Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

sobota, 28 września 2024

Od Tegai ciąg dalszy Miraż - „Powrót”

Podniosłam głowę, a do mojego nosa dotarło mnóstwo ciekawych zapachów.
— Uwielbiam jesień. - powiedziałam do siebie z uśmiechem i ruszyłam dalej. Obecnie byłam w pracy. Jako młodszy ratownik medyczny musiałam patrolować tereny watahy w poszukiwaniu rannych. Na szczęście dziś było spokojnie. Jedynym "pacjentem" był wilk, który prawdopodobnie otruł się jagodami. Na szczęście Itami szybko udzieliła mu pomocy, więc wszystko skończyło się na upomnieniu i ziołach, które mają na celu oczyszczenie organizmu. Po wszystkim ruszyłam dalej. Skierowała się w kierunku gór, choć nie planowałam wchodzić na nie. Ratowanie osób z gór należało do obowiązków skrzydlatych ratowników. Czasami zastanawiałam się, jak to jest móc latać. Jak na zawołanie nad moją głową przeleciał kolorowy ptaszek, a ja zachichotałam. Po chwili do moich nozdrzy dotarł zapach wilka. Postanowiłam rzucić okiem, kto wie, może potrzebował pomocy? Truchtem ruszyłam w kierunku zapachu. Zauważyłam śpiącą waderę. Zaciekawiona przyjrzałam się jej ostrożnie. Mogłabym sobie łapę odciąć, że już ją gdzieś widziałam. Nie byłam pewna, czy powinnam ją budzić. Z drugiej strony nie byłam pewna, czy nie potrzebuje pomocy. Postanowiłam rozejrzeć się jeszcze trochę po okolicy. Gdy upewniłam się, że wkoło nikogo nie ma, wróciłam do wadery. Niczym stróż siedziałam przy niej i rozglądałam się po okolicy. Po chwili nieznajoma obudziła się ze snu. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a ona odwzajemniła uśmiech równie ciepły. Mój ogon poruszył się lekko.
— Wyspana? - spytałam z uśmiechem, a wadera cicho zachichotała.
— Można tak powiedzieć. Z pewnością część energii odzyskana. - odparła i powoli wstała. Przyjrzałam się jej z zaciekawieniem.
— Jesteś członkinią watahy? - spytałam, przechylając głowę na bok.
— Cóż, można tak powiedzieć. - wyznała, a ja skinęłam z uśmiechem głową.
— Czy wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś? Jesteś może ranna lub potrzebujesz pomocy medycznej? - spytałam i wstałam, by podejść do nieznajomej.
— Wywiad? - spytała, a ja zaśmiałam się rozbawiona z jej uwagi.
— Procedura u ratowników. - odparłam z uśmiechem. — Ale martwię się szczerze, nie ze względu na stanowisko. - dodałam.
— Cóż, jestem trochę głodna. - wyznała.
— I trochę wykończona, prawda? Widać, że masz za sobą długą wędrówkę. - odparłam, a wadera skinęła z uśmiechem na moje słowa. Rozejrzałam się po okolicy. Wstałam i ruszyłam w kierunku krzaków. Zebrałam nieco jagód i zaniosłam je do samicy.
— Powinny trochę ci pomóc. - odparła. — Może potrzebujesz konsultacji z medykiem? Itami jest najlepszą medyczką, jaką znam. Dam sobie za nią łapę odciąć.- zaśmiałam się serdecznie.
— A tak zmieniają na chwilę temat. Jestem Tegaja.

< Miraż? >

PODSUMOWANIE 
Ilość napisanych słów: 386
Ilość zdobytych PD: 193 PD + 30 PD  + 150% ~ 290 PD
Łącznie: 1731 PD

czwartek, 26 września 2024

Od Tegai ciąg dalszy Atrehu ~ "Blask wchodzącego słońca"

[ Akcja wątku dzieje się latem 210 roku ]
Wciąż byłam nieco oszołomiona po upadku i dodatkowo nie potrafiłam uspokoić rumieńca, który zakwitł mi na policzkach po interakcji z basiorem. ~ Cholercia Tega, musisz się opanować! ~ pomyślałam i znów spojrzałam na Atrehu.
— Hip hip, hura dla mnie. - zaśmiałam się, uspokajając oddech. Basior wciąż uśmiechał się do mnie szeroko, a ja wciąż głowiłam się nad tym, jak to się stało, że czuję się, jak bym znała go od lat, choć tak naprawdę minął tylko jeden dzień. Musiałam chyba naprawdę stracić głowę.
— Cóż, posiłkiem zajmiemy się później. Bezpieczeństwo innych jest teraz najważniejsze. Nie wyobrażam sobie, byśmy poszli jeść bez ostrzeżenia innych o zakażonej wodzie. - odparłam. Atrehu uśmiechnął się i podszedł do mnie.
— Dobro innych ponad swoje? - spytał, a ja zaśmiałam się rozbawiona.
— Nie do końca mój drogi. Są sytuacje, w których umieszczam siebie ponad innych. - odparłam, a on zaśmiał się serdecznie. Cóż, może nie ma zbyt wielu takich sytuacji, ale jednak czasem się trafiają.
— Nie uwierzę, póki nie zobaczę. - odparł rozbawiony. Zbliżyłam się do niego tak, że prawie stykałam się z jego piersią. Podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Wyzwanie przyjęte, lecz najpierw wodopój. - odparłam z uśmiechem i wyminęłam go, lekko ocierając się o jego bok "przypadkiem". Atrehu stał przez chwilę w miejscu, a następnie odwrócił się i zrównał ze mną krok. Podeszłam do brzegu i zaczęłam przyglądać się wodzie. Zaniepokojona nie mogłam dostrzec bluszczu, który był głównym podejrzanym w sprawie choroby.

środa, 25 września 2024

Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"

Gdy Itami odeszła do innego pokoju znów rozejrzałem się wokół. Wciąż przyzwyczajałem się do świadomości, że jednak nie umarłem, że mam szansę na zemstę, choć mój umysł zaczynał wątpić, czy aby na pewno to dobre rozwiązanie. Wciąż myślałem, że najlepszą karą dla morderców jest śmierć. Byłbym prze szczęśliwy, gdybym to ja ją wymierzył. Z drugiej strony czułem, że splamienie sobie łap ich krwią będzie poniżej mojej godności. Czułem ogromny mętlik w głowie. Dodatkowo Itami, ta delikatna i nieśmiała wadera, która mnie uratowała. Jej słowa i nastawienie dodatkowo potęgowały mój mętlik.
— Cholera, co się ze mną dzieje. - mruknąłem do siebie. Miałem wrażenie, że stawała się mi coraz bliższa. Karciłem się w myślach za to, że samica jakimś cudem skutecznie wzbudzała moją empatię. Westchnąłem i zacząłem się wiercić w miejscu. — Leżeć... Mam leżeć i odpoczywać... Głupota. Jest tyle do zrobienia. - jęknąłem i znów się rozejrzałem. — To tak jakbym kazał rzece przestać płynąć, no nie da się. - mruknąłem. Po chwili zauważyłem Itami. Zdziwił mnie jej widok, ponieważ myślałem, że nie wróci tak szybko. Spojrzałem na nią, lekko przechylając łeb.
— Wszystko w porządku? - spytała, czym jeszcze bardziej mnie zaskoczyła. Może słyszała, jak gadam do siebie i pomyślała, że mi odbija?
— A czemu miałoby być coś nie w porządku? - zapytałem ze wciąż pochylonym na bok łbem. — Ale poczułbym się wyśmienicie, gdybym mógł już stąd wyjść. - dodałem, mrucząc i spojrzałem w bok.
— To... ja... no... yyy... - zaczęła samica. Zauważyłem zakłopotanie Itami i kącik mojego pyska lekko drgnął ku górze.
— Raczej ja powinienem zapytać, czy z tobą wszystko w porządku. - odparłem. Przyjrzałem się jej uważnie. Była widocznie zdenerwowana w mojej obecności.

wtorek, 24 września 2024

Od Tuny | Dantego ciąg dalszy Itami ~ “Jak lis do lisa”

[ Tuna ]
Czas w Dailoran płynie niezwykle szybko. Nim wilk się zorientował, nastał środek wiosny. Słońce coraz dłużej gości na niebie, a deszcze, chociaż chłodne, są niezwykle przyjemne. Tuna należy do watahy już od niemal roku i przez ten czas nie próżnowała. Poznała wiele ciekawych psowatych i nawiązała przyjaźnie oraz znajomości. Może nie z każdym mieszkańcem watahy nawiązuje większy kontakt, ale potrafi już z daleka odróżnić, kto zbliża się w jej stronę, co znacząco ułatwia jej pracę na granicy. Wilczyca schudła nieco, ale rozbudowała mięśnie, głównie łap. Długie patrole, stały się mniej wyczerpujące, a zwichnięty nadgarstek szybko odszedł w zapomnienie za sprawą Itami.
Kolorowa wybrała się do miasta Varony w celu wypożyczenia z biblioteki kilku zwojów na temat użytecznych roślin, które potrzebne są do alchemii. Była w niej już raz, na samym początku swej historii w Dailoran. Nie rozglądała się wtedy zbytnio, a ponadto nie poznała nawet bibliotekarza. Poprzedni zwój, jaki dostała, był łapopisem specjalnie dla niej. Znalazła go na stole wraz z dokumentem, który miała podpisać, aby potwierdzić, że do niej dotarł. Od tamtej pory nie miała okazji, by ponownie odwiedzić budynek biblioteki. Jakież było zdziwienie wadery, gdy w budynku przywitał ją skrzydlaty Lis. Był tylko kilka centymetrów wyższy od niej. Skrzydła to nie lada gratka. Tuna nie znała dotąd nikogo, kto by je posiadał.

[ Dante ]
Lis skończył cotygodniowe, wielkie sprzątanie biblioteki i właśnie usiadł do swego dębowego biurka, aby uzupełnić listę z zamówieniem. Na pergaminie widniało już kilka pozycji, każda po 2 lub 3 egzemplarze. Nie wiele wilków uczęszczało do biblioteki, jednak każdy szanujący się bibliotekarz posiada zawsze przynajmniej jedną kopię danej pozycji, aby w razie potrzeby mógł ją komuś użyczyć. Biblioteka, mimo iż nie była tłoczna, kręciła się własnym życiem. Posiadała kilku stałych bywalców oraz okazjonalnie nowych, którzy wpadali do Varony z tego czy owego powodu. Jest zasada według której, biblioteka nie „wypuszcza” książek poza swoje mury, chyba że osobnik udowodni, iż jest mieszkańcem miasteczka, bądź watahy Dailoran. Wygodna zasada, której stosowanie zapobiega utracie sporej części książek. Do tej pory Dante może poszczycić się 100% wyposażeniem swych zbiorów, a w tym kilka egzemplarzy „odzyskanych” od zapominalskich psowatych, którzy potrafili książkę zgubić lub zatrzymać na kilka dni dłużej niż, przewiduje to regulamin. Odgórna norma to max miesiąc. Większość ksiąg idzie przeczytać w tym czasie, zakładając, że czyta się średnio około 16 stron na dzień. Nie jest to jakoś specjalnie wymagające, zakładając nawet, że przez cały boży dzień, nie ma się na to czasu, to kilka stron przed snem, nie zaszkodzi. Dlatego rudy lis wręcz nie rozumie psowatych, którzy przetrzymują książki dłużej, niż przewiduje ustawa.

sobota, 21 września 2024

"Życia nie pisze się na brudno. No trudno"

Dolly
Doli Loli. Bardzo irytujące dla wadery.

Płeć: Wadera | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilko-likaon | Ranga: Albadio | 
Profesja: Pani do towarzystwa | Poziom: 1 (0/3000 PD) |

Kontakt: [Discord] Asystoliaa |
Autor: Lineart: Lerynn (DA) | Desing: właścicielka postaci

poniedziałek, 16 września 2024

Od Miraż do kogoś ~ „Powrót”

Chłodny poranny wiatr zmierzwił ciemnoszare futro wysokiej, bardzo szczupłej (może nawet kuszącym stwierdzeniem w tym momencie byłoby nazwanie jej lekko wychudzoną) wadery, zwiastując nadchodzącą porę zimna. Miraż stała na skalnej półce, na terenie jednych z gór, należących do watahy, w której pewną część swoich nastoletnich miesięcy spędziła. Spoglądała w dół, obserwując rozciągający się malowniczy znajomy horyzont, przepełniony tam w dole wspomnieniami i nauką. W tym momencie nie spieszyła się, życie od pewnego czasu leciało tej samicy bardzo powoli. Sama nie do końca rozumiała, dlaczego zdecydowała się po raz kolejny na następną samotną wędrówkę. Tym razem jednak wróciła. Jest po raz pierwszy ponownie w miejscu, z którego wcześniej odeszła. Z typowym dla niej samej, nie do końca racjonalnym, pozytywnym nastawieniem, obrała dalszą trasę, schodząc dalej w dół ścieżką górską wydeptaną przez łapy Wilków oraz innych stworzeń, które niegdyś także tędy wędrowały.
Wędrówki do serca terytorium Watahy nie pozostało wiele, gdy słońce już dobrze wzeszło. Ciepłe promienie słońca późnego poranka ogrzewały zmarzniętą po chłodnej nocy ziemię. Miraż starannie wybrała skałkę przy podnóżu gór, następnie położyła się na jej ciepłej tafli, opierając sennie głowę na przednich łapach. Potrzebowała odpocząć. Czuła mrowienie w łapach od zmarznięcia i zmęczenia, nieznośny głód w żołądku, lekkie zawroty głowy i łamiący ból w grzbiecie. Od dawna nie spała w wygodnym posłaniu, ale już niedługo. Zmysły wadery powoli odchodziły w krainę odpoczynku, aż cała zupełnie odpłynęła.

sobota, 14 września 2024

Od Dantego ciąg dalszy Wichny ~ “Przystań za mgłą”

Buro-brązowa wadera wyszczerzyła się, cedząc stosunkowo ciche “Proszę?”. Skrzydlaty samiec postanowił nie droczyć się z nieznajomą waderą. Podsunął jej pod łapy skórzane juki, uważnie się przy tym przyglądając wilczycy. Nie była stąd, Dante mógłby nawet rzec, że nie przybywa z najbliższych okolic, gdyż jej specyficzna, acz przyjemna woń, nie przypomina, żadnej dotąd spotkanej w mieście. Czyżby przybywała z jakiejś odległej krainy?
– Ekhem… - Odchrząknął lis. – Jestem Dante Eziosso, Bibliotekarz oraz Kupiec okolicznej watahy. A Dama to? – Samiec ukłonił się lekko i przedstawił. Wadera patrzyła na niego badawczo, po chwili rudy mógł usłyszeć ponownie jej głos.
– Wichna.
– Widzę, że nie jest Dama tutejsza… Najbliższe neutralne miasto jest ledwie kilka kilometrów stąd. Mogę Cię tam zaprowadzić. To dobre miejsce, by nabrać trochę sił i uzupełnić zapasy. - Lis wstał, wskazując skinieniem głowy kierunek drogi. Czekał chwilę na reakcję obcej wadery. Milczała ona przez chwilę, by po krótkim czasie zarzucić na siebie swoje bagaże i podejść do lisa.
Szli w ciszy, wilczyca trzymała się z tyłu, a Dante odniósł wrażenie, że raczej preferowała trzymanie się cieni. Szli drogą przez las. Gdy dotarli do niewielkiego wzniesienia na skraju zarośli, ich oczom ukazała się Varona. Coś zaszeleściło w zaroślach nieopodal. Psowate zatrzymały się. Dante zastrzygł uszami i zwrócił wzrok w stronę sporego skupiska dzikich malin. Wichna również skupiła swoją uwagę w tamtą stronę. Dosłownie po kilku sekundach w ich stronę wyskoczył… 

< Wichna? >
Co mogliśmy zobaczyć? Czyżby jakieś niebezpieczeństwo, a może jakiś ptaszek o złośliwym charakterze?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 225
Ilość zdobytych PD: 113 PD +20 PD  150% ~  170 PD
Łącznie: 303 PD

piątek, 6 września 2024

Od Tegai ciąg dalszy Silvana ~ "Wśród leśnych śpiewów"

 Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w piękny taniec ptaków. Wydał mi się taki piękny i romantyczny. Wzruszyłam się na to i westchnęłam z fascynacji. Po chwili zorientowałam się, że mój towarzysz wstał. Również wstałam i ruszyłam za nim. Skoro nie było pożegnania, to chyba dalej powinniśmy sobie towarzyszyć, prawda? Skocznymi krokami dorównałam mu tępa.
— Dużo wiesz o ptakach, prawda? - spytałam z uśmiechem. Samiec spojrzał na mnie. Przez chwilę milczał, ale znów zerknął na mnie.
— Co nieco. - mruknął. Wesoło machnęłam ogonem i rozejrzałam się wokół.
— To naprawdę niesamowite, że tyle o nich wiesz. Musisz je naprawdę lubić. Ja mam słabość do wszystkiego, co żyje. - odparłam z uśmiechem. Silvan nie odpowiedział. Zapadła między nami cisza. Nie byłam pewna, czy powinnam ją przerwać, ale ostatecznie wiedziałam, że muszę coś zrobić, jeśli chcę go lepiej poznać.
— Piękna pogoda, prawda? - spytałam, a w duchu trochę się skarciłam, że zdecydowałam się na tak przestarzały sposób podtrzymania rozmowy. Samiec niespiesznie rozejrzał się po okolicy i skinął głową.
— Tak, dość przyjemna. - mruknął.
— Wiesz, chciałam ci od razu podziękować. Gdyby nie ty, nie zobaczyłabym pięknego i romantycznego tańca ptaków. To z pewnością na długo zostanie w mojej pamięci. Mam słabość do wszystkiego, co związane z romantyzmem. - odparłam z uśmiechem. — Sama nigdy nie miałam możliwości podziwiania tak pięknych zjawisk. Zazwyczaj wszystkie ptaki uciekały z powodu mojej niezdarności. - odparłam nieco zakłopotana. Silvan jednak wydawał się tym nie przejmować. Spojrzał na mnie i szedł dalej.
— Ptaki są mocno płochliwe. Nawet drobny dźwięk może sprawić, że wzbiją się w powietrze. - odparł, a ja uśmiechnęłam się lekko.
— To musi być niesamowite uczucie, tak wzbić się w powietrze i móc polecieć gdzie tylko się zechce. Zero ograniczeń i uczucie wiatru w śmierci... To znaczy, w piórach.- zaśmiałam się i znów na niego spojrzałam.

Silvan? 
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 287
Ilość zdobytych PD: 144 PD +20 PD  150% ~  216 PD
Łącznie: 380 PD