Nie wiedziałem dokładnie, czy moje rozumowanie było prawidłowe. Mogłem się przecież mylić. W końcu znalezienie źródła choroby nie należało do łatwych. Patrząc jednak na rosnącą liczbę zachorowań, wystarczyło znaleźć wspólny czynnik. Coś, z czego korzystało tak wielu i było łatwo dostępne. Wodopój wydawał się jedynym sensownym miejscem. Pili z niego wszyscy członkowie watahy, a także zwierzęta. Wystarczyło zatem ustalić, który z nich przenosił wirusy i czym było to spowodowane. Jeśli ktoś za tym stał... Jako wojownik watahy moim obowiązek było znaleźć tego osobnika. Jeśli się uda, przyprowadzę go żywego lub martwego do Alfy. Nie, żeby ten stary gbur przejmował się zaistniałą sytuacją, lecz tym razem powinien się tym zainteresować. Z pewnością byłby niepocieszony, gdyby nagle zabrakło mu łap i pysków do pracy. A także do jego ochrony. Zresztą nie tylko o niego chodziło, ale choroba mogła się rozwinąć i zabić także nastolatków lub szczeniaki! Bez ochrony, bez młodzieży — wataha byłaby skazana na zagładę!
— Czujesz ten dziwny zapach? - stanąłem nagle, słysząc pytanie wadery. Byłem tak skupiony na swoich przemyśleniach, że przeszedłem przez połowę docelowej odległości. Mój nos zaczął niuchać. Zmarszczyłem brwi. Wyłapywałem najrozmaitsze aromaty, lecz nie wyczułem niczego, co zwróciłoby moją uwagę.
— Nie, nie czuję niczego. Żywica, las, różne zapachy członków watahy.
— To nie to. Woń jest lekka, słodka i lekko drażni nozdrza. - wydawałoby się, że Tegaja czuje coś, czego ja nie byłem w stanie. Pytanie tylko, co było tak niezwykłego w... — Wydaje mi się, że znam odpowiedź... - Zieleń w jej oczach błysnęła. Źrenice powiększyły się ze strachu. Spojrzała na mnie z lękiem, uszy dając po sobie. Warga jej zadrżała. Zaintrygowany, podszedłem do niej.
— Co masz na myśli?
— To... niezwykle rzadka odmiana bluszczu wodnego. Przypomina nieco krwawnik. Nie barwi wody, lecz zmienia jego właściwości, a tym samym truje środowisko... - Tegaja dała mi chwilę na przyswojenie nowych informacji. Natychmiast zwróciłem uwagę na słowa: zmienia właściwości wody i truje środowisko.
— Myślisz, że właśnie ten bluszcz jest źródłem choroby? - zapytałem, niepewnie zerkając w stronę miasta. Jeśli ma rację, to mamy przerąbane.
— Ja... nie wiem na pewno. Mogę się mylić.
— Przypuśćmy, że jednak masz rację. Jak to znalazłoby się w naszym wodopoju? Wiesz coś o tej roślinie?
— Niewiele. Aczkolwiek wiem, że należy je zasadzić głęboko w ziemi i odczekać zimę, by na wiosnę wyrosły pierwsze kiełki. Rośnie dość powoli, ale już od małego wyrządza szkody.
— Zabójcza roślina, której nie wyczuwam. Rośnie pod wodą, więc jakim cudem czujesz się tak daleko od źródła?
— Niestety nie mam pojęcia. Ilekroć powieje wiatr, ta woń jest dla mnie wyczuwalna. Nie wiem jednak, czemu ty jej nie czujesz.
— Zaufam zatem twoim zmysłom. Jesteś w stanie stwierdzić, skąd pochodzi ten zapach? Przyjrzymy się temu.
— O... Oczywiście... - nos wadery zaczął pracować na maksymalnych obrotach. Co ciekawsze, nie węszyła w podłożu, lecz w powietrzu. Wiatr wiał w naszym kierunku. Dokładnie od strony wodopoju Varony. — Dobra wiadomość — udało mi się zlokalizować źródło. Zła natomiast...
— Jest to źródło przy Varonie...
— Stamtąd wiele wiatr, więc zgadza się.
— Ruszajmy zatem. Im szybciej, tym lepiej. - ruszyłem żwawo przed siebie. Moja misja nabierała teraz nowego obrotu. Musiałem jak najszybciej dowiedzieć się, jak do cholery do tego wszystkiego doszło!
— Atrehu zaczekaj! - odwróciwszy się w jej stronę, stanąłem.
— Huh? O co chodzi? - Tegaja wahała się przez chwilę. Czułem jednak, że to coś ważnego. Zachęciłem ją, by kontynuowała.
— Wodopój nie ma dostępu do oceanu, lecz jego źródło wypływa z gór. Jeśli nie znajdziemy ich na dole, będzie trzeba wdrapać się na górę. Do jaskini. To... stroma góra. Bardzo. I jak już mówiłam, bluszcz trzeba zasadzić głęboko w ziemi, a skoro prądy nie są tak duże...
— Oznacza to, że ktoś za tym stoi. - wadera przytaknęła, smętnie zerkając w kierunku miasta. Oboje pogrążyliśmy się na chwilę w swoich zamyśleniach. Idąc tym tokiem myślenia, mieliśmy do czynienia z sabotażystą. Kto wie, czy nie z mordercą. Zastanawiało mnie, kto chciałby zaszkodzić psowatym. Jakby nie patrzeć, w watasze znajdują się i hybrydy i czystokrwiści. Czy to swego rodzaju „poświęcenie" dusz dla tak zwanego „większego dobra"? Jeśli tak, wszystkim nam grozi niebezpieczeństwo. Trzeba ostrzec jak największą liczbę członków. Może przekazać wieszczom, by natychmiast wyszli na ulice, zakazując picia z tego źródła. Pytanie tylko, czy tylko w Varonie woda jest zatruta? I czy w ogóle to jest właśnie to? — Tak czy siak, musimy natychmiast tam pójść i postawić barykadę, by nikt nie skorzystał z niego. Jeśli woda jest trująca, potrzebny nam będzie ktoś z tym żywiołem, by zanurkował i sprawdził dokładnie dno.
— To nie będzie konieczne. Bluszcz rośnie powoli, ale jest wyraźnie widoczny w wodzie.
— No tak. Dobrze, to zabezpieczymy go i wezwiemy odpowiednie służby. - uśmiechnąłem się pocieszająco do Tegai. Wyglądała na zaniepokojoną. W jej zielonych oczach dostrzegłem jednak upór i chęć działania. Kiwnąłem łbem w stronę miasta, po czym jednym tempem ruszyliśmy w jego kierunku. Byłem bardziej wysportowany, ale samica dotrzymywała mi kroku. Mimo że to nie był najlepszy czas, nabrałem ochotę na figle. To był mój sposób na odreagowanie i niejako dzięki temu nie popadałem w obłęd. Musiałem być tam w pełni skoncentrowany, lecz nawet teraz miałem głowę wypełnioną nadmiernymi myślami. Westchnąłem głęboko, zerkając na swą towarzyszkę. Poruszając swym ogonem, chlusnąłem miękką końcówką jej bok. Tegaja spojrzała zdezorientowana, ale widząc mój wzrok, zaśmiała się wesoło.
— Jesteś niepoważny.
— Tak myślisz? - zamruczałem w jej kierunku. Wypinając pierś i z wysoko uniesioną głową, truchtałem obok niej. Zaśmiała się na ten widok.
— Jesteśmy na misji ratunkowej, a ty chcesz się bawić? - zamiast jej odpowiedzieć, zbliżyłem się do niej i szepnąłem na ucho.
— Zależy, jakiego rodzaju zabawy masz na myśli. - zamruczałem z chrypką, po czym przyśpieszyłem. Odwracając się tylko na chwilę, spostrzegłem rumieniec na jej pysku. Puściłem jej oczko. Tegaja zaśmiała się dźwięcznie, doganiając mnie w kilku susłach. Szybka była.
— Ścigamy się?
— Zdajesz sobie sprawę, że nie masz szans? - prychnąłem pewny siebie, rzucając waderze wyzwanie. Odpowiedziała tym samym, dumnie się prostując.
— A chcesz się założyć?
— O co?
— Przegrany stawia obiad. Najdroższą potrawę w lokalu. - ~ Fiu, Fiu, znając ceny w mieście, ciężko będzie się z tego wypłacić ~ pomyślałem, analizując, czy mi się to opłaca. Koniec końców, było mnie stać, lecz musiałbym wziąć dodatkową robotę, by mieć co nieco na boku.
— Stać cię na takie rarytasy, piękna?
— Nie zamierzam z tobą przegrać! - nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, wadera ruszyła gwałtownie. Dosłownie śmignęła obok mnie jak torpeda. Uśmiechnąłem się perfidnie, wprawiając swojego ciało w ruch. Była szybka, lecz ja stawiałem większe susły. Będąc już blisko niej, wadera nagle odbiła się łapami, rozgrzebując podłoże. Kaszlnąłem, gdy pył dostał się do płuc. Tegaja odwróciła się z niepokojem, lecz uśmiechnąłem się do niej uspokajająco. Kiwnęła głową, po czym — co mnie zszokowało — zwiększyła tempo. Była wyzwaniem, które podjąłem. Z jeszcze większą zapalczywością, pędziłem przed siebie. Wzbijając w powietrze tumany kurzu, zostawiałem wyraźny ślad. Wodopój był widoczny na horyzoncie. Potrzebowałem jeszcze chwili. Zrównałem się z nią. To nie była przebieżka, a maraton. Parę metrów, coraz bliżej. Piersią byłem już przed waderą. Spojrzałem na nią. Chciała wygrać. Starała się ze wszystkich sił. Uśmiechałem się. Była taka urocza. I słodka. Meta zbliżała się wielkimi krokami.
— Kto pierwszy wejdzie na most, ten wygrywa! - rzuciłem do niej, widząc, jak ledwo powłóczy łapami, lecz nadal biegła przed siebie. Jej oczy wydały się lekko zamglone. Przyśpieszyła. Ostatnie metry. Zrównała się ze mną. Ostatkami sił, rzuciła się w przód, jako pierwsza, przekraczając most. Łapą zahaczyłem o bruk. Nie zdążyłem wyhamować. Nie złapałem równowagi. Mój mózg zarejestrował tylko świst i uczucie lekkości. Z impetem wpadłem na Tegaje, przewracając ją i staczając się niczym koło wozu po moście. We łbie mi zahuczało, a gdzieś w tle zabiły dzwony. Albo to były ćwierkające ptaszki? Nie byłem w stanie odróżnić.
— Au! - jęknąłem. Świat wokół wirował.
— Ży... Żyjesz? - głos Tegai wydawał mu się przytłumiony. Spojrzał na nią, lecz zamiast tylko jej, widział dwie Tegaje!
— Masz siostrę bliźniaczkę?
— Co? - zamiast odpowiedzieć, poruszyłem się nieco. Potrząsając łbem, starając się ogarnąć. Moje zmysły wracały powoli do normalnego stanu. Było mi ciepło i bardzo wygodnie. Tak mięciusio. Wtuliłem się w puszystą podusię...~ Chwila! ~ Otworzyłem oczy, skupiając się na widoku przede mną. Tegaja leżała pode mną, z przednimi łapami na mojej piersi. Tylne zaś znajdowały się po obu stronach moich boków. Głowa za to opierała się o moje łapy. Tegaia była zarumieniona. I chyba równie zdezorientowana, jak ja. W końcu zdawszy sobie sprawę z pozycji, w jakiej się znajdujemy, chrząknąłem, oczyszczając gardło.
— Jesteś cała?
— Chy... Chyba tak.
— To dobrze... - uśmiechnąłem się szczerze, wpatrując się w jej hipnotyzujące, zielone oczy. Mógłbym w nich utonąć. Przypominały świeżo skoszoną trawę. Tak też pachniała wadera. Albo mój węch szwankował. Nasze pyski dzieliło kilka milimetrów. Wystarczyło się pochylić. Tegaja wydawała się jednak skrępowana.
— Czy mógłbyś? - zapytała, nie dokańczając. Rumieniec na jej pysku poszerzył się jeszcze bardziej. Przypominała teraz dorodnego pomidora. Wbrew sobie, zamruczałem na ten widok, po czym się podniosłem.
— Pewnie. Choć było mi niezmiernie wygodnie. - puściłem jej oczko. Miałem wrażenie, że para leci jej z uszu. Temperatura ciała wzrosła. Gdyby nie była tak zawstydzona, pewnie przedłużyłbym te niezamierzone igraszki. — Przy okazji... Gdzie chciałabyś zjeść ten obiad?
— S... Słucham?
— Wygrałaś Tegaja. Gratuluję! - wadera chyba dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Podskoczyła w miejscu, uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłem to, patrząc na nią, jak na cud natury. No, ale bankructwo było warte tego widoku.
< Tegaja? >
PODSUMOWANIEIlość napisanych słów: 1500
Ilość zdobytych PD: 750 PD + 150 PD (bonus za każde 100 słów) + (bonusowy Booster) 30% ~ 225 PD
Łącznie: 1125 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz