Przyjemna fala zalała ją, kiedy cień samca padł na nią całą i poczuła, jak tulił swoją pierś do jej grzbietu. Zadrżała i zamruczała mimo woli, kiedy jej biodra wręcz wtuliły się między uda Atrehu, czując tym samym przyjemne ciepło. W tamtym momencie pragnęła go. Po tylu miesiącach rozłąki miała go tylko dla siebie i szczerze pragnęła, by jego misja była tą pierwszą i ostatnią - kiedy Atrehu działał poza granicą Dailoran, ona wręcz nie umiała wypełnić pustki w sobie w żaden sposób. Z każdym kolejnym dniem pustka ta przybierała głęboką, jak morska toń, przepaści. Znów czuła się tą samą małą, strachliwą i szarą myszką... Po chwili oboje znaleźli się pod prysznicem; co prawda w jego trakcie wstydziła się i czerwieniła, jak dojrzały pomidor, ale wystarczyła chwila, by poczuć nieco swobody.
— Co wy robiliście na tej misji, że twoje futro jest takie lepkie?
— Szkoda o tym mówić - odparł Atrehu, rozsmarowując balsam o aksamitnej aloesowej woni w szyję Itami - Wszystko było na mojej głowie. Tyle nerwów straciłem na tym nieudaczniku, Laresie. Nerwów i stresu, bo oczywiście pertraktować musiałem ja, a on spoczął na laurach.
— Już, skarbie. Jesteś już w domu, koło mnie i to jest najważniejsze - odparła, próbując wyszorować lepką warstwę brudu. Woda spływała z samca szaroburym wodospadem, zmieszanym z pienistym szamponem.
Zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale Itami stłumiła kolejną falę ciepła i zaburzyła myśli.
— Też czekałam, aż się pojawisz - oznajmiła, spłukując pianę ze zmierzwionego futra na grzbiecie Atrehu — W końcu. Doczekałam się.
— Tak - zgodził się Atrehu — W końcu jesteśmy razem.
Po chwili wycierali się białymi ręcznikami z aksamitnego lnu. Jego ruchy były nad wyraz delikatne i czułe, pomimo tego, jak potężnym był samcem. Za każdym razem kiedy ją dotykał, drżała. On uśmiechał się szarmancko i mruczał przyjemnie. Widział ją taką niewinną.
Drżącą, a jednocześnie usatysfakcjonowaną.
— To może idź się prześpij, dobrze? Ja postaram się skończyć pracę, a potem... spróbuję coś dla ciebie ugotować. Choć, co prawda do tego, jak i do polowania, mam dwie lewe łapy.
— Zjem wszystko, co dotykały twoje łapki, skarbie.
— Czy ty nie zbyt bardzo mi pochlebiasz, Atrehu?
— Od przybytku głowa nie boli, a ty Itami umiesz gotować. Tylko, że nikt Ci tego nie mówił, prawda?
— Pewnie tak.
Odprowadziła go do sypialni. Atrehu westchnął cicho i opadł na futra, wyraźnie bez sił, a sen pochłonął go nie wiadomo kiedy. Itami przysiadła się na prawej krawędzi łóżka, przez moment przyglądała się z przekrzywioną głową na pogrążonej we śnie twarzy Atrehu. Patrzyła na niego z miłością i z niemalże matczynym ciepłem, po czym złożyła na jego policzku delikatny pocałunek.
Zmienić to się miało, kiedy przekroczyła granicę miasta i skręciła ścieżką w lewo, ku lasu, który rozciągał się, aż do Dailoran.
— Hej, a kogo my tu mamy?
Odezwał się jakiś wilk. Cicho odchrząknęła, kiedy go zauważyła i przekręciła lekko głowę. Skądś go kojarzyła, ale nie bardzo wiedziała skąd. W pierwszej chwili miała ochotę uciec, a potem zastanawiała się, czy to rzeczywiście było do niej, bo rozejrzała się wokół. Nikogo nie było. Tylko ona i ten wilk.
— Nasza mała medyczka. Jak się czuje twój rudy kochaś?
— O kim pan mówi? - Próbowała udawać, ale doskonale wiedziała, że była marną autorką do odgrywania sztucznych emocji.
— Myślałem, że wy, mieszańce o profesji medycznej dysponujecie szerszym rozumem. Domyśliłem się, że będziesz się zgrywać. Przyślij pozdrowienia ode mnie i powiedz mu, że mam wiele powodów, abym mógł go zastąpić.
Wilk niebywale szybko i z gracją skrócił między nimi dystans, na co Itami poczuła niemiły uścisk w sercu.
— Choćby nawet dlatego, że wadery nie narzekają na moje towarzystwo.
— Przeprasza, śpieszę się. Nie chciałabym się spóźnić.
— A może ten rudas Ci nieźle płaci, że się tak koło niego kręcisz. No, przyznaj się. Z niebywałą łatwością podbiję jego cenę, byle bym mógł obracać tobą na wszystkie strony.
Itami wbiło momentalnie w ziemię i spuściła wzrok, trzęsąc się z przykrością na jego słowa.
— Nic pan o mnie nie wie - wydarła z siebie Itami, panując ledwo nad tonem. — I chyba ma pan jakiś problem. Mogę go dla pana stworzyć.
Itami nie zdziwiło to, że samiec wyśmieje jej żałosną groźbę. A potem wysłuchiwała inwektywy na temat Atrehu i jego pochodzenia.
— I nie zapomnij. Gdybyś szukała prawdziwego basiora, jak Ci się znudzi ten rudas, wiesz, gdzie mnie szukać.
— Bo ty kiedyś widziałeś prawdziwego basiora. - odezwał się za wilkiem czyiś zimny głos. Itami skonstatowała od razu kto to był i szczerze była uradowana widokiem wysokiego, czarnowłosego samca, nawet jeśli był to jedyny suk**syn w całej watasze. Calem świdrował samca swoim obojętnie lodowatym spojrzeniem i zastanawiała się, czy aby nie wykorzystać okazji na ucieczkę.
— A ty kim jesteś? Kim jesteś, że mi się stawiasz?
— Podejrzewam, że rodzice powinni Ci o tym powiedzieć, kim jesteś. Chyba, że zrodziłeś się z pierdu komara.
— Czy ty chcesz mnie wkur**ć?
— Nie, chcę tylko, byś się ulotnił, jak na pierd przystało. Tylko z daleka ode mnie, byś mi nie zapaskudził powietrza.
Wilk niemalże kipiał ze wściekłości, jak przeciążony barometr. Właśnie ktoś, na oczach Itami i jego potencjalnej ofiary kpin, upokorzył go od czubków uszu, aż do puchatego ogona. Na odchodne rzucił jeszcze kilka przekleństw i odszedł w stronę miasta. Zostało ich tylko dwoje.
— Ja... - była tak przejęta tą całą sceną żenady i pulsującym bólem żalu w piersi, że nie wiedziała, jak składać zdania. — Ja... dziękuję, Calem.
— Daruj sobie. Po prostu nienawidzę, jak ktoś znęca się nad słabszymi.
Itami nie wiedziała, czy uznać to za pochlebstwo czy obelgę. Mimo wszystko kiwnęła tylko głową, z lekkim uśmiechem minęła samca i ze spuszczoną głową podreptała w stronę lasu. W kompletnej zadumie przemierzała znaną jej ścieżkę, nie zastanawiając się zbytnio, gdzie idzie. Słowa Calema i tego drugiego wilka kołatały się w jej głowie i nie potrafiła ich odpędzić. Zdecydowanie za bardzo dobierała sobie wszystko do głowy.
Kiedy dotarła do drzwi Atrehu, zapukała trzy razy i czekała. Nic.
Być może jeszcze się nie obudził, pomyślała Itami, ale dla pewności zapukała jeszcze raz. Cisza była jej przyzwoleniem do wejścia. Atrehu spał w najlepsze, tak jak się tego spodziewała.
— Ciekawe, czy to Ci posmakuje, Atrehu - mruknęła pod nosem. Już w kuchni przygotowała warzywa na parze, aby urozmaicić samcowi posiłek, a na popitkę nalała mu czerwonego wina, które znalazła w zakurzonej szafie. Pewnie zapomniał, że w ogóle je miał, ale woń czarnej porzeczki i winogron był kuszący. Gdyby nie fermentacja.
Wieprzowinę umieściła w specjalnym podgrzewaczu, aby pokarm utrzymał stałą temperaturę, nie miała bowiem sumienia budzić Atrehu ze snu. A dla zabicia czasu, pozwoliła sobie na wybór książki z kolekcji, z półki w przedpokoju, która pod nieobecność właściciela zdążyła się mocno zakurzyć. Dante zachęcił ją, aby zainteresowała się własnym pisaniem, czytała więc jeszcze częściej niż kiedykolwiek w życiu. Rozdział po rozdziale... tytuł po tytule.
— Czytam. Nie wiedziałam, że interesują cię klasyczne romanse. I znalazłam trochę zwojów o faktach sprzed dekad. Gustujesz w literaturze faktu?
— Kiedy nie wiem, co ze sobą zrobić, to rzucam od czasu do czasu okiem na to i owo. Co tu tak pachnie?
— Obiad dla ciebie. Co prawda nie zrobiłam tego, ale... cóż. Smacznego. Mam nadzieję, że ci to posmakuje.
— Mmmm - zamruczał zawadiacko Atrehu, wpijając nos we futro za uchem Itami - nic tak nie może polepszyć humoru, jak jedzonko na dzień dobry. Jesteś wspaniała, Itami.
— Do wspaniałości mi daleko, ale staram się. Czasami aż za bardzo.
— Nie opowiadaj bzdur. Jesteś wspaniała i koniec kropka. A teraz idę jeść. Ciebie też chcę mieć przy sobie.
— Jako deser? - Itami uniosła znacząco brew i uśmiechnęła się.
— Zazwyczaj desery zjadam przed obiadem, ale że to niezdrowo, ciebie zostawię po obiedzie. Umieram z głodu.
Zwrócił się w stronę kuchni, spojrzał na nią w połowie drogi, i ruchem głowy przywołał ją do siebie. Na ten gest Itami przygryzła lekko dolną wargę. Uwielbiała, kiedy jej samiec, nawet w tak najdrobniejszych sytuacjach okazywał swą dominację.
— Zostawię trochę dla ciebie i potowarzyszysz mi przy stole, co ty na to?
— Nie widzę przeciwwskazań, ale... ja to wszystko zamówiłam dla ciebie.
— A więc podzielę się z tobą. Smacznego.
Mięso, jak zwykle, było soczyste i nieco gąbczaste, ale Itami nie uważała tego za minus. Atrehu specjalnie posadził ją obok siebie, aby mieć na nią oko. Obserwował ją, a ona jego i budziło się w niej wrażenie, że poza oczami Atrehu, wszystko inne przestało istnieć. Nie potrafiła jednak dłużej utrzymać kontaktu i zawstydzona pierwsza opuszczała spojrzenie, udając że interesuje się swoim jedzeniem.
— Jak ci smakuje? - spytała, ot tak dla zabicia ciszy.
— Wiedziałaś, co zamówić. To wszystko jest wyśmienite.
— Mówisz tak, by mnie podnieść na duchu, czy rzeczywiście byłeś taki głodny?
— Z tym drugim się zgodzę. A tak na prawdę intuicja cię nie zawodzi.
— Dziękuję - odparła, biorąc kolejny kęs mięsa do ust. Z błogością poczuła, jak mięso tryska sokiem i kompozycyjnie łączy się z sosem. Eksplozja smaku sprawiła, że Itami mimo woli mruknęła z zadowolenia. Niby zwyczajna reakcja na pyszne jedzenie, ale nie spodziewała się, że to tak zadziała na Atrehu. Kiedy zerknęła na niego kątem oka, spostrzegła z niekrytym zaskoczeniem iskrzące się płomienie w spojrzeniu Atrehu. Bez żadnego ostrzeżenia przysunął się bliżej, łapą odsunął talerz Itami, aby mieć więcej przestrzeni dla siebie i wbił się w jej usta. Na początku ich wargi oddalały się i stykały, wprawiając swe języki w namiętne tarcie o siebie. O najwyższa Sol, jak mi jest dobrze... na moment przerwali tę walkę języków, aby spojrzeć na siebie, nasycić żądzę swoim widokiem.
— Atrehu? - wymruczała po chwili napiętej ciszy. — Czy ty... yhmmmm... myślisz, czy nadawałabym się dla ciebie... no wiesz? Czy ty uważasz mnie za swoją? Nie mam na myśli tutaj o przyjaźni. Tylko coś więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz