— Jeszcze jeden! Jeszcze raz! - Zgromadzeni w gospodzie hucznie i w zgranym chórze odśpiewali krótką pieśń. Niekiedy słyszano wydźwięki zderzanych kufli, chluśnięcie wylewanego piwa na stół i gromkie śmiechy. — Oni temu winni, oni temu winni, pocałować się powinni!
Od samej chwili, kiedy naszą dwójkę powitała nagła salwa śmiechu, Naharys stanął wryty w podłogę. Łapy kompletnie sparaliżowane, odmówiły posłuszeństwa, a na twarzy natomiast malowało się niemałe zdziwienie, które mimo woli, nie potrafił zamaskować. Zerknął na Filonoe kompletnie oszołomiony, zupełnie jakby dostał od kogoś porządnie w łeb. Być może to efekt kacu albo niedawno przebytej rekonwalescencji rozwalonej głowy, ale jednego był pewien, wpakował się w coś po same uszy i pomyśleć, że zaczęło się od niewinnej propozycji do picia. Jego towarzyszka odpowiedziała na jego spojrzenie i wykrzywiła usta w podejrzliwie słodki uśmiech.
— To jak kolego? Spełnimy prośbę publiczności?
Naharys otworzył szerzej oczy i rozwarł lekko pysk, kompletnie nie mając pojęcia, co uczynić. Był z krwi i kości basiorem, miał prawo poczuć się nieco skonfundowany nagłą propozycją wadery, którą znał zaledwie kilka godzin, nie licząc tych dwóch tygodni rozłąki. Zaczęło się od przyjemnego łaskotania, rozpływającego się wzdłuż klatki piersiowej, sięgało coraz niżej i głębiej, zupełnie jak u głupiego szczeniaka na widok czegoś przyjemnego. A potem musiał toczyć wewnętrzną walkę z pierwotnymi pragnieniami, jakie basior mógłby czuć do wadery, choćby nawet dlatego, że nie znali się zbyt dobrze. Pochodził z północy, wiedział jak w tamtych stronach patrzy się na stosunki damsko-męskie, jeśli chodzi o pocałunki czy też o sam seks. Jak to u północnej młodzieży bywa, króluje swoboda, ryzykanctwo, zaburzenie równowagi emocjonalnej i pierwotna chęć rozładowania wszelkiego napięcia, jakie potrafiło rozbudzić każdego, kto choć raz zasmakował prawdziwego życia. A czy istniało równie dobre remedium na podobne dolegliwości, jak niezobowiązująca, pełna emocji noc pod futrem? Naharys był jednak inaczej wychowany; w skuteczny i długotrwały sposób oduczono go zerkania na wadery, jak na obiekt seksualny, który mógłby doprowadzić prawdopodobnie do rozciągłej ścieżki konfliktów i nieprzyjemnych konsekwencji. Nauczył się spoglądać na wadery, jak na istoty równie uczuciowe i delikatne, jak płatek kwiatu, zerwany na silnym wietrze. Długo w swych rodzinnych stronach doskwierała mu samotność, którą w gruncie rzeczy, starał się wypełniać towarzystwem starszych od siebie wojowników. Nie potrafił jednak być obojętnym na swą naturę, to było bezcelowe - bez żadnych ceregieli i owijania w bawełnę; to było tak bezcelowe, jak zawracanie kijem rzeki. I do tego kijem cienkim i łamliwym, jak jego wstrzemięźliwość, gdy w jego życiu pojawiła się Lea... ale to już historia na inny rozdział. Filonoe nie ścierała z siebie swego prowokującego uśmiechu, nachyliła ku niemu, widząc zakłopotanie odbite na twarzy basiora.
~ Stąpasz po krótkim lodzie, Filo - szepnął w myślach Naharys, ale gdy ujrzał jej kształtne usta, gotowe w każdej chwili złączyć się z jego własnymi, ale krępował się mocno, zwarzywszy na fakt, że mieli przed sobą niemałe widowisko. W pewnym momencie postąpił ten jeden znaczący krok; Chwyciwszy waderę za biodro, przyciągnął ją do swego ciała zdecydowanym ruchem i zanim ich usta się połączyły, przez ułamek sekundy dostrzegł, że oczy wadery roziskrzyły się tysiącem gwiazd. Może to przez blask neferów albo światło przebijające się przez okno, ale nie obchodziło go to. Gdyby rozkosz potrafiła ogłuszać, w tym momencie stał się głuchy na wrzawę, jaka powstała wraz z połączeniem się ich ust. Uczucie ciepła rozlało się po całym jego ciele, a ekscytacja nabrała jeszcze większego smaku, gdy wadera objęła go dwoma łapami za kark i przygarnęła bliżej do swego równie rozpalonego ciała. Kompletnie zamknął się na krzyki radości zebranej w gospodzie widowni, był skupiony na syceniu się smakiem jej ust... pomyśleć, że dopiero co pałał do niej niepotrzebną nieufnością. Z drugiej jednak strony nadal nie powinien być jej do końca pewien - mógł mieć też pewne założenie, że wadera po prostu nim manipuluje swoim pocałunkiem. Z takowym zamysłem, odsunął waderę od siebie w dość delikatny sposób. Jego łapa wynurzyła się z bujnego futra na szyi Filo, zjechała powoli ku jej lewemu ramieniu.
Potem zasiedli razem przy stole, osobiście odprowadzeni przez gospodarza tego hucznego przybytku. Nie potrafił powstrzymać się od ekscytowania się tym, jak to wczorajszy wybryk naszej dwójki bohaterów sprawił, że w jeden dzień potrafił naliczyć utarg z pięciokrotnym przebiciem. Zabawa nakręcała interes, a interes nakręcał pieniądz, a że zrozumieli, iż wczorajszego dnia pojedynek picia między nimi był dla klientów rozrywką, z pewnością za sprawą pocztą pantoflową zlecą się tu inni, chętni emocjonującej zabawy. Ich cierpienia zostały im też sowicie wynagrodzone. Gospodarz osobiście oznajmił, że śniadanie będzie im zaserwowane na koszt karczmy, na co tylko będą mieć ochotę.
— Ostry konkurs picia, spaliśmy razem, do tego właśnie się całowaliśmy, a oficjalnie na randkę to mnie nie zaprosiłeś. Interesujący rozwój akcji. - powiedziała z uśmiechem, z którym nie potrafiła się rozstać. Gdyby nie to, że ostro wycierpiał przez wpływ zatrucia alkoholowego, jego twarz nie zdradziłaby jej żadnych emocjonalnych sygnałów. A tak, to wykrzywił jedynie usta w obawie, że zwróci cały zjedzony na górze rosół na pusty blat stołu. — Zatem panie proszą dziś panów. Zapraszam na darmowy obiad, zamówię nam więcej rosołu.
— I jeszcze po kieliszku - dodał, zakrywając łapą usta.
— Mało ci wrażeń, jak na jeden dzień? - odparła pytaniem, unosząc lekko brew, jakby coś sugerowała.
— Słyszałaś o tutejszym porzekadle, żeby klin klinem zwalczać?
— Słyszałam i powiem więcej - nachyliła się ponad blat i ściszyła głos — Znam to z własnego doświadczenia. Ewentualnie starzy pijacze mawiają, by wódkę z pieprzem jednym haustem wychylić. Którąś stroną w końcu musi wyjść to, co cię męczy.
— Wystarczy nam po kieliszku.
Pamiętał jak wiele razy w tej metodzie odnajdował ukojenie w dniu po ostrym zderzeniu z alkoholem, który zdarzało się mu wypijać hektolitrami wśród zgromadzonych wokół ogniska wojowników. To były piękne czasy, gdy jeszcze miał okazję mieszkać w rodzinnym klanie. Sama jednak myśl o przełknięciu choćby grama alkoholu, przyprawiła Naharys'a o nieprzyjemny ścisk w żołądku. Nigdy nie zapomni, jak wraz z przebudzeniem, tam na górze, cała treść żołądka niebezpiecznie podjechała mu do gardła. Nie zapomni, jak w desperackim pędzie biegł w stronę klozetu, wywalając się przy tym na nocny stolik, obijając się od szafy do ściany. A na koniec nie mogąc wyrobić na prostej, czołem wyważył drzwi z potężnym hukiem i zanurkował pyskiem w muszli.
Co do bliższego spotkania z Filo, nigdy nie zapomni zapachu jej bujnego futra na szyi, dotyku zgrabnego, ciepłego ciała, idealnie wtulone w jego masywną klatkę piersiową. I musiał wtedy przyznać przed samym sobą, że spodobała mu się ta niebezpieczna bliskość. Można by rzec, że wzbudziła w nim tę "drugą naturę basiora", bo jeśli chodzi o jego życie romantyczne, nie mógł się nim zbytnio pochwalić. Zaczynało i kończyło się na niespełnionych romansach z waderami rodzinnego klanu, bo nie potrafił rozgryźć ich przebiegłej, niekiedy perfidnej natury. Nie potrafił nazwać tego nieśmiałością, tylko nieudolną próbą nawiązania promiskuityzmu. Często przy tym bywał głuchy na głos rozsądku.
Kiedy gospodarz osobiście uraczył ich misami parującego rosołu, z dodatkiem sporej wkładki mięsnej i na prośbę Naharys'a, dwoma kieliszkami, po brzegi wypełnionymi wódką. Ci, co wspominali wczorajszy pojedynek, gdy to spostrzegli, byli już gotowi pomyśleć, że zawiąże się między dwójką kolejny pojedynek, ale nie tym razem. Dzisiaj pozostała im jedynie rekonwalescencja po wczorajszej masakrze. Oboje stuknęli się kieliszkami i zabrali się do jedzenia.
— Jak widać... nie chcieliśmy randki, to randka przyszła do nas, i to w dodatku za darmo - oznajmił Naharys po tym, jak odsunął od siebie pustą miskę.
— Lepiej zacznij się zastanawiać nad kolejnymi atrakcjami - odparła dość swobodnym tonem. Widocznie jej organizm lepiej znosił destruktywne skutki kaca. — Moglibyśmy zbić na tym niemałą popularność.
— Tak wielką, że moglibyśmy występować na dworze Króla Lorunda? - uniósł lekko brew i oparł podbródek o łapę, by tym samym zahaczyć łokciem o kant blatu. — Idea piękna, ale czy możliwa?
— Wszystko jest możliwe, kochany.
— A propos, mamy młode popołudnie. Nasz Alfa zdąży udzielić Ci jeszcze audiencji, oczywiście jeśli chcesz zostać z nami. W Dailoran.
— Powiedzmy, że się zgodziłam. Co będę miała z przynależności do waszego ugrupowania? - Filonoe znów uniosła lekko brew, jakby coś sugerowała. Naharys podrapał się w gęste futro na karku w zastanowieniu nad odpowiedzią. Jego pazury z przeciągłym chrzęstem ocierały się o włosy.
— Będziesz pod ochroną naszej watahy, a tym samym, kto wie? Może poczujesz się jak w domu? Dostaniesz jakieś zajęcie, mieszkanie w Dailoran, ale będziesz musiała na nie poczekać z kilka dni. Hmmmm. Droga z Dailoran do Varony trwa mniej więcej półgodziny, jak zagęścisz ruchy, mogą być takie sytuacje, że możesz być potrzebna w Watasze natychmiast, więc nie widzę sensu, abyś musiała tu dalej wynajmować pokój.
— Czy ty mi coś proponujesz?
Za każdym razem, kiedy Filo uśmiechała się do niego lekko, podrywając przy tym lewą brew, Naharys'owi zdawało się, że wadera wysyła mu sygnały, które są dla niego niejasne. Być może to tylko jeden ze sposobów wadery na niewinne igraszki. Basior przełknął ślinę prawie bezgłośnie i skupił wzrok na brudnej pustej misce. Na jej dnie żałośnie leżały rozmokłe kawałki klusek i mięsa.
— Moja propozycja jest taka, abyś zamieszkała u któregoś z moich przyjaciół na czas, aż dostaniesz mieszkanie. Oczywiście nie widzę powodów... - Naharys wrócił oczami do uśmiechu wadery i na nim się zatrzymał. -... dla których odmówiliby mi, jeśli ich o to poproszę.
— Jak długo żyję, nikt jeszcze nie złożył mi tak nierozsądnej, aczkolwiek miłej propozycji.
— Słucham?
— Ty, ani twoi przyjaciele, nie znacie mnie zbyt dobrze. Czy jest jakiś powód, dla którego ufasz mi na tyle mocno, by nie podejrzewać mnie o jakieś...no, bo ja wiem? Przekręty?
Naharys usiadł teraz prosto i zerknął z ciekawością na waderę, mrużąc przy tym badawczo oczy.
— Jeśli mam być szczery. Nie ufam Ci. Ty prawdopodobnie też nie darzysz mnie zbyt dużą ufnością, pomimo tego, co wydarzyło się w twoim pokoju. Ale też nie zrobiłaś nic, co mogłoby nadszarpnąć moje zdanie o tobie, powiem nawet więcej, od czasu naszego pojedynku, zacząłem inaczej spoglądać na naszą relację.
— Dość ostra jest ta twoja szczerość - skomentowała wadera, bawiąc się między palcami swoim skórzanym kieliszkiem. Nie należała też do tych typów rozmówców, co unikają wzroku, wręcz przeciwnie. Słuchała i mówiła dość swobodnie, patrząc samcowi prosto w oczy.
— Jeśli chciałabyś też zostać u mnie na kilka dni, nie widzę w tym żadnego problemu.
Zerknął na niezmiennie swobodny wyraz na twarzy Filonoe i sam nie mógł uwierzyć w to, co jej przed chwilą zaproponował. Oczywiście, nie była to propozycja przesiąknięta jakimkolwiek podtekstem o drugim znaczeniu, miał też nadzieję, że wadera tego tak nie odbierze. Powiedzmy, że w tamtym momencie kierował się nie tylko czystą empatią, lecz też skrytą ciekawością jej osobą. Miał nadzieję dzięki temu lepiej poznać Filo, gdyby w gruncie rzeczy stała się jego współlokatorką. Filo milczała dość długo, jak na jej dość wyszczekany charakter. Jakby zastanawiała się nad w miarę roztropną odpowiedzią.
— Czemu milczysz?
— Sama nie wiem. Postawiłeś mnie w dość kłopotliwej sytuacji, abym mogła ją przemyśleć na szybko. Jak już mówiłeś, nie ufasz mi, ja nie ufam tobie, choć łączy nas nieco więcej niż zwyczajnych, świeżo zapoznanych znajomych. Piliśmy razem, leżeliśmy obok siebie, a ty nawet tego nie wykorzystałeś, bo chwilę później skończyliśmy z pyskami w kiblu. A gdybyśmy pozwolili sobie na mały kompromis i zaufali sobie nawzajem, choćby odrobinę?
— To chyba zależy od nas samych. Jeśli nie damy sobie powodów do wzajemnej nieufności.
— Też racja - Filo z przekonaniem kiwnęła głową. — A więc powiedzmy, że ja pierwsza postąpię krok ku wzajemnemu zaufaniu i przystanę na twoją propozycję, Naharysie.
— W takim razie, zmierzę twoim śladem i oświadczam, że od dziś, moja słodka współlokatorko, mój dom to także twój dom, w którym nie zabraknie Ci jedzenia, ani picia. Możesz liczyć na moją gościnę i pomoc. Czy teraz wzajemny akt zaufania można uznać za przypieczętowany?
— Myślę, że tak.
Z tymi słowy wadera uniosła łapę, napluła na wewnętrzną jej stronę i wyciągnęła ją w stronę basiora, wykrzywiając usta w szczeniacki, perfidny uśmieszek. Naharys krótko zerknął na łapę, z której powoli ściekała gęsta stróżka śliny, po czym uniósł swoją i powtórzył rytuał. Uroczyście zakleszczyli swoje łapy w wilgotnym uścisku.
— Noo... uroczystości stało się za dość. Na twoim miejscu zjadłbym coś jeszcze, niż sam rosół. Przed nami długa droga do Alfy. Proponuję ci smażony stek z sosem grzybowym. Istna poezja.
— Przyjemne mieszkanko - skomentowała z nieskłamanym podziwem.
— Luksusów tutaj nie ma, prawda, ale przynajmniej znajdzie się u mnie ciepła pościel. Chodź, pokażę ci twój pokój.
W gruncie rzeczy to był jego pokój, bo innego nie miał. Nie potrafił swojej współlokatorce kazać spać na kanapie, dlatego weźmie ją dla siebie, a łóżko odstąpi waderze. Na razie nie musiała wiedzieć o jego założeniu. Salon był połączony z kuchnią, oddzielała je od siebie jedynie cienka ścianką z mahoniowego drewna, które ozdobiono makramami i łapaczami snów. Naharys słyszał kiedyś, że to mieszkanie ostało się po jakiejś wróżbitce, która znana była w okolicy z przepowiadania krwawych i mrocznych przeszłości. Jedynym śladem jej dawnej obecności w tym mieszkaniu były makramy. Naharys nigdy nawet nie myślał, aby je zdjąć i wyrzucić w cholerę, a poza tym, idealnie przystrajały wnętrze. Mieszkanie nie miało więcej kondygnacji, więc wadera nie musiała się martwić, gdyby w nocy dopadła ją chęć na nocny posiłek. Otworzył kolejne drzwi i oczom wadery ukazała się skromnie umeblowana sypialnia. Składała się głównie z szerokiego łóżka, zaścielonego gęstym futrem jelenia, stolika nocnego i stołu, który dźwigał rząd prostych stojaków na puste zwoje i kałamarz z atramentem. Często zdarzało się mu pisać listy do swojej rodziny, w których opisywał często jak się mu żyje w Dailoran, jakie objął przy tym stanowisko i powtarzał - już nie potrafił zliczyć ile razy - jak bardzo tęskni za północą. I jak bardzo kochał. A tuż obok stołu stało zakurzona skrzynka - oczywiście również z mahoniowego drewna - w której trzymał odpowiedzi od rodziców i przyjaciół z północy.
— Jak mówiłem. Nie ma luksusów...
— I nie potrzebuję ich. Już samo wnętrze twojego gniazdka przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Będę ukontentowana, mogąc mieszkać w takim miejscu. Dziękuję za gościnę.
— Cóż... przyjąłem na siebie ten obowiązek. Muszę się z niego wywiązać, najlepiej jak umiem. Zaoferowałem ci to.
— Bardzo górnolotne oświadczyny, Naharys'ie - uśmiechnęła się uprzejmie. W jej uśmiechu już nie dostrzegł już tej zaczepnej figlarności, co w gospodzie.
— Mamy młode popołudnie. Teraz chodźmy na małe zwiedzanie terenów i przy okazji, opowiem Ci co nieco o wszystkich stanowiskach w Dailoran. Wszystko po trochu, by nie zawracać ci głowy szczegółami, dobrze?
— Puszczaj! - warknął nieznajomy kasztanowowłosy basior. — Kundlu, nie masz nawet pojęcia komu grozisz!
— Zwyczajnej kanalii, która wcisnęła nos między czyjeś drzwi - odparła Filonoe, która po chwili, znienacka pojawiła się tuż obok lewego ramienia Naharys'a. Lekko zaskoczony basior zerknął w jej stronę. W jego zielonych oczach błysnął nagły podziw i posłał waderze ciepły uśmiech.
— Hej! Co tu się dzieje? - zagrzmiał jeden ze strażników Dailoran. Basowy ton jegomościa przywrócił wszystkich do porządku, a zwłaszcza bezczelnego podsłuchiwacza. Pomimo paskudnie poparzonej szyi i brutalnego zderzenia z ziemią, potrafił wstać na równe łapy i zachować niczym nieskazaną kamienną maskę na pysku.
— Mam podejrzenie, że ten tutaj konszachtuje z hybrydami...
— Posłuchaj mnie, pacanie - przerwał mu biały wilk, nie zmieniając swego spokojnego, przepełnionego chłodem tonu. — Z której strony moja przyjaciółka wygląda Ci na hybrydę? Nie rozpoznałbyś żadnej nawet, gdyby kopnęła cię w d....
— Dosyć! Oskarżenia tego tutaj są zbyt poważne, by uszło Ci to płazem. Niezależnie jakie miałeś intencje... podsłuchiwanie i szpiegowanie w Dailoran jest zakazane... tak jak przebywanie w nim obcych wilków. Pójdziesz ze mną do Alfy...
— Ty chyba pojęcia nie masz, komu grozisz!? - wydarł się kasztanowy basior.
— Nie słyszałaś nigdy o inwigilacji hybryd? Ten pajac musiał wziąć cię za jedną z nich, gdy zobaczył nas razem.
— Varona jest pełna takich pomyleńców, ale nie wiedziałem, że są tacy zuchwali. Musiał nas śledzić w drodze do Watahy. Ten, kto to zrobił, złamał właśnie prawo i Salem powinien mu jaja powyrywać za tę zuchwałość. — Nic Ci nie jest, Filo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz