Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

piątek, 10 października 2025

Od Białego ciąg dalszy Shori ~ "Nie denerwuj starego wilka"

Mały wilczek podchwycił jego zanętę. Tak jak Biały przewidział. Zaprowadziła go na targ, chociaż on dobrze wiedział, gdzie się znajduje. Ponoć małe wilczki lubią, gdy mogą się w czymś wykazać. To buduje ich samoocenę. Ledwo co przekroczyli bramę miasta, a już ktoś nad nimi zaczął krążyć niczym sęp. Białemu to się nie podobało, czuł na sobie wzrok. Bez niepoznaki spojrzał w górę. To był kolejny z tych latających wilków. A nuż to jej rodzina, pomyślał. Prawdopodobnie tak, ale nie dałby sobie łapy uciąć. Ze skupienia nad podlotkiem wyrwała go ta mała, chcąc się przedstawić. Niestety ów latający przerwał jej, krzycząc ciągle "Shori, Shori". Sądząc po reakcji małej, która tylko uśmiechała się nerwowo, to jej imię. "Shori" przechlapane. Ów wołający ją wilk wylądował tuż przed nimi, aż wzbił się kurz. Z bliska był szary, z czarnymi podpaleniami na łapach. Coś napomknął o matce, coś pokarcił małą wilczycę.
— Przepraszam za siostrę. - powiedział szary wilk. — a Pan to?
— Jam jest zwykły włóczęga. - burknął. Nie zamierzał oddawać małej w niepewne łapy. To, że oboje mają skrzydła i on zna jej imię, jeszcze nie świadczy, że może ją mu oddać. Spojrzał na nią, wyglądała na poddenerwowaną.
— Znasz go? - spytał z przekąsem. Wadera spojrzała trochę zdenerwowana raz na szarego samca, raz na siwego. Przytaknęła lekko skinieniem głowy, po czym spuściła głowę w dół i nerwowo zaczęła drapać łapką ziemię. To zachowanie wydało się Białemu nieco podejrzane. Przez pustelniczy tryb życia ciężko odczytywał emocje, dlatego teraz był bardzo niepewny. Czy ona się bała? Jeśli tak, to kogo albo czego? Tego wilka? Przeskrobała coś poważnego? Tyle pytań, na które nie pora dostać odpowiedzi.
— Kto to dla ciebie? - zniżył się do jej poziomu. — Boisz się go?
— Nie boję się go, to jeden z moich braci. Yoshimitsu. - odpowiedziałą waderka. — Nie powinnam była się oddalać od domu... - dodała ciszej.
— Uhum, rozumiem. - mruknął, odwracając się do szarego wilka. — Yoshimitsu, tak? Tej małej nie trzeba już karać za nieposłuszeństwo. Już poszorowała tyłkiem po ziemi. Słowna reprymenda powinny wystarczyć.
Szary wilk skinął głową ze zrozumieniem i ze współczuciem spojrzał na siostrę.
— Obawiam się, że w domu nie ominie jej poważna rozmowa. - powiedział, bardziej kierując te słowa do skrzydlatej, niż do samca. — Mam nadzieję, że nie sprawiła Panu większych problemów. Dziękuję również za odprowadzenie małej do miasta. - powiedział, patrząc już na Białego.
— Yoshi... - Wilczyca szturchnęła szarego w łapę, aby ten zniżył ku niej pysk. — Zepsułam Panu zapas cennych grzybów... - Wyszeptała. Samiec westchnął ciężko.
— Oczywiście zrekompensujemy Panu szkody. - powiedział i sięgnął do swej sakwy. — Jaką formę zadośćuczynienia Pan preferuje?
Biały chwilę pomyślał. Nie przyszła mu na myśl żadna konkretna suma. Lada moment musi pójść poszukać hodowcy grzybów, by nadrobić swoje straty. Ten konkretny hodowca nie mieszka w okolicy, to włóczykij. On zaraz może spakować manatki i odejść z miasta.
— Pan powie sam, ile warte jest to szczenię? Za doprowadzenie jej tutaj.
Samiec wyciągnął z torby niewielką sakiewkę. Sprawdził jeszcze szybko jej zawartość, po czym mruknął cos niezrozumiałego Shori do ucha. Wilczyca położyła po sobie uszy, a gdyby tylko mogła to by pobladła. Skinęła jednak głową, zgadzając się.
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy zarówno za fatygę, jak i za straty.
Biały przejął od niego sakiewkę. Na samo uczucie jej wagi zaniemówił. Wprawdzie nie przystaje patrzeć w podarunek przy darczyńcy, ale ten bardzo go kusił. Przez materiał mógł poczuć coś ostrego.
— Oh, to aż... - uciszył siebie, zanim powie coś nie tak. — Dziękuję. - wykrztusił. — No cóż... - nie wiedział, co powiedzieć. — W takim razie ja już pójdę... Mała, nie psoć już.
— Miło było Pana poznać, Panie... - waderka przechyliła głowę w zamyśleniu. Właśnie zdała sobie sprawę, że w ogóle nie zna imienia Starszego wilka, a przynajmniej nie pamiętała, jak ono mogłoby brzmieć. Jednak wilk nie mógł jej go już powiedzieć, ponieważ szybkim krokiem wtopił się w tłum. Czym prędzej poszedł szukać handlarza. Gdy oddalił się nieco dalej, przystanął za beczkami ziół, by obejrzeć zawartość sakiewki. Jego oczy zalśniły. Rubiny, szmaragdy, diamenty. Klejnotów do koloru do wyboru. Wziął je do łapy i każdego z kolei podgryzał, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. I takie były, co do najmniejszego. Spojrzał jeszcze raz w stronę, gdzie stała mała wilczyca z bratem. Oboje odeszli już stamtąd. Biały nie przystał na ruszenie za nimi w nieznanym mu kierunku, od razu skierował się w uliczki z jeszcze otwartymi straganami z ziołami. Skręcił za kościołem w prawo i doszedł do samego końca. Tuż przy wejściu do zakrystii stał mały, dziurawy parawan, za którym siedział brunatny wilk. Przed nim leżały ususzone grzyby różnych gatunków. Biały podrzucił mu pod łapy małego szafirka.
— Ile za to dostanę?
Wilk popatrzył na niego, jakby nigdy na oczy takiego bogactwa nie widział. Wziął chustę, na której leżały grzyby, i zwinął ją w torbę.
— Wszystko. - uśmiechnął się. Nie próbował sztuczek, bo Biały go za dobrze znał. Wiedział, że tym klejnocikiem dobije jego dzienny utarg. Zadowolony wilk mógł już wracać do domu. Biały złapał za guza prowizorycznej torby i zarzucił ją sobie na plecy. Teraz wyłącznie myślał nad szybkim powrotem. Słońce stało wysoko, czyli było już południe. Musiał jeszcze zapolować sobie na kolację, a do tego musiał pierw odstawić dzisiejszy zakup w swojej norze.

wtorek, 23 września 2025

Od Atrehu ciąg dalszy Reiko | Itami ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Obserwowałem scenę z lodowatą cierpliwością, której nauczyły mnie lata patrolowania granic. Znałem ten wzrok, tę pianę nienawiści na pyskach. Widziałem ją setki razy — w oczach intruzów, w oczach fanatyków czystej krwi, w oczach tych, którzy nie znali niczego poza ślepym gniewem. Czułem, jak coś zaciska się we mnie od środka. Ta nienawiść… tak łatwa, tak płytka, tak zakorzeniona w pustych słowach powtarzanych od pokoleń. Te słowa… „Czysta krew” — ile razy sam je słyszałem? Jakby w tym jednym sformułowaniu kryła się cała wartość życia. Patrzyłem na tych samców i nie mogłem pojąć — skąd to przekonanie, że hybrydy są czymś gorszym?
Przecież nie prosiłem się na świat. Nie ja wybierałem. To mój ojciec — czysty wilk, silny, dumny — zakochał się w lisicy. To oni podjęli decyzję. To oni połączyli krew. A ja? Ja byłem tylko owocem ich miłości. Dlaczego miałbym płacić za coś, co nigdy nie należało do mnie?
Ich krzyki znów rozbrzmiały przy bramie. "Hybrydy to zakała. Brud. Plugastwo". Opuściłem wzrok na bruk, na własne łapy, jakbym jeszcze raz miał przypomnieć sobie, że jestem jednym z tych, których chcieliby widzieć na kolanach. Ile razy już tak było? Ile razy byłem ich celem, ich zabawą, ich wyrzutem sumienia?
Im dłużej patrzyłem na nich, tym bardziej melancholia we mnie gęstniała, aż w końcu ustąpiła miejsca gniewowi. Nie był to zwykły gniew — bardziej jak rzeka, co zrywa tamy, rwący nurt, który chce porwać mnie i rozszarpać na kawałki. Znałem to uczucie zbyt dobrze. Jakim prawem? Jakim prawem ktoś decyduje, kto jest czysty, a kto nie? Jakim prawem oceniają mnie, Itami, kogokolwiek — na podstawie krwi, której nawet nie mogliśmy wybrać? Jeśli sama Bogini, matka życia, nie potępiła nas i jeśli pozwala, byśmy oddychali, biegali, kochali i cierpieli tak samo jak oni — to czym są te wyjące błazny przy bramie? Niczym. Zwykłymi śmiertelnikami, którzy nie mają prawa sądzić innych.
Moje barki napięły się tak, że aż czułem, jak włosy na karku stają dęba. Wszystko we mnie krzyczało, żeby skoczyć na nich, zatopić kły w ich gardłach i uciszyć to szczekanie raz na zawsze. Widziałem oczami wyobraźni, jak krew barwi kamienie pod bramą, a ich pycha rozsypuje się w proch pod moimi łapami. Ale wiedziałem też, że to niczego by nie zmieniło.

sobota, 13 września 2025

Od Reiko ciąg dalszy Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

    Wnętrze namiotu pachniało ciężkimi kadzidłami, mieszaniną palonej żywicy i czegoś, co miało przypominać egzotyczne zioła, a w praktyce dusiło w nozdrzach. Przez ułamek sekundy Reiko poczuła się jakby weszła do obcej rzeczywistości. Migoczące świece rzucały na płachtę namiotu poszarpane cienie, a na niskim stoliku leżały karty i kryształ, który wyglądał bardziej jak źle oszlifowany kamień niż magiczny artefakt. Jej ślepia błyszczały ciekawością. To był jej pierwszy raz w takim miejscu. Wychowana surowo, bez miejsca na zabobony, spodziewała się jednak… czegoś więcej. Prawdziwych czarów. Słów, które sięgają głębiej niż powierzchnia, dotykających duszy. A nie tandetnego teatrzyku. W środku była rozdarta — między sceptycyzmem a tym dziecięcym, dobrze skrywanym pragnieniem, że może jednak… może gdzieś kryje się magia.
    Siedzący przy stoliku basior uniósł łeb, wytrzeszczając gały na jej widok. Jego wzrok z lubieżnością prześlizgnął się po jej sylwetce, zbyt długo zatrzymując się tam, gdzie nie powinien. Miał futro w kolorze myszo-szarym, miejscami poszarzałe i zaniedbane, a w jego zwykłych, brązowych oczach tlił się cień chciwości. Uszy miał lekko rozchylone na boki, jakby próbował sprawiać wrażenie otwartego i godnego zaufania, lecz ich niespokojne drgania zdradzały napięcie. Ogon, widoczny kątem oka, uderzał raz po raz o podłogę — nerwowo, bez rytmu, jak u kogoś, kto przywykł do kłamstw. Wadera wszystko to widziała, dzięki ciężkim treningom. Wszakże dla jej ojca nie było miejsca na błędy. Musiała być uważna, dostrzegać najmniejsze ślady i różnice w zachowaniu. ~ W sumie przydatna umiejętność. ~ pomyślała, wchodząc głębiej.
    Samica przysiadła naprzeciw, nie spuszczając wzroku z wróżbity. Przez krótką chwilę obserwowała jego ruchy, sposób, w jaki przesuwał łapy nad kartami, jak unosił brew, udając, że zna tajemnice przyszłości. Jej serce zabiło szybciej, kiedy zaczął coś nieskładnie mamrotać pod nosem. Brzmiało to bardziej jak powtarzana na pamięć formułka niż zaklęcie. Choć się na tym nie znała, słyszała opowieści o światłach, reakcji wszechświata na wejście w Fatamorganę i cenie, jaką powinno się zapłacić, by zobaczyć przyszłość. Tutaj natomiast nie było nic. Powietrze nie drgnęło, a powinno się nagrzać i zafalować. Jego oczy winny zrobić się białe, a wszechświat miał ukazać swe oblicze. Wszystko to wyglądało jak tania sztuczka kuglarza. Zadrwiła w duchu. Jej cierpliwość jednak skończyła się, gdy niespodziewanie zbliżył się, a jego łapa „przypadkiem” spoczęła zbyt blisko, a potem bezceremonialnie na jej piersi. Czas stanął w miejscu. Cisza, jaka nastała, była gęsta jak woda. 
— Jesteś taka piękna... - szepnął prawie do jej ucha. Oczy zaszły mgłą, a odór pożądania nieprzyjemnie drażnił jej węch. Skrzywiła się nieznacznie. ~ Ach, więc tak wygląda magia w jego wydaniu. Żałosne. Ale jeśli chce grać, to zagra. ~ Reiko nie drgnęła, nie wciągnęła gwałtownie powietrza. Nie dała mu tej satysfakcji. Zamiast tego pochyliła się powoli do przodu, pozwalając, by jej pysk zbliżył się niebezpiecznie blisko jego.
— Wiesz, mój drogi… - jej głos był miękki, szeptany, pieszczący uszy jak jedwab. Uśmiech wyglądał niemal figlarnie, ale w oczach pojawił się błysk — ostry, niebezpieczny, taki, od którego gardło samo się ściskało. — Masz całkiem odważne łapy. 
Zanim zdążył się odezwać, jej pazury musnęły go po udzie i zsunęły się niżej. Niby lekko, niby przypadkiem, a jednak z wyczuciem, które sprawiło, że mięśnie basiora napięły się jak struny. Pazury ledwie drasnęły jego przyrodzenie, ale nacisk był wystarczający, by zrozumiał, co mogłoby się stać, gdyby poruszył się choć o milimetr za szybko. Wróżbita zesztywniał, zdecydowanie zbity z tropu. Jego uszy opadły, a oddech urwał się w połowie. Spojrzenie, jeszcze przed chwilą bezczelne, zamigotało czystym strachem. Ewidentnie spodziewał się reakcji, ale nie takiej.
— Ale wiesz, co jest jeszcze odważniejsze? - ciągnęła, niemal mrucząc. Uśmieszek nie zniknął z jej pyska, wręcz się pogłębił, nadając słowom jeszcze bardziej niepokojący wydźwięk. W chwili, gdy Reiko pochyliła się nad nim mocniej, powietrze w namiocie jakby zgęstniało. Ciepły zapach palonych ziół został nagle przytłumiony przez coś o wiele cięższego — złowieszczą aurę, której nie sposób było nazwać. Uśmiechała się, spokojna niczym tafla lodu, a jednak w jej oczach tlił się żar, który wróżbita poczuł na karku jak dotyk płomieni. Nie musiała warczeć, nie musiała grozić słowami — jej obecność sama w sobie niosła obietnicę bólu. Basior poczuł, jak łapy drżą mu niekontrolowanie, a zimny pot spływa po karku. Nigdy wcześniej zwykłe spojrzenie nie ścisnęło go tak za gardło. Reiko czuła, jak rośnie w nim przerażenie. I w dziwny sposób dawało jej to satysfakcję. To ona tu rozdawała karty. Pazury pozostały tam, gdzie były, muskając skórę w sposób bardziej groźny niż intymny. Wystarczyłoby jedno płynne cięcie.
— Fakt, że ktoś mógłby ci odciąć nie tylko łapy, ale też tego ptaszka niżej — tak nisko, że nigdy więcej nie poznałbyś smaku samicy, a i żadna wadera nie spojrzałaby na ciebie tak, jak pragniesz.
Wróżbita przełknął głośno ślinę. Ogon zastygł mu w nienaturalnym bezruchu, a łapy natychmiast cofnęły się z jej piersi, jakby dotknął rozżarzonego żelaza. Było w niej coś diabelnie pięknego — takiego, co sprawia, że serce jednocześnie przyspiesza i zamiera. Jakby sama śmierć przybrała postać anioła, a on miał czelność położyć łapę na jej ciele.
— Dziękuję za… "wróżbę". Wystarczy mi na dziś. - wyprostowała się powoli, cofając pazury, jakby nigdy nic. Jej ton był spokojny, opanowany, wręcz uprzejmy. Wróżbita padł na ziemię, płaszcząc się przed nią i bełkocząc przeprosiny za własne istnienie. Reiko uśmiechnęła się drwiąco, dociskając jego łeb do ziemi. — Nigdy więcej nie wchodź mi w drogę. - szepnęła, wycofując się. Po chwili opuściła namiot spokojnym krokiem, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Tylko subtelna iskra satysfakcji oczach zdradzała, że to ona wyszła z tej gry zwycięsko. Za jej plecami pozostał ciężki, rwany oddech wróżbity, który nie odważył się nawet drgnąć.

piątek, 12 września 2025

Od Lumy ciąg dalszy Naharys'a ~ "Spisane w wodzie"

— Może ty mi opowiesz, co takiego robiłaś nad brzegiem jeziora i... czemu cię widziałem w wodzie? To znaczy się twoje odbicie. - Akurat otrzepywałam się z kurzu, który na mnie osiadł podczas zderzenia, ale na jego słowa zamarłam i zmrużyłam oczy. Basior, dość spory na dodatek, nie dość, że nie uważał, gdzie biegnie i lazł jak święta krowa, to jeszcze bezczelnie wyjeżdża do mnie z urojonymi pretensjami. No czyste chamstwo po prostu. I te jego śmieszne, pożal się boże roszczenia. Co robiłaś? A czemu tak? Dlaczego srak? Zdecydowanie za mocno uderzył się w ten swój pusty łeb, jeśli myśli, że cokolwiek mu powiem. Nic z tego, nie ze mną takie bajery.
— To, co robiłam nad jeziorem to totalnie nie twoja sprawa. - niby z jakiego powodu miałabym się komukolwiek tłumaczyć. A już zwłaszcza komuś takiemu jak on? — A ty gdybyś widział coś więcej niż czubek własnego nosa, bez problemu zauważyłbyś, że stoję obok ciebie. Więc tak, geniuszu, to naturalne, że widziałeś moje odbicie. - To co, gdzie i z kim robię, to jest moja prywatna i osobista sprawa, jemu kompletnie nic do tego. Niech więc nie myśli sobie, że może czegokolwiek ode mnie sobie żądać. Bo zdecydowanie nie może i nigdy nie będzie mógł.
— Nie wciskaj mi tu kitu, dobrze? Nikogo obok siebie nie widziałem, a twoja słodka buźka jakimś cudem świeciła odłogiem w odbiciu wody. Więc wybacz, ale to, co tu robisz, jest moją sprawą… - gdyby nie moja pewność co do mojego perfekcyjnego słuchu to miałabym wątpliwości w to co słyszę. Może jednak mój zmysł zaczął szwankować, a ja powinnam zacząć rozglądać się za inną profesją? Albo to ja zbyt mocno uderzyłam się w głowę i przez wstrząśnienie mózgu mam jakieś zwidy i przesłyszenia? Ale no błagam, on tak na poważnie? To było stuprocentowo na serio? Żadnej próby wkręcenia, zrobienia ze mnie idioty i planowanego wyśmiania prosto w oczy? Naprawdę miał czelność pultać się o w gruncie rzeczy moje prywatne sprawy? Większego bezczelna już dawno nie spotkałam. Należało go jak najszybciej sprowadzić na ziemię. A tacy jak on zwykle mierzą wysoko i spadają bardzo boleśnie.
— Nawet matce się nie spowiadam z tego co robię, a ty sądzisz, że tobie powiem? Zapomnij. - prychnęłam i leniwie machnęłam ogonem, z którego posypał się pył z drogi leśnej. Wyglądało to, jakbym chciała odgonić muchę postaci basiora przede mną, a zamiast tego wzbudziłam do życia mini piaskową burzę — I nie dość, że zadufany w sobie to jeszcze ślepy. To niezbyt dobre połączenie. - coraz bardziej mnie irytował i jeszcze na dodatek to jego parsknięcie śmiechem. Takich jak on zjadam na przystawkę bez zbędnego gryzienia. To, że myśli, że może patrzeć z góry, nie oznacza, że jest to prawda objawiona.
— W przeciwieństwie do ciebie, ślicznotko, ja nie oceniam nikogo przy pierwszym spotkaniu. - i jeśli miał nadzieję, że tania bajera i wątpliwy urok osobisty w jakiś sposób dadzą mu przewagę, to się chłopina srogo przeliczy.
— Dla ciebie to może faktycznie być nasze pierwsze spotkanie, wcześniej twoje ego ci mnie zasłoniło. - znowu machnęłam ogonem i po raz kolejny posypał się pył. Aż kichnęłam, gdy kurz wpadł mi do nosa. Przez tego pajaca byłam cała brudna, aż ciarki przechodziły po plecach. Musiałam jak najszybciej pójść się wykąpać i dokładnie wyczyścić futerko, by znowu lśniło. No ale najpierw obywatelski obowiązek. Pokazanie basiorowi, gdzie jego miejsce.
— Hoho, uważaj, żebym ja ci zaraz nie powiedział, co tobie przysłoniło twoje śliczne oczęta. - natychmiast wypaliłam.
— Narcyzowaty laluś? Uważaj, bo jak będziesz się tak ciągle sobie przyglądał to popadniesz w samo zachwyt. - po raz kolejny otrzepałam się, wzbudzając kłęby kurzu. Pył poleciał bezpośrednio na basiora, ale zdążył uskoczyć i nie skomentował tego. Zresztą, on też był brudny po naszym zderzeniu się.
— Na razie czemu się przyglądam, to twoim seledynowym oczętom i na razie, to nie mogę wyjść z zachwytu z ich powodu. - zmiana strategii na pochlebstwa, może i by się sprawdziła, gdyby natknął się na kogoś innego. No ale, na jego nieszczęście wpadł na mnie, jestem totalnie odporna na takie głupie gadanie.
— Och, czyli jednak masz gust. Już myślałam, że potrafisz zachwycać tylko się samym sobą
— To następnym razem zacznij myśleć, nim zaczniesz oceniać kogoś pochopnie, jasne? A co do twojego odbicia w wodzie, to jakaś twoja sztuczka? Iluzja? - robił się męczący z tym swoim wypytywaniem. No i zdecydowanie nie powinien dowiedzieć się o mojej małej sztuczce. Miała to być tajemnica handlowa, a w tym przypadku zawodowa.
— Przecież ci powiedziałam, że stałam obok ciebie. Jesteś  głuchy czy głupi, bo to, że ślepy to już wiem. - Jako szpieg doskonały, nie mogłam sobie pozwolić, by jakiś łachudra paplał o mojej umiejętności na prawo i na lewo. To byłoby nieprofesjonalne wypstrykać się ze swoich asów tak po prostu. No i Alfa byłby wściekły. Wyraźnie uzgodniliśmy, że nie powinno to być coś, co krąży jako informacja powszednia. Nie wiadomo, do czyich uszu trafi, a wywiadowczą przewagę zawsze warto mieć.
— Och, uwierz mi, że ślepy nie jestem, a tym bardziej głupi. Za to ty jesteś kiepską kłamczuchą. - spojrzałam z widocznym politowaniem na niego, oskarżanie mnie o bycie kiepskim kłamcą to tak jakby rasową kurtyzanę oskarżyć o bycie dziewicą. To śmieszne i niedorzeczne. Powinien trzy razy się zastanowić, zanim coś palnie i zacznie się kompromitować na całego.

poniedziałek, 1 września 2025

Od Itami ciąg dalszy Reiko | Atrehu ~ "Tam, gdzie wieje wiatr"

— Poczekaj - zawołała Itami, dość nieśmiało, bo mimowolnie ściszyła głos. Wadera jednak musiała ją usłyszeć, bo momentalnie odwróciła się w ich stronę, błyszcząc z zaciekawieniem swymi fioletowymi, pięknymi oczami. — Możemy oprowadzić Cię po mieście.
— Oh, niee, nie chciałabym wam zawracać niepotrzebnie głowy - odparła z namaszczeniem kręcąc głową.
— To nie jest żaden problem - oznajmił Atrehu, przystępując pewnym krokiem do przodu. Itami w sumie była mu wdzięczna, że się przyłączył do rozmowy. Jej myśli były tak zaprzątnięte wokół zakupów, że nie miała głowy, by utrzymać konwersację. Za wszelką też cenę nie chciała okazać przed waderą słabości ciągłym jąkaniem i szukaniem odpowiednich słów. Z pokorą pozwoliła samcowi mówić, zdobywając się jedynie na delikatny, nieśmiały uśmiech.
— My i tak musimy jeszcze dokupić kilka rzeczy, więc międzyczasie możemy Cię oprowadzić.
— Czy w tej watasze wszyscy są tacy uczynni? - zapytała, odwracając się do nich pewnie.
— Cóż, ostatnie czego bym spodziewał się po tutejszych mieszkańcach, to uczynność, ale trafiają się wyjątki - odparł Atrehu. Itami wsłuchiwała się w jego ton, który jak zwykle był wyluzowany i śmiały, i nadal nie mogła uwierzyć, że nie potrafiła wykrzesać z siebie, choćby słówka. Pozwalała samcowi mówić, kryła się w jego cieniu i jedynie słuchała rozmowy, której niektóre fragmenty wpadały jej jednym uchem i wylatywały drugim. Choćby nawet chciała się odezwać, to nie potrafiła z powodu błąkających się myśli. Wpatrzyła się gdzieś w bok, już nawet tracąc zainteresowanie rozmową - która swoją drogą nieźle się rozwinęła między Atrehu a tą waderą - a padające słowa były już tylko szczątkami, które jej umykały.
— ... prawda, Itami? - zwrócił się do niej Atrehu. Jego kojący, a zwłaszcza ciepły ton wyłowił ją z natłoku własnych myśli. Zamrugała nerwowo oczami i zdołała wykrzesać z siebie tylko krótkie "Hmmm?"
— Pytałem, czy to nie jest prawda, że gdyby Reiko się z nami przeszła, mogłaby poznać wiele ciekawych miejscówek.
Nie pamiętała momentu, w którym wadera się przedstawiła. Albo była tak zajęta natłokiem myśli, że kompletnie jej to umknęło.
— Tak, tak... myślę, że tak - wymruczała nieśmiało pod nosem i odbiła spojrzeniem w bok.
Wadera imieniem Reiko wykrzywiła usta w lekki uśmiech, niewyraźny i tajemniczy, ale nie to zastanawiało Itami. Ciekawe były jej fioletowe oczy, przeszywające i wyraziste, poprzetykane fiołkowymi pręgami. Kiedy Atrehu polecił, by Reiko szła przy jego prawicy. Przy lewicy zaś szła zagubiona we własnych myślach Itami, którą niebawem ocknął lekki dotyk łapy Atrehu.
— Skarbie, czy wszystko w porządku? - zapytał tonem jak zwykle przepełnionym troską.
— Nie, wszystko jest dobrze, a dlaczego pytasz?
— Wydajesz się taka nieobecna. - stwierdził samiec, przybliżając się. Teraz, kiedy szli, ocierali się o siebie, co wywołało elektryzujące wrażenie, dość uspokajające i zmysłowe. Itami już jako szczenię, kiedy jeszcze uczyła się czytać, przeglądając książki i zwoje, które naznosiła jej matka, wyczytała, że takie czułe i ciepłe zbliżenia potrafiły działać cuda - odprężały i uspokajały. Czuć bliskość kochanego wilka to było coś, czego teraz potrzebowała. Przy nim nie musiała się niczego bać. Samiec, jak dorodny owoc, potrafił obdzierać ją ze skorupki, którą mimowolnie się otaczała. Skorupki, która skutecznie izolowała ją od problemów tego świata, ale wiedziała jednak, że z nią, czy bez niej, nie ominą ją kłody rzucane przez los. Myśl o tym przyprawiło ją o lekkie przygnębienie, co nie uszło uwadze Atrehu.
— Ciągle nad czymś myślisz.
Itami nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Chciała mu wyjawić swoje przemyślenia, ale nie potrafiła tego ująć w słowa. Po prostu taka już była i chyba nic nie zdoła tego zmienić.
— Powiem Ci później, dobrze?
Kiedy mijali kolejne stragany, przy których handlarze wychwalali swoje produkty, szczeniaki bawiły się na środku ulicy w zabawę, którą Itami nie znała - zabawa polegała na lekkim stuknięciu ogonem w metalową kulkę, która musiała zapewne wpaść do otworu, powstałego po wydartym fragmencie kostki brukowej. Reiko przyglądała się pełna zainteresowaniu mijanym wilkom, zajętymi swoimi sprawami i idącymi w tylko sobie znanym kierunku. Mijali szeregi domów, których kominy wydobywały z siebie bure smugi dymu. Były wciśnięte pod samym murem, na szczyt którego prowadziły kamienne schody, których strzegła straż miejska. Niedaleko od nich, ktoś rozłożył dość obszerny namiot, opatrzony w dość wytartą drewnianą tabliczkę, uroczyście informującą, że wewnątrz można skorzystać z usług wróżbity. Reiko zatrzymała się i z zainteresowaniem zerknęła w stronę ciągnącego się sznura zgromadzonych pod namiotem interesantów, szepczących coś pod nosem z ekscytacją. Itami wykrzywiła nieco usta w grymasie niesmaku. Itami, jak przystało na waderę racjonalnie rozumną i wykształconą, uważała takie praktyki za zwyczajne zdzierstwo w biały dzień, oszustwo i szarlatanerię.

czwartek, 21 sierpnia 2025

Od Asenath ciąg dalszy Kaberu ~ "Coś się kończy, coś się zaczyna"

Wycieczka w góry okazała się być naprawdę udanym pomysłem. Asenath doceniała swego rodzaju
wyzwanie, jakie oferowały wąskie ścieżki wśród skał. Wędrówka obfitowała w piękne widoki i przyjemne uczucie oddalenia od świata, które tak często wilczyca odczuwała, studiując magię. Miała nawet szansę zobaczyć gryfa, w dodatku dwukrotnie. Na terenach jej dawnej watahy były widywane rzadko, więc tym chętniej przyglądała mu się z uwagą, kiedy ostrożnie mijali go z Kaberu, klucząc między skałami. Gdy w trakcie schodzenia zostali zaskoczeni przez polującego osobnika, Asenath zaczęła zastanawiać się, jak duże szanse mieliby w walce z tym zwierzęciem. Przewagą gryfa był jego rozmiar, a także para uzbrojonych w szpony łap, mocny dziób i umiejętność latania. Wilki, nawet mimo swojego wysokiego wzrostu i pokaźnej ilości mięśni w przypadku Kaberu, były mniejsze i uzbrojone jedynie w kły, przynajmniej w przypadku Asenath, która nie miała ze sobą broni. Na ich korzyść działała ilość i zdolności magiczne, które, odpowiednio wykorzystane, mogłyby pomóc zdobyć im przewagę. Wilczyca doszła do wniosku, że mogliby mieć nawet szansę pokonania gryfa, jednak na pewno nie byłaby to łatwa walka. Całe szczęście, że ich ominęła. Po znajomej trasie bez problemu wrócili na plażę, nawet mimo zapadającego już zmroku. Kolory zaczęły powoli znikać z nieba, zastępowane przez głęboki granat nocy i rozrzucone po nim gwiazdy, a nad horyzontem zawisnął księżyc.
– Jeśli mam być szczery, nasze dzisiejsze zwiedzanie było wspaniałe – oznajmił Kaberu. – Poza tym zgłodniałem nieco. Masz na coś ochotę?
Dopiero, kiedy jej towarzysz wspomniał o jedzeniu, Asenath poczuła, jak bardzo jest głodna. Dokładnie
tak samo przydarzało jej się w rodzinnej watasze, gdzie skupiona na badaniach często zapominała o posiłkach. Gale przynosił wtedy zająca albo bażanta i razem zjadali zdobycz, rozmawiając o zdobytej tego dnia wiedzy. Wilczyca niemal czuła, jak przyjaciel uśmiecha się na widok, że w nowej watasze znalazł się ktoś, kto przypomniałby Asenath o posiłku.
– Zadowolę się czymkolwiek, co złapiemy pierwsze – odpowiedziała. – Wycieczka była wciągająca niczym studiowanie magii i teraz...
Przerwało jej burczenie jej własnego brzucha. Spojrzała w jego kierunku z dezaprobatą. Od strony
Kaberu dobiegł cichy śmiech.
– Jestem bardzo głodna – dokończyła, kładąc nacisk na środkowe słowo.
– W takim razie ruszajmy – odpowiedział basior i zaczął węszyć. – Tędy, chyba wyczułem zapach sarny.
Poprowadził ją w głąb lasu. O ile dobrze się orientowała, od centrum Dailoran oddzielało ich teraz jezioro. Chociaż słońce zdążyło już skryć się za horyzontem, księżyc świecił wystarczająco jasno, by bez problemu znajdywali drogę między drzewami. Po przebiegnięciu truchtem kilkudziesięciu metrów Asenath wyczuła niesiony przez lekki wiatr zapach saren. Skorygowali nieco kierunek i teraz wilczyca wysunęła się na prowadzenie, lustrując wzrokiem ziemię w poszukiwaniu potencjalnych przeszkód. Raz tylko musieli zwolnić, napotykając na swojej drodze powalone drzewo. Kiedy Asenath stanęła na przewróconym pniu, zapach saren nasilił się. Przeszkoda pojawiła się w
idealnym momencie – wilczyca dostrzegła między drzewami sylwetki kilku saren spokojnie pasących się na polanie.
– Są przed nami – szepnęła cicho, odwracając się do Kaberu. Jej towarzysz wyjrzał znad pnia, mrużąc oczy, a potem skinął głową.
– Dobrze się skradasz? – zapytał.
– Przyzwoicie. Moje futro jest dość zauważalne w nocy, ale jeśli wiatr się nie zmieni, powinnam dać radę podkraść się dość blisko – odpowiedziała.
– W takim razie idź w lewo. Ja zakradnę się od prawej strony. Spróbuj zagonić je do mnie.

sobota, 16 sierpnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Niko ~ "Nowe Dusze"

— Kiedy to się stało? - zapytała Itami, kiedy z drgającą trwogą przed obcymi, zbliżyła się nieśmiało. Przyjrzała się śladom drapania na brzuchu. Odgarnąwszy sierść, by przyjrzeć się lepiej skórze, ujrzała drobne wysypki, które nie przekraczały zaczerwienionego obrębia. 
— Wczoraj. Musiałem się o coś otrzeć, ale wcześniej nie swędziało tak mocno, jak teraz - odparł 
— Nie pamiętasz chyba, co spowodowało taką reakcję, prawda? 
— Niestety, nie pamiętam. To musiał być jakiś kwiat, bo jakiś czas spędzałem na łące. 
Itami kiwnęła pewnie głową przytomna tego, co powinna teraz zrobić. Wprowadziła samca do sali, gdzie poleciła mu usiąść na żeliwnym blacie operacyjnym, a ona sama zajrzała do schowka po lewej, w poszukiwaniu odpowiedniego leku. Kiedy znalazła, minęło kilka minut, a to wszystko przez to, że w środku panował istny armagedon. Niko dzielnie znosił chwile oczekiwania, wiercił się w miejscu, ale starał się nie drapać objętego alergią miejsca. Ogarnąwszy sierść na brzuchu pacjenta, nabrała niewielką ilość maści, zielonej jak mięta i wonna, niczym kamfora. W istocie była tam kamfora, aby schłodzić miejsce swędzenia. Powoli wcierała i wmasowywała drobne porcje maści w skórę, a robiła to  sprawnie i z wyczuciem, tak jak miała w zwyczaju. Innych leków niestety nie miała w zapasie, ale myślała, że odrobina tego specyfiku choć trochę złagodzi uczucie swędzenia. 
— Myślisz, że to pomoże?
— Bądź dobrej myśli. Może to nie jest lek z górnej półki, ale powinno pomóc. Czujesz się nieco lepiej? 
Itami rzuciła mu przelotne spojrzenie, nie odważyła się popatrzeć na niego zbyt długo, by nie zachować się wobec niego impertynencko. Był to samiec nieco mikrej budowy, ale to wcale nie była wada. Futro brązowe niczym miedź, a gdy spojrzała przelotnie w oczy samca, ujrzała, że zza bujnej grzywki lewe spoglądało obramowane białą plamą. Nie wytrzymała spojrzenia młodego samca, spuściła wzrok na to, co miała przed sobą. Rumień może i nie zniknął, ale samiec powinien niebawem odczuć nieco ulgi. 
— Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam. Powiedzmy, że jesteś dla mnie nową twarzą. 
— Cóż, jak dotąd nie udało mi się osiąść w jakimś stałym punkcie. Alfa przyjął mnie i moją matkę w wasze szeregi, i jak na razie, nie jest tak źle. Cóż... nie licząc tego uczulenia. Swoją drogą nikogo tu nie znam. 
— Jestem Itami - odezwała się Itami. Wzniósłszy się na szczyt swej odwagi, Itami podała samcowi łapę, a on uścisnął ją bez ani chwili wahania. Cóż, uznała więc, że najgorsze miała już za sobą. Teraz wystarczyło w spokoju przełamywać pierwsze lody z samcem. 
— Mów mi Niko. 
— Miło poznać - powiedziała ściszonym tonem Itami, zawijając gliniany pojemnik maści we fragment skóry. — Po niecałych pięciu minutach powinno przestać swędzieć i szczypać.
Niko odpowiedział na to kiwnięciem głową i uśmiechem tak pogodnym, jak wiosenny poranek.
— Niestety, nie bardzo mam jak się odpłacić za pomoc. 
— Nic nie trzeba płacić, na prawdę - odparła Itami, nieśmiało mrucząc pod nosem. — Wszelkie należności otrzymuję w żołdzie od Alfy, a że należysz do Dailoran, nic nie musisz płacić. 
Samiec nie wydawał się ani zaskoczony, ani zbyt przesadnie rozradowany tą informacją - kiwnął jedynie w podzięce głową, przyglądając się jej z ciekawością. Natychmiast w takich okolicznościach Itami zapewne opuściłaby głowę i spaliła nieśmiałego rumieńca, ale w tamtym momencie, o dziwo wytrzymała jego spojrzenie, po czym usiadła, nie tracąc z samcem kontaktu wzrokowego. 
— Urodziłaś się tutaj? - zapytał Niko. 
— Pytasz z ciekawości, czy tak, o, żeby przerwać ciszę? 
Niko wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. 
— W jednym i drugim przypadku. Jestem tutaj nowy i wypadałoby zapoznać się z kimś nieco bliżej. Zawsze to jedna znajoma twarz więcej. 
— Tak, urodziłam się tutaj. - odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech. — A ty co ciekawego powiesz o sobie?

< Niko, wybacz, że tak krótko. >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 583
Ilość zdobytych PD: 292 PD + 50 PD + 30% ~ 88 PD
Łącznie: 1272 PD

piątek, 8 sierpnia 2025

Od Reiko ciąg dalszy Naharys'a | Kaberu + Itami | Atrehu ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

Zamilkła. Przez krótką chwilę przyglądała się herbacie, jakby parujące z niej ciepło przypominało mgły snujące się po rodzinnej dolinie. Uśmiech, który jeszcze przed chwilą igrał na jej pysku, teraz złagodniał, niemal zgasł, ustępując miejsca zamyśleniu. Oczy – te iskrzące ametysty – straciły swój zawadiacki błysk. Wydawało się, że nie usłyszała pytania nowo poznanego wilka, głęboka zatopiona w swoich myślach.
— To wszystko… brzmi jak bajka, prawda? - odezwała się cicho, głosem bardziej miękkim, niż dotąd. — I tak też to pamiętam. Piękno tej wyspy... wżarło się we mnie jak zapach letniego deszczu. Wciąż czuję pod łapami chłód górskich strumieni, a dźwięk wiatru wśród błękitnych liści śni mi się w nocy. I szum wodospadu. Litry wody spływające kaskadą z wysokich skał. Mimo, że zawsze dużo padało, nigdy nie doszło do powodzi. Woda z rzek wpływała wprost do oceanu. - zrobiła krótką pauzę, a oczy zalśniły jasnym blaskiem.
Nie zauważyła, kiedy spuściła głowę, tępo wpatrując się w filiżankę przed sobą. Upiła łyk herbaty, jakby potrzebowała czegoś, co ukoi ściskające gardło wspomnienia. Westchnęła, kręcąc głową. Chciała pamiętać tylko to, co dobre i żywe. Obiecała sobie, że nie będzie wspominać bolesnej przeszłości. Lecz ta jak zmora, nawiedzała jej umysł, wprowadzając wszystko w chaos. Wciąż pamiętała ryk ojca, stojącego nad nią niczym widmo. I zmuszający do uległości warkot. Nacisk tak bolący, że utkwił w jej umyśle na dobre.
I wtedy obraz powrócił — nieproszony, jak zawsze.
Szorstki żwir wżynający się w opuszki łap. Metaliczny smak krwi, sączący się z rozciętego pyska. Przenikliwe zimno świtu, który nie przynosił wytchnienia, tylko nową porcję krzyku.
— Jeszcze raz! - ryk ojca rozbrzmiał w jej głowie jak grzmot. Stał nad nią jak cień górskiego szczytu, niewzruszony, nieustępliwy. Jego spojrzenie nie znało litości, tylko oczekiwanie. Zawsze za dużo. Zawsze za szybko. Zawsze za cenę, której młoda wadery nie powinna płacić. Każdy upadek kończył się karą. Każdy błąd – pogardą. Pamiętała dzień, kiedy pierwszy raz zemdlała podczas treningu. Nie z głodu. Z bólu, z przeciążenia i z wycieńczenia psychicznego. A on... nawet wtedy nie okazał nic poza chłodną wzgardą. Rzucił tylko: — Słabi nie przetrwają. Ty nie masz prawa być słaba. - odtąd uczyła się wstawać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Głęboki wdech nad parującym, aromatycznym naparem ukoił jej zmysły. Wróciła spojrzeniem do swoich rozmówców, znów lekko się uśmiechając, choć w tym uśmiechu było coś nieuchwytnego — jakby kawałek duszy zostawiła gdzieś daleko, w cieniu gór, których nigdy już nie zobaczy.
— Wszystko w porządku Reiko? - głos Naharysa zabrzmiał blisko jej ucha. Choć bardziej przypominał niepewny szept, odpowiedziała na niego ledwie skinieniem głowy.
— Każdy ma swoje demony. Moje zostawiłam właśnie na wyspie. I dlatego nie będę w stanie wam towarzyszyć, ale wy... wy możecie się tam udać. Choć będzie to trudne, zwłaszcza, że tratwa — a raczej zbitek desek, połączonych ze sobą — kursuje tylko raz w miesiącu. I raczej niebezpiecznie się na niej płynie. Nie licząc tego, to jeśli dotrzecie tam w jednym kawałku, mogę zapewnić, że będzie to niezapomniana przygoda!

czwartek, 7 sierpnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu ~ "Druga strona róży"

Itami nie mogła uwierzyć w to, co opowiadał jej Atrehu. Z wytrzeszczem słuchała, ile bólu i zawodu było w opowieści o Lilianie. Swoją drogą to dziwne mieli zwyczaje wilki z watahy Atrehu. Nie kryli się przed innymi w stosunkach do swoich partnerów. Ale nie to przejmowało ją najbardziej - Atrehu mówił, że Liliana nie odpuszcza. Nigdy. Czy to oznaczało, że trzeba będzie uważać, bo jakaś zazdrosna, chciwa i natrętna żmija pragnie odzyskać to... czego jej się nie należy - serce Atrehu. Jej kochanego Atrehu...
— Kocham cię, Itami - szepnął jej do ucha. Wyczuła w tonie nieśmiałość, co też zupełnie nie pasowało do samca. Pozwoliła mu jednak na pieszczotliwe dotyki; po policzku, szyi... a także na rozczesanie grzywki między jego palcami. Znowu poczuła to wiążące ją z samcem ciepło, które nie opuszczało ją nawet wtedy, gdy wtulona w pierś Atrehu, pieściła jego dołki między żebrami. Po czym rozległo się stłumione jęknięcie, a dumna z siebie Itami wiedziała, co robić, aby doprowadzić samca do przyjemności z chwili. W następnym momencie, Itami była już na górze, szeroko rozkraczona siedziała na podbrzuszu Atrehu, podpierając się łapami o jego szeroką, masywną pierś.
— Itami, bądź ze mną... przy mnie.
— Będę - z tymi słowy schyliwszy się, musnęła językiem nos basiora, a potem czule złożyła pocałunek na jego czole. — Bo jesteś dla mnie kimś więcej.
A potem złożyła policzek na jego szerokiej, masywnej piersi, wysłuchując rytmiczną melodię serca. Westchnęła cicho, marząc o tym, aby w tym momencie zatrzymał się czas, świat zapadł w sen, z którego nie obudziłby się nigdy. Potem poczuła, jak samiec pieści ją czule wzdłuż kręgosłupa.
Ostatecznie, mimo chęci, zasnęła otoczona cielesnym ciepłem tak przyjemnym, że znużonej od razu powieki opadły na dobre. Sen, jak miękka i delikatna kołderka, opadł na nią i zaczęła marzyć.
Marzenia nie były wyraźne, ale na tyle spokojne, że Itami przespała większość nocy i obudziła się dopiero, gdy słońce wychynęło zza gór i wzniosło się ponad ich ośnieżonymi szczytami. Westchnęła cicho i zorientowała się, że nadal leżała na piersi Atrehu, który pochłonięty snem, szeptał coś niezrozumiałego... ale brzmiało to, jakby coś sprawiało mu przyjemność. Uśmiechnęła się i złożyła mu delikatny, czuły pocałunek na policzku, zsunęła się z niego ostrożnie, by nie zakłócić snu ukochanego, po czym zwróciła się do kuchni, aby przygotować sobie coś do picia. Nie była głodna, ale postanowiła przygotować sobie śniadanie do lecznicy.   
— Dzień dobry, maleńka - powiedział samiec.
Itami odwróciła się i obserwowała, jak zbliżał się powoli i zachodząc ją od tyłu, otarł się piersią o jej grzbiet, po czym rozczochrał bujną grzywkę Itami.
— Obudziłam cię? Jest jeszcze wcześnie, a służbę zaczynasz później. Wracaj do łóżka, przygotuję Ci coś pysznego.
— Nie, nie obudziłaś mnie. A co do śniadania, to bardzo miło z twojej strony. Bardzo lubię, jak ktoś o mnie dba.
— No widzisz - Itami zadarła głowę do góry, by spojrzeć samcowi w oczy - dbanie o swoich pacjentów to moja największa specjalność.
— Z racji, że jestem twoim jedynym pacjentem, oczekuję więc twojej pełnej uwagi.
— Jestem cała twoja - odparła z miłym uśmiechem i z westchnieniem przyjęła od samca namiętny, długi pocałunek. — Kocham cię, Atrehu.
Miała nadzieję, że tego dnia nie wrócą do wydarzeń z wczoraj... nadal ciążyło nad nią przeczucie, że są obserwowani. Liliana nie odpuści, pomyślała Itami. "Przestań tak na mnie patrzeć! " "Dlaczego? Nie mogę sobie popatrzeć na to, co moje?" "Zdradziła mnie z bratem. Wziął ją wtedy przed całym stadem. Pieprzył ją, gdy skazywał mnie na wygnanie. "W głowie nonstop kotłowały się słowa Atrehu, gdy jej o tym wszystkim opowiadał. Swoją drogą, dziwne zwyczaje ma Wataha do której należał Atrehu. Dość dziwne przyzwyczajenia do cielesności obu wilków... odejście od skrytości i spektakularność... Pomyślała nawet, by uzbroić się w coś, gdyby Lilianie przyszło do głowy spotkać się z nią ponownie. Atrehu twierdził, że jest niebezpieczna, a jej bronią są słowa, podszeptywane od ucha do ucha. Plotki były jej orężem, który ciął równie głęboko, co dobrze naostrzony nóż.
A może powinni zgłosić Alfie o nieproszonej waderze... Ale Liliana równie dobrze mogła być w Varonie i nikt nie mógł jej tego zabronić. Dopóki, aż nie złamie prawa.

środa, 6 sierpnia 2025

Od Naharys'a | Kaberu ciąg dalszy Reiko ~ "Tam, gdzie szumi wiatr"

~ Naharys
Kiedy się obudził, poranek powitał go złocistymi promieniami, wpływającymi przez otwór namiotu. Był to poranek, jak każdy inny; wnet zarejestrował dźwięk dzięcioła, stukający rytmicznie w pień pobliskiego drzewa. Śpiew ptaków brzmiał kojąco, lecz to nie ono zaskoczyło go tak, jak fakt, iż obok niego nie było nikogo. Niósł głowę z myślą, że wadera prawdopodobnie uciekła. A powód jej ucieczki pozostawał dla basiora tajemnicą. A być może Reiko po prostu suszy teraz o coś pustelnikowi głowę. Jego słuch jednak nie zarejestrował niczyich głosów, zaledwie szept liści, poruszanych lekko przez łagodny wiatr, a w jego rytmie, gałęzie, niczym zdrewniałe, pokrzywione palce, drapały się nawzajem. Wstał i zsunął z siebie futra, które nosiły woń wadery, dość łagodny i przyjemny dla nosa.. ot tylko to po sobie zostawiła. Żadnej kartki, żadnej wiadomości wyjaśniającej. Nic.
Tego ranka pustelnik postanowił pospać nieco dłużej, dlatego Naharys postanowił sam rozpalić ognisko i przygotować wodę na śniadanie. Wrzucił mięsiwa do wrzątku, trochę przypraw i pokrojonych w różnorodne kształty warzywa, nieco przecieru, co by wywar nabrał koloru. Kiedy wywar był prawie gotowy, Naharys postanowił za ten czas rozejrzeć się za Reiko. Nie śpieszył się, wiedział, że zwabiony zapachem wywaru pustelnik zbudzi się, prędzej czy później, i to on przejmie pałeczkę. Wadera zostawiła za sobą świeżą woń, za którą Naharys podążał ochoczo, przedzierając się przez wysoką trawę i żywopłoty krzewów dzikich malin, jeszcze mokrych od porannej rosy. Gdy ją ujrzał, ulga, choć nieznaczna, była na tyle odczuwalna, że uśmiechnął się na widok Reiko.
— Myślałem, że odeszłaś... - powiedział. Starał się, aby jego ton zabrzmiał rzeczowo.
— Gdybym chciała odejść, zrobiłabym to w nocy.
Reiko była ciekawą rozmówczynią. Zwłaszcza, że w jej tonie dawało się poznać kokieteryjny ton, co w gruncie rzeczy nieco śmieszyło Naharys'a. Reiko też cieszyła się sporym poczuciem humoru, z chęcią przekomarzała się z samcem, nawet w drodze powrotnej do legowiska pustelnika.
Jak wcześniej przypuszczał Naharys, wzbudzony zapachem parującego wywaru, starzec wybudził się i w tym momencie krzątał się po kuchni polowej, mrucząc coś pod nosem.
— Jeszcze chwila i zacznę do was rzucać przyprawami.
Naharys stwierdził, że z pustelnikiem nie można się nudzić. Cała trójka w mig pochłonęła się w przygotowaniu śniadania, które... omal nie spaprali doszczętnie. Niebawem smród spalenizny rozniósł się po leśnej kniei, jak przeklęty grzech. Przekomarzaniom i żartom nie było końca, co też starcowi wyszło na dobre, bo śmiał się razem z nimi, a nawet rzucał od czasu do czasu różnymi anegdotkami.
Kiedy zjedli niezbyt udane śniadanie, pożegnali się z pustelnikiem, po czym ruszyli przez bezdroża ku zachodowi. Południowe krańce to dolina ciągnącego się lasu, drzewa w tych okolicach rosły niemalże przytulone do siebie, przez co niemalże szczelny baldachim rozciągał się nad ich głowami. Korzenie, szarozielone i powykręcane w różne pozycje, wystawały z miękkiej ziemi, a nazbierane od niepamiętnych wieków próchno skrzypiało pod ich łapami. Nie rozmawiali zbytnio, co najwyżej posyłali sobie zdawkowe, aczkolwiek ciepłe spojrzenia, z czego jedno z nich oblewało się gorącym rumieńcem. Niekiedy opowiadali sobie żarty, a ich śmiechy wnosiły się ponad korony wysokich, starych drzew. Skryte między gałęziami puszczyki odprowadzały dwójkę wilków uważnymi, błyszczącymi w cieniu spojrzeniami.