— Po co ci to? - Spytałam, a mój głos zdradzał ciekawość. Najbardziej skupiłam się na bladoróżowych płatkach i sposobie, w jaki się układały. Dodatkowo ta łodyżka. Miałam wrażenie, że już gdzieś widziałam taką roślinkę. Wydawała mi się znajoma.
— W watasze panuje grypa żołądkowa, a moją misją jest znalezienie tej rośliny, a raczej... przytarganie ich jak najwięcej do lecznicy. - Wyjaśnił, a ja skinęłam głową w geście zrozumienia. Uśmiechnęłam się lekko i przypomniałam sobie, gdzie dokładnie widziałam ów kwiaty. Rosły pomiędzy innymi roślinami nieopodal farmy pod Camell, czyli mojego domu.
— Wiem, gdzie rosną. Mieszkam niedaleko. - Powiedziałam, spoglądając w jego bursztynowe oczy.
— Zaprowadziłabyś mnie? - Spytał, a ja zaśmiałam się wesoło.
— Oczywiście! Chodź za mną. - Powiedziałam i skocznym krokiem ruszyłam przed siebie. Atrehu ruszył za mną z uśmiechem. ~ Pewnie widzi we mnie niedojrzałego szczeniaka. ~ Pomyślałam, uświadamiając sobie, jak bardzo byłam podekscytowana nową znajomością i tym, że mogłam mu pomóc. Przez chwilę szłam w ciszy, lecz w jego towarzystwie czułam dziwną potrzebę, by podtrzymać rozmowę. Nie wiedziałam, czym było to spowodowane.
— Uwielbiam naturę, a ty? - Spytałam z nieco przesadną ekscytacją. Samiec uśmiechnął się do mnie. Wyglądał, jakby się na chwilę zamyślił, ale już po chwili otrzymałam odpowiedź.
— Jest idealną towarzyszką do spacerów. - Odparł, a ja poczułam, że znalazłam kogoś, kto rozumiał to, co fascynowało mnie w naturze.
— Tak! - Pisnęłam radośnie, lecz po chwili zawstydzona położyłam po sobie uszy. ~ Tegaja choć raz nie zrób sobie wstydu! ~ Skarciłam się w myślach.
— To znaczy... Tak, masz rację. Natura to najwspanialsza towarzyszka do spacerów. Te wszystkie piękne kwiaty, krzewy i drzewa. - Powiedziałam już spokojniej, opanowując ekscytację.
— Dlaczego się poprawiłaś? - Spytał Atrehu, a ja poczułam się trochę zawstydzona.
— Nie każdy podziela moją pasję do natury. Tak bardzo ją uwielbiam, że gdy o niej opowiadam, nadmiernie się ekscytuję. - Mówiąc to, spoglądałam przed siebie. Bałam się spojrzeć basiorowi w oczy. Moje myśli już przybrały złe barwy i widziałam, jak odtrąca mnie z powodu mojej głupiej miłości do natury.
— Źle do tego podchodzisz. To, że tak bardzo się ekscytujesz, nie jest przekleństwem i nie powinno odstraszać innych. To coś, co wyróżnia cię na tle innych i sprawia, że jesteś jedyna w swoim rodzaju. - Powiedział z uśmiechem i mrugnął do mnie. Poczułam, jak robi mi się ciepło. Zaśmiałam się krótko i spojrzałam zawstydzona na swoje łapy. Dopiero po chwili znów spojrzałam w jego bursztynowe oczy.
— Dziękuję ci Atrehu. Twoje słowa naprawdę podnosiły mnie na duchu. - Powiedziałam z ciepłym uśmiechem.
— Sama określiłaś mnie mianem rycerza w rudo-biszkoptowej zbroi. - Uśmiechnął się.
— Racja. Więc mogę śmiało potwierdzić, że wybawiłeś mnie z opresji. - puściłam mu oko i ruszyłam pewniej przed siebie. Samiec po chwili zrównał ze mną krok.
— Widzę, że nowa dawka energii, co? - spytał, a ja usłyszałam rozbawienie w jego głosie.
— Zdziwisz się, ile energii się we mnie kryje. Może i wyglądam niepozornie, ale to tylko pozory. - zaśmiałam się i ruszyłam biegiem przed siebie. Samiec przez chwilę patrzył na mnie, ale po chwili ruszył za mną. Widząc, jak się zbliżał, pojęłam, że jestem na przegranej pozycji. Zaczęłam się śmiać.
— Litości dla niesfornej wadery! - zawołałam rozbawiona. Atrehu był coraz bliżej, lecz przede mną pokazał się także obraz farmy. Jednakże analizując sytuację, wiedziałam, że nie wygram. Ku mojemu zaskoczeniu do farmy dobiegłam jako pierwsza. Szok po chwili ustąpił radości.
— Wygrałam! - Zawołałam radośnie, skacząc z łapy na łapę z uśmiechem.
— Ciężko było cię dogonić moja droga. - Powiedział z uśmiechem, a ja spojrzałam mu w oczy. Stanęłam obok niego, wciąż patrząc mu w oczy.
— Wiem, że dałeś mi fory. Widziałam, że z łatwością byś mnie dogonił. - Zaśmiałam się i szturchnęłam go lekko ciałem w bok. — Ale dziękuję, za twoje poświęcenie. - Powiedziałam z ciepłym uśmiechem.
— Twój uśmiech i radość wynagradzają mi moje poświęcenie. - Powiedział z uśmiechem, a ja uśmiechnęłam się wesoło, lecz w duchu znów poczułam ciepło.
— W porządku. Zajmijmy się roślinką. - Powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
— Widziałaś, by rosła gdzieś w okolicy, tak?
— Zgadza się. Co prawda nie jestem zielarzem, ale uczę się na ratownika medycznego. Chcę nieść pomoc każdemu, kto będzie jej potrzebował.
— Wielkie plany. - Skwitował.
— Tak, po części pomogą mi uspokoić ducha. - Wyznałam. Rudy samiec spojrzał na mnie, unosząc brew. — Kiedyś ci opowiem. - odparłam z uśmiechem. — Póki co będę miała przed tobą małą tajemnicę. - Puściłam mu oko i ruszyłam w kierunku domów. Samiec pokręcił głową z lekkim uśmiechem i ruszył za mną.
— Część z tych roślin skryła się między budynkami. Niektóre rosną blisko pół.
— Dobrze znasz te tereny. Musisz tu mieszkać już dłuży czas, prawda?
— Tak, wraz z ojcem się tu przeprowadziłam, ale więcej nie mówię. Pamiętaj o mojej tajemnicy. - Ponownie się uśmiechnęłam. Zrozumiałam, że przy nim zaczęłam się naprawdę często uśmiechać. W sumie trochę mnie to zdziwiło. Nie myślałam, że będzie to kiedykolwiek możliwe, bym tak wiele razy uśmiechnęła się w ciągu dnia. Po chwili znaleźliśmy się w nieco mniej zadbanej części farmy.
— Rośliny mają tu idealne warunki do wzrostu. Wilki, póki co nie tykają tych obszarów. O tutaj. - Wskazałam łapą na blado-różowy kwiatek.
— Udało się! - Powiedział szczęśliwy. Poczułam, że jego nastrój udzielił się także mi.
— Bardzo się cieszę, że mogłam ci pomóc.
— Jestem ci bardzo wdzięczny. Nie tylko ja. Dzięki tej roślinie wiele wilków może odzyskać zdrowie. - Powiedział, a ja usiadłam z uśmiechem.
— A więc spełniłam swój cel. Pomogłam innym. - Zaśmiałam się.
— Masz rację. Spisałaś się. - Kolejna pochwała z jego ust sprawiła, że spuściłam wzrok na swoje łapy. Ogon lekko się kołysał na boki, a ja odczuwałam dumę.
— Teraz wystarczy tylko zebrać i zanieść te rośliny.
— Może w tym też mogę ci jakoś pomóc? - Spytałam z ciepłym uśmiechem. Samiec spojrzał na mnie.
— I tak już dużo zdziałałaś. - Powiedział, a ja wstałam i podeszłam do roślin.
— Tak, ale po raz pierwszy spędziłam tyle czasu w towarzystwie innego wilka. - Powiedziałam nieco zakłopotana. — Prawda jest taka, że los odebrał mi wszystkich bliskich. Zostałam całkiem sama i jedynym wilkiem, z którym spędzałam czas, jest Delta, który przygotowuje mnie do bycia ratowniczką medyczną. - Wyznałam i spojrzałam w jego bursztynowe oczy. — A więc? Może ci pomogę?
< Atrehu? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1048
Ilość zdobytych PD: 524 +100 PD + (bonusowy Booster) 150% ~ 786 PD
Łącznie: 3080 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz