Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 9 maja 2025

Od Naharysa ciąg dalszy Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Dzień nie należał do najlepszych. Szczególnie jeśli zaliczyć do tego porywistą ulewę, która zalała ulice Varony, Spłukała obficie ziemię, dzięki czemu na powierzchnie wychyliły się obślizgłe dżdżownice, w trawie lęgły się paskudnie połyskujące pomrowie i inne ślimaczydła, na których widok, niejednemu żołądek przewróciłby się do góry nogami. Szczerze powiedziawszy, Naharys nie zwracał na to zbytniej uwagi, że właśnie bezdomne paskudztwa rozpłaszczały się co rusz, pod jego opuszkami. Upewnił się, czy w jego koszu znajduje się wszystko, co miał odfajkowane z listy, zapisanej w jego pamięci. Co prawda, nie zawiązał z pustelnikiem żadnej umowy. Jedynie, co go wiązało z Arayonem, to obietnica wsparcia, w zamian za pomoc, jaką udzielił mu w zeszłym tygodniu. Naharys nie twierdził, że ciążył nad nim pech, ale w trakcie popołudniowego biegu, aby utrzymać nieco formę w normatywnym stanie, źle stanął na lewej łapie i skręcił sobie nadgarstek. Staw tak mu spuchł, że pomyślałbyś, iż w jego miejscu wyrósł mały melon, pulsował przy tym niewyobrażalnym bólem, który później objął całą kończynę. Naharys musiał przyznać, że znał się na swoim fachu - o ile pustelnictwo można nazwać fachem - bowiem nastawił mu nadgarstek z taką wprawą, jakiej ciężko było szukać u większości medyków. Obłożył staw wonnymi ziołami, a Naharys przy tym poznawał wiele tajemnic, kawałek po kawałku, obserwował poczynania pustelnika, leżąc na posłaniu z futer pośród drzew i wonnych krzewów. Arayon tłumaczył to tym, że przez drzewa - ogólnie rośliny - przepływała energia, mająca zdolności lecznicze i kojące. Wszystko to działo się w akompaniamencie szeptów liści i śpiewów ptaków, skrytych gdzieś między gałęziami. Drzewa rosły koło siebie bardzo blisko, a niektóre wręcz tuliły się do ciebie w zmyślnych pozach, tworząc tym samym nad głową szczelny, zielony baldachim. — Nadal czujesz ból? - zapytał starzec tak ochrypłym i szorstkim głosem, jak gdyby przez gardło przepuścił papier ścierny.
— Niewielki - odpowiedział zgodnie z prawdą.
— Odrobina mięty, rumianku i miodu wraz z jałowcem powinien Ci pomóc. Powinieneś też oszczędzać kończynę, choćby nawet unikając co jakiś czas treningi i biegi.
— Taki już pech wojownika - odpowiedział ze spokojem i napiłem się naparu z kasztanowca, z misy, którą podsunął mu starzec. 
Kiedy uraz pozwalał mu na swobodny chód, w końcu mógł choć częściowo wywiązać się z obietnicy, jaką złożył przed samym sobą, że odwdzięczy się za pomoc. Odkąd Itami awansowała w watahowym społeczeństwie, Alfa postanowił wysłać ją na specjalne szkolenia medyczne, a to znaczyło, że przez tydzień musiała opuścić granice watahy. Mocno to przeżywała i trzęsła się na myśl, że musiała opuścić rodzinne strony - potrafiła budzić współczucie i pewien rodzaj uroku. A to liczyło się z tym, że Wataha tymczasowo została bez medyka i ze wszelkimi problemami zdrowotnymi, mieszkańcy kierowali w stronę pustelnika.
— Jak trwoga, to do pustelnika, co? - zarechotał kiedyś starzec, gdy odwiedził go inny wojownik. 
Dzisiaj noc była ponura i pełna mocy, Naharys jednak nie wiedział, czy tej dobrej, czy też złej. Znaki na niebie i ziemi kreśliły się niezrozumiale, ale miał nadzieję, iż nie zwiastują one nic groźnego. Szedł dobrze wydeptaną ścieżką, znaną mu i bezpieczną, mimo gęsto rosnących drzew - jeśli trzymał się ścieżki, las mu nie zagrozi, jeśli złamie zakaz, ta knieja pochłonie go, nim zdoła się zorientować. Albo to tylko wina wpisanej w nim od lat pierwotnych instynktu, który pobudzał wyobraźnię i zaogniał niepokój. Tam skąd pochodził, niepokój winien być dla niego czymś obcym niż strasznym. Tam skąd pochodził, wilki zmagają się z czymś gorszym, niż otaczający go zewsząd mrok. Od stuleci, zanim psowate upodobały sobie chaty za dom, w jaskiniach, mrocznych i wilgotnych, mrok dla jego przodków był za pan brat. Mrok, niepokój i wilgoć było dla nich codziennością. Z rozmyślań wyrwał go szept liści, a w oddali, uwagę zwracał wyzierający się spomiędzy grubych pni drzew, jasny, złoty blask ogniska. Był już prawie na miejscu. W powietrzu, mimo że połać lasu blokowała zryw wiatru, wyczuł zapach - obcy i jak dotąd niespotykany. Nie należał on do Pustelnika, lecz do wadery. Obca. 
Kiedy Naharys dotarł na miejsce, przy ognisku naprzeciw starszego basiora siedziała samica. Młoda i dość smukła, raczyła się posiłkiem niewątpliwie zaserwowanym przez pustelnika.
— Naharys. - Powiedział Pustelnik spokojnie, nie otwierając oczu. — Spodziewałem się ciebie później.

Naharys nie zareagował na to, jak w bezemocjonalny sposób Arayon skonstatował jego obecność. Obdarzył wpierw obcą spojrzeniem dość zainteresowanym, by nie umknął mu jakikolwiek szczegół. Futro wyraźnie białe, jak śnieg na oszronionym tle, wyraźnie odcinało się od mroku, jak niepasujący kawałek układanki. Oczy fiołkowe, w świetle ognia, nabierały imponującego blasku, obramowane ciemnymi obwódkami.
— Miałem powód, by przyspieszyć kroku - odparł Naharys. Jego spojrzenie wymierzone w samicę nawet nie drgnęło. — Bo nieczęsto wędrowcy zatrzymują się tutaj... bez zaproszenia. - dodał.
Wadera podniosła się bez wyraźnego gniewu, wręcz bił od niej spokój. Uniosła lekko podbródek, w podniosłym, wielkopańskim wręcz stylu. Nie ulegało wątpliwości, że Naharys miał do czynienia z kimś wysoko urodzonym. Chyba, że pozory go zmyliły.
— Nie miałam intencji zakłócać spokoju. Zgłodniałam. Szłam w stronę światła.
— A mimo to jesteś tutaj. - Odparł ze spokojem, uświadamiając jej, że mimo iż to miejsce nie należy do nikogo, znajduje się na terenie Dailoran, miejscu polowań, czyli gwarantem przetrwania... Zwierzyny nie jest zbyt dużo, by dzielić się nią z obcymi. Co innego, gdyby zdecydowała się dołączyć w nasze szeregi.
— Dziś wieczorem - Powiedział cicho pustelnik, otwierając oczy — to miejsce należy do niej. Gość, który siada przy ogniu, nie jest intruzem. - i z tymi słowy spojrzał na waderę. — Dopóki nie kłamie.
Jeśli pustelnik ręczył za nią, Naharys nie musiał przewidywać najgorszego. Co do kwestii legalności pobytu wadery tutaj, nadal nie została rozwiązana. Z jednej strony nie wolno jej tu być, a z drugiej, to zagubiona dusza, która szuka miejsca dla siebie. To taki przysłowiowy węzeł gordyjski.

*

Bez zbędnego gadania Naharys oddał kosz pustelnikowi, a gdy ten przypatrzył się zawartości, wyłuszczył mu, co do joty sposoby zdobycia niektórych składników. A niektóre były niełatwe. A potem rozsiadł się wygonie, kilka metrów od obcej samicy i wsłuchali się w opowieść Arayona o Pniu dwóch cieni. Przy okazji dzielili się spostrzeżeniami, wymieniali argumenty. Po prostu i po wilczemu, gadali jak równy z równym.
— Jak Ci na imię? - spytał po tym, jak zapadła chwilowa cisza. — Jestem Naharys.
— Reiko - przedstawiła się i wróciła spojrzeniem do wesoło trzaskającego ognia.
— Piękne imię. Adekwatne.
Samica lekko uniosła brew z wymalowanym grymasem zapytania.
— Słowo reiko w starodailorańskim oznacza szron. Co nieco czytałem o dawnych zwyczajach nadawania imion na najdalszych, wschodnich krańcach kontynentu. Twoje futro idealnie oddaje ten stan rzeczy.
— Nie licząc oczywiście uszu, prawda? - odparła samica z tajemniczym uśmiechem. 
— Racja - potwierdził samiec, odpowiadając Reiko tym samym, pełnym tajemnic uśmiechem, po czym spojrzał w płomienie, dorzucił trochę drewna, a samica widziała, jak oczy Naharysa rozbłyskują złotym, żywym bursztynem.
— No, dzieci, noc jest na tyle żywa, że czas już spać. Ja, jako starzec mam gorzej. Organizm już nie ten, co kiedyś... - wymamrotał na do widzenia pustelnik i zniknął we wnętrzu namiotu. Wewnątrz usłyszeli jedynie stłumione westchnienie zmęczenia Arayona. Zostali sami, skupieni na tańczącym nad spopielonym drewnem płomieniu, którego dym szczypał w oczy i gardło.
— Czy zamierzasz do nas przystać? - zapytał po chwili, kiedy dołożył suchego drewna do dogasającego ognia. 
— Sama nie wiem... w sensie takim, że nie mam pojęcia, czego mogłabym się w Dailoran spodziewać. 
— Na pewno nic złego - zapewnił ją, zerkając z ukosa na obramowanie jej lewego oka. 
— A czy jesteś w stanie mi to zagwarantować? - zapytała cicho, tajemniczo, bez wyraźnego drżenia. Reiko, co jak co, ale potrafiła panować nad sobą, to jej trzeba było przyznać. 
— Byłbym głupcem, gdybym to zrobił. Nie mogę zagwarantować ci bezpieczeństwa, jeśli w drodze do Alfy nie napadnie nas wygłodniały niedźwiedź, czy rabuś, ale obiecać Ci mogę jedno.
— Co takiego?
— Ochronę, umiem walczyć.
— I ja również.
— No to już mamy jedną cechę wspólną. Gramy dalej? 
Samica wydała z siebie stłumiony śmiech, uroczy i słodki na swój sposób. 
— To my w coś gramy? Nie ostrzegłeś mnie, ani nie przedstawiłeś reguł. Świetny z ciebie bajerant, Naharysie.
— Dziękuję - Naharys znów wykrzywił usta w tajemniczym uśmiechu. Pustelnik Arayon był na wszystko przygotowany, także na to, że goście, którzy zazwyczaj go odwiedzali, będą chcieli przenocować na jego terenie, zostawił więc futra w sąsiednim namiocie na składniki alchemiczne. Wewnątrz było trochę miejsca, by dwójka zmęczonych wilków mogła spokojnie się wyłożyć na rozścielonych futrach. Leżeli na przeciwległych kątach, wsłuchując się w trzask dogasającego płomienia i wpatrując się w siebie nawzajem - czy to z nieufności czy zainteresowania, nie wiadomo.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1355
Ilość zdobytych PD: 678 PD + 130 PD+ 30% ~ 203 PD
Łącznie: 1011 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz