Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

niedziela, 29 grudnia 2024

Od Sybira ciąg dalszy Tegai ~ "Opatrzność losu"

 Sybir, dopiero od tak długiego czasu, mógł zaznać porządnego snu. Bez koszmarów, które zwyczaj miały dręczyć go każdej nocy. Koszmar o bitwie, ofiarach jakie zbierała, niby żniwiarz dojrzałe plony. Tymi plonami byli polegli. Stanął w progu, rozczochrawszy nieco grzywkę, bo skroń swędziała go nieznośnie. Tegaja musiała usłyszeć jego kroki, bo podeszła do niego z ciepłym, niemalże matczynym uśmiechem.
— Jak minęła noc? Śniadanie gotowe, jedz tyle, na ile masz ochotę. Jeśli zabraknie, zrobię więcej.
Sybir wyszczerzył kły w lekkim, zadziornym uśmieszku i wydał z siebie chichot, wraz z wtórującym mu cichym, przeciągłym mruknięciem. Podziękował wdzięcznym skinieniem głowy i pozwolił sobie zająć miejsce obok Tegai, co najwyraźniej się tego nie spodziewała. Przysunął do siebie wiklinową miseczkę z bochenkami świeżego chleba, nachyli się, powąchał i momentalnie poczuł, jak ślina falą napływa mu do pyska. 
— Na śpiew wodniczek, jak to pachnie - oznajmił z zachwytem samiec i urwał sobie kawałek miękkiego chleba, nałożył nań masło, miód i śmietanę, po czym wchłonął go z lubością na twarzy. Skórka przyjemnie chrupała, miód i śmietana zadziałały na kubki smakowe, jak symfonia dla uszu. Wyśmienicie. Samiec nie mógł tego wiedzieć, bo obecnie był zajęty jedzeniem, że Tegaja z ciepłem w oczach zerkała na niego i co jakiś czas, obdarzała go stłumionym chichotem. 
— Musisz mieć apetyt.
— Niemalże wilczy - zerknął na nią z ukosa, posłał jej tajemniczy uśmiech, mrugając figlarnie do niej okiem. Tegaja, jak się tego samiec spodziewał, spaliła buraka na policzkach. Był ciekaw jednak tego, co samica myślała o nim, i czy jakieś plany wobec niego ma. Kiedy wchłonął szósty kawałek chleba z miodem, poczuł się pełen sił i nabrał mnóstwo pozytywnych myśli, a co za tym szło, wpadł w całkiem wyśmienity humor. 
— To co dzisiaj będziemy robić? 
— Pomyślałam, że dzisiaj zajmę się strychem. Muszę tam trochę posprzątać, bo pozostałości po poprzednim właścicielu walają się tam i niepotrzebnie kurzą. 
— Z chęcią Ci pomogę. W końcu obiecałem - dodał pośpiesznie, kiedy spostrzegł, że wadera miała już zareagować wymijająco — zaoferuję Ci moje łapy do pomocy. Chcesz z tym wszystkim męczyć się sama? 
— No nie, ale...
— Nie chcę słyszeć żadnych "ale"... nie mieszkam tutaj za darmo. 
A przynajmniej do czasu, aż otrzymam odpowiedź od dowództwa, pomyślał w duchu Sybir, ale nie tracił swojego uśmiechu. Dopóki u niej mieszkał, miała prawo czuć się przy nim bezpieczna. Był przygotowany na każdą ewentualność użycia siły, jeśli zajdzie taka potrzeba - żaden bandzior albo okoliczny domokrążca nie odważy się zagrozić tu komukolwiek. 
Samica, wiedząc już, że nic nie wskóra, uśmiechnęła się jedynie. Dopiwszy ostatni łyk soku, Tegaja zagryzła jeszcze kawałkiem chleba i odrobiną wędliny, proponując samcowi to samo. 

sobota, 28 grudnia 2024

Od Calem'a/Itami do Atrehu ~"Druga strona róży"

Calem dzisiejszego dnia nie miał zamiaru nawet wyściubić nosa za drzwi swego domu. Nie miał na to nastroju ani czasu. Cieszył się w sumie, że w swoich czterech ścianach miał nieskazitelny spokój. Nawet okna zamknął, by szum liści nie zakłócał jego myśli. A myśli jego były w tamtym momencie delikatne, płoche niczym skrzydełka motyla, który zerwałby się do lotu nawet przy najmniejszym wietrzyku. Śledził wzrokiem cienkie linijki tekstu księgi, według której alchemia organiczna sprowadzała się do tego, co działo się w organizmach wszystkich żywych stworzeń. To, co działo się w wewnątrz, czyli cyrkulacja dwutlenku węgla i tlenu w płucach, trawienie z udziałem kwasu i enzymów trawiennych w żołądku, dwunastnicy i jelitach, definiowało słowo, tak dobrze znane każdemu, kto oddychał, czuł i myślał. Życie. Alchemia to życie.
Nim Calem zdołał przekręcić kartkę na kolejną stronę, jego myśli momentalnie roztrzaskały się pod wpływem kilkukrotnego pukania do drzwi.
Zazgrzytał zębami, tłumiąc przy tym cisnące się mu na język przekleństwo. Zatrzasnął z charakterystycznym dźwiękiem księgę, wprzód zaznaczając piórem stronnicę, na której skończył czytać, leniwie zebrał się z krzesła i nieśpiesznie podreptał do drzwi. W pierwszej chwili nie musiał ich otwierać, by wiedzieć, kto za nimi stoi. Zapach lekarstw, ziół i choroby dosadnie i jasno tłumaczyły, kto ośmielił się go nawiedzić. Odciągnął rygiel i wyjrzał przez szparę uchylonych drzwi, zmarszczył brwi, kiedy ów woń poczuł jeszcze mocniej.
— Hmmm? - powitał go zimno Calem.
— Dzień dobry - przywitał się starszy wilk, dobrze znany w watasze, bowiem miał zaszczyt prowadzić lecznicę. Co też bardziej wprawiło Calem'a w niemałe zdziwienie, ale nie miał zamiaru się z tym jakoś afiszować. Mrugnął jedynie kilkakrotnie i w wyczekiwaniu na przybysza, uchylił drzwi nieco szerzej. — Czy mógłbym Ci zająć chwilkę, młodzieńcze?
Calem miał ochotę prychnąć, ale powstrzymał się od tego, zaciskając mocno żwacze. Co jak co, Calem może i był gburem wysokich lotów, ale potrafił okazać szacunek starszym od siebie.
— Już pan to zrobił, proszę pana.
Starszy samiec odchrząknął krótko, uniósł podbródek, nadając sobie tym samym dystyngowaną pozycję i wyłuszczył Calemowi pokrótce, o co mu chodziło.
— Chodzi o naszą medyczkę, Itami.
— A co ja miałbym z nią wspólnego? - spytał Calem, podnosząc nieco brew.
— Otóż szwendam się po całej watasze i nie w sposób mi ją odnaleźć. Jestem już nieco zmęczony, a potrzebuję przekazać jej ważną listę, którą musi niezwłocznie przejrzeć. Niezwłocznie!
Basior z wyraźnym pietyzmem podkreślił ostatnie słowo, jak gdyby chciał dać Calemowi do zrozumienia, że to, co ściskał w łapie, zawierało wartość najwyższą.
— I zgaduję, że... - zaczął powoli Calem, mrugając znów oczami —... mam ją dla pana odnaleźć, tak?
Calem, na prawdę z całych sił próbował powstrzymać się, by nie wypalić czegoś sarkastycznego, bo po chwili poczuł w sobie falę wzbierającej się wściekłości. To był jedyny dzień, w którym mógł cieszyć się wolnością od obowiązków wobec watahy i solowych zagrywek w Varońskiej karczmie, i dosłownie nie mógł zdzierżyć tego, że ta wolność, jak skrawek ostatniego chleba, jest mu wyrywana w sposób... Był już tak wściekły, że nawet zabrakło mu słów. Calem jednak opanował gniew kilkoma głębokimi wdechami i przyjął od starca to, co według niego było tak cenne.
— Dziękuję, młody wilku. Miłego dnia życzę i powodzenia.

wtorek, 24 grudnia 2024

Od Tegai ciąg dalszy Sybira ~ "Opatrzność losu"

 Jakże niespodziewane było to, w jakiej sytuacji się znalazłam z moim nowym współlokatorem. ~To, chyba normalne prawda?~ Spytałam w myślach samą sobie. Spoglądałam na Sybira, który coraz głębiej oddawał się sennej krainie. ~Zasługuje na porządny odpoczynek~ pomyślałam i nieśmiało dotknęłam jego policzka. Gdy zdałam sobie sprawę z mojej śmiałości, oblałam się rumieńcem i zabrałam łapę. Odczekałam chwilę, by ostrożnie wydostać się z jego łóżka. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się ciepło. Poprawiłam koc, by zapewnić mu komfort i ciepło.
— Słodkich snów. - szepnęłam z ciepłym uśmiechem i powoli ruszyłam do wyjścia. Skierowałam się do mojej sypialni. Położyłam się na moim łóżku, chociaż przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć. W moim umyśle panował niemały chaos. Myśli były głośne i było ich zbyt wiele. Emocje, które towarzyszyły mi dzisiejszego dnia, również przyczyniły się do mojego problemu z zaśnięciem. W duchu cieszyłam się, że to one były problemem, a nie zwykle koszmary i strach. Nie przyznałam się do moich problemów ze snem, nie uważałam, że to ważne. W tej chwili i tak było na tyle przyjemnie, że to chaos myśli mi doskwierał, a nie paranoja. Może tak naprawdę po prostu potrzebowałam kogoś obok? Z Sybirem czułam się bezpiecznie i może naiwnie szybko mu zaufałam. Miałam jednak dziwne przeczucie, że to naprawdę wspaniały wilk, którego można obdarować zaufaniem.

*

Następnego ranka wstałam dosyć wcześnie. Zazwyczaj wstawałam wcześniej, ale dziś miałam dodatkową motywację. Po tym, jak się trochę ogarnęłam, ruszyłam do kuchni. Przygotowałam pożywne śniadanie i herbatę. Zerknęłam na schody, gdy do moich uszu dobiegł dźwięk kroków. Uśmiechnęłam się, domyślając, że Sybir już wstał. Nie myliłam się, już po chwili samiec stał w progu. Wydawał mi się wypoczęty, co uradowało moje serce.
— Jak minęła noc? - spytałam z ciepłym uśmiechem i podeszłam do niego. — Śniadanie gotowe, jedz tyle, na ile masz ochotę. Jeśli zabraknie, zrobię więcej. - odparłam z uśmiechem i gestem łapy zaprosiłam go do stołu.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 308
Ilość zdobytych PD: 154 PD + 30 PD  + 30% ~ 46 PD
Łącznie: 811 PD

poniedziałek, 23 grudnia 2024

Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"

Itami spojrzała na zmierzającego ku wyjściu basiora i z całym przekonaniem stwierdziła, że przydałby się jej spacer, by przewietrzyć nieco umysł. Zbyt długo dziś rozmyślała nad pewnymi sprawami i zmęczyła ją operacja połamanej kości. Co z tego, że takie operacje, gdyby mogła, przeprowadzałaby z zamkniętymi oczami, pewną wprawę już miała, ale czuła się tak, jak za pierwszym razem. Zdezorientowana i psychicznie wyczerpana.
— Mogę liczyć na twoje towarzystwo, Pani Medyk? - zapytał i zapraszająco uniósł kończynę. 
Itami starała się, jak mogła, aby jej uśmiech wyglądał pozytywnie, widocznie musiała się postarać, bo gdy zbliżała się do Miguel'a, ten odebrał to z satysfakcjonującą aprobatą. Kiedy wyszli na zewnątrz, nie zwróciła nawet uwagi na delikatny powiew wiosennego powietrza - pomimo, że jej ciałem wstrząsnął dreszcz - bo przyglądała się ruchom samca, który początkowo rzucił krótkie spojrzenia na okolicę. Nie wiedziała w sumie, gdzie mogliby pójść, choć może przyznać się do jednego. W Dailoran było mnóstwo okolic do relaksujących spacerów. Mogliby się w sumie wybrać nad Jezioro Arkane i pooglądać bieługi, błyskające łuskami w blasku słońca w trakcie podwodnego tańca. 
Spojrzała jeszcze raz na samca. On sam, tak jak ona, wybiegła myślami gdzieś indziej, tyle że ten wpatrywał się w nią. W blasku oczu Miguela dostrzegła coś, czego nie było dane jej widzieć o bardzo dawna - po prawdzie, od kiedy jej przyjaciel Atrehu, był na zagranicznej misji. Te pożądliwe iskierki, mglące wzrok i momentalnie pomyślała, czy przypadkiem nie brała udziału w myślach Miguela. A te myśli niekoniecznie musiały być czyste. 
— Coś nie tak? - zapytała pozornie melodyjnym głosem. Wiedziała, że takim brzmieniem potrafiła pobudzać w samcach wyobraźnię o sobie. Przykładem mógłby być Atrehu. 
 Wszystko w porządku - odchrząknął i wypalił, jak gdyby ktoś wyciągnął mu głowę z wiadra wody— To nic, naprawdę...
— No dobrze, mój pacjencie. 
Samiec z uśmiechem odebrał odzew Itami i ochoczo podążył w ślad za nią, ku stróżce, która zmierzała w stronę Watahy, ale też odbijała w bok. Tam zwrócili się ku skrzącym w słońcu wodom jeziora Arkane. Itami nieśmiało zanurzyła łapę w wodzie, zadrżała niewyraźnie, ale spodobało się jej to. Woda była chłodna i przyjemnie orzeźwiająca. Zerknęła zza ramienia na samca, posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, po czym zanurzyła się po pierś w wodzie. Było jej tak przyjemnie, tak dobrze, że nie mogła sobie odmówić odrobiny relaksu. Po chwili samiec przyłączył się do niej i razem siedzieli oparci głowami o zimny głaz, po szyję zanurzeni w jeziorze. 
— Co zrobisz, gdy sprawcy zostaną ukarani? - zapytała po chwili milczenia. 

<Miguel?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 402
Ilość zdobytych PD: 201 + 40 PD  + 30% ~ 60 PD
Łącznie: 2504 PD

środa, 18 grudnia 2024

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Cień róży" [ WĄTEK ZAKOŃCZONY]

 — O co chodzi, kochanie? Wstydzisz się mnie? - Zapytał samiec nad wyraz spokojnie. Jak gdyby nie uwzględniał żadnej innej odpowiedzi Itami. Jego ciało, tak samo, jak w pierwszym dniu ich spotkania, nadal wzbudzało w niej mnóstwo emocji. Nagromadzone zbytnio, potrafiły kreować w jej umyśle takie sceny, których nie powstydziłby się żaden powieściopisarz o tematyce erotycznej. Jego ciało potrafiło wprawić jej własne w drżenie, co tylko zapewne utwierdzało Atrehu w przekonaniu, że mogłaby przyjąć go do siebie. Pozwolić, by ujeżdżał ją w każdy wygodny dla samca sposób, a ona dostosowałaby się do niego, byleby poczuć go w sobie. Wyobrażała sobie eksplozję emocji, jakie towarzyszyłyby im w trakcie szczytowania - mogłaby być jego kochanką, kimś, kto doprowadzałby go na skraj szaleństwa...
— Huh? Nie... ja tylko... - Itami zarumieniła się, kiedy tylko uświadomiła sobie myśli, z jakimi powiązała samca przed chwilą. Pragnęła go tak bardzo, że miała ochotę przygryźć wargę. Przytuliła się, gdy samiec położył się na prowizorycznym legowisku. Wtuliła nos w jego pierś i mruknęła.
—Dziękuję. Rozumiesz mnie jak nikt inny.
— Cała przyjemność po mojej stronie. - Odparł łagodnie. Poczuła dotyk masywnej łapy, która o dziwo łagodnie mierzwiła jej futro. — To, co cię zatrzymało w lecznicy?
Mogła przypuszczać, że samiec będzie chciał wdrążyć się głęboko w temat lecznicy. Pech chciał, że dzień w lecznicy przedłużył się o niecałą godzinę, a to wyłącznie za sprawą tego, że Itami miała kilku delikwentów do zszycia. Pamiętała ze szkółki medycznej, w czasach, kiedy jeszcze liczyła sobie półtora roku, że wykładowca porównywał zszywanie przerwanej skóry do łatania rozprutych gaci. Łączysz jeden brzeg skóry z drugim brzegiem, przeciągasz igłą na drugą stronę i po krzyku.
Opowiedziała samcowi o tym i owym, a on przyjął jej wersję z uśmiechem i zainteresowaniem. Atrehu umiał słuchać, co też zaimponowało samicę, i utwierdziło w przekonaniu, że to właśnie jemu mogłaby powierzyć każdą tajemnicę.

wtorek, 17 grudnia 2024

Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"

 Słysząc jej słowa, zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób powinienem ją pocieszyć. Czułem, że powinienem to zrobić. Rozumiałem, że mogła myśleć o sobie w ten sposób, ale w moim mniemaniu, było to błędne myślenie.
— Itami. Proszę, nie mów tak. - odparłem i spojrzałem jej głęboko w oczy. Moje łapy spoczęły na jej pięknych policzkach. Była taka drobna i krucha, ale jednocześnie emanowała siłą.
— Nie jesteś tu tylko dla pracy. A jeśli powiesz tak jeszcze raz, to na tobie usiądę. - spróbowałem zażartować, a porównując nasze wielkości i ciężary, mogłem ją skutecznie uziemić. Samica zachichotała uroczo, aż poczułem dziwne ciarki na kręgosłupie. Następnie jej urocze policzki zarumieniły się i spojrzała w bok. Domyśliłem się, że być może wyobraziła sobie taką sytuację. Starałem się odszukać jakiejś drogi w moim umyśle. Drogi, która pomoże mi osiągnąć cel i uświadomi jej, że jest ważną częścią wszystkiego. W pocieszaniu byłem... Ujmując to w jednym słowie chu**wy. Zawsze byłem typem egoisty lub introwertyka unikającego wszystkiego, ale ostatecznie coś dziwnego się ze mną ostatnio działo. To tak jakby wpływ tej jednej wadery sprawił, że w mgnieniu oka pękały wszelkie bariery, które były przeze mnie budowane przez lata. Cóż mogłem na to poradzić? Chyba tylko pogodzić się z tym faktem, bo nie wyobrażam sobie, bym mógł ją odepchnąć. Nie po tym ile dla mnie zrobiła.
— Miquel... - zaczęła, ale ja położyłem łapę na jej uroczym pyszczku, przeszkadzając w dokończeniu zdania.
— Ani mi się waż sprzeciwić. Wiem, co mówię Itami. Gdybyś była tu tylko dla pracy, nie pomogłabyś mi. Owszem, uratowałaś mi życie, gdy prawie umarłem z powodu ran, ale nie licząc tego, pomogłaś mi otworzyć, chociaż w jakiejś części mój umysł. Może i dalej jestem typem samotnika, ale teraz mam wrażenie, że jestem w stanie kogoś wypuścić bliżej. Byłem zdecydowany nigdy nie wrócić do życia w watasze, a ty to zmieniłaś. Więc nie jesteś tu tylko dla pracy. Jesteś tu, szerząc swoje serce dla innych.

piątek, 13 grudnia 2024

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Cień róży"

Nie wszystko poszło tak, jak zaplanowałem, ale nie mogłem być bardziej zadowolony z obecnych wydarzeń. Sagel dostał w końcu za swoje i niech się więcej nie pokazuje przy Itami. Ma szczęście, że w ogóle jeszcze oddycha. Ba, byłem gotowy powyrywać mu kończyny, albo chociaż złamać kilka żeber. Nikt nie miał prawa krzywdzić mojej wadery. Reakcja Tiru była w pełni uzasadniona i właśnie takiej oczekiwałem. Spodziewałem się, że na wzmiankę o skrzywdzeniu jego córki, basior dostanie szału. I nie myliłem się. W końcu kto by nie dostał? Kundel śmiał tknąć jego szczenię, jego oczko w głowie, krew z jego krwi. Żaden kochający ojciec nie puściłby tego płazem. Miałem cichą nadzieję, że osobiście go wywali za drzwi, lecz ku mojemu rozczarowaniu, ten szczeniak wycofał się jak niepyszny. Śmiać mi się chciało z jego prób udowodnienia swoich racji, które nawiasem mówiąc, nie miały prawa bytu. Mimowolnie jednak przed oczami stanęła mi twarz Itami. Widząc pustkę w jej pięknych oczach na widok zakrwawionego łba w worku, chciałem podbiec i zabrać ją jak najdalej... Z pewnością się tego nie spodziewała. A raczej nie po mnie. Sam się wstydziłem tego, co zrobiłem. I będzie mnie to prześladować. Nijako upodobniłem się do tych, których nie chciałem. Samodzielnie wymierzyłem karę, chociaż... nie. Miał szansę się poddać. Zastałem go w trakcie krwawej rzezi. Walczyłem w obronie własnej. I z drugiej strony to Naharys go zabił. Więc... jakby jest pół na pół? Eh, czemu to musi być takie trudne? Nie miałem jednak o to do niej pretensji. Mogłem zrobić to na wiele innych sposób, lecz wybrałem właśnie ten. Mógłbym tak gdybać, ale czasu nie cofnę. Zacisnąłem więc zęby i pewnie kroczyłem dalej.

piątek, 6 grudnia 2024

Od Sybira ciąg dalszy Tegai ~ "Opatrzność losu"

Nóż wchodził w warstwę skóry i mięsa tak gładko, jakby pieczeń była miękkim masełkiem. Tegaja wróciła niebawem, taszcząc za sobą koszyczek z warzywami i zabrali się razem do gotowania, śmiejąc się i żartując nad aromatycznie pachnącymi przyprawami. Niebawem kuchnię wypełniła woń pieczeni i dźwięki bulgoczącego specjalnie przygotowanego do niej sosu grzybowego. Sybir musiał przyznać, że w swoim życiu nigdy nie czuł się tak bezpiecznie, jak teraz - tutaj, w tym domu, przy waderze, którą dopiero poznał. Bezpieczeństwo i ciepło, a więc to oznaczało mieć dom. Przy kimś takim, jak Tegaja, to słowo brzmiało, jak spełnienie marzeń. 
Kiedy był szczeniakiem, mieszkał z liczną rodziną, ale wtedy był jeszcze zbyt młody, by pojąć tak szczególne uczucie.
Kiedy sprzątnął obierki, pościerał ślady kropel sosu grzybowego i wsadził brudne naczynia do wody, zerknął ukradkiem na siedzącą w zamyśleniu Tegaję. 
— W porządku? 
Tegaja skinęła głową. A potem zaczęła dzielić się z Sybirem wspomnieniami, sięgającymi odległych czasów, kiedy jako szczenię gotowała wraz ze swoim nieżyjącym już ojcem. Sybir przerwał mycie naczyń, z uwagą spojrzał na Tegaję, podpierając podbródek o mokrą łapę. Opowiadała, jak jej ojciec, złożony chorobą, nie chciał przyjmować pomocy medyków. Do czasu, aż choroba go nie zjadła, ale przedtem zdradził Tegai swój sekret.
—  Zastanawiam się czasami, czy to z powodu jego miłości do mojej matki. Ona zmarła przy porodzie, zawsze wspominał ją z taką miłością... Ale nigdy nie zdradził mi jej imienia. - wyznała z błyskiem w zielonych oczach. Były takie rozmarzone, a zarazem ciepłe. A potem powiedziała, rozglądając się po kuchni.

środa, 4 grudnia 2024

Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"

Patrząc mu w oczy Itami poczuła zmieszanie. Zwłaszcza, że z naciskiem powiedział, jaka jest wyjątkową waderą. Nie ma wilków wyjątkowych chciała powiedzieć, ale wiedziała, że zrobiłaby dobrze, gdyby dała samcowi dokończyć. Przy tym był ciepły i łagodny, a bynajmniej próbował za takiego uchodzić, czuła to.
— Więc nie roń już łez, ponieważ szkoda, by twoje piękne błękitne oczy pozostawały zaczerwienione.
Jak na wojownika miał czuły dotyk, czuła wyraźnie, jak jego palce delikatnie pieściły jej policzki. Zdała sobie też sprawę, że jak na wojownika, wykazywał rzadko spotykaną wrażliwość. Zmrużyła lekko oczy i pozwoliła, by samiec badał ją dotykiem. Nikt nie mógł przypuszczać, jak od dłuższego czasu tego potrzebowała. Odkąd nie ma przy niej Atrehu, poczuła się, jakby to wszystko do tej pory okazało się pięknym snem. Teraz miała koło siebie Miguela, który być może rudym samcem nie był, ale przynajmniej zdołał chociaż do połowy wypełnić pustkę. Nie miał tych cech, których uwielbiała w rudym samcu, ale Miguel uzupełniał to w inny sposób - swoją czułością, niekiedy przysłanianą dozą powagi i chłodu. 
— Dobrze, Miguel - zgodziła się po chwili milczenia Itami. Po chwili basior, jakby skonstatował, że nadal trzymał Itami za policzki, puścił ją - choć lepszym stwierdzeniem byłoby to, że jego łapy ześlizgnęły się po jej drobnej szyi i zatrzymały się na ramionach. 
— Chciałbyś, żebyś wiedziała, że... 
Samiec nie zdołał jednak dokończyć myśli, zagłuszony nagłym dźwiękiem gwałtownie otwierających się drzwi. Itami równie zaskoczona, co Miguel, odeszła od okna, nabrała w płuca pełny wdech i powędrowała korytarzem ku nowo przybyłemu. Był to nowy wilk w Dailoran, który podobnie co Miguel, zasilał szeregi militarne, więc młoda medyczka od razu skojarzyła cel jego wizyty. Z połowy przedramienia samca wystawał fragment złamanej kości promieniowej, dlatego w takim stanie nie przyszedł sam. Asystowała mu Tegaja, watahowa ratowniczka, która po krótce wyjaśniła Itami przyczyny i okoliczności wypadku. Najważniejsze jednak było, żeby doprowadzić poszkodowanego na operacyjny stół i zająć się nieścisłością, wystającą mu ze skóry. Miguel natomiast siedział nadal przy oknie i przypomniał o swojej obecności dopiero, gdy Itami odwróciła się szybko, poszukując odpowiednich narzędzi chirurgicznych. 

poniedziałek, 2 grudnia 2024

Od Tegai ciąg dalszy Sybira ~ "Opatrzność losu"

Było mi głupio i czułam się trochę zażenowana tym, że opadłam z sił w towarzystwie mojego nowego gościa i współlokatora. Możliwe, że miał rację, mogłam się przepracować, choć nigdy się tego nie spodziewałam. Jednak po dłuższej chwili namysłu, doszłam do wniosku, że Sybir miał rację. Nie myślałam najpierw o sobie tylko o obowiązkach, przez co zaniedbałam dobry wypoczynek. Skorzystałam z jego pomocy, choć nie potrafiłam uspokoić bijącego serca. Cóż, nie zawsze ma się okazję na przejażdżkę na grzbiecie basiora. Gdy tak ze mną szedł, kołysanie zaczęło mnie usypiać, aż w końcu zasnęłam. Nie pamiętam, co było po tym, jak zasnęłam z wiadomych powodów, ale czułam się jakbym leżała wśród traw, długich i bujnych. Piękna polana, a słońce grzało moje futro w przyjemny sposób. Właśnie tak to odczuwałam.
~
Jęknęłam cicho, gdy do mojego nosa dostał się ciekawy zapach. Ziewnęłam i otworzyłam oczy. Kilkukrotnie zamrugałam i podniosłam się nieco, a kołdra zsunęła się do moich bioder. Rozejrzałam się po pokoju i wtedy zorientowałam się, że po pierwsze, nie pamiętam, bym się kładła, po drugie to nie mój pokój. Zapach, który mnie zbudził, wciąż był obecny w powietrzu. Zaciekawiona chciałam to sprawdzić, więc wstałam ostrożnie z łóżka i poprawiłam kołdrę, wygładzając każde skrzywienie na niej. Zerknęłam na okno i odsłoniłam firanki, by ciepłe promienie słońca wypełniły pokój, ogrzewając go. Następnie powoli skierowałam się na dół do kuchni. Mojej uwadze nie umknęło, że trochę się pozmieniało. Wazony z kwiatami wydawały się równiej ułożone na korytarzowych szafeczkach, dywan, o który często się potykałam, tym razem nie czyhał na moją niezdarność z zawiniętym rogiem, wszystko wydawało się poukładane i wysprzątane. Poczułam dziwne uczucie w piersi. Zrobiło mi się ciepło i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który zagościł na moim pyszczku. Dotarłam do kuchni i zajrzałam do środka. Dostrzegłam Sybira, którego postać była otoczona kuchennym chaosem. Dostrzegłam mięso, które wydawało mi się, było przygotowane, by zrobić z niego jakąś pieczeń lub coś podobnego. Sybir stał uważnie nad pojemniczkami z przyprawami. Jego wzrok był skupiony, sprawiając wrażenie ostrej kalkulacji.

niedziela, 1 grudnia 2024

Od Sybira ciąg dalszy Tegai ~ "Opatrzność losu"

 Z przyzwyczajenia wyostrzony słuch pochwycił ciche uderzenie i zerknął w tamtą stronę. Na pierwszy rzut rzucił się mu puchaty ogon, znikający za drzwiami pokoju. Zbliżywszy się nieco do wyjścia, wyjrzał przez próg i spostrzegł skrytą w rogu Tegaję, pocierającą łapą bok głowy, jak gdyby się w niego uderzyła.
— Wszystko w porządku? - zapytał, spoglądając na rumieniące się stopniowo policzki Tegai. 
— Yhmm, tak, tak, jak najbardziej... 
— Uderzyłaś się? 
— Noo, tak wyszło, ale to nic takiego. Przeżyję - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało i to w taki sposób, że Sybira coś tknęło. Nie potrafiłby przejść obok niej obojętnie, czy z surowością potraktować, co miał w zwyczaju odnosić się do innych. Usiadł na przeciw niej, spojrzeniem niebieskich stanowczych oczu wydał jej niezwerbalizowane polecenie, by pokazała mu miejsce uderzenia. Dotykiem delikatnym, czułym, zbadał samicę i stwierdził, że nie ma tragedii. 
— Źle nie jest. Guza z tego nie będzie, ale powinnaś uważać, dobrze? 
— D-dobrze. 
Samica dukała wyraźnie oczarowana sytuacją. Sybir uśmiechnął się w duchu i kiwnął głową, ze zrozumiałych tylko jemu powodów. Jeszcze trochę i owinie ją sobie wokół palca - nie miał zamiaru jej krzywdzić, ale wolał unikać zbędnych pytań i okoliczności, w której znów poczuje się, jak ścigana zwierzyna. A jeśli się postara, samica będzie na tyle skłonna, że wyląduje z nim w łóżku, ale nie to było jego celem. Miał zamiar uczynić z niej swojego sojusznika w drodze ku wyznaczonemu zadaniu. 
— Słuchaj... czy mógłbym cię prosić o czystą kartkę papieru i kałamarz z inkaustem? Chciałbym napisać list. 
— Yhmmm... t-tak, już przynoszę.