Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 8 sierpnia 2025

Od Reiko ciąg dalszy Naharys'a | Kaberu + Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Zamilkła. Przez krótką chwilę przyglądała się herbacie, jakby parujące z niej ciepło przypominało mgły snujące się po rodzinnej dolinie. Uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na jej pysku, teraz złagodniał, niemal zgasł, ustępując miejsca zamyśleniu. Oczy – te iskrzące ametysty – straciły swój zawadiacki błysk. Wydawało się, że nie usłyszała pytania nowo poznanego wilka, głęboka zatopiona w swoich myślach.
— To wszystko… brzmi jak bajka, prawda? - odezwała się cicho, głosem bardziej miękkim, niż dotąd. — I tak też to pamiętam. Piękno tej wyspy... wżarło się we mnie jak zapach letniego deszczu. Wciąż czuję pod łapami chłód górskich strumieni, a dźwięk wiatru wśród błękitnych liści śni mi się w nocy. I szum wodospadu. Litry wody spływające kaskadą z wysokich skał. Mimo, że zawsze dużo padało, nigdy nie doszło do powodzi. Woda z rzek wpływała wprost do oceanu. - zrobiła krótką pauzę, a oczy zalśniły jasnym blaskiem.
Nie zauważyła, kiedy spuściła głowę, tępo wpatrując się w filiżankę przed sobą. Upiła łyk herbaty, jakby potrzebowała czegoś, co ukoi ściskające gardło wspomnienia. Westchnęła, kręcąc głową. Chciała pamiętać tylko to, co dobre i żywe. Obiecała sobie, że nie będzie wspominać bolesnej przeszłości. Lecz ta jak zmora, nawiedzała jej umysł, wprowadzając wszystko w chaos. Wciąż pamiętała ryk ojca, stojącego nad nią niczym widmo. I zmuszający do uległości warkot. Nacisk tak bolący, że utkwił w jej umyśle na dobre.
I wtedy obraz powrócił — nieproszony, jak zawsze.
Szorstki żwir wżynający się w opuszki łap. Metaliczny smak krwi, sączący się z rozciętego pyska. Przenikliwe zimno świtu, który nie przynosił wytchnienia, tylko nową porcję krzyku.
— Jeszcze raz! - ryk ojca rozbrzmiał w jej głowie jak grzmot. Stał nad nią jak cień górskiego szczytu, niewzruszony, nieustępliwy. Jego spojrzenie nie znało litości, tylko oczekiwanie. Zawsze za dużo. Zawsze za szybko. Zawsze za cenę, której młoda wadery nie powinna płacić. Każdy upadek kończył się karą. Każdy błąd – pogardą. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz zemdlała podczas treningu. Nie z głodu. Z bólu, z przeciążenia i z wycieńczenia psychicznego. A on... nawet wtedy nie okazał nic poza chłodną wzgardą. Rzucił tylko: — Słabi nie przetrwają. Ty nie masz prawa być słaba. - odtąd uczyła się wstawać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Głęboki wdech nad parującym, aromatycznym naparem ukoił jej zmysły. Wróciła spojrzeniem do swoich rozmówców, znów lekko się uśmiechając, choć w tym uśmiechu było coś nieuchwytnego — jakby kawałek duszy zostawiła gdzieś daleko, w cieniu gór, których nigdy już nie zobaczy.
— Wszystko w porządku Reiko? - głos Naharysa zabrzmiał blisko jej ucha. Choć bardziej przypominał niepewny szept, odpowiedziała na niego ledwie skinieniem głowy.
— Każdy ma swoje demony. Moje zostawiłam właśnie na wyspie. I dlatego nie będę w stanie wam towarzyszyć, ale wy... wy możecie się tam udać. Choć będzie to trudne, zwłaszcza, że tratwa — a raczej zbitek desek, połączonych ze sobą — kursuje tylko raz w miesiącu. I raczej niebezpiecznie się na niej płynie. Nie licząc tego, to jeśli dotrzecie tam w jednym kawałku, mogę zapewnić, że będzie to niezapomniana przygoda!

czwartek, 7 sierpnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

Itami nie mogła uwierzyć w to, co opowiadał jej Atrehu. Z wytrzeszczem słuchała, ile bólu i zawodu było w opowieści o Lilianie. Swoją drogą to dziwne mieli zwyczaje wilki z watahy Atrehu. Nie kryli się przed innymi w stosunkach do swoich partnerów. Ale nie to przejmowało ją najbardziej - Atrehu mówił, że Liliana nie odpuszcza. Nigdy. Czy to oznaczało, że trzeba będzie uważać, bo jakaś zazdrosna, chciwa i natrętna żmija pragnie odzyskać to... czego jej się nie należy - serce Atrehu. Jej kochanego Atrehu...
— Kocham cię, Itami - szepnął jej do ucha. Wyczuła w tonie nieśmiałość, co też zupełnie nie pasowało do samca. Pozwoliła mu jednak na pieszczotliwe dotyki; po policzku, szyi... a także na rozczesanie grzywki między jego palcami. Znowu poczuła to wiążące ją z samcem ciepło, które nie opuszczało ją nawet wtedy, gdy wtulona w pierś Atrehu, pieściła jego dołki między żebrami. Po czym rozległo się stłumione jęknięcie, a dumna z siebie Itami wiedziała, co robić, aby doprowadzić samca do przyjemności z chwili. W następnym momencie, Itami była już na górze, szeroko rozkraczona siedziała na podbrzuszu Atrehu, podpierając się łapami o jego szeroką, masywną pierś.
— Itami, bądź ze mną... przy mnie.
— Będę - z tymi słowy schyliwszy się, musnęła językiem nos basiora, a potem czule złożyła pocałunek na jego czole. — Bo jesteś dla mnie kimś więcej.
A potem złożyła policzek na jego szerokiej, masywnej piersi, wysłuchując rytmiczną melodię serca. Westchnęła cicho, marząc o tym, aby w tym momencie zatrzymał się czas, świat zapadł w sen, z którego nie obudziłby się nigdy. Potem poczuła, jak samiec pieści ją czule wzdłuż kręgosłupa.
Ostatecznie, mimo chęci, zasnęła otoczona cielesnym ciepłem tak przyjemnym, że znużonej od razu powieki opadły na dobre. Sen, jak miękka i delikatna kołderka, opadł na nią i zaczęła marzyć.
Marzenia nie były wyraźne, ale na tyle spokojne, że Itami przespała większość nocy i obudziła się dopiero, gdy słońce wychynęło zza gór i wzniosło się ponad ich ośnieżonymi szczytami. Westchnęła cicho i zorientowała się, że nadal leżała na piersi Atrehu, który pochłonięty snem, szeptał coś niezrozumiałego... ale brzmiało to, jakby coś sprawiało mu przyjemność. Uśmiechnęła się i złożyła mu delikatny, czuły pocałunek na policzku, zsunęła się z niego ostrożnie, by nie zakłócić snu ukochanego, po czym zwróciła się do kuchni, aby przygotować sobie coś do picia. Nie była głodna, ale postanowiła przygotować sobie śniadanie do lecznicy.   
— Dzień dobry, maleńka - powiedział samiec.
Itami odwróciła się i obserwowała, jak zbliżał się powoli i zachodząc ją od tyłu, otarł się piersią o jej grzbiet, po czym rozczochrał bujną grzywkę Itami.
— Obudziłam cię? Jest jeszcze wcześnie, a służbę zaczynasz później. Wracaj do łóżka, przygotuję Ci coś pysznego.
— Nie, nie obudziłaś mnie. A co do śniadania, to bardzo miło z twojej strony. Bardzo lubię, jak ktoś o mnie dba.
— No widzisz - Itami zadarła głowę do góry, by spojrzeć samcowi w oczy - dbanie o swoich pacjentów to moja największa specjalność.
— Z racji, że jestem twoim jedynym pacjentem, oczekuję więc twojej pełnej uwagi.
— Jestem cała twoja - odparła z miłym uśmiechem i z westchnieniem przyjęła od samca namiętny, długi pocałunek. — Kocham cię, Atrehu.
Miała nadzieję, że tego dnia nie wrócą do wydarzeń z wczoraj... nadal ciążyło nad nią przeczucie, że są obserwowani. Liliana nie odpuści, pomyślała Itami. "Przestań tak na mnie patrzeć! " "Dlaczego? Nie mogę sobie popatrzeć na to, co moje?" "Zdradziła mnie z bratem. Wziął ją wtedy przed całym stadem. Pieprzył ją, gdy skazywał mnie na wygnanie. "W głowie nonstop kotłowały się słowa Atrehu, gdy jej o tym wszystkim opowiadał. Swoją drogą, dziwne zwyczaje ma Wataha do której należał Atrehu. Dość dziwne przyzwyczajenia do cielesności obu wilków... odejście od skrytości i spektakularność... Pomyślała nawet, by uzbroić się w coś, gdyby Lilianie przyszło do głowy spotkać się z nią ponownie. Atrehu twierdził, że jest niebezpieczna, a jej bronią są słowa, podszeptywane od ucha do ucha. Plotki były jej orężem, który ciął równie głęboko, co dobrze naostrzony nóż.
A może powinni zgłosić Alfie o nieproszonej waderze... Ale Liliana równie dobrze mogła być w Varonie i nikt nie mógł jej tego zabronić. Dopóki, aż nie złamie prawa.

środa, 6 sierpnia 2025

Od Naharys'a | Kaberu ciąg dalszy Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

~ Naharys
Kiedy się obudził, poranek powitał go złocistymi promieniami, wpływającymi przez otwór namiotu. Był to poranek, jak każdy inny; wnet zarejestrował dźwięk dzięcioła, stukający rytmicznie w pień pobliskiego drzewa. Śpiew ptaków brzmiał kojąco, lecz to nie ono zaskoczyło go tak, jak fakt, iż obok niego nie było nikogo. Niósł głowę z myślą, że wadera prawdopodobnie uciekła. A powód jej ucieczki pozostawał dla basiora tajemnicą. A być może Reiko po prostu suszy teraz o coś pustelnikowi głowę. Jego słuch jednak nie zarejestrował niczyich głosów, zaledwie szept liści, poruszanych lekko przez łagodny wiatr, a w jego rytmie, gałęzie, niczym zdrewniałe, pokrzywione palce, drapały się nawzajem. Wstał i zsunął z siebie futra, które nosiły woń wadery, dość łagodny i przyjemny dla nosa.. ot tylko to po sobie zostawiła. Żadnej kartki, żadnej wiadomości wyjaśniającej. Nic.
Tego ranka pustelnik postanowił pospać nieco dłużej, dlatego Naharys postanowił sam rozpalić ognisko i przygotować wodę na śniadanie. Wrzucił mięsiwa do wrzątku, trochę przypraw i pokrojonych w różnorodne kształty warzywa, nieco przecieru, co by wywar nabrał koloru. Kiedy wywar był prawie gotowy, Naharys postanowił za ten czas rozejrzeć się za Reiko. Nie śpieszył się, wiedział, że zwabiony zapachem wywaru pustelnik zbudzi się, prędzej czy później, i to on przejmie pałeczkę. Wadera zostawiła za sobą świeżą woń, za którą Naharys podążał ochoczo, przedzierając się przez wysoką trawę i żywopłoty krzewów dzikich malin, jeszcze mokrych od porannej rosy. Gdy ją ujrzał, ulga, choć nieznaczna, była na tyle odczuwalna, że uśmiechnął się na widok Reiko.
— Myślałem, że odeszłaś... - powiedział. Starał się, aby jego ton zabrzmiał rzeczowo.
— Gdybym chciała odejść, zrobiłabym to w nocy.
Reiko była ciekawą rozmówczynią. Zwłaszcza, że w jej tonie dawało się poznać kokieteryjny ton, co w gruncie rzeczy nieco śmieszyło Naharys'a. Reiko też cieszyła się sporym poczuciem humoru, z chęcią przekomarzała się z samcem, nawet w drodze powrotnej do legowiska pustelnika.
Jak wcześniej przypuszczał Naharys, wzbudzony zapachem parującego wywaru, starzec wybudził się i w tym momencie krzątał się po kuchni polowej, mrucząc coś pod nosem.
— Jeszcze chwila i zacznę do was rzucać przyprawami.
Naharys stwierdził, że z pustelnikiem nie można się nudzić. Cała trójka w mig pochłonęła się w przygotowaniu śniadania, które... omal nie spaprali doszczętnie. Niebawem smród spalenizny rozniósł się po leśnej kniei, jak przeklęty grzech. Przekomarzaniom i żartom nie było końca, co też starcowi wyszło na dobre, bo śmiał się razem z nimi, a nawet rzucał od czasu do czasu różnymi anegdotkami.
Kiedy zjedli niezbyt udane śniadanie, pożegnali się z pustelnikiem, po czym ruszyli przez bezdroża ku zachodowi. Południowe krańce to dolina ciągnącego się lasu, drzewa w tych okolicach rosły niemalże przytulone do siebie, przez co niemalże szczelny baldachim rozciągał się nad ich głowami. Korzenie, szarozielone i powykręcane w różne pozycje, wystawały z miękkiej ziemi, a nazbierane od niepamiętnych wieków próchno skrzypiało pod ich łapami. Nie rozmawiali zbytnio, co najwyżej posyłali sobie zdawkowe, aczkolwiek ciepłe spojrzenia, z czego jedno z nich oblewało się gorącym rumieńcem. Niekiedy opowiadali sobie żarty, a ich śmiechy wnosiły się ponad korony wysokich, starych drzew. Skryte między gałęziami puszczyki odprowadzały dwójkę wilków uważnymi, błyszczącymi w cieniu spojrzeniami.

czwartek, 31 lipca 2025

Od Kaberu ciąg dalszy Asenath ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

 Po wymianie kilku zdań i prezentacji przez waderę jej niezwykłych umiejętności - a także wyjaśnieniu koloru jej oczu - ruszyli w dalszą podróż, ku Górom Mglistym, których pasma rozciągały się od samej plaży, chroniły Smocze Zacisze i Centrum Dailoran przed zachodnim wiatrem. Ich koniec zaś łączył się z pasmem Gór Camell, których zębate szczyty niknęły w masie puchatych, białych chmur. Już po niecałych półgodzinach, widok piaszczystych wydm i wysokich palm, ustąpiły skalistym, spadzistym terenom, na których wysoki cień Gór Mglistych opadał niepokojąco, złowrogo. Zanurzyli się wpierw w gęstej leśnej kniei, przez bezdroża przebijali się wśród wysokich paproci i trawy, niejednokrotnie klnąc przy tym na rój komarów. Kiedy dotarli, u podnóża Góry Mglistej zjeżdżał skalisty, wysoki stok, po którym musieli się wspiąć. Potem, kiedy już stanęli na grzbiecie wysokiego wzgórza, ich oczom ukazała się głęboka kotlina, otoczona zewsząd skalistymi wzgórzami, a na jej dno spływała woda, której źródło zapewne było gdzieś w trzewiach Góry. W ich uszach dźwięczała melodia gór; wiatr, świszczący w szczelinach skał, osuwające się skądś kamienie i drobny szum wody, a nad sobą mieli gęsty baldachim chmur, tak szczelny, że promienie słoneczne nijak nie zdołały się przebić.
– No, ciekawy widok, nie powiem - powiedziała po chwili wadera, obejmując wzrokiem kotlinę i zatrzymała się na najwyższym wzniesieniu.
– Może pójdziemy tędy, zobaczymy, dokąd prowadzi ta przełęcz - Kaberu z entuzjazmem wskazał na drobną ścieżkę, rozciągającą się kręto między dwoma zębami gór. Ścieżka najpierw wznosiła się ku górze, aby później opaść nisko, zakręcała to w prawo, a potem w lewo, aż w końcu szli prosto, coraz to rozszerzającą się drogą. Spod łap osuwały się im drobinki kamieni, omijali pęknięcia w skałach, w których ziała kompletna ciemność, a Kaberu raczej nie był ciekaw miejsca pod nimi. W końcu dotarli do miejsca, gdzie po raz pierwszy spotkali górskiego gryfa; majestatyczna bestia, która umościła sobie gniazdo na wysokiej grani i pilnie strzegła zniesionych na szczycie jaj. Zanurzyli się wówczas w cieniu skalistego występu i bezgłośnie, trzymając się bliżej ściany, posuwali się do przodu, do czasu, aż nie stracili gryfa z oczu.

wtorek, 29 lipca 2025

Od Naharysa do Lumy ~ "Spisane w wodzie"

Obudził się w półmroku, który był mu doskonale znany. Nefery skrzyły się jedynie przymrużonym, pomarańczowym światłem, a za oknem słońce wynurzało się ze wschodniego horyzontu, wśród poczerwieniałych, poszarpanych chmur. Wschód słońca powitał z lekkim westchnieniem. Wstał z myślą o powrocie do łóżka, zakopaniu się pod gęstą warstwą futer i zapomnieniu o dzisiejszym dniu. Zwłaszcza, że dzisiaj będzie musiał wytrenować swoje wraz z innymi wojownikami Watahy. Później służba do późna w mieście, na co nie miał najmniejszej ochoty. To nie tak, że Naharys nigdy nie miał w zwyczaju do narzekania na każdy kolejny dzień, jednakże przydałaby mu się jakaś odskocznia od rutyny, jaką wyrobił sobie przez cały ten czas. Nie miał ochoty na jedzenie, pomyślał więc, że dopiero po treningu zamówi sobie coś dobrego w Varonie. Żołd wojowniczy nie był tak niski, więc mógł sobie na co nieco pozwolić, mimo, że z natury Naharys jest oszczędny - tylko dzięki temu był w stanie spiąć domowy budżet do kolejnego miesiąca. Nie był ani rozrzutny, ani chciwy - ot zwyczajnie nie chciał od życia czegoś ponad to, co teraz obecnie posiadał.
Leniwie wygramolił się z łóżka, podreptał powolnym chodem do łazienki i wziął orzeźwiającą, pobudzającą umysł i ciało, ciepłą kąpiel. W jej trakcie obmyślił plan na dzisiejszy dzień - kiedy tylko wyskoczy z bali, po osuszeniu futra, wybierze się na mały maraton biegu. Cały ten modus operandi pozwalał mu rozgrzać się przed kolejną sesją treningów, poza tym nie myślał o tym, co wydarzy się w przyszłości - po prostu będzie biegł, ciesząc się lipcowym, łagodnym powietrzem, przesiąkniętym zielenią, żywicą i runem leśnym.
Stresem się nie przejmował - zawsze wmawiał sobie, że to taka sama ważna część życia. Jest ważnym fragmentem popapranej układanki, która w każdej chwili może się rozsypać. Na dworze wiał lekki, jak trzepot motylego skrzydła wiaterek, jednakże był on jedynie przedsmakiem tego, co ma wkrótce nadejść. Poszarpane, nieco bure chmury, nadciągające od wschodniego horyzontu, zwiastowały ulewę. Naharys'a to nie zdziwiło ani nie zniechęciło. Lubił urządzać sobie biegi na długie dystanse, nawet gdyby lało, jak z cebra. Nic nie powinno go ograniczać, no chyba, że ten dzień przyniesie mu cholernego pecha i w drodze skręci łapę...
Znów pesymistyczne myślenie, które powinien wybić sobie z głowy.
Wiatr, tak jak przypuszczał, pachniał kwieciem i łąką, na której rosły. Trasę miał stałą i niezmienną; pokona dystans od domu do porośniętego drzewami podnóża góry Dailoran, odbije na południe, ku Jeziorowi Arkane, skąd zrobi sobie małą przerwę, zaczerpnie powietrza, napije się i da odpocząć mięśniom. Tak precyzyjnie ustalona przez niego trasa powinna mu wystarczyć, jako rozgrzewka przed czekającymi go treningami. Poza tym bieganie poprawia mu humor, który jest mu niezbędny, gdy będzie musiał wysłuchiwać szczekania jego opryskliwego Alfy - Salem'a.
Aż cud, że chce mu się ruszyć to rozpasane dupsko i nadzorować przebieg ćwiczeń wojowników - cóż, w gruncie rzeczy jest głównym wodzem, i chcąc, czy nie, każdy musi się z nim liczyć.
Do treningów zostało jeszcze trzy godziny - idealnie. 

sobota, 19 lipca 2025

PODSUMOWANIE MIESIĄCA ~ MARZEC | KWIECIEŃ | MAJ | CZERWIEC

CZEŚĆ I CZOŁEM!
Po długim, zdecydowanie zbyt długim okresie ciszy, znów witamy Was z otwartym sercem. Wiemy, że czas milczenia mógł się dłużyć jak marsz przez bagna bez mapy — dlatego na początek ogromne przeprosiny za brak wieści. Czasem nawet najwierniejsi kronikarze potrzebują zniknąć na moment, by zebrać myśli... lub przynajmniej porządnie się wyspać.

Gratulacje dla tych, którzy dobrnęli do końca szkolnych ścieżek!
Czy to ostatni egzamin, obrona pracy, czy po prostu zamknięcie kolejnego roku nauki — brawo, o dzielni! Zasłużyliście na odpoczynek, radość i mnóstwo inspiracji na dalszą drogę. Niech ten nowy rozdział przyniesie Wam mnóstwo weny i zapału na następny rok!

Z przyjemnością witamy także wszystkich nowych mieszkańców naszej magicznej przestrzeni! Wasza obecność dodaje koloru każdemu zakątkowi bloga. Mamy nadzieję, że znajdziecie tu miejsce, by oddychać swobodnie, dzielić się swoimi historiami i zanurzyć w opowieściach innych. 
WIĘCEJ WIEŚCI
Nasza medyczka, opoka spokoju i ciepła łapa w każdej sytuacji, oficjalnie osiągnęła poziom 9 i tym samym objęła zaszczytną rolę Bety! Od teraz pełni funkcję głównej medyczki watahy, zyskując nie tylko więcej obowiązków, ale też ogromny szacunek całej społeczności. Itami to nie tylko uzdrowicielka ciał, ale i dusz — pierwsza, do której biegnie się z rozbitym nosem, ostatnia, która wychodzi z lecznicy. Zawsze gotowa ocierać łzy, pouczyć, przytulić (lub opieprzyć z troską) — jak prawdziwa watażka z ziołami za uchem i sercem większym niż cały las. Gratulujemy z całych ogonów, Itami!

Dodatkowo w szeregi NPC 
z powodu braku czasu właścicielek wstąpiły wadery Wichna oraz Tuna, aczkolwiek informowały nas, że zamierzają jeszcze kiedyś do nas wpaść.

A lato nadeszło z przytupem!
Upał rozlał się po krainie jak miód na świeżym chlebie — słodki, lepki i nie do zignorowania. Powietrze aż drży od żaru, a słońce nie bierze jeńców. Trawy wyschły na złoto, ptaki milkną w samo południe, a niebo od czasu do czasu zagrzmi gwałtownie, zrzucając krótką, lecz intensywną burzę — jakby chciało przypomnieć, że ma jeszcze coś do powiedzenia. Lato w pełni, a wraz z nim zaszły drobne zmiany w codziennym rytmie naszej społeczności. Obowiązki skrócone, łapy odciążone — sam Alfa uznał, że w taki żar nie wypada zmuszać nikogo do stania w pełnym słońcu zbyt długo. Zalecenie? Pijcie dużo wody, otwierajcie okna nocą i nie zapominajcie o cieniu — zarówno fizycznym, jak i metaforycznym.
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - MARZEC
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 1 opowiadanie;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 2 opowiadania. Postać awansuje na poziom [4]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
Dante Eziosso - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [3]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
Atrehu - 1 opowiadanie;
Itami - 2 opowiadania;
Naharys - 0 opowiadań;
Tuna - 0 opowiadań;
Wichna - 0 opowiadań;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 0 opowiadań;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 0 opowiadań;
VOLAR
 
- 0 opowiadań;

PODSUMOWANIE MIESIĄCA - KWIECIEŃ
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 0 opowiadań;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 0 opowiadań;
Dante Eziosso - 0 opowiadań;
Atrehu - 0 opowiadań;
Itami - 2 opowiadania. Postać awansuje na poziom [9] i zyskuje rangę Gammy. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
Naharys - 0 opowiadań;
Tuna  - 0 opowiadań. Postać za decyzją właścicielki ląduje w NPC. Wciąż jest członkiem watahy, choć nie odpisze na wątki;
Wichna - 0 opowiadań. Postać za decyzją właścicielki ląduje w NPC. Wciąż jest członkiem watahy, choć nie odpisze na wątki;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 1 opowiadanie;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [4]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielania;
VOLAR 
- 0 opowiadań;
BIAŁY 
- 1 opowiadanie;
LUMA 
- 1 opowiadanie;
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - maj
Silvan - 0 opowiadań;
Tegaja - 1 opowiadanie;
Miraż - 0 opowiadań;
Calem - 0 opowiadań;
Miguel - 1 opowiadanie;
Dante Eziosso - 1 opowiadanie;
Atrehu -  1 opowiadanie;
Itami - 2 opowiadania;
Naharys -  1 opowiadanie;
Midnight - 0 opowiadań;
DOLLY - 0 opowiadań;
CARLOS - 0 opowiadań;
SHORI - 0 opowiadań;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 0 opowiadań;
VOLAR 
-  0 opowiadań;
BIAŁY 
-  1 opowiadanie;
LUMA 
-  0 opowiadanie;
Reiko - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [2]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;
PODSUMOWANIE MIESIĄCA - czerwiec
Silvan -  1 opowiadanie;
Tegaja -  0 opowiadań;
Miraż -  0 opowiadań;
Calem -  0 opowiadań;
Miguel -  0 opowiadań;
Dante Eziosso - 0 opowiadań;
Atrehu -  5 opowiadań;
Itami - 3 opowiadania;
Naharys - 0 opowiadań;
Midnight -  0 opowiadań;
DOLLY -  0 opowiadań;
CARLOS -  0 opowiadań;
SHORI - 1 opowiadanie;
Callas - 0 opowiadań;
SYBIR - 1 opowiadanie;
VOLAR 
-  0 opowiadań;
BIAŁY 
-  0 opowiadań;
LUMA 
-  0 opowiadań;
Reiko - 1 opowiadanie;
Asenath - 1 opowiadanie;
Kaberu - 2 opowiadania;
Niko - 1 opowiadanie;
Renesmee - 1 opowiadanie. Postać awansuje na poziom [2]. Punkty umiejętności są jeszcze do przydzielenia;

niedziela, 13 lipca 2025

Od Reiko do kogoś ~ "Gdy chaos jest mile widziany"

Reiko wyrwał ze snu wrzask. Nie taki dramatyczny, pełen bólu czy grozy — nie. Ten był najgorszym z możliwych: wilczy, radosny, pełen bezczelnego życia. Zamrugała, pyskiem wtulona w szorstką poduszkę ze skór, pachnącą kurzem i ziołami. Zamknęła oczy, próbując wrócić do snu, ale hałas za oknem urósł do rangi osobistego afrontu. Było wcześnie rano, a miasto już tętniło życiem. Wilczy instynkt nie znał pojęcia „cierpliwość”, a tym bardziej „godzina handlowa”. Zirytowana spojrzała na uchylone okno. Firanka ledwo powiewała od przeciągu. Za nią krzyczał jakiś szczeniak, przekrzykując kogokolwiek, kto próbował go uciszyć. Głos miał krzykliwy, niczym mewa na wybrzeżu, powodując bolesne pulsowanie w skroniach. Jej pokój miał nieszczęście wychodzić na główną uliczkę. Miała jeszcze cień nadziei, że to wszystko tylko sen. Ale nie — z każdą chwilą było coraz głośniej.
Z jękiem przewróciła się na grzbiet, patrząc na sufit — wysoki, z widocznymi belkami, które skrzypiały przy każdym ruchu budynku. Pokój był przestronny jak na standardy podróżnych: łóżko z kocem ze skóry niedźwiedzia, stolik, drewniana skrzynia i jedno krzesło, na którym wczoraj rzuciła swój tobołek z niewielkim dobytkiem. Podniosła się do siadu, rozglądając się po wnętrzu. W kącie, przy małym kominku, ktoś zostawił zapas drewna i kosz z jabłkami — Reiko zjadła jedno poprzedniego wieczoru. Było kwaśne. I niedojrzałe. Skrzywiła się nieznacznie. Siedząc teraz półprzytomna, z rozwichrzonymi włosami i wzrokiem ostrym jak nóż, Reiko wyglądała jak coś pomiędzy boginią zemsty a bardzo głodnym drapieżnikiem. Westchnęła ciężko i powoli uniosła się z łóżka, jakby nawet grawitacja chciała ją zatrzymać na miejscu. Przeciągnęła się leniwie, a w stawach strzeliło przyjemnie.
"Czas na kąpiel!". Jej pazury stuknęły lekko o drewno podłogi, gdy przeszła do oddzielonego parawanem kąta, gdzie stała duża, drewniana bala. Włączyła mechanizm, obserwując, jak woda spływa z bambusowych rur. Ciepła, ale nie gorąca. Woda parowała, otulając ją jak dym. Przymknęła oczy i zanurzyła się powoli, najpierw przednimi łapami, potem całym ciałem, aż woda sięgnęła karku. Futro uniosło się na powierzchni, a ona westchnęła cicho, niemal w mruczeniu. Ciepło otuliło ją jak kożuch — wygrzany słońcem mech albo brzuszysko hucznej watahy w środku zimy. Idealne. Z bocznej półki zsunęła pyskiem gliniany dzbanek. Nalewała ostrożnie, przechylając go zębami, aż zielonkawa maź spłynęła na łopatkę. Wyciąg z liści i żywic — własnoręcznie wymieszany i przefermentowany. Pachniał jak deszcz na igliwiu. Tarła się powoli o krawędź basenu, wmasowując miksturę w gęste futro: zaczynała od karku, potem brzuch, boki, grzbiet, aż po ogon — jakby głaskała własną skórę z nabożnością. To nie była tylko higiena. To był rytuał. Krew płynęła szybciej, ciało budziło się z odrętwienia, a świadomość wracała na swoje miejsce — niczym księżyc wynurzający się zza chmur. ~ Żebyś lśniła jak księżycowa suka na zlocie, a nie jak zabłocona ścierka. - mruknęła do siebie, uśmiechając się pod nosem.

środa, 2 lipca 2025

Od Asenath ciąg dalszy Kaberu ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

Pogoda była piękna – promienie słońca podkreślały zieleń roślin i przyjemniej grzały grzbiety, a rozmówca Asenath, cóż, w istocie okazał się być całkiem interesujący. – Ach, mocno wyczuwalna moc – skomentowała występ basiora. Zaprezentowana moc obronna Kaberu zmusiła ją do odwrócenia wzroku, choć ani na chwilę nie przerwała dokonywanej przez nią w myślach analizy. Czy moc była przydatna? Niewątpliwie. Wielu przeciwników skutecznie by zdezorientowała, dając broniącemu się wystarczająco dużo czasu na ucieczkę, przygotowanie do defensywy lub atak. Oczywiście nie powstrzymałaby każdego – osobniki takie jak jej ojciec, traktujące walkę jak improwizowany, morderczy taniec, nie zrezygnowałyby z zadania ciosu tylko dlatego, że są oślepieni. Ataki magiczne o większym polu rażenia, wyczuwanie ciepła albo zaatakowanie pod takim kątem, żeby ciało broniącego się zasłoniło częściowo rażące światło – wszystkie te techniki mogłyby okazać się skuteczne na skontrowanie mocy, jaką dysponował Kaberu. W walce każda moc powinna być wsparta innymi umiejętnościami, a jej siła, wbrew pozorom, nie zależy tak bardzo od potęgi i wytrzymałości właściciela, a raczej od jego zaznajomienia z nią i kreatywnego...
– Mam nadzieję, że nie masz przez to problemów z oczami, co? – zapytał Kaberu, wyrywając ją z rozmyślań. Było coś dziwnego w jego tonie, nie wydawał się pytać z troski, a przynajmniej nie wyłącznie. To oczywiste, że obraz jest nieco zniekształcony po wystawieniu na intensywne światło, że w polu widzenia pojawiają się ciemne plamy. O co więc chodziło basiorowi? Czy to jakiś rodzaj reakcji na jej kolor oczu? Wiedziała, że ich intensywna czerwień wprawiała czasem inne wilki w dyskomfort, zwłaszcza w półmroku. Teraz jednak świeciło słońce, a Kaberu nie wydawał się spięty... Chociaż nie była aż tak dobra w odczytywaniu emocji, może jednak coś jej umykało. Przyjrzy się temu w przyszłości, jeśli nadarzy się okazja.
– Nie, wszystko w porządku. - Odpowiedziała na pytanie. – Przyznam, że to całkiem przydatne... zwłaszcza w trakcie pojedynku. Uważnie dobierała słowa, starając skupić się na pozytywach. Wiedziała, że bywała zbyt bezpośrednia, a inne wilki często raziły szczere i krytyczne opinie o ich talentach i zachowaniu, zwłaszcza, jeśli były to znajomości powierzchowne. Rozkładanie magicznych zdolności na czynniki pierwsze i komentowanie ich niedoskonałości raczej nie było dobrym tematem rozmów na pierwsze spotkanie, to zdążyła już zrozumieć. Wydawało się jej, że w takim razie dobrze poszło jej z wyrażeniem opinii... Chociaż następne słowa Kaberu wywołały u niej zwątpienie.
– Miałem okazję i zaszczyt poznawać tych, dla których moje moce były nijakie, w porównaniu z ich mocami. Ale to byli weterani wielu ciężkich bitew. Mordercze treningi pozwoliły im wyważyć nieco kunszt swoich mocy. A ty? Pochwalisz się czymś? Czy powiedziała coś, co kazało mu przyznać, że jego zdolności można odeprzeć albo zignorować, jeśli jest się wystarczająco potężnym? Czy też zrobił to sam, wykazując docenianą przez wilczycę samoświadomość? Asenath zawsze była zagubiona w takich sytuacjach i miała problem ocenić, na ile jest za nie odpowiedzialna. Kaberu dał jej na szczęście okazję do skierowania tematu na jej własne zdolności. Na szczęście jak na szczęście. - Moce Asenath nie były wybitnie efektowne ani potężne, zwłaszcza jak na wybrane przez nią stanowisko maga. Były po prostu przydatne, a ona wiedziała, jak korzystać z nich możliwie najskuteczniej. Potrafiła sprawiać wrażenie potężniejszej, niż była w rzeczywistości – jedyny rodzaj manipulacji, jaki w miarę jej wychodził. Nie wydawało jej się jednak, by w tej sytuacji było to potrzebne. Może po prostu być szczera.

niedziela, 29 czerwca 2025

Od Shori ciąg dalszy Białego ~ “Nie denerwuj starego wilka”

Targ, targ… Shori doskonale wiedziała, gdzie znajduje się najbliższy i zarazem największych targ w regionie. Było to na dodatek jedno z pierwszych miejscach, do których zabrała ją Matka. Pytanie starszego wilka nie było więc sporym wyzwaniem.
– Oczywiście, że wiem, gdzie jest targ. - Odpowiedziała i dumnie podniosła głowę, śmiejąc się przy tym. – W Varonie, naszym mieście. Na Północny zachód stąd. - Przerwała swoją wypowiedź, by się lekko rozejrzeć, po czym skrzydlata waderka wskazała skrzydłem w odpowiednią stronę. – W tamtym kierunku. Gdzieś za tamtą ścieżką powinna być główna droga. - Powiedziała pewnie, a futerko na jej piersi napuszyło się dumnie. Starszy basior przytaknął skinieniem głowy.
– Dobrze. Chodźmy na ten targ. - Na jego pysku widniał nieodgadniony wyraz, niby uśmiech, a może bardziej zaduma? Skrzydlata wadera nie umiał go odgadnąć. Wzięła w pysk, resztki swego koszyka, po czym powoli ruszyła w stronę miasta. Co jakiś czas zatrzymywała się i spoglądałą na starszego wilka, czy za nią podąża. Szli w ciszy, wokoło słychać można było śpiew różnorodnych ptaków. Wiał lekki wietrzyk, a zielone liście drzew i krzewów szumiały przyjemnie. Słońce szczytowało, gdy łąpy psowatych wkorzyły do miasta. Droga ułożona z dość sporych otoczaków, pozyskanych z pobliskiej rzeki, mieniła się brunatnymi odcieniami. Była dość szeroka. Na oko z osiem wilków mogłoby iść w szeregu, a jeszcze znalazłoby się miejsce, by minąć przechodnia z naprzeciwka. Proste i sympatyczne dla oka budynki górowały nad ulicami. Atmosfera pełna była aromatycznych zapachów, a gwar przechodniów zamieniał się w szum. Shori nie przepadała zbytnio za hałasem, położyła uszy lekko po sobie licząc na to, że jej grube futro stłumi dźwięki i staną się one choć trochę znośniejsze.
– Tak w ogóle to nazywam się… - Nie dokończyłą, gdyż dobiegłą ją doskonale znany głos, wołający jej imię.
– Shori?! Shori?! - Cień wilka krążył nad tłumem psowatych. Po chwili przed siwymi wilkami wylądował Yoshimitsu. Szary basior, z ciemniejszymi “podpaleniami” na końcach kończyn. Tak jak waderka, posiadał on parę pierzastych skrzydeł, a na jego plecach znajdował się komplet skórzanych pasów, które służyły do podtrzymywania sakw, powieszonych po bokach wilka, pod skrzydłami. Samiec był wyraźnie poddenerwowany. – Tu jesteś urwisie. Matka zaczynałą się martwić. Na za wiele sobie ostatnio pozwalasz. - Wyrzucił z siebie, patrząc na młodszą siostrę z wyrzutem. Waderka uśmiechnęła się nerwowo. Wzrok Błękitnych oczu samca powędrował ku górze, by spotkać się z czerwienią oczu siwego wilka, stojącego przy boku Shori. – Przepraszam za siostrę, a Pan to?

< Biały >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 387
Ilość zdobytych PD: 194 PD + 30  PD  + 150% ~ 291 PD
Łącznie: 515 PD

niedziela, 22 czerwca 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Itami ~ "Druga strona róży"

Ciało spięło się pod wpływem jej pytania — zadrżało w miejscu, które dawno temu powinno już być martwe. Niechciane wspomnienia, niczym senne duchy, podniosły się z mroku i zaczęły snuć swoje opowieści w moim umyśle. Zamarłem — łapa wciąż spoczywała na jej biodrze — ale gest, który chwilę wcześniej był czuły, nagle stał się ciężki, jakby należał już nie do mnie. Wypuściłem z siebie długie, przeciągłe westchnienie, próbując zapanować nad chaosem, który właśnie zaczął kotłować się pod skórą. Nie odpowiedziałem od razu. Może dlatego, że nie wiedziałem, co powiedzieć. A może dlatego, że bałem się otworzyć drzwi, które z takim trudem udało mi się zatrzasnąć. Słowa krążyły mi po głowie jak ptaki w klatce, ale żadne nie chciało usiąść. Choć myślałem. Analizowałem. W mojej głowie roiło się od słów, ale żadne nie brzmiało właściwie. Pragnienie, by zamknąć ten temat raz na zawsze, było niemal namacalne. Tak... kuszące. Ale wiedziałem też, że to nie będzie takie proste. Liliana nie odpuszczała nigdy. Można ją było porównać do ciernia — niewielkiego, ale zawsze trafiającego w najwrażliwsze miejsce. Albo do pokrzywy — nieproszona, rosła tam, gdzie nie trzeba, a wystarczyło jedno muśnięcie, by długo piekło. Czasem była jak mucha w izbie — niegroźna, ale nie do zniesienia. Innym razem — jak drzazga w serdecznym palcu. Niby nic wielkiego, ale potrafiła zatruć cały dzień. Zawsze nie w porę. Zawsze boleśnie. Zawsze tak, że wilk nie wiedział nawet, kiedy się wbiła.
Czułem, że przyszła, by mnie dopaść. Zburzyć to, co mozolnie próbowałem odbudować z popiołów. Ale po co? Przecież już mnie wygnali. Wyrzucili z domu, jak martwy mit, który przestał pasować do ich opowieści. Odszedłem daleko, niemal na sam kraniec kontynentu. Trafiłem na wygwizdów, gdzie nawet wiatr zdaje się zapominać, że powinien wiać. Próbowałem zacząć od nowa. Zbudować coś własnego. Cichego. Mojego. A jednak przeszłość wciąż mnie doganiała. Raz za razem. Śledzi każdy krok, jak uparty cień, który nie zna zmierzchu. Dlaczego? Dlaczego nie chce mnie wypuścić ze swoich szponów? Czy aż tak bardzo się boi, że wrócę?