Itami po wszystkim dyszała ciężko, oszołomiona falą rozkoszy, jaka na nią spłynęła, kiedy samiec, skończywszy w niej, opadł pozbawiony sił na jakikolwiek ruch. Czuła go w sobie, to przyjemne ciepło, ten ból w podbrzuszu, wywołany natarczywymi i chciwymi pchnięciami Atrehu... ale ten ból mogła zdecydowanie zaliczyć do tych przyjemniejszych. Leżała unieruchomiona przez ciało Atrehu, wpatrując się w punkt na powale dachu... dopadło ją dziwaczne, obce uczucie. Zupełnie, jak gdyby wpadła w skórę kogoś, kogo dotąd nie znała. Była inną Itami. Strach, niepokój, przygnębienie wywoływane niepewnością jutra, te wszystkie negatywne emocje przestały istnieć na ten moment. Leżała bez ruchu, z mimowolnym uśmiechem na ustach i niedowierzaniem w błękitnych oczach, wsłuchując się w sapania Atrehu. Samiec uniósł się po chwili, spojrzał w oczy upojonej chwilą Itami, przejechał kciukiem po jej drobnym policzku i pocałował. Była cała jego. Jej ciało i dusza od chwili przebicia się przez jej od dawna skrywany skarb, należało do niego... czuła się, jak zaczarowana. Po chwili samiec zsunął się z niej i opadł na bok, głaszcząc ją z wyczuciem po policzku. — Atrehu - wysapała Itami, nie odrywając spojrzenia od powały — kocham cię, wiesz? Kocham cię...
— Ja ciebie też. - wymruczał po tym, jak wziął głęboki oddech. — Ja też cię kocham, Itami.
Zamrugała lekko, zatrzepotała wręcz rzęsami i odwróciła powoli ku niemu głowę. Jego twarz, nadal upojona żądzą, była czerwona, jak dojrzałe wino.
— Nie wiedziałam, że to takie cudowne. Dziwnie się czuję... tak jakoś... jak nie ja.
— Itami - mruknął, nie przestając ją głaskać po policzku — Bo to jest cudowne. Będę cię kochać tak dziko, wprowadzę Cię w ten świat, a ty nie będziesz mogła się od tego uwolnić. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Dyszała nadal, zbliżyła się jeszcze i chcąc go pocałować, ten wyprzedził ją i zmniejszył odległość ich ust. Brał ją łapczywie i z rozkoszą kosztował ją, jak najsłodszy owoc. Miała ochotę wysapać "Ojej" ale to Atrehu dosłownie kierował wszystkim, całą obecną sytuacją, w której się znalazła. Ciepło rozlewało się w środku, czuła nieustanne pulsowanie w okolicy lędźwi... zmęczenie opadło na nią niepostrzeżenie. Za oknem zmierzchało i świat po woli chylił się ku sennemu letargowi, ku objęciu nocy, a wraz z nią przyszedł sen i otulił Itami w swe ramiona.
Marzenie senne przyszło po chwili. Marzenie, w którym kochała się z Atrehu, nieprzerwanie i bez opamiętania. Zatapiała się w jego miłości i na wszystko, co święte, Sol jej świadkiem, pragnęła, aby to trwało wieczność. Ona zwrócona tyłem ku niemu, on, górując nad nią, brał to, co jego, wykazując przy tym taką pasję, o jaką go nigdy wcześniej nie podejrzewała...
A następny dzień przywitał ją złotymi promieniami, które sączyły się przez odsłonięte okno. Atrehu spał obok, wywrócony plecami i z rozłożonymi łapami, jak pijany król. Pochrapywał cicho, z uśmiechem wymalowanym na masywnym pysku. Bardzo dobrze znała ten uśmiech i pragnęła zrobić mu miłą niespodziankę. Zbliżyła się dyskretnie, pociągnęła lekko nosem, chłonąc woń jego ciała i na nowo powitała przyjemne ciepło, a raczej jego wspomnienie z wczorajszego wieczora. Przesunęła nos ku podbrzusza samca, złożyła mokry, ale czuły pocałunek na jego sutku, na co ten zareagował lekkim drgnięciem i wywrócił głowę na bok, ku ozłoconemu słońcem oknu. Itami z uśmiechem zjechała w dół, ku miejscu docelowemu, złożyła namiętny pocałunek na koniuszku ukrytego skarbu... po czym przejechała językiem wzdłuż całej jego długości, dopóki aż nie zesztywniał i nie zadrżał, jak osika na mrozie. Wstrząśnięty pewnym impulsem, ptaszek wychynął ze swego wygodnego gniazdka, by wyjść na spotkanie Itami. Objęła go czule wargami, otuliła językiem koniuszek.
— Dzień dobry - usłyszała Itami — Jeeju, Itami...
Itami przymrużyła oczy i bez opamiętania oddała całą uwagę samcowi. Za każdym razem próbowała uchwycić coraz to większą część, poruszając głową, to do przodu i do tyłu, mrucząc przy tym, jak zrelaksowana kocica. Atrehu sapał jedynie i dyszał do czasu, aż nie eksplodował.
Itami uśmiechnięta, z pełnymi ustami zerknęła na Atrehu i na jego oczach przełknęła wszystko to, czym ją obdarzył.
Atrehu przełknął głośno ślinę, wytarł kciukiem jej drobny podbródek i pogłaskał ją po policzku.
*
Itami odgrzała wczorajszą wieprzowinę, nadal czując w sobie ten słodki ból. Nie pozwalał Itami zapominać o wczorajszych baraszkach z Atrehu, poza tym, w końcu mogła nazwać się waderą... Atrehu w końcu to zrobił. Przebił się przez to, co dla innych było niedostępnym skarbem, a zwłaszcza dla Sagela. Zapewne wścieknie się, że Atrehu odebrał mu to, co było pisane jemu, ale nie przejmowała się teraz tym - dopóki była blisko Atrehu, nie bała się, ani jego ani nikogo innego z jego bandy. Mogli być groźni, ale nie dla niego. Z tymi przemyśleniami wróciła do jadalni, gdzie czekał na nią rudy samiec z niemalże monstrualnym apetytem. W mgnieniu oka, albo jeszcze szybciej pochłonął to, co Itami mu podała, w trakcie gdy ona rozkoszowała się każdym kęsem. Wszystko wydawało się jej takie wypełnione sensem, kolorem... zaczęła kochać życie.
Dziś miała dzień wolny i postanowiła go jakoś twórczo wykorzystać. Podążając za propozycjami pisarskimi Dantego, zaczęła pisać coś swojego - najpierw próbowała wymyślić pomysł na fabułę, postacie i tym podobne pisarskie formalności - nie myślała nad czymś poważnym, bowiem wiedziała, że dla początkującej to może okazać się totalną katorgą - jak uświadomił ją Dante. Zastanawiając się w dalszej części nad scenami, łaskotała się bezwiednie piórem, usadowiona na warstwie ciepłych futer z lekko wypiętymi biodrami.
...a więc ona wchodzi... do pokoju pełnego zapachu zbrodni, dzielna detektyw musi odnaleźć sprawcę, nim zdoła uśmiercić kolejnego psowatego... ale coś jej przeszkadza... jakiś omen?
Nawet nie usłyszała, kiedy Atrehu wszedł do pokoju, zrozumiała, że nie jest sama dopiero wtedy, gdy gęsty cień samca padł na nią. I nie zdołała zareagować, kiedy jej biodra znalazł się między jego udami, umięśnionymi i ciepłymi...
— Co porabiasz mój skarbie? - zapytał kokieteryjnym tonem. Poczuła, że lędźwie samca wprawiły się w lekki, regularny ruch, a jego uda ocierały się o jej ciało, które pamiętało wczorajszą noc.
— Atrehu - wymruczała Itami — Przeszkadzasz mi...
— Oj, myślę, że jakoś mi to wybaczysz - odparł Atrehu, ani myślał przestać się z nią drażnić.
— Zastanowię się, a teraz - Itami niby to pośpiesznie wychynęła spod rozochoconego samca — mój ty skarbie, jesteś gotowy na trening?
— Oh, daj spokój. Nie po to wziąłem sobie dziś wolne, żeby teraz lecieć i marnować czas, jak można by go spożyć jakoś... w inny sposób.
Samiec zbliżył powoli ku niej, niebezpiecznie zmniejszając między nimi odległość, a ona poczuła, że za sobą miała jedynie ścianę.
— A w jaki sposób chciałbyś spożytkować ten czas? - zapytała lekko drżąc na myśl o nowych doznaniach.
— Wypnij się jeszcze raz - odparł Atrehu, zbliżając usta do jej ust — a pokażę Ci, w jak piękny sposób możemy spożytkować nasz wolny czas.
— Hmmm, nie wiem, czy zasłużyłeś na tę nagrodę - mruknęła prowokująco się uśmiechając.
— A więc cóż mam uczynić, by na nią zasłużyć?
Atrehu był taki, jak zawsze - lubił się droczyć i przekomarzać, co w sumie było to nieco podniecające. Podnosiło temperaturę i pobudzało wyobraźnię, co też mogliby teraz robić... i na ile sposobów mogliby to robić, jeśli wiadomo, o co chodzi. Każdy dorosły by się domyślił. Jednakże Itami czuła, że wystarczyło jej wrażeń, jak na wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek... Miała w sobie to coś, że umiała się nim zająć i sprawić, by Atrehu spuścił nieco z tonu swoje emocje, nagromadzone po ostatniej ciężkiej misji. Musieli nacieszyć się sobą po takim czasie rozłąki... i należało się im nieco rozkoszy.
— Daj mi pomyśleć. A tymczasem... poczytasz coś ze mną? Albo pomożesz wymyślić mi część do mojego kryminału?
— Itami, odkryłaś w sobie smykałkę do pisania?
— Nie nazwałabym tego smykałką, a raczkowaniem nierozwiniętej pokraki.
— Nie waż tak mówić o sobie, jasne? Pewnie, że Ci pomogę. Zawsze to spędzę z tobą czas.
Niebawem kupka wypełnionych drobnym druczkiem Itami pergaminów rosła z każdą chwilą, zawierających zawoalowane sceny i opisy akcji, przydzielonych dla każdego z bohaterów. Musiała przyznać, że z Atrehu pracowało się jej dość owocnie i z satysfakcją patrzyła, ile do tej pory udało się im wymyślić. Itami zachwycona ilością zebranych pisarskich plonów, przystąpiła do opisania pierwszej sceny prologu. Nim jednak dotknęła piórem czystej kartki zakupionej wcześniej księgi, zamarła pozbawiona wszelkich pomysłów - mimo tak wiele zebranych i opracowanych zbiorów nie potrafiła skleić słów w zdanie. Błądziła spojrzeniem po blacie stołu, jak gdyby szukała czegoś, co natchnie ją do pierwszego kroku, a tymczasem atrament grubymi kroplami skapywał na czystą powierzchnię kartki, tworząc przy tym czarną, bezkształtną plamę. Itami odłożyła pióro, przewróciła stronę na czysto, tworząc na poprzedniej wyraźnego kleksa.
— No nie wychodzi mi - burknęła Itami, odginając się na oparciu krzesła i wzdychając zrezygnowana.
— Ale co Ci nie wychodzi, skarbie? - zapytał zaskoczony Atrehu - Przecież tyle zdołaliśmy wymyślić i ustalić.
— A mimo wszystko nic mi nie wychodzi. Ja na prawdę nie mam talentu do pisania.
— A ja nie mam talentu do narzekania, a mimo tego narzekam, kiedy jest mi źle. Prawdę powiedziawszy, słodziutka, nie ma czegoś takiego, jak talent. Tylko ciężka praca. Pisz i czytaj, a będziesz później wiedziała, co robić.
— Mówisz? - zapytała, odwracając się do samca. Spojrzenie, jak zawsze, było słodkie i takie pełne nadziei, co niezwykle pobudzało Atrehu do działania.
— Z łapą na sercu, dziecinko.
Jej usta, już w przyzwyczajonym geście, rozwarły się lekko, by dopuścić do siebie samca w namiętnym pocałunku.
— Zobaczysz, jutro napiszesz kilka zdań. Za tydzień będziemy podnosić poprzeczkę, aż pisanie wryje Ci się w nawyk. Czas, skarbie. Czas i dobre chęci. A teraz chodź do mnie.
Postąpił jeden pewny krok, objął Itami masywem swojej łapy, ale zrobił to tak delikatnie, że Itami zaskoczona wtuliła się w futro na klatce piersiowej Atrehu. Objąwszy go za silny kark obiema łapami, uniosła się lekko nad ziemią, kiedy samiec wyprostował się i przeszedł przez pokój, ku obszernemu łożu, okrytego zmierzwionymi po ich wczorajszych igraszkach skórami. Czuła się przede wszystkim taka malutka przy Atrehu, jak gdyby straciła te kilka metrów wzrostu, aby móc przylgnąć do jego rozgrzanego ciała. Potem ułożył ją wygodnie i wspólnie pogrążyli się w cielesnych pieszczotach, a gdy samiec postanowił złączyć swe ciało z nią, pisnęła cicho i zadrżała, gdy wczorajszy ból przypomniał o sobie. Ból, który dostarczył jej tyle rozkoszy, aż wygięła ciało w łuk, dostosowała się tak, by Atrehu czuł pełną swobodę.
— Atrehu... Atrehu... - szeptała mu w ucho jego imię, niczym zaklęcie, które miało pobudzić samca do jeszcze szybszych i gwałtowniejszych ruchów.
A potem leżeli obok, zdyszani i szczęśliwi, nie ważąc się nawet opuścić z siebie swych spojrzeń. Itami, za każdym razem, kiedy się kochali, nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało - to uczucie ciążyło w niej, jak obcy zakazany owoc. Czuła się dziwnie i jakoś zaskakująco dobrze... wyśmienicie wręcz. Umysł i ciało rozluźniło się, zmysły wyostrzyły ponad wszelką miarę, kiedy wracała wspomnieniami do tego, co wydarzyło się przed chwilą.
— Kocham cię, Atrehu - wyszeptała mu prosto w twarz. Jej oddech był słodki, jak wiosenny powiew.
— A ja cię ubóstwiam, Itami. Jesteś wspaniała... po prostu wspaniała.
Zachichotała i wtuliła się w pierś, kryjąc nos w bujne futro na szyi samca... a ten liznął ją czule w bujną czuprynkę Itami.
*
Południe wydawać się mogło nadeszło dość szybko, aczkolwiek Itami nie mogła się doczekać, aż nowe pomysły nadejdą - Atrehu miał rację, powinna dać sobie więcej czasu i poczekać, aż chęci do pisania powrócą do niej ze zdwojoną siłą. Na razie postanowiła przygotować na jutro potrzebne składniki na lekarstwa dla pacjentów - a nic tak nie nadawało się do tego, jak wiosenne zioła, rosnące na umajonych kwieciem łąkach. Bywały też takie, których nie pamiętała zbyt dobrze, dlatego z nosem wlepionym w starych stronnicach, nie biorąc nawet pod uwagę otoczenia, w którym się znalazła. Była po środku prawie niczego. Wysoka trawa gięła się pod naporem wiatru, owady bzyczały nad jej głową, które niczym wystrzelone pociski, mknęły tylko w im znanym kierunku, a mimo wszystko Itami nawet nie zdawała sobie sprawy z sytuacji... nie czuła niczego. Zapachy ziół i polnych kwiatów skutecznie uniemożliwiły jej zlokalizować... nie nazwałbym tego zagrożeniem, aczkolwiek ktoś się jej przyglądał. Ktoś, kto nie należał do watahy, a mimo wszystko kroczyła po zakazanej ziemi...
Kiedy Itami odnalazła ostatni składnik, omal nie wpadła na ów postać i zauważyła ją dopiero potem, gdy zaskoczona uniosła głowę. Kompletnie zamurowana widokiem obcej wadery, wyraźnie starszej od niej, nie wiedziała, co powiedzieć. Czy się przywitać... albo uciec. Przeprosić i wyminąć ją i zapomnieć, że to spotkanie w ogóle miało miejsce. A mimo wszystko wadera przyglądała się jej z ciekawością - w jej oczach nie było ani gniewu czy zła. Spoglądała na Itami z typową dla wader łagodnością i postąpiła krok do przodu, aż medyczka zaskoczona nie mogąc znaleźć stabilnego gruntu, posadziła zad na ziemię.
— Witaj, skarbie - przywitała się samica.
Itami zbaraniała. Samica nie była tutejsza, mogła sobie za to łapę odciąć. Jej włosy, zadbane i tak lśniące w złotym świetle słońca onieśmielały ją. Popielate, faliście zakończone końcówki sięgały jej prawie ramion. Rysy delikatne, smukły ale długi pysk kazał sądzić, że jest pełnokrwistą waderą. Jej piękno odebrało Itami mowę - przy niej mogła nawet poczuć się, jak drobnomieszczańska, pospolita myszka.
— Ee... - wymruczała zaskoczona Itami — Z kim mam przyjemność?
— Z kimś kto wie, z kim przystajesz, skarbie.
— A czemu pani interesuje tym, z kim ja przystaję? - zapytała bardziej z ciekawości niż gniewu. Wolała się nie bronić przed kimś, kogo jeszcze nie znała... i nie wiedziała, czego miała się spodziewać po nowo poznanej waderze.
— Ponieważ - odparła, wysoko unosząc podbródek, z niemalże szlachetną gracją — ja znam tego kogoś bardzo dobrze. Nie ukrywam tego, że zawsze interesowałam się tym, z kim mój przyjaciel przystaje...
— Zaraz, zaraz... pani zna Atrehu?
— Nie przywykłam do tego, by mi przerywano - odparła dobitnie wadera. Nie użyła stanowczego czy złowieszczego tonu, a mimo wszystko futro na grzbiecie Itami zjeżyło się, nastroszyło niczym kolce u jeża. Wadera postawiła jeszcze jeden krok, tak zdecydowany, że onieśmielona Itami opadła na grzbiet, wypuszczając z łapy koszyk zebranych ziół.
— Jestem tutaj, aby przestrzec cię przed Atrehu. Wbij to sobie do głupiutkiego łba, że on nie jest tym, za kogo go uważasz, skarbie.
Itami była zbyt przerażona, aby wykazać jakikolwiek sprzeciw. Była wściekła, bo jakaś wadera, która podaje się za znajomą rudowłosego samca, oczernia go przed jej oczami. Mimo wszystko nie odważyła się sprzeciwić samicy, by nie wywołać u niej gniewu. Trudno jej było przewidzieć, co by się wtedy stało.
— Kim... p-pani jest? - zapytała Itami z trudem panując nad tonem. Był kruchy niczym zwiędła gałązka. Wadera to wyczuła i wykrzywiła usta w usatysfakcjonowany uśmiech.
— Mów mi Liliana. Ze stron których pochodzę, wilki kłaniają się mi i tytułują odpowiednio do mojego statusu, ale... że znajduję się tutaj... podaruję Ci tym razem dworskich tytułów. Jeśli chcesz poznać pełną prawdę o moim przyjacielu, przyjdź dzisiaj w nocy, w to samo miejsce... albo nie. Jak nazywacie to jezioro, nieopodal waszej Watahy?
— Arkane, proszę pani - odparła potulnie Itami.
— No właśnie. O północy, może być? Będę na ciebie czekała przy zachodniej stronie jeziora. Bądź punktualna, bowiem nie przywykłam do tego, by nadwyrężać moją cierpliwość, jasne? I jeszcze jedna sprawa. Nic nie mów Atrehu o tym, co tu zaszło, jasne? Jeśli to zrobisz... będziesz skończona, jasne?
Itami z jeszcze większą potulnością kiwnęła głową i wbiła oczy w ziemię, nie mając nawet odwagi na to, by spojrzeć na Lilianę.
— Pamiętaj... jezioro Arkane, po zachodniej stronie, o północy...
Pamiętam, pomyślała z urazą Itami, może i jestem głupia do cholery, ale nie na tyle by...
Itami chciało się płakać. Znów okazała się być tą samą potulną, nic niewartą myszką, która przestraszy się byle cienia. Gdyby miała choć krzynę odwagi, stanęłaby w obronie Atrehu... A tak to słowa grzęzły jej w gardle, myśli szalały w głowie, jak nieposkromiony rój os... Nie powiedziała jednak, że to ma być obowiązkowe spotkanie. Jednakże w jej głowie po chwili narodziło się tyle pytań... wymagających odpowiedzi. Nie chciała wychodzić myślami w przyszłość, ale czy Atrehu skrywał coś przed nią? Zastanawiała się, jak Liliana zdołała namierzyć swojego "przyjaciela"... a także musiała ich od dłuższego czasu obserwować. Nie ulegało wątpliwości, że tylko w taki sposób dowiedziała się, z kim chodziła Itami.
Pytania gryzły ją, jak wściekłe szerszenie, kiedy zbierała wysypane zioła z powrotem do wiklinowego koszyka. Przede wszystkim gryzło ją to... czy powiedzieć o wszystkim Atrehu? Nie umiała skrywać w sobie emocji, z pewnością zauważy, że coś Itami dolega... Muszę iść do mojego domu ~ pomyślała przelotnie Itami. Tylko tam znajdzie miejsce, by przemyśleć to, co tu przed chwilą zaszło.
Albo... skierować się od razu do domu Atrehu - zapewne czekał na nią z niecierpliwością. Ona też pragnęła teraz znaleźć się w jego ramionach, które podniosłyby ją z marazmu, w który obecnie wpadła.
*
Itami, z policzkiem przyciśniętym do piersi Atrehu, czuła jak ten delikatnie i czule gładzi ją łapą po szyi, przyprawiając o przyjemne dreszcze. Samiec nie widział jej oczu, a to zasługa jej zapuszczonej i idealnie zadbanej grzywki. Nie potrafiła cieszyć się obecną chwilą, nie teraz, kiedy myśli i pytania kotłowały się w głowie, jak wściekły rój szarańczy. Bijące serce w piersi Atrehu koiły je i działało, jak balsam na rany. Miarowe i spokojne bicie było niczym melodia dla uszu i cieszyła się, że brzmiała tylko dla niej. Rój myśli mimo wszystko nie pozwalał w pełni cieszyć się chwilą. Miała ochotę przewracać się z boku na bok, bo nie potrafiła wytrzymać w jednym miejscu... Żeby powstrzymać napięcie mięśni, westchnęła cicho, nie z rozkoszy, a przejmującej chwili, co nie uszło uwadze Atrehu.
— Maleńka, co się stało?
Itami uniosła głowę. Na widok jego ciepłych, acz zmartwionych oczu, uśmiechnęła się jeszcze cieplej, podsunęła się nieco bliżej, by sięgnąć ustami jego ust. Pocałowała go, bez rozchylania ust i spotkań języków, jak mieli w zwyczaju czynić. W tamtym momencie przypomniała sobie przestrogę wadery, którą spotkała na łące. " Nic nie mów Atrehu o tym, co tu zaszło, jasne? Jeśli to zrobisz... będziesz skończona, jasne? "...
— Jaa... jaa.... - dukała przez chwilę. Próbowała wziąć kolejny oddech. Nie potrafiła kryć swoich emocji... Atrehu widział ją zmartwioną i taką... zagubioną w nawale myśli, które nie dadzą za wygraną, jeśli nie otrzymają odpowiedzi. — Atrehu, czy mogę Ci zaufać?
<Atrehu?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2911
Ilość zdobytych PD: 1456 PD + 290 PD + 30% ~ 437 PD
Łącznie: 2183 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz