodząc, rzucił mi jeszcze uważne spojrzenie.
Szybko zmierzyłem wzrokiem przybysza, po czym wskazałem mu skrzydłem legowisko wyłożone niedźwiedziami futrami.
– Siadaj. - Mruknąłem, nie odrywając jednak wzroku od rozłożonych na drewnianym blacie ziół. Naprawdę wolałbym w tamtej chwili zająć się ich segregowaniem niż leczeniem kolejnych psowatych. Pieprzona robota.
Biały nieznajomy powoli dokuśtykał się do wcześniej wskazanego przeze mnie miejsca, gdzie następnie usiadł z cichym westchnieniem ulgi. Wziąłem głęboki wdech, szykując się na kolejny proces leczenia pacjenta, choć ten konkretny wydawał się spokojny i niezbyt problematyczny.
– Dobrze… Zatem rozumiem, że masz problem z łapą? - Podszedłem do legowiska.
– Tak, właściwie to z przedramieniem. Uszkodziłem je sobie na treningu. Chyba je naderwałem.
– Pozwolisz, że ja to ocenię… Możesz poruszać tą łapą?
– Tylko trochę, ale i tak strasznie boli.
Mruknąłem cicho i delikatnie położyłem swoją łapę na jego przedramieniu w celu jej zbadania. Pod jego skórą dojrzałem świeżego krwiaka. Bardzo delikatnie nacisnąłem łapą na uszkodzony mięsień, na co biały wilk odpowiedział cichym, bolesnym syknięciem.
– No cóż, wygląda mi to na naderwany mięsień. - Westchnąłem po krótkich oględzinach i ruszyłem szukać czegoś do usztywnienia kończyny oraz leków przeciwbólowych.
Jak na dorosłego, poważnego wilka przystało, pacjent skonsumował mieszankę ziół i odrobiny maku bez marudzenia, choć po wszystkim można było dojrzeć na jego pysku lekki grymas wywołany złym smakiem. No ale czego innego można się było spodziewać? Myślał, że mu miód dam? Albo soku z malin? Lekarstwo ma działać, a nie smakować jak najdroższy rarytas!
Gdy leki były już ogarnięte, przeszedłem do usztywniania przedramienia. Samemu opatrywaniu towarzyszyła cisza, którą przerywał jedynie coraz bardziej nasilający się deszcz oraz wyładowania elektryczne, które co jakiś czas nawiedzały okolicę. Nie, żeby mi to przeszkadzało, na tamten moment było to wręcz kojące w porównaniu z tym, co przeżyłem wcześniej tego dnia. Ów wilk jednak najwyraźniej miał dość milczenia, gdyż postanowił je przerwać.
– Masz dość swojego przełożonego, hm? - Próbował zagaić rozmowę z cichym śmiechem.
– To stary zrzęda, ale nie można o nim powiedzieć, że nie wie, co robi. - Mruknąłem bez entuzjazmu. Nie miałem czasu ani ochoty na pogaduchy. – Dobra, gotowe. Nie mam pojęcia, czym zajmujesz się na co dzień, ale jeśli jest to praca fizyczna, to zapomnij o jej wykonywaniu przez przynajmniej 2 tygodnie. Najlepiej po prostu odpoczywaj, a dopiero po tym czasie zgłoś się do nas, żebyśmy mogli ocenić twój stan i abyśmy mogli zacząć lekkie rozciąganie łapy.
Widziałem cień niezadowolenia na jego pysku i słyszałem jego ciche westchnięcie. Zdawał się akceptować los, jaki go spotkał, co nieco mnie zaskoczyło. Byłem przyzwyczajony do wielkich wywodów na temat tego, czym zajmują się pacjenci, którzy musieli tymczasowo zrezygnować z pracy, a nawet ich narzekania na brak odpowiedniego podejścia medyków do ich obrażeń. No cóż, na szczęście ten przypadek był inny.
– Dobrze, teraz dam ci formularz, który musisz wypełnić swoimi danymi- mówiąc to, podałem mu pod łapy pergamin i narzędzie piśmiennicze.
Basior jedynie skinął głową z przyjaznym uśmiechem i począł uzupełniać formularz. Specjalnie sam przytrzymałem mu pergamin, aby ten się nie ruszał, gdy Naharys go wypełniał. Dzięki temu mógł nieco ograniczyć używanie chorej łapy. Ano właśnie, z tej karty dowiedziałem się, że jego imię brzmiało Naharys.
– Czy to już wszystko? - Spytał biały wilk, gdy zakończył wypełnianie luk na pergaminie. Zdawał się już nie chcieć nawiązać, ze mną jakiejkolwiek konwersacji.
– Musimy poczekać na medyka. - Odparłem, a widząc jego reakcję, która wyrażała niezrozumienie, z nutą irytacji dodałem. - Ja jestem jedynie młodszym medykiem, który w teorii powinien się jedynie dokształcać u prawilnych medyków. Mój przełożony musi tu przyjść, zatwierdzić diagnozę i podpisać ten papier.
