Wciąż byłam nieco oszołomiona po upadku i dodatkowo nie potrafiłam uspokoić rumieńca, który zakwitł mi na policzkach po interakcji z basiorem. ~ Cholercia Tega, musisz się opanować! ~ pomyślałam i znów spojrzałam na Atrehu.
— Hip hip, hura dla mnie. - zaśmiałam się, uspokajając oddech. Basior wciąż uśmiechał się do mnie szeroko, a ja wciąż głowiłam się nad tym, jak to się stało, że czuję się, jak bym znała go od lat, choć tak naprawdę minął tylko jeden dzień. Musiałam chyba naprawdę stracić głowę.
— Cóż, posiłkiem zajmiemy się później. Bezpieczeństwo innych jest teraz najważniejsze. Nie wyobrażam sobie, byśmy poszli jeść bez ostrzeżenia innych o zakażonej wodzie. - odparłam. Atrehu uśmiechnął się i podszedł do mnie.
— Dobro innych ponad swoje? - spytał, a ja zaśmiałam się rozbawiona.
— Nie do końca mój drogi. Są sytuacje, w których umieszczam siebie ponad innych. - odparłam, a on zaśmiał się serdecznie. Cóż, może nie ma zbyt wielu takich sytuacji, ale jednak czasem się trafiają.
— Nie uwierzę, póki nie zobaczę. - odparł rozbawiony. Zbliżyłam się do niego tak, że prawie stykałam się z jego piersią. Podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Wyzwanie przyjęte, lecz najpierw wodopój. - odparłam z uśmiechem i wyminęłam go, lekko ocierając się o jego bok "przypadkiem". Atrehu stał przez chwilę w miejscu, a następnie odwrócił się i zrównał ze mną krok. Podeszłam do brzegu i zaczęłam przyglądać się wodzie. Zaniepokojona nie mogłam dostrzec bluszczu, który był głównym podejrzanym w sprawie choroby.
— Nic nie widać. - mruknęłam, a Atrehu zaczął iść w bok, by sprawdzić dalszą część wodopoju. Brak bluszczu w tym miejscu oznaczało jedno, czekała nas wspinaczka, a ja od razu zaniepokoiłam się lekko na tę myśl. Chwilę zajęło nam obejście wodopoju, lecz bluszczu nigdzie nie było widać. Atrehu westchnął, gdy stanął obok mnie.
— Cóż, wychodzi na to, że musimy iść do źródła.
— Będę szczera, trochę się martwię tą wyprawą. - wyznałam.
— Jeśli chcesz, możesz poczekać na swojego rycerza tutaj. - odparł Atrehu, szczerząc się i ukazując białe kły. Prychnęłam i pokręciłam głową rozbawiona.
— Ani mi się śni mój rycerzu. Nie mam zamiaru puszczać cię samego. - odparłam stanowczo. — Może i znamy się krótko, ale nie mam zamiaru narażać cię na niebezpieczeństwo w pojedynkę.
— Mówię poważnie Tega, możesz zostać. I tak dużo zrobiłaś. - zapewnił mnie.
— Pójdę z tobą bez względu na wszystko. Uczepię się twojego ogona, jeśli będzie trzeba. - odparłam.
— Nie miałbym nic przeciwko temu. - odparł z figlarnym uśmiechem, a ja skarciłam go wzrokiem.
— Atrehu!
— To moje imię śliczna. - odparł z uśmiechem, a ja zaczęłam się śmiać.
— Naprawdę nie wypada takie zachowanie, gdy inni są narażeni na niebezpieczeństwo. - odparłam, choć w duchu cieszyłam się, że Atrehu podnosi mnie na duchu poprzez swoje żarty. Czułam się spokojniejsza, dużo spokojniejsza.
— Tak jest. - odparł Atrehu z uśmiechem. — Skoro czeka nas wędrówka w góry, trzeba by się przygotować.
— Więc jednak najpierw posiłek? - spytałam z uśmiechem.
— Zgoda, ale najpierw pójdę załatwić sprawę z wodopojem. Trzeba rozstawić barykadę. - odparł. Skinęłam głową i przyglądałam się mu, jak wchodził do miasta. Ja natomiast pozostałam przy wodopoju. Postanowiłam się jeszcze trochę rozejrzeć. Wędrując wzdłuż brzegu, wciąż czułam ten zapach. Byłam zaskoczona, że tylko ja go czułam. Może to coś związane z moim żywiołem? Bogini jedyna wie, o co tak naprawdę chodzi. Zbliżając się do południowej części zbiornika, zauważyłam liczne ślady łap. Być może któreś z nich należy do naszego sabotażysty, jednak trudno byłoby to teraz ustalić. Mnóstwo wilków i psowatych przychodzi tu by się napić. Zamyślona nie zauważyłam, że Atrehu już wrócił. Kilka innych wilków zaczęło pomagać, podczas budowania barykady. Rudy samiec podszedł do mnie.
— Znalazłaś coś? - spytał, a ja wzdrygnęłam się na jego słowa, nie spodziewając się go w tej chwili, gdy byłam skupiona na śladach.
— Cóż, można tak powiedzieć. Jest to dużo śladów, ale zła wiadomość jest taka, że to dużo nie pomoże w sprawie. - odparłam i przysiadłam z boku. Atrehu spojrzał na mnie.
— To i tak dobre odkrycie pani detektyw. - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego rozbawiona.
— Myślisz, że powinnam pomyśleć o zmianie fachu? - spytałam z uśmiechem.
— Być może. Jeśli się na to zdecydujesz, składam moją kandydaturę na twojego pomocnika i prawą łapę. - odparł i dumnie wypiął pierś. Zaśmiałam się rozbawiona żartami, lecz mój ogon zamerdał lekko na taką wizję. Szybko oczyściłam swój umysł ze zbędnych myśli.
— Wracając do naszej sprawy, obawiam się, że tak duża ilość śladów nie pomoże w identyfikacji sprawcy. Równie dobrze mógł się tu wcale nie zjawić.
— Racja, czyli zostało nam sprawdzenie źródła. Lubisz wspinaczki? - Atrehu spojrzał na mnie wesoło. Nie wiem, jak on to robił, ale moje serce za każdym razem przyspieszało, gdy widziałam jego uśmiech. Sama nie mogłam powstrzymać się od tego, by nie uśmiechnąć się w odpowiedzi. Samiec miał w sobie coś, co przyciągało jak magnes. Ciężko było się temu oprzeć.
— Szczerze? Jeszcze nigdy nie byłam w górach. - wyznałam i spojrzałam w kierunku, w którym będziemy zmierzać w niedalekiej przyszłości. Atrehu podążył za mną wzrokiem.
— Może uda się to połączyć.
— Co takiego? - zetknęłam na niego zaciekawiona.
— Misję i wycieczkę krajoznawczą. - odparł z uśmiechem, a ja pokręciłam głową z rozbawieniem.
— Naprawdę wiesz jak zaimponować, co? - spytałam z uśmiechem i wstałam. — To co? Ruszamy coś zjeść? Trzeba nabrać sił, by iść w góry. - odparłam z uśmiechem i skierowałam się do miasta. Atrehu zrównał się ze mną.
— Więc gdzie chcesz zjeść? - spytał, a ja rozejrzałam się po mieście. Dawno w nim nie byłam. Ruch, jaki tam panował, lekko mnie przytłaczał, ponieważ nie byłam do niego przyzwyczajona.
— Mogę zdać się na ciebie? Mam wrażenie, że bywasz fu częściej niż ja. - odparłam z uśmiechem i spojrzałam na niego.
< Atrehu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 901
Ilość zdobytych PD: 451 PD + 90 PD + 150% ~ 677 PD
Łącznie: 1218 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz