Widok tak przygaszonej wadery napawał serce lisa niemałym współczuciem i smutkiem. Łzy w oczach Itami tylko przekonały go to faktu, iż nie dzieje się u niej najlepiej. Zupełnie jakby jakiś kawałek jej duszy odpadł od całości i gdzieś się zagubił, zaburzając równowagę całości. Skrzydlaty podniósł pudełeczko z podarkiem i położył na pobliskiej szafce, po czym skierował się ponownie w kierunku samicy. Będąc na wyciągnięcie łapy, przycupnął obok.
– Niepokoję się o panienkę. Widzę, że nie wszystko jest w porządku. – Odparł po jakże krótkiej chwili. Wadera przerwała wpatrywanie się w punkt za oknem i spojrzała na samca.
– Nic nie jest w porządku, panie Dante. – Cicho wypowiedziane zdanie rozbiło się echem po pustej lecznicy i uderzyły w lisa jak grom z jasnego nieba. Rudy samiec nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć.~ Może lepiej będzie, jeśli nie będzie naciskał? Jak jednak mógłby inaczej pomóc? Ciężka sytuacja. ~ Pomyślał. Pierwsze i najbardziej naturalne rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy to objęcie samicy. Na początku z lekka niepewnie, przybliżył się jeszcze, po czym objął Itami łapą. Samiczka wzdrygnęła się na dotyk. Zamarła na chwilę, jednak po chwili wtuliła się w lisa. Dante zacisnął lekko uścisk, Oddech wadery stał się przerywany, a Itami prawie bezgłośnie zaczęła szlochać.
– Jestem tu z Tobą Itami – Szeptał jej do ucha i gładził delikatnie po plecach. – Możesz mi powiedzieć o wszystkim co Cię trapi, nie musisz tego dusić w sobie... – Urwał na chwilę, gdy samicą wstrząsnęła kolejna salwa płaczu. Trwali w takim uścisku dobrych kilka minut nim samica się nieco uspokoiła. Dante odsunął się nieznacznie, tak by mógł w pełni przypatrzeć się twarzy Itami. Łapą delikatnie złapał ją za podbródek zmuszając ją do spojrzenia mu głęboko w oczy. Powoli, z czułością i troską powiedział słowa, których zamierzał dotrzymać:
– Zrobię co w mojej mocy by Ci pomóc Itami, tylko powiedz mi, co mógłbym dla Ciebie zrobić. – Dante puścił podbródek Itami. Samica milczała dłuższą chwilę, jakby układając sobie odpowiedź w głowie, po czym ledwo słyszalnie powiedziała:
– Nie wiem jak to Panu opisać Panie Dante… to chyba samotność – Wyszeptała.
– Samotność? – Powtórzył, upewniając się, czy rozumie.
– Może bardziej troska… – Przerwała na chwilę. – O kogoś bliskiego.
– Czyżby ktoś podupadł na zdrowiu? – Spytał, licząc na to, że może, gdy dowie się więcej, będzie mógł
jakoś pomóc. Wadera jednak pokręciła nieznacznie głową, zaprzeczając hipotezie samca.
– Nie… sęk w tym, że nie wiem. – W oczach Itami znowu zaczęły się zbierać łzy. Dante nie czekał, przytulił ją ponownie, starając się ponownie uspokoić waderę. Po krótkiej chwili, ta odsunęła się nieznacznie i kontynuowała.
– Mój przyjaciel udał się z misją poza granice watahy. Długo nie wraca, a jeśli…? – Zaczęła, lecz lis podejrzewając koniec pytania przerwał jej.
– Nic mu nie będzie. Na pewno do Ciebie wróci. – Nie znał tego przyjaciela, ale przeczucie podpowiadało mu, że skoro ruszył na misję i to poza watahę, to nie powinien być on zielony w podobnych sprawach. Przybrał więc strategię konkretniejszego podnoszenia wadery na duchu.
– Skąd możesz to wiedzieć? – Zapytała. – Przecież go nie znasz?
– Ale przecież Panienka go zna. Tak, jak też wiesz, że gdyby nie umiał o siebie zadbać, nie mógłby udać się na taką misję. Mam rację? – Zapytał spokojnie. Itami zamilkła, po chwili cicho przytakując.
– Ma Pan rację, Panie Dante. Może niepotrzebnie się martwię?
– Troska to nic złego, a w Panienki zawodzie rzekłbym, że jest wręcz wskazana. – Przerwał na chwilę. Dał tej wypowiedzi dotrzeć do umysłu samicy. Przyglądał się jej w tym czasie i odniósł wrażenie, że ta minimalnie się uspokoiła, jakby choć część ciężaru, który nosiła, właśnie opadł z jej ramion. Na pewno nie był to natychmiastowy koniec problemów samicy, jednak dawał szansę nadziei.
– Co by Panienka powiedziała na wspólne spacery, choćby kilkuminutowe? – Zasugerował. Z początku pytanie jakby nie docierało do samicy. Lis jednak się nie poddawał.
– Będę Panienkę codziennie odwiedzał w lecznicy i towarzyszył na przykładowych spacerach, do momentu w którym nie wróci Panienki przyjaciel. – Przechylił nieznacznie głowę i przyglądał się Itami, wyczekując jakiejś odpowiedzi z jej strony.
– Do zobaczenia jutro w takim razie Panie Dante. – Samica delikatnie się uśmiechnęła spoglądając na lisa. – Ogon samca energicznie zamerdał na tę odpowiedź. Ruch ten nie uszedł uwadze samicy. Uśmiechnęła się na moment szerzej, na jakże dziecinną reakcję Dantego. Samiec skłonił się i ucałował łapę Itami. Patrząc jej w oczy dodał:
– Do zobaczenia Panienko Itami. Spokojnego popołudnia.
Tak jak obiecał, Dante pokazywał się u Itami codziennie. Z początku wadera niechętnie dawała się namówić na jakieś spacery, czy głębsze rozmowy. Lis najzwyczajniej w świecie był, po prostu był i jak widać już samo to zaczynało poprawiać humor Itami. Co jakiś czas basior przynosił jej różne niespodzianki. Raz to był jakiś poczęstunek, innym razem kwiat, który uznał za miły prezent na wywołanie uśmiechu u samicy. Dante za każdym razem starał się jakoś odciągać złe myśli od Itami. Bywały też trudniejsze dni, ale i wtedy pomału udawało się podnieść jakoś piegowatą waderę na duchu. Któregoś niezwykle pięknego dnia, gdy Dante udał się do lecznicy, jak to miał ostatnio w zwyczaju, zastał go poruszający za serce widok. Niewielki koszyk, który niósł prawie wypadł mu z pyska, gdy zastał podśpiewującą sobie pod nosem Itami. Odstawił koszyk na stoliku, po czym przywitał się
– A któż to ma dziś taki dobry humor? Czyżby stało się coś fajnego? – Itami podskoczyła wybita z rytmu. Dante wyczuł właśnie wtedy obcy mu zapach na waderze.
– Oh Panie Dante! Nawet nie wie Pan jak się cieszę. On wrócił, wrócił cały i zdrowy! – Samica rzuciła się wręcz na szyję lisa, przytulając go w wielkim uścisku.
– To wspaniała wiadomość! – Dante cieszył się szczęściem samicy. Nie wiedział jednak dlaczego, coś jakby ukłuło go w piersi. Itami odsunęła się po chwili i spojrzała na samca swoimi błyszczącymi od radości, błękitnymi oczami.
– Bardzo Panu dziękuję, za wsparcie, za wszystko co Pan dla mnie zrobił.
– Ależ nie ma za co. – Dante uśmiechnął się szczerze. – Rozumiem, że moje zadanie tutaj się kończy. Przyniosłem Panience muffinki, na osłodę dzisiejszego dnia. Myślę, że może to posłużyć do celebracji powrotu Panienki przyjaciela. – Samiec wskazał na niewielki koszyczek stojący na stole. – Widok szczęśliwej Itami był niezwykłą rzeczą, po tak długim i trudnym dla niej okresie. Radowało się jego serce, sam jednak nie wiedział dlaczego, nie umiał się w pełni tym cieszyć. Tak przyzwyczaił się do codziennych spotkań z samicą, że cicho liczył na to, że mogłoby tak być już zawsze, a dziś zgodnie z danym słowem, ta seria spotkań dobiegła końca. Dante nie dał po sobie poznać swych myśli, ani na moment uśmiech nie znikł z jego pyska.
– Cóż nie będę Panience już przeszkadzał, jakby Panienka miała jednak ochotę poczytać coś, albo porozmawiać, wie Panienka gdzie mnie znaleźć. – Itami jakby wybita nieco z tropu przyjrzała się na chwilę oddalającemu się ku wyjściu lisowi.
– Ah, tak. Do zobaczenia Panie Dante! – Zawołała. Skrzydlaty obejrzał się za sobą i posłał samicy ciepły uśmiech, po czym opuścił lecznicę. Przez następne kilka dni, praktycznie nie opuszczał miasteczka Varony. Pomimo nagłego natłoku obowiązków, nie umiał jednak przestać myśleć o uroczej, piegowatej waderze.
<Itami?>
To koniec wątku, a może jednak nie? Czy samiczka podzieli się swemu przyjacielowi poczynaniami Dantego? Czy wpłynęło to w jakiś sposób na rozwój ich relacji i odczucia na swój temat?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1134
Ilość zdobytych PD: 567 PD + 110 PD + 150% ~ 851 PD
Łącznie: 1528 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz