Nowa zakładka "Kącik Zadań" dla lubiących wyzwania pojawiła się w Off-top! | Zmiana pory roku. Lato zbliża się wielkimi krokami. | ADMINISTACJA PROSI W MIARĘ MOŻLIWOŚCI O PRZYŚPIESZENIU AKCJI WĄTKÓW DO OBECNEJ PORY ROKU LUB DODANIE DO OPOWIADAŃ INFORMACJI, W JAKIM CZASIE DZIEJE SIĘ AKCJA WĄTKU | THE KINGDOM OF BLOOD zaprasza do siebie! | Miła atmosfera, kochani członkowie. | Poszukujemy nowych członków! | Chętnie zawieramy sojusze! Wystarczy zostawić komentarz w zakładce: Współpraca | Jeśli masz ochotę popisać, nie krępuj się! | Zapraszamy na Discroda, gdzie jest nas dużo więcej! | Nie musisz dołączać do bloga, wystarczy nam Twoja obecność na serwerze!

środa, 30 kwietnia 2025

Od Lumy ~ Quest 2 [ "Tajemniczy stalker" ]

— Jeszcze raz, tym razem nieco spokojniej, i bez zbędnych dygresji. Co dokładnie widziałyście — dość cierpliwie jak na moją skromną osobę czekałam, aż roztrzęsione wadery, przekrzykujące się jedna przez drugą jak zazdrosne przekupy na targu, w końcu wysłowią się zrozumiale, chociaż w niewielkim stopniu. Po jakiejś wieczności, która wlokła się niemiłosiernie, mogłam nareszcie podsumować ich rozhisteryzowaną paplaninę.
— Jednym słowem, szczeniaki zaczęły bazgrać kogoś lub coś, co ukazało się im w grupowej halucynacji, rzekomo straszą je złośliwe chichoty, a dwójkę z nich coś próbowało wciągnąć do wody. A wy, mimo że spędzacie z nimi całe dnie od momentu przybycia ich do przedszkola do odebrania przez rodziców, jedyne co widziałyście to rozmazany cień, który równie dobrze mógł być zwykłym szarakiem chowającym się w krzakach — skwitowałam rozbawiona i przeciągnęłam się leniwie, zapowiadał się słoneczny i zapewne niezbyt cichy dzień — Czyli tak właściwie nic konkretnego nie widziałyście, ale już zdążyłyście zacząć panikować. Nie sądzicie, że gówniarzeria wkręca was i się nabija z waszych ataków nieuzasadnionej paniki? — natychmiast położyły po sobie uszy, jakby dostały burę od matki, i trzeba przyznać, że to wielce rozkoszny widok — Ale dobrze, już dobrze. Znajcie mą dobroć — machnęłam ogonem, odganiając pszczołę, która kręciła się wokół nas, także ciesząc się ze słońca — zajmę się tym cudacznym przypadkiem — widząc tak wielkie zmartwienie opiekunek, jak mogłabym się nie przejąć tą jakże niefortunną, aczkolwiek rokującą  wielki ubaw okolicznością.
Bezczelna zjawa strasząca młokosy, której nikt poza nimi nie widział. Wyłaniająca się z mroku, wykorzystująca moment nieuwagi opiekunek, by podkradać się do szczeniaków i napędzić im pietra. Kim mógł być ów nieuchwytny pogromca uśmiechów dzieci? Jednak ciekawszym pytaniem niż to, kim był nieproszony gość, było to, kto się boi bardziej, szczyle czy ich pożal się boże niańki.
— Pod żadnym pozorem nie zmieniajcie dzisiaj lokalizacji, weźcie szczeniaki dokładnie tam, gdzie zwykle — jedna z wader gorliwie przytaknęła mi i żwawym krokiem pobiegła pozbierać maluchy. Druga została jeszcze chwilę, zdecydowanym, lecz uspokajającym tonem zapewniłam ją, że wszystko będzie dobrze, po czym sama poszłam znaleźć odpowiednie miejsce do obserwacji.
Położyłam się na poduszce z trawy nieopodal, gdzie bawiły się szczeniaki, wystarczająco dużej, żeby zmieścić się na niej w całości, bez zbędnego kontaktu z ziemią czy jakimkolwiek brudem, jednak wystarczająco blisko tafli jeziora, by móc się w nim przejrzeć. Ułożyłam  ogon na przednich łapkach i dopiero na tym oparłam pysk. Przyjemnie grzana słońcem, które w końcu po paru dniach deszczu zaszczyciło nas swoją obecnością, zmrużyłam oczy, odlatując pomalutku w krainę zapomnienia. Było praktycznie idealnie, gdyby nie dochodzące zza krzaków niekończące się jazgoty szczeniaków, mogłabym mruczeć z przyjemności. Jednak ich krzyki radości skutecznie przywoływały mnie na ziemię z mojego sennego raju.

niedziela, 27 kwietnia 2025

Od Sybira ciąg dalszy Tegai ~ "Opatrzność losu"

Sybir domyślił się, że zbyt mocno wpłynął na Tegaję, ale mimo tego osiągnął to, co było jego zamiarem. Zasiał lekkie spustoszenie w umyśle wadery i oraz zadbał, by ziarno niepewności padło na odpowiednią glebę. W trakcie doprowadzania strychu do w miarę względnego porządku, będzie znów grał uprzejmego i chętnego do pomocy samca - w sumie nie było tu mowy o żadnych igraszkach na emocjach. Doskonale wiedział, że Tegaja to raczej należy do tych typów samic, które samym swoim spojrzeniem na samca potrafiła skradać serce, nawet te najbardziej zatwardziałe. Nie miał zamiaru jej krzywdzić, ale sytuacja wymagała pewnych decyzji, których skutki odczuwa teraz; Tegaja jakby czuła niepokój w jego towarzystwie, ale to niebawem powinno się zmienić.
— Hej, jesteś tu? - zapytał, kiedy wdrapał się na górę. Tegaja chyba pogrążyła się we własnych myślach, bo omal nie wpadła na stojącą obok zakurzonej stolika wysokiej szafy. Posłał jej uprzejmy uśmiech. Sybir wiedział też, jak dobrać odpowiednią minę do odpowiedniej gry - jego uśmiech wyraźnie mówił "Nic się nie stało. Wszystko będzie w porządku".
— Ja... Tak, przepraszam. Zamyśliłam się, wiesz, jak to jest.
A mimo tego Tegaja nie czuła się swobodnie, wyczuł to w jej lekko drżącym głosie. Krople potu zabłysnęły na jej czole, jak drobinki zmielonego diamentu.
— Tak, wiem, ale musisz uważać. Bujanie w obłokach w takiej chwili może być niebezpieczne - odparł Sybir z troską, której nie poskąpiłby żaden ojciec względem swoich dzieci. Tegaja natomiast zaśmiała się nerwowo i niepewnie uśmiechnęła. Sybir zaklął w duchu. Może rzeczywiście powinien trochę wyluzować i nie wczuwać się w sytuację, która robiła się coraz bardziej napięta.
— Tak, masz rację. Postaram się być uważna.
I razem wrócili do pracy, która niejako pomagała im rozluźnić łączące ich relacje. On pomagał jej, jak potrafił. Wszystkie ciężkie prace brał na siebie, w trakcie gdy Tegaja zajmowała się tymi lżejszymi. Nie żeby twierdził, że Tegaja jest słaba, czy coś w tym guście, ale nie wypadało skazywać tak samicę na ciężkie prace. Nie minęło nawet pół dnia, jak samica rozluźniła się nieco i chętniej dzieliła się z Sybirem swoimi przemyśleniami, opowieściami z przeszłości, a w zamian, on odpłacał się tym samym. — No dobrze, niektóre rzeczy nie nadają się do oddania w mieście. - powiedziała, kiedy spojrzała na stertę zniszczonych przez czas i wilgoć rupieci.
— A co gdyby spróbować dać im drugie życie?
Zerknął na stół i oparł się o niego lewą łapą. Stół zaprotestował cichym skrzypnięciem pękniętej nogi. Tegaja uśmiechnęła się pod nosem i zażartowała, czy Sybir nie zabawiłby się w złotą łapkę. Sam nie wiedział, czy wziąć to za sugestię czy żart. Jedno było pewne, spędzili na tym strychu zbyt wiele czasu, że nawet nie spostrzegli chylącego się ku zachodowi słońca, utopionego w pomarańczowym niebie.
— Kto by pomyślał, że sprzątanie strychu zajmie nam prawie cały dzień?
— Można uznać, że dzień nie należy do straconych.

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

"Im większe kłamstwo, tym łatwiej je łykną"

Luma
Nie posiada zdrobnień.

Płeć: Wadera | Wiek: 3 lata | Rasa: Wilk |  
Ranga:
Albadio |  Profesja: Młodszy zwiadowca |   Poziom: 1 (2853/3000 PD) |  

Kontakt:
 [DISCORDlumosek |
Autor: Art należy do właściciela postaci | 

sobota, 19 kwietnia 2025

Od Itami ciąg dalszy Atrehu | Calem ~ "Druga strona róży"

  Przyjemna fala zalała ją, kiedy cień samca padł na nią całą i poczuła, jak tulił swoją pierś do jej grzbietu. Zadrżała i zamruczała mimo woli, kiedy jej biodra wręcz wtuliły się między uda Atrehu, czując tym samym przyjemne ciepło. W tamtym momencie pragnęła go. Po tylu miesiącach rozłąki miała go tylko dla siebie i szczerze pragnęła, by jego misja była tą pierwszą i ostatnią - kiedy Atrehu działał poza granicą Dailoran, ona wręcz nie umiała wypełnić pustki w sobie w żaden sposób. Z każdym kolejnym dniem pustka ta przybierała głęboką, jak morska toń, przepaści. Znów czuła się tą samą małą, strachliwą i szarą myszką... Po chwili oboje znaleźli się pod prysznicem; co prawda w jego trakcie wstydziła się i czerwieniła, jak dojrzały pomidor, ale wystarczyła chwila, by poczuć nieco swobody.
— Co wy robiliście na tej misji, że twoje futro jest takie lepkie?
— Szkoda o tym mówić - odparł Atrehu, rozsmarowując balsam o aksamitnej aloesowej woni w szyję Itami - Wszystko było na mojej głowie. Tyle nerwów straciłem na tym nieudaczniku, Laresie. Nerwów i stresu, bo oczywiście pertraktować musiałem ja, a on spoczął na laurach.
— Już, skarbie. Jesteś już w domu, koło mnie i to jest najważniejsze - odparła, próbując wyszorować lepką warstwę brudu. Woda spływała z samca szaroburym wodospadem, zmieszanym z pienistym szamponem. 

— Tak długo na to czekałem. I choćby nie wiem co, nawet Alfa nie będzie w stanie mnie oderwać od ciebie. 
Zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale Itami stłumiła kolejną falę ciepła i zaburzyła myśli. 
— Też czekałam, aż się pojawisz - oznajmiła, spłukując pianę ze zmierzwionego futra na grzbiecie Atrehu — W końcu. Doczekałam się. 
— Tak - zgodził się Atrehu — W końcu jesteśmy razem. 
Po chwili wycierali się białymi ręcznikami z aksamitnego lnu. Jego ruchy były nad wyraz delikatne i czułe, pomimo tego, jak potężnym był samcem. Za każdym razem kiedy ją dotykał, drżała. On uśmiechał się szarmancko i mruczał przyjemnie. Widział ją taką niewinną. 
Drżącą, a jednocześnie usatysfakcjonowaną. 
— To może idź się prześpij, dobrze? Ja postaram się skończyć pracę, a potem... spróbuję coś dla ciebie ugotować. Choć, co prawda do tego, jak i do polowania, mam dwie lewe łapy. 
— Zjem wszystko, co dotykały twoje łapki, skarbie. 
— Czy ty nie zbyt bardzo mi pochlebiasz, Atrehu? 
— Od przybytku głowa nie boli, a ty Itami umiesz gotować. Tylko, że nikt Ci tego nie mówił, prawda? 
— Pewnie tak. 
Odprowadziła go do sypialni. Atrehu westchnął cicho i opadł na futra, wyraźnie bez sił, a sen pochłonął go nie wiadomo kiedy. Itami przysiadła się na prawej krawędzi łóżka, przez moment przyglądała się z przekrzywioną głową na pogrążonej we śnie twarzy Atrehu. Patrzyła na niego z miłością i z niemalże matczynym ciepłem, po czym złożyła na jego policzku delikatny pocałunek.  
*

czwartek, 17 kwietnia 2025

Od Itami | Naharys'a ciąg dalszy Dante ~ "Jak lis do lisa" [+16]

 Naharys 

Tak jak biały samiec zakładał, obyło się bez większych komplikacji. Znajomy mu skrzydlaty podziękował medyczce za opiekę, pożegnał ją pocałunkiem w łapę - wydawać się mogło, że zrobił to nad wyraz zmysłowo - i wyszedł. Po chwili zostali sam na sam, wśród woni ziół i leków i... rozkosznego zapachu, jaki wydzielała Itami. W tym momencie mogła przyjąć do siebie samca i w przyszłości zostać mamą. Stała się dojrzałą samicą.
Mimo tego Naharys nie przyszedł tu po to, aby nad tym wszystkim rozmyślać. Wiedział, że Itami, mimo wiążącej ich ciepłej relacji, nie była w jego guście. Świadomość, że jego kumpel Atrehu, zbyt często kręcił się w jej pobliżu tylko go w tym utwierdzała. Minęła godzina... a potem druga, nim Naharys zorientował się, że w trakcie zawoalowanej rozmowy z młodą medyczką, kompletnie zapomniał o trwającym już treningu wojowników. Półgodziny spóźnienia, jak nic, będzie miał dopisane w rejestrze, ale nie musiał się o to w szczególności martwić. Nigdy wcześniej nie zdarzało się mu spóźniać i prawdopodobnie Alfa, przy odpowiednim podejściu, zdoła przymknąć oko na tę niedogodność. Ewentualnie wywinie się od problemów, tłumacząc się harmiderem, jakim miał miejsce tutaj, a za potwierdzeniem jego wersji miało być dwóch świadków zdarzenia. Itami i samiec o imieniu Dante. Wojownik z ulgą na sercu i skrytym uśmieszkiem, pożegnał się z medyczką i ruszył w stronę poligonu, usadowionego gdzieś u stóp góry Dailoran. Nie widział w tym wypadku żadnego sensu, zwłaszcza patrząc na fakt, że w pobliżu górzystych terenów możliwe są wystąpienie lawin i osuwisk skalnych, przez co generowało ryzyko grożące życiu uczestników treningu. Ale cóż on, szary wojak, mógłby powiedzieć na lekkomyślne decyzje, pochodzące od samego Alfy? Wojownik nie myśli. Wojownik wypełnia polecenia. Wojownik nie narzeka. Wojownik działa. Rozmyślenia, wyrzuty sumienia i duma odstawiane są na boczny tor, zaraz po służbie. 

Itami 

sobota, 12 kwietnia 2025

Od Shori ciąg dalszy Białego ~ “Nie denerwuj starego wilka”

Shori jak to ma ostatnio w zwyczaju, spędza większość doby poza domem rodzinnym. Nie podoba się to jej ojcu i najstarszemu z braci, natomiast ma to swoje uzasadnienie. Do niedawna Chmurka była zbyt mała, by samej spędzać czas gdziekolwiek poza domem czy Smoczym Zaciszem. Mieszkała wprawdzie w pół drogi do… wszędzie. Tak w zasadzie to wszędzie miała blisko, zwłaszcza że młoda wilczyca już prawie opanowała tajniki lotu. Dom rodzinny Shori znajduje się w Południowych Krańcach kilkaset metrów od Jeziora Arkane. W tym pięknym mieszanym lesie jest pełno zwierzyny, ziół, grzybów i innych roślin, idealnie by być samowystarczalnym i w mieście nie musieć się praktycznie pojawiać. Shori jednak ciągnęło do świata. Życie w “kolorowej bańce” nagromadziło wiele pytań, na które sama chciała zdobyć odpowiedzi. Cóż to też czas, gdy należy się pomału rozglądać za przyszłym zawodem, poszukiwaniem mentora i szukać w sobie tę moc, która momentami jest wyczuwalna w postaci ciepła w organizmie szczeniaka, jednak nieważne jak Shori się starała, nie była w stanie tej energii w żaden sposób ukierunkować. Bunia powiedziała jej, że to dlatego, iż szczeniaki dopiero są kształtowane przez dar Sol i nie mogą z nich korzystać szybciej niż w okolicach drugich urodzin. Jest to spowodowane niestabilnymi przepływami energii w ich organizmie, która koliduje z duszą i fizycznymi zmianami w ciele dojrzewających wilków. Nie zniechęciło to Shori do prób. W czasie medytacji lub podczas wielkiego skupienia, wadera czuje to “magiczne” ciepło. No cóż, przynajmniej coś.
Wybierała się właśnie na drugi kurs polowania na Nadbrzeżu Arayona. Nieopodal mieszka “dziwny” wilk będący lokalnym pustelnikiem. Yoshi często odwiedza starzyka, przynosząc mu w skrócie najważniejsze informacje, czyli np. zarządzenia króla, czy też alfy, które mogłyby kolidować z trybem życia wilka. Brat opisuje pustelnika jako cichego i spokojnego. Nie odzywał się do niego żadnym słowem. Po przekazaniu “towaru” dziękuje gestem głowy, po czym brat po prostu odchodzi. Raz zdarzyło się, że pustelnik poważniej skaleczył się w łapę. Gdyby Yoshi nie zareagował, nie wiadomo czy stary wilk nie straciłby jej albo życia przez zakażenie. Starzec bowiem nie zamierzał się wybierać do lecznicy. Po całej akcji był wdzięczny Yoshimitsu i bardziej na siebie uważa. Brat Shori twierdzi, że starzyk ma w sobie tyle życia, że nie zdziwiłoby go, gdyby z opatrznością Sol przeżył nas wszystkich.

niedziela, 6 kwietnia 2025

Od Białego do kogoś ~ "Nie denerwuj starego wilka"

"Stary wilk dziś mocno śpi. My się nie boimy, podkopy robimy. Jak się zbudzi, będzie źle."
To nuciły małe kręciątka, robiąc to, co umieją najlepiej. Kopiąc. I miały rację, a zarazem były w błędzie. Stała się rzecz straszna, bardzo, bardzo zła. Jednego z ich kolegów spotkał straszny los, okrutna śmierć. Jego drobniutkie ciałko zostało rozsmarowane po całej powierzchni nory, do której się dokopali, i z której podkradali jedzenie. Ich właściciel, wilk nie taki stary, nie spał. Widząc, jak maluchy podkradają jego zapasy grzybów, nie był w sosie. Nie był też w nastroju do bycia pobłażliwym i pouczania, gdyż to nie pierwszy raz jak coś mu ubyło. Zauważywszy sprawców, od razu dał im do zrozumienia, że muszą się wynieść, albo polecą kolejne główki. Rozsmarował małego krecika jak pasztet po ścianach nory, a to, co zostało z jego ciałka, odrzucił z powrotem do dziury, z której go wyrwał, jako znak.
– I żeby mi to było ostatni raz! - warknął. – Małe szkodniki.
Przed wyjściem z nory, zarzucił na siebie torbę i wyłożył ją wiklinowymi koszami po obu stronach. Otrzepał łeb z piasku, który spadł na niego przez kreciki, równocześnie zdradzając ich obecność. Poza norą przywitały go pierwsze promienie słoneczne. Był lekki przymrozek, jednak dzień zapowiadał się dobrze, w sam raz. Będzie idealny, jeśli Białemu uda się coś zebrać. Zaczął szukać pod skałami, między pniami, pod leśną ściółką. Pomimo wiosny, miał nadzieję znaleźć jakieś, jakiekolwiek małe zalążki grzybów. Miał nadzieję, że uda mu się choć trochę uzupełnić to, co zeżarły te kopiące szczury. Oj, naprawdę nie był w nastroju. Ze wszystkiego, co miał, musiały zjeść akurat grzyby. Cóż, nic dziwnego, że były takie nieskoordynowane i jeden nawet dał się złapać (zrobił wykop na górnej ścianie i dosłownie wypadł przed łapami wilka). Dałby mu odejść, no ale akurat trafiło się czasem na przemianę. I na wielkie zapotrzebowanie na grzyby. Teraz Biały musi liczyć na łut szczęścia albo na szybkie znalezienie podobnie działającego zamiennika. I to jak najszybciej, bo znając los, zaraz przyleci ktoś z raną poważną, i tego kogoś trzeba będzie jakoś uspokoić, nim zacznie się na nim czarować. Słońce już ładnie oświetlało mu poniektóre kapelutki, nawet poczuł cieplutką bryzę pędzącą ku Nadbrzeżu. Minął się z chatą Pustelnika Arayona, przystanął, nie wszedł do niej, tylko zerknął z oddali. Ogień w ognisku dawno przygasł, a samego Pustelnika nie było śladu widać. Nasz bohater sięgnął do swej torby i wyjął z niej sakiewkę. Była w niej szałwia. Od czasu do czasu zostawia coś samotnemu wilkowi. Robi to... jako akt współczucia? Solidarności samotnych samców? Czy też uznaje to za zwykłą sąsiedzką powinność? Nie mnie o to pytać ani na ten temat stawiać odpowiedzi. Być może jest ta trzecia teza, gdyż Biały pomieszkiwał w norze na Przybrzeżu i często spotykał na swej drodze trop Arayona. Sam trop, nie spotkali się jeszcze tak dobrze, żeby porozmawiać. Słyszał o Pustelniku, że ceni sobie własny spokój, więc postanowił nic nie wymuszać, tylko dawać znać o swojej obecności i braku negatywnych zamiarów. Skierował się dalej w kierunku Samotnej Góry. Obmyślił szybki plan. Pójdzie w stronę miasta i, jeśli po drodze nie zdoła napełnić swoich sakiew, tam dokupi brakujące składniki. W drugiej prawie pustej torbie zawsze trzyma pod koszami kilka diamencików na ewentualne nagłe potrzeby tak jak ta. Przyśpieszył kroku. Obliczył, że taki wypad w tę i z powrotem powolnym truchtem może zająć mu cały dzień. Nie ma tyle czasu. Zostało mu jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, między innymi przygotowanie jedzenia. Ostatnio stadko dorodnych kóz górskich pojawiło się na zboczach Sol Illustris, musi się tam pokręcić jeszcze dzisiaj, by skalkulować atak na nie. Na pewno pod uwagę musi wziąć, ilu jest tam obecnych samców, kto jest najsłabszą jednostką, oraz jak ją oderwać od reszty stada. Tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Biały nagle stanął jak wryty, gdyż przed sobą prawie wpakował się w innego wilka. Wiatr wiał ze wschodu, wilk nadszedł z zachodu, nie mógł go wyczuć. Poczuł, jak jego torby zahuśtały mu się na plecach, a jak opadły, zrobiły się lżejsze.
– Szlag. - burknął do siebie. Rzucił wyczekujące spojrzenie niespodziewanemu wędrowcy, czy też wędrowczyni. Trudno było to określić, słońce skrywało jego lub jej tożsamość. Skinął łbem i lekko uniósł lewą wargę, pokazując zęby w geście "jestem nastawiony pokojowo, ale lepiej idź stąd czym prędzej". Jeszcze tego brakowało, by wdawać się w bójki, lub co najgorsza w nieuniknione rozmowy z przypadkowymi przechodniami. Jeszcze jego grzybki się poobijały.

< Ktoś, coś? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 722
Ilość zdobytych PD: 361 PD + 70 PD  + 150% ~ 542 PD
Łącznie: 973 PD

sobota, 5 kwietnia 2025

"Nie silny ten, kto słabszego gnębi, lecz ten kto staje w jego obronie"

Biały
Przeważnie nazywają go Biały, gdyż... jest biały. Prawdziwego imienia nie zdradził i nie zdradzi.

Płeć: Basior | Wiek: Przez klątwę przeskakuje między 3 lata za dnia a 9 lat w nocy |
Rasa:
 Wilk księżycowej Zatoki |  Ranga: Albadio |  Profesja: Młodszy zielarz |  

Poziom: 1 (973/3000 PD) |  Kontakt: [HOW] Gejsza. | [DISCORD] Gejjsza |
Autor: Art by Terry Cloth | Toriko Wiki | Fandom |