– Co zagrasz następnym razem? - Samiec zrobił łyk swojego napoju, po czym odparł
– Zostań, to się przekonasz! - Jego ton głosu wydawał się nadzwyczaj przyjemniejszy, a może Tunie tylko tak się wydawało?
Wyraz pyska basiora był ciężki do sprecyzowania w tamtej chwili. Nie ukrywajmy, że serce wadery nieco przyspieszyło, aczkolwiek odpowiedziała uśmiechem na widok szeregu ostrych zębów samca. Gdy Calem oddalił się i zaczął grać następny utwór, drzwi do karczmy otworzyły się. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby dosłownie parę chwil później Tuna nie poczuła na swoim karku czyjegoś oddechu. Wilczycę przeszedł dreszcz niepokoju, nie ruszała się jednak, starając się zmusić wyciszone przez alkohol zmysły do współpracy. Wzrok miała dalej utkwiony w wilku na scenie.
– Co tu robisz Księżniczko? - Znajomy głos zadzwonił w uszach Tuny.
– Ciebie mogę spytać o to samo. - Wyszeptała. Wilk zamruczał i wtulił nos w futrze na karku wadery.
W tym samym czasie do nosa Tuny dotarł słodki zapach cynamonu i jabłek. Nie odwróciła się jednak, a gdy wzrok Calema padł na nią, uśmiechnęła się miło w odpowiedzi. Wilk skupił się z powrotem na swoim występie, a wadera odwróciła się w końcu do rozmówcy. Był to wysoki, wysportowany wilk, o cynamonowo-dymnym umaszczeniu. Jego głębokie szafirowe oczy wyrażały zaskoczenie, ale i pewnego rodzaju niepokój. Przewyższał Tunę jedynie o ⅔ głowy, nie wliczając w to jego krótkich, acz masywnych uszu. Na jego piersi widniała ręcznie pleciona "obroża" z kolorowych sznureczków. W biżuterię gdzieniegdzie wplatane były koraliki ze starannie oszlifowanych, kolorowych kamyczków, a także gdzieniegdzie drobne muszelki. Wzór miał imitować życie rzeki.
– Dalej ją masz… - Wyszeptała, niedowierzając własnym oczom.
Instynktownie wyciągnęła łapę, by dotknąć przedmiotu, jednak zawahała się w pół drogi. Wilk chwycił jej łapę i przyłożył do swej piersi, pozwalając na to, by dotknęła jego obroży.
– Co tu robisz Tuno? Zniknęłaś, gdy ogłoszono wygnanie Twego brata. - Ostatnie zdanie praktycznie wyszeptał, nie wiedząc, czy nie uderzył w drażliwy punkt.
– Powinnaś wrócić do nas, do stolicy i do Ojca. Nawet nie wiesz, ile wilków Cię szukało.
– Nie potrafiłam żyć bez brata… więc odeszłam i podróżowałam, aż dotarłam do Dailoran. Dołączyłam do tej watahy. Teraz tu jest moje miejsce. - Odpowiedziała. Tuna przemilczała fakt, iż w rzeczywistości uciekła wraz z bratem, i że znajduje się tu wraz z nim. Zresztą nie widziała go od rana, więc zapach jego obecności stracił się pod grubą warstwą woni miasta oraz atmosfery panującej w karczmie. Najważniejsze było dla niej bezpieczeństwo brata.
— Rozumiem. - Skinął głową. – Pozwolisz, że się dosiądę? - Wadera skinęła głową. Chociaż, nie miała pojęcia, kiedy powróci Calem. Liczyła jednak na to, iż basior siądzie naprzeciw niej. Ten jednak postanowił dosiąść się tuż obok. Zamówił dwa nektary i podsunął jeden z nich pod nos kolorowej.
– Nie musiałeś. - Pokręciła głową.
– To za nasze spotkanie i za dobre dawne czasy. - Wyszeptał jej do ucha i przygryzł je lekko. Tuna momentalnie spaliła buraka. Samiec poczuł się zbyt pewnie w jej obecności.
– Za spotkanie. - Wydukała z siebie, po czym zbili mały toast.
Słodki trunek błyskawicznie zniknął w pysku wadery. Samiec nieco zdziwił się tym, jak szybko płyn zniknął w przełyku samicy. Przemilczał jednak tę sytuację. Tuna zaś miała ogromną ochotę się stąd ulotnić. Posiedziała jeszcze chwilę. Dowiedziała się, iż samiec jest tu w ramach szkolenia wojskowego i wraz z jednostką stacjonuje w neutralnym dla watah lesie. Zaniepokoiła się tym nieco, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Może to za sprawą zmęczenia po całym dniu, nie musiała zbytnio udawać. Przeprosiła swojego rozmówcę, obiecując mu kolejne spotkanie, gdyż inaczej nie chciał jej puścić. Ostrożnie wycofała się do swojego pokoju. Pilnując tylko, czy cynamonowy, aby na pewno za nią nie poszedł, zamknęła drzwi i rzuciła się na posłanie z futer. Odpłynęła od razu.
Następnego ranka, gdy pierwsze promienie słońca przedarły się przez otwarte okiennice, w pokoju rodzeństwa panował dziwny spokój. Tuna przeciągnęła się ospale, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie została jednak ani Ozyrysa, ani jego rzeczy. Na jego dotychczasowym posłaniu znalazła połowę ich wspólnego majątku oraz kawałek kory z wypaloną nań wiadomością.
"Dzień dobry Kropelko,
Gratuluję dostania pracy!
Ze złych wiadomości:
wiem, że spotkałaś się z Gusem
i wiem też, że przybył tu wraz z niewielką jednostką.
Dobra jest taka, że jesteś teraz bezpieczna
więc postanowiłem ruszyć dalej i odnaleźć
mój oddział.
Nie martw się Kropelko.
Będziemy stacjonować w okolicy, co pozwoli nam się spotykać w każdą pełnię księżyca.
Szczegóły tych spotkań będziemy ustalać na bieżąco.
W tym cyklu spotkamy się wieczorem,
dzień po największym księżycu, w bibliotece.
Bądź dzielna!
Kocham Cię,
~Twój cudowny Ozi “
~ Więc to tak? W porządku. Dam z siebie wszystko. Będziesz ze mnie dumny! ~ Pomyślała, chociaż samotna łza zakręciła się w jej oku i po chwili spłynęła po policzku. Kolorowa ogarnęła poranną toaletę, po czym postanowiła, że dzisiaj zapoluje.
– Muszę też przeprosić Calema za odejście bez pożegnania. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe. - Powiedziała do siebie, gdy wychodziła z pokoju.
Zamknęła drzwi na klucz, po czym zawiesiła go sobie na szyi, aby go nie zgubić. Zakryła drobny przedmiot futrem, po czym zeszła na dół. Ku swej uciesze dostrzegła przy barze czarnego basiora z czerwoną chustką. Akurat spożywał jakąś apetycznie pachnącą potrawę. Wilczyca lekkim krokiem podeszła do niego, wymijając kilka służebnych wader. Stanęła obok i ze szczerym uśmiechem przywitała się.
– Dzień dobry Calemie. - Wilk spojrzał na nią, jednak nie przerywał posiłku. Tuna kontynuowała. – Przepraszam, że wczoraj zostawiłam Cię bez pożegnania. Widzę też, że jesteś zajęty. Życzę Ci miłego dnia i do zobaczenia.
Po skończonej wypowiedzi wycofała się nieznacznie, po czym odwróciła się i wyszła z budynku. Pełna pogody ducha, lekkim i płynnym krokiem Tuna ruszyła w kierunku lasu u podnóża Smoczej Góry, gdzie to zamierzała coś upolować.
Spacer był dość przyjemny. Szelest drzew i śpiew ptaków tworzyły prawdziwą muzykę dla duszy wilczycy, która zaczęła nucić sobie jedną ze znanych sobie pieśni. " [...] Co, jeśli zniknę na moment? Czy po takim czasie będę miał dokąd wracać? Co, jeśli wrócą obawy? Czy w lęku przed nowym się będę zatracać? Chciałbym wierzyć, że naprawdę Chciałbym wierzyć, że naprawdę takie miejsce jest...” Nagły szelest wyrwał wilczycę z zamyślenia. Zatrzymała się i przylgnęła do ziemi, zaczynając węszyć. Wyczuła słodką woń młodego zająca. Ostrożnie kładąc łapy i układając się pod wiatr, zbliżała się do szaraka, który w najlepsze skubał koniczynę pod pobliskim kamieniem. Będąc odpowiednio blisko, przygotowała się do skoku, po czym zgrabnym ruchem zatopiła kły w szyi zwierzątka. Poczuła osocze spływające jej po pysku. Położyła zdobycz na ziemi i oblizała się ze smakiem i już miała rozpoczynać posiłek, po czym doznała olśnienia. ~ A gdyby tak go skórować i futro sprzedać lub wymienić? ~ Zadowolona z pomysłu, udała się w ustronne miejsce i zrealizowała plan. Mięso zjadła ze smakiem i podwójną satysfakcją, natomiast skórę, zabrała ze sobą i pomału ruszyła w kierunku miasteczka. Jak się okazało, pewna starsza wadera z chęcią odkupiła przedmiot w zamian za koszyk ziół nadających się do zrobienia czy to prostych naparów, czy to maści przeciwbólowych. Tuna mogła je zatrzymać lub też przyrządzić i sprzedać dalej. Udała się więc po zakup potrzebnych jej naczyń, do przygotowania maści. Była w drodze powrotnej do "Prymusa", gdy na rogu niespodziewanie na kogoś wpadła.
– Ugh! – Stęknęła wraz z jakimś basiorem. Pod wpływem tej i tak niewielkiej siły upadła na swój szanowny tyłek. Dzielnie nie wypuściła koszyka z cenną zawartością. Szybko odłożyła go jednak pod swe łapy, po czym skłoniła czoło i zaczęła: – Bardzo Pana przepraszam. Nie powinnam patrzeć tylko pod własne łapy. - Gdy podniosła w końcu wzrok jej oczom ukazał się...
< Calemie? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1262
Ilość zdobytych PD: 631 +120 PD + (bonusowy Booster) 150% ~ 946 PD
Łącznie: 1697 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz