środa, 26 listopada 2025
Od Renesmee ciąg dalszy Kaberu ~ "Tam gdzie nieodkryty ląd"
— Dziękuję. Doceniam to. - odparła i przez krótką chwilę unikała spojrzenia Kaberu. Musiała się uspokoić. To był punkt pierwszy na jej liście działania.
— Mało samców ci to mówi? To błąd. - odparł Kaberu, widocznie zauważając jej zachowanie.
— Będąc szczera, nie miałam zbyt dużej styczności z samcami. Zazwyczaj to były tylko oficjalne spotkania.
— Naprawdę? Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że twoje życie jest już pełne wspomnień i doświadczeń.
— Subtelne podkreślenie, że jestem stara? - spytała Rene z rozbawionym uśmiechem.
— Broń cię pani bogini. Jakbym śmiała coś takiego sugerować? - odparł i teatralnie machnął łapą, co wywołało kolejną falę śmiechu samicy.
— Dobrze, niech będzie, że ci wierzę. Nie licząc jednego samca, nie miałam w swoim życiu nikogo bliskiego, póki nie pojawił się Niko.
— Niko? - spytał zaciekawiony samiec.
— Tak, mój syn. - odparła Renesmee z dumnym uśmiechem.
— Więc tym samcem był pewnie ojciec Niko? - spytał Kaberu z uśmiechem.
— Nie, nie znam ojca Niko. Nie jestem jego biologiczną matką. Przejęłam nad nim opiekę, po starej wilczycy. Od tamtej pory Niko był moim priorytetem.
— Rozumiem. Więc ten samiec kim był, jeśli mogę spytać?
— Cóż, w starej watasze byłam Alfą, ale uznałam, że muszę trochę zaczerpnąć życia być ciągłych obowiązków nad głową. Nie zrozum mnie źle, nie uciekłam od odpowiedzialności. Zapewniłam watasze dobrego zastępcę na moje miejsce. Zanim to się stało, na krótką chwilę do naszej watahy zawitał samiec o sierści niczym śnieg. Można by powiedzieć, że oczarował mnie wyglądem i zachowaniem dżentelmena. Z czasem to, co między nami wydawało się rodzić, obumarło, zanim wydało jakikolwiek plon. Fakt, jestem ciężka do "oswojenia", ale wtedy, gdy moje mury zaczęły opadać, on znikł. - wyznała Renesmee.
— Och, przykro mi. - odparł Kaberu, a samica zauważyła szczerość w jego spojrzeniu. Wymusiła lekko uśmiech i po chwili znów odzyskała pewność siebie.
— Doświadczenia, jak to wcześniej ująłeś. - odparła, a Kaberu uśmiechnął się łagodnie.
— Ale jeszcze dużo przed tobą. Jeśli nie znajdzie się dobra partia, zawsze dla rozluźnienia możesz skorzystać z oferty alfy. - zażartowała samiec, czym rozbawił Rene. Wydobyła z siebie krótki chichot i pokręciła rozbawiona głową.
czwartek, 6 listopada 2025
Od Itami ciąg dalszy Atrehu | Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"
— Atrehu, proszę, chodźmy stąd... - szeptała do rudego samca, szturchając go w bok czubkiem nosa. On nadal stał niewzruszony.
A potem pojawiła się ona - Reiko. Wadera, którą poznali wcześniej na targowisku. Była tak samo, jak Atrehu, niewzruszona tą sceną. Itami była nawet pewna, że przyłączy się do zgromadzenia i na równi z resztą, będzie wykrzykiwać te bezsensowne hasła o czystości krwi. Jednakże nie. O dziwo twardo stała obok nich i sypała sarkastyczne obelgi w stronę agresorów. Oberwała za to równie mocno, co oni, ale Reiko nie przejmowała się tym... ani trochę. W oczach Itami ta wadera zyskała nowy szacunek i nie mogła wyjść z podziwu nad jej odwagą. Po co jednak narażała się na społeczny ostracyzm dla pary obcych jej hybryd? Mało kto zdecydowałby się na taki ruch - wbrew wyraźnym statystykom, które mówiły, że co trzeci magiczny wilk miał w rodzinie mieszańca... ale cóż? "Nie moja rodzina, nie moja sprawa" tak zazwyczaj tłumaczą sobie Ci, obojętni na krzywdę innych.
— Atrehu, chodźmy stąd... - powtórzyła jeszcze ciszej. Nie rozumiała całej tej bierności ukochanego - przecież mogli odwrócić się i odejść, kompletnie ignorując to całe zajście. Samiec nawet nie zareagował na jej rozpaczliwe błaganie. Na co on czekał? Aż krzyki i obelgi zamienią się w coś gorszego. W coś, o czym w ogóle bała się pomyśleć. Jeszcze tego by brakowało, żeby ta wściekła tłuszcza zlinczowała ich na środku ulicy. Atrehu jednak nie dawał za wygraną - stał twardo i nieugięcie przyglądał się wyjącym wilkom. W pewnym momencie, jak gdyby tego było mało, całość sceny dopełniła obecność kogoś, kto wzbudzał u Itami niemalże paniczny strach. Na jego widok, krzyki ustały tak nagle, jak się pojawiły, a ślepia zgromadzonych wilków zalśniły w mroku zachwyconymi płomykami, gdy tylko spostrzegły opasłą, wysoką i masywną sylwetkę Alfy Salema. Itami wydawało się, że serce niebawem podjedzie jej do gardła i nie wiedząc kiedy, skuliła się jeszcze bardziej i gdyby mogła, zniknęłaby w futrze Atrehu. Przesunęła się w tył, byleby zniknąć Alfie z oczu, które lśniły złowieszczo, ponuro, kpiąco. Wystarczył jeden jego rozkaz, rzucony od niechcenia, a zgromadzona tłuszcza rozgromiła się, niczym pył na silnym wietrze, skamląc i podziwiając opasłą osobistość Alfy. Po tym, jak ją i Atrehu zgromił jadowitym spojrzeniem, uwagę przeniósł na Reiko, a jego wyraz zmienił się diametralnie. Zaczęło się od komplementów, a skończyło na propozycji wspólnego towarzystwa Alfy w jego pałacowych komnatach, na co Reiko skwitowała go pogardliwie...
piątek, 10 października 2025
Od Białego ciąg dalszy Shori ~ "Nie denerwuj starego wilka"
— Przepraszam za siostrę. - powiedział szary wilk. — a Pan to?
— Jam jest zwykły włóczęga. - burknął. Nie zamierzał oddawać małej w niepewne łapy. To, że oboje mają skrzydła i on zna jej imię, jeszcze nie świadczy, że może ją mu oddać. Spojrzał na nią, wyglądała na poddenerwowaną.
— Znasz go? - spytał z przekąsem. Wadera spojrzała trochę zdenerwowana raz na szarego samca, raz na siwego. Przytaknęła lekko skinieniem głowy, po czym spuściła głowę w dół i nerwowo zaczęła drapać łapką ziemię. To zachowanie wydało się Białemu nieco podejrzane. Przez pustelniczy tryb życia ciężko odczytywał emocje, dlatego teraz był bardzo niepewny. Czy ona się bała? Jeśli tak, to kogo albo czego? Tego wilka? Przeskrobała coś poważnego? Tyle pytań, na które nie pora dostać odpowiedzi.
— Kto to dla ciebie? - zniżył się do jej poziomu. — Boisz się go?
— Nie boję się go, to jeden z moich braci. Yoshimitsu. - odpowiedziałą waderka. — Nie powinnam była się oddalać od domu... - dodała ciszej.
— Uhum, rozumiem. - mruknął, odwracając się do szarego wilka. — Yoshimitsu, tak? Tej małej nie trzeba już karać za nieposłuszeństwo. Już poszorowała tyłkiem po ziemi. Słowna reprymenda powinny wystarczyć.
Szary wilk skinął głową ze zrozumieniem i ze współczuciem spojrzał na siostrę.
— Obawiam się, że w domu nie ominie jej poważna rozmowa. - powiedział, bardziej kierując te słowa do skrzydlatej, niż do samca. — Mam nadzieję, że nie sprawiła Panu większych problemów. Dziękuję również za odprowadzenie małej do miasta. - powiedział, patrząc już na Białego.
— Yoshi... - Wilczyca szturchnęła szarego w łapę, aby ten zniżył ku niej pysk. — Zepsułam Panu zapas cennych grzybów... - Wyszeptała. Samiec westchnął ciężko.
— Oczywiście zrekompensujemy Panu szkody. - powiedział i sięgnął do swej sakwy. — Jaką formę zadośćuczynienia Pan preferuje?
Biały chwilę pomyślał. Nie przyszła mu na myśl żadna konkretna suma. Lada moment musi pójść poszukać hodowcy grzybów, by nadrobić swoje straty. Ten konkretny hodowca nie mieszka w okolicy, to włóczykij. On zaraz może spakować manatki i odejść z miasta.
— Pan powie sam, ile warte jest to szczenię? Za doprowadzenie jej tutaj.
Samiec wyciągnął z torby niewielką sakiewkę. Sprawdził jeszcze szybko jej zawartość, po czym mruknął cos niezrozumiałego Shori do ucha. Wilczyca położyła po sobie uszy, a gdyby tylko mogła to by pobladła. Skinęła jednak głową, zgadzając się.
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy zarówno za fatygę, jak i za straty.
Biały przejął od niego sakiewkę. Na samo uczucie jej wagi zaniemówił. Wprawdzie nie przystaje patrzeć w podarunek przy darczyńcy, ale ten bardzo go kusił. Przez materiał mógł poczuć coś ostrego.
— Oh, to aż... - uciszył siebie, zanim powie coś nie tak. — Dziękuję. - wykrztusił. — No cóż... - nie wiedział, co powiedzieć. — W takim razie ja już pójdę... Mała, nie psoć już.
— Miło było Pana poznać, Panie... - waderka przechyliła głowę w zamyśleniu. Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zna imienia Starszego wilka, a przynajmniej nie pamiętała, jak ono mogłoby brzmieć. Jednak wilk nie mógł jej go już powiedzieć, ponieważ szybkim krokiem wtopił się w tłum. Czym prędzej poszedł szukać handlarza. Gdy oddalił się nieco dalej, przystanął za beczkami ziół, by obejrzeć zawartość sakiewki. Jego oczy zalśniły. Rubiny, szmaragdy, diamenty. Klejnotów do koloru do wyboru. Wziął je do łapy i każdego z kolei podgryzał, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. I takie były, co do najmniejszego. Spojrzał jeszcze raz w stronę, gdzie stała mała wilczyca z bratem. Oboje odeszli już stamtąd. Biały nie przystał na ruszenie za nimi w nieznanym mu kierunku, od razu skierował się w uliczki z jeszcze otwartymi straganami z ziołami. Skręcił za kościołem w prawo i doszedł do samego końca. Tuż przy wejściu do zakrystii stał mały, dziurawy parawan, za którym siedział brunatny wilk. Przed nim leżały ususzone grzyby różnych gatunków. Biały podrzucił mu pod łapy małego szafirka.
— Ile za to dostanę?
Wilk popatrzył na niego, jakby nigdy na oczy takiego bogactwa nie widział. Wziął chustę, na której leżały grzyby, i zwinął ją w torbę.
— Wszystko. - uśmiechnął się. Nie próbował sztuczek, bo Biały go za dobrze znał. Wiedział, że tym klejnocikiem dobije jego dzienny utarg. Zadowolony wilk mógł już wracać do domu. Biały złapał za guza prowizorycznej torby i zarzucił ją sobie na plecy. Teraz wyłącznie myślał nad szybkim powrotem. Słońce stało wysoko, czyli było już południe. Musiał jeszcze zapolować sobie na kolację, a do tego musiał pierw odstawić dzisiejszy zakup w swojej norze.
wtorek, 23 września 2025
Od Atrehu ciąg dalszy Reiko | Itami ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"
Przecież nie prosiłem się na świat. Nie ja wybierałem. To mój ojciec — czysty wilk, silny, dumny — zakochał się w lisicy. To oni podjęli decyzję. To oni połączyli krew. A ja? Ja byłem tylko owocem ich miłości. Dlaczego miałbym płacić za coś, co nigdy nie należało do mnie?
Ich krzyki znów rozbrzmiały przy bramie. "Hybrydy to zakała. Brud. Plugastwo". Opuściłem wzrok na bruk, na własne łapy, jakbym jeszcze raz miał przypomnieć sobie, że jestem jednym z tych, których chcieliby widzieć na kolanach. Ile razy już tak było? Ile razy byłem ich celem, ich zabawą, ich wyrzutem sumienia?
Im dłużej patrzyłem na nich, tym bardziej melancholia we mnie gęstniała, aż w końcu ustąpiła miejsca gniewowi. Nie był to zwykły gniew — bardziej jak rzeka, co zrywa tamy, rwący nurt, który chce porwać mnie i rozszarpać na kawałki. Znałem to uczucie zbyt dobrze. Jakim prawem? Jakim prawem ktoś decyduje, kto jest czysty, a kto nie? Jakim prawem oceniają mnie, Itami, kogokolwiek — na podstawie krwi, której nawet nie mogliśmy wybrać? Jeśli sama Bogini, matka życia, nie potępiła nas i jeśli pozwala, byśmy oddychali, biegali, kochali i cierpieli tak samo jak oni — to czym są te wyjące błazny przy bramie? Niczym. Zwykłymi śmiertelnikami, którzy nie mają prawa sądzić innych.
sobota, 13 września 2025
Od Reiko ciąg dalszy Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"
Samica przysiadła naprzeciw, nie spuszczając wzroku z wróżbity. Przez krótką chwilę obserwowała jego ruchy, sposób, w jaki przesuwał łapy nad kartami, jak unosił brew, udając, że zna tajemnice przyszłości. Jej serce zabiło szybciej, kiedy zaczął coś nieskładnie mamrotać pod nosem. Brzmiało to bardziej jak powtarzana na pamięć formułka niż zaklęcie. Choć się na tym nie znała, słyszała opowieści o światłach, reakcji wszechświata na wejście w Fatamorganę i cenie, jaką powinno się zapłacić, by zobaczyć przyszłość. Tutaj natomiast nie było nic. Powietrze nie drgnęło, a powinno się nagrzać i zafalować. Jego oczy winny zrobić się białe, a wszechświat miał ukazać swe oblicze. Wszystko to wyglądało jak tania sztuczka kuglarza. Zadrwiła w duchu. Jej cierpliwość jednak skończyła się, gdy niespodziewanie zbliżył się, a jego łapa „przypadkiem” spoczęła zbyt blisko, a potem bezceremonialnie na jej piersi. Czas stanął w miejscu. Cisza, jaka nastała, była gęsta jak woda.
— Jesteś taka piękna... - szepnął prawie do jej ucha. Oczy zaszły mgłą, a odór pożądania nieprzyjemnie drażnił jej węch. Skrzywiła się nieznacznie. ~ Ach, więc tak wygląda magia w jego wydaniu. Żałosne. Ale jeśli chce grać, to zagra. ~ Reiko nie drgnęła, nie wciągnęła gwałtownie powietrza. Nie dała mu tej satysfakcji. Zamiast tego pochyliła się powoli do przodu, pozwalając, by jej pysk zbliżył się niebezpiecznie blisko jego.
— Wiesz, mój drogi… - jej głos był miękki, szeptany, pieszczący uszy jak jedwab. Uśmiech wyglądał niemal figlarnie, ale w oczach pojawił się błysk — ostry, niebezpieczny, taki, od którego gardło samo się ściskało. — Masz całkiem odważne łapy.
Zanim zdążył się odezwać, jej pazury musnęły go po udzie i zsunęły się niżej. Niby lekko, niby przypadkiem, a jednak z wyczuciem, które sprawiło, że mięśnie basiora napięły się jak struny. Pazury ledwie drasnęły jego przyrodzenie, ale nacisk był wystarczający, by zrozumiał, co mogłoby się stać, gdyby poruszył się choć o milimetr za szybko. Wróżbita zesztywniał, zdecydowanie zbity z tropu. Jego uszy opadły, a oddech urwał się w połowie. Spojrzenie, jeszcze przed chwilą bezczelne, zamigotało czystym strachem. Ewidentnie spodziewał się reakcji, ale nie takiej.
— Ale wiesz, co jest jeszcze odważniejsze? - ciągnęła, niemal mrucząc. Uśmieszek nie zniknął z jej pyska, wręcz się pogłębił, nadając słowom jeszcze bardziej niepokojący wydźwięk. W chwili, gdy Reiko pochyliła się nad nim mocniej, powietrze w namiocie jakby zgęstniało. Ciepły zapach palonych ziół został nagle przytłumiony przez coś o wiele cięższego — złowieszczą aurę, której nie sposób było nazwać. Uśmiechała się, spokojna niczym tafla lodu, a jednak w jej oczach tlił się żar, który wróżbita poczuł na karku jak dotyk płomieni. Nie musiała warczeć, nie musiała grozić słowami — jej obecność sama w sobie niosła obietnicę bólu. Basior poczuł, jak łapy drżą mu niekontrolowanie, a zimny pot spływa po karku. Nigdy wcześniej zwykłe spojrzenie nie ścisnęło go tak za gardło. Reiko czuła, jak rośnie w nim przerażenie. I w dziwny sposób dawało jej to satysfakcję. To ona tu rozdawała karty. Pazury pozostały tam, gdzie były, muskając skórę w sposób bardziej groźny niż intymny. Wystarczyłoby jedno płynne cięcie.
— Fakt, że ktoś mógłby ci odciąć nie tylko łapy, ale też tego ptaszka niżej — tak nisko, że nigdy więcej nie poznałbyś smaku samicy, a i żadna wadera nie spojrzałaby na ciebie tak, jak pragniesz.
Wróżbita przełknął głośno ślinę. Ogon zastygł mu w nienaturalnym bezruchu, a łapy natychmiast cofnęły się z jej piersi, jakby dotknął rozżarzonego żelaza. Było w niej coś diabelnie pięknego — takiego, co sprawia, że serce jednocześnie przyspiesza i zamiera. Jakby sama śmierć przybrała postać anioła, a on miał czelność położyć łapę na jej ciele.
— Dziękuję za… "wróżbę". Wystarczy mi na dziś. - wyprostowała się powoli, cofając pazury, jakby nigdy nic. Jej ton był spokojny, opanowany, wręcz uprzejmy. Wróżbita padł na ziemię, płaszcząc się przed nią i bełkocząc przeprosiny za własne istnienie. Reiko uśmiechnęła się drwiąco, dociskając jego łeb do ziemi. — Nigdy więcej nie wchodź mi w drogę. - szepnęła, wycofując się. Po chwili opuściła namiot spokojnym krokiem, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Tylko subtelna iskra satysfakcji oczach zdradzała, że to ona wyszła z tej gry zwycięsko. Za jej plecami pozostał ciężki, rwany oddech wróżbity, który nie odważył się nawet drgnąć.
piątek, 12 września 2025
Od Lumy ciąg dalszy Naharys'a ~ "Spisane w wodzie"
— Może ty mi opowiesz, co takiego robiłaś nad brzegiem jeziora i... czemu cię widziałem w wodzie? To znaczy się twoje odbicie. - Akurat otrzepywałam się z kurzu, który na mnie osiadł podczas zderzenia, ale na jego słowa zamarłam i zmrużyłam oczy. Basior, dość spory na dodatek, nie dość, że nie uważał, gdzie biegnie i lazł jak święta krowa, to jeszcze bezczelnie wyjeżdża do mnie z urojonymi pretensjami. No czyste chamstwo po prostu. I te jego śmieszne, pożal się boże roszczenia. Co robiłaś? A czemu tak? Dlaczego srak? Zdecydowanie za mocno uderzył się w ten swój pusty łeb, jeśli myśli, że cokolwiek mu powiem. Nic z tego, nie ze mną takie bajery.
— To, co robiłam nad jeziorem to totalnie nie twoja sprawa. - niby z jakiego powodu miałabym się komukolwiek tłumaczyć. A już zwłaszcza komuś takiemu jak on? — A ty gdybyś widział coś więcej niż czubek własnego nosa, bez problemu zauważyłbyś, że stoję obok ciebie. Więc tak, geniuszu, to naturalne, że widziałeś moje odbicie. - To co, gdzie i z kim robię, to jest moja prywatna i osobista sprawa, jemu kompletnie nic do tego. Niech więc nie myśli sobie, że może czegokolwiek ode mnie sobie żądać. Bo zdecydowanie nie może i nigdy nie będzie mógł.
— Nie wciskaj mi tu kitu, dobrze? Nikogo obok siebie nie widziałem, a twoja słodka buźka jakimś cudem świeciła odłogiem w odbiciu wody. Więc wybacz, ale to, co tu robisz, jest moją sprawą… - gdyby nie moja pewność co do mojego perfekcyjnego słuchu to miałabym wątpliwości w to co słyszę. Może jednak mój zmysł zaczął szwankować, a ja powinnam zacząć rozglądać się za inną profesją? Albo to ja zbyt mocno uderzyłam się w głowę i przez wstrząśnienie mózgu mam jakieś zwidy i przesłyszenia? Ale no błagam, on tak na poważnie? To było stuprocentowo na serio? Żadnej próby wkręcenia, zrobienia ze mnie idioty i planowanego wyśmiania prosto w oczy? Naprawdę miał czelność pultać się o w gruncie rzeczy moje prywatne sprawy? Większego bezczelna już dawno nie spotkałam. Należało go jak najszybciej sprowadzić na ziemię. A tacy jak on zwykle mierzą wysoko i spadają bardzo boleśnie.
— Nawet matce się nie spowiadam z tego co robię, a ty sądzisz, że tobie powiem? Zapomnij. - prychnęłam i leniwie machnęłam ogonem, z którego posypał się pył z drogi leśnej. Wyglądało to, jakbym chciała odgonić muchę postaci basiora przede mną, a zamiast tego wzbudziłam do życia mini piaskową burzę — I nie dość, że zadufany w sobie to jeszcze ślepy. To niezbyt dobre połączenie. - coraz bardziej mnie irytował i jeszcze na dodatek to jego parsknięcie śmiechem. Takich jak on zjadam na przystawkę bez zbędnego gryzienia. To, że myśli, że może patrzeć z góry, nie oznacza, że jest to prawda objawiona.
— W przeciwieństwie do ciebie, ślicznotko, ja nie oceniam nikogo przy pierwszym spotkaniu. - i jeśli miał nadzieję, że tania bajera i wątpliwy urok osobisty w jakiś sposób dadzą mu przewagę, to się chłopina srogo przeliczy.
— Dla ciebie to może faktycznie być nasze pierwsze spotkanie, wcześniej twoje ego ci mnie zasłoniło. - znowu machnęłam ogonem i po raz kolejny posypał się pył. Aż kichnęłam, gdy kurz wpadł mi do nosa. Przez tego pajaca byłam cała brudna, aż ciarki przechodziły po plecach. Musiałam jak najszybciej pójść się wykąpać i dokładnie wyczyścić futerko, by znowu lśniło. No ale najpierw obywatelski obowiązek. Pokazanie basiorowi, gdzie jego miejsce.
— Hoho, uważaj, żebym ja ci zaraz nie powiedział, co tobie przysłoniło twoje śliczne oczęta. - natychmiast wypaliłam.
— Narcyzowaty laluś? Uważaj, bo jak będziesz się tak ciągle sobie przyglądał to popadniesz w samo zachwyt. - po raz kolejny otrzepałam się, wzbudzając kłęby kurzu. Pył poleciał bezpośrednio na basiora, ale zdążył uskoczyć i nie skomentował tego. Zresztą, on też był brudny po naszym zderzeniu się.
— Na razie czemu się przyglądam, to twoim seledynowym oczętom i na razie, to nie mogę wyjść z zachwytu z ich powodu. - zmiana strategii na pochlebstwa, może i by się sprawdziła, gdyby natknął się na kogoś innego. No ale, na jego nieszczęście wpadł na mnie, jestem totalnie odporna na takie głupie gadanie.
— Och, czyli jednak masz gust. Już myślałam, że potrafisz zachwycać tylko się samym sobą
— To następnym razem zacznij myśleć, nim zaczniesz oceniać kogoś pochopnie, jasne? A co do twojego odbicia w wodzie, to jakaś twoja sztuczka? Iluzja? - robił się męczący z tym swoim wypytywaniem. No i zdecydowanie nie powinien dowiedzieć się o mojej małej sztuczce. Miała to być tajemnica handlowa, a w tym przypadku zawodowa.
— Przecież ci powiedziałam, że stałam obok ciebie. Jesteś głuchy czy głupi, bo to, że ślepy to już wiem. - Jako szpieg doskonały, nie mogłam sobie pozwolić, by jakiś łachudra paplał o mojej umiejętności na prawo i na lewo. To byłoby nieprofesjonalne wypstrykać się ze swoich asów tak po prostu. No i Alfa byłby wściekły. Wyraźnie uzgodniliśmy, że nie powinno to być coś, co krąży jako informacja powszednia. Nie wiadomo, do czyich uszu trafi, a wywiadowczą przewagę zawsze warto mieć.
— Och, uwierz mi, że ślepy nie jestem, a tym bardziej głupi. Za to ty jesteś kiepską kłamczuchą. - spojrzałam z widocznym politowaniem na niego, oskarżanie mnie o bycie kiepskim kłamcą to tak jakby rasową kurtyzanę oskarżyć o bycie dziewicą. To śmieszne i niedorzeczne. Powinien trzy razy się zastanowić, zanim coś palnie i zacznie się kompromitować na całego.
poniedziałek, 1 września 2025
Od Itami ciąg dalszy Reiko | Atrehu ~ "Tam, gdzie wieje wiatr"
— Oh, niee, nie chciałabym wam zawracać niepotrzebnie głowy - odparła z namaszczeniem kręcąc głową.
— To nie jest żaden problem - oznajmił Atrehu, przystępując pewnym krokiem do przodu. Itami w sumie była mu wdzięczna, że się przyłączył do rozmowy. Jej myśli były tak zaprzątnięte wokół zakupów, że nie miała głowy, by utrzymać konwersację. Za wszelką też cenę nie chciała okazać przed waderą słabości ciągłym jąkaniem i szukaniem odpowiednich słów. Z pokorą pozwoliła samcowi mówić, zdobywając się jedynie na delikatny, nieśmiały uśmiech.
— My i tak musimy jeszcze dokupić kilka rzeczy, więc międzyczasie możemy Cię oprowadzić.
— Czy w tej watasze wszyscy są tacy uczynni? - zapytała, odwracając się do nich pewnie.
— Cóż, ostatnie czego bym spodziewał się po tutejszych mieszkańcach, to uczynność, ale trafiają się wyjątki - odparł Atrehu. Itami wsłuchiwała się w jego ton, który jak zwykle był wyluzowany i śmiały, i nadal nie mogła uwierzyć, że nie potrafiła wykrzesać z siebie, choćby słówka. Pozwalała samcowi mówić, kryła się w jego cieniu i jedynie słuchała rozmowy, której niektóre fragmenty wpadały jej jednym uchem i wylatywały drugim. Choćby nawet chciała się odezwać, to nie potrafiła z powodu błąkających się myśli. Wpatrzyła się gdzieś w bok, już nawet tracąc zainteresowanie rozmową - która swoją drogą nieźle się rozwinęła między Atrehu a tą waderą - a padające słowa były już tylko szczątkami, które jej umykały.
— ... prawda, Itami? - zwrócił się do niej Atrehu. Jego kojący, a zwłaszcza ciepły ton wyłowił ją z natłoku własnych myśli. Zamrugała nerwowo oczami i zdołała wykrzesać z siebie tylko krótkie "Hmmm?"
— Pytałem, czy to nie jest prawda, że gdyby Reiko się z nami przeszła, mogłaby poznać wiele ciekawych miejscówek.
Nie pamiętała momentu, w którym wadera się przedstawiła. Albo była tak zajęta natłokiem myśli, że kompletnie jej to umknęło.
— Tak, tak... myślę, że tak - wymruczała nieśmiało pod nosem i odbiła spojrzeniem w bok.
Wadera imieniem Reiko wykrzywiła usta w lekki uśmiech, niewyraźny i tajemniczy, ale nie to zastanawiało Itami. Ciekawe były jej fioletowe oczy, przeszywające i wyraziste, poprzetykane fiołkowymi pręgami. Kiedy Atrehu polecił, by Reiko szła przy jego prawicy. Przy lewicy zaś szła zagubiona we własnych myślach Itami, którą niebawem ocknął lekki dotyk łapy Atrehu.
— Skarbie, czy wszystko w porządku? - zapytał tonem jak zwykle przepełnionym troską.
— Nie, wszystko jest dobrze, a dlaczego pytasz?
— Wydajesz się taka nieobecna. - stwierdził samiec, przybliżając się. Teraz, kiedy szli, ocierali się o siebie, co wywołało elektryzujące wrażenie, dość uspokajające i zmysłowe. Itami już jako szczenię, kiedy jeszcze uczyła się czytać, przeglądając książki i zwoje, które naznosiła jej matka, wyczytała, że takie czułe i ciepłe zbliżenia potrafiły działać cuda - odprężały i uspokajały. Czuć bliskość kochanego wilka to było coś, czego teraz potrzebowała. Przy nim nie musiała się niczego bać. Samiec, jak dorodny owoc, potrafił obdzierać ją ze skorupki, którą mimowolnie się otaczała. Skorupki, która skutecznie izolowała ją od problemów tego świata, ale wiedziała jednak, że z nią, czy bez niej, nie ominą ją kłody rzucane przez los. Myśl o tym przyprawiło ją o lekkie przygnębienie, co nie uszło uwadze Atrehu.
— Ciągle nad czymś myślisz.
Itami nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Chciała mu wyjawić swoje przemyślenia, ale nie potrafiła tego ująć w słowa. Po prostu taka już była i chyba nic nie zdoła tego zmienić.
— Powiem Ci później, dobrze?
Kiedy mijali kolejne stragany, przy których handlarze wychwalali swoje produkty, szczeniaki bawiły się na środku ulicy w zabawę, którą Itami nie znała - zabawa polegała na lekkim stuknięciu ogonem w metalową kulkę, która musiała zapewne wpaść do otworu, powstałego po wydartym fragmencie kostki brukowej. Reiko przyglądała się pełna zainteresowaniu mijanym wilkom, zajętymi swoimi sprawami i idącymi w tylko sobie znanym kierunku. Mijali szeregi domów, których kominy wydobywały z siebie bure smugi dymu. Były wciśnięte pod samym murem, na szczyt którego prowadziły kamienne schody, których strzegła straż miejska. Niedaleko od nich, ktoś rozłożył dość obszerny namiot, opatrzony w dość wytartą drewnianą tabliczkę, uroczyście informującą, że wewnątrz można skorzystać z usług wróżbity. Reiko zatrzymała się i z zainteresowaniem zerknęła w stronę ciągnącego się sznura zgromadzonych pod namiotem interesantów, szepczących coś pod nosem z ekscytacją. Itami wykrzywiła nieco usta w grymasie niesmaku. Itami, jak przystało na waderę racjonalnie rozumną i wykształconą, uważała takie praktyki za zwyczajne zdzierstwo w biały dzień, oszustwo i szarlatanerię.
czwartek, 21 sierpnia 2025
Od Asenath ciąg dalszy Kaberu ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"
Wycieczka w góry okazała się być naprawdę udanym pomysłem. Asenath doceniała swego rodzaju
wyzwanie, jakie oferowały wąskie ścieżki wśród skał. Wędrówka obfitowała w piękne widoki i przyjemne uczucie oddalenia od świata, które tak często wilczyca odczuwała, studiując magię. Miała nawet szansę zobaczyć gryfa, w dodatku dwukrotnie. Na terenach jej dawnej watahy były widywane rzadko, więc tym chętniej przyglądała mu się z uwagą, kiedy ostrożnie mijali go z Kaberu, klucząc między skałami. Gdy w trakcie schodzenia zostali zaskoczeni przez polującego osobnika, Asenath zaczęła zastanawiać się, jak duże szanse mieliby w walce z tym zwierzęciem. Przewagą gryfa był jego rozmiar, a także para uzbrojonych w szpony łap, mocny dziób i umiejętność latania. Wilki, nawet mimo swojego wysokiego wzrostu i pokaźnej ilości mięśni w przypadku Kaberu, były mniejsze i uzbrojone jedynie w kły, przynajmniej w przypadku Asenath, która nie miała ze sobą broni. Na ich korzyść działała ilość i zdolności magiczne, które, odpowiednio wykorzystane, mogłyby pomóc zdobyć im przewagę. Wilczyca doszła do wniosku, że mogliby mieć nawet szansę pokonania gryfa, jednak na pewno nie byłaby to łatwa walka. Całe szczęście, że ich ominęła. Po znajomej trasie bez problemu wrócili na plażę, nawet mimo zapadającego już zmroku. Kolory zaczęły powoli znikać z nieba, zastępowane przez głęboki granat nocy i rozrzucone po nim gwiazdy, a nad horyzontem zawisnął księżyc.
– Jeśli mam być szczery, nasze dzisiejsze zwiedzanie było wspaniałe – oznajmił Kaberu. – Poza tym zgłodniałem nieco. Masz na coś ochotę?
Dopiero, kiedy jej towarzysz wspomniał o jedzeniu, Asenath poczuła, jak bardzo jest głodna. Dokładnie
tak samo przydarzało jej się w rodzinnej watasze, gdzie skupiona na badaniach często zapominała o posiłkach. Gale przynosił wtedy zająca albo bażanta i razem zjadali zdobycz, rozmawiając o zdobytej tego dnia wiedzy. Wilczyca niemal czuła, jak przyjaciel uśmiecha się na widok, że w nowej watasze znalazł się ktoś, kto przypomniałby Asenath o posiłku.
– Zadowolę się czymkolwiek, co złapiemy pierwsze – odpowiedziała. – Wycieczka była wciągająca niczym studiowanie magii i teraz...
Przerwało jej burczenie jej własnego brzucha. Spojrzała w jego kierunku z dezaprobatą. Od strony
Kaberu dobiegł cichy śmiech.
– Jestem bardzo głodna – dokończyła, kładąc nacisk na środkowe słowo.
– W takim razie ruszajmy – odpowiedział basior i zaczął węszyć. – Tędy, chyba wyczułem zapach sarny.
Poprowadził ją w głąb lasu. O ile dobrze się orientowała, od centrum Dailoran oddzielało ich teraz jezioro. Chociaż słońce zdążyło już skryć się za horyzontem, księżyc świecił wystarczająco jasno, by bez problemu znajdywali drogę między drzewami. Po przebiegnięciu truchtem kilkudziesięciu metrów Asenath wyczuła niesiony przez lekki wiatr zapach saren. Skorygowali nieco kierunek i teraz wilczyca wysunęła się na prowadzenie, lustrując wzrokiem ziemię w poszukiwaniu potencjalnych przeszkód. Raz tylko musieli zwolnić, napotykając na swojej drodze powalone drzewo. Kiedy Asenath stanęła na przewróconym pniu, zapach saren nasilił się. Przeszkoda pojawiła się w
idealnym momencie – wilczyca dostrzegła między drzewami sylwetki kilku saren spokojnie pasących się na polanie.
– Są przed nami – szepnęła cicho, odwracając się do Kaberu. Jej towarzysz wyjrzał znad pnia, mrużąc oczy, a potem skinął głową.
– Dobrze się skradasz? – zapytał.
– Przyzwoicie. Moje futro jest dość zauważalne w nocy, ale jeśli wiatr się nie zmieni, powinnam dać radę podkraść się dość blisko – odpowiedziała.
– W takim razie idź w lewo. Ja zakradnę się od prawej strony. Spróbuj zagonić je do mnie.
sobota, 16 sierpnia 2025
Od Itami ciąg dalszy Niko ~ "Nowe Dusze"
— Wczoraj. Musiałem się o coś otrzeć, ale wcześniej nie swędziało tak mocno, jak teraz - odparł
— Niestety, nie pamiętam. To musiał być jakiś kwiat, bo jakiś czas spędzałem na łące.
Itami kiwnęła pewnie głową przytomna tego, co powinna teraz zrobić. Wprowadziła samca do sali, gdzie poleciła mu usiąść na żeliwnym blacie operacyjnym, a ona sama zajrzała do schowka po lewej, w poszukiwaniu odpowiedniego leku. Kiedy znalazła, minęło kilka minut, a to wszystko przez to, że w środku panował istny armagedon. Niko dzielnie znosił chwile oczekiwania, wiercił się w miejscu, ale starał się nie drapać objętego alergią miejsca. Ogarnąwszy sierść na brzuchu pacjenta, nabrała niewielką ilość maści, zielonej jak mięta i wonna, niczym kamfora. W istocie była tam kamfora, aby schłodzić miejsce swędzenia. Powoli wcierała i wmasowywała drobne porcje maści w skórę, a robiła to sprawnie i z wyczuciem, tak jak miała w zwyczaju. Innych leków niestety nie miała w zapasie, ale myślała, że odrobina tego specyfiku choć trochę złagodzi uczucie swędzenia.
— Myślisz, że to pomoże?
— Bądź dobrej myśli. Może to nie jest lek z górnej półki, ale powinno pomóc. Czujesz się nieco lepiej?
Itami rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie odważyła się popatrzeć na niego zbyt długo, by nie zachować się wobec niego impertynencko. Był to samiec nieco mikrej budowy, ale to wcale nie była wada. Futro brązowe niczym miedź, a gdy spojrzała przelotnie w oczy samca, ujrzała, że zza bujnej grzywki lewe spoglądało obramowane białą plamą. Nie wytrzymała spojrzenia młodego samca, spuściła wzrok na to, co miała przed sobą. Rumień może i nie zniknął, ale samiec powinien niebawem odczuć nieco ulgi.
— Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam. Powiedzmy, że jesteś dla mnie nową twarzą.
— Cóż, jak dotąd nie udało mi się osiąść w jakimś stałym punkcie. Alfa przyjął mnie i moją matkę w wasze szeregi, i jak na razie, nie jest tak źle. Cóż... nie licząc tego uczulenia. Swoją drogą nikogo tu nie znam.
— Jestem Itami - odezwała się Itami. Wzniósłszy się na szczyt swej odwagi, Itami podała samcowi łapę, a on uścisnął ją bez ani chwili wahania. Cóż, uznała więc, że najgorsze miała już za sobą. Teraz wystarczyło w spokoju przełamywać pierwsze lody z samcem.
— Mów mi Niko.
— Miło poznać - powiedziała ściszonym tonem Itami, zawijając gliniany pojemnik maści we fragment skóry. — Po niecałych pięciu minutach powinno przestać swędzieć i szczypać.
Niko odpowiedział na to kiwnięciem głową i uśmiechem tak pogodnym, jak wiosenny poranek.
— Niestety, nie bardzo mam jak się odpłacić za pomoc.
— Nic nie trzeba płacić, na prawdę - odparła Itami, nieśmiało mrucząc pod nosem. — Wszelkie należności otrzymuję w żołdzie od Alfy, a że należysz do Dailoran, nic nie musisz płacić.
Samiec nie wydawał się ani zaskoczony, ani zbyt przesadnie rozradowany tą informacją - kiwnął jedynie w podzięce głową, przyglądając się jej z ciekawością. Natychmiast w takich okolicznościach Itami zapewne opuściłaby głowę i spaliła nieśmiałego rumieńca, ale w tamtym momencie, o dziwo wytrzymała jego spojrzenie, po czym usiadła, nie tracąc z samcem kontaktu wzrokowego.
— Urodziłaś się tutaj? - zapytał Niko.
— Pytasz z ciekawości, czy tak, o, żeby przerwać ciszę?
Niko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
— W jednym i drugim przypadku. Jestem tutaj nowy i wypadałoby zapoznać się z kimś nieco bliżej. Zawsze to jedna znajoma twarz więcej.
— Tak, urodziłam się tutaj. - odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech. — A ty co ciekawego powiesz o sobie?
piątek, 8 sierpnia 2025
Od Reiko ciąg dalszy Naharys'a | Kaberu + Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"
— To wszystko… brzmi jak bajka, prawda? - odezwała się cicho, głosem bardziej miękkim, niż dotąd. — I tak też to pamiętam. Piękno tej wyspy... wżarło się we mnie jak zapach letniego deszczu. Wciąż czuję pod łapami chłód górskich strumieni, a dźwięk wiatru wśród błękitnych liści śni mi się w nocy. I szum wodospadu. Litry wody spływające kaskadą z wysokich skał. Mimo, że zawsze dużo padało, nigdy nie doszło do powodzi. Woda z rzek wpływała wprost do oceanu. - zrobiła krótką pauzę, a oczy zalśniły jasnym blaskiem.
Nie zauważyła, kiedy spuściła głowę, tępo wpatrując się w filiżankę przed sobą. Upiła łyk herbaty, jakby potrzebowała czegoś, co ukoi ściskające gardło wspomnienia. Westchnęła, kręcąc głową. Chciała pamiętać tylko to, co dobre i żywe. Obiecała sobie, że nie będzie wspominać bolesnej przeszłości. Lecz ta jak zmora, nawiedzała jej umysł, wprowadzając wszystko w chaos. Wciąż pamiętała ryk ojca, stojącego nad nią niczym widmo. I zmuszający do uległości warkot. Nacisk tak bolący, że utkwił w jej umyśle na dobre.
I wtedy obraz powrócił — nieproszony, jak zawsze.
Szorstki żwir wżynający się w opuszki łap. Metaliczny smak krwi, sączący się z rozciętego pyska. Przenikliwe zimno świtu, który nie przynosił wytchnienia, tylko nową porcję krzyku.— Jeszcze raz! - ryk ojca rozbrzmiał w jej głowie jak grzmot. Stał nad nią jak cień górskiego szczytu, niewzruszony, nieustępliwy. Jego spojrzenie nie znało litości, tylko oczekiwanie. Zawsze za dużo. Zawsze za szybko. Zawsze za cenę, której młoda wadery nie powinna płacić. Każdy upadek kończył się karą. Każdy błąd – pogardą. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz zemdlała podczas treningu. Nie z głodu. Z bólu, z przeciążenia i z wycieńczenia psychicznego. A on... nawet wtedy nie okazał nic poza chłodną wzgardą. Rzucił tylko: — Słabi nie przetrwają. Ty nie masz prawa być słaba. - odtąd uczyła się wstawać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
— Wszystko w porządku Reiko? - głos Naharysa zabrzmiał blisko jej ucha. Choć bardziej przypominał niepewny szept, odpowiedziała na niego ledwie skinieniem głowy.
— Każdy ma swoje demony. Moje zostawiłam właśnie na wyspie. I dlatego nie będę w stanie wam towarzyszyć, ale wy... wy możecie się tam udać. Choć będzie to trudne, zwłaszcza, że tratwa — a raczej zbitek desek, połączonych ze sobą — kursuje tylko raz w miesiącu. I raczej niebezpiecznie się na niej płynie. Nie licząc tego, to jeśli dotrzecie tam w jednym kawałku, mogę zapewnić, że będzie to niezapomniana przygoda!