Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

sobota, 26 sierpnia 2023

Od Atrehu ciąg dalszy Tegai ~ "Blask wschodzącego słońca"

Poranek jak na tę porę roku przyniósł ze sobą chłodniejsze wiatry. I choć co prawda było jeszcze wcześnie, więc temperatura z pewnością wzrośnie, nie zamierzałem narzekać. Cieszyłem się ze wszystkiego, co oferowała Matka Natura. Przemierzałem las wzdłuż i wszerz, chłonąc doznania i zapamiętując każdy warty uwagi szczegół. W międzyczasie również rozglądałem się za jakimś parszywym zielskiem, o które prosiła mnie Itami. Było jej ono niezwykle potrzebne, a najlepiej na wczoraj, lecz sama nie mogła opuścić lecznicy. W watasze bowiem panowała jakaś grypa żołądkowa, od której co dziesiąty członek zwijał się z bólu. Byłem tam tylko przez chwilę, ale na samo wspomnienie jęków dopadały mnie nieprzyjemne ciarki. I, mimo że na co dzień nie zajmuję się zielarstwem, nie mogłem, a raczej nie chciałem odmówić pomocy.
Itami jako medyczka była uwięziona w jednym miejscu, a myśl, że i mnie mogłoby to dopaść, napawała mnie lękiem. Nie lubiłem tego rodzaju bólu, a zresztą kto lubił? Skoro i tak miałem wolne, a wadera była zajęta, nic nie stało na drodze, bym wspomógł zielarzy. Po dwóch godzinach jednak miałem dość. Sprawdzałem każdą możliwą roślinę i żadna, absolutnie żadna z nich nie wydawała się być tą, którą szukam. Widziałem jakieś podobne, ale albo miały inny odcień, albo więcej listków niż na dołączonym przez Itami obrazku, który miał mi służyć za przykład. I nie wiedziałem, czy jestem ślepy, czy zwyczajnie tego tutaj nie było. Poddałem się. To nie praca dla mnie.
Westchnąłem ciężko, ruszając na północ. ~ Może inne grupy już coś znalazły i pokażą, jak to coś wyglądało i pachniało na żywo? ~ Pomyślałem smętnie, gdy do moich uszu dotarły czyjeś głosy. Odwróciłem się w ich kierunku, dostrzegając nieznane mi wilki. Starszego basiora, którego futro mieniło się srebrzystą poświatą oraz, i tu otworzyłem pysk ze zdziwienia, brązowo-zieloną waderę, której runy na ciele jarzyły się w słońcu. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego zestawu barw. Wyglądało to bardzo ciekawie. Wykorzystując fakt, iż jeszcze mnie nie spostrzegli, przyjrzałem się jej ciut. Była dość niska, jak na przedstawiciela wilczej rasy, lecz jej długie łapy dźwigały szczupłą i niewątpliwie smukłą sylwetkę. Gęsta grzywa na jej szyi tworzyła przyjemny dla oka płaszcz, a puchaty ogon poruszał się w rytm jej ruchów. Miała smukły, długi pyszczek i sztywno postawione uszy. O ile nie jestem zdziwiony odcieniami brązu, tak ten zielony kolor na łapach, końcówka ogona i pysku był dla mnie zagadkowy. Runy natomiast przedstawiały znak Ziemi, więc podejrzewałem, iż właśnie taki żywioł posiadała. Uśmiechnąłem się delikatnie, odwracając się w bok. Nie było sensu dalej się jej przyglądać, lecz byłem pewien, iż o niej nie zapomnę.
— Tegaja nie mamy całego dnia. - Głos jej towarzysza poniósł się echem po okolicy. Ostatni raz spojrzałem w ich kierunku, napotykając tym razem parę jasno-zielonych tęczówek, wpatrujących się w moją osobę. Przytrzymałem jej spojrzenie, lecz ostatecznie spuściła wzrok, ruszając za swoim przyjacielem. Pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem, po czym poszedłem w swoją stronę.
*
Dotarcie do innej grupy zajęło mi dłuższą chwilę. I tak jak myślałem, zielarze dość szybko i sprawnie uwinęli się ze znalezieniem odpowiedniej rośliny, gdzie ja po dwóch godzinach szwendania się po lesie, nie natrafiłem na ani jeden okaz. Westchnąwszy ostentacyjnie, spojrzałem w kierunku, skąd dochodziły dziwnie drażniący zapachy. Zrezygnowany zbliżyłem się do drewnianej miski z uszkiem, gdzie wrzucone zostały zebrane zioła. I Bogini mi świadkiem, pierwszy raz w życiu widziałem tę roślinę. Dość często jestem w lesie, ale nie napotkałem dotąd tak dziwnie wyglądającej kwiatów. Blado-różowe płatki układały się w kształt róży, z tą różnicą, że szły bardziej do zewnątrz, niżeli do wewnątrz. Postawione były na nikło wyglądającej łodyżce z kolcami. Przy podstawce dostrzegłem także coś na wzór mini pnączy, poskręcanych w kilku kierunkach.
— To wciąż za mało. - Loki pojawił się obok mnie i krzywiąc się znacznie, przysiadł na ziemi.
— Jak to za mało?
— Te zioła wystarczą może na kilkadziesiąt fiolek, gdzie dziennie trzeba przyjmować po dwie w przeciągu trzech dni. Chorych mamy dwudziestu, więc no, nie starczy dla wszystkich.
— Nie dobrze. Wiesz, gdzie najczęściej rosną? - Czarno-biały basior o niespotykanym fiołkowym kolorze oczu, zamyślił się na chwilę, robiąc przy tym dziwną minę.
— Hmmm... Skupisko powinno znajdować się także wokół farmy pod Camell. Najpewniej bliżej gór, ale lubią się też ukrywać wśród innych kwiatów. Szukaj miejsca, gdzie roślinność jest bardzo bujna i skoncentrowana blisko siebie.
— W porządku, dzięki za informacje. - Uśmiechnąłem się do niego, po czym odwróciłem w skazanym kierunku.
— Atrehu, czekaj. - Odwróciłem się do samca, który założył mi na szyję wisiorek z doczepioną na niej rośliną. — Byś nie zapomniał, jak wygląda i pachnie.
— Dzięki Loki, z pewnością się przyda. - Kiwnąłem mu głową na pożegnanie, uprzednio upewniając się, że kwiat swobodnie wisi mi na piersi, po czym ruszyłem pełną parą. Już zbyt dużo czasu zmitrężyłem na łażenie po lesie. Czas się zabrać do roboty. Dochodziło południe, więc musiałem się nieco pośpieszyć. Itami na mnie liczyła, choć z pewnością za chwilę otrzyma pierwsze zioła do obróbki. Będzie miała pełne łapy roboty. Najpóźniej do wieczora musiałem się z tym uwinąć. W pewnym momencie jednak blask zieleni przykuł moją uwagę. Zatrzymałem się w miejscu i przyjrzawszy się nieco bliżej, uśmiechnąłem się delikatnie. Tegaja, chyba tak miała na imię ta wadera z lasu, która widziałem. Szła wolnym krokiem w kierunku farmy, a być może nawet tam mieszkała. I chyba to był mój szczęśliwy dzień, bo może będzie wiedziała, gdzie dokładniej rosną te zioła. Ruszyłem w jej kierunku, gdy zatrzymała się przy jakimś kwiecie o pomarańczowych płatkach. Powąchała go, po czym zrobiła krok i nim do niej dobiegłem, ziemia osunęła jej się spod łap, a raczej... wylądowała w krzakach.
— No, nie myślałam, że zaliczę dziś lot w krzaki. - Wadera wyłoniła się z gęstwiny krzewów z cichym śmiechem. I na całe szczęście chyba niczego sobie nie złamała, lecz najlepiej się upewnić. Nigdy nie wiadomo.
— Nie zrobiłaś sobie krzywdy? - Zapytałem zmartwionym głosem, przyglądając się jej. Wadera zatrzymała się na chwilę, a nasze oczy się spotkały. Chyba nie spodziewała się nikogo ujrzeć, gdyż zrobiła zdziwioną minę. Po chwili jednak na jej pysku zagościł słodki uśmiech. Musiałem przyznać, że naprawdę pięknie z nim wyglądała. Odwzajemniłem go, przekrzywiając łeb w bok.
— Nie, jestem cała. Wybacz, że byłeś świadkiem mojego niezdarnego nurkowania w krzaki. Jestem Tegaja. - Zaśmiała się lekko, otrzepując z kurzu, po czym wyszła z krzaków.
— Nie powiedziałbym, że niezdarnego. Wylądowałaś w krzakach z gracją antylopy i nie jedna pozazdrościłaby ci tego czynu. - Samica zaśmiała się dźwięcznie, przyjmując komplement. Jej oczy w kolorze świeżo ściętej trawy przyjemnie zamigotały. 
— Dziękuję, ale z pewnością bez twojej pomocy nie wydostałabym się z nich tak łatwo. Z kim mam przyjemność?
— Atrehu, miło mi.
— Mnie również miło cię poznać. Dziękuję za ratunek. - Szepnęła, zrównując się ze mną. Nawet nie wiem, kiedy ruszyliśmy, ale spacer w jej towarzystwie był właśnie tym, czego mi było trzeba. Tegaja emanowała dziwną, ale bardzo przyjemną aurą. Do tego jej zapach bardzo przyjemnie muskał nozdrza. Pachniała lasek świerkowym i czymś słodkim. Nie potrafiłem dokładnie określić, lecz na myśl przywodził mi się dom. Taki, w którym chciałoby się być zawsze.
— Nie ma za co, pomaganie pięknym paniom to moja praca.
— W takim razie uzbrój się w cierpliwość, gdyż jestem magnesem na kłopoty.
— Przy mnie nic ci nie grozi, a jakbyś miała zaś wylądować w krzakach, to tym razem cię złapię.
— Ah, zatem rycerz w rudo-biszkoptowej zbroi, czyha na ratunek damom w opałach? - Ona się ze mną droczyła, a mnie coraz bardziej się to podobało. Była taka otwarta, a jednocześnie widać w niej było duszę romantyczki. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, ukazując przy tym rząd białych ząbków. Spojrzała w moje oczy, ale po chwili jej wzrok powędrował niżej. Z początku myślałem, że patrzy mi na usta i już przygryzałem wargę, gdy niespodziewanie musnęła łapą roślinę na mej piersi. 
— Po co ci to? 
— W watasze panuje grypa żołądkowa, a moją misją jest znalezienie tej rośliny, a raczej... przytarganie ich jak najwięcej do lecznicy. - Wyjaśniłem najzwięźlej, jak się dało, opanowując przy tym swoje libido. Na Wielką Sol, opanuj się idioto. Nie znasz jej, a wyobrażasz sobie nie wiadomo co? 
— Wiem, gdzie rosną. Mieszkam niedaleko.
— Zaprowadziłabyś mnie? 

< Tegaja? >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1318
Ilość zdobytych PD: 659 +130 PD + 30%  ~ 198 PD
Łącznie: 987 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz