Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

sobota, 31 maja 2025

“Coś się kończy, coś się zaczyna” – A. Sapkowski

Asenath
Sen albo Sennie, ale mało komu pozwala się tak nazywać.

Płeć: Wadera | Wiek: 3 lata 10 miesięcy | Rasa: Wilk | Ranga: Albadio | 
Profesja: Młodszy mag | Poziom: 1 (0/1000 PD) |

Kontakt: [Discord] Deszcz | [Howrse] Heroica
Autor: Art należy do właściciela postaci.

Od Dante Eziosso ciąg dalszy Itami ~ "Jak lis do lisa"

Widok tak przygaszonej wadery napawał serce lisa niemałym współczuciem i smutkiem. Łzy w oczach Itami tylko przekonały go to faktu, iż nie dzieje się u niej najlepiej. Zupełnie jakby jakiś kawałek jej duszy odpadł od całości i gdzieś się zagubił, zaburzając równowagę całości. Skrzydlaty podniósł pudełeczko z podarkiem i położył na pobliskiej szafce, po czym  skierował się ponownie w kierunku samicy. Będąc na wyciągnięcie łapy, przycupnął obok. 
– Niepokoję się o panienkę. Widzę, że nie wszystko jest w porządku. – Odparł po jakże krótkiej chwili. Wadera przerwała wpatrywanie się w punkt za oknem i spojrzała na samca.
– Nic nie jest w porządku, panie Dante. – Cicho wypowiedziane zdanie rozbiło się echem po pustej lecznicy i uderzyły w lisa jak grom z jasnego nieba. Rudy samiec nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć.~ Może lepiej będzie, jeśli nie będzie naciskał? Jak jednak mógłby inaczej pomóc? Ciężka sytuacja. ~ Pomyślał. Pierwsze i najbardziej naturalne rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy to objęcie samicy. Na początku z lekka niepewnie, przybliżył się jeszcze, po czym objął Itami łapą. Samiczka wzdrygnęła się na dotyk. Zamarła na chwilę, jednak po chwili wtuliła się w lisa. Dante zacisnął lekko uścisk, Oddech wadery stał się przerywany, a Itami prawie bezgłośnie zaczęła szlochać.
– Jestem tu z Tobą Itami – Szeptał jej do ucha i gładził delikatnie po plecach. –  Możesz mi powiedzieć o wszystkim co Cię trapi, nie musisz tego dusić w sobie... – Urwał na chwilę, gdy samicą wstrząsnęła kolejna salwa płaczu. Trwali w takim uścisku dobrych kilka minut nim samica się nieco uspokoiła. Dante odsunął się nieznacznie, tak by mógł w pełni przypatrzeć się twarzy Itami. Łapą delikatnie złapał ją za podbródek zmuszając ją do spojrzenia mu głęboko w oczy. Powoli, z czułością i troską powiedział słowa, których zamierzał dotrzymać:
– Zrobię co w mojej mocy by Ci pomóc Itami, tylko powiedz mi, co mógłbym dla Ciebie zrobić. – Dante puścił podbródek Itami. Samica milczała dłuższą chwilę, jakby układając sobie odpowiedź w głowie, po czym ledwo słyszalnie powiedziała:
– Nie wiem jak to Panu opisać Panie Dante… to chyba samotność – Wyszeptała.
– Samotność? – Powtórzył, upewniając się, czy rozumie.
– Może bardziej troska… – Przerwała na chwilę. – O kogoś bliskiego.
– Czyżby ktoś podupadł na zdrowiu? – Spytał, licząc na to, że może, gdy dowie się więcej, będzie mógł

niedziela, 25 maja 2025

Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"

~ Chcę trochę poznać twój punkt widzenia, co o nim myślisz. Nie miałem jeszcze okazji poznać wilków z watahy. A skoro chcesz, bym go poznał, ja chcę również poznać twoje zdanie o nim.
Itami zmieszała się lekko, bo wiedziała, jak bardzo nie lubi wypowiadać się na czyiś temat. Sporo się przy tym jąkała, szukała słów zbyt długo, niż to konieczne i czuła się przy tym niepewnie. Nie była krasomówczynią, była wręcz jej przeciwieństwem... Nabrała głęboki wdech. Haust powietrza wypełnił jej płuca, a ona chciała dać sobie odrobinę czasu, zanim zacznie swój wywód na temat Atrehu. 
— Jest dominujący i wie, czego chce od życia... ja... to znaczy się, lubię to w nim, bo przy Atrehu czuję się bezpiecznie i w ogóle... 
— To chyba najważniejsze. Czuć się bezpiecznie - odparł cicho samiec. 
— Tak. Potrafi zadbać o dobro, kiedy źle się czuję. Przy nim czuję, że wszystko staje się możliwe i... może dziwnie to zabrzmi, ale... wypełnia tę pustkę, którą teraz czuję, no bo on... no, na misji jest już od dłuższego czasu. 
— Nie ma go tutaj? Myślałem, że... będę musiał się z nim spotkać. Twarzą w twarz. 
— Nie ma go tutaj - potwierdziła Itami, kiwając porozumiewawczo głową. — Alfa wyprawił go na jakąś misję, o którą się nie prosił. Pozostaje mi jedynie czekać, aż wróci. 
— Kochasz go? - zapytał Miguel. Wyczuła w jego tonie subtelnie ukryty wyrzut, ale nie dziwiła się mu. Ktoś, kto nigdy nie kierował się miłością dla więcej, niż jednego wilka, trudno będzie przyswoić nową rzeczywistość, jaką postanowił związać z Itami. 
— Bardzo... ale nie wiem, czy on... no... czy w jego sercu znajdzie się dla mnie miejsce...
— To znaczy, że... nie jesteś jego? 
— Bardzo chciałabym go zapytać, co sądzi o mnie. Czy nadaję się dla niego - odparła lekko drżącym tonem. Niepewność i rosnący wstyd, że nie potrafiła wyrazić jasno swej myśli, zaczerwieniły się na jej policzkach, nakrapianych drobnymi piegami. Cóż, ty wyraziłeś swoje zdanie o mnie... Ale, czy jest ono szczere? Wiem, głupie pytanie, ale chciałabym po prostu wiedzieć. Mieć to w świadomości... 

Miguel?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 329
Ilość zdobytych PD: 165 PD + 30 PD  + 30% ~ 50 PD
Łącznie: 2428 PD

piątek, 23 maja 2025

Od Tegai ciąg dalszy Sybira ~ "Opatrzność losu"

 Jeśli ktoś spyta mnie kiedyś, który dzień zapadł mi szczególnie w pamięci, bez wahania wskażę właśnie ten dzień. W jednej chwili spokojnie zajmowałam się codzienną rutyną, w drugiej zostałam ogłuszona, a potem zmuszona do gaszenia pożaru w moim własnym domu. Nigdy w życiu nie czułam się tak przerażona. Nie wiedziałam, kim są napastnicy, nie znałam tych wilków. Niewiele pamiętam z tego, co mówili. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, zostałam ogłuszona, a później obudziłam się związana.
Gdy Sybir wydał mi jasne polecenie, bym została, wiedziałam, że powinnam go posłuchać. Tak też zrobiłam. Pozostałam w kuchni w kącie, licząc na to, że nikt tu nie zajrzy. Czułam, jak strach paraliżuje moje ciało. Trzęsłam się z przerażenia. Odgłosy walki z zewnątrz nie pomagały mi. Martwiłam się o to, czy Sybir na pewno sobie poradzi. To nie tak, że w niego nie wierzyłam, ale dla mojego racjonalnego myślenia wizja wilka walczącego w pojedynkę z gromadą innych... Jasno nakazywało mi mieć pewne obawy.
W pewnym momencie poczułam znajomą woń. Gdy tylko rozpoznałam zapach, modliłam się do bogini, by nos mnie nie mylił. Wolnym i niepewnym krokiem zbliżyłam się do wyjścia.
~Sol błagam, miej mnie w swojej opiece i wybacz mi moją głupotę.~ pomyślałam i z ostrożnością zająca rzuconego w siedlisko wilków zaczęłam się rozglądać dookoła. Nagle zauważyłam to znajome rude futro. To było to, czego potrzebowałam. Mój najdroższy przyjaciel, któremu ufałam ponad życie.
— Atrehu! - zawołałam, a mój głos załamał się w połowie. Rudy samiec gwałtownie odwrócił głowę w moim kierunku.
— Tegaja! Jesteś cała?! - spytał, podbiegając do mnie. Dużo nie myśląc, wpadłam w jego ramiona i wtuliłam pysk w jego ramię. Czułam, jak łzy ulgi zebrały się w moich oczach. Trzęsłam się jak galareta, ale w końcu poczułam, choć cień spokoju i ulgi.
— Nic mi nie jest. Bogini dzięki, że tu jesteś.
— Widziałem unoszący się dym. To naturalne, że musiałem się upewnić, czy wszystko w porządku. - odparła i odsunął się nieco, uważnie badając mnie wzrokiem. — Kim są te kundle? - spytał i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja poczułam, jak dreszcz przechodzi przez mój kręgosłup. Łapa Atrehu spoczęła na moim policzku.
— Ja... Ja nie wiem. Nie znam ich. - zaczęłam gorączkowo tłumaczyć. — Byłam w kuchni, potem straciłam przytomność i obudziłam się związana z... - zamarłam i odsunęłam się od Atrehu bardziej. Pospiesznie zaczęłam rozglądać się po otoczeniu, a moje serce zamarło, gdy dostrzegłam nieprzytomnego samca.
— Sybir! - podbiegłam do niego, a Atrehu ruszył zaraz za mną.
— Kim jest Sybir? - spytał stanowczo, a ja zaczęłam się gubić w całej sytuacji. Jak miałam prosić Atrehu o pomoc i jednocześnie zadbać o to, by Sybir na tym nie ucierpiał? Czułam, że znalazłam się między młotem i kowadłem.
— To mój dobry znajomy. Pomagał mi na farmie w zamian za nocleg. - odparłam cicho i patrzyłam w bok niezdolna spojrzeć Atrehu w oczy. Mogłam wyczuć, jak rozczarowanie rośnie jego postawie, ale potem usłyszałam pełne rezygnacji westchnienie.
— Wy wadery naprawdę będziecie zgubą samców. - odparł, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Atrehu uśmiechał się lekko i podszedł bliżej.
— Nic mu nie będzie. Wyliże się z tego. Zabierzemy go do lecznicy. Ale Tega... - odparł, a jego ton diametralnie się zmienił. Spojrzał na mnie poważnie i stanowczo, a ja poczułam, jak wstyd opanowuje cały mój pysk.

środa, 21 maja 2025

Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"

 Wewnątrz mnie szalała burza emocji. Wciąż próbowałem sprostać temu, co przyjąłem na swoją pierś. Wyznałem to, co zdradzało moją słabość, a teraz zgodziłem się także na spotkanie wilka, który był ważny dla Itami. Było to dla mnie szaleństwem, ale byłem gotów. Czułem to głęboko w kościach. Wiedziałem, że to dobry krok. Nie chciałem się z tego wycofać.
Po nazwijmy to "sesji pielęgnacyjnej" razem z Itami usiedliśmy na moment. Wadera zaproponowała mi herbatę, a ja zgodziłem się, licząc na więcej spędzonego czasu razem. Czułem się jak zakochany szczeniak. To było śmieszne, zważając na to, że jestem już dorosłym basiorem. No ale cóż mogę na to poradzić? Po prostu pogodziłem się z tym faktem. Serce nie sługa.
Leżąc razem z Itami, wygrzewaliśmy się w słońcu i piliśmy razem rozgrzewający napar. Spoglądałem na Itami, gdy ona była wpatrzona w krajobraz wokół. Miałem przeczucie, że była zagubiona w swoich myślach. Przez chwilę uszanowałem to, nie chcąc zakłócać jej myśli, lecz moja cierpliwość dosyć szybko uleciała.
— Może chcesz powiedzieć mi o nim trochę więcej? - spytałem, a nuta niepewności wkradła się do mojego tonu. Nie byłem pewien, czy na tle codziennym samiec pyta obiekt swoich westchnień o to, czy opowie mu ona o innym samcu, który również walczy o jej serce. Itami spojrzała na mnie jakby wybudzona z transu. Jej oczy zamrugały kilkukrotnie, a cała mimika twarzy zmieniła się na zawstydzenie. Wzrokiem uciekła na bok i byłem przekonany, że zarumieniła się nieco.
— Chcesz o nim słuchać? - spytała, a ja dostrzegłem iskierki niepewności w jej błękitnych oczach. Stanowczo skinąłem głową pewien swoich zamiarów.
— Tak, wiesz. Chcę trochę poznać twój punkt widzenia, co o nim myślisz. Nie miałem jeszcze okazji poznać wilków z watahy. A skoro chcesz, bym go poznał, ja chcę również poznać twoje zdanie o nim. - wyznałem i podążyłem wzrokiem na krajobraz za oknem. Był to krótki przerywnik, ponieważ po chwili wróciłem do spoglądania w jej oczy, jako znak, że uważnie jej słuchałem.

<Itami?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 317 
Ilość zdobytych PD: 159 PD + 30 PD +  150% ~ 239 PD
Łącznie: 428 PD

wtorek, 20 maja 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

Itami po wszystkim dyszała ciężko, oszołomiona falą rozkoszy, jaka na nią spłynęła, kiedy samiec, skończywszy w niej, opadł pozbawiony sił na jakikolwiek ruch. Czuła go w sobie, to przyjemne ciepło, ten ból w podbrzuszu, wywołany natarczywymi i chciwymi pchnięciami Atrehu... ale ten ból mogła zdecydowanie zaliczyć do tych przyjemniejszych. Leżała unieruchomiona przez ciało Atrehu, wpatrując się w punkt na powale dachu... dopadło ją dziwaczne, obce uczucie. Zupełnie, jak gdyby wpadła w skórę kogoś, kogo dotąd nie znała. Była inną Itami. Strach, niepokój, przygnębienie wywoływane niepewnością jutra, te wszystkie negatywne emocje przestały istnieć na ten moment. Leżała bez ruchu, z mimowolnym uśmiechem na ustach i niedowierzaniem w błękitnych oczach, wsłuchując się w sapania Atrehu. Samiec uniósł się po chwili, spojrzał w oczy upojonej chwilą Itami, przejechał kciukiem po jej drobnym policzku i pocałował. Była cała jego. Jej ciało i dusza od chwili przebicia się przez jej od dawna skrywany skarb, należało do niego... czuła się, jak zaczarowana. Po chwili samiec zsunął się z niej i opadł na bok, głaszcząc ją z wyczuciem po policzku. — Atrehu - wysapała Itami, nie odrywając spojrzenia od powały — kocham cię, wiesz? Kocham cię...
— Ja ciebie też. - wymruczał po tym, jak wziął głęboki oddech. — Ja też cię kocham, Itami.
Zamrugała lekko, zatrzepotała wręcz rzęsami i odwróciła powoli ku niemu głowę. Jego twarz, nadal upojona żądzą, była czerwona, jak dojrzałe wino.
— Nie wiedziałam, że to takie cudowne. Dziwnie się czuję... tak jakoś... jak nie ja.
— Itami - mruknął, nie przestając ją głaskać po policzku — Bo to jest cudowne. Będę cię kochać tak dziko, wprowadzę Cię w ten świat, a ty nie będziesz mogła się od tego uwolnić. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Dyszała nadal, zbliżyła się jeszcze i chcąc go pocałować, ten wyprzedził ją i zmniejszył odległość ich ust. Brał ją łapczywie i z rozkoszą kosztował ją, jak najsłodszy owoc. Miała ochotę wysapać "Ojej" ale to Atrehu dosłownie kierował wszystkim, całą obecną sytuacją, w której się znalazła. Ciepło rozlewało się w środku, czuła nieustanne pulsowanie w okolicy lędźwi... zmęczenie opadło na nią niepostrzeżenie. Za oknem zmierzchało i świat po woli chylił się ku sennemu letargowi, ku objęciu nocy, a wraz z nią przyszedł sen i otulił Itami w swe ramiona.
Marzenie senne przyszło po chwili. Marzenie, w którym kochała się z Atrehu, nieprzerwanie i bez opamiętania. Zatapiała się w jego miłości i na wszystko, co święte, Sol jej świadkiem, pragnęła, aby to trwało wieczność. Ona zwrócona tyłem ku niemu, on, górując nad nią, brał to, co jego, wykazując przy tym taką pasję, o jaką go nigdy wcześniej nie podejrzewała...
A następny dzień przywitał ją złotymi promieniami, które sączyły się przez odsłonięte okno. Atrehu spał obok, wywrócony plecami i z rozłożonymi łapami, jak pijany król. Pochrapywał cicho, z uśmiechem wymalowanym na masywnym pysku. Bardzo dobrze znała ten uśmiech i pragnęła zrobić mu miłą niespodziankę. Zbliżyła się dyskretnie, pociągnęła lekko nosem, chłonąc woń jego ciała i na nowo powitała przyjemne ciepło, a raczej jego wspomnienie z wczorajszego wieczora. Przesunęła nos ku podbrzusza samca, złożyła mokry, ale czuły pocałunek na jego sutku, na co ten zareagował lekkim drgnięciem i wywrócił głowę na bok, ku ozłoconemu słońcem oknu. Itami z uśmiechem zjechała w dół, ku miejscu docelowemu, złożyła namiętny pocałunek na koniuszku ukrytego skarbu... po czym przejechała językiem wzdłuż całej jego długości, dopóki aż nie zesztywniał i nie zadrżał, jak osika na mrozie. Wstrząśnięty pewnym impulsem, ptaszek wychynął ze swego wygodnego gniazdka, by wyjść na spotkanie Itami. Objęła go czule wargami, otuliła językiem koniuszek.
— Dzień dobry - usłyszała Itami — Jeeju, Itami...
Itami przymrużyła oczy i bez opamiętania oddała całą uwagę samcowi. Za każdym razem próbowała uchwycić coraz to większą część, poruszając głową, to do przodu i do tyłu, mrucząc przy tym, jak zrelaksowana kocica. Atrehu sapał jedynie i dyszał do czasu, aż nie eksplodował.
Itami uśmiechnięta, z pełnymi ustami zerknęła na Atrehu i na jego oczach przełknęła wszystko to, czym ją obdarzył.
Atrehu przełknął głośno ślinę, wytarł kciukiem jej drobny podbródek i pogłaskał ją po policzku.
*

niedziela, 11 maja 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Druga strona róży"

Jej pytanie wciąż wisiało w powietrzu jak szept niedokończonej modlitwy. ~ Kim jestem dla ciebie, Atrehu? ~ Cisza między nami nie była pusta, a wręcz przeciwnie — nabrzmiała od napięcia, emocji i pragnienia. Patrzyłem na nią, na jej pełne wahania spojrzenie i poczułem, jak coś we mnie drga. Nie było to tylko serce. To było coś głębiej, jakby sama dusza szarpnęła się w odpowiedzi. Nie sądziłem, że ten jeden wieczór może tak wytrącić mnie z równowagi. Nie przez walkę, nie przez krew. Przez nią. Przez miękkie spojrzenie Itami i to niepozorne pytanie, które rozdarło mnie od środka.
Powoli, niemal z namaszczeniem, uniosłem łapę i otuliłem ją, przyciągając do siebie tak, że jej pysk spoczął pod moim. W powietrzu zaiskrzyło. Czułem, jak napięcie między nami przeskakuje w drobnych impulsach, jakby ciśnienie gwałtownie wzrosło — zbyt gęste od emocji, zbyt trudne do opanowania. Jej ciało zadrżało, a przez kręgosłup przeszedł impuls elektryczny. Oczy Itami, szeroko otwarte z niedowierzania, przymknęły się dopiero wtedy, gdy mój pysk zsunął się ku jej uchu, muskając je oddechem.
~ Czy ty... myślisz, że nadawałabym się dla ciebie? ~ W tych słowach drgała nadzieja, jak żagiel w pierwszym tchnieniu wiatru, i coś jeszcze — obawa, że odpowiedź przyniesie więcej bólu niż ulgi. Serce zatrzymało się na moment. Wstrzymałem oddech. W głowie przemknęły obrazy — każdy dzień, w którym była obok. Gdy śmiała się pod nosem, łatając mi rany po treningu. Gdy czesała moje futro i udawała, że nie czuje, jak drży moje ciało, a dusza wyrywa się w jej kierunku. Gdy zasypiała, przytulona we mnie, jakby to było jej jedyne bezpieczne miejsce. Nie byłem dobry w słowach, ale wiedziałem, co czuję i czego pragnę.
— Itami... - Wyszeptałem niskim, miękko wibrującym głosem, przesuwając łapę po jej plecach i czując, jak lekko się napina. — Ty się pytasz, czy cię chcę? - Zbliżyłem się, aż nasze oddechy się zlały, aż serca biły w tej samej pieśni. Przełknęła ślinę i przygryzła wargę. Ten drobny gest — tak bezbronny sprawił, że zadrżało we mnie coś pierwotnego. Jak zahipnotyzowany, śledziłem ruch jej ust. — Jesteś moja, Itami. Od dawna należysz do mnie. Nie jak przedmiot. Jak ktoś, kogo świat mi dał, a ja już nigdy nie pozwolę odejść. Należysz do mnie tak, jak moje własne serce. I nikt cię nie dostanie. Żaden cień, żaden ból, żadna przyszłość, która nie ma mojego zapachu. Nawet jeśli jeszcze tego nie czułaś... to teraz ci to pokażę. - Nie czekając na jej odpowiedź, gwałtownie wpiłem się w jej usta, ssąc i gryząc — głęboko, z dzikością, z głodem, który trawił mnie od miesięcy. Rozkoszowałem się smakiem, rozchylając je wargi, zmuszając do ustąpienia. Przyciągnąłem ją bliżej. Objąłem zdecydowanie, ale delikatnie, wtulając jej ciało w swoje, aż zabrakło przestrzeni. Czułem, jak się rozpada pod tym pocałunkiem. Nie z lęku, ale z ulgi. Jakby wreszcie ktoś pozwolił jej czuć. Jęknęła w moje usta. Warknąłem w odpowiedzi na ten dźwięk.

sobota, 10 maja 2025

"Czy można się bać i jednocześnie być dzielnym? Tylko wtedy można być odważnym" - George R.R. Martin

Kaberu
Nie posiada zdrobnień

Płeć: Basior | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk | Ranga: Albadio | 
Profesja: Młodszy wojownik/Bibliotekarz | Poziom: 1 (0/1000 PD) |

Kontakt: [Discord] WolfExan |
Autor: Art należy do właściciela postaci.

piątek, 9 maja 2025

Od Naharysa ciąg dalszy Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Dzień nie należał do najlepszych. Szczególnie jeśli zaliczyć do tego porywistą ulewę, która zalała ulice Varony, Spłukała obficie ziemię, dzięki czemu na powierzchnie wychyliły się obślizgłe dżdżownice, w trawie lęgły się paskudnie połyskujące pomrowie i inne ślimaczydła, na których widok, niejednemu żołądek przewróciłby się do góry nogami. Szczerze powiedziawszy, Naharys nie zwracał na to zbytniej uwagi, że właśnie bezdomne paskudztwa rozpłaszczały się co rusz, pod jego opuszkami. Upewnił się, czy w jego koszu znajduje się wszystko, co miał odfajkowane z listy, zapisanej w jego pamięci. Co prawda, nie zawiązał z pustelnikiem żadnej umowy. Jedynie, co go wiązało z Arayonem, to obietnica wsparcia, w zamian za pomoc, jaką udzielił mu w zeszłym tygodniu. Naharys nie twierdził, że ciążył nad nim pech, ale w trakcie popołudniowego biegu, aby utrzymać nieco formę w normatywnym stanie, źle stanął na lewej łapie i skręcił sobie nadgarstek. Staw tak mu spuchł, że pomyślałbyś, iż w jego miejscu wyrósł mały melon, pulsował przy tym niewyobrażalnym bólem, który później objął całą kończynę. Naharys musiał przyznać, że znał się na swoim fachu - o ile pustelnictwo można nazwać fachem - bowiem nastawił mu nadgarstek z taką wprawą, jakiej ciężko było szukać u większości medyków. Obłożył staw wonnymi ziołami, a Naharys przy tym poznawał wiele tajemnic, kawałek po kawałku, obserwował poczynania pustelnika, leżąc na posłaniu z futer pośród drzew i wonnych krzewów. Arayon tłumaczył to tym, że przez drzewa - ogólnie rośliny - przepływała energia, mająca zdolności lecznicze i kojące. Wszystko to działo się w akompaniamencie szeptów liści i śpiewów ptaków, skrytych gdzieś między gałęziami. Drzewa rosły koło siebie bardzo blisko, a niektóre wręcz tuliły się do ciebie w zmyślnych pozach, tworząc tym samym nad głową szczelny, zielony baldachim. — Nadal czujesz ból? - zapytał starzec tak ochrypłym i szorstkim głosem, jak gdyby przez gardło przepuścił papier ścierny.
— Niewielki - odpowiedział zgodnie z prawdą.
— Odrobina mięty, rumianku i miodu wraz z jałowcem powinien Ci pomóc. Powinieneś też oszczędzać kończynę, choćby nawet unikając co jakiś czas treningi i biegi.
— Taki już pech wojownika - odpowiedział ze spokojem i napiłem się naparu z kasztanowca, z misy, którą podsunął mu starzec. 
Kiedy uraz pozwalał mu na swobodny chód, w końcu mógł choć częściowo wywiązać się z obietnicy, jaką złożył przed samym sobą, że odwdzięczy się za pomoc. Odkąd Itami awansowała w watahowym społeczeństwie, Alfa postanowił wysłać ją na specjalne szkolenia medyczne, a to znaczyło, że przez tydzień musiała opuścić granice watahy. Mocno to przeżywała i trzęsła się na myśl, że musiała opuścić rodzinne strony - potrafiła budzić współczucie i pewien rodzaj uroku. A to liczyło się z tym, że Wataha tymczasowo została bez medyka i ze wszelkimi problemami zdrowotnymi, mieszkańcy kierowali w stronę pustelnika.
— Jak trwoga, to do pustelnika, co? - zarechotał kiedyś starzec, gdy odwiedził go inny wojownik. 
Dzisiaj noc była ponura i pełna mocy, Naharys jednak nie wiedział, czy tej dobrej, czy też złej. Znaki na niebie i ziemi kreśliły się niezrozumiale, ale miał nadzieję, iż nie zwiastują one nic groźnego. Szedł dobrze wydeptaną ścieżką, znaną mu i bezpieczną, mimo gęsto rosnących drzew - jeśli trzymał się ścieżki, las mu nie zagrozi, jeśli złamie zakaz, ta knieja pochłonie go, nim zdoła się zorientować. Albo to tylko wina wpisanej w nim od lat pierwotnych instynktu, który pobudzał wyobraźnię i zaogniał niepokój. Tam skąd pochodził, niepokój winien być dla niego czymś obcym niż strasznym. Tam skąd pochodził, wilki zmagają się z czymś gorszym, niż otaczający go zewsząd mrok. Od stuleci, zanim psowate upodobały sobie chaty za dom, w jaskiniach, mrocznych i wilgotnych, mrok dla jego przodków był za pan brat. Mrok, niepokój i wilgoć było dla nich codziennością. Z rozmyślań wyrwał go szept liści, a w oddali, uwagę zwracał wyzierający się spomiędzy grubych pni drzew, jasny, złoty blask ogniska. Był już prawie na miejscu. W powietrzu, mimo że połać lasu blokowała zryw wiatru, wyczuł zapach - obcy i jak dotąd niespotykany. Nie należał on do Pustelnika, lecz do wadery. Obca. 
Kiedy Naharys dotarł na miejsce, przy ognisku naprzeciw starszego basiora siedziała samica. Młoda i dość smukła, raczyła się posiłkiem niewątpliwie zaserwowanym przez pustelnika.
— Naharys. - Powiedział Pustelnik spokojnie, nie otwierając oczu. — Spodziewałem się ciebie później.

niedziela, 4 maja 2025

Od Białego ciąg dalszy Shori ~ "Nie denerwuj starego wilka"

Biały był poddenerwowany stratą całego kilkugodzinnego i żmudnego zbioru. Nie dał tego po sobie jednak znać, gdy zobaczył, kto jest sprawcą całego zamieszania. ~ To szczenię... ~ Pomyślał. ~ Co ono robi tu tak samo w tym lesie? ~ Rozejrzał się dookoła w nadziei, że... W sumie nie wiedział jakiej nadziei. Nie wiedział, czy woli, czy nie woli mieć jeszcze do tego konfrontację z dorosłym opiekunem młodego wilczka. Opiekunowie i rodzice szczeniąt w tych czasach są obecnie... nieprzewidywalni. Z jednej strony mógłby trafić na kogoś, kto całą winę za zdarzenie zrzuci na niego (zamiast na nieuważne szczenię z głową w chmurach!), z drugiej strony chciał być pewny, że może pójść dalej, zostawić tę skrzydlatą kulkę za sobą. ~ Czym ja się przejmuję?~ wzruszył ramionami sam do siebie. Wyminął małą wilczycę.
– Nie. - odpowiedział jej krótko. – Nie jestem nawet pewny czy wiesz co zbierać.
Nie interesują go wyłącznie grzyby jadalne. Niektóre trojaki również mają swoje zastosowanie w medycynie. To wiedział sam lepiej niż ten mały podrostek. Idąc dalej, poczuł, że coś mu chrupnęło pod łapą. Spojrzał na ziemię. Kosz, który niosła mała, leżał kilka kroków dalej, a części jego spodu rozrzuciły się teoretycznie wszędzie.
– Mhmm. - Mruknął i spojrzał na nią zza ramienia. – Będą kłopoty. - Stwierdził — Takie kosze nie są tanie. Mała westchnęła coś pod nosem i zastrzygła uszami jak młoda łania. Chwilę zamilkła, po czym wypaliła:
– Mam pewne zapasy ziół i grzybów. Mogę Panu oddać ich część w ramach rekompensaty za te. - powiedziała pewnie, wskazując na stertę grzybowych pozostałości. – Trzeba jednak podejść po nie kawałek. W kierunku jeziora Arkane. I no cóż... Musiałby mi Pan powiedzieć, których odmian Pan konkretnie poszukuje. - Biały nie był pewny czy do końca zrozumiał, co usłyszał i co w związku z tym czuł. Na pewno kapkę litości i zażenowania, które musiał rozchodzić. ~ Co za głupie i naiwne szczenię? ~ pomyślał. ~ Czyżby to był złoty ptaszek, który dopiero co wyleciał ze swojej klatki?~
– Dziecko... to miłe z twojej strony, że chcesz się odpłacić, ale... gdzie są twoi rodzice? Albo opiekunowie? Ktoś na pewno cię szuka, a ty szwendasz się sama po lesie. Takie szczeniaki jak ty nie powinny chodzić same.
Stanął i usiadł na wprost niej. Zlustrował ją wzrokiem, szukając czegokolwiek, co mogłoby zdradzić. czyja ona jest. Niektóre rodziny mają swoje herby i malują je na sobie, by się łatwo znaleźć. Niekoniecznie zawsze, ale dość często... Tym bardziej te wyżej postawione...

sobota, 3 maja 2025

Od Reiko do Naharysa ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Zmierzchało. Zachód słońca rozlewał pomarańczowe światło, rozciągając cienie między drzewami jak długie języki mroku. Wiatr był cichy tego wieczoru, ale niósł ze sobą coś nowego. Czuć było zapach deszczu i wilgotnej ściółki — Południowe Krańce tonęły w półmroku. Tylko gdzieniegdzie przebłyski światła łamały się przez korony drzew. Dailoran był mroczniejszy, niż początkowo zakładała. Nie był jednak pusty. Żył własnym rytmem — cichym, ostrożnym, wyczekującym. Dla Reiko to był labirynt szans i zagrożeń. I choć nie tego się spodziewała, kroczyła śmiało, lawirując między drzewami. Czy powinna jednak iść dalej? Zwolniła, nastawiając długie uszy. Trzask drewna przerwał nocy ciszę. Przyjemny, ciepły blask kusił ku sobie. Wnet do nozdrzy dotarł aromatyczny zapach pieczonego mięsa. Ktoś rozpalił ognisko. Brzuch Reiko zadźwięczał głodem. Od rana nic nie jadła.
Zatrzymała się. Cień jednego z drzew objął ją jak ramiona starego przyjaciela. Przymknęła oczy i pozwoliła, by dźwięki nocy przemówiły wyraźniej. Szeleszczące liście, przeciągłe pohukiwanie sowy, ale to nie one budziły w niej czujność. To cichy stuk, jakby ktoś poruszał się ostrożnie pośród lasu. Nie zbyt blisko, ale wystarczająco, by nie był tylko cieniem wyobraźni. Wzięła głęboki wdech. Ognisko. Tak, nie pomyliła się. Tym razem zapach był wyraźniejszy. Dym, zioła… mięso. Nie dzikie, nie spalone. Dobrze przyprawione. Czyli ktoś znał się na gotowaniu. Głód zacisnął się w niej jak żelazna obręcz. Przez chwilę jej ciało chciało ruszyć samo, kierując łapy w stronę blasku — instynkt, silniejszy niż wola. Nauki ojca przemknęły jednak w odmętach świadomości. Zmarszczyła brwi. Reiko znała pułapki. Każde światło może być przynętą. Każde ognisko — ogniem kogoś, kto nie chce gości. Wyprostowała się i podeszła kilka kroków bliżej, stąpając tak cicho, jak tylko potrafiła. Las obserwował. Czuła to. Jakby sama ziemia miała oczy. Drzewa nie szumiały już tak swobodnie — coś je przytłumiło. Napięcie? Za pniem rosochatego buka dostrzegła źródło światła. Gdy w końcu zbliżyła się na tyle, by dostrzec całość, zobaczyła, że ogień nie był przypadkowy. Mała polana otoczona drzewami tworzyła naturalny krąg, niemal święty w swojej prostocie. W jego sercu stał namiot — samotny, poszarpany przez czas, ale starannie zadbany. Jego poszycie z grubego płótna było załatane w wielu miejscach, lecz każdy szew był wykonany z precyzją i troską. Obok niego, nieco w cieniu pomarańczowego klonu, znajdowała się osobliwa konstrukcja — coś między altaną a otwartą pracownią. Drewniane belki wyginały się lekko ku górze, oplecione dzikim winem i starymi, zasuszonymi ziołami. W środku wisiały naczynia z gliny i wiklinowe koszyki, wiązki roślin, a także dziwne amulety z kości, piór i paciorków. To tu tlił się ogień — w kamiennym palenisku, starannie ułożonym pod osłoną dachu. Nad nim zawieszony był czajnik. Pachniało mięsem, ale i naparem. Miętą? Cykorią? Jeszcze dalej, za rzędami żółknących drzew, majaczył większy budynek. Skryty w cieniu, zrobiony z tego samego drewna, co konstrukcja przy ognisku. Wydawał się niemal zrośnięty z lasem — dach porośnięty mchami, ściany ukryte za zasłoną pnączy. Nie był to dom w tradycyjnym sensie. Raczej sanktuarium. To nie było miejsce przypadkowe, a ostoja — stara, zapomniana, a jednak żywa. Reiko poczuła, że musi ważyć każdy krok, bo tu każde słowo ma znaczenie. Że to nie tylko przystanek, a próg czegoś większego. Wtem coś dostrzegła. Minimalny ruch, drgnięcie uszu, uszytego z cienia. Przy ognisku siedziała sylwetka. Nieporuszona, skupiona, pochylona lekko nad ogniem. Serce Reiko zabiło szybciej. Cofnęła się o krok, ale patyk pękł pod łapą. Cichy trzask, ledwie słyszalny — lecz wystarczył. Głowa obcej postaci uniosła się. Oczy błysnęły odbitym ogniem. Nie strach, nie agresja. Zaciekawienie. Milczenie przecięło przestrzeń między nimi. Dwie istoty, dwa żywioły – rozdzielone ogniem, a połączone nocą. Reiko nie ruszyła się. Nie drgnęła nawet. To był ten moment — kruchy jak tafla lodu. I wtedy usłyszała niski głos. Spokojny, starczy, z lekką chrypką, jakby dawno nie używany.
– Jeśli przyszłaś zabrać jedzenie, musisz podzielić się historią. - Wadera stała w miejscu, jakby zamrożona w czasie. Nie chciała przeszkadzać, ale też nie potrafiła odejść. Nie wychodziła z cienia przez dłuższą chwilę. Zamiast tego słuchała. Przyglądała się miejscu. Było... inne. Niepokojąco uporządkowane, jakby każdy liść, każdy kamień miał swoje znaczenie. Z bijącym sercem zrobiła krok, potem drugi. Ziemia pod jej łapą była miękka, ale nie zapadła się. Mchy tutaj były jak poduszki. Ciepłe i żywe. Milczenie zapanowało między nimi, choć tym razem nie było już lodowate. Raczej jak cisza przed pierwszym słowem w rozmowie, której ciężar zna się z góry. Postać przy ognisku wyprostowała się nieco, lecz nie zerwała gwałtownie, nie uniosła łap. Tylko głos, spokojny jak płomień, ponownie rozciął wieczór: — Nikt nie trafia tu przypadkiem. Nawet jeśli myśli, że się zgubił. — zawiesił głos. — Możesz odejść. Noc cię nie zatrzyma. Ale jeśli zostaniesz... wtedy siadasz i mówisz. O czymkolwiek. Bo las lubi słuchać.

"Problemem nie jest problem. Problemem jest twoje nastawienie do Problemu"

Reiko Erine Reganne
Rei | Re | Reikuś | Drugie imię otrzymała po pra-prababci, która umarła tuż po jej narodzinach

Płeć: Wadera | Wiek: 3 lata | Rasa: Wilk | Ranga: Albadio | 
Profesja: Rekrutka | Poziom: 1 (0/1000 PD) |

Kontakt: [Czat] Mooniś (Atrehu) | [Discord] Mooniś#5324 |
[Doggi-game] Evanescence | [Howrse] Evanescence97 |
Autor: Art należy do właściciela postaci.