Odkąd jej matkę napadł jakiś zwyrodnialec, jej ojciec, Tiru, od dłuższego czasu nie opuszczał progu domu. Dowództwo nad swoim komandem buntowników przyznał jednemu z najwierniejszych - i co ciekawe - i najbrutalniejszych oficerów, jakich nosiła ta przeklęta ziemia. I to był jeden z powodów, dla których Atrehu nie pojawiał się w jej domu od tak wielu miesięcy. A gdyby tego było mało, ojciec udzielił jej niezłą reprymendę, bogatą w pikantne inwektywy, których sam Alfa nie powstydziłby się ich użyć. Wiedział, że Atrehu był w jej pokoju, bowiem rudy samiec zostawił na to zbyt wiele dowodów - między innymi woń na pościeli Itami, jak i na jej futrze. Gdyby miała choć odrobinę rozsądku, zagłuszyłaby na sobie zapach jednym ze swoich ziołowych olejków. No, ale jak to mówią miejscowi... mleko się rozlało.
— Czy już zapomniałaś, z kim zawiązałaś narzeczeństwo? Czy ty wiesz, ile znaczy twój związek z Sagelem dla całej walki? Nie mojej, ani nie dla tej całej przeklętej Watahy. Dla nas, mieszańców! W tym świecie nikt szacunku ani wolności nam nie zwróci po dobroci, dlatego musimy ją sobie wywalczyć, ale nie zrobimy tego sami, rozumiesz? Potrzebujemy armii, a ten związek nam ją zapewni.
— Tylko, że ja go nie chcę...
— Córko, ja nawet nie chcę tego słuchać. Jesteś za młoda, by wiedzieć, czego ty możesz chcieć od losu. Pozwól, że ci w tym pomogę.
— To ty nie wiesz, czego ja chcę, bo nigdy z mamą mnie o nic nigdy nie zapytałeś. Skąd o tym możesz wiedzieć?
— Zostałaś już obiecana Sagel'owi i nie zamierzam łamać danego słowa. - Tiru wymierzył w córkę palec lewej łapy, ale widząc jej zrezygnowane, poddańcze spojrzenie, zmienił nieco ton, ale twarz nadal pozostawała niewzruszona, kamienna i bezlitosna. — Minie trochę czasu, zanim przywiążesz się do Sagela. Czas sprawi, że go pokochasz i będziesz dla niego kochającą żoną. Ale jak to się mówi... po wielkiej burzy nadejdzie tęcza, ale także i ty musisz ją przeczekać, by ją ujrzeć, jasne? Nie mogę Ci jednak zakazać spotykania się z tym... samcem - Tiru ostanie słowo wypowiedział dość gniewnie, z wyraźnie zaciśniętymi zębami. — Jesteś bardzo młoda, ale też dorosła, więc jakiś rozum w sobie masz, by umieć dobierać sobie znajomych, ale... jeśli się dowiem, że Cię splugawił...
— Nie musisz dokańczać. Nie zrobił tego. Atrehu potrafi to uszanować, w przeciwieństwie do Sagela...
Następnego dnia nic nie zjadła. Nie miała ochoty. Tak samo, jak na jakiekolwiek rozmowy z rodziną. Wyszła bez słowa z trzaskiem drzwi i nawet nie zwróciła uwagi na wołania zmartwionego ojca. Dogonił ją w kilku susach i zatrzymał, chwytając ją stanowczo za ramiona.
— O co chodzi, Itami?
Doprawdy, czasami niedomyślność ojca doprowadzała Itami do płaczu. Odwróciła tylko wzrok i mruknęła pod nosem.
— O nic... Idę do pracy.
— To chociaż zjedz coś przed wyjściem.
— Nie mam ochoty. Już skutecznie i to mi obrzydziłeś, tato.
Nie miała zamiaru dziś iść do lecznicy, więc napisała do Amaru list z prośbą o zastępstwo - zapewne nie spodoba się mu to, na jaką sytuacją go teraz skazuje, ale nie obchodziło ją to. Jakoś nikt nie przejmował się jej uczuciami, dlaczego więc ona ma być tą gorszą? Być może to tylko jej wewnętrzne podszepty rozgoryczenia czynią z niej taką egoistkę...
Od dnia, kiedy widziała Atrehu po raz ostatni minęło półmiesiąca. Potrzebowała jakoś wypełnić pustkę, przytulić się, wypłakać i wyżalić jedynemu samcowi, który być może zrozumie jej bolączki i jakoś pocieszy. Zapukała do drzwi, dość nieśmiało i spokojnie, mając w nadziei, że jednak się nie spóźniła. Wojownicy zaczynali trening nieco później, z tego, co wiedziała z pewnych źródeł, ale zaczęła ją nękać pewna myśl, że mimo wszystko, Atrehu nie ma w domu. Dźwięk drapania pazurów, skrzypnięć paneli po drugiej stronie drzwi podniosły ją na duchu, poczuła tak dawno uśpioną radość i podniecenie. A kiedy w progu zobaczyła jego, ogon mimowolnie zaczął powoli, arytmicznie merdać, szorując nim po ziemi.
— Itami, to na prawdę ty?
— Czy przyszłam nie w porę? - zapytała dość niepewnie, mimo tego ogon nie przestawał merdać.
— Nie, skąd, wejdź proszę. Ojciec wie, że jesteś u mnie?
Prychnęła w myślach na wzmiankę o ojcu, ale samca obdarzyła jedynie zdawkowym, pozbawionym uśmiechu grymasem.
— Nie, powiedziałam mu, że idę do lecznicy. Nie musi wszystkiego wiedzieć. A do lecznicy nie idę, bo poprosiłam o zwolnienie na jeden dzień. Czy nie masz...
— Nie mam. Tak się akurat składa, że treningi mam dopiero po południu, więc... mam pół dnia do zmitrężenia z tobą. - Oznajmiwszy to, puścił waderze zawadiacko perskie oczko.
— Też mam taką nadzieję... - Atrehu chyba wiedział, co wadera zamierzała zrobić, bo gdy ta, próbując zrównać swoje usta z jego, ten objął waderę w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. Teraz to ona chłonęła wszystko, co samiec jej dawał, bo tego właśnie potrzebowała. Poczuć na sobie jego dotyk i wypełnić nim pustkę. Wbiła palce w gęste futro na karku Atrehu, który też korzystał z tego spotkania. Poczuła nawet w powietrzu zapach jego podniecenia.
— Tak bardzo mi Cię brakowało - wyszeptał jej do ucha, kiedy odsunął swój język od ust wadery.
Za oknem rozszalał się siarczysty mróz, płatki śniegu, które wielkością spokojnie mogły dorównać pociskom artyleryjskim, opadały niekiedy na szybę okna, a za nim rozciągał się obraz zamieci.
— No i jak nasz Alfa wyobraża sobie trening w taką śnieżycę? - skomentowała ten obraz i wróciła wzrokiem do basiora. Ten nie zareagował w żaden sposób, jedynie przypatrywał się oczom Itami z wyraźnym ciepłem w swoich.
— Yyym... mam coś na pysku?
— Nie, po prostu... cieszę się, że Cię widzę, Itami.
Gdyby teraz Itami spojrzała w lustro, ujrzałaby samą siebie, z płonącymi policzkami, czerwonymi jak dojrzałe buraki. Potem zorientowała się, że nadal obejmował ją w pasie, a ich ciała niebezpiecznie ocierają się o siebie przy najmniejszym ich ruchu. Tak, stanowczo brakował jej bliskości, pomyślała i chwila moment zapomniała o wszechogarniającym ją przygnębieniu od samego rana.
Minęło tyle czasu i tylko przez chwilę poczuła się lepiej. Odzyskała smak do jedzenia, zwłaszcza gdy jadła z Atrehu to, co sama z nim ugotowała. W jego nowo zdobytym mieszkaniu, które jak się okazało, było dość przestronne. I jak się też okazało, mieściło w sobie aż trzy paleniska! Jedno w salonie, który połączony z jadalnią, wypełniony był wpadającym przez wschodnie okno złocistym światłem słońca. Drugie mieściło się w sypialni basiora, która równie co salon, była jasna, sprawiała wrażenie idealnego miejsca, gdzie można odciąć się od reszty świata. W ostatnim, ulokowanym w kuchni, tańcował ogień i lizał jęzorem skórę świeżo upolowanego królika, rumieniąc ją i przypiekając idealnie ze wszystkich stron. Wytapiał tłuszcz, który drobnymi kroplami skapywał na rozgrzane kamienne płyty, skwiercząc donośnie. Atrehu gotował, Itami przyprawiała, nucąc pod nosem jakieś zasłyszane w przeszłości melodyjki i wtedy wpadł jej do głowy pewien pomysł.
— Atrehu? - odezwała się po chwili. Samiec pojawił się obok. Musiał wyczuć w jej tonie niepewność, bo chwycił Itami za łapę i pokrzepiająco zamknął delikatnie w uścisku swojej. W porównaniu do jej, jego była ogromna.
— Nauczysz mnie... kurcze, ale to zabrzmi głupio... - zdała sobie sprawę, że się rumieni.
— Spróbuję nie paść ze śmiechu - odparł żartobliwie, ale moment złapał fason i spokojnie dodał. — Mów śmiało, Itami.
— Nauczysz mnie polowania? - Wydała z siebie jednym tchem.
Muszę przyznać, że w tamtym momencie Atrehu zdziwił się nie na żarty. Pewnie przypuszczał, że każdy psowaty, z przodka, praprzodka, zdolności łowieckie zakodowane miał w genach. Uwarunkowane instynktem przetrwania, a w gruncie rzeczy, powinna to być rzecz naturalna, tak oczywista, że aż niemożliwa do wyplenienia. A mimo wszystko siedząca obok, zakochana w nim po uszy Itami była kompletnym beztalenciem w tej dziedzinie.
— Yhmmm, no dobrze. Ale... od czego chciałabyś zacząć? W szkole nikt nie uczył cię podstaw?
— Uczył... - burknęła pod nosem niezrozumiale. Wstydziła się spojrzeć mu w oczy. — Ale... nauczyciele załamywali przy mnie łapy, gdy starali się mi wpoić jedną i tę samą rzecz po tysiąc razy. Nie potrafiłam zapamiętać ruchów, pozycji ani wychwycić momentu, kiedy zacząć pościg. Już pominę fakt, że byłam przez to obiektem drwin, ale... pomyślałam, że skoro przy tobie czuję pełną swobodę, zapominam o blokadach i... no wiesz... chciałabym spróbować nauczyć się czegoś od ciebie. Co ty na to?
— Wiesz, Itami, że dla ciebie, to mogę nawet kamienie nauczyć gadać, ale... jest jedno "Ale". Nie jestem ulgowym nauczycielem - zrozumiała, że to był żart, bo usta zaczęły wykrzywiać się w delikatny uśmiech. A potem puścił Itami oczko.
— A ja obiecuję, że będę twoją pilną uczennicą. A przynajmniej postaram się nią być.
— Na pewno będziesz. Dopilnuję tego. - I kolejne oczko.
— Na prawdę? - Skierowała oczy na usta Atrehu. Nadal się uśmiechały, spod warg wyglądały zaś fragmenty białych kłów. Przygryzła lekko dolną wargę, a samiec, jakby rozumując ten mimo wszystko odruchowy gest Itami, pocałował ją. ~ On to chyba lubi... - pomyślała i zamknęła oczy, rozkoszując się chwilą.
*
Mimo umówionego miejsca i czasu nauki polowania, okazji nie dane było się nadarzyć. Czekała może godzinę, półtorej, a być może i dwie godziny, lecz samiec nie stawił się na miejscu. Z początku myślała, że mógł wystawić ją do wiatru, ale natychmiast odrzuciła od siebie to przeczucie. Atrehu przez ten czas wyrobił sobie u niej opinię sumiennego, poważnego, dojrzałego i przede wszystkim odpowiedzialnego samca - prędzej mogłaby zrozumieć, że stało się z nim coś poważnego, ale nijak nie potrafiła sprawdzić, co takiego.
— Nie odwołałby spotkania ot tak, bez uprzedzenia - odezwała się Muiri chwilę po tym, jak Itami wróciła do domu i opowiedziała jej o tej dziwnej sytuacji. Jej mina również wyrażała podejrzenia, że cała ta sprawa śmierdziała problemami na kilometr. To się nawet może zgadzać. Napastnik, który zaatakował Zuri, nadal szwenda się bezkarnie na wolności, słyszała nawet o kilku napaściach. Polował głównie na wadery, które w jakimkolwiek stopniu wykazywały w wyglądzie mieszane geny. Modus operandi był też niezmienny - ofiary, które natknęły się na zwyrodnialca, zazwyczaj kończyły martwe bądź ledwo żywe, brutalnie pobite i poranione, ze śladami tortur i ranami ciętymi na różnych częściach ciała. Jego modus operandi nie uwzględniał gwałtu, ale czyżby napastnik zdobył w sobie tyle zuchwałości, że spróbowałby zaatakować sprawnego fizycznie, dorosłego basiora jakim był Atrehu? Wszak ów samiec też nie miał zbyt czystych genów, mimo jego wilczej postury i wzrostu. I siły.
— Myślisz, że ten zwyrodnialec mógłby coś mu zrobić? - dopytała Muiri. Itami wiedziała, że jej kochana siostrzyczka była wobec Atrehu nieco uprzedzona, ale w jej tonie dało się wyczuć nutkę niepewności. Za krótko jednak znała rudego samca, że wyciągała same negatywy. Itami była innej myśli. Chociaż raz w życiu tej dobrej.
— Nie. Co do tego, jestem bardzo spokojna. - odpowiedziała po chwili milczenia Itami. — Poza tym nie jest przecież sam.
I tutaj też miała na myśli towarzystwo, w jakim obracał się rudy samiec. Nie znała go za bardzo, ale miewała ku temu wiele okazji, by wiedzieć, że to dobry żołnierz. Krótko mówiąc, Naharys był jego dodatkową siłą, z którą powinien się liczyć nawet Alfa Salem. Aż trudno jej było pojąć, że jeszcze istnieją czystokrwiste wilki, które akceptują nas, mieszańców - brudasów, jak się mówi pokątnie o hybrydach - i traktują, jak równych sobie. Nie znała go zbyt dobrze, ale wiedziała, iż ta znajomość to cenny skarb.
— Czasami i to nie wystarczy - oznajmiła po chwili namysłu Muiri. Itami uniosła lekko brew, zerknęła z ukosa na siostrę i nie mogła uwierzyć w jej nagły przepływ pesymizmu. A zazwyczaj to ona w rodzeństwie była tą pozytywnie nastawioną, choć zdawała sobie sprawę, że incydent z matką odcisnął na niej piętno. Tak, jak na Itami. Do dzisiaj czuła żal i nieznośne napięcie na wspomnienie ran, sińców, jakie zadał jej napastnik w akcie brutalnego ataku. I ten plugawy napis "zdrajczyni rasy" wycięty jakimś ostrym narzędziem. Te wspomnienia były dla sióstr solą w świeżej ranie, ale starały się jej nie rozdrapywać, ciesząc się, jak Zuri z dnia na dzień wracały siły i co najważniejsze... zdradziła ich ojcu wygląd napastnika. Tiru pozostało jedynie zapolować na tego zamachowca. I wymierzyć sprawiedliwość. Taką, jaką wymierza się według praw wojny. Siostry nagle usłyszały w dole jakiś harmider. Trzask otwieranych gwałtownie drzwi, które uderzyły o framugę, podniosły baryton ojca, który wrzeszczał na kogoś. A kiedy Itami dosłyszała arogancki i oślizgły ton Sagel'a, sierść zjeżyła się jej na karku.
— Nie przychodzimy, by walczyć. - odezwał się kolejny, dość dobrze znany głos. Głos, który sprawił, że serce Itami momentalnie stanęło na pół sekundy, a potem poczęło przyspieszać w przepływie radości na jego dźwięk.
— Czego zatem chcesz?! Nie dość, że namieszałeś mojej córce w głowie, to teraz śmiesz mi się pokazywać na oczy?!
— Sprawdźmy, co się tam dzieje, bo się pozabijają - rzekła Muiri, a Itami ruszyła za jej przykładem i razem opuściły pokój, skierowały się ku schodom w dół. Kiedy usłyszała głos Atrehu, miała wielką ochotę skakać z radości, być może to dlatego, że jest cały i zdrów. I że nie widziała go tyle czasu, gdy....
Gdy nagle ujrzała coś zakrwawionego, włochatego i przerażającego. Tym czymś była odcięta głowa, leżąca u łap ojca i podejrzliwie przyglądającemu się jej Sagela. Itami po chwili wychynęła zza pleców Tiru i ujrzała Atrehu, stojącego na sztywnych, napiętych łapach i dumnie uniesioną głową, który bez cienia strachu wiercił jej ojca wzrokiem. Nie zauważył jej, bo zaczął kontynuować swą mowę.
— Przynoszę łeb sprawcy ataku na Zuri, a także informację o lokalizacji i słabych punkach pozostałych zamieszanych w to osobników. - Wypowiedział jednym tchem, a jego słowa były dokładnie wyważone i przemyślane. Tiru najwyraźniej nie wiedział, co poczynić z oczami, bo przeskakiwały one, a to na odcięty łeb zamachowca, a to na jego zabójcę.
Itami zaś przyglądała się zastygłym, pozbawionym płomyków życia, mętnym oczom basiora, z wyszczerzonymi kłami i agonalnym bólem, wymalowanym na pysku. Brązowe futro, wciąż poplamione juchą, było zmierzwione... i nie mogła uwierzyć, miała coś takiego przed sobą. A potem Atrehu ją przyuważył.
— Itami?
— Nie odzywaj się do niej! - parsknął Sagel, ale Tiru powstrzymał go łapą.
— Spokojnie, Sagel. A ty, młodzieńcze, podejdź tutaj. Tak, ty też. - zwrócił się do drugiego wilka, trzymającego się z tyłu. Był to Naharys we własnej osobie. Dwójka basiorów weszła środka, powoli, kopiąc przy tym odcięty łeb. Przypadkowo czy nie, tego Itami już nie wiedziała, ale jedno wiedziała na pewno. Atrehu wyglądał przerażająco. Zacięta determinacja w oczach, pewność siebie i śmiertelna powaga odbijały się w jego oczach, jak szkiełka w blasku słońca. Był ranny. Zakrzepła krew na rudym futrze odcinała się wyraźnym, ciemnym szkarłatem, zlepiła je, mieszała się ze świeżą - a więc to znaczy, że do walki doszło niedawno. Itami cofnęła się, ale Tiru stał jak wryty, dumnie wyprostowany, jak na dowódcę przystało, mierzył Atrehu i wchodzącego za nim Naharysa wyważonym spojrzeniem. A potem zwrócił się do niej i Muiri.
— Itami, Muiri, przygotujecie naszym gościom coś do picia? A potem muszę z nimi poważnie porozmawiać.
Siostry spojrzały znacząco na siebie, bez słowa wzruszyły ramionami i spełniły prośbę ojca. Po chwili Itami podsunęła Atrehu parującą herbatę, dyskretnie sycąc się jego zapachem... nieprzyjemnie zmieszanym z krwią. Był ranny za lewym uchem i trochę pobijany w okolicy ramion i grzbietu. Nadal jednak nie wiedziała, co miała myśleć o tej odciętej głowie. ~ Byłbyś w stanie zrobić coś takiego, Atrehu? Był zwyrodnialcem, czy też nie, zasługiwał przecież na sprawiedliwy wyrok. Kiedy Muiri w milczeniu podsunęła herbatę Naharysowi, ten wdzięcznie podziękował jej kiwnięciem głową, Tiru wyprostował się w swoim siedzeniu i powiedział łagodnym tonem.
— Muiri, zabierz siostrę do pokoju. Chciałbym porozmawiać z naszymi gośćmi na osobności. Ciebie, Sagel, to nie dotyczy.
Samiec zerknął na dowódcę, kiwnął głową i równie jak on, wyprężył się, jak surykatka. Mierzył Atrehu wstrętnym spojrzeniem. Wadery nie zamierzały jednak posłuchać. Wspięły się po schodach na górę, Muiri otworzyła drzwi, ale nie weszła do środka. Trzasnęła nimi, co miało w mniemaniu samców oznaczać, że mogli już zająć się rozmową.
— Otóż... - zaczął Tiru. Itami stanęła obok Muiri, nadstawiając uszu. — Nie wiem, co tobą kierowało, Atrehu... dobrze mówię?
— Tak - odparł Atrehu.
— Nie wiem, co tobą kierowało, by schwytać prześladowcę na własną łapę, ani czemu chcesz wspomóc mojej sprawie.
— To bardzo proste - odpowiedział. Atrehu przybrał wtedy dość spokojny, lecz nadal mocno poważny ton. — Mam dość życia w napięciu i martwienia się o siebie, tylko dlatego, że...
— Jesteś inny, niż reszta czystokrwistych? - Wszedł mu w słowo Tiru.
— ... Nie robię tylko dla siebie, mimo, że już sam kilka razy zostałem zaatakowany. Wkurza mnie już ta cała nienawiść wokół. Zależy mi też na bezpieczeństwie Itami...
— Bzdura! Tylko ja ją mogę obronić! - warknął wściekle Sagel. Itami wytężyła słuch. Posłyszała głośne prychnięcie Atrehu, przerywające chwilową ciszę. — Tylko ja wiem, jak to zrobić!
— Ty? Nie nadajesz się nawet do tego, by przepuścić szczeniaki przez drzwi, a co dopiero chronić Itami. Zapomniałeś już nasze spotkanie, kolego?
— Pamiętam! Jak bezczelnie zostawiłeś na niej swój smród...
— A ty próbowałeś ją uderzyć za domniemaną zdradę...
— To prawda, Sagelu? - wtrącił się Tiru, już nieco podniosłym tonem.
— Dowódco, ten szczeniak kłamie! - warknął Sagel.
— Ciekawe. Jak również kłamię o tym, że pognałeś do swego dowódcy i poskarżyłeś się, jakie manto ode mnie dostałeś? Gdybyś miał choć odrobinę honoru, pogodziłbyś się z porażką.
— Mącisz Itami w głowie. Z początku uważałem Cię za intruza, zagrożenie, które należy zlikwidować. Ale jakie z ciebie zagrożenie dla Itami, która już częściej zaczęła się uśmiechać, nie potrafi o nikim innym mówić, tylko o tobie. Teraz już nie widzę, byś chciał krzywdy kogokolwiek z mojej rodziny, ba! Udowodniłeś nawet, że byłby z ciebie bardzo dobry żołnierz w moich szeregach.
— Panie, on nie zasługuje...
— Milcz. Przyniósł głowę zwyrodnialca, który napadł na matkę twojej narzeczonej. To ty powinieneś był to zrobić, nie on. A międzyczasie, ty wałęsasz się po moim domu i nie zrobiłeś kompletnie nic. Poza tym próbowałeś skrzywdzić moją córkę i dałeś się pokonać. Jaki ty masz dowód na to, że jesteś godzien?
— Mogę udowodnić tu i teraz! - wysyczał jednym tchem Sagel. - Z chęcią pokonam tego szczeniaka i to jego łeb postawię tu przed tobą.
— Jedno lanie Ci nie wystarcza? Serio, musisz dostać drugie, by zrozumieć, że jesteś nic niewartym niedorostkiem? - Prychnął Atrehu.
— Dowódco, proszę, pozwól mi! - krzyknął Sagel. W tonie zamarła nagła pewność siebie i arogancja samca. Teraz już tylko brzmiało błaganie i uległość. Czegoś takiego Tiru nie mógł puścić płazem.
— Ale na co mam Ci pozwolić? Obijanie sobie pysków i wzajemne lżenie to nie żaden dowód na męstwo. Idź, Sagelu, i udowodnij mi, żeś godzien mojej córki.
— Przysiągłeś mojemu ojcu! Twoja córka w zamian za jego armię!
— Coś ty powiedział? - wysyczał Tiru. Groza i zimna bezwzględność przyprawiła o ciarki Itami, aż futro na karku stawało dęba. Następnie padł dźwięk przywodzący na myśl plaśnięcie w policzek otwartą łapą. — Powinienem cię za tę niesubordynację ściąć! Ale przez wzgląd na dozgonną przyjaźń z twoim ojcem, nie zrobię tego, szczeniaku! Wynoś się i wróć gdy zmężniejesz, i gdy zasłużysz na miano partnera dla mojej córki.
Nie widziała Sagela, ale oczami wyobrażała go sobie; potwornie wkurzonego, bliskiego furii, który ze świstem wypuszczał powietrze przez zaciśnięte zęby. Potem dźwięk spontanicznych kroków w stronę wyjścia. Drzwi się otworzyły. Trzaśnięcie. Cisza.
A Itami zaś nie mogła w to uwierzyć. Czy wygnanie Sagel'a z domu oznaczało jednocześnie zerwane zaręczyny? Bo co innego mogło to oznaczać. A to też wiąże się z tym, że Atrehu może być blisko niej. Nawet jeszcze bliżej. Tyle myśli i mnóstwo pytań. Żadnych odpowiedzi, których chciałaby usłyszeć od ojca. I przy okazji, Atrehu nie musiałby już się wzbraniać przed...
— Czy podoba Ci się moja córka, Atrehu? - zapytał po chwili Tiru, przybierając już spokojniejszy ton. I znowu cisza. Itami przypuszczała, że dla Atrehu odpowiedź jest oczywista, ale zdała sobie już sprawę, że za bardzo unosi się dumą, myśląc w taki sposób. I zbeształa się za to w myślach. Ale... tyle razem przeszli, mimo że krótko się znali. Zaledwie parę dni. Ale przeżywali wspólne smutne, jak i te wzbogacone o seksualne igraszki sytuacje, które już powinny coś znaczyć.
— Tak, Itami jest zdecydowanie warta grzechu. I zasługuje na to, co najlepsze. I na kogoś, kto obdarzy ją uczuciem i bezpieczeństwem. I choć miałem ku temu, aż dwie okazje, nie splugawiłem jej. Potrafię ją uszanować, zadbać jak o swoją i sprawić, że przy mnie obudzi się w niej pewność siebie.
— Zauważyłem. A teraz idź do niej. Widzę, żeś nieźle poharatany, a ona będzie wiedzieć, co z tobą zrobić. No jazda. Śmierdzisz krwią. A co do ciebie... - pewnie zwrócił się do dotychczas milczącego Naharys'a, ale nie mogła już dłużej przysłuchiwać się rozmowie, bowiem doszły ją już pierwsze kroki zbliżającego się ku schodom Atrehu. Siostry czym prędzej czmychnęły do pokoju.
— Słyszałyśmy waszą rozmowę - podjęła po chwili Muiri. Atrehu podniósł wzrok na waderę, ze zdziwieniem podniósł brew. — Dałeś popalić.
— Daj spokój - skomentowała Itami.
— No co? Prawdę mówię.
— Powiedział to, co myślał - usprawiedliwiła go Itami, a w sercu zaś dziękowała samcowi, że odważył się stawić czoła Sagelowi. Już go tu nie ma, mogła w końcu poczuć ulgę i spokój domowego zacisza. Sagel to wszystko zagłuszał i powodował, że przez każde jego spojrzenie przeszywały ją nieznośne dreszcze. — A rozmowa z ojcem poszła mu nad wyraz dobrze. Rzadko kto wytrzymuje z nim konfrontację.
Obie siostry zachichotały.
— Dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem Atrehu. — Nie był dla mnie surowy ani wulgarny.
— Chodzi nam o jego wzrok. Potrafi przyprawiać o ciarki.
— Ja jakoś tak nie odczułem. - przyznał Atrehu i wrócił wzrokiem do poczynań Itami, która owijała bandażem, nasączonym olejkami okolice zadrapań po pazurach zamachowca.
— Idę sprawdzić, co u mamy - poinformowała Muiri i zbliżyła się do drzwi, lecz zanim je otworzyła, zwróciła wzrok ku parze. — Tylko bez igraszek, dobrze?
I z tymi słowy rzuciła Atrehu wymowne spojrzenie, wraz z wysoko uniesioną brwią. I wyszła z pokoju.
Zostali sami.
— O co chodzi twojej siostrze? Nie rozumiem, czemu tak po mnie jeździ... - skomentował Atrehu.
— Ona już taka jest, musisz jej to wybaczyć. Potrafi być perfidna i przebiegła, ale to dobra siostra. Nie narzekam na nią. W końcu to z nią przeżyłam całe dzieciństwo i to ją trzymałam się najbliżej. Brat był zajęty swoimi sprawami. Nauka i treningi zabierały mu cały dzień, a teraz dumny jest, że jest czujką. Lubi tę pracę. Tata, no cóż... rzadko bywał w domu, bo toczył tę swoją wojenkę po lesie, w trakcie gdy mama zastanawiała się, czy jeszcze wróci do domu żywy. Gaspar pod nieobecność ojca był głową rodziny.
— A ty wyrosłaś na dobrą medyczkę. Widzę, że lubisz to robić.
Itami zaśmiała się pod nosem, to było jak melodia dla Atrehu, bo spojrzał na nią sugestywnie. Później spojrzała na zmierzwione futro samca. Wyjęła z torby na udzie - nigdy się z nią nie rozstawała - grzebień - z tym też - i zaczęła je doprowadzać do porządku długimi, powolnymi pociągnięciami.
— Pamiętasz? Tak właśnie przypieczętowaliśmy naszą znajomość. I pomyśleć, że zaledwie wtedy byliśmy dla siebie obcy.. a teraz. Najlepsi przyjaciele. - powiedział z uśmiechem Atrehu.
— I nie żałuję tej przyjaźni - stwierdziła bez zastanowienia Itami, obserwując jak rude, gęste włosie prześlizguje się między zęby grzebienia. Zastanawiała się też, zerkając na basiora, jakby zareagował, gdyby wyznała mu, że dla niej jest kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Ostatnie wydarzenia, jakie przeplatały się między nimi, mogłyby wysunąć wniosek, że ich znajomość wytacza się na granicę przyjacielstwa a miłości. Ona popróbowała jego, on spróbował ją, więc praktycznie jedno zna każdy centymetr ciała drugiego, i na odwrót. I bardzo chciała, by te ciała splotły się całość w miłosnej igraszce na zaścielonym futrami łóżku. Nie tylko z ciekawości.
— Nie żałujesz? - powtórzył, jakby niedosłyszał. Na ustach Atrehu uśmiech zakreślił się jeszcze szerzej, aż spod warg wychynęły fragmenty kłów, białych jak śnieg. — A nie pożałowałabyś gdybym... no wiesz. Zastąpił Sagela?
— W żadnym wypadku. - upuściła grzebień. Powiodła wzrokiem za nim. Upadł u łap Atrehu, który chciał go podnieść, ale Itami chciała być szybsza. W jednej chwili ich łapy zetknęły się ze sobą, jakby sam los chciał, by połączyły się w dotyku. Zerknęli na siebie i momentalnie zaśmiali się wesoło.
Po chwili zastanowienia, Itami stonowała uśmiech, schowała grzebień z powrotem do torby i spojrzała basiorowi w oczy.
— A co do zamachowca... był straszny. Ale jeszcze straszniejsze było to, że... noo. Zabiłeś go.
— Żałujesz go? Poza tym to nie ja go zabiłem, mimo, że byłem blisko. To Naharys poderżnął go, jak prosiaka na ruszt.
— Mimo wszystko nie przyszło wam do głowy to, że upodobniliście się do niego? Zasługiwał na sprawiedliwy wyrok.
Samiec poderwał brew ze zdziwienia.
— No nie, Itami, ty tak na poważnie? Miał okazję by stanąć przed Alfą za swoje zbrodnie. Ale Salem ewidentnie wolał wsadzić mnie za rzekome wszczynanie burdy, a mordercę wypuścić, by mógł zaczajać się na swoje ofiary. On polował głównie wadery, które po spotkaniu z nim, w ogóle ich nie przypominały. On ich ciała masakrował, jak rzeźnik w szlachtuzie rozbierający wieprza na półtusze. Ten zwyrodnialec nie powinien był dłużej oddychać tym samym powietrzem. Nie mogłem liczyć na prawo, więc sam wymierzyłem sprawiedliwość. Ja i Naharys. Czy teraz rozumiesz, że nie tylko mi zależy na bezpieczeństwie. Ja to też zrobiłem dla ciebie, bo martwię się o ciebie. Ten drań mógłby skrzywdzić nie tylko ciebie, ale i twoją siostrę. Za to, że według takich, jak on, nie macie czystej krwi.
— To dlatego nie pojawiłeś się na lekcji polowania? Bo cię zamknęli w lochu?
Atrehu kiwnął głową.
— Rozumiem. No dobrze, to w takim razie...
— Jutro. O tej samej porze. Tym razem obiecam przyjść.
— Obiecasz? Na potrząśnięcie łapą?
— Na potrząśnięcie łapą.
I według zamierzonego rytuału, przypieczętował obietnicę, złożoną Itami, chwytając za jej łapę, splótł palce z jej palcami, potrząsnęli razem delikatnie łapami.
— Uroczyście przysięgam, że stawię się na miejscu. Dla ciebie. 2822
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz