Samce przyglądali się sobie nawzajem badawczym i czujnym wzrokiem. Biała niczym świeże mleko sierść podkreślała jadeitowe, zielone oczy. Tak ten kolor nie był mu obcy, ciało naznaczone bliznami, wyraźnie zarysowane mięśnie. Stał przed nim doświadczony w boju wojownik. Widząc i wyczuwając jednak pewną więź znajomości pomiędzy Itami i Naharysem, jak wywnioskował z rozmowy, uspokoił się nieco. Nie zapowiadało się na kolejną walkę.
– Owszem. Nie ma się Pan już czym martwić. – Lis odpowiedział na pytanie. Gwałtownie wciągnął powietrze i zwrócił pysk w kierunku Itami, która sprawnym ruchem kończyła zakładanie szwów. ~Kiedy ona to zrobiła? Z niedowierzaniem pomyślał, gdy wadera obmywała delikatnie resztki krwi z rany.
– Ma Panienka prawdziwy talent do medycyny. – Uśmiechnął się do samiczki. – Dziękuję bardzo i liczę na kolejne spotkanie w nieco spokojniejszych okolicznościach. Nie będę już Państwu przeszkadzał. – Podniósł i ucałował łapę Itami, po czym skinął głową w kierunku Naharysa.
– Proszę przyjść do lecznicy w razie jakiś komplikacji, oraz na kontrolę i być może ściągnięcie szwów za dwa tygodnie. – Dante dostrzegł delikatne wypieki na twarzy samiczki. Przytaknął na usłyszaną informację po czym pożegnał się jeszcze raz słowem. Opuścił lecznicę oraz powolutku ruszył w stronę Varony. Musi kupić sobie coś pożywnego w karczmie, po czym chyba zmuszony będzie zamknąć bibliotekę na kilka dni. ~Może poproszę Marine o pomoc? Dokumenty dalej mogę w końcu wypełnić, a ta urocza burza energii mogłaby mi pomóc z wydawaniem cięższych ksiąg. Ahh… Głupio, że musze prosić o pomoc waderę.~ To nie tak, że Dante uważa je za słabsze, czy gorsze, ale uczono go iż cięższych prac po prostu nie wypada powierzać delikatnym samicom. Może to wpłynąć zarówno na samopoczucie jak i urodę. Świetnym tego przykładem są samotne handlarki, albo rzeźniczki. Psowate zahartowane przez życie. Widać, że mimo młodego wieku ich skóra jest zmęczona i marszczy się szybciej. Ponadto tak mocno zarysowane mięśnie, również nie wyglądają zbyt urokliwie. Przynajmniej w odczuciu lisa. Westchnął ciężko, gdy w końcu stanął w progu swej ukochanej biblioteki.
– Długo Cię nie było Dante. – Błękitny kolor mignął gdzieś z boku pola widzenia, aż po chwili nieco niższa od niego Marine stanęła przed nim. – Zaczynałam się martwić i chyba słusznie. – Wilczyca przyjrzała się opatrunkom lisa.
– Wejdźmy proszę, zaparzę herbaty i porozmawiamy na spokojnie. – Lis, szczerze mówiąc, nie miał specjalnie siły na nic więcej. Już w samej drodze powrotnej pogrążony był w myślach wokół dzisiejszych zdarzeń. Nic więc dziwnego, że uderzyło w niego zmęczenie z całego dnia. Nie spodziewał się spotkać Panienki Itami. Ta walka i później poznanie jej znajomego, którego same spojrzenie mogło by zabić, gdyby tylko wilk chciał. Aura emanująca od samca była niezwykle silna, a jednak nastawiona była bardziej na obronę samicy niż do bezmyślnej walki. Przynajmniej takie wnioski wyciągnął podczas drogi skrzydlaty. Naharys to intrygujący i zdecydowanie silny osobnik. Dante poczuł coś w swego rodzaju ukłucia, gdy zrozumiał iż Itami otacza się silnymi basiorami.
Z kłębu myśli lisa wyrwał delikatny dotyk i ciepło niebieskiej wilczycy. Uświadomił sobie, że już od jakiegoś czasu znajdują się w salonie skrzydlatego, na poddaszu biblioteki, czyli w jego pokaźnym apartamencie. Siedzieli na niewielkim, drewnianym podeście w kształcie okręgu, który był wyłożony drogocennymi poduszkami i kocami z jedwabiu. Obiekt był niczym innym, jak wielkim łożem, usytuowanym pod niewielkim oknem, we “wnęce” w tylnej części pomieszczenia. Znajdowało się ono na wprost od schodów, u których podstawy były drzwi dzielące bibliotekę od strefy mieszkalnej. Na stoliku po prawej stronie od wejścia, znajdowały się dwie filiżanki z herbatą oraz talerzyk z ciasteczkami. Po lewej stronie stała ściana z otwartym przejściem do kuchni oraz dwiema parami zamkniętych drzwi. Jedne z drzwi prowadziły do sypialni, a drugie do łazienki. Psowate siedziały na salonowym legowisku. Za plecami lisa znajdowało się okno, dające jeszcze dosyć światła by nie musieć aktywować naładowanych magią nefrytowych lamp. Słońce chyliło się ku zachodowi.
Słodki i zatroskany głos Marine w końcu dotarł do uszu samca.
niedziela, 30 marca 2025
Od Dantego ciąg dalszy Naharysa | Itami ~ “Jak lis do lisa”
wtorek, 25 marca 2025
Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"
"Itami... Naprawdę zależy mi na tobie. Mogę ci obiecać, że jeśli z tego nie wyjdzie nic więcej niż przyjaźń, to ja i tak będę gotowy oddać za ciebie życie. To moja obietnica dla ciebie." Te słowa nie dawały jej spokoju. Bo nie spodziewała się ich kiedykolwiek usłyszeć, a bynajmniej, nie od Miguela. Znali się przecież krótko. Zbyt krótko, by cokolwiek sobie przyrzekać. Nie miała pojęcia, co najlepszego uczyniła, ale Sol jej świadkiem, nie chciała go w jakikolwiek sposób skusić do takich radykalnych - aż bała się tego słowa użyć - przysięg.
Nawet Atrehu, mimo że znała się z nim tyle czasu i łączyło ich niejedno, nigdy nie odważył się powiedzieć coś podobnego.
Kiedy dotarli na brzeg, zorientowali się, że nie wzięli ze sobą ręczników. Ze zmokniętymi, ociekającymi wodą i przylgniętymi do ich ciał futrami, potruchtali w stronę lecznicy, gdzie mogli spokojnie się wytrzeć i wysuszyć. Miguel, kończąc wycierać Itami białym, bawełnianym ręcznikiem, zauważył też, że zostawili za sobą mokre ślady łap i parsknął cicho. Rzucili przemoczone ręczniki obok i na prośbę Itami, Miguel usiadł naprzeciw okna, zatapiając się w złotym świetle słońca, aby mieć lepszy widok na jego futro, kiedy będzie je rozczesywać. I wtedy znów, o ironio! Przypomniała sobie pierwsze chwile z rudym samcem, tyle że na jego miejscu siedział właśnie on. Jej wdzięczny pacjent i serdeczny przyjaciel. A być może i partner, gdyby tylko odważyła się powiedzieć jedno słowo. Z pozoru dziecinnie łatwe, a zarazem ciężkie do wypowiedzenia.
Nie miała odwagi poruszać tego tematu bez wcześniejszej rozmowy z Atrehu. Chciałaby wiedzieć, co on miałby do powiedzenia i czy podziela jej światopogląd, bo nigdy wcześniej z nim o tym nie rozmawiała. Niby oficjalnie nie są parą, ale mimo wszystko czuła, że przez wzgląd na rozsądek, powinna mu powiedzieć o wszystkim.
Jednakże nie było go obecnie w watasze. Był zaś Miguel niecierpliwie wyczekujący jej odpowiedzi. Miała poczucie, że przez taką zależność została rozpruta na dwie części. Ba, nie była nawet w stanie pozbierać się przed takim faktem. Zacznijmy więc od tego, by Itami jakoś spróbowała przedstawić Atrehu jej nowego... adoratora? Uczucia miała bardziej niż mieszane. To była kompletna mieszanka wybuchowa, która nie oszczędzi nikogo w polu rażenia.
— Miguel? - odezwała się po chwili ciszy, która nieznośnie przeciągała się i drażniła między kolejnymi ruchami grzebienia wzdłuż grzbietu Miguela. — Czy... czy... yhmmm...
— Tak, Itami?
Zadrżała na dźwięk jego spokojnego tonu. Bała się, że może go zaburzyć, jeśli tylko wspomni Miguelowi o Atrehu.
— Ja... chciałabym cię komuś przedstawić. Chcę byś wiedział, że ta osoba jest bardzo bliska mego serca. Nie wyobrażam sobie życia bez tego wilka... więc, no... yghmmm...
— Tak?
— Chciałabym, abyś tego wilka zaakceptował w moim życiu jeśli tak bardzo zależy Ci na bliskich stosunkach ze mną...
Cisza zapadła, jak makiem zasiał. Itami, wyczekując w napięciu odpowiedzi samca, grzebień zatrzymał się w pół drogi. Po chwili samiec nabrał w płuca powietrze głębokim haustem i odparł.
— Dobrze. Piszę się na to.
— Dziękuję.
poniedziałek, 24 marca 2025
Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~"Druga strona róży" [+14]
— Znów bujasz w obłokach? - drwiący głos Lares'a przeszył powietrze. Nastroszyłem futro, zaciskając mocno szczękę. — Oh, widzę, że nadal jesteś zły.
— Nie jestem w nastroju na pogaduszki.
— Doprawdy? - zaśmiał się szyderczo. Nie musiałem na niego patrzeć, by widzieć jego paskudny, pewny się uśmieszek. Pełen wyższości i dupkowatości. — Cóż, niech będzie. Gdy tylko wrócimy, zamelduje o powodzeniu misji. Ty nie musisz dołączać.
— I chwała Sol. Nie będę musiał oglądać twojej parszywej gęby!
— Haha, szczeniak próbuje ugryźć? Ciekawe.
— Żebyś się nie zdziwił. Najchętniej przegryzłbym ci tchawicę...
— Ale tego nie zrobisz. Za bardzo boisz się wygnania. Zbyt mocno martwisz się o swoją kizie z lasu. - Całym sobą powstrzymałem warknięcie. Ten kutafon mówił o Itami, jakby była dziwką, a to mi się nie podobało. Nikt nie miał prawa mówić o niej takim tonem. — Będziesz grzeczny.
— Pierdol się.
— Jak wrócę do domu, to możesz być pewny, że tak właśnie będzie. Salem zawsze nagradza mnie za dobrze wykonane zadanie...
— Ciebie? - wkurwiłem się nie na żarty. Odwracając się do niego z wystającymi kłami, zrobiłem pewny krok w jego stronę. — O ile mnie pamięć nie myli, to ja załatwiłem nam tę umowę.
— Hehe, jesteś tego taki pewny? Ciekawe, co na to Alfa.
— Nie ośmielisz mu się kłamać! - Tym razem to Lares zrobił krok. Stanął niebezpiecznie blisko mnie, po czym szepnął do ucha.
— To się okaże, rudasku. - Jego ciepły oddech połaskotał mi małżowinę. Nie ruszyłem się jednak ani o milimetr, patrząc mu głęboko w oczy. Obrzydzenie. To czułem, wbijając pazury w ziemię.
— Spróbuj tylko... Salem nie jest głupi.
— Oczywiście, że nie. Ale... na moje szczęście, jesteś dla niego nikim. - Uśmiechnął się, po czym ruszył w dalszą drogą. Zacisnąłem zęby. Potrzebowałem chwili, by się uspokoić. Wziąwszy głęboki wdech, uspokoiłem myśli. ~ A niech sobie robi, co chce. Wali mnie to. ~ Pomyślałem, oddychając świeżym powietrzem. Umysł wypełnił jeden obraz. Pięknej i ponętnej. Słodkiej i uroczej jednocześnie. Uśmiechnąłem się na te wizje. Tereny watahy tuż tuż. Czwarty dzień podróży, więc niewiele brakowało. Zarys miasta majaczył w oddali. I choćby stąd czułem jej woń. Tej, dla której mocniej biło mi serce. Ah, jak ja za nią tęskniłem!
niedziela, 23 marca 2025
"Siła to nie tylko kły i pazury. To także zdolność dostrzegania tego, czego inni nie widzą. Tylko ten, kto patrzy uważnie, może naprawdę chronić"
Płeć: Basior | Wiek: 4 lata 3 miesiące| Rasa: Wilk |
Ranga: Albadio | Profesja: Młodszy Powietrzny Zwiadowca | Poziom: 1 (0/3000 PD) |
Kontakt: [E-MAIL] ewiolin@gmail.com [DISCORD] ziraee |
Autor: Art by Little-Mav |
sobota, 22 marca 2025
Od Miguela ciąg dalszy Itami ~ "Światło w ciemności"
— Wiesz, jesteś pierwszą waderą... W sumie to pierwszym wilkiem i wszystkim, kto tak skutecznie rozbija moje dotychczasowe mury. Nikomu nie przychodziło to z taką łatwością. - mruknąłem, czując, jak to dotychczas nieznane mi uczucie nasila się coraz bardziej. Westchnąłem i z delikatnością niczym piórko, poprowadziłem łapę do boku szyi Itami. Czułem, jak drżała pod moim dotykiem. Niemal hipnotyzowała mnie swoimi reakcjami.
— Miguel... - szepnęła cicho, ale nie dokończyła. Widziałem, jak bardzo czuje się zdenerwowana. Widziałem, jak jej oczy błyszczały, przyciągając mnie jeszcze bardziej.
— To nie tak, że nie będę sobą albo będę działał wbrew sobie. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że można kochać wielu. Ale ta wizja mnie nie zniechęca, wręcz przeciwnie. Motywuje mnie do tego, bym bardziej otwierał się na świat, na ciebie. - odparłem i pogłaskałem jej zarumienione policzki. Itami milczała, lecz czułem, że to nie było milczenie sugerujące, że zaraz wszystko pęknie. Oparłem czoło o jej i przymknąłem oczy.
— Itami... Naprawdę zależy mi na tobie. Mogę ci obiecać, że jeśli z tego nie wyjdzie nic więcej niż przyjaźń, to ja i tak będę gotowy oddać za ciebie życie. To moja obietnica dla ciebie. A ja nigdy nie złamałem danego słowa. - odparłem i złożyłem na jej czole pocałunek. Serce waliło mi jak szalone, myśli gnały w różnych kierunkach, ale ja uparcie tkwiłem w tej chwili. Nie chciałem zbyt jej przytłaczać, nawet jeśli ciało wolało o wiele innych rzeczy. Itami była dla mnie jak najwspanialszy klejnot, jak delikatny kwiatek, który wymaga delikatnej opieki, a ja przysięgam, że to właśnie będę jej dawać. Tak jak ona opiekowała się mną, tak ja będę opiekować się nią. Nie ważne czy jako partner, czy przyjaciel.
— Ja nie chcę, byś musiał się zmieniać. - szepnęła, a ja uśmiechnąłem się lekko. To było dziwne uczucie, ale bardzo miłe. Czułem przy niej dziwną bezbronność. Chociaż byłem większy i silniejszy, miałem wrażenie, że ona złapała mnie w pułapkę bez wyjścia. Położyłem łapy na jej policzki i skierowałem tak, by spojrzała mi w oczy, choć mimo to, jej wzrok wciąż chciał uciec.
— Przestań mówić głupoty, zgoda? To moje postanowienie. Kieruję się tym, co czuję. Robię to dla siebie i ciebie. - odparłem i nie mogąc się powstrzymać, pocałowałem ją w nos. Nie chciałem jej za bardzo przytłaczać. Widząc jej stan, czułem się trochę winny, że to ja to sprawiłem, ale jednocześnie poczułem się dumny.
— Zastanów się nad tym Itami. Jestem gotowy czekać nawet wieczność. - odparłem spokojnie i delikatnie wtuliłem głowę w zagłębienie jej szyi. Zacząłem cieszyć się jej kojącym zapachem. Po chwili odsunąłem się, by dać jej przestrzeń.
— Może wracajmy? Już wystarczająco długo odciągam cię od twoich obowiązków, ale przyznam, że dla mnie to niezwykle przyjemny czas. - odparłem z uśmiechem. Widząc, jak samica zakłopotana unika mojego wzroku, zaśmiałem się cicho. Nim Itami zdążyła odpowiedzieć, ja postanowiłem zrobić coś, co zrodziło się w mojej głowie dosłownie przed sekundą.
~ W jej towarzystwie zaczynam czuć się czasem jak szczeniak ~ pomyślałem, nurkując, co widocznie zaskoczyło Itami. Wynurzyłem się tak, by samica opadła na mój grzbiet.
— Miguel! - zawołała drżącym głosem, ale chwyciła się mojego grzbietu. — C-co ty chcesz zrobić?!
— Tylko wyciągam cię na brzeg. - odparłem z uśmiechem. — Trzymaj się. - dodałem i ruszyłem w kierunku brzegu.
czwartek, 20 marca 2025
Od Itami ciąg dalszy Miguela ~ "Światło w ciemności"
Jej serce zabiło coraz mocniej, przeszył ją nagły nieprzyjemny dreszcz. Pomimo, że czuła ciepło ciała basiora, nie potrafiła opanować drżenia. Nie mogła zrozumieć, czego tak bardzo się bała, ale odsunęła się nieco od Miguela. Wcześniejsze słowa samca zdołały wyparować pod wpływem rosnącego chaosu w głowie, przyśpieszonego pulsu w skroniach. To nie tak, że nie potrafiła znaleźć miejsca dla Miguela w swoim sercu. Tak zazwyczaj zwykła reagować na nowe okoliczności, które w jakiś sposób zdołały zaburzyć obecny stan świadomości Itami. Wadera nie lubiła zmian, zwłaszcza tak gwałtownych. On będzie o nią zabiegać, obiecał, że dostosuje się do jej poglądu na związek miłosny. Potrafiła pokochać niejednego samca... zwłaszcza, że tylko tak mogła odnaleźć większe poczucie bezpieczeństwa.
Potrzebowała odrobinę czasu, by przyswoić to, co przed chwilą usłyszała - Miguel przyznał się do swego uczucia, jakim ją darzył. W dość pięknym, zmyślnym i poetyckim stylu.
Zbliżyła się znów, opanowała oddech, westchnęła po raz ostatni i spojrzała na policzki samca. Nie potrafiła popatrzeć mu w oczy. Jeszcze nie teraz.
— Ja... yhmmm...
Tylko tyle zdołała wydusić. ~ Głupia i tchórzliwa ja, pomyślała z przekąsem w myślach. Zrugała się w duchu, że nie była zdolna do czegoś więcej. ~ Ty biedna idiotko.
— Itami, jeśli tylko nie czujesz się na siłach, by...
— Nie, nie, to nie tak, tylko...
Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zamiast słów, wolała przejść do czynów. Owinęła łagodnie ramię wokół karku samca i przytuliła się do niego. Zadrżał, ewidentnie nie spodziewając się takiego ruchu medyczki. Miguel był dobrym wilkiem, emocjonalnym, jak na swój groźny wygląd. Czuła właśnie, jak jego emocje wzbierają się w mocnych, napinających się pod skórą mięśniach. Ten bez słowa przygarnął ją do siebie, tak, że ich ciała pod wodą ułożyły się swobodnie w jedność, jak dwa elementy układanki. — Miguel, mogę ci powiedzieć, że - zdołała wydusić z siebie z trudem ułożoną w głowie formułkę - w moim sercu znajdzie się miejsce i dla ciebie. Jednakże nie musisz dla mnie się dostosowywać. Chciałabym, abyś żył zgodnie ze swoim sumieniem. Żyj tak, abyś później nie prosił nikogo o wybaczenie.
wtorek, 18 marca 2025
Od Tegai ciąg dalszy Sybira ~ "Opatrzność losu"
Czułam się całkowicie zagubiona i nie potrafiłam pojąć tego, co się działo wokół mnie. Dziwne uczucie zagrożenia zaczęło mi towarzyszyć. Wizyta wilków, zachowanie Sybira, to wszystko wpłynęło na mnie bardziej, niż chciałabym przyznać. Nie wiem, jak Sybir to uczynił, ale skutecznie zburzył moją pewność siebie, wprowadzając chaos myśli.
— Tak... Wracajmy - szepnęłam cicho i ze skulonym ogonem i zgarbioną postawą, ruszyłam ponownie na strych. Jednak wciąż nie mogłam poukładać myśli. Mimo iż chciałam je oczyścić i skupić się na sprzątaniu, na wypieraniu mrocznych obaw dotyczących samca, nie byłam w stanie tego zrobić. Patrząc na Sybira, czułam teraz niepokój i zwątpienie. Cóż, tak naprawdę wciąż nie znałam go zbyt dobrze, ale na pierwszy rzut oka wydał mi się naprawdę w porządku. Polubiłam go i widziałam w nim kandydata na przyjaciela... No... I muszę przyznać się bez bicia, że zaimponował mi też w innych kwestiach, ale teraz to wszystko straciło znaczenie. Wilki z watahy ostrzegały przed niebezpieczeństwem. Może i nie jestem jedną z najbardziej inteligentnych w watasze, ale łącząc wszystkie kropki, widziałam, że może szykować się zagrożenie. Ale czy nie pędziłam myślami zbyt pochopnie? Gdyby Sybir chciał zrobić mi krzywdę, już dawno by mnie zabił lub zranił. Ale on tego nie zrobił. Zamiast tego pomaga mi z moimi gratami na strychu. Czy tak robią mordercy? Pomagają ofiarom?
— Hej, jesteś tu? - usłyszałam jego głos, co wyrwało mnie z fali moich zmartwień i myśli. Niemal wpadłam w szafę, która stała w kącie. Zerknęłam na Sybira, który wciąż się uśmiechał, ale jego uśmiech dziwnie mnie niepokoił.
— Ja... Tak, przepraszam. Zamyśliłam się, wiesz, jak to jest.- odparłam, próbując brzmieć swobodnie, lecz mój głos lekko drżał. Samiec przyglądał mi się przez chwilę. Czułam, jak krople potu pojawiają się na moim karku. Zrobiłam się nerwowa.
— Tak, wiem, ale musisz uważać. Bujanie w obłokach w takiej chwili może być niebezpieczne.- odparł, a w jego głosie wyczułam coś na wzór troski, lecz teraz wszystko stało dla mnie pod znakiem zapytania. Mimo to uśmiechnęłam się i nerwowo zachichotałam.
— Tak, masz rację. Postaram się być uważana. - odparłam i starałam się skupić na sprzątaniu. Razem z Sybirem zanieśliśmy niepotrzebne rzeczy na dół. Samiec skupił się na ciężkich meblach, a ja czasem mu pomagałam, a gdy dawał radę sam, znosiłam drobiazgi. Wszystko znalazło się przed moim domem. Spojrzałam na ogromną stertę.
— Okej, niektóre rzeczy nie nadają się do oddania w mieście. - odparłam, podchodząc do stolika. Delikatnie położyłam łapę na jego górnej części, która była uszkodzona.
— A co gdyby spróbować dać im drugie życie? - spytał Sybir i oparł się o inny stolik, który był pęknięty w nogach. Uśmiechnęłam się nieco.
— Masz ochotę pobawić się w złotą rączkę? - spytałam nieco spokojniejsza. W moim głosie znów była słyszalna nuta żartobliwości. Niebieskooki zaśmiał się i przeturlał stolik na bok. Ja zrobiłam to samo z tym bliżej mnie. Poddaliśmy wszystko segregacji. Patrząc na stertę zepsutych mebli, uśmiechnęłam się. Sybir pomógł mi przygotować nowy stolik, z dwóch, które były zniszczone. Po wszystkim spojrzałam w niebo.