Naharys kiwnął głową i zaczęliśmy czekać na Weugo, ale… coś mi tu nie pasowało. Może i miał już 9 lat na karku, ale nie był też seniorem, był całkiem żwawym wilkiem. Jakim więc cudem jeszcze nie wrócił? Zacząłem się niepokoić, a Naharys chyba to wyczuł. Nic jednak nie powiedział, a jedynie od czasu do czasu nerwowo podrygiwał ogonem. W tej dłuższej chwili ciszy zdałem sobie sprawę, jak bardzo pogoda się rozszalała. Nagle dało się usłyszeć potężny huk, a podłoga zatrzęsła się pod naszymi łapami. Z trudem utrzymałem się na łapach, co nie udało się Naharysowi z uwagi na jego kontuzję. Równocześnie do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk kilku osób, który zjeżył mi futro na karku. Spojrzałem z wytrzeszczonymi oczami na Naharysa, a ten rzucił mi dokładnie to samo spojrzenie.
– Co to było?! - Spytał Naharys, nerwowo się rozglądając.
–J-ja… Nie wiem. - Powiedziałem lekko łamiącym się głosem. – Poczekaj tu chwilkę…
Na trzęsących się łapach koślawym krokiem podszedłem do drzwi wychodzące na korytarz. Położyłem na nich łapę, lecz nie otworzyłem ich od razu. Jedynie gapiłem się w ich drewnianą powierzchnię, próbując w końcu zebrać się na odwagę. Bałem się. Bałem się, co ujrzę po wystawieniu głowy z gabinetu. Do moich uszu stałe docierały jakieś nowe dźwięki. A to jakiś trzask, krzyk, wołanie, grzmot, deszcz. Wszystkie te dźwięki zdawały się nie mieć końca. W końcu udało się. Uchyliłem drzwi i powoli wystawiłem głowę na ciemny korytarz. Moim oczom ukazało się kilka psowatych sylwetek na jego końcu, biegających między salami i krzyczącymi coś do siebie nawzajem. Dwójka z nich jednak cały czas stała przy jednej z nich i ze zdenerwowaniem dyskutowali na jakiś temat. W jednym z nich rozpoznałem Weuga, który po chwili także mnie zobaczył. Przekazał jeszcze coś jednemu z pielęgniarzy, po czym ruszył biegiem w moją stronę.
– Amaru… - Zaczął, jednak na tym się zatrzymał, gdyż dostał zadyszki połączonej z krótkimi napadami kaszlu.
– Co się stało?! Piorun trafił w lecznicę? Ktoś jest ranny?
– Tak… piorun trafił w budynek… W szóstej sali… zawalił się dach… zablokował wejście. W środku jest dwójka pacjentów. Nie wiemy, czy ich też nie przygniotło. Ponadto dach płonie…
Wbiłem zdenerwowany wzrok w swojego przełożonego. Lecznica się pali?! Chciałem myśleć, że się przesłyszałem i Weugo nie miał tego na myśli, lecz gdy do moich nozdrzy dotarł drażniący smród spalenizny, zdałem sobie sprawę, że to wszystko dzieje się naprawdę.
– Amaru, postaraj się ewakuować innych pacjentów na zewnątrz, a potem czym prędzej przyjdź pod salę numer sześć. Każda para łap przyda się, aby dostać się do tamtej uwięzionej dwójki. - szybko rozkazał medyk.
Na początku bardzo chciałem zaprotestować i od razu udać się pod zawalone wejście feralnego pomieszczenia, ale po chwili odpuściłem. Weugo miał rację, najpierw trzeba bezpiecznie ewakuować pozostałych pacjentów, a dopiero potem zająć się tamtą dwójką nieszczęśników, którym i tak na razie na ten moment nie mam, jak pomóc. Zgodziłem się więc z nim, a on sam po chwili ponownie ruszył w ciemny korytarz. Jeszcze chwilkę patrzyłem, jak jego sylwetka oddala się ode mnie, a następnie wróciłem szybko do sali. Nieomal wpadłem na Naharysa, który krzywym krokiem próbował wyściubić głowę z sali, aby zobaczyć, co się dzieje. Starałem się zachować spokój, gdyż nie mogłem wzbudzić w nim paniki, lecz w obecnej sytuacji nawet idiota domyśliłby się, że dzieje się coś niedobrego.
– Słuchaj, Naharysie… Jeśli mogę ci mówić na „ty”. Trwa ewakuacja całego szpitala ze względu na pożar i zagrożenie zawalenia się dachu lecznicy. Muszę cię wyprowadzić z budynku, a potem wrócić tu by pomóc innym poszkodowanym. - Wyjaśniłem mu to najspokojniejszym tonem, jaki tylko byłem w stanie z siebie wydobyć z pokerowym wyrazem pyska.

< Naharys? (Przepraszam cię najmocniej za tak długi czas oczekiwania ><) >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1397
Ilość zdobytych PD: 698 + 130 PD (bonus za każde 100 słów) + (Bonusowy Booster) 150% ~ 1047 PD
Łącznie: 1875

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz