piątek, 23 sierpnia 2024
Od Wichny do kogoś ~ "Przystań za mgłą"
Jej wątła postać leżała bez ruchu, wygięta pod nienaturalnym i bardzo bolesnym kątem. Nie pamiętała, co spowodowało upadek, ale przyjrzawszy się z dołu wiszącej nad nią stromiźnie, powoli docierały do niej wydarzenia sprzed kilku godzin. Tak – godzin, patrząc na położenie słońca. Płonącego oka, przed którego spojrzeniem starała się umykać przez cały ten czas. Wszystko na marne. Przez jedno bezmyślne potknięcie.
Gdy spróbowała się poruszyć, jej kręgosłup nie oponował, ale kilka stawów strzeliło w wyrazie niezadowolenia. Ku jej zdziwieniu, nie stało jej się nic, czego nie umiałaby wyleczyć. Chyba nie złamała żadnej kości. Sprawdziła językiem zawartość pyska, ale zęby również były w komplecie. Poczuła jedynie ostry, żelazisty smak na dziąsłach.
sobota, 17 sierpnia 2024
Od Calem'a ciąg dalszy Atrehu | Naharys | Indiana ~ "Charakterni"
– Nie, tego tam, ciskającego gromy. - Calem usłyszał za sobą drwiący ton rudego basiora. Nie tylko on miał moc rażenia błyskawicami, tyle że ognistymi, od razu pojął, że chodziło o niego. Wycofał się i rzucił w Atrehu swe lodowate spojrzenie. Z nawiązką zwyzywał go równie zimnym tonem od bab i śmierdzących leni, którzy narzekają na swój los i czekają na zbawienie. Nie usłyszał bezczelnego prychnięcia Atrehu, zignorował je, dyskretnie wywracając oczami. I wyruszył w poszukiwaniu wiadra, do którego mogliby napełnić wodę i wzbogacić ją w środki czystości. I znalazł. Skryty był w mroku zapleśniałego schowka, a na jego dnie spoczywały zakurzone butelki z ciemnego, grubego szkła.
– Decardemulun - przeczytał szeptem basior i spostrzegł ledwo widoczny opis środka na pożółkłej, zdartej etykietce. Środek bakteriobójczy i grzybobójczy. Idealnie! W sam raz do zgrzybiałych fug między kafelkami. A reszta to jakieś środki wspomagające i pieniące. Calem wolał pominąć fakt, że zapach detergentów potrafił doprowadzić do anosmii. Chwycił za gruby rzemyk i powolnym krokiem zwrócił się ku basiorom. Nigdzie nie widział Indiany.
– Znalazłem! Są tam też jakieś dziwnie śmierdzące detergenty. Chyba z jakichś roślin.
Wyciągnął z dna wiadra wspomniane wcześniej detergenty i zostało jeszcze znaleźć jakiś kran z wodą. Najlepiej ciepłą. Calem pamiętał, że w takiej najlepiej detergenty potrafią się pienić. I o ile dobrze pamiętał, mijali jakiś po drodze, gdy ten przydupas Alfy, niech rozum miły będzie, ich tu wprowadził.
Naharys wydawał się mu w miarę odpowiedzialnym towarzyszem niedoli, więc jemu powierzył w opiekę detergenty, a Calem zaś cofnął się do początku lochów i jak przypuszczał, znalazł zainstalowany w ścianie zardzewiały kran, z jeszcze bardziej zardzewiałą szyjką. Podstawił pod nią wiadro, odkręcił z nieznośnym piskiem kran. Nic. Basior uniósł lekko brew, zakręcił i powtórzył czynność raz jeszcze. Dalej nic. Chwycił oparty nieopodal fragment złamanej miotły i postukał nią o szyjkę w nadziei, że coś, co blokuje dopływ wody wypadnie na zewnątrz. Pyłki rdzy i złuszczonej stali posypały się na ziemie, po czym podjął trzeciej próby odkręcenia wody. Dalej nic. Calem długo zduszał w sobie wściekłość, która narastała w nim z każdą chwilą oporu kranu, stukał w szyjkę cały czas, coraz to mocniej i zapalczywiej.
piątek, 9 sierpnia 2024
Od Naharys'a ciąg dalszy Midnight ~ "Nowy początek"
– Zajmiesz się tą znajdą! - z ust Alfy to brzmiało bardziej, jak rozkaz niż prośba. Naharys, choć miewał w życiu chwile kompletnego zadziwienia, nie poruszył ani jednym mięśniem twarzy. Choć bardzo tego chciał. Zostawił malca na chwilę samego, by mógł przedyskutować tę kwestię z przywódcą... i choć miał szczere chęci, klął pod nosem szeptem. Pierwszy raz go zobaczył, jak przemierzał leniwie leśną, niewyraźnie przysłoniętą paprocią dróżką. Poczuł go już z kilku sążni odległości, pomimo pomieszanych leśnych zapachów, jak perfumy ekskluzywnej markietanki.
– Wybacz Alfo, ale chyba się przesłyszałem - odparł z niedowierzaniem Naharys. – Jak to mam się nim zająć?
– No, chyba mówię wyraźnie - warknął Salem. – I powtarzać też nie mam zamiaru. A kiedy oprowadzisz go po terenach i jeśli uznasz, że jest gotów, wyszkolisz go, jasne?
– Myślę, że mam inne plany, niż niańczenie sierot.
Brew Salema uniosła się niebezpiecznie. Naharys zaklął powtórnie.
– Czy ty mi się właśnie sprzeciwiłeś?
~ Gdybyś nie był Alfą i żył na północy, nikt nie powstrzymałby mnie, bym powiesił Cię za gałęzie, jak suchą kukłę, zdarł skórę z pleców i zostawił na pożarcie krukom.
Naharys wziął jednak głęboki oddech i opanowawszy nerwowo spięte mięśnie, burknął pod nosem.
– Jak sobie życzysz...
– Tak też myślałem. Jeszcze kolejna sprawa. Będziesz za niego w całej rozciągłości odpowiedzialny.
sobota, 3 sierpnia 2024
Od Atrehu ciąg dalszy Naharys'a | Calem'a | Indiany ~ "Charakterni" [+12]
Gniew buzował we mnie. Byłem bliski wybuchu i tylko cud mógłby sprawić, bym powstrzymał się od zamordowania tego bursztynowego wilka i Salema przy okazji. Co dawało mu prawo, by nami tak pomiatać? To oni pierwsi zaczęli. I nijak nie dało się wyjść z tego bez walki. Co oni mają do nas — hybryd? Nie jesteśmy wcale tacy słabi jak rzeczą. Sam nie uważam się za potężnego, ale wiem, jak się bronić, używać swych umiejętności. Potrafię walczyć, a gdybym chciał, mógłbym ich zdominować głosem. ~ I jednocześnie ujawnić prawdę. ~ Cichy głos w głowie odezwał się nieproszony. Zacisnąłem wargi. Chciałem po prostu żyć, nie musieć obawiać się wiecznie o swoje bezpieczeństwo. Mieć pracę, stanowić część społeczeństwa. Pragnąłem nie być na każdym kroku opluwanym i wyzywanym za to, że po prostu istnieje! Czy to tak wiele? Za co jesteśmy zaganiani i krytykowani? Nie prosiłem się na ten świat. To moi rodzice postanowili się połączyć. A ja muszę płacić za ich decyzję. Ja oraz wielu innych w podobnej sytuacji.
– Ziemia do Atrehu, odezwij się! - z warkotem spojrzałem na Naharys'a. Z jego oczu bił zły blask. Nawet nie pytając, mogłem stwierdzić, że był tak samo zirytowany i zły, jak ja. Wydawał się być także zmartwiony. Chyba odleciałem na nieco dłużej. Westchnąłem ciężko, rozglądając się smętnie. Przed nami wiele godzin pracy. Siedzieliśmy w tym razem. I chyba czekała nas przeprawa przez mękę. – Grosik za twoje myśli?
piątek, 2 sierpnia 2024
Od Atrehu ciąg dalszy Tegai ~ "Blask wschodzącego słońca"
Nie wiedziałem dokładnie, czy moje rozumowanie było prawidłowe. Mogłem się przecież mylić. W końcu znalezienie źródła choroby nie należało do łatwych. Patrząc jednak na rosnącą liczbę zachorowań, wystarczyło znaleźć wspólny czynnik. Coś, z czego korzystało tak wielu i było łatwo dostępne. Wodopój wydawał się jedynym sensownym miejscem. Pili z niego wszyscy członkowie watahy, a także zwierzęta. Wystarczyło zatem ustalić, który z nich przenosił wirusy i czym było to spowodowane. Jeśli ktoś za tym stał... Jako wojownik watahy moim obowiązek było znaleźć tego osobnika. Jeśli się uda, przyprowadzę go żywego lub martwego do Alfy. Nie, żeby ten stary gbur przejmował się zaistniałą sytuacją, lecz tym razem powinien się tym zainteresować. Z pewnością byłby niepocieszony, gdyby nagle zabrakło mu łap i pysków do pracy. A także do jego ochrony. Zresztą nie tylko o niego chodziło, ale choroba mogła się rozwinąć i zabić także nastolatków lub szczeniaki! Bez ochrony, bez młodzieży — wataha byłaby skazana na zagładę!
— Czujesz ten dziwny zapach? - stanąłem nagle, słysząc pytanie wadery. Byłem tak skupiony na swoich przemyśleniach, że przeszedłem przez połowę docelowej odległości. Mój nos zaczął niuchać. Zmarszczyłem brwi. Wyłapywałem najrozmaitsze aromaty, lecz nie wyczułem niczego, co zwróciłoby moją uwagę.
— Nie, nie czuję niczego. Żywica, las, różne zapachy członków watahy.
— To nie to. Woń jest lekka, słodka i lekko drażni nozdrza. - wydawałoby się, że Tegaja czuje coś, czego ja nie byłem w stanie. Pytanie tylko, co było tak niezwykłego w... — Wydaje mi się, że znam odpowiedź... - Zieleń w jej oczach błysnęła. Źrenice powiększyły się ze strachu. Spojrzała na mnie z lękiem, uszy dając po sobie. Warga jej zadrżała. Zaintrygowany, podszedłem do niej.
— Co masz na myśli?
— To... niezwykle rzadka odmiana bluszczu wodnego. Przypomina nieco krwawnik. Nie barwi wody, lecz zmienia jego właściwości, a tym samym truje środowisko... - Tegaja dała mi chwilę na przyswojenie nowych informacji. Natychmiast zwróciłem uwagę na słowa: zmienia właściwości wody i truje środowisko.
— Myślisz, że właśnie ten bluszcz jest źródłem choroby? - zapytałem, niepewnie zerkając w stronę miasta. Jeśli ma rację, to mamy przerąbane.
— Ja... nie wiem na pewno. Mogę się mylić.
— Przypuśćmy, że jednak masz rację. Jak to znalazłoby się w naszym wodopoju? Wiesz coś o tej roślinie?
— Niewiele. Aczkolwiek wiem, że należy je zasadzić głęboko w ziemi i odczekać zimę, by na wiosnę wyrosły pierwsze kiełki. Rośnie dość powoli, ale już od małego wyrządza szkody.
— Zabójcza roślina, której nie wyczuwam. Rośnie pod wodą, więc jakim cudem czujesz się tak daleko od źródła?
— Niestety nie mam pojęcia. Ilekroć powieje wiatr, ta woń jest dla mnie wyczuwalna. Nie wiem jednak, czemu ty jej nie czujesz.