~ To tak bardzo głupie, że nie mogę zasnąć z powodu samotności. ~ Pomyślałam, spoglądając na wschodzące słońce przez okno. Ten widok działał na mnie kojąco. Czułam jak niepokój, który mnie zbudził, zanika. Leżąc, zaczęłam pogrążać się w krainie marzeń. Przypomniałam sobie, jak wraz z ojcem każdego ranka podziwialiśmy ów widok. Czując, że żal zaczyna narastać w moim sercu, wstałam, by następnie opuścić moją chatkę. Westchnęłam i nieco zadrżałam. Poranek był chłodny, lecz wiedziałam, że to zaraz minie i ustąpi miejsca upałom. Znów spojrzałam w niebo i zrozumiałam, że mam mało czasu. Opuściłam teren farmy i truchtem ruszyłam w wyznaczone przez Deltę miejsce. Wiedziałam, że się spóźniłam, więc musiałam zrezygnować z moich westchnień w kierunku piękna fauny i flory. Czując, jak delikatnie trawa muska moje łapy, czułam wyrzuty sumienia.
~ Nie mogę... Muszę się spieszyć. ~ Pomyślałam, przyspieszając kroku. Liczyłam na to, że Vertilo wybaczy mi spóźnienie. Już po chwili dostrzegłam jego postać, siedzącą pod drzewem. Siwy wilk spoglądał w niebo. Oznaczało to, że rozmyślał, a ja wiedziałam nad czym. Trucht zmieniłam w bieg i już po chwili znalazłam się przy nim. Otworzyłam pysk i już chciałam go przeprosić, lecz on wyprzedził mnie.
— Jeśli mam powierzyć swoje życie tak nieodpowiedzialnemu wilkowi, jak ty, to powinien zacząć kopać sobie dół. - Mruknął, a ja wyczułam w jego tonie rozczarowanie. Położyłam po sobie uszy.
— Przepraszam... Wiem, że nie powinnam się spóźniać. - Powiedziałam, pochylając głowę w geście skruchy.
— No już. - Powiedział, wstając. — Nie gniewam się na ciebie. Wiem, że wciąż ci ciężko. - Jego ton złagodniał, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
— Dziękuję. Wciąż staram się nie ulegać wspomnieniom. - Odparłam, a Vertilo pocieszająco położył łapę na mojej.
— Nie uciekaj od przeszłości. Po prostu skup się na przyszłości. Zgoda? - Spytał, a ja przytaknęłam mu ruchem głowy. — No i to rozumiem. A teraz czas do roboty. Koniec odpoczywania. - Odparł i ruszył przed siebie. Machnęłam ogonem i ruszyłam za nim.
— Dziś znów będziemy wędrować po watasze? - Spytałam. Vertilo jednak nie odpowiedział. Jego błękitne ślepia spoglądały gdzieś w dal, a ja pojęłam, że znów się zamyślił. Może układał plan działania? Nie byłam tego pewna, lecz nie śmiałam mu przerywać. Po prostu posłusznie podążyłam za nim.
— Masz coś przeciwko wędrówce? Musimy być czujni. Każdy szmer może coś dla nas oznaczać. Mamy nieść pomoc każdemu. Co zrobisz, jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy, a będzie uwięziony w jaskini? - Spytał, zwracając w moim kierunku głowę. Ja natomiast po krótkiej analizie jego słów zatrzymałam się w miejscu. Czułam, jak zadrżały mi łapy.
— Jaskinia? - Spytałam z trudem. Samiec zauważył mój nagły niepokój.
— Tak, czasem zdarzy się przypadek, w który musimy pomóc komuś zasypanemu lub uwięzionemu.
— Błagam, bym nie była wtedy sama. - Szepnęłam, a on ruchem głowy wskazał, byśmy ruszyli dalej. Zmusiłam się do wznowienia spaceru. Moje myśli zaczęły krążyć wokół wizji, że w niedalekiej przyszłości, gdy uda mi się zostać ratownikiem medycznym, mogłabym mieć właśnie taki przypadek. Lęk przed ciasnymi miejscami dał się we znaki. Łapy stawiałam nerwowo, tak jakbym miała zaraz rozpocząć szaleńczy bieg i nikt nie wiedziałby, gdzie dokładnie bym uciekła. Widocznie samiec zauważył, że przestałam uważać.
— Dobra, uważasz, że znasz ten rejon ? - Spytał, a ja rozejrzałam się nieco.
— Znam te drzewa. - Powiedziałam, a na moim pysku zagościł ciepły uśmiech.
— Pamiętasz, że nieopodal znajduje się niewielka skała prawda? - Spytał, a ja skinęłam głową w potwierdzeniu. — Zatem kto pierwszy do niej dobiegnie, wygra. - Odparł. Spojrzałam na Vertilo sceptycznie.
— Mówisz to na poważnie? - Spytałam i chyba niechcący go uraziłam, gdyż spojrzał na mnie karcąco.
— Myślisz, że skoro jesteś młodsza, a ja dużo starszy, to masz przewagę? Ha! Przekonamy się. - Odparł, a ja niepewnie na to przystałam. Basior kazał mi się przygotować, a następnie dał sygnał do biegu. Nie widziałam w tym zbytniego sensu, lecz nie powinnam się kłócić z Deltą, prawda? Po prostu wykonałam polecenie i ruszyłam biegiem do znajomej skały. Widziałam, że Vertilo po chwili znika gdzieś za drzewami.
~ Wolał wybrać dłuższą trasę? ~ Pomyślałam, dziwiąc się, lecz nie traciłam na to więcej czasu. Przyznam się, że naprawdę myślałam, że dzięki mojemu młodemu wiekowi, zdołam wyprzedzić starszego samca. Jakże ogromne zdziwienie wymalowało się na moim pysku, gdy samiec już siedział przy skale i triumfalnie spoglądał na moją postać.
— Jako to? - Spytałam, dysząc.
— Moja droga. Tego musisz się nauczyć, że nie zawsze liczy się wiek, a doświadczenie. Właśnie dlatego ciągam cię za sobą. Gdy nikt nie potrzebuje pomocy, staram ci się przekazać wszystko słownie, lecz gdy zdarzy się okazja, będziesz także świadkiem mojej interwencji. - Jego słowa sprawiły, że poczułam wiele emocji naraz. Ekscytację, gdyż naprawdę nie mogłam się doczekać niesienia pomocy innym, lecz także obawy, a nawet strach przed nieudanymi próbami z powodu braku doświadczenia.
— Masz rację. Powinnam się bardziej skupić. - Przyznałam i posłałam w jego kierunku uśmiech. Starszy basior odwzajemnił go i ponownie ruszył przed siebie. Chwilę później po moim ciele przebiegło dziwne uczucie. Ciężko było mi je opisać, ale sprawiło, że odruchowo stanęłam i rozejrzałam się wokół. Z początku nic mi się nie rzuciło w oczy, lecz po chwili dostrzegłam coś pomiędzy drzewami. Coś rudego? Ów widok zaskoczył mnie i moją pierwszą myślą było to, że najwyraźniej musiało mi się coś wydawać, ale już po chwili przekonałam się, że nic mi się nie przywidziało. Niedaleko spomiędzy drzew wyłonił się lis, nie, wilk o umaszczeniu lisa? Zdziwiło mnie to, gdyż nie często można spotkać taki widok. Zaczęłam się mu przyglądać z zaciekawieniem. Nagle poczułam dziwne uczucie, a raczej potrzebę, by do niego podejść. Najprawdopodobniej uległabym jej, gdyby nie głos Vertilo.
— Tegaja nie mamy całego dnia. - Powiedział, a ja wybudziłam się z dziwnego transu, lecz mimo to wciąż odczuwałam jego skutki. Ruszyłam za Deltą, lecz moja głowa była zwrócona w kierunku rudego, nieznajomego samca. Nagle zwrócił głowę w moim kierunku, a gdy napotkałam się z jego spojrzeniem, pospiesznie spuściłam wzrok i dzięki Bogini, że nie uderzyłam w żadne drzewo. Vertilo zniecierpliwiony zwolnił i zaczął prawić mi morały o tym, że muszę się w końcu skupić. Tak, miał rację. I bardzo starałam się to zrobić, ale ten rudy samiec... Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo jego postać opanowała moje myśli. Co było z tym związane? Przecież widziałam go po raz pierwszy. Całą drogę starałam się skupić, ale moje myśli były chaotyczne. W końcu udało mi się opanować myśli i skupiłam się na Vertilo. Około południa Vertilo zakończył moje szkolenie i nakazał, bym następnym razem postarała się wyspać. Zapewniłam, że postaram się następnym razem dziesięć razy bardziej. Idąc przed siebie tym razem, mogłam przystanąć i podziwiać naturę, która otaczała moją postać. Powrót do domu zawsze zajmował mi znacznie więcej czasu. W pewnym momencie dostrzegłam kwiat o pomarańczowych płatkach. Moje myśli znów pognały w kierunku basiora, którego wcześniej dostrzegłam. Dlaczego zadziałał na mnie w ten sposób? Nie mogłam tego pojąć. Może to jednak mój umysł płata figle? Zamyślona ruszyłam dalej. Na moje nieszczęście nie zwróciłam uwagi na mały, niepozorny kamyczek, który spowodował, że już po chwili wylądowałam w krzakach. Wyłoniłam się z nich i zaśmiałam się cicho.
— No nie myślałam, że zaliczę dziś lot w krzaki. - Powiedziałam sama do siebie.
— Nie zrobiłaś sobie krzywdy? - Usłyszałam i pospiesznie zwróciłam głowę w kierunku głosu. Jak się okazało, należał on do widzianego przeze mnie wcześniej basiora.
— Nie, jestem cała. - Odparłam, patrząc na niego. Czułam, że samiec wpływa na mnie w jakiś dziwny sposób. Jednocześnie czułam lęk, lecz i niezwykle silną ciekawość. — Wybacz, że byłeś świadkiem mojego niezdarnego nurkowania w krzaki. - Zaśmiałam się i otrzepałam z liści. — Jestem Tegaja. - Powiedziałam z uśmiechem, wychodząc z krzaków.
< Atrehu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1242
Ilość zdobytych PD: 621 +120 PD + (bonusowy Booster) 150% ~ 931 PD
Łącznie: 1672 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz