"Stary wilk dziś mocno śpi. My się nie boimy, podkopy robimy. Jak się zbudzi, będzie źle."
To nuciły małe kręciątka, robiąc to, co umieją najlepiej. Kopiąc. I miały rację, a zarazem były w błędzie. Stała się rzecz straszna, bardzo, bardzo zła. Jednego z ich kolegów spotkał straszny los, okrutna śmierć. Jego drobniutkie ciałko zostało rozsmarowane po całej powierzchni nory, do której się dokopali, i z której podkradali jedzenie. Ich właściciel, wilk nie taki stary, nie spał. Widząc, jak maluchy podkradają jego zapasy grzybów, nie był w sosie. Nie był też w nastroju do bycia pobłażliwym i pouczania, gdyż to nie pierwszy raz jak coś mu ubyło. Zauważywszy sprawców, od razu dał im do zrozumienia, że muszą się wynieść, albo polecą kolejne główki. Rozsmarował małego krecika jak pasztet po ścianach nory, a to, co zostało z jego ciałka, odrzucił z powrotem do dziury, z której go wyrwał, jako znak.
– I żeby mi to było ostatni raz! - warknął. – Małe szkodniki.
Przed wyjściem z nory, zarzucił na siebie torbę i wyłożył ją wiklinowymi koszami po obu stronach. Otrzepał łeb z piasku, który spadł na niego przez kreciki, równocześnie zdradzając ich obecność. Poza norą przywitały go pierwsze promienie słoneczne. Był lekki przymrozek, jednak dzień zapowiadał się dobrze, w sam raz. Będzie idealny, jeśli Białemu uda się coś zebrać. Zaczął szukać pod skałami, między pniami, pod leśną ściółką. Pomimo wiosny, miał nadzieję znaleźć jakieś, jakiekolwiek małe zalążki grzybów. Miał nadzieję, że uda mu się choć trochę uzupełnić to, co zeżarły te kopiące szczury. Oj, naprawdę nie był w nastroju. Ze wszystkiego, co miał, musiały zjeść akurat grzyby. Cóż, nic dziwnego, że były takie nieskoordynowane i jeden nawet dał się złapać (zrobił wykop na górnej ścianie i dosłownie wypadł przed łapami wilka). Dałby mu odejść, no ale akurat trafiło się czasem na przemianę. I na wielkie zapotrzebowanie na grzyby. Teraz Biały musi liczyć na łut szczęścia albo na szybkie znalezienie podobnie działającego zamiennika. I to jak najszybciej, bo znając los, zaraz przyleci ktoś z raną poważną, i tego kogoś trzeba będzie jakoś uspokoić, nim zacznie się na nim czarować. Słońce już ładnie oświetlało mu poniektóre kapelutki, nawet poczuł cieplutką bryzę pędzącą ku Nadbrzeżu. Minął się z chatą Pustelnika Arayona, przystanął, nie wszedł do niej, tylko zerknął z oddali. Ogień w ognisku dawno przygasł, a samego Pustelnika nie było śladu widać. Nasz bohater sięgnął do swej torby i wyjął z niej sakiewkę. Była w niej szałwia. Od czasu do czasu zostawia coś samotnemu wilkowi. Robi to... jako akt współczucia? Solidarności samotnych samców? Czy też uznaje to za zwykłą sąsiedzką powinność? Nie mnie o to pytać ani na ten temat stawiać odpowiedzi. Być może jest ta trzecia teza, gdyż Biały pomieszkiwał w norze na Przybrzeżu i często spotykał na swej drodze trop Arayona. Sam trop, nie spotkali się jeszcze tak dobrze, żeby porozmawiać. Słyszał o Pustelniku, że ceni sobie własny spokój, więc postanowił nic nie wymuszać, tylko dawać znać o swojej obecności i braku negatywnych zamiarów. Skierował się dalej w kierunku Samotnej Góry. Obmyślił szybki plan. Pójdzie w stronę miasta i, jeśli po drodze nie zdoła napełnić swoich sakiew, tam dokupi brakujące składniki. W drugiej prawie pustej torbie zawsze trzyma pod koszami kilka diamencików na ewentualne nagłe potrzeby tak jak ta. Przyśpieszył kroku. Obliczył, że taki wypad w tę i z powrotem powolnym truchtem może zająć mu cały dzień. Nie ma tyle czasu. Zostało mu jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, między innymi przygotowanie jedzenia. Ostatnio stadko dorodnych kóz górskich pojawiło się na zboczach Sol Illustris, musi się tam pokręcić jeszcze dzisiaj, by skalkulować atak na nie. Na pewno pod uwagę musi wziąć, ilu jest tam obecnych samców, kto jest najsłabszą jednostką, oraz jak ją oderwać od reszty stada. Tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Biały nagle stanął jak wryty, gdyż przed sobą prawie wpakował się w innego wilka. Wiatr wiał ze wschodu, wilk nadszedł z zachodu, nie mógł go wyczuć. Poczuł, jak jego torby zahuśtały mu się na plecach, a jak opadły, zrobiły się lżejsze.
– Szlag. - burknął do siebie. Rzucił wyczekujące spojrzenie niespodziewanemu wędrowcy, czy też wędrowczyni. Trudno było to określić, słońce skrywało jego lub jej tożsamość. Skinął łbem i lekko uniósł lewą wargę, pokazując zęby w geście "jestem nastawiony pokojowo, ale lepiej idź stąd czym prędzej". Jeszcze tego brakowało, by wdawać się w bójki, lub co najgorsza w nieuniknione rozmowy z przypadkowymi przechodniami. Jeszcze jego grzybki się poobijały.
< Ktoś, coś? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 722
Ilość zdobytych PD: 361 PD + 70 PD + 150% ~ 542 PD
Łącznie: 973 PD