A teraz proszę, oto oboje siedzą przy ladzie baru z dobrą zagryzką i pokaźną ilością już opróżnionych kieliszków regionalnej wódki. Nie mogła zaprzeczyć faktu, że była niezła w porównaniu do już znanych mocnych trunków, jakie miała okazje pić dotychczas. Cóż za wesoła gra.
Jako persona znająca jego sytuację sprzed kilku dni, nie mogła się nadziwić, że podjął się wyzwania. Sam musiał na pewno szybko się zorientować w swojej średnio ciekawej sytuacji, ponieważ starał się jak najbardziej ograniczać ruchy głową. Filo, natomiast wyczuwała u niego z wolna występujące objawy, delikatne błyski w oczach wyraźnie na to wskazywały.
— No to jeszcze jedna runda? - Zapytała się go wprawionym tonem. Samica bawiła się przednio i znając swoje możliwości, wiedziała, że może śmiało kontynuować.
— Nie mam już czym płacić... - Odpowiedział wilk już nieco przygaszonym tonem. Jak nic zawroty głowy musiały się pojawiać. Czyżby brak gotówki oznaczał koniec zabawy?
— Ja zapłacę za was! - Wtem pojawił się on, wybawca narodu alkoholików i ich radosnych libacji. Basior, który zawołał energicznym głosem, wychylił się z tłumu, niemal rzucając sakiewką na ladę, omijając plamy po ulaniu się procentowego napoju i kropel tłuszczu z zagryzki. Pierwsze, co się rzucało w oczy, było jego rude futro, które przemieszczało się z każdym ruchem ciała, natomiast bursztynowozłote oczy ożywione były bystro pochłonięte obserwacją walką na wchłanianie kolejnych kieliszków. — Ciekaw jestem, kto z was polegnie. Wy też jesteście ciekawi? Wesprzecie pojedynkowiczów?
— Wesprzemy! - Odkrzyknęło jednogłośnie towarzystwo, a ich donośny chór brzmienia zatrząsnął atmosferą konkurencji.
Tym sposobem, pojedynek mógł trwać dalej.
Wychwytywała szepty towarzystwa wokół siebie, jawnie obstawiając między sobą, kto okaże się właścicielem silniejszego łba. Podczas gdy trwały ciche debaty, inni ochotnicy zgłaszali się niemal w kolejce, kto teraz opłaci następną partię alkoholu.
Przy dwudziestym trzecim Naharys wyglądał, jakby lada chwila miał wyzionąć ducha od ochoty zwymiotowania takiej ilości procentów przyswojonych w ciągu tak krótkiego czasu. Spojrzenie wadery z kolei zgasło, jednak dzielnie utrzymywała sylwetkę w pionie. Nie można było powiedzieć tego samego o towarzyszu, który naprawdę mógł zaraz wykwitować.
W końcu, z trudem sięgnął po swój przedostatni kieliszek, przychylił go i wlał w siebie jego zawartość. I to by było na tyle, gdyż zaraz padł bez przytomności na posadzkę. Społeczność zgromadzona wokół nich jęknęła z zawodem, a raczej ta część, która obstawiała jego zwycięstwo. Filone natomiast ostatkiem sił, aczkolwiek z gracją, sięgnęła wolno po ostatni swój kieliszek i wypiła go. Jeśli ma zaraz paść nieprzytomna to w sposób pamiętny. Dlatego zaraz wzięła ostatni kieliszek, który miał być dla basiora i jego również opróżniła. Wszyscy wokół podnieśli larum obwieszczające nie tylko zwycięstwo, ale i być może również nowy rekord gospody. Tego już nie usłyszała, ponieważ także poległa na posadzce, niczym styrany wojownik na wojnie.
— To, emmm... Co z nimi zrobimy? — Zapytał się ktoś z najbliższego kręgu widzów.
*
Obudziła się w godzinach późno porannych, tylko po to, aby stawić czoła silnemu bólowi głowy. Ach, to musi być ten słynny stan po ambitnym przyswajaniu zbyt dużej ilości alkoholu, jakim jest kac. Zamknęła oczy w celu oszczędzania się dla migreny, jednak zarejestrowała kilka rzeczy jednocześnie. Leżała na łóżku, co oznaczało, że pracownicy gospody zanieśli duet z pijackiego konkursu na zasłużony spoczynek, aczkolwiek nie na wieczny. Słońce nie znajdywało się w najwyższym punkcie na nieboskłonie, zatem i nie było jeszcze południa. No i trzecia sprawa wyglądała tak, że Naharys leżał nie tylko z nią na jednym łóżku, ale również i obejmował ją szczelnie, trzymając w zasadzie w sobie.Miał niezły chwyt, to trzeba było przyznać. Przednimi łapami trzymał ją w talii, z kolei ogonem trzymał część jej własnego łącznie z tylnymi łapami. Pysk miał zanurzony w jej futrze na szyi, jego głębokie oddechy jednogłośnie wskazywały, że jest mu bardzo wygodnie i wchłania zapachy. Oj to się zdziwi po przebudzeniu, jak wygląda obecnie sytuacja.
Nie ruszała się, niech sobie ma. Leżała spokojnie na boku z zamkniętymi oczami, robiąc przy tym za prywatną poduszkę przytulankę dla wilka zza nią. Zresztą nie było żadnego zagrożenia, a i nie odmówiłaby choć trochę spokoju dla złagodzenia odczuwanego dyskomfortu wynikającego z migreny na kacu.
I tak sobie trwali w spokojnym uprawianiu ekstremalnego sportu, jakim jest leżing jeszcze pewnie szmat czasu, gdyby nie pobudka basiora. Wyczuła to po jego stopniowym spinaniu mięśni ciała i zaburzonym rytmie oddechu. Po chwili zaczął niezrozumiale wydawać z siebie pojedyncze pomrukiwania.
— Ymm... Ale mięciutko... — Mówiąc sporadycznie wyraźnie, bardziej zanurzał nos w dłuższym futrze Filone. Aż nagle nastał ten moment. — Zaraz... Co?
W następnej sekundzie Naharys zerwał się niczym z palącej się procy i zleciał z łóżka, niemal wydał z siebie potężnie męski dźwięk — niczym rasowa mała waderka. Można było śmiało zakładać, że zaraz będzie przepraszać, jednak kiedy Filo niezbyt szybko obróciła ku niemu głowę, mogła niemal dostrzec mieszankę bladości i zieleni na jego pysku pod sierścią. W następnej chwili wpadł z rozpędu do pobliskiej łazienki, w której to otwarty sedes powitał gromkimi owacjami salwy wczorajszej nocy.
— Bleeeeeyyyyhhhh! - Jeżeli istnieje jakikolwiek wariant zapisu fonetycznego wymiotowania, można dodatkowo zaliczyć ten wariant wybrzmienia. A wydawał z siebie na tyle długie i bogate dźwięki, że waderę momentalnie zemdliło również. Podobnie jak on, odpaliła powalająca szybkość w łapach w kierunku zbawiającego pomieszczenia.
— Z drogi! - W pół krzyknęła z pełnymi ustami i tylko szczęście uratowało samca przed obrzyganiem głowy, którą w porę cofnął. Zaraz sama Filo, totalnie nie kobieco co należało przyznać, zaczęła wymiotować do toalety na oczach Naharysa. Nie była od niego gorsza, wylewała z siebie równie bogato co on jeszcze przed chwilą. Po dłuższej chwili bardzo powoli odsunęła głowę i obróciła ją ze zmęczonym spojrzeniem w stronę basiora. Sam wyglądał nie wiele lepiej, może nawet gorzej. No dobrze, bądźmy szczerzy — oboje wyglądali jak rozjechane pół dupy zza krzaka.
Przez chwilę spoglądali na siebie, kiedy nagle Naharys prawie się spłaszczył na niezbyt obiecującej posadzce, niemal wbijając głowę w ziemię.
— Przepraszam! - Niemal ryknął w podłogę. — Nie chciałem w żaden sposób cię obrazić! Jeżeli zrobiłem cokolwiek, błagam o wybaczenie!
Po czym się gwałtownie wyprostował niczym struna i rzucił się do toalety, do której ponownie zwymiotował, tym razem najpewniej od gwałtownych ruchów głową.
— Na razie ogranicz samo umartwianie się, bo jeszcze ci to bokiem wyjdzie. - Powiedziała do niego, klepiąc po grzbiecie. Skorzystała z okazji i wypłukała sobie pysk, po czym nalała do drugiego, czystego pojemniczka wodę po brzegi i czekała, aż tamten skończy. Dopiero po podniesieniu głowy całkiem słabym ruchem, podała mu ciecz, którą pochłonął duszkiem, by zaraz ją wypluć. Bez słowa napełniła naczynie ponownie dla uzupełnienia jego poziomu nawodnienia.
— Dzięki. - Powiedział trochę mocniejszym głosem po wypiciu czwartej partii napełnienia wodą. Zaraz ostrożnie obniżył głowę w jednogłośnym celu.
— Zrezygnuj już z przepraszania, bo jeszcze cię wykończą, a nie ma jeszcze nawet obiadu. - Na usłyszenie tego hasła, obojga zemdliło. Niczym na zawołanie, usłyszeli pukanie do drzwi. Ponieważ to wadera wynajmowała pokój, ona niemal zmęczonym krokiem poszła zobaczyć, kogo niosło.
Za drzwiami stała niezbyt wysoka wilczyca, jedna z tutejszych pracownic.
— Doberek, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Odezwała się z wesołym uśmiechem. Zaraz odsłoniła swój tobołek, z którym przyszła. — Prezent od szefa na udrękę w podziękowaniu za wczorajszą atrakcję.
Za waderą stał duży, szczelnie zamknięty dzban, który z trudem wepchała do pokoju. Filone już nie zadawała sobie trudu zapytania, jakim cudem przytachała go po schodach na górę. Sprawnie podziękowała i zamknęła drzwi za tamtą. Dopiero wtedy otworzyła naczynie, powitał ją bogaty zapach niezawodnego środa na wszystko, zwłaszcza na obecnego kaca u obojga.
— Pachnie bosko... Mam nadzieję, że opróżniłeś żołądek, bo gospodarz przysłał nam ratunek. - Powiedziała w stronę łazienki, z której dobiegał odgłos płukania gardła.
— Co takiego? - Naharys zapytał się przy wychyleniu zza rogu głowy.
— Rosół. Dużo rosołu.
Po chwili oboje już pochłaniali najlepszy środek na niwelowanie okrutnego kaca, prawie wyrywając sobie dodaną do zestawu chochlę, przy nakładaniu kolejnych dokładek. Kiedy opróżnili naczynie do połowy, Filo nagle cicho się zaśmiała. Samiec zerknął w jej stronę pytająco, ale ta pokręciła głową, że nie ma o czym mówić. Po prostu bawiła ją ta sytuacja. Wspólna rywalizacja, picie, a następnego dnia znoszenie kaca, pomijając już wymiotowanie. To było... takie śmieszne. Wesoła wspólna zabawa. Coś takiego... tak jakby naturalnego? Nie było to znane waderze, jednak całkiem bawiło ją to.
— Myślę, że wypadałoby zejść na dół. - Stwierdziła Filo, spoglądając za okno na ocenienie godziny. — Jeszcze pójdzie fama, że nas całkowicie zmiotło, niemal pod kalendarz.
— Masz mocny łeb, że jestem w szoku. - Odezwał się Naharys, masując się po skroni.
— A dziękuję. Tobie, niestety szczęście nie dopisało. - Odparła, nawiązując do niefortunnego wypadku sprzed kilku dni. Mimo towarzyszącej migreny wyglądała lepiej od niego. Być może za bardzo miała zakodowane ukrywanie swojego faktycznego stanu, a pokazywaniem innym tego, co chciała. Zaraz uniosła kącik ust, spoglądając na niego. — Zatem? Potrzebujesz jeszcze trochę czasu na częściowe zregenerowanie się?
W odpowiedzi jęknął. Sens przekazanego dźwięku był o tyle niejednoznaczny, że mój drogi czytelniku, każdy zrozumie go wedle uznania.
Wrzawa na dole oznaczała pokaźną ilość klientów w gospodzie. Jednak dla dwójki oznaczało to dodatkowe cierpienie od nadmiaru decybeli na kacu. Może jakaś siła się ulituje nad nimi ponownie jak z tą dostawą rosołu do pokoju?
— Oooo, są i nasze gwiazdy! - Odezwał się wilk z wczoraj, który jeden z dwóch obsługiwał za ladą. Ledwo to powiedział, a wszyscy zaczęli salwować. Sam sprzedawca patrzył na nich z szerokim uśmiechem. Lowelasa nie było dzisiaj na zmianie najwidoczniej. — Jak tam forma? Korzystaliście z okazji? Bo wyglądacie na zmordowanych.
— Zostaw ich w spokoju! - Stojąca przy nim wadera uderzyła go ogonem, po czym puściła im znaczące oczko. — To, że jeszcze nad ranem hałasowali, nie znaczy, że masz ich brać na przesłuchanie.
— Hałasy? - Zapytał się Naharys, nie rozumiejąc. Wadera, która przed chwilą mówiła, konspiracyjnie pochyliła się do niego, jakby chciała przekazać mu największą tajemnicę.
— Mój drogi panie, ktokolwiek przechodził pod waszymi drzwiami, słyszał ciągłe jęki. - Powiedziała to niby cicho, ale niekoniecznie.
Filonoe stwierdziła, że musieli pojękiwać podczas zmieniania pozycji na łóżku, co dla każdej głowy nie należało do najlepszych czynności. Dla innych musiało brzmieć to totalnie jednoznacznie, ponieważ jej towarzysz gwałtownie poczerwieniał.
— Jeszcze jeden! Jeszcze raz! - Zgromadzeni buczeli energicznie w stronę przybyłej dwójki. Czyżby prosili o niejaki fanserwis? — Oni temu winni, oni temu winni, pocałować się powinni!
Teraz to cudem musiała powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, jednak wydała z siebie chichot. Naharys prawdopodobnie właśnie umierał wewnętrznie.
— To jak kolego? Spełnimy prośbę publiczności? - Zapytała z lekkim uśmieszkiem. Tego aż wyprostowało. — Inaczej nie dadzą spokoju. A chyba chcesz w spokoju wyjść z kaca? - Dodała ciszej po nachyleniu się ku niemu.
Basior wydawał się toczyć mentalną walkę sam ze sobą, jednak po krótkiej chwili musiał podjąć decyzję. Zaraz chwycił samicę, przyciągnął ją do siebie i złączył ich wargi. Wrzawa rozebrzmiała w ścianach gospody na ten ruch. Filo, sama go objęła za kark i z przyjemnością przycisnęła go do siebie. Euforia widzów spotężniała, wszyscy ryczeli jak na jakimś wielkim weselu. Zwolniła uścisk, czując, jak po kilku sekundach Naharys chce się od niej odsunąć.
— Szanowni państwo! Dajmy młodym odsapnąć! - Zawołał gospodarz, który właśnie szedł wzdłuż lady ku parze z szerokim uśmiechem. — Państwo pozwolą, że podziękuję i zaproszę na darmowy posiłek wedle uznania. Dzięki wam wczorajszy dzień zrobił mi tak potężny utarg, że chyba będę was zapraszał przy każdej okazji na kolejne atrakcje. - Dodał im już ciszej, aby tylko oni usłyszeli.
Kiedy odszedł, najpewniej lokalizując dla nich wolny stolik, Filo teatralnie westchnęła.
— Ostry konkurs picia, spaliśmy razem, do tego właśnie się całowaliśmy, a oficjalnie na randkę to mnie nie zaprosiłeś. Interesujący rozwój akcji. - Powiedziała, spoglądając w jego stronę. Musiało być w niej wówczas trochę z sadyzmu, ponieważ miała ubaw, widząc ciąg dalszy jego wewnętrznego konania sytuacyjnego. Machnęła końcówką ogona. — Zatem panie proszą dziś panów. Zapraszam na darmowy obiad, zamówię nam więcej rosołu.
<Naharys?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2011
Ilość zdobytych PD: 1005+ 200 PD + (bonusowy Booster) 150% ~ 1507
Łącznie: 6292 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